᯽23᯽
Na sam początek skupiłem sie na przeniesieniu rannych w bardziej dogodne miejsce. Ledwie unikając ciosów Staina w końcu cała trójka bohaterek wylądowała na dachu budynku. A ja mogłem zająć się walka niemal w klatce. Nie odwarzyli się zejść już do mnie. Emanowała ze mnie wściekłość. Atakował niewinnych ludzi. Co mnie zabolało. Byli w moim wieku. Więc jakim prawem?
Wymienialiśmy ciosy raz po raz. Ja niemal nie trafiałem ale od skoków i mojej prędkości powoli robił się wolniejszy. Dość szybko zacząłem uczyć się jego ruchów. Działania. Ale straciłem czujność bo poczułem się zbyt pewnie. Przeciął moja twarz od jednego policzka do drugiego przez samo centrum nosa.
Poczułem siarczysty ból a moje policzki lekko zjechały w dół. To była głęboka rana Ale nie na tyle by w tej chwili mi przeszkodziła.
Gorsze było to że teraz w jego ustach była moja krew. Jeknałem kiedy poczułem jak moje palce opadają w dół bezwiednie. Miałem bezwładne ciało. Ale nie odsunałem się na ziemię. Szkielet który zbudowałem.. połączony pod mój pień mózgu przejmował władze. Tak że już po chwili poza nieruchoma głową moje ciało wróciło do normy. Sygnały wysyłał mój mózg do szkieletu który mną sterował. Widziałem jak facet się zdziwił.
- Ty... czym ty... - Sapnał kiedy moje ciało zabłysło na zielono.
Nie mogłem mu odpowiedzieć. W końcu moja twarz była odretwiała. Ale w myśli odpowiedziałem.
"Jestem naukowcem"
A następnie zadałem ostatni możliwy i znany mi cios by odebrać mu najpierw oddech a następnie przytomność.
Odzyskałem pełna ruchomość po kilku minutach, dopiero w w tedy zabrałem wszystkie jego ostrza i zdjąłem wiekszość bandaży których następnie użyłem jako personalnych kajdan. Kiedy się obróciłem czarnowłosy chłopak o złotych oczach stał na przeciw mnie z ewidentnym wyrzutem na twarzy. Wyglądał na smutnego.
- Dopiero się uczę..
- A ja nie. - Mruknąłem. - Wiem że jesteś z U.A. Gratulacje. Ja nie jestem. - Podniosłem złoczyńcę na ramię i ścierając dalej płynąca mi z pod oczu krew spojrzałem na mój brudny pół spalony kitel.
- Czekaj to kim jesteś! Wyglądałeś jakbyś wiedział co robił i... Uratowałeś moich nowych przyjaciół.
Wskazał chłopaka w lodo stroju oraz jakiegoś innego co przypominał ludzki silnik.
- Jestem Deku, - Wychodzę na ulicę uśmiechając się do niego. - Jestem naukowcem. - Słysząc helikoptery i biegnących bohaterów macham w ich stronę. Pierwszy dotarł Endeavor.
- Nic wam nie jest co tu się stało?
- Zabójca bohaterów. - Wskazuje nieprzytomnego ale całego i zdrowego faceta który nie miał nawet ranki. - Zaatakował tych uczniów. - Odpowiadam wystawiając go w stronę bohatera który wyglądał dość nietypowo.
- Kto go pokonał? Czemu właściwe ty mówisz dzieciaku.
- Jestem Deku. - Wystawiam rękę na przywitanie - Jestem uczniem Akademia nauk, odbywam praktyki z profesorem Dollionem Dadurv. Z wierzowca zobaczyłem płomienie pomyślałem że bohaterowie będą potrzebowali paru wynalazków lub pomysłów. - tłumacze się jak dziecko co zjadło czekoladę ale on słuchał uważnie patrząc na nieprzytomnego mężczyznę co jakiś czas zerkając na moje rozcięcie które zaczęło się brudzić pyłem pożarowym.
- Kto walczył?
- Ja, usłyszałem walkę i czym prędzej zabrałem rannych na dach oraz powstrzymałem złoczyńcę.
- Tak było. - Mruknął w tle jakiś głos nie zbyt mi znany. - Laurent oraz ja wdaliśmy się w niepotrzebną walkę, pański syn Todoroku nam pomagał ale nie dawaliśmy rady. Dopiero ten młody człowiek odporny na cięcia złoczyńcy oraz jego moc nam pomógł.
- To nic takiego, Drobny wynalazek utrzymujący moje ciało. Każdy by pomógł gdyby mógł. Oczywiście jeśli wyrządziłem szkody wezmę całą...
Nie skończyłem słowa gdyż usłyszałem skrzek niemal demona który leciał prosto na mnie. Przerażony pchnąłem bohatera w bok po chwili czując jak potężne ptasie łapy zamykają mnie w kleszczach i unoszą w górę. Krzyknąłem z bólu gdy niemal zmiażdżył moje biodra gdzie strój zrobił się żółty co oznaczało funkcje obronną. Spojrzlaam na bestie którą mnie porwała. To nie był człowiek. To było coś obrzydliwego z mózgiem na wierzchu i oczami utkwionymi w nosie. Widziałem jak bohaterowie próbują we mnie celować ale nie mogli mnie narazić. Poczułem jednak jak coś ostrego wbija mi się w dłoń i przebija ją na wylot. To był nóż przyplątany do bandażu... Potwór zawisł w powietrzu nie mogąc frunąć wyżej a ja mimo bólu zacząłem się wiercić zaś jeden z palców łapy wygiałem w tył łamiąc go. kość chrupneła mi w rękach. Wspinając się na cielsku potwora spojrzałem na wbity we mnie nóż który ściągał nas w dół. Warknałem głośno wskakując na kark zielonego niby dinozaura i chwytając jego kark silnym ruchem wykręciłem go w bok wciskając w jego głowę jednocześnie ostrze... tuż za mną nie wiadom skąd pojawił się stain dociskając mi do szyi nóż.
Pojawiły się helikoptery i reporterzy. Sapnałem gdy nadcial moje jabłko Adama. Wskazał bohaterów z pogardą.
- To ostatni chłopiec który może być bohaterem prawdziwym. Wy reszto, to fałszywe podróbki i kopie. Zniszczę was wszystkich i przywrócę prawdziwy ład, gdzie bohaterem było się dla ludzi, nie dla forsy. A ten chłopiec będzie pierwszym w nowym świecie. Jest tylko jeden bohater który może mnie zabić - Przełknałem ślinę nie rozumiejąc do czego on pije. - ALL MIGHT. tylko on-
Nie skończył. Jego nóż wypadł z ręki a z jednego z helikopterów na drabince pojawił się Dollion. Z pistoletem na strzałki usypiające. Spojrzał z uśmiechem na mnie a następnie na bohaterów.
- Przepraszam za mojego podopiecznego. Wyrządził jakieś szkody?- Spytał niby niewinnie na co bohaterowie różnie zaczeli odpowiadać. - Poniosę konsekwencje tej konkretnej bitwy i zapłacę. Ja nie mam nic do stracenia a wy... no cóż, swoje licencje bohaterskie.
To była tak dziwna sytuacja że nikt nie wiedział co powiedzieć. Ulica jechała już straż i policja gdy tylko zajechali zaczęli pakować staina do wozu a martwego potwora oglądali ratownicy medyczni. Ja poczułem za to przerażenie. Bo gołymi rękoma rozszarpałem bestie.
᯽᯽᯽
Stałem przy bohaterze numer jeden. Na podeście zrobionym na szybko otoczony bohaterami, za jasnym światłem i milionem mikrofonów. Na moim ramieniu Dollion ułożył swoją dłoń wspierając całą tą akcję.
- Endeavor co dokładnie stali się w dzielnicy ****
- Tego nie wiem ale najprawdopodobniej masowe pożary są sprawką Ligi złoczyńców. Wykryto obecność Nomu podobnych do tych z ataku na U.A. Jeden został spalony przeze mnie, drugi zdołał uciec a trzeci został zmiażdżony przez młodzieńca po mojej prawej.
- Czy to prawda? Jak się nazywasz! Jesteś nowym bohaterem?- Mikrofony otoczyły mnie jak futro otacza lwią głowę. Oczywiście że chciałem odpowiedzieć. Ale co najpierw?
Dollion szturchnał mną lekko z uśmiechem. Jakby chciał powiedzieć że mi gratuluję ale ze muszę zacząć mówić.
Poprawiłem więc bandaż na twarzy i schyliłem się do głównego mikrofonu.
- Nazywam się Izuku Midoryia. Nie jestem bohaterem, jestem naukowcem. Obecnie spędzam praktyki u profesora Dolliona Dadurv'a. Moja pomoc bohaterom jest przypadkowa. Wiedziałem że tak trzeba inaczej Stain zabił by poszkodowanych i tak uczniów U.A
Odpowiadam dość spokojnie chociaż tak naprawdę czułem że od środka umieram. Z uśmiechem starałem się odpowiadać na szczegóły mojej pomocy aż w końcu poczułem się mniej komfortowo.
- Wedluch wstępnych badań stain dość mocno został pokiereszowany, czy mógłby się pan do tego odnieść? w końcu pomoc obywatelska nie jest...
- Jest legalna. - Zaprzeczam natychmiast - Prawo nie zabrania w tym kraju pomoc osobom w potrzebie. A przeciwnie wręcz nakazuje. Jeśli ktoś czuje się na siłach pomoc jest mile widziana gdy w pobliżu nie ma licencjonowanych bohaterów lub są pokrzywdzeni. To paragraf piąty pod paragraf dwudziesty. - Sapnąłem do mikrofonu. - Jeśli jednak wyrządziłem najdrobniejsze szkody moim nie odpowiedzialnym ruchem jestem w stanie ponieść konsekwencje.
Ukłoniłem się w pół niemal uderzając w mikrofon. Parę starszych bohaterów się zaśmiało aż w końcu jakiś mężczyzna złapał mnie za ramię.
- To odważny młody człowiek z niesamowitym darem na waszym miejscu próbował bym go przekonać na bohaterstwo, ktoś tak odporny by się przydał. Sam bym chciał go w mojej szkole. - To nie był dyrektor znanej szkoły. Przeciwnie miał mała szkołę dla odrzutków z U.A. Rozpoznałem go odrazu.
- Właśnie, jak wiemy zabójca bohaterów walczy przedmiotami ostrymi by pobrać krew i unieruchomić bohatera, a z tego co przekazali świadkowie nie poddał się temu, co za niesamowita zdolność odporności...
Zmarszczyłem brwi. Wychwalali mój dar w publicznej telewizji? Ale problem w tym że to nie dar. Szybko przejąłem mikrofon i pochylając się odrazu niemal krzykłem.
- To nie mój dar. Gdyby tak było nie przeciął by mojej twarzy. - Niemal połknąłem głośnik mówiąc to. A w tedy nastała cisza, dość krótka bo zaraz potem pojawiły się pytania.
- Nie dar? wiec co? Pokazałeś nam wielką siłę i odporność...
- To mój projekt. - Unoszę dłoń wskazując pierścień. - Znajduje się w nim strój który wzmacnia moją siłę oraz szybkość i inne pomniejsze zdolności. Jest on nieprzecinalny, z materiału który ma chronić użytkownika podczas walk.
Nie wspomniałem o dodatkowym szkielecie. Było by w tedy za wiele pytań. Ale reporterzy byli zdziwieni, nawet Endeavor był który widział jak rozwalam czaszkę "Nomu".
- Więc jaki masz dar? Nie użyłeś go podczas walki? - Na tę chwilę czekałem wieki. Umierałem wewnętrznie całe życie. Znosiłem męki wlanego umysłu. I chociaż to nie dziś miałem się przyznać szczęście dziecka we mnie wyrało. Przełknałem głośno ślinę i z uśmiechem oraz dumą powiedziałem kilka słów które dam słyszałem jak przez mgłę.
Gdybym dostał się do U.A jak planowałem i został bohaterem bez daru miało by to jeszcze większy wydźwięk. Ale teraz też nie było źle. Zacząłem mój plan, dorównanie bohaterom było już realne. Otworzyłem usta i dałem słowom płynąć.
- Ja... nie mam daru. Jestem Qurikless.
᯽᯽᯽
Gdy się obudziłem siedział nade mną nie kto inny niż Dollion z kolorową gazetą pełna zdjęć. Uśmiechał się jak dziecko które dostało największy tort urodzinowy z pośród kolegów.
- Jesteś na pierwszych okładkach chyba wszystkich znanych gazet.
Wskazał moje zdjęcie z bohaterami. Ale o wiele ciekawsze były nagłówki gazet.
"Młody mężczyzna bez daru ratuje grupę przyszłych bohaterów","Qurikless o wielkim sercu i siłę mogącej złamać ci kark", " Bohater, Naukowiec? chłopak w wynalazku ratuje Tokio".
I tym podobne. Czytałem je z uśmiechem ale wiedziałem jeszcze jedno. Że pewna kobieta na pewno widziała to samo co ja.
Zacząłem nerwowo szukać telefonu ale nie znalazłem go. Dollion podał mi coś innego. Telefon ale zdecydowanie nie mój.
- Twój smartfon się spalił Przegrałem ci podstawowe pliki. Dzwoniła do ciebie mama, próbowałem ją uspokoić ale powinnes sam zadzwonić. -Mruknął a następnie dając mi gazety wstał. - Przyniosę ci coś do jedzenia i bandaże.
Dodał poczym wyszedł a ja gwałtownie się podnosząc otwarłem telefon który jeszcze nie miał zabezpieczenia i natychmiast zadzwoniłem do matki.
Jej krzyk skutecznie mnie dobudził.
- COJAMÓWIŁAMCITYTĘPYDZIECIAKU...
- mamo! Żyje. Nie krzycz!
- Nie masz pojęcia jak ja się martwiłam!- Zaczęła łkać do telefonu i natychmiast zrobiło mi się głupio.
Serce mi pękało przy rozmowie z nią ale po dobrej godzinie uspokoiła się mówiąc że przed końcem praktyk chce się zobaczyć. Dopiero w tedy się obrażona rozłączyła. Dzwonił do mnie też Opal który oznajmił że jak tylko się zobaczymy da mi po tej "pociętej mordzie". Mój drugi telefon jednak przetrwał. Odnalazłem go w torbie i niemal odrazu znalazłem wiadomości od shigarakiego który był wściekły na wiele powodów. Między innymi za zmieszczenie nomu i nie obecność gdy mnie wzywał.
Więc to była jego sprawka.
Ale bardziej zdziwiła mnie wiadomość od kontaktu wpisanego jako tata. "Widziałem cię w telewizji, wszytko w porządku?"
To pytanie zmyliło mnie z tropu. Ale to już nie było ważne. Nie chciałem mu odpisać ale wiedziałem że muszę spotkać się z ligą wychowanka mojego ojca.
Dollion pojawił się z wózkiem jedzenia i irytacja na twarzy.
- Mam zranionego bohatera na piętrze a oni mówią do mnie że mam czekać. Nie ważne, mam dla ciebie śniadanie. Chodź przed nami ciężka praca, mógłbyś być nawet martwy ale w tej chwili mamy prace, zostało ci parę dni praktyk.
I tu miał rację. Ale to nie miało znaczenia, ja żyłem jeszcze tamtym widokiem. Wieczorem wśród bohaterów, to było to o czym marzyłem od dziecka.
Czy coś miało znaczenie oprócz tej ktrotkiej ulotnej chwili bycia bohaterem?
Oczywiście
Bo to pierdolone kłamstwo w ciszy przed burzą.
Dzień dobry. Kto już doszukał się mister egg'ów?
Jeśli ich nie widzisz przeczytaj ponownie.
Szybki quiz:
Myślicie że deku ma dar?
A jeśli tak to jaki?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro