Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

i. they say it's time to grow up

They say it's time to grow up and stop with these foolish games.

– Mikey, Mike, myszko, spóźnimy się! – wrzeszczała sześciolatka, biegając wokół stołu w kuchni i wymachując rączkami. Jej ciemne i lekko kręcone włosy falowały za nią, a Michael z utrapieniem zastanawiał się jak je rozczesze, żeby wyglądała jak normalne, zdrowe na umyśle dziecko.

– Nie nazywaj mnie tak, Daisy. To mało punk rockowe – stwierdził Mike i nerwowo rozejrzał się w poszukiwaniu kluczyków do samochodu. Wrzaski Daisy w ogóle nie pomagały mu w skupieniu się, ale była tak podekscytowana pierwszym dniem w przedszkolu, że nie dał rady jej uciszyć.

– Tak jak ty – odcięła się dziewczynka, zaś siedzący przy stole Ashton wybuchnął śmiechem, obserwując swojego przyjaciela, który nie wiedział w co powinien włożyć ręce. W zlewie piętrzyły się brudne naczynia, na blatach leżały resztki jedzenia, a pudełka od pizzy walały się po całym mieszkaniu. Michael wyglądał na wykończonego, a był dopiero poniedziałek. – Już, już, już, idziemy już? Natechmias?

– Po pierwsze, Daisy, mówi się natychmiast. Po drugie, jeżeli na chwilę się uciszysz i pozwolisz, żeby kac twojego brata jeszcze trochę minął, to na pewno zabierze cię do przedszkola – powiedział rozbawiony Ashton, podając Michaelowi resztę swojej niedopitej kawy. Chłopak z granatowymi włosami wziął kubek z wdzięcznością, chociaż nienawidził kawy. Do rozbudzenia się potrzebował czegoś mocniejszego, może Tigera, ale skończył się w sobotnią noc, gdy Daisy bolał brzuch i płakała przez kilka godzin.

– Nie mam kaca, nie piłem absolutnie niczego. Chyba pożyczę ci Daisy na kilka nocy, wtedy i tobie przejdzie ochota na alkohol.

– Do wujka Ash'a, do wujka Ash'a! – podchwyciła Daisy, teraz skacząc przy Ashtonie. Michael jeszcze raz przebiegł hol i w końcu znalazł kluczyki, które spadły za komodę. Głowa pulsowała mu bólem i chociaż obiecał sobie, że nie będzie się złościł na Daisy, bo ma tylko sześć lat, nic nie mógł poradzić na rosnącą irytację.

– Daisy Clifford, cisza! – krzyknął, wparowując do kuchni i niedbale układając pusty kubek po kawie na stosie brudnych talerzy. Jednak siostrzyczka zupełnie go zignorowała. – Bo nie pozwolę ci oglądać Klubu Przyjaciół Myszki Miki dzisiaj po południu!

Ashton z zaskoczeniem zobaczył, jak krzyki wydobywające się z ust sześciolatki urywają się w połowie. Daisy odwróciła się na pięcie i spojrzała w górę na swojego brata.

– Wcale nie – powiedziała cicho, opierając maleńkie dłonie na biodrach, jak primadonna, którą w zasadzie troszkę była.

– Wcale tak – odparł Michael, najwyraźniej zadowolony ze swojego sukcesu.

– Wcale nie.

– Wcale tak.

– Wcale nie.

– Wcale tak!

– Michael, co ci mówiłem o wdawaniu się w kłótnie z sześciolatką? – przerwał im Ashton, wiedząc, że ta sprzeczka może trwać jeszcze przez kilka godzin.

– To ona zaczęła -– bronił się Michael, zaś Irwin wywrócił teatralnie oczami.

– Ile ty masz lat? Dwanaście?

– Dobra – burknął Michael. – Tony poradników o dobrym wychowaniu i co mam? Demona, nie dziecko.

– Mike, nie przeczytałeś żadnego takiego poradnika, chociaż Charlotte przyniosła ich chyba pięć – zauważył Ashton.

– Charlotte sama powinna je przeczytać – mruknął Michael, przypominając sobie, jak jego dziewczyna zachowywała się przy Daisy.

~ * ~

– Zapleciesz mi warkocz? – spytała Daisy, kiedy Mike powoli starał się rozczesać jej poplątane ciemne włosy.

– Nie.

– Ale...

– Nie – powtórzył i związał grube pasma w kucyk na czubku głowy. – Nie jestem twoją fryzjerką.

– Co to fre-zjer-ka? – sylabizowała dziewczynka. Michael wiedział, że jeśli chodzi o edukację Daisy, to nie spełniał zbyt dobrej roli, ale właśnie od tego było przedszkole, prawda? Wystarczyło, że on ją karmił, ubierał i bawił się z nią. Miał być tą fajną osobą w jej życiu, nauczyciele należeli do frajerów.

– Fry-zjer-ka – poprawił ją niebieskowłosy i uśmiechnął się do jej lustrzanego odbicia. – To pani, która zajmuje się włosami takich maluchów jak ty.

– A umie robić warkocze?

– Zrobiłaby ci z włosami wszystko, co tylko byś chciała.

– Zabierzesz mnie?

– O mój Boże... Ubieraj buty.

Ashton wyszedł z nimi, ale na ulicy się rozstali, ponieważ Irwin przyszedł do nich tylko dlatego, że każdego ranka biegał przez kilka godzin. Michael czasem mu zazdrościł, bo Ash miał tyle wolnego czasu, że mógł sobie na to pozwolić, z kolei Michael czasem pracował na dwie zmiany, żeby tylko zarobić na czynsz, a kiedy nie pracował, to zajmował się Daisy, a to było jeszcze cięższe.

Michael zapiął Daisy w foteliku dla dzieci i sam usiadł za kierownicą, jednak zdało się to na nic, ponieważ samochód nie chciał odpalić.

– No dalej, do cholery...

– Tatuś przeklął, musisz wrzucić pieniążek do słoika brzydkich słów – zaśmiała się Daisy, kopiąc nóżkami w oparcie przedniego siedzenia. Michael wyjął kluczyk ze stacyjki i obejrzał się na dziewczynkę.

– Daisy, miałaś nie nazywać mnie tatą, jestem twoim bratem – przypomniał jej i westchnął. Strasznie trudno było wyjaśnić sześcioletniej dziewczynce dlaczego mieszka tylko z bratem, a nie z tatą i mamą. Czasem instynktownie nazywała go tatą, chociaż Michael starał się jej wszystko wytłumaczyć.

– Przepraszam, Mikey – mruknęła, nerwowo bawiąc się rączkami.

– W porządku, księżniczko. Ale chyba będziemy musieli przejść się do przedszkola na nogach – stwierdził i wysiadł, następnie wyciągając Daisy z samochodu.

– Ale zniszczę buciki – pisnęła dziewczynka, patrząc na swoje nowe adidasy. Tak rzadko dostawała coś nowego, że bardzo się przejęła, gdy Mike dał jej te buty i obiecała, że nigdy w życiu ich nie ubrudzi. Teraz stanęła na chodniku i rozpłakała się, tupiąc nogami i krzycząc, że nigdzie nie pójdzie.

Michael nerwowo rozejrzał się dookoła i pociągnął się za włosy, próbując się uspokoić. Daisy często miewała takie ataki i trochę go to niepokoiło, ale była jeszcze dzieckiem. Przechodzący obok ludzie patrzyli na Michaela tak, jakby był wcielonym diabłem, ale już się przyzwyczaił. Na placu zabaw Daisy spadała z huśtawek i zjeżdżalni tyle razy, że matki innych dzieci pewnie używały Michaela jako przykład czarnego charakteru w bajkach opowiadanych swoim pociechom.

– Shh, hej, mała. Już spokojnie. Wezmę cię na barana, dobrze? Buty nie będą dotykały ziemi i ich nie ubrudzisz – powiedział Michael, kucając przed siostrzyczką i ocierając kciukami łzy z jej policzków. Daisy dotknęła palcami kolczyka w jego brwi i uśmiechnęła się lekko, kiwając głową. Dwudziestoczteroletni mężczyzna odetchnął z ulgą, po czym z łatwością podniósł dziewczynkę do góry i posadził ją sobie na ramionach, a ona momentalnie zaczęła bawić się jego włosami.

Na szczęście droga do przedszkola nie była długa, bo chociaż Daisy była drobna i nie ważyła prawie nic, to na dworze panował straszny upał, a Michaela wciąż bolała głowa. Wszedł do budynku i dopiero tam, gdzie były już czyste wykładziny, Daisy zgodziła się zejść na ziemię.

Michael ucieszył się widząc, że nie tylko oni przyszli trochę później. Do środka wciąż przybywali rodzice ze swoimi dzieciakami. Mike nie mógł się powstrzymać przed zgadywaniem ich wieku. Na pewno żaden z tych ojców nie miał dwudziestu czterech lat. Do posiadania dzieci musieli dojrzeć później niż Michael, który już w wieku osiemnastu lat został obarczony tak ogromną odpowiedzialnością. Nie, żeby żałował, albo mówił sobie, że byłoby lepiej, gdyby Daisy się nie pojawiła, ale chciałby mieć jeszcze chociaż kilka lat beztroski.

– Mikey, choooodź – jęknęła Daisy, ciągnąc starszego brata za rękę. Michael otrząsnął się z rozmyślań i poprowadził ją korytarzem, zarabiając ukradkowe spojrzenia od rodziców, patrzących na jego kolorowe włosy i piercing. Dobrze, że nie widzieli tatuaży, pewnie by zemdleli. Ludzie lubią mówić, że są tolerancyjni i Michael wiedział, że świat ruszył do przodu, lecz mimo tego otaczali go hipokryci, którzy tak czy inaczej nie szczędziliby sobie komentarzy na temat jego stylu.

Chłopak patrzył z przerażeniem na rozwrzeszczane i rozbiegane dzieci, rozrzucające zabawki dookoła dużej sali. Daisy była zachwycona i od razu chciała biec do środka, ale Michael lekko ją przytrzymał i kucnął przy niej.

– Będziesz grzeczna? – kiwnęła głową. – Nie rozwalisz niczego, za co braciszek będzie musiał płacić pieniędzmi, których nie ma? – kiwnęła głową. – Nie złamiesz nogi, ręki, kręgosłupa, zmuszając braciszka do zawiezienia cię do szpitala, na który nie ma czasu, samochodem, który nie działa? – ponownie kiwnęła głową. – No, moja dziewczynka. W takim razie idź i baw się, a ja odbiorę cię za kilka godzin – powiedział, po czym pożegnali się specjalnym uściskiem dłoni, zapożyczonym od Baymaxa i Hiro z Wielkiej Szóstki, na który Daisy upierała się odkąd obejrzała tę bajkę. Michael pstryknął siostrzyczkę w nos i wstał, patrząc jak dziecko odbiega do grupki innych maluchów.

Ostatni raz rozejrzał się i jego wzrok padł na mężczyznę siedzącego za biurkiem pod przeciwną ścianą. Z pewnością był młodszy od Michaela, jego blond włosy ułożone były do góry, a czarna koszula zapięta pod szyję i na pewno cholernie niewygodna. Wyglądał nienaturalnie spokojnie wśród tego całego harmidru i Michael nie mógł nie zastanawiać się, jakim cudem mógł w ogóle skupiać się na czymkolwiek poza dzieciakami w pampersach, wrzeszczącymi każdy o czymś innym.

Nieznajomy również patrzył na Michaela, a gdy ich oczy się spotkały, blondyn uśmiechnął się szeroko. Mike pokręcił głową i opuścił salę, zastanawiając się od kiedy do zajmowania się dziećmi zatrudniają dziwnych, irytująco wyglądających kolesi.

Jednak szybko o tym zapomniał, bo miał przed sobą kolejny dzień ciężkiej pracy dla bałwanów, którzy i tak nigdy go nie doceniali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro