Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

iii. you are surrounding all my surroundings

You are surrounding all my surroundings, sounding down the mountain range of my left-side brain.

– Daisy, złaź z tej zjeżdżalni! Jest dla ciebie za duża! – krzyknął Michael, wodząc wzrokiem za siostrą i ignorując krzywe spojrzenia kobiet, których maleńkie dzieci spały w wózkach kilka ławek dalej.

– Ale ja chcę! – marudziła brunetka, bujając się na drabince, prowadzącej na sam szczyt zjeżdżalni.

– A ja mam to gdzieś! Zejdź na dół, albo wracamy do domu! – ostrzegł, prostując się na ławce. Jeżeli Daisy nie znajdzie się na ziemi w ciągu piętnastu sekund, po prostu wstanie i ją stamtąd zdejmie, a później wytrzyma dwadzieścia minut wrzasków w drodze powrotnej. Nie miał pojęcia, dlaczego w ogóle zgodził się przyjść na plac zabaw w sobotnie popołudnie, zamiast wylegiwać się w łóżku i odbijać sobie za cały tydzień bycia na nogach. Daisy była straszną manipulantką.

Daisy zrobiła swoją najbardziej obrażoną minę, jednak ostentacyjnie zeszła na dół i pomaszerowała do piaskownicy, w której siedziało kilka innych dzieciaków. Mike nie miał wątpliwości, że zaraz zostanie obgadany przez chordę bobasów.

– Jak zawsze uroczy – usłyszał Michael i zakrztusił się colą, którą właśnie pił. Ktoś mocno poklepał go po plecach, a kilka sekund później jego oczom ukazał się wysoki blondyn. Pierwszym, co Michael zauważył, był kolczyk w dolnej wardze, którego Luke nie zakładał do przedszkola.

Mike odruchowo przygryzł swoją wargę, po czym pokręcił lekko głową i odwrócił się, gdy Luke usiadł na ławce obok niego.

– Śledzisz mnie? – spytał znużonym tonem, upewniając się, że Daisy wciąż jest w piaskownicy. Zgubienie dziecka na placu zabaw było czymś, czego Michael nie chciał ponownie przeżywać. – Poważnie, to trochę przerażające.

– Po prostu przechodziłem obok i wydawało mi się, że cię słyszę – odpowiedział Luke, opierając się wygodnie i szukając wzrokiem Daisy. Dziewczynka wymachiwała właśnie łopatką, którą prawdopodobnie zabrała chłopcu siedzącemu obok, gdyż ten sięgał dłonią, by odzyskać swoją własność.

– Jasne, jasne. Jak wiele moich zdjęć rozwiesiłeś w swoim pokoju? – mruknął Michael, następnie zgniatając puszkę i wrzucając ją do pojemnika na śmieci. Luke zaśmiał się wesoło, co zirytowało Michaela, bo on czuł się fatalnie, więc dlaczego ktoś inny miał dobry humor?

– Wyglądasz na zmęczonego – zauważył blondyn po chwili, odrywając wzrok od bawiących się dzieci i skupiając uwagę na Michaelu. Luke rzeczywiście przez tydzień zostawał z Daisy nieco dłużej niż musiał, a Michael tym samym nadrobił wiele zaległości w pracy i był wdzięczny blondynowi za pomoc, ale nie bardzo chciał spotykać się z nim prywatnie. Przede wszystkim dlatego, że Mike miał dość kłopotów z obecnymi znajomymi, by szukać sobie nowych, a poza tym kiedy Luke był w pobliżu, Michael czuł się dziwnie i to wcale nie w negatywnym sensie, co tylko bardziej go niepokoiło. Jednak Daisy wprost szalała za swoim nowym opiekunem i od jakiegoś czasu mówiła tylko o nim. Luke to, Luke tamto. Michael miał dość.

– Widać, że w weekendy nie zajmujesz się dziećmi – rzucił starszy chłopak, przeczesując dłonią swoje niebieskie włosy. Już zastanawiał się na jaki kolor przefarbować je tym razem, ale nie mógł wybrać między czerwonym i fioletowym.

– Ty zajmujesz się Daisy przez cały czas? – spytał ostrożnie Luke, a Michael dopiero teraz na niego spojrzał, unosząc lekko brwi ku górze. Luke zabrzmiał trochę dziwnie, więc Mike domyślił się, że Daisy coś mu powiedziała, chociaż kilkakrotnie prosił ją, żeby nie opowiadała o ich sytuacji obcym ludziom. W odpowiedzi jedynie kiwnął głową. – Ktoś ci pomaga?

Teraz Michael naprawdę zaczynał się irytować. Nienawidził, kiedy ktoś pytał go o Daisy. Uważał, że to jedno jest jego prywatną sprawą. Od sześciu lat starał się zajmować Daisy najlepiej jak potrafił, kochał ją bezwarunkowo i wiedział, że Daisy również go kocha i niczego jej nie brakuje. Ale ilekroć ktoś dowiadywał się o tym, że dwudziestoczteroletni mężczyzna sam zajmuje się już dość dużym dzieckiem, zawsze kwestionowali jego sposób wychowywania jej i mówili, że powinien sobie znaleźć kobietę, która na pewno zapewniłaby Daisy wszystko, czego mała dziewczynka mogła potrzebować. Przecież miał Charlotte, prawda? Jednak ona jakoś niespecjalnie garnęła się do tego, by opiekować się Daisy.

Michael po prostu nie chciał usłyszeć tego samego od Luke'a.

– Nie, nikt mi nie pomaga. Nie potrzebuję w tym pomocy – odpowiedział oschle Michael i odruchowo popatrzył na swoje ubranie. Wczorajsze jeansy, koszulka poplamiona lodami, rozczochrane włosy i podkrążone oczy. Kogo on oszukiwał?

– Nie o to mi chodziło – zapewnił szybko Luke, zdając sobie sprawę z tego, jak Mike odebrał jego słowa. – Daisy jest wspaniałym dzieckiem, po prostu... wydajesz się być trochę zbyt młody na sześcioletnie dziecko. To znaczy... wiem, że ona jest twoją siostrą, ale... uch – mruknął Luke, a jego policzki lekko się zarumieniły. Michael z zaskoczeniem stwierdził, że na ten widok na jego twarzy pojawił się uśmiech. Momentalnie zmienił wyraz twarzy i miał nadzieję, że zrobił to wystarczająco szybko.

– Jak dużo powiedziała ci ta mała gaduła? – spytał Michael, patrząc na Luke'a kątem oka. Przez cały tydzień, kiedy Mike odbierał Daisy z przedszkola, Luke starał się nawiązać jakąkolwiek rozmowę i Michael nie mógł nie zastanawiać się, dlaczego blondyn miałby chcieć zadawać się z kimś takim jak Michael. Wyglądał jakby... cóż, jakby był zbyt dobry na towarzystwo Michaela. Cholernie irytujący, ale jednak.

– Tylko tyle, że denerwujesz się, gdy nazywa cię tatą, bo jesteś jej bratem. Sama nie wie, dlaczego nie ma mamy i taty, więc nie mogła mi tego powiedzieć. Ty też nie musisz, to nie moja sprawa. Po prostu byłem ciekaw, jak sobie radzisz – wyjaśnił spokojnie blondyn, a Michael z trudem mógł oderwać wzrok od jego ust i tego przeklętego kolczyka.

Nie znosił tego chłopaka.

– Nie lubię o tym mówić. Może innym razem.

Cholera. Cholera. Czy on właśnie, teoretycznie rzecz biorąc, zaproponował opiekunowi swojej siostry kolejne spotkanie? Cóż, może Luke tak tego nie odbierze. Michael po prostu nie zastanowił się nad tym, co powiedział.

– A teraz powiedz mi, dlaczego akurat praca z dziećmi? – spytał Michael po chwili, patrząc na zegarek. Za niedługo będzie musiał zabrać Daisy na kolację, o ile mała da się wyciągnąć z piasku. Luke wzruszył ramionami, myśląc chwilę nad odpowiedzią.

– Właściwie to wciąż nie wiem – powiedział, ale według Mike'a było to trochę wymijające. – Moja mama jest nauczycielką i często udzielała prywatnych korepetycji młodszym dzieciakom. Czasami musiałem się nimi zajmować, kiedy do nas przychodziły. Łatwo się z nimi rozmawiało, zawsze mnie lubiły, więc po jakimś czasie uznałem, że mógłbym pomyśleć o tym poważniej. Kiedy miałem siedemnaście lat, zacząłem opiekować się dziećmi sąsiadów, a oni mi za to płacili. Lubiłem to robić. Wiesz, wydaje mi się, że chodzi o to... dzieci po prostu zawsze są bardzo szczere, mają swoje spojrzenie na świat i nieważne co im powiesz, one będą obstawiały przy swoim. Gdybym pracował z innymi dorosłymi ludźmi, chodziłbym ciągle wściekły i nienawidziłbym tego, co robię. A w przedszkolu mogę porozmawiać z wymyślonymi zwierzakami i nikt mnie nie ocenia, chociaż mam już dwadzieścia jeden lat – mówił spokojnie blondyn, a na koniec zaśmiał się cicho.

Michael wpatrywał się w niego jak urzeczony, chłonąc każde słowo młodszego chłopaka. To było tak cholernie autentyczne. Mike sam nienawidził swojej pracy, ciągle był wściekły na współpracowników i na szefa. Na wszystko, co miało związek ze sposobem zarabiania pieniędzy, który wybrał Michael. Ludzie go oceniali, szydzili z niego, kłamali. Wśród dzieci Michael z pewnością nie musiałby tego znosić. Daisy nigdy go nie okłamywała. Zmyślała, owszem. Wszystkie dzieci tak robią, ale nie kłamała. Nazywała go głupkiem, czasem przeklinała, bo Mikey też tak mówi, ale potem wdrapywała się na jego łóżko i przepraszała, na koniec mówiąc, że i tak nie jest punk rockowy. Który dorosły zrobiłby coś takiego?

Prawda była taka, że Michael po prostu nie lubił ludzi. Nie tylko dorosłych, dzieci również. Uważał, że są irytujące, głośne, brudzą i nie robią nic poza nagabywaniem rodziców o kolejne zabawki. Ale to były tylko dzieci i nie miały pojęcia, że kogoś irytują. Dlatego Michael nigdy, przenigdy poważnie nie krzyczał na żadne dziecko i nie mówił mu, żeby dało mu spokój. Kiedy Mike odbierał Daisy z przedszkola w dni, w które przychodził o normalnej porze, niektóre z innych przedszkolaków podbiegało do niego i pokazywało swoje rysunki, albo prosiło o podanie jakiejś zabawki z wyższej półki, Michael po prostu spełniał ich prośby, chwalił obrazki i uśmiechał się do wszystkich tych brzdąców, które przecież nie miały pojęcia, jeśli nawet go irytowały. Bo to jest to, co dorośli powinni robić – pokazywać dzieciom, że te zawsze mogą do nich przyjść, czy to po pochwałę, czy po pomoc. Michael nie chciał nawet myśleć o tym, że za kilka lat Daisy będzie zamykała się w swoim pokoju, płacząc po nocach i nie mając z kim porozmawiać o problemach nastolatek. Chciał być obecny w każdym momencie i w każdym aspekcie jej życia.

Ta nagła myśl go zaskoczyła, ale była prawdziwa. Michael kochał Daisy bardziej niż wszystko inne i codziennie jego miłość rosła nawet bardziej. To dziecko zawładnęło całym jego światem, nawet jeśli na początku Michael był totalnie zagubiony i zrozpaczony perspektywą zajmowania się niemowlakiem. Dał radę i teraz był tutaj, sześć lat później, całkowicie zakochany w swojej młodszej siostrze. Była dla niego wszystkim.

– Michael?

Głos Luke'a wyrwał go z zamyślenia. Michael rzadko pozwalał sobie na podobne refleksje, bo nie lubił nad niczym długo myśleć. To nie było w jego stylu. Ale słowa Luke'a i jego szczerość sprawiły, że Michael nieco inaczej na niego spojrzał. Teraz podniósł wzrok i posłał blondynowi pytające spojrzenie.

– Um... nie jestem pewien, ale twoja siostra chyba zaraz zostanie aresztowana – stwierdził Luke, z trudem hamując śmiech.

Michael spojrzał w stronę piaskownicy i zauważył tam młodego policjanta. Niebieskowłosy chłopak bez zastanowienia poderwał się do góry i w kilka sekund pokonał przestrzeń dzielącą go od piaskownicy. Tam zobaczył Daisy, która właśnie siedziała na plecach jakiegoś chłopczyka i wykręcała jego rękę na plecy. Policjant próbował spokojnie przekonać ją, żeby puściła to biedne dziecko.

– Daisy, na litość boską, co ja ci mówiłem o biciu innych? – spytał zażenowany Michael, nie bardzo wiedząc, co zrobić. A przecież tyle razy prosił ją przed wyjściem, żeby nie zachowywała się jak neandertalczyk. Czy to naprawdę tak wiele?

– Że najpierw sprowadzamy do parteru – odpowiedziała dumnie sześciolatka, uśmiechając się szeroko. Michael spoliczkował się mentalnie i wszedł do piaskownicy.

– Chodzi mi o tę drugą rzecz – mruknął, widząc zirytowany wzrok funkcjonariusza. Delikatnie, lecz stanowczo, chwycił swoją siostrzyczkę w pasie i zdjął ją z małego chłopczyka, którego twarz wciśnięta była w piasek. Mimowolnie zastanawiał się, gdzie jest jego mama i czy zdoła uciec z Daisy, zanim kobieta rozpęta wojnę.

– Że bijemy w ostateczności. Zniszczył mój zamek z piasku, to była ostateczność –wyjaśniła Daisy, obejmując ramionami szyję Michaela i całując go w policzek. Mike poczuł drobinki piasku na skórze i westchnął.

– Przepraszam za zamieszanie. Nic ci nie jest? – spytał Michael, trzymając Daisy jedną ręką, a drugą pomagając wstać poturbowanemu przez nią chłopczykowi. Tamten z przestrachem pokręcił głową i momentalnie uciekł.

Michael jeszcze trzy razy przeprosił za siostrę i obiecał sobie, że nigdy więcej jej tu nie zabierze. Wrócił do ławki, na której Luke zwijał się ze śmiechu i posłał mu wściekłe spojrzenie. Luke znów był tylko irytującym palantem.

– Lukeeeeey! – wrzasnęła Daisy i wyrwała się z uścisku Michaela, który omal nie upuścił jej na ziemię. Luke otarł łzy z oczu i wstał, następnie przejmując Daisy od jej starszego brata.

– Idziemy do domu, Daisy. Musimy sobie porozmawiać o tym sprowadzaniu do parteru – mruknął Michael, niezręcznie pocierając policzek i patrząc, jak Daisy pstryka palcem kolczyk blondyna.

– A Lukey może z nami? – spytała tym swoim słodkim głosikiem, który oznaczał, że to wcale nie jest prośba. Michael był zbyt zmęczony, żeby teraz się z nią kłócić i znosić jej histerię, gdyby jej odmówił, więc po prostu posłał Luke'owi pytające spojrzenie.

– Bardzo chętnie – odpowiedział Luke z szerokim uśmiechem, przytulając do siebie drobną sześciolatkę.

Dziewczynka była tak ucieszona jak nigdy, a chociaż Michael najchętniej po wejściu do domu od razu udałby się do łóżka, to pozwolił Luke'owi iść z nimi, bo Daisy przynajmniej męczyła kogoś innego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro