Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 1.25 | Malinka i jej sprawca

Nie wiem jak to zrobiłam, ale rozdział ma prawie 4 tysiące słów 😂 Wygląda na to, że krótkie rozdziały mi nie pykają XD

Ps. Za wszytkie błędy przepraszam!

Enjoy!

----------------------------------------

Obudziłem się rano, a właściwie to w południe, słońce mocno świeciło, jego promienie ogrzewały moją twarz, przez co było mi okropnie gorąco. W dodatku moja głowa pękała, nigdy w życiu nie czułem takiego bólu, jak teraz.

I zupełnie nic nie pamiętałem.

Już nigdy w życiu nie wypiję tak dużej ilości alkoholu. Przyrzekłem to sobie.

Usiadłem powoli z grymasem na twarzy po długim czasie tępego wpatrywania się w sufit. Jęknąłem i położyłem dłoń czole z przymkniętymi oczami. Na co mi to było?

Westchnąłem ciężko, schodząc z łóżka i wlokąc się powoli do łazienki, postanawiając wziąć w niej gorący prysznic na ożywienie się.

Bez patrzenia na siebie w lusterku zdjąłem bokserki, nie miałem pojęcia co stało się z moimi ubraniami z imprezy. Chyba nie chciałem wiedzieć.

Wszedłem do kabiny, gdzie siedziałem pod lejącą się wodą do momentu, gdy całe moje ciało nie pomarszczyło się. Przez ten czas usilnie próbowałem sobie cokolwiek przypomnieć, jednak bez skutku, ponieważ żadne obrazy z mojego wyjścia nie napływały mi do głowy.

Wyszedłem z kabiny odrobinę lepiej się czując. Wiedziałem, że prysznic dobrze mi zrobi.

Gdy sięgnąłem po ręcznik, poślizgnąłem się, ale w ostatniej chwili udało mi się złapać umywalki. I to wtedy uniosłem wzrok.

Wyglądałem jak wrak. Oczy przekrwione i zaczerwienione, blada twarz. Cholera, było źle.

Spojrzałem niżej i wstrzymałem oddech zauważając na szyi ogromnego rozmiaru malinkę. Kurwa, to wyglądało tak jakbym dostał z całej siły piłką do tenisa!

Przejechałem po niej opuszkami palców z niedowierzaniem, następnie moją twarz wykrzywił grymas bólu, to cholerstwo dawało popalić... Tylko kto jest tego sprawcą?

Pokręciłem głową i unikając już dalszego patrzenia w lustro, obwinąłem ręcznikiem swoje biodra, wracając do pokoju, gdzie ubrałem luźne dresy po wysuszeniu ciała. Potem opuściłem pokój i zszedłem na parter, gdy do mojego nosa doleciał zapach smażonych jajek.

- Dzień dobry - mruknąłem bez życia do Grega, mijając go. Wziąłem wodę z cytryną i tabletki przeciwbólowe, które musiał wcześniej mi przygotować.

Ten wtedy spojrzał na mnie i westchnął głośno niezadowolony z tego w jakim stanie właśnie byłem.

- Mam nadzieję, że to jedyny raz, gdy doprowadziłeś się do tego stanu - mruknął, wracając wzrokiem do jajecznicy, która skwierczała i niesamowicie pachniała - Inaczej będę musiał powiedzieć to mamie -

- Nie! - krzyknąłem i skrzywiłem się - To nie będzie potrzebne. Już nigdy więcej nie wezmę do ust alkoholu - wymamrotałem i popiłem tabletkę, zaraz potem, siadając przy stole. Położyłem na nim głowę, zamykając oczy.

- Mam nadzieję, że ten raz był wystarczającą nauczką dla ciebie -

- Oj, tak zdecydowanie. Tym bardziej, że nic a nic nie pamiętam i nawet nie wiem jak dotarłem do domu - westchnąłem ciężko odchylając się do tyłu, by oprzeć plecy o oparcie krzesła.

- Zupełnie nic nie pamiętasz? - Greg nałożył na talerze gotową jajecznicę oraz bekon i położył je na stole, przy którym usiadł naprzeciwko mnie.

- Nic a nic - przysunąłem do siebie sporą porcję jajek i bekonu, Greg zawsze nakładał mi dużo jedzenia na talerz, bo wiedział, że je kocham.

Brat zmarszczył brwi, patrząc chwilę na danie przed sobą, następnie jednak przenosząc dziwne spojrzenie na mnie, dzięki któremu miałem wrażenie, że zrobiłem coś głupiego po powrocie do domu.

- Właściwie to nie dziwię ci się, że nic nie pamiętasz - westchnął.

Skrzywiłem się.

- Ale, cholera, żeby aż tak? Powinienem pamiętać cokolwiek, a tu tylko początek imprezy- mruknąłem marudnie i zacząłem dzióbać jajecznicę.

- Tak to jest jak się za dużo wypije, braciszku, sam przez to kiedyś przechodziłem - uśmiechnął się w końcu, co słabo odwzajemniłem.

- Wiem. Pamiętam jak się rozbijałeś, kiedy wracałeś -

Potrząsnął głową.

- Ah, te młodzieńcze lata -

Zaśmiałem się cicho.

- Oj tak, zdecydowanie jak dla ciebie młodzieńcze czasy - powiedziałem nieco złośliwie.

- Uważasz że jestem aż taki stary? - udał oburzonego, na co parsknąłem.

- Skądże znowu - wywróciłem oczami - Co robiłem po powrocie do domu? -zmieniłem temat, przechylając lekko głowę na bok.

Zapadła cisza, oboje patrzyliśmy sobie w oczy z uwagą i widziałem jak brat waha się przed powiedzeniem czegokolwiek. Czułem dziwne napięcie i stres, czekając na jego odpowiedź.

- Rozbijałeś się - powiedział w końcu.

- Byłem sam? - zmarszczyłem brwi w konsternacji.

Nie mówił nic przez chwilę, a potem westchnął cicho.

- Tak -

Odetchnąłem z ulgą i wstałem z krzesła po tym jak zjadłem wszystko. Wziąłem talerz, który zaniosłem do zlewu, gdzie go umyłem.

- To dobrze - powiedziałem bardziej do siebie. Cieszyłem się, że nie robiłem niczego dziwnego z drugą osobą w tym domu - Myślałem, że narobiłem sobie wstydu - mruknąłem.

- Nie, nie - głos Grega był rozbawiony, na co ponownie tego południa zmarszczyłem brwi.

- Mam nadzieję, że mówisz prawdę, inaczej zamorduję - odwróciłem się do niego przodem, opierając tyłem o blat kuchenny z założonymi rękami na klatce piersiowej.

- Oczywiście - zaśmiał się, dojadając swoje śniadanie.

- Nie chciałbyś brata za kratami - uśmiechnąłem się.

- Mogłoby być zabawnie - stwierdził, gdy udawał zamyślonego. Parsknąłem na to.

- Tatiooooo! Tatiooooo! - Theo zaczął krzyczeć z góry, a wtedy Greg westchnął ciężko.

- Idę do tego szaleńca - mruknął i wstał - Jeśli będziesz miał ochotę na dokładkę, to po prostu sobie weź i odgrzej - podszedł z talerzem, wsadzając go do zlewu za mną.

- Później z chęcią wezmę - powiedziałem mu z lekkim uśmiechem - Wielbię twoją jajecznicę, zwłaszcza bekon -

Wywrócił oczami.

- Nie podlizuj się - potargał mi włosy przed pójściem do pokoju gościnnego.

Poprawiłem swój nieład na głowie, odepchnąłem się od blatu i poszedłem do salonu, gdzie usiadłem na kanapie, włączając plazmę. Rozsiadłem się wygodniej, oparłem głowę o oparcie, a nogi założyłem na stolik do kawy z cichym westchnięciem. Przymknąłem powieki, czując nagłe zmęczenie i kiedy miałem już zasypiać, zadzwonił mi telefon. Jęknąłem cicho, ból głowy znów dał o sobie znać.

Wyciągnąłem smartfona z kieszeni i nie patrząc kto dzwoni, odebrałem chcąc mieć za sobą jak najszybciej rozmowę.

- Tak? -

- Staaaaaary, zabij mnie - Louis jęknął głośno do słuchawki, na co się skrzywiłem.

- Ciszej, człowieku - syknąłem.

- Umierasz ze mną? -

- Taaaa - westchnąłem i położyłem dłoń na głowie. Zamknąłem znów oczy, gdy po drugiej stronie usłyszałem parsknięcie.

- Mogłem się tego spodziewać -

- Co? -

- Piłeś jak nienormalny - zachichotał cicho - Pewni ludzie mają na ciebie zły wpływ - zażartował.

- Zupełnie nic nie pamiętam - bąknąłem.

- Nie dziwię ci się - stwierdził - Choć powiem Ci, żebyś żałował, wymiatałeś.

- O nie - jęknąłem głośno, przecierając twarz dłonią - Co robiłem?

- Może na razie nie będę cię denerwował, kochanie -

Sapnąłem zły.

- Już to robisz, do cholery! - wykrzyczałem.

- Bądź. Ciszej - syknął.

Wywróciłem oczami, wstając z kanapy i prawie wywalając się na podłogę.

- Kurwa - wymamrotałem, prostując się.

- Przyjedź i pomóż mi sprzątać - wypalił nagle z błaganiem w głosie. Uniosłem brew na jego słowa, idąc do swojego pokoju na górę.

- Dobre żarty - prychnąłem i wszedłem do środka pomieszczenia o szarych ścianach i podszedłem do łóżka, na którym położyłem się z wbitą twarzą w poduszkę - Ledwo się ruszam -

- Więc nie powiem ci z kim robiłeś niestosowne rzeczy...byłbyś bardzo zaskoczony, gdybyś wiedział -

- Pieprzony szantażysta - wymamrotałem niewyraźnie.

- Tylko dla ciebie -

Przekręciłem się na plecy, zaczynając patrzeć z przygryzioną wargą na sufit.

- A ktoś jeszcze będzie? - spytałem cicho.

- Chodzi ci o Zayna? - słyszałem jak się uśmiecha. Miałem mu ochotę za do przywalić, chyba za dużo sobie wyobraża.

Prychnąłem.

- Oczywiście, że nie - tak. Cholera.

- Nie będzie go, miał przyjść, ale wyskoczyło mu coś nagłego - powiedział nie zważając na moją odpowiedź, westchnąłem ciężko - Oj nie załamuj się, zobaczysz go jutro w szkole - zaszczebiotał.

Nie miałem zamiaru się z nim kłócić, dlaczego odpowiedziałem tylko:

- Dobrze, będę za godzinę -

-
-
-

W poniedziałek Louis przyjechał po mnie pół godziny wcześniej niż zazwyczaj. Był podekscytowany, gdy próbował mnie dobudzić - wciąż miałem cholerny problem po alkoholu, czułem się totalnie chory i bez życia.

Kiedy mu się to udało próbowałem wyciągnąć z niego informacje, których nie chciał mi i tak wyjawić. Kazał mi się szybko szykować do szkoły, bo musieliśmy być wcześniej. Powiedział mi tylko, że czekała niespodzianka, co właściwie mnie niepokoiło, ponieważ zawsze, gdy mówił "niespodzianka" później "cierpiały" co najmniej trzy osoby, cóż. Nie chciałem być jedną z nich.

Nawet nie zjadłem śniadania, Louis zaraz po tym jak się ubrałem i spakowałem, wyciągnął mnie z domu, wpychając na przedni fotel obok kierowcy. Prawie moje oko spotkało się ze sprzęgłem. Chciałem go zamordować.

Wsiadł do jeepa i ruszył jak wariat z piskiem opon, nie czekając aż zapnę pasy. Kurczowo trzymałem się fotela, patrząc na przemierzaną drogę, błagałem w myślach, by już być w szkole, cały i zdrowy, i jak najbardziej żyjący.

Na parkingu byliśmy dwadzieścia osiem minut przed tym jak zazwyczaj przyjeżdżaliśmy tutaj na lekcje. W wypełnieniem ulgi wysiadłem z auta, zaciągając się świeżym powietrzem, podczas gdy Tomlinson ruszył do budynku szkoły z szerokim uśmiechem, wcześniej zamykając przyciskiem w kluczykach swoje cacko.

Dogoniłem go z bladą twarzą, poprawiając pasek od torby na ramieniu.

- Jesteś szalony - bąknąłem pod nosem, idąc z nim ręka w rękę - Jeszcze raz wywiniesz taki numer, a przysięgam, że ręce i nogi ci z dupy powyrywam -

Zachichotał kręcąc głową i spojrzał na mnie z ciągłym uśmiechem na twarzy.

- Jesteś staroświecki -

- Zachowaj tą cienką cipostę dla siebie - mrużyłem na niego oczy - Szaleniec -

- Oj, skarbie, nie było tak źle - zaśmiał się znów, ma co wywróciłem oczami.

- Nie mów tak do mnie - burknąłem, krzyżując ręce na torsie. Louis wydał wtedy rozmarzone westchnięcie, patrząc w niebo.

- Musisz wyluzować - powiedział w końcu i spojrzał na mnie ze złośliwym błyskiem w oku - Zayn powinien ci obciągnąć, żebyś nie był taką sknerą. Myślę, że z chęcią by to zrobił dla swojej księżniczki -

Na moich policzkach pojawiły się mocno czerwone rumieńce po słowach Louisa. Uderzyłem go mocno w ramię, czując jak zażenowanie i złość rozpływa się w moim ciele. A najgorsze było to, że mój kutas drgnął w spodniach.

- Cholera z ciebie! - sapnąłem i przyspieszyłem kroku, wchodząc po chwili do budynku szkoły. Parterowy korytarz był prawie opustoszały, jedyne niewielka grupa ludzi stała przy parapecie we wnęce, gdzie przeważnie zawsze przebywaliśmy z Louisem na przerwach. Nie wydawali się mieć żadnego problemu po imprezie Louisa, widziałem jak szaleli w jego willi. Zazdrościłem im, najchętniej wróciłbym do domu, żeby pójść spać.

Podszedłem do szafki i otworzyłem ją, by włożyć do niej torbę z książkami, które były mi na wczoraj potrzebne. Wziąłem fizykę i zamknąłem drzwiczki trochę zbyt mocno, przez co wydały głośny, nieprzyjemny dźwięk, raniący moje uszy.

Wzdychając cicho, odwróciłem się, by iść do wnęki, a wtedy podskoczyłem z piskiem, kiedy przede mną nagle wyrósł Louis. On oczywiście zaczął się śmiać.

- Jestem aż taki straszny? - uniósł brwi.

- Tak, cholera - wymamrotałem, trzymając dłoń w miejscu, gdzie znajduje się serce. Naprawdę mnie wystraszył.

- Coś ty taki strachliwy?- szturchnął mnie w bok.

- Nie jestem strachliwy, mówiłem już, że to ty jesteś straszny - mruknąłem.

Wywrócił oczami i złapał mnie za rękę, ciągnąć w stronę części dla wuefistów, gdzie wciągnął mnie do ich pokoju. Spojrzałem na trenera Cornera, który wstał na nasz widok, właściwie to mój, na co zmarszczyłem brwi zdezorientowany.

- Dzień dobry, trenerze! - Louis przywitał z szerokim uśmiechem starszego mężczyznę - Przyprowadziłem Nialla, tak jak pan prosił - poklepał mnie po plecach.

- Dzięki wielkie - podziękował z uśmiechem, pierwszy raz widziałem jak to robił, zupełnie inaczej wyglądał...tak...milej.

- Um - odkaszlnąłem, patrząc raz na Louisa raz na trenera - Nie chciałbym być niemiły czy coś...ale co tu się dzieje? - bąknąłem pod nosem skonsternowany.

- Louis ci nie powiedział? - nauczyciel uniósł brew. Pokręciłem głową, na co westchnął - Mogłem się spodziewać - spojrzał na Tomlinsona gniewnym spojrzeniem.

- No co? - położył dłonie na biodrach - Lubię jego minę, kiedy jest niepewny i przestraszony - wyszczerzył się.

- Powie mi ktoś w końcu o co chodzi? - westchnąłem.

- Tak, oczywiście...Louis zostaw nas samych - machnął na niego ręką, by odszedł, więc szatyn to zrobił. Mężczyzna znów spojrzał na mnie - Klapnij sobie, Horan - kiwnął na drugi fotel, gdy siadł na tym pierwszym, kładąc łokieć na stoliku, gdzie leżał kubek z kawą.

Usiadłem na jego prośbę, odwracając się przodem do nauczyciela. Patrzyłem na niego wciąż i gdy w końcu odchrząknął, czułem dziwny stres. Nie wiem co zrobiłem złego, że kazał Tomlinsonowi po mnie przyjść.

- Więc o co chodzi? - bawiłem się palcami pod stołem z nerwów.

- Pewna osoba ze mną rozmawiała na twój temat - zaczął, a ja zmarszczyłem brwi jeszcze bardziej zmieszany.

- Nic nie zrobiłem... -

- Nie o to chodzi - usiadł wygodniej - Rozmawiałem z nim na temat drużyny i dopuszczenia Cię do niej...

- Oh - szepnąłem pod nosem - I co związku z tym?

- Ta osoba podała bardzo dużo dobrych argumentów, dlaczego warto Cię przyjąć i cóż - odkaszlnął - Przekonał mnie -

Mrugałem szybko, patrząc na ścianę z twarzą bez wyrazu. Co chwilę analizowałem jego słowa, a kiedy dotarł o mnie ich sens, poderwałem się z miejsca.

- O tak, kurwa! - wyrzuciłem ręce w powietrze.

- Język! -

- Cholera, przepraszam...uhm cholera...um przepraszam - mruknąłem zaczerwieniony zajmując miejsce na fotelu.

- Tak więc wracając... chciałbyś dołączyć do szkolnej drużyny?

Na moje usta wpłynął szeroki uśmiech, gdy kiwałem energicznie głową.

- Tak, oczywiście, że tak! - zacisnąłem dłonie na udach z podekscytowania.

Trener wziął kubek z kawą i napił się z niego, mając zawieszone spojrzenie na półce z piłkami do siatkówki. Po chwili zaczął kiwać głową. Przeniósł wzrok na mnie.

- Jeśli zobaczę, że się obijasz, wylecisz - powiedział, zachowując poważną minę.

- Czyli...- zawahałem się - Jestem w drużynie? - uniosłem brwi.

Uśmiechnął się.

- Tak -

Wypuściłem drżący oddech, odwracając się przodem do ściany, by oprzeć z impetem plecy o oparcie fotela.

- Cholera - mruknąłem pod nosem, czując w środku szczęście. Moje marzenie zaczyna się spełniać - Nie mogę w to uwierzyć -

- Lepiej to zrób, jutro jest trening i chcę Cię na nim widzieć, Horan - odłożył kubek na stolik - A teraz wynocha - zaśmiał się.

- Tak, już, już - wstałem - Dziękuję bardzo, trenerze - uściskałem jego rękę, gdy wstał w celu odprowadzenia mnie do drzwi. Podeszliśmy do nich razem, otworzyłem je i opuściłem pokój wuefistów.

Spojrzałem ostatni raz na pana Cornera, przez chwilę wahałem się, by zadać mu jedno pytanie, jednak w końcu wydusiłem je z siebie.

- Kto pana przekonywał? - przyglądałem mu się uważnie.

- Nie mogę tego wyjawić - powiedział spokojnie z dłońmi włożonymi w kieszenie sportowej bluzy.

- To był Zayn, prawda? - spytałem niepewnie.

Trener patrzył na mnie, zastanawiając się czy wydać mi tę informację, w końcu po krótkim wahaniu się na jego twarz wszedł uśmiech, który był wystarczającą odpowiedzią na moje pytanie.

- Idź już do kolegów, Horan - powiedział - I pamiętaj, jutro trening, punkt szesnasta - mruknął przed zamknięciem drzwi.

Stałem jeszcze przez chwilę pod pokojem, nie myśląc o niczym, zawiesiłem się po tym jak moje ciało oblała silna fala ciepła, gdy już wiedziałem kto załatwił mi bycie w drużynie. Musiałem podziękować Zaynowi, to wiele dla mnie znaczyło.

Potrząsnąłem głową i w końcu ruszając się z miejsca, wyszedłem z części sportowej szkoły, gdzie pod ścianą czekał na mnie Louis.

Ale nie był sam - obok niego stali Bryan, który udzielał się w rozmowie z szatynem. I Zayn, będący stroną bierną w tym zgrupowaniu, stał oparty o żółtą ścianę i trzymał telefon w dłoni, jednak na razie nic na nim nie robiąc. Jego wbite spojrzenie w wyświetlacz było bez żadnych emocji, jakby był zwykłym posągiem, nie ośmielił się ruszyć.

Podszedłem do nich powoli, wsadzając ręce w przednie kieszenie spodni. Moje oczy były ulokowane na Maliku, nawet nie próbowałem zmienić punktu swoich obserwacji, bo wiedziałem, że to by nie wypaliło. Zayn był jak magnez, przyciągał mnie do siebie na wszelkie sposoby i właściwie zauważyłem to teraz, w najmniej odpowiednim momencie. To było złe, nie chciałem się angażować emocjonalnie w nic związanego z mulatem, ponieważ relacje z nim to zwyczajny zakład - wygram go i odetnę się od tego chłopaka. On przynosił same problemy, których nie chciałem mieć.

Odchrząknąłem, a wtedy wszyscy skupili na mnie uwagę, zwłaszcza Zayn, przez co poczułem jak na całym ciele pojawia się gęsia skórka.

Gdy uniósł głowę od razu zauważyłem podbite oko, które było mocno sine. Nie wiedziałem co o tym myśleć, mówiono o Zaynie różne rzeczy, zwłaszcza to, że często bierze udział w bójkach, ale mimo wszystko zmartwiłem się jego stanem. Jego twarz nie wyglądała zbyt dobrze.

- Uhm, hej wam - powiedziałem niepewnie, patrząc w oczy Zaynowi. Widziałem jak ciężko przełyka ślinę, albo jak w jego spojrzeniu było coś na podobieństwo stresu, ale to wręcz absurdalne...bo to ten sam Zayn, który nie ma uczuć.

- Hej - mruknął i wrócił spojrzeniem na telefon, zaczął coś na nim robić.

Przeniosłem wzrok na Bryana, nie chcąc by Malik pomyślał o mnie jako cholernym stalkerze.

- Jak po imprezie? -

- Jezu, stary, umierałem - powiedział donośnie i skrzywił się na samo wspomnienie.

- Nie ty jeden - parsknąłem, przecierając twarz dłonią i wtedy spojrzałem ukradkiem na Zayna, na którego ustach widniał dziwny uśmiech.

- Z czego się tak cieszysz, huh? - Tomlinson szturchnął go, także zauważając uśmiech, w wyniku czego Malikowi wypadł już rozbity telefon z rąk i w tym momencie dostałem jakiegoś olśnienia, przypominając sobie, że to ja mu go rozwaliłem.

- Mógłbyś być ostrożniejszy, do cholery - powiedział z grymasem

Zamrugałem szybko patrząc na Zayna.

- I tak już jest rozwalony, daj spokój -

- Ciekawe czemu - bąknął do siebie, sięgając po jeszcze bardziej rozwalone urządzenie, przez co dekolt jego koszulki odsunął się pokazując blade obojczyki, a na nich malinki. To spowodowało, że kolejne wspomnienia napłynęły do mojej głowy.

- Kurwa - wymamrotałem. To niemożliwe!

Zayn uniósł głowę, a jego spojrzenie natrafiło na moją twarz.

- W porządku? - jego brew wystrzeliła do góry.

Przełknąłem z trudem ślinę, moje ręce pociły się przez zdenerwowanie w moim ciele i nie mogłem zupełnie nad tym zapanować, choć próbowałem.

- T-tak - odkaszlnąłem - Znaczy tak - powiedziałem pewniej.

Kiwnął głową ze zrozumieniem i wyprostował się, mając na twarzy grymas. Dlaczego miałem wrażenie, że przez to w był jest stanie nie przyszedł nam pomóc w sprzątaniu u Louisa w domu?

- A z tobą wszystko okej? - spytałem zanim zdążyłem się powstrzymać, ten w połowie mojego zdania kiwał głową, na co zmarszczyłem brwi w zdziwieniu. Jego zachowanie było niepokojące - Jesteś pewien? - mruknąłem nieprzekonany.

- Powinieneś trochę przystopować z imprezami - powiedział do Louisa, od razu zmieniając temat, by nie być w centrum uwagi.

Westchnąłem ciężko zrezygnowany, oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy w próbie przypomnienia sobie czegokolwiek więcej z imprezy.

- Niby czemu? - spytał zdezorientowany Louis.

- Bo poniektórzy na nich w końcu nie wytrzymają - powiedział złośliwie i jego uśmiech był taki sam, gdy na niego spojrzałem.

Tomlinson uśmiechnął się rozbawiony.

- Ah, już wiem o kim mówisz - mruknął i spojrzał na mnie, na co wywróciłem oczami.

- Ha, ha - powiedziałem sarkastycznie.

Zayn zaśmiał się cicho pod nosem. Na jego ustach błąkał się szczery uśmiech, który był naprawdę imponujący i piękny.

Po chwili do Malika dołączyli chłopaki i miałem szczerą ochotę ich walnąć w twarz.

- Nie gadam z wami - bąknąłem pod nosem i odwróciłem się do nich tyłem.

- Oj, skarbie, nie denerwuj się! - wykrzyknął Bryan i klepnął mnie w tyłek, wywołując u mnie pisk zaskoczenia. Odwróciłem się do niego przodem, uderzając go pięścią w ramię.

- Otrząśnij się - powiedziałem z uśmiechem.

- Zaraz wrócę, idę do łazienki - odezwał się znów Malik. W jego głosie słyszałem nutę złości i nie miałem pojęcia o co mu chodziło.

- Okej - mruknął Tomlinson.

Spojrzałem przez ramię na mulata, który odchodził do łazienki szybkim krokiem. Zmrużyłem oczy patrząc na jego plecy i w końcu ruszyłem za nim, podczas gdy chłopaki zaczęli zawzięcie rozmawiać o następnej imprezie. Musiałem wyciągnąć od Zayna informacje z ostatniej, ponieważ nie dawało mi to spokoju.

Wszedłem za Malikiem do łazienki, biorąc wcześniej głęboki wdech w celu chociaż minimalnego uspokojenia się.

- Musimy pogadać - powiedziałem od razu po znalezieniu się w środku.

Chłopak odwrócił się do mnie na początku z zaskoczonym wyrazem twarzy, potem jednak zmienił go na poważny, marszcząc brwi.

- Nie mamy o czym - mruknął. Oparł plecy o ścianę, chowając ręce do przednich kieszeni jego czarnych i bardzo ciasnych spodni, w których jego nogi wyglądały idealnie i... Cholera, nie o tym teraz mowa.

- Oczywiście, że mamy o czym - wysyczałem, czując nagły przypływ złości. Zayn zacisnął szczękę nic nie mówiąc, więc postanowiłem kontynuować - O imprezie. Mam pewne przebłyski, ale to mnie nie zadowala, dlatego chcę, żebyś powiedział mi co tam się stało - zażądałem.

Chłopak parsknął, czym zdenerwował mnie bardziej. Zacisnąłem dłonie w pięści.

- Nic się nie stało. Odpuść - przechylił lekko głowę na bok, uważnie mnie obserwując.

- Nie kłam, Zayn - wywróciłem oczami - Wiem, że coś się stało, a to mówi samo za sobie - wskazałem na swoją szyję w miejscu, gdzie widniała wielka malinka.

Przygryzł wargę patrząc na siny ślad i westchnął ciężko.

- Stało się i co z tego? - uniósł brew.

- Nic chyba - zmieszałem się - Ale jak to się stało, że byłem z tobą? -

Wywrócił oczami.

- Podszedłem do ciebie - mruknął - Chciałem zabrać Cię do domu - powiedział zirytowany.

- Co było dalej? Wiem tyle, że rozbiłem ci telefon i zrobiłem malinkę - powiedziałem nieco ciszej, czerwieniąc się i spuszczając wzrok - Chyba nie zrobiłem czegoś głu...

- Nic więcej nie musisz wiedzieć - wciął mi się w zdanie.

Spojrzałem znowu na Malika, następnie podchodząc i przyciskając go do ściany.

- Wydaję mi się, że muszę - warknąłem zaciskając dłonie z przodu jego koszulki - Też brałem w tym udział, poza tym wykorzystałeś sytuację, że byłem pijany -

- Żartujesz sobie? - syknął zły - Sam się do mnie kleiłeś! Sam klękałeś przede mną! -

- Ale ty pierwszy mnie pocałowałeś, o ile dobrze pamiętam to jeszcze u Louisa w domu - przycisnąłem go mocniej - I wtedy byłeś pewny, że nie będę pamiętać, a kiedy jestem trzeźwy, nawet nie miałbyś odwagi tego zrobić! -

- To nieprawda - bąknął pod nosem, patrząc na mnie.

- Ta, jasne -

Sapnął i przycisnął mocno wargi do moich. Nie zastanawiając się długo zacząłem oddawać pocałunek, który zainicjował.

Przyciągnął mnie do siebie, kładąc dłonie na moich pośladkach, które mocno ścisnął, by usłyszeć jęk wychodzący z moich ust, był on głośny, lecz stłumiony wargami Zayna.

Chłopak zamruczał zadowolony dociskając biodra do moich, podczas gdy ja stałem na palcach z zarzuconymi rękami na jego szyi.

Nagle Malik nas obrócił i to teraz moje plecy były mocno przyciskane do zimnych kafelek na ścianie, w wyniku czego po raz kolejny uciekł mi głośny jęk, gdy rozchyliłem usta, co Zayn wykorzystał wsuwając język pomiędzy moje wargi i tracąc całkowitą kontrolę nad sobą razem ze mną.

Oddawałem zachłannie pocałunek, co chwilę trącając językiem ten mulata. Ledwo nadążałem, było trudno złapać mi jego rytm, ale mimo wszystko nie wydawał się być tym zawiedziony, wręcz przeciwnie.

Jedną dłoń wplotłem w czarne włosy, ciągnąć je u podstawy głowy, gdy słyszałem ciche jęki Zayna.

Rozkręcałem się z każdą chwilą coraz bardziej, by czuć przyjemność i dawać ją także chłopakowi, którego mocno całowałem niemal miażdżąc mu usta.

Wsunąłem dłoń z przodu spodni Zayna, czując jak bardzo był twardy i chcąc słyszeć ciągle jego jęki, które zdążyłem za bardzo polubić, zacząłem masować go przez bokserki.

Malik zastygł w miejscu z opartym czołem o moje, zamkniętymi oczami i rozchylonymi ustami, z których uciekał szybki oddech.

- Coś nie tak? - przygryzłem wargę, obserwując z uwagą jego rysy twarzy, które były w tym momencie łagodne i niespotykane u niego.

Oblizał powoli usta i pozwolił swoim powiekom unieść się odrobinę, by spojrzeć następnie na moje napuchnięte usta.

- Sprowokowałeś mnie - mruknął cicho zachrypniętym głosem, wywołującym ciarki biegnące od góry kręgosłupa po sam jego dół.

- Ja? - wydyszałem - Skądże - starałem się powstrzymać uśmiech, który chciał wpłynąć na moją twarz.

- Cholerny manipulator - jego kąciki ust drgnęły ku górze, przez co nie byłem w stanie dłużej powstrzymywać się przed wygięciem warg.

- Nigdy w życiu - zachichotałem cicho pod nosem i nachyliłem się, łącząc nasze usta. Byłem pewien, że Zayn zacznie znów mnie całować, ten jednak szybko się odsunął.

- Nie możemy - wymamrotał, zaskakując mnie tym całkowicie.

- Co? - wykrztusiłem - Teraz tak nagle nie możemy? Dlaczego?- wychrypiałem.

- Po prostu nie możemy - wymamrotał ze spuszczonym na podłogę spojrzeniem.

- Jesteś jakiś nienormalny?- syknąłem - Najpierw mnie całujesz bez opamiętania, a teraz nie możesz? Pojebało Cię?! - popchnąłem go.

Zayn zacisnął usta w cienką linię.

- Daj mi spokój - warknął, obrócił się na pięcie i wyszedł szybko z łazienki, zostawiając mnie samego z cholernym problemem w spodniach.

- Tchórz! - krzyknąłem za nim, następnie siadając na podłodze z ciężkim oddechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro