Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

xi. if you need a friend then please just say the word

I've heard that you've been having some troubles finding your place in the world, I know how much that hurts. And if you need a friend then please just say the word. 

– Michael, ty skończony, cholerny kretynie.

Mike westchnął i przetarł twarz dłonią, patrząc na Daisy bawiącą się w ogrodzie. Luke miał wizytę u lekarza i zostawił ich samych, a Michael obiecał, że dziewczynka nie wysadzi domu w powietrze, dlatego zabrał ją na zewnątrz, ponieważ niczego nie był przy niej pewien, a nie chciał robić Luke'owi kłopotów.

– Cześć, Calum. Bardzo miło cię słyszeć, ja też strasznie się stęskniłem – rzucił Mike ironicznie, trzymając komórkę przy uchu. Usiadł na schodkach tarasu i pomachał do sześciolatki, która z uśmiechem bawiła się w niewielkiej piaskownicy.

– Stary, wiesz, że ja zawsze tęsknię, kocham cię najmocniej na świecie i chcę z tobą wziąć ślub, ale jeszcze nie znalazłem odpowiedniego pierścionka zaręczynowego... Mogę dać ci jogurt, jeśli wtedy mi się oddasz – odpowiedział Cal po drugiej stronie linii. Michael słyszał w tle szum miasta, silniki samochodów i pokrzykiwania ludzi, więc Calum jak zwykle był w biegu.

– Oddam ci się nawet bez jogurtu, wystarczy kapsel od piwa.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że straciłeś pracę? – spytał Calum po chwili ciszy, a Michael westchnął głośno, dając Hoodowi do zrozumienia, żeby nie zaczynał. Mike wciąż miał gówniany humor i nie mógł oswoić się z tym, co w nocy powiedział mu Luke. Dwa lata... Fakt, że powiedzieli mu to pięć lat temu dawał jakieś nadzieje, ale Luke przecież wspomniał, że szanse są bardzo nikłe.

Michael nie mógł wyobrazić sobie, że Luke za niedługo może zniknąć. Tak wiele dla niego zrobił i Mike był już przyzwyczajony do jego obecności, a pustkę zauważałby w każdej sekundzie przez resztę swojego życia. Przy Luke'u starał się nie płakać, bo Luke pewnie miał dość litości ze strony innych, a Michael nie chciał być taki sam jak oni, jednak Michael wciąż czuł się tak, jakby coś w nim pękało. To było nie fair, Luke był młodszy od niego. Nie zasługiwał na coś takiego.

– Cal, nie widziałem cię ponad miesiąc. Wiem, że tego wymaga twoja praca, ale czasem się zastanawiam, czy ty wiesz, że masz tutaj przyjaciela, który chciałby się z tobą spotkać – stwierdził Michael, bawiąc się sznurówką buta. Daisy wstała i otrzepała spodenki z piasku, po czym pobiegła wokół ogrodu, udając samolot.

– Stało się coś więcej – to nie było pytanie. Calum znał Michaela jeszcze lepiej niż Ashton, po prostu byli sobie bliżsi, chociaż Mike miał Ashtona pod ręką na co dzień. – Słuchaj, mam dla ciebie pracę, ale wydaje mi się, że na razie mamy ważniejszą sprawę, prawda? Odwołam dzisiejsze spotkania i... Za dwadzieścia minut w Cali Cafe?

~ * ~

Michael zostawił Luke'owi karteczkę na lodówce, na wypadek gdyby to on wrócił pierwszy. Ubrał Daisy i dwadzieścia minut później czekali na Caluma w kafejce przy plaży. Cal spóźnił się o pięć minut, co u niego i tak było rekordowym czasem. Kiedy Daisy go zobaczyła, pisnęła i pobiegła między stolikami, by wskoczyć na bruneta, który złapał ją i podrzucił do góry, następnie przynosząc ją z powrotem do stolika i sadzając sobie na kolanach.

– Mikey, nie najlepiej wyglądasz. Nie jesteś czasem chory? – spytał Calum, jednocześnie przywołując dłonią kelnerkę.

– Widocznie taką mam twarz – odparł Michael z lekką irytacją, a kiedy młoda dziewczyna podeszła do ich stolika i uśmiechnęła się pytając, co podać, Mike zwiesił głowę, oddając głos Calumowi. Brunet zamówił dużą pizzę w połowie z szynką, a w połowie z kurczakiem. Jednak ze względu na Daisy i tak nie mogli porozmawiać, więc najpierw zjedli swoje danie, a potem zabrali małą na plażę, żeby trochę się pobawiła, a oni zaczęli spacerować, starając się nie stracić jej z oczu.

– Więc o co chodzi? Wiem, że ostatnio nie byłem najlepszym przyjacielem, jakiego można chcieć, ale w dalszym ciągu się o ciebie martwię i wiem, że coś jest nie tak. Tylko powiedz mi, że nie jesteś faktycznie chory – poprosił brunet, niezręcznie wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Calum i Michael nigdy nie byli najlepsi w rozmowie o uczuciach, ale Mike zmienił się pod tym względem w ciągu ostatnich kilku lat, ponieważ wiedział, że Daisy potrzebuje zapewnień o tym, iż Michael ją kocha. Natomiast Calum czuł się tak samo niezręcznie za każdym razem, ale Michael doceniał jego starania.

– Nie, ja nie jestem chory...

– Daisy jest chora? O Boże...

– Nie, nie! – krzyknął szybko Michael, nawet nie chcąc myśleć o takiej ewentualności. Popatrzył na tętniącą życiem, biegającą w kółko dziewczynkę i aż zakręciło mu się w głowie, kiedy uświadomił sobie, jak łatwo mógłby ją stracić. Musi jak najszybciej zrobić jej wszystkie możliwe badania. – Luke jest chory – dodał w końcu czerwonowłosy, czując jak coś znów zaciska mu się wokół serca.

– Luke? Ten gość, który pracuje w przedszkolu? – upewnił się Calum, zaś Michael skinął głową i pokrótce opowiedział przyjacielowi całą sytuację. To, jak coraz częściej spotykał się z Lukiem, bo Daisy go uwielbiała; to, jak Charlotte uderzyła Daisy, co doprowadziło do ich rozstania; to, jak Michael stracił pracę, a Luke zaproponował mu wspólne mieszkanie; to, jak Michael odkrył, że nie jest heteroseksualny. Tutaj na moment przerwał, bo chciał zobaczyć reakcję Caluma, który zmarszczył lekko brwi, po czym uśmiechnął się. – Ja zawsze wiedziałem, że nie lecisz na laski. Za często patrzyłeś na mój tyłek – stwierdził i oboje się roześmiali, jednak później Michael dokończył opowieść i już nie było mu wesoło. Oboje usiedli na piasku, gdy Daisy zajęła się budowaniem zamku tuż przy linii brzegowej. – Uch, to wygląda... nieciekawie. A ty go kochasz, co?

– Ja... no... Arghpf – wymruczał Mike, chowając twarz w dłoniach.

– Tak, to wszystko wyjaśnia – rzucił ironicznie Hood, przesypując piasek z ręki do ręki. Michael zakochał się tylko raz w życiu, w Charlotte. A przynajmniej tak myślał Calum do tej pory, ponieważ widząc Mike'a w obecnym stanie zaczął zastanawiać się, czy to naprawdę była miłość, czy po prostu... niechęć do bycia samemu. Teraz Mike wyglądał na zwyczajnie zdruzgotanego, a wszystko za sprawą jednego chłopaka.

– Nie wiem, Cal. Po prostu nie wiem. Wiem tylko tyle, że gdy nie ma przy mnie Luke'a, to czuję się tak jakby... jakby ktoś zabrał mi Daisy, chociaż ona ciągle jest ze mną. Nawet jeśli Luke jest cholernie irytujący i wymawia FIFA jak "fejfa," ściąga ubrania w drodze do sypialni i zawsze zostawia je na schodach; uważa, że "Wredne dziewczyny" to najlepszy film na świecie, a "Supernatural" to dla niego nuda. Przy nim czuję się tak, jakbym w końcu miał rodzinę, wiesz? Taką... prawdziwą. Nie wiem, czy go kocham, ale wiem, że jeżeli on umrze, to... będę się starał trzymać dla Daisy, ale część mnie umrze razem z nim – dodał cicho Michael, patrząc na wodę, która lekko falowała i odbijała w sobie promienie późno popołudniowego słońca. Wiedział, że to prawda. Nie mógł wyobrazić sobie przyszłości bez Luke'a, to było zbyt bolesne. Kiedy Michael go poznał, uznał, że to najszczęśliwszy i najbardziej beztroski człowiek pod słońcem. Jak można tak bardzo się mylić?

– Powiedziałeś, że wciąż szukają dawcy, prawda? Jest jakaś nadzieja, mała, ale to zawsze coś – zaczął Calum, jak zwykle starając się dostrzec praktyczną stronę sytuacji. W wieku dwudziestu pięciu lat stał się szefem jednego z największych wydawnictw w kraju, dlatego Michaela nie dziwiło, że lubi się rządzić i interesują go tylko problemy, które można rozwiązać. Jednak Clifford nie pojmował tego konkretnego przypadku jako czegoś, co podlegałoby kwestii prostego rozwiązania. – Więc po prostu namówimy wszystkich ludzi, których znamy, aby poddali się badaniom. Ty to zrobisz, ja to zrobię, Ashton na pewno też się zgodzi. Popytam rodzinę...

– Tak i każdy będzie tak bardzo chętny oddać część siebie komuś obcemu – rzucił Michael sceptycznie, chociaż i tak już postanowił, że on sam podda się badaniom. Nie palił, nie pił, ogólnie nie miał nałogów, dlatego wolał spróbować, niż potem wyrzucać sobie, że tego nie zrobił, nawet jeśli jego szpik nie będzie odpowiadał.

– Mam gdzieś, czy będą chcieli. Ja na pewno chcę, moja rodzina zawsze jest chętna do pomocy, mam też kilku znajomych, którzy się zgodzą. Michael, nie możesz jeszcze tracić nadziei, okej? Widzę jak bardzo ci na nim zależy i nie pozwolę temu dupkowi umrzeć, żeby zostawił cię samego – powiedział Calum żartobliwym tonem, a Michael zaśmiał się żałośnie. Calum się starał, a to liczyło się najbardziej. Nawet jeżeli Luke powiedział, by nie miał zbyt dużych nadziei, to dlaczego miał nie próbować? Nie byłby wart Luke'a, gdyby się poddał. – Słuchaj, ktoś na tym cholernym świecie musi pasować, prawda?

– Tak, ale nie jestem pewien, jak dużo czasu mamy...

~ * ~

Calum odwiózł Daisy i Michaela pod dom Luke'a swoim BMW, po czym zapowiedział, że niedługo wpadnie, albo zadzwoni. Daisy w podskokach udała się do drzwi, ale była zbyt mała, by dosięgnąć klamki, dlatego czekała, aż Mike również tam dojdzie. Drzwi były otwarte, więc Michael uznał, że Luke wrócił.

– Luke, już jesteśmy! – krzyknął, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi. W domu było nadzwyczaj cicho, chociaż kiedy Luke był sam, przeważnie włączał jedną ze swoich ulubionych płyt i słuchał na cały regulator. Michael pomógł Daisy zdjąć buciki, a dziewczynka od razu pobiegła do salonu.

Michael z kolei rozglądał się po pomieszczeniach na dole, ale nigdzie nie znalazł wysokiego blondyna. Nagle poczuł, że nie może oddychać.

– Nie, nie, nie, nie... – mamrotał pod nosem, wybiegając na górę i pomijając po dwa stopnie. Nie wierzył w Boga, ale mimo tego modlił się w myślach, by Luke był cały i zdrowy. Do tej pory chyba tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo bał się utraty Luke'a. Teraz uderzyło go to z całą siłą i nie mógł już myśleć o niczym innym.

Z impetem wpadł do pokoju blondyna, zaś drzwi odbiły się od ściany.

– Co tu się... – zaczął Luke, wychodząc z łazienki i z dezorientacją patrząc na Michaela, który stał zdyszany na środku pokoju, z szeroko rozchylonymi oczami.

– Dlaczego, do cholery, nie odpowiadasz, kiedy cię wołam, idioto?! – wrzasnął Mike, zaciskając dłonie w pięści i hamując nagły przypływ gniewu. Ulga zalała go całą falą, a jego nogi na moment się ugięły. Luke niepewnie spojrzał w stronę łazienki, po czym znów na Michaela i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Michael nie dał mu na to szansy. Błyskawicznie przemierzył dzielącą ich odległość i ujął twarz Luke'a w dłonie, przyciskając swoje wargi do warg młodszego chłopaka.

Luke przez moment był zaskoczony, ale po chwili zacisnął dłonie na koszulce Michaela i odwzajemnił pocałunek, czując taki sam żar, jak za pierwszym razem. Całowanie Mike'a zdecydowanie nigdy mu się nie znudzi, a już szczególnie, kiedy czerwonowłosy będzie robił to z taką pasją. Zupełnie jakby nie widzieli się przez rok, a nie tylko przez kilka godzin.

– Nigdy więcej tak nie rób... – mruknął Michael, kiedy oderwał się od warg Luke'a i oparł czoło o czoło blondyna.

– Nie robić czego? – spytał tamten z dezorientacją, ponieważ wciąż kręciło mu się w głowie od pocałunku.

– Po prostu się odzywaj, gdy słyszysz, że wołam, okej?

– Mikey i Lukey na drzewie się spotkali, a potem się c-a-ł-o-w-a-l-i – usłyszeli oboje i spojrzeli w kierunku drzwi. Daisy stała w progu z najbardziej dumnym z siebie uśmiechem, na jaki mogła się zdobyć. Kołysała się na piętach w przód i w tył, patrząc na dwójkę mężczyzn, stojących zdecydowanie zbyt blisko siebie, by można jej to było racjonalnie wytłumaczyć. Ale w końcu to była Daisy, prawda? Nic nie trzeba było tłumaczyć. – Mogę tulić z wami?

Luke poczuł miłość, wypełniającą jego serce. Objął Michaela jednym ramieniem, zaś chłopak rozłożył swoje ręce, by Daisy mogła do niego podbiec i oczekiwać, że brat ją złapie. Michael przytulił swoją siostrę, a Luke oparł podbródek na czubku głowy Michaela. Żaden z nich nic nie mówił, ale tak było dobrze, właściwie.

Luke nie miał pojęcia ile czasu tak stali, ale w końcu Michael się poruszył i pociągnął nosem.

– Daisy, czy ty właśnie pierdnęłaś? – spytał czerwonowłosy, odchylając głowę tak, by móc widzieć swoją małą siostrzyczkę.

– Kto poczuł, ten...

– Ooo, nie wciskaj mi tego kitu.

– Ale to nie ja!

– Michael, czy ty właśnie zwalasz winę na swoją sześcioletnią siostrę?

– Ale kiedy to ona!

– Wcale, że nie!

– Wcale, że tak, dzieciaku!

– Nie, frajerze!

– Tak, frajerko!

– Michael... – mruknął Luke z dezaprobatą.

– Cicho, Lulu! – krzyknęło jednocześnie rodzeństwo, zaś Luke wydał z siebie nieartykułowany dźwięk i wyswobodził się z ich objęć, następnie padając na łóżko w akompaniamencie dalszej kłótni Cliffordów.

Właściwie mógł już zasypiać przy tym dźwięku i tak też zrobił, ale nie spodziewał się, że kiedy wstanie, będzie wciśnięty pomiędzy wtuloną w niego Daisy, a Michaela, który lekko trzymał jego dłoń, jakby po prostu chciał mieć pewność, że Luke przy nim jest.

Luke był. I nigdzie się nie wybierał. Przynajmniej nie z własnej woli. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro