x. it's not like you to be cold
You know something I don't, it's not like you to be cold.
Mimo całego zakłopotania ukazanego podczas rozmowy z doktor Andreą Keller, Michael i Luke po powrocie do domu zasnęli razem, tak samo jak za pierwszym razem u Michaela. Od tamtej pory, przez kolejne dwa tygodnie, spędzali razem każdą noc, po prostu się przytulając. Nie doszło do niczego więcej i żaden z nich nie narzekał, Michaelowi nigdzie się nie spieszyło, a Luke postanowił już, że nie będzie posuwał się dalej, bo może jego mama rzeczywiście miała trochę racji mówiąc, że postępuje nie fair.
Jednak żaden z nich nie chciał rezygnować ze wspólnego spania. Michael często miewał koszmary, jednak leżąc przy Luke'u wszystkie złe sny znikały. Natomiast Luke po prostu czuł się lepiej, gdy Michael był blisko niego.
– Zasnęła? – spytał Luke, kiedy po godzinie Michael wrócił do salonu. Na jego policzku widniał czerwony ślad od małej piąstki Daisy, która miała dzisiaj wyjątkowo zły humor i wpadała w furię z byle powodu. Michael próbował zanieść ją do łóżka, a wtedy oberwał, jednak w końcu udało mu się uspokoić dziecko.
– Na szczęście – mruknął Michael i usiadł na podłodze obok Luke'a, który wciąż układał puzzle rozpoczęte z Daisy. – Te jej napady złości naprawdę są dziwne. Może powinienem zabrać ją do jakiegoś dziecięcego psychologa, albo coś. Bo jeśli tak dalej pójdzie, to sobie z nią nie poradzę – stwierdził po chwili, obracając w dłoniach jeden z elementów. Była to chyba noga Myszki Minnie.
– To dziecko, powinno jej przejść z wiekiem. Poza tym widywałem gorsze przypadki, więc nie masz się o co martwić – odpowiedział Luke z lekkim uśmiechem. – Pozbieramy to i zagramy w Fifę? Myślę, że mam dzisiaj dobry dzień.
– Ta? Za to ja mam fatalny, więc możesz się cieszyć – powiedział Michael, jednak mimo wszystko się uśmiechnął. To naprawdę był zły dzień, ponieważ Mike od trzech tygodni nie miał pracy, Charlotte wciąż do niego wydzwaniała, chociaż powiedział jej, że to już definitywnie koniec, z kolei Daisy od rana robiła o wszystko afery i Michael po prostu miał dość.
Szybko pozbierali puzzle i rozłożyli sobie na ziemi mnóstwo poduszek. Michael włączył konsolę i rzucił Luke'owi jeden kontroler, a gdy wybrali już swoje drużyny, usiadł obok blondyna i spojrzał na ekran, gdzie komentator zapowiadał rozpoczęcie pierwszej połowy.
~ * ~
– Dałeś mi wygrać – zdecydował Luke jakieś dwie godziny później, nie odrywając wzroku od ekranu. Przekładał czarny kontroler z ręki do ręki, opierając się wygodniej na poduszkach. Michael popatrzył na niego i uśmiechnął się głupkowato.
– Oczywiście, że nie. Sugerujesz, że oszukiwałem tylko po to, by dać ci wygrać chociaż jedną z naszych trzynastu rozgrywek? – spytał Mike, udając urażonego. Luke odwrócił głowę w jego stronę i uniósł brwi ku górze.
– Tak, właśnie to sugeruję – stwierdził blondyn. – Nie będę już z tobą grał, bo grasz nie fair – dodał i na dowód swoich słów położył joystick na dywanie.
– Oj, no dalej, Luke. Ostatni raz. Obiecuję, że tym razem będzie uczciwie – powiedział Michael i jeszcze raz podał chłopakowi kontroler. Luke wywrócił teatralnie oczami, ale ostatecznie się zgodził, bo nie potrafił odmówić Michaelowi, któremu gra najwyraźniej poprawiała humor.
Tym razem Michael nie oszukiwał i Luke'owi faktycznie udało się wygrać. Co prawda tylko jednym golem, ale zawsze. Blondyn z niedowierzaniem patrzył na ekran telewizora, gdzie sędzia odgwizdał koniec meczu, a gdy dotarło do niego, że mu się udało, podniósł ręce do góry w zwycięskim geście i otworzył szerzej oczy z zachwytu. Michael patrzył na szeroki uśmiech i czyste szczęście malujące się na jego twarzy, i sam nie mógł powstrzymać uśmiechu. Luke'owi tak niewiele trzeba było do szczęścia...
– Wygrałem! – powiedział głośno i odwrócił się do Michaela, który wciąż uważnie mu się przyglądał. Uśmiech zastygł mu na wargach, kiedy Mike pochylił się nieco w jego stronę.
Michael nie do końca wiedział, co robi. Działał raczej instynktownie, ponieważ radość na twarzy Luke'a sprawiła, że jego serce zabiło szybciej. W tym młodszym chłopaku było coś... coś, czego Mike nie umiał nazwać, ale mu się to podobało. Nie próbował nawet zrozumieć swoich pobudek, bo kiedy długo się nad czymś zastanawiał i wszystko planował, to zazwyczaj wszystko psuł. Teraz nie chciał tego zepsuć, czymkolwiek "to" było.
Dlatego nim stchórzył, albo zmienił zdanie, Michael złączył ich usta, przysuwając się bliżej blondyna. Luke przez moment siedział nieruchomo, lecz po kilku sekundach przechylił głowę w bok i rozchylił wargi, pozwalając językowi Michaela na wejście do środka. Czerwonowłosy poczuł się pewniej, więc położył dłoń na karku Luke'a i pogłębił pocałunek, czując zimny kolczyk chłopaka i dziwnie przyjemnie uczucie budujące się w dole brzucha.
Luke przymknął oczy i oparł dłonie na klatce piersiowej Michaela, popychając go lekko do tyłu i nie odrywając od niego swoich ust. Mike bez protestów położył się na poduszkach, a Luke oparł łokieć tuż obok jego głowy, znajdując się nad nim. Michael nawet nie zauważył, kiedy stracił kontrolę nad sytuacją, oddając ją Luke'owi, który lekko napierał na niego swoim ciałem. Blondyn czuł pod sobą szybkie bicie serca starszego mężczyzny i to sprawiało, że jego własne również biło kilka razy mocniej. Luke czekał na to przez tak długi czas, a fakt, że to Michael pocałował go pierwszy napawał chłopaka nieopisaną radością.
Dłonie Michaela zjechały wzdłuż boków Luke'a, by następnie delikatnie podwinąć materiał koszulki dwudziestojednolatka. Usta Mike'a przesunęły się na szczękę blondyna, po czym znalazły się na szyi. Michael wyczuwał tętno Luke'a wargami i podobało mu się to, jak szybkie ono jest. Czerwonowłosy dotknął nagiej skóry tuż nad paskiem spodni Luke'a, jednak wtedy młodszy chłopak się odsunął. Usiadł jakieś dwadzieścia centymetrów dalej i schował twarz w dłoniach.
Michael wziął głęboki oddech i nie do końca mogąc uwierzyć w to, co się stało, również podniósł się do pozycji siedzącej, czując ciepło na policzkach. Odchrząknął i spojrzał na Luke'a.
– Ja... chyba nie powinienem był tego robić. Przepraszam – mruknął Mike, chociaż wcale nie było mu przykro. Luke się nie opierał, więc Michael nie zrobił niczego złego, prawda? Jednak starszego mężczyznę zdziwiła reakcja blondyna. Przecież gdyby mu to nie pasowało, odepchnąłby go od razu, a nie kładł na poduszkach.
– Nie, to ja przepraszam – powiedział Luke głosem stłumionym przez dłonie, które wciąż trzymał przy twarzy. – Nie powinno do tego dojść – dodał, zaś jego ramiona zaczęły drżeć. Michael dopiero po chwili uświadomił sobie, że Luke płacze i to zdziwiło go jeszcze bardziej.
– Luke? O co chodzi? Przecież nie...
– Może faktycznie źle zrobiłem – mruknął Luke, raczej do siebie niż do Michaela. – Może to nie fair. Może nie powinienem był wam pomagać. Może miała rację.
– Co? Kto miał rację? – spytał Michael, czując kompletną dezorientację. Wiedział, że życie z nim i Daisy jest trudne, ale nie sądził, że Luke czegokolwiek żałuje. Przecież nic na to nie wskazywało. Codziennie bawił się z Daisy i Michaelowi wydawało się, że naprawdę mu na niej zależy. Ale jego słowa temu przeczyły.
– Michael, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć... – zaczął Luke, ale Michael poczuł narastającą złość. Wstał i spojrzał na Luke'a z góry, zaciskając dłonie w pięści, by powstrzymać chęć rozpłakania się. To byłoby dziecinne i idiotyczne.
– Nie. Nic nie musisz mówić. Ja nie prosiłem cię o pomoc, Luke. Skoro nie chciałeś tego robić, nie musiałeś proponować mi mieszkania. Wiedziałeś, jak niezręcznie się czułem i zrobiłem to tylko i wyłącznie dla Daisy, nie dlatego, że chciałem, czy dlatego, że cię polubiłem i myślałem, że możemy zostać przyjaciółmi, mimo tego, że jesteś najbardziej irytującym człowiekiem pod słońcem – mówił szybko Mike, nie dając Luke'owi czasu do zastanowienia się nad jego słowami. – Rozumiem, że teraz uważasz, iż to wszystko było błędem i może masz rację. Dlatego rano mnie i Daisy już tutaj nie będzie. Przeniosę ją do innego przedszkola, więc będziesz miał spokój.
Szczerze powiedziawszy, Michael nie miał pojęcia, gdzie on i Daisy się podzieją, ale to było teraz najmniej ważne. Może rzeczywiście nadużył gościnności Luke'a. Odwrócił się na pięcie i skierował do wyjścia z salonu.
– Michael, błagam, zaczekaj – jęknął Luke, a w jego głosie było coś, co sprawiło, że Mike automatycznie stanął w miejscu i znów popatrzył na blondyna, wciąż siedzącego wśród kolorowych poduszek. – To wszystko nie tak. Nie żałuję tego, że ci pomogłem, bo zrobiłbym to znowu. Nie chcę też, żebyście się wynosili. Ja po prostu... ja nie mogę ci tego zrobić, Michael.
– Nie możesz zrobić czego? – spytał cicho Michael, wciąż nie rozumiejąc do czego Luke zmierza. To wszystko po prostu nie miało sensu. Bycie takim... chłodnym nie było w stylu Luke'a.
– Ja umieram, Mike – wyszeptał blondyn, patrząc prosto w zielone oczy starszego chłopaka, który otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie.
– C-co? – wykrztusił w końcu, opierając drżącą dłoń na białej framudze, by utrzymać równowagę. Z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory, chociaż teoretycznie to Luke powinien czuć się gorzej.
– Jestem chory. Białaczka...
– Nie, przestań. Natychmiast przestań, Luke! To nie jest śmieszne! – krzyczał Michael, aktualnie nie przejmując się tym, czy obudzi Daisy. Ta nowa informacja nie chciała przejść przez jego umysł, nie chciał o tym myśleć, nie chciał się zastanawiać. Chciał, żeby to był żart, ale po minie Luke'a widział, że jest wręcz przeciwnie. Sprawa była o wiele poważniejsza.
– Michael, proszę... – spróbował ponownie Luke, wstając i robiąc kilka kroków w stronę czerwonowłosego chłopaka, który momentalnie się cofnął. Luke stanął w miejscu i popatrzył na niego ze łzami w oczach, czując się tak, jakby jego serce pękało na milion małych kawałeczków. Dlaczego nikt nigdy nie powiedział mu, że to będzie takie trudne? – Michael...
– Nie. Nie chcę tego słuchać – głos Mike'a się łamał, chociaż jego oczy pozostawały suche. Luke nie mógł do końca stwierdzić, czy Michael jest zły, bo nie powiedział mu na samym początku, czy smutny, bo taka była rzeczywistość. – Ja... przepraszam...
Michael szybko wycofał się z salonu i po chwili Luke usłyszał tupot stóp na schodach. Blondyn jeszcze przez moment patrzył w przestrzeń, po czym powlókł się do kuchni, by nalać sobie szklankę wody. Nie miał pojęcia, co mógłby teraz zrobić. Nie chciał mówić Michaelowi, a jednocześnie wiedział, że ten w końcu się dowie. Niczego nie da się ukrywać przez wieczność. Stan Luke'a niebawem się pogorszy, a wtedy Michael by coś zauważył.
Luke napełnił szklankę do połowy i usłyszał swój telefon. Wyjął go z tylnej kieszeni i odebrał, nie patrząc nawet na wyświetlacz. Nie miał przyjaciół, którzy mogliby do niego dzwonić, ponieważ odkąd dowiedział się o chorobie odtrącał od siebie wszystkich, żeby nikogo nie ranić. Michael był wyjątkiem, którego Luke najwyraźniej miał pożałować.
– Słucham – rzucił, siadając na blacie. Palce jego stóp niemal dotykały podłogi. Luke wpatrywał się w drewno i bezmyślnie uderzał palcami wolnej ręki o blat, wystukując cichą melodię.
– Cześć, skarbie. Jak się czujesz? Brzmisz jakoś dziwnie – usłyszał głos mamy po drugiej stronie linii. Ta kobieta wyczułaby, że coś jest nie tak, nawet gdyby Luke znajdował się na Alasce bez kontaktu z nią.
– Ja... powiedziałem Michaelowi, mamo – wyznał Luke i zamknął oczy. Nagle opadły z niego wszystkie siły, nie miał ochoty nawet oddychać. Bo w sumie jaki był w tym sens? Śmierć i tak już na niego czekała, więc równie dobrze mógł jej pomóc się do niego dostać.
– Och... Jak zareagował? – spytała Liz, teraz mówiąc jakoś ostrożniej, jakby bała się, że Luke dostanie ataku złości, takiego samego jak w dzieciństwie. Problem w tym, że Luke już nie był dzieckiem, a jego mamie trudno było to zrozumieć. Minęło kilka miesięcy zanim w ogóle zgodziła się, by Luke zamieszkał sam. Blondyn beznamiętnym tonem przekazał jej reakcję Michaela, używając niemal samych ogólników. Nie sądził, by to była sprawa jego mamy, ale nie miał z kim porozmawiać. Naprawdę nie miał nikogo. – To dla niego szok, Luke. Musisz dać mu trochę czasu. Jesteś dla niego ważny i perspektywa tego, że cię straci, jest dla niego przerażająca.
Luke wiedział, że Liz mówi z własnego doświadczenia. Nieraz zastanawiał się nad tym, o czym ona myśli, kiedy na niego patrzy. Czy liczy jego oddechy? Czy zapisuje każdy dzień, w którym czuł się gorzej? Czy wtedy modli się, żeby to jeszcze nie był koniec? A może ona również już się z tym pogodziła? Luke naprawdę chciałby, żeby tak było. Bolała go myśl, że zostawi po sobie tyle zrozpaczonych osób. Wolał, żeby zapamiętali go wesołego i szczęśliwego, a nie pokonanego przez chorobę, z którą zwyczajnie sobie nie poradził. Jeśli kiedyś dzieci jego braci spytają o tego wysokiego blondyna ze zdjęcia, Luke chciałby, żeby odpowiadali "och, tak, to wujek Luke; ten, który był trochę dziecinny i ciągle się śmiał", a nie "och, to wujek Luke, umarł na białaczkę."
– A dla mnie niby nie? Mamo, ja nie chcę go zostawiać. Ale co, jeśli on zostawi mnie pierwszy? – mruknął cicho Luke. Zachowywał się jak dzieciak, ale od tego były mamy, prawda? Żeby doradzać, a Luke potrzebował rady jak nigdy, bo naprawdę nie miał kompletnie żadnego pomysłu na dalsze postępowanie.
– Luke, słonko, jestem pewna, że tego nie zrobi. Daisy cię uwielbia, pamiętasz? Michael nie odbierze jej tego źródła szczęścia, przynajmniej dopóki jesteś przy nich. Jest już późno, powinieneś się z tym trochę przespać. Zobaczysz, że rano Michael będzie chciał z tobą rozmawiać i jakoś sobie wszystko ułożycie.
– Mam nadzieję. Ty też idź już spać, mamo. Kocham cię.
– Ja ciebie też, najmocniej na świecie.
Luke rozłączył się pierwszy i przez moment wpatrywał się w ciemny ekran telefonu. Rozmowa z Liz trochę poprawiła mu humor. Daisy rzeczywiście go uwielbiała i Michael nie skrzywdziłby jej w ten sposób. Dlatego była jeszcze jakaś nadzieja. Może mała, ale zawsze, a Luke'owi to wystarczyło.
~ * ~
Po jakiejś godzinie leżenia w ciemności, Luke usłyszał skrzypienie drzwi, jednak nie odwrócił się. Jeśli to Daisy, to zaraz ją usłyszy, a jeżeli to Michael... to Luke będzie wiedział.
Kiedy łóżko ugięło się pod ciężarem drugiej osoby, Luke uznał, że to Michael i postanowił poczekać, aż to on odezwie się pierwszy. Nie spodziewał się, że chłopak do niego przyjdzie, ale cieszył się, że to zrobił, bo nie mógł wytrzymać świadomości, że są ze sobą pokłóceni. To było nie w porządku.
Michael położył się i przysunął do pleców Luke'a, obejmując go ramieniem w pasie i wtulając głowę w jego ciało. Luke odetchnął z ulgą, wiedząc, że to krok w bardzo dobrą stronę. Położył swoją dłoń na dłoni Michaela, ułożonej na brzuchu Luke'a. Nigdy nie był "małą łyżeczką," kiedy przytulał się z Michaelem, z tego prostego powodu, że Michael był od niego niższy, ale Luke stwierdził, że to przyjemne uczucie, ponieważ czuł na plecach spokojnie bicie serca starszego chłopaka.
– Przeczytałem wszystko o białaczce... – zaczął Michael, a Luke zmarszczył lekko brwi. Od ich rozmowy minęły prawie dwie godziny, a Michael przez cały ten czas czytał o jego chorobie? Luke nie sądził, że chłopak to zrobi. – Czy jest jakaś szansa, że znajdą dawcę szpiku? – spytał cicho, a Luke westchnął i zacisnął powieki. Nie lubił o tym rozmawiać, ale uznał, że Michael zasługuje na całą prawdę.
– Nie ma prawie żadnej szansy. Cała moja rodzina się badała, ale mój tata przez długi czas pił alkohol, a mama paliła papierosy, więc to z góry ich wykluczało. Teraz oczywiście przestali, jednak to niczego nie zmienia. Ben i Jack, nawet moja ciocia i dwójka jej dzieci. Nikt nie pasował, a ja nie mam nikogo więcej. Sądzę, że gdybym miał zostać wyleczony, to chociaż jedna osoba dałaby zgodność, bo w rodzinie jest największe prawdopodobieństwo – stwierdził Luke, gładząc kciukiem wierzch dłoni Michaela. Czuł jego ciepły oddech na karku i było mu po prostu dobrze.
– Ile... ile... no wiesz...
– Lekarze powiedzieli, że mam dwa lata – odparł cicho Luke. – Ale powiedzieli to pięć lat temu, więc... Ciężko cokolwiek stwierdzić. Przez cały czas biorę leki, które mają pomagać. Ostatnio, a właściwie odkąd cię poznałem, czuję się lepiej. Wiem, że to brzmi głupio i nieprawdopodobnie, ale tak jest. Tylko kilka razy czułem się słabo, poza tym było dobrze. Nie mówię, że mam większe szanse niż wcześniej, ale po prostu mniej o tym myślę.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi na samym początku? – spytał Michael zbolałym tonem.
– A czy to by coś zmieniło? – Luke odpowiedział pytaniem, na które naprawdę chciał znać odpowiedź. Zastanawiało go, czy gdyby powiedział to Michaelowi dużo wcześniej, to ten odrzuciłby jego propozycję wspólnego mieszkania. Czy przestałby z nim rozmawiać. Czy by go nie pocałował.
Na moment w sypialni zapadła cisza. Luke słyszał tylko ich miarowe oddechy i myślał, że Michael mu nie odpowie. Nie zdziwiłby się, Mike lubił unikać niewygodnych dla niego tematów, a Luke nic nie mógł na to poradzić. Jednak kiedy blondyn myślał, że Michael zasnął, usłyszał jego cichy, niemal niedosłyszalny szept.
– Może spróbowałbym się w tobie nie zakochać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro