Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

vii. you'd stay another night

I would offer you a t-shirt and you'd stay another night.

– Przepraszam, przepraszam, przepraszam – powtarzał Michael, po każdym słowie całując kolejno policzki i czoło Daisy, która wyglądała tak, jakby za moment miała się rozpłakać. Skrzyżowała chude ramionka na klatce piersiowej i uparcie patrzyła na swoje buty, starając się ignorować kucającego przed nią starszego brata. – Daisy, słoneczko, odezwij się do mnie.

Ashton opierał się o framugę w salonie i patrzył na dwójkę Cliffordów, próbujących dojść ze sobą do ładu. Ash był wykończony i teraz bardziej rozumiał, dlaczego Michael nigdy nie miał ochoty na żadne imprezy, ciągle był zmęczony i bolała go głowa. Daisy naprawdę była trudnym dzieckiem, chociaż na takie nie wyglądała. Miała milion zachcianek na sekundę, a położenie jej do łóżka graniczyło z cudem. Szczególnie, gdy nie było przy niej Michaela. Mała urządzała histerię przez większą część nocy.

– Zostawiłeś mnie – powiedziała w końcu cicho, a Michael otworzył usta, jednak nie był w stanie niczego powiedzieć. Kiedy obudził się rano z ramieniem Luke'a owiniętym w pasie czuł się dziwnie dobrze i było mu głupio, że musi go budzić. Nawet nie czuł się niezręcznie, bo spanie z tym chłopakiem nie wydawało się nieodpowiednie. To było coś, czego Michael nie umiał wyjaśnić. Jednak potem pomyślał o Daisy i prawie się zabił, jadąc do mieszkania Ashtona. – Myślałam, że już mnie nie chcesz. Że cię nie będzie jak mamusi i tatusia...

Michael poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Oczywiście Daisy miała prawo tak myśleć. Spędziła noc bez Michaela po raz pierwszy od sześciu lat, ale chłopak nigdy nie chciał, by coś takiego w ogóle przyszło jej do głowy.

Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, a dziewczynka momentalnie objęła jego szyję i wtuliła głowę w ramię, z całych sił starając się nie rozpłakać, bo przecież była punkiem, a nie jakimś mazgajem.

– Daisy, skarbie, nigdy w życiu cię nie zostawię – zapewnił Michael, zastanawiając się, jak wyjaśnić coś takiego sześcioletniemu dziecku. Wiedział, że Daisy jest mądra, ale było jeszcze tak wiele rzeczy, których nie rozumiała. – Kiedy już będę stary i łysy, to ty będziesz chciała się mnie pozbyć.

– Ale ty przecież za niedługo będziesz łysy – zauważyła, zaś Ashton wybuchnął śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Michael westchnął i zamknął oczy, licząc w myślach do dziesięciu, żeby nie zacząć wrzeszczeć. To dziecko jednak było okropne.

– Tym lepiej dla ciebie. W każdym razie, już więcej nie zrobię czegoś takiego. Od teraz już nie będziesz musiała spać u okropnego Ashtona...

– Hej! – wtrącił Irwin, zaraz po tym ziewając głośno.

– A mogę dzisiaj zostać w domu? – spytała niewinnie Daisy, odsuwając się trochę od Michaela i patrząc na niego. Mike miał nadzieję, że nie widać po nim w jakiej rozsypce był wczoraj. Dziś czuł się trochę lepiej, a nawet nie zdążył podziękować Luke'owi. Ale za co? Za spędzoną razem noc? Trochę dziwnie to brzmi.

– Za bardzo wdajesz się we mnie. Minął dopiero miesiąc, a tobie już nie chce się chodzić do przedszkola?

– Prooooszę.

Michael już miał powiedzieć, że przecież ma pracę, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Bo nie miał pracy i na razie nie zanosiło się na nic innego. Luke wspomniał, że ma jakiś pomysł, ale Michael nie mógł prosić prawie obcego chłopaka o coś więcej, niż ten już zrobił. Musiał sobie sam poradzić, jak przez ostatnie sześć lat.

– No dobrze, ten jeden dzień – zgodził się Mike i wstał, biorąc Daisy na ręce. – Ashton, naprawdę dziękuję, że się nią zająłeś.

– Nie ma sprawy, stary. Ale powiesz mi o co chodzi? – spytał Irwin, przyglądając się swojemu najlepszemu przyjacielowi. Wiedział, że Michael nie lubi rozmawiać o swoich problemach, ale martwił się o niego i chciałby wiedzieć, jeśli mógł jakkolwiek pomóc.

– Zadzwonię do ciebie później, okej?

~ * ~

Luke miał bardzo dobry dzień. Fakt, ludzie zawsze mówili mu, że jest zbyt ufny i naiwny, ale jakie to miało znaczenie w przypadku Michaela? Michael miał dwadzieścia cztery lata i samotnie wychowywał sześcioletnie dziecko. Pomimo swojego czasem odpychającego zachowania, był chyba najbardziej uczciwą i szczerą osobą, jaką Luke spotkał w całym swoim życiu.

Blondyn nigdy wcześniej nie był zakochany, nie tak naprawdę. Nie miał porównania, ale sądził, że właśnie tego zaczynał doświadczać. Kiedy Michael był w pobliżu, wszystko stawało się łatwiejsze, ale z drugiej strony Luke boleśniej odczuwał limit czasu, który mu został. Od teraz chciał spędzić jak najwięcej tego okresu z Michaelem, jednak wiedział, że nie może pozwolić sobie na nic więcej. Przede wszystkim dlatego, że nie wiedział, czy Michael jest zainteresowany. To, że pozwolił Luke'owi ze sobą spać o niczym nie świadczyło, bo przecież miał dziewczynę. Mógł być biseksualny, ale Luke potrzebowałby więcej dowodów. Po drugie Luke zwyczajnie nie mógł tego zrobić Michaelowi wiedząc, że nie zostanie z nim na zawsze.

Jednak nie chciał teraz o tym myśleć, więc przypomniał sobie miarowe bicie serca Michaela i jego przyjemny zapach, oraz uśmiech, którym dwudziestoczterolatek obdarzył go rano, nim Luke wrócił do siebie, by przygotować się do pracy.

Luke za pół godziny kończył, w przedszkolu została tylko piątka maluchów. Blondyn siedział za biurkiem i obserwował ich, uśmiechając się jak idiota. Nigdy nie czuł się tak dobrze. A zrobiło się nawet lepiej, gdy telefon chłopaka zawibrował, oznajmiając przyjście wiadomości, która okazała się być od Michaela.

Od: Mikey.

wpadniesz po pracy? jeśli tak to kup po drodze mleko i je przynieś bo daisy nie wypuści mnie z domu

ale przede wszystkim przynieś siebie

~ * ~

Do: lulu hamstrings

wpadniesz po pracy? jeśli tak to kup po drodze mleko i je przynieś bo daisy nie wypuści mnie z domu

ale przede wszystkim przynieś siebie

Michael zablokował telefon i położył go na stoliku, patrząc na Charlotte, która starała się zrozumieć, o co chodzi w bajce, którą wybrała Daisy. Michael nie bardzo miał ochotę na spędzanie z nią czasu, szczególnie po tym jak potraktowała go wczoraj, ale skoro przyszła, to nie mógł jej wyrzucić. Miał jedynie nadzieję, że szybko sobie pójdzie.

Daisy nie była za bardzo zainteresowana Żółwiami Ninja, więc biegała po salonie, albo coś rysowała i podtykała Michaelowi pod nos. Cieszyła się, że mogła zostać i spędzić z nim calutki dzień, bo "taaaak się stęskniła." Michael uważał, że stęskniła się tylko za irytowaniem go, ale nie mówił tego na głos.

– Zrobię coś do jedzenia – zaproponował i wstał, kierując się do kuchni. Daisy wciąż krzyczała, naśladując Leonarda, jej ulubionego żółwia, a Charlotte najwyraźniej się irytowała, bo zaczęła ją uciszać. Michael wywrócił teatralnie oczami, wyjmując z lodówki mrożone naleśniki. Wtedy usłyszał dzwonek telefonu i wyjął go z kieszeni.

Od: lulu hamstrings

Będę za jakąś godzinę. Kupić coś poza mlekiem?

Czerwonowłosy uśmiechnął się pod nosem i odpisał, że niczego więcej nie potrzebują. Właśnie w tym momencie usłyszał krzyk Charlotte, z kolei Daisy niepokojąco zamilkła. Michael odłożył komórkę na blat i szybkim krokiem wrócił do salonu, by ujrzeć swoją siostrę stojącą przed Charlotte. Daisy przyciskała dłoń do zaczerwienionego policzka, a w jej zielonych oczach pojawiły się łzy. Na twarzy miała wyraz kompletnego szoku i nie odrywała wzroku od Lottie. Dziewczyna stała z nieco uniesioną ręką, a słysząc kroki obróciła się w stronę Michaela, który nie od razu zrozumiał, co się stało.

Albo po prostu nie mógł pojąć tego, że ktoś właśnie skrzywdził jego siostrę.

– Michael, ja...

– Uderzyłaś ją? – spytał Michael, a jego głos zdawał się dolatywać z daleka. Daisy była zbyt zaskoczona, by zareagować na ból, ale Mike podejrzewał, że Charlotte mocno ją spoliczkowała, bo w przeciwnym razie na skórze nie zostałby aż taki ślad.

– Ja wcale nie...

– Pytam, czy ją uderzyłaś – powtórzył chłopak zimnym tonem, a kiedy Charlotte do niego podeszła, odruchowo cofnął się o krok. Wcześniej myślał, że chyba ją kocha i w końcu jej to powie, ale teraz nie czuł kompletnie nic prócz pogardy. Daisy miała sześć lat, jak ktoś w ogóle mógł ją dotknąć?

– Tak – odparła powoli Charlotte, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Na jej twarzy widniał smutek i może nawet był autentyczny, jednak Michael nie mógłby przejmować się tym mniej. Musiał myśleć przede wszystkim o siostrze, która nawet nie była w stanie się rozpłakać. Nigdy wcześniej nikt jej nie zbił.

– Wyjdź stąd, Charlotte.

– Co? Michael, nie mówisz poważnie. Nie chciałam jej uderzyć... – broniła się blondynka, rzucając nerwowe spojrzenia na przestraszoną sześciolatkę, wciąż stojącą w tym samym miejscu.

– Powiedziałem, że masz stąd wyjść. Nie powtórzę tego po raz trzeci.

– Michael, jeśli teraz stąd wyjdę, to będzie koniec. Nie możesz tego robić tylko dlatego, że...

– Na litość boską, Charlotte, wynoś się! Mam gdzieś, że to będzie koniec! Jeżeli nie potrafisz znieść mojej siostry, to i tak nic z tego nie będzie. Nie każ mi wybierać, bo zawsze wybiorę ją. Nie miałaś prawa podnieść na nią ręki, niezależnie od tego, co zrobiła. Po prostu zejdź mi z oczu! – krzyknął Michael, odsuwając się z przejścia. Charlotte była zszokowana, jednak nie powiedziała nawet słowa więcej. Wyszła, a Michael wiedział, że szybko tu nie wróci. To prawdopodobnie rzeczywiście był koniec. – Daisy, bardzo cię boli? – spytał cicho Mike, podchodząc do dziewczynki. Wiedział, że to po części jego wina. Gdyby wcześniej zorientował się, jak bardzo Charlotte nie znosi Daisy, nie doszłoby do tego. Nie powinien był na to pozwolić.

– Chciałam jej tylko pokazać mój obrazek. Byłam niegrzeczna? – mamrotała, wciąż trzymając maleńką dłoń przy policzku. Michael odciągnął ją od twarzy i lekko pocałował zaczerwienione miejsce.

– Absolutnie nie. Nie przejmuj się, ona po prostu miała zły dzień. Nie zrobiłaś niczego źle. A za chwilę przyjdzie do nas Luke, wiesz?

To momentalnie poprawiło dziewczynce nastrój. Michael zrobił im naleśniki i razem wrócili do oglądania filmu, jednak nim Luke przyszedł, Daisy zdążyła zasnąć. Michael wiedział, że mało spała u Ashtona i wcale się nie dziwił temu, iż była tak zmęczona. Słysząc pukanie do drzwi delikatnie położył Daisy na kanapie i wstał, żeby otworzyć.

Luke stał po drugiej stronie z siatką z mlekiem i jedzeniem na wynos.

– Pomyślałem, że nie będziesz miał ochoty na robienie sobie obiadu i kupiłem coś po drodze – stwierdził blondyn i uśmiechnął się szeroko, a Michael nie mógł nic poradzić na to, że odpowiedział tym samym. – Mam nadzieję, że lubisz Panda Express?

– Boże, już za dobrze mnie znasz – mruknął Mike i wciągnął Luke'a do środka.

~ * ~

– Naprawdę ją uderzyła? – spytał Luke, a jego mina świadczyła o tym, że był w chyba większym szoku niż Michael. Właśnie to sprawiło, że serce Michaela urosło ze dwa razy. Ktoś troszczył się o Daisy w takim samym stopniu, jak on i to było wspaniałe. Michael uwielbiał za to Luke'a.

– Jest mi tak cholernie głupio. Wiedziałem, że Charlotte jej nie lubi, a mimo tego się z nią umawiałem, bo myślałem o sobie. Powinienem był skończyć to wcześniej – stwierdził chłopak, zgniatając tekturowe opakowanie, w którym jeszcze przed chwilą było jedzenie.

– Michael, kiedy w końcu zrozumiesz, że nie ma nic złego w myśleniu o sobie? Daisy to najważniejszy aspekt twojego życia, ale nie jedyny. Umawiałeś się z Charlotte, bo, jak mniemam, byłeś w niej zakochany, nie ma w tym nic złego. To nie twoja wina, że dziewczyna się wkurzyła i uderzyła Daisy. Najważniejsze jest to, jak potem zareagowałeś. Wyprosiłeś ją, bo była teoretycznym zagrożeniem dla Daisy. Dobrze zrobiłeś – odpowiedział blondyn i uśmiechnął się do Mike'a. Daisy była już w swoim łóżku i Michael wiedział, że nie będzie spała przez całą noc i pewnie będzie musiał radzić sobie z nią potem, ale to nie miało znaczenia, bo teraz spędzał czas z Lukiem.

– Jak to jest, że zawsze wiesz, co powiedzieć? To cholernie irytujące – mruknął i oboje się zaśmiali.

– Michael, pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę? – spytał w końcu Luke, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Wtedy, kiedy powiedziałem ci, że mam pomysł na to, co powinieneś zrobić?

Luke długo się nad tym zastanawiał i uważał, że to naprawdę dobra propozycja. Wiedział, że Michael będzie się opierał, ale musiał spróbować. Chciał mu pomóc, bo wiedział, że sytuacja jest beznadziejna i miał nadzieję, że Mike chociaż przez moment pomyśli o tym racjonalnie.

– Mhm, a o co chodzi?

– Cóż... Sam mówiłeś, że już zalegasz z rachunkiem za mieszkanie. Pewnie szybko nie zdobędziesz tych pieniędzy...

– Taa, dzięki – rzucił Michael sarkastycznie, przewracając teatralnie oczami. Luke uśmiechnął się przepraszająco.

– Ja mieszkam sam. Mam dość duży dom i wystarczającą ilość pieniędzy. Załatwiłbym sobie psa, ale mam uczulenie na sierść, więc przez większą część czasu nie mam tam nikogo i tak sobie pomyślałem...

– Nie ma mowy, Luke.

– Ale nawet nie dałeś mi dokończyć!

– Nie wprowadzę się do ciebie z Daisy – powiedział stanowczo dwudziestoczterolatek. Zastanawiał się, jak w ogóle Luke na to wpadł i dlaczego myślał, że musi cokolwiek dla niego robić. Michaelowi nie mieściło się w głowie, że ktoś może chcieć zrobić coś dla niego tylko po to, żeby on poczuł się lepiej.

– Niby dlaczego nie? Daj spokój, znamy się już miesiąc, a ja nie proponuję ci małżeństwa, tylko miejsce do spania. Na moment schowałbyś swoją dumę i pomyślał realnie. Jakie masz inne opcje? Mógłbym zajmować się Daisy, gdybyś szukał pracy. Mógłbyś nawet załatwić sobie coś na popołudnie, jeśli nie byłoby niczego na rano. To rozsądna propozycja – argumentował blondyn, jednocześnie nie chcąc pokazać, jak bardzo zależy mu na tym, żeby Michael się zgodził. Owszem, chciał zrobić mu przysługę, ale równocześnie chciał uszczęśliwić siebie. Uwielbiał Daisy i uwielbiał Michaela, więc czemu miałby ich nie mieć bliżej?

– Luke, dlaczego to robisz? Tak poważnie. Jestem tylko skończonym kolesiem w rozsypce, do tego mam dziecko na głowie. Więc dlaczego? – zapytał Michael, opierając głowę na dłoni i nie odrywając wzroku od błękitnych oczu Luke'a. Tamten westchnął i przeczesał włosy dłonią, niszcząc idealnego irokeza.

– Bo... Hm. Nie mam innych przyjaciół, Michael. Jesteś jedyny i teraz myślę, że już nie mam czasu na szukanie innych – odpowiedział, nim zdążył się powstrzymać. Nie chciał jeszcze mówić wszystkiego Michaelowi. Jeszcze nie.

– Masz na myśli to, że nikt inny by z tobą nie wytrzymał, bo jesteś zbyt irytujący, tak?

– Taa, mniej więcej. Więc jak, zgadzasz się?

– Mogę to przemyśleć?

Zawsze to jakaś nadzieja, pomyślał Luke.

– A jak dużo czasu ci zostało, nim właścicielka mieszkania znów upomni się o pieniądze?

– Pewnie jakiś jeden dzień.

– Więc masz jeden dzień.

Michael przetarł twarz ręką. Nienawidził być od kogoś zależnym, ale Luke miał rację. Powinien schować swoją dumę i pomyśleć o siostrzyczce, która oszaleje z radości na wieść o tym, że zamieszkają z Lukiem. Oczywiście tylko chwilowo, dopóki Michael nie znajdzie pracy i nie odłoży trochę pieniędzy. To wydawało się logiczne.

– W porządku. A tymczasem może zostałbyś na noc? – spytał Michael, wciąż trochę zamyślonym głosem. Widząc minę Luke'a uświadomił sobie, że naprawdę powiedział to na głos i poczuł, jak jego policzki się rumienią. Chyba podświadomie nie chciał, żeby blondyn sobie szedł. Cóż, teraz już nie miał czasu na wykręcanie się, no i trudno. Podobało mu się spanie z Lukiem, przecież to nic złego. – To znaczy... mógłbym pożyczyć ci jakąś koszulkę i w ogóle...

Luke zaśmiał się cicho, chociaż czuł, że jego serce zaraz wyskoczy z piersi. W końcu wszystko się układało. A przynajmniej było na dobrej drodze. Popatrzył na Michaela i uśmiechnął się szeroko.

– Jasne, mogę zostać na noc.

– Uff, Daisy będzie zachwycona. Zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała, że tu byłeś, kiedy ona spała.

Oboje wybuchnęli śmiechem, ale Michael uspokoił się szybciej i uważnie przyjrzał się Luke'owi.

– Stary, ja wcale nie żartuję.

– Och...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro