| 1.14 | Przeprosiny
Zayn patrzył na mnie dłuższą chwilę aż w końcu odetchnął.
- Dzięki -
- Więc? - skrzyżowałem ręce na klatce, patrząc na niego uważnie. Starałem się ukryć zainteresowanie i ciekawość, nie musiał tego widzieć.
Zayn złapał moje ramię i pociągnął mnie do budynku. Szedłem za nim ledwo dorównując jego krokowi. Próbowałem się wyrwać, ale nic z tego. Mimo to że ostatnio sporo schudł wciąż był silniejszy ode mnie. Jak to możliwe?
- Gdzie mnie ciągniesz? - spytałem niezadowolony, spuszczając głowę, kiedy szliśmy przez korytarz na parterze. Każdy kogo mijaliśmy patrzył na nas i to było krępujące.
Dlaczego nie mogli zająć się swoimi sprawami?
- Nie będę z tobą rozmawiał przy innych - powiedział oschle. Jego słowa mnie zabolały, chciał mnie przeprosić a tymczasem dodawał drewna do ognia? Przecież to bez sensu, nie potrafiłem zrozumieć jego rozumowania.
- To nie rozmawiaj - bąknąłem zły.
- Zamknij się - Malik wepchnął mnie do nieczynnej od dwóch lat łazienki, wchodząc zaraz po mnie. Było cicho, a to raniło moje uszy i w dodatku sprawiało, że czułem się coraz bardziej spięty.
Odwróciłem się przodem do Zayna od razu napotykając jego oczy, które intensywne wlepiał w moją osobę. Oparłem się bokiem o zimną ścianę, obłożoną płytkami, czekając aż zacznie mówić.
Chłopak przeczesał dłonią włosy i westchnął ciężko, chwilowo się krzywiąc.
- Przepraszam, okej? Czuję się źle z tym, że wymyśliłem taki durny żart i... -
- To był twój pomysł!? - krzyknąłem z niedowierzaniem. Spodziewałem się tego po Camronie, ponieważ mnie nienawidził, a ja jego. Ale Zayn? - Co ja Ci zrobiłem, że zechciałeś mi zniszczyć życie!? - moje oczy gwałtownie zaszły łzami. Nawet nie próbowałem ich powstrzymywać.
Zayn zrobił krok do przodu, wyciągając dłoń w moją stronę, kiedy zaszlochałem. Odskoczyłem natychmiast.
- Niall... - zaczął błagalnie.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnąłem cofając się do momentu, gdy moje plecy zderzyły się z drewnianymi belkami, umocowanymi do ściany.
Westchnął ponownie.
- Ja...po prostu...chciałem Cię ośmieszyć, bo...kurwa -
- To dlatego, że prawie mnie pocałowałeś? - palnąłem nie myśląc nad tym. Przyznał mi rację skinięciem głowy - Żartujesz? - wykrztusiłem - Ośmieszyłeś mnie przed wszystkimi, bo dzieje się z Tobą coś, czego nie rozumiesz?! - pociągnąłem nosem.
- Nic się ze mną nie dzieje - syknął, jego oczy nagle pociemniały, a mina stała się ostra. Przełknąłem ślinę, kiedy był niebezpieczne blisko mnie.
- Dobrze wiesz, że to gówno prawda, Zayn - szepnąłem patrząc mu w oczy, które były kilka centymetrów od moich. Zacząłem szybko oddychać, nie potrafiąc zapanować nad swoim lękiem.
- Nie jestem pierdolonym lachociągiem, Horan -
- I jeszcze mnie obrażasz? - uniosłem brwi, mówiąc szeptem. Nie mogłem użyć normalnego tonu, bałem się - Chyba nie myślisz, że przyjmę twoje przeprosiny?
Zacisnął usta w cienką linię.
- Po prostu to zrób! - krzyknął, a wtedy się wzdrygnąłem - Nie masz pojęcia jakie to dziwne uczucie...Nie chcę tego - powiedział spokojniej.
- Wyrzuty sumienia, huh? Mam przyjąć twoje beznadziejne przeprosiny, żebyś czuł się czysty?
Przytaknął. Miałem ochotę znów mu przywalić, ale ręka którą zrobiłem to wcześniej, bardzo bolała. Nie jestem stworzony do bójek.
- Daj mi spokój - szepnąłem i odepchnąłem go, później mijając. Złapał moją rękę, wiec spojrzałem na niego załzawionymi oczami.
- Proszę Cię - powiedział błagalnie, mając takie same spojrzenie - Usunąłem filmik, powiedziałem innym, by dali ci spokój...przyjmij te cholerne przeprosiny.
Westchnąłem cicho.
- Nie, Zayn -
- Niall, kurwa! - popchnął mnie tak mocno, że wpadłem na zabite deskami drzwi, a następnie upadłem na kolana. Skrzywiłem się, gdy Zayn podszedł do mnie i złapał za koszulkę, stawiając mnie na nogi. Rozpłakałem się na dobre. Bałem się go. Po prostu.
Patrzył na mnie dłuższą chwilę, aż jego spojrzenie złagodniało. Odwrócił wzrok, nie mogąc już na mnie patrzeć.
- Przepraszam - szepnął i puścił moją koszulkę. Chwilę później wyszedł z nieczynnej łazienki, zostawiając mnie roztrzęsionego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro