xiii. it's my birthday
Tell them that it's my birthday, when I'm partying like that.
– Nie waż się jej wypaplać, bo cię zabiję, rozumiesz? – zagroził Michael, widząc jak Luke z ekscytacji niemal podskakiwał w miejscu. Wyglądał, jak mały chłopczyk, który właśnie zabierał się do otwierania największego świątecznego prezentu.
Urodziny Daisy wypadały za trzy dni i Michael spytał Luke'a, czy mógłby urządzić jej przyjęcie w przedszkolu. W sumie to miało sens, bo wszystkie dzieci mogłyby uczestniczyć w wydarzeniu, a Mike nie musiałby się obawiać, że coś w domu Luke'a ulegnie zniszczeniu. Teraz już dokładał się do czynszu, odkąd otrzymał swoją pierwszą pensję, więc trochę uważał ten dom za swój.
Luke z kolei był zachwycony pomysłem i jak na młodą dekoratorkę wnętrz i panią od kateringu w jednym przystało, już zaczął wszystko planować, zanim Michael dokończył swoją prośbę.
– Na pewno załatwię mnóstwo balonów z helem, jakieś wstążki, duży napis nad wejściem i... o! Tort, ogromny tort. Najlepiej kilkuwarstwowy. A każda dziewczynka dostanie tiarę...
– Co to jest tiara? – spytał Michael zrezygnowanym głosem, mogąc tylko przyglądać się Luke'owi, robiącemu notatki. Pogarda z jaką blondyn spojrzał na niego po zadanym pytaniu aż zaskoczyła Michaela.
– To taka jakby korona, którą nosisz bardziej jak opaskę do włosów. Zrobiłeś mi w niej kiedyś zdjęcie. To ozdoba – prychnął i wrócił spojrzeniem do zeszytu.
– Ależ z ciebie gej – mruknął Michael ze śmiechem i pocałował Luke'a w czubek głowy, następnie zostawiając go samego z całym planowaniem, w którym Mike nie był zbyt dobry.
~ * ~
Na szczęście wszystko udało się utrzymać w tajemnicy i kiedy w czwartek Michael odwoził Daisy do przedszkola, dziewczynka jeszcze nic nie wiedziała. Dopiero, gdy weszli do środka, a wszystkie dzieci, Luke, Calum i Ashton wyskoczyli ze swoich ukryć, krzycząc "niespodzianka," Daisy przypomniała sobie, że ma urodziny. Była tak zachwycona, jak jeszcze nigdy w życiu. Biegała od jednej osoby do drugiej i prawie wpadła na górę prezentów, jednak Calum w ostatniej chwili złapał ją za szlufkę przy spodniach.
– I jak ci się podoba? – spytał Luke, podchodząc do Michaela, który z uśmiechem na ustach przyglądał się swojej siostrzyczce. Cała sala była sprzątnięta z zabawek, wszędzie latały kolorowe balony z podobiznami różnych postaci z bajek, pod sufitem powieszone były różowe wstążki, na stoliku stały wszelakie przekąski i soki do picia, znalazło się również kilka atrakcji dla dzieci. Luke przeszedł samego siebie.
– Może być – rzucił Michael, zarabiając lekkie uderzenie w bok od blondyna. – Żartujesz? Daisy wygląda tak, jakby trafiła do nieba za życia. Nawet nie wiem, jak ci za to podziękować.
– Ja chyba wiem – mruknął Luke i oparł głowę na ramieniu Michaela.
– Kto by pomyślał, że jesteś taki ochoczy? – zaśmiał się Mike, jednak poczuł dreszcz, przechodzący po jego ciele. Więź między nim i Lukiem codziennie stawała się silniejsza, ale również nieco się zmieniała, w zależności od tego, jak bardzo oni przekształcali swój związek. W zasadzie można było powiedzieć, że byli już na etapie pary, ale Michael nie lubił myśleć o Luke'u jako o swoim chłopaku, ponieważ blondyn był dla niego kimś o wiele ważniejszym.
– Czas na tort, a potem prezenty! – zawołał Ashton, wzbudzając falę entuzjazmu u małych dzieci. Jedna z kucharek wwiozła do pomieszczenia stoliczek na kółkach, na którym stał czterowarstwowy tort. Każda warstwa miała inny kolor; kolejno niebieski, różowy, zielony i na samej górze biały. Wokół na bokach pokazane były przygody Alicji w Krainie Czarów. Na górze to, jak wpadła do króliczej nory, później zjedzenie ciasteczka i wypicie napoju, przechodzenie przez maleńkie drzwi, poznanie Kapelusznika, Gąsienicy, bliźniaków i Królowej Kier.
– Michael, ja mam urodziny za trzy miesiące. Chcę identyczny tort, ale niech Alicja ma mniej ciuchów – rzucił Calum, uśmiechając się głupkowato. Ashton szturchnął go lekko, zaś Michael wywrócił teatralnie oczami. Daisy wręcz piszczała z zachwytu. Mike musiał ją podsadzić, by mogła zdmuchnąć świeczki, ale potem była zbyt podekscytowana prezentami, by chociaż dokończyć swoją część tortu.
Od Michaela dostała wymarzoną płytę Sleeping With Sirens i kilka innych drobiazgów, które uznała za najcudowniejszy prezent świata. Potem przeszła do kolejnych, a Michael przyglądał jej się z drugiego końca sali, dopóki znów nie podszedł do niego Luke.
– Wyglądasz na zamyślonego – stwierdził, obejmując chłopaka ramieniem. Mike westchnął i odruchowo przysunął się bliżej Luke'a.
– Ma już siedem lat. Jest taka duża – powiedział raczej nieprzytomnym tonem, jakby myślami był daleko stąd. Luke spojrzał na niego z zaskoczeniem i zaśmiał się cicho.
– Chyba dopiero siedem. Mike, wyglądasz tak, jakby zaraz miała pójść na studia i się wyprowadzić. To jeszcze dziecko.
– Wiem, nie chodzi o to. Po prostu... przetrwałem już siedem lat, Luke. Ona z każdym dniem robi się starsza, a ja boję się, że nawet nie zauważę, kiedy dorośnie. Stanie się jeszcze inteligentniejsza, zacznie zadawać pytania. Zobaczy, że wychowywał ją ktoś, kto jest nikim. Zobaczy nas razem. Wiem, że teraz jej to nie przeszkadza, a nawet wręcz przeciwnie. Poza tym uczę ją bycia tolerancyjną, ale skąd mogę wiedzieć, że za parę lat nie zacznie patrzeć na te sprawy inaczej? Wiem, że to głupie, bo faktycznie ma dopiero siedem lat, ale kiedy już zacząłem się nad tym zastanawiać, nie mogłem przestać – wyznał Michael, po czym spojrzał w niezwykle niebieskie oczy Luke'a i uśmiechnął się lekko. Nie obchodziło go to, że wybiegał myślami w przyszłość, chociaż nawet nie wiedział, czy Luke będzie mógł to wszystko zobaczyć. Mike miał nadzieję, że tak.
– Daisy jest wspaniałym dzieckiem i jestem pewien, że nigdy nic, co ma związek z tobą, nie będzie jej przeszkadzało, dopóki będziesz szczęśliwy. Ona za bardzo cię kocha – powiedział spokojnie Luke, po czym szybko pocałował Mike'a w usta, mając nadzieję, że w ten sposób sprawi, iż chociaż kilka jego trosk odejdzie w zapomnienie. Przynajmniej na czas przyjęcia Daisy.
~ * ~
– Czego sobie życzyłaś? – spytał Calum, kiedy Daisy rozpakowywała ostatni z prezentów. Inne dzieci biegały dookoła, ciągle coś jadły, albo się bawiły. Luke i Michael rozmawiali z Ashtonem, zaś Calum przysiadł się do dziewczynki.
– Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni – odpowiedziała i popatrzyła na niego poważnie, jednak po chwili uśmiechnęła się wesoło.
– Daj spokój, Michael nagadał ci takich głupot? Wujkowi Calumowi nie powiesz?
Daisy najwyraźniej miała dylemat, ponieważ faktycznie to Mikey powiedział jej, żeby nie wyjawiała życzeń na głos, ale z drugiej strony to był wujek Calum, który nikomu by nie powtórzył, więc dlaczego miałaby mu nie powiedzieć? Odłożyła pudełko z czekoladkami i nachyliła się, żeby szepnąć mu na ucho.
– Życzyłam sobie, żeby Mikey i Lukey już zawsze byli razem – powiedziała cichutko, po czym odsunęła się i spojrzała na swojego starszego brata, który stał razem z jej opiekunem.
Calum wpatrywał się w nią, zastanawiając się, jakim cudem stała się tak mądra, w tak młodym wieku. Większość dziewczynek życzyłaby sobie dostać jednorożca, albo interaktywną lalkę, ale nie Daisy. Daisy nie chciała niczego dla siebie. Calum kochał ją niemal tak, jakby była jego własnym dzieckiem. Jednak nie mógł nic poradzić na to, że poczuł smutek. Luke był chory, mógł nie przeżyć kolejnego roku, więc życzenie Daisy czysto teoretycznie nie miało prawa się spełnić. Calum właśnie tego najbardziej się obawiał, ponieważ to nie tylko złamałoby serce Daisy, ale kompletnie zdruzgotałoby Michaela. Już nigdy nic nie byłoby takie samo.
Najgorszy był fakt, że Calum nic nie mógł na to poradzić.
~ * ~
Przyjęcie trwało, Daisy bawiła się świetnie, a Michael zaczął się bawić w momencie, w którym Calum się potknął i wylądował twarzą w torcie. Brunet podszedł bliżej i roześmiał się, patrząc jak jego przyjaciel próbuje się podnieść.
– Co jest, Cal? Szukałeś striptizerki, która miała wyskoczyć ze środka? – spytał, przez co Luke zakrztusił się pitym właśnie sokiem.
– Ha, ha, ha. Kiedy stałeś się taki zabawny, Clifford? Czemu nie dorabiasz sobie jako komik? – rzucił Calum, wycierając twarz z niebieskiej mazi. W pewnym momencie przestał i popatrzył na ciasto, które znajdowało się na jego dłoni, by po chwili cisnąć nim w Michaela. Chłopak nie spodziewał się ciosu, więc nie zdążył się uchylić i dostał prosto w policzek.
– Pożałujesz tego – powiedział Mike i po chwili już wszyscy rzucali do siebie jedzeniem. Nikt nie przejmował się tym, że w końcu będzie trzeba posprzątać, bo przecież wszyscy mieli świetną zabawę. Przynajmniej dopóki Michael nie usłyszał dzwonka telefonu. Wytarł z twarzy resztki tortu i odszedł na bok, żeby odebrać.
– Michael? – głos doktor Keller był niepewny, a Michael poczuł, jak wszystkie mięśnie w jego ciele się napinają. Kiedy kobieta nie zadzwoniła na następny dzień po badaniach, chłopak zaczął się denerwować. Powiedziała przecież, że zajmie im to najwyżej jeden dzień. Minęły trzy.
– Tak, to ja – odpowiedział i nieświadomie wstrzymał oddech, chociaż jakiś cichy głosik mówił mu, co powie Andrea.
– Tak mi przykro... Niestety nie otrzymaliśmy zgodności.
Michael od początku się na to przygotowywał, jednak kiedy w końcu usłyszał te okropne słowa... Nic nie mogło zmniejszyć żalu, który odczuwał. To było tak, jakby znów ktoś wbijał mu milion igiełek w serce. W momencie, gdy Mike myślał, że już nie może być gorzej, los postanowił udowodnić mu, że znowu się myli.
Ponieważ kilkanaście sekund później Luke po prostu upadł na podłogę, nie wydając przy tym z siebie żadnego dźwięku, a Michael poczuł się tak, jakby sam spadał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro