Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

᯽22᯽

Dollion patrzył na mnie i na śpiącego potwora z którego uchodziły dziwne dźwięki.

- Coś zrobił?- Spytał chociaż to brzmiało zbyt spokojnie.  Spojrzałem za szybe na replikę mojej maszyny.

- Cóż, ty ulepszyłeś i przejąłeś mój projekt więc ja zrobiłem to samo z twoim. Twój potwór będzie posłuszny mi albo umrze. Nie jestem pewny jak go zrobiliście.

Chciałem powiedzieć coś jeszcze ale zaraz poczułem pięść na mojej szczęce a gdy upadłem na brzuch moja twarz dociśnięta została do ziemi.

- Masz pojęcie jak właśnie zniszczyłeś jeden  droższych projektów na świecie? Pojebało cię?

Syknał z tonem mordercy i trzasnął w moją głowę butem aż jeknałem z bólu gdy poczułem jak i tak moje nadwyrężone od ciśnienia uszy pękają w środku. Zawyłem z bólu a wszystkie głosy chociaż stały się głośniejsze były również zaćmione przez promieniujący szum krwi.

Nie ruszyłem się. Za bardzo się bałem że mój łud szczęścia się skończy.

- Poświęciłem temu projektowi lata. Pieniądze to pestka ale wychowanie tego bydła było kurewsko...

- Mogę to cofnąć. Ale tylko ja. - Sapnałem patrząc w górę na niego. Krew w uszach przygaszała to co mówi. Spoglądał w moje oczy z wyrazem mordercy.

- Jesteś ciekawy Midoryia. Rzaden praktykant dotąd nie odwarzył się mi postawić a co więcej, powęszyć. Jesteś pewny że nie masz daru?-Spytał i zszedł ze mnie. Jego wyraz twarzy się zmienił jakby zrozumiał co robię. - Cóż teraz już muszę cię zatrzymać, albo zabić. Ale wyglądasz na cwanego. - mruknął bardziej do siebie niż do mnie a następnie wyjął do mnie dłoń udając że się zastanawia. Jednak jego fioletowe świecące oczy zdradzały wszystko. - Izuku, ja dam ci pieniądze i możliwości a ty zostaniesz moim partnerem.

I chociaż brzmiało to jak oświadczyny dla mnie nie było to tak romantyczne lub zabawne. Spojrzałem na jego bladą gładka dłoń i powoli ja chwytając poczułem jak mnie podnosi.

- A na sam początek, ulepszę cię.

᯽᯽᯽ 

Nie minęło za wiele czasu a kazał mu się zbierać oznajmiając że od teraz praktyki będą w terenie. O zywiscie tak jak mówił ulepszył mój projekt. Po prostu dostarczył mi lespzego materiału. Ulepszyłem tym sposobem swój strój ale i sieć nerwową która teraz posiadała dodatkową osłonę i funkcje. Od teraz miałem zostać jego uczniem ale i "dzieckiem". On jako mój mentor miał udostępnić mi czas, miejsce i materiały oraz pieniądze a ja miałem wykonywać od czasu do czasu projekty lub dawać mu konsultacje. Nie wiem co we mnie dostrzegł ale traktował mnie w końcu jak równego sobie. Lecieliśmy właśnie nad obszarem Tokio. I chociaż nie lubiłem tego miasta powiedział że musi mnie przedstawić swoim znajomym. Nie zbyt wiedziałem co dla mnie to oznacza ale to było mało ważne. Wiele mi tłumaczył, czasem jak do dziecka, dawał narzędzia i kazał składać, mówił mi o swoich planach i kazał mówić o swoich. Udowodniłem że nie jestem nudny i że można ze mną działać.

Chodź powinien bardziej pociągnąć za mną wątek z swoją bestią zdawał się o nim zapomnieć.

Priorytetowo za cel obrał sobie opiekę mną, był nagle mi upierdliwym nie fajnym bratem.

Ale i tak był mniej upierdliwy niż mój dzwoniący telefon. Po tygodniu w górach odzwyczaiłem się od dzwonienia i po dziesiątym denerwującym telefonie wyłączyłem go kapletnie. Ten drugi też.

Wylądowaliśmy w prywatnej części lotniska w Tokio. A następnie odebrała nas limuzyna zamówiona dla Dolliona ale jako jego podopieczny mogłem jechać z nimi. W końcu usłyszałem jak Dollion z kimś rozmawia.  Siedząc obok mnie nawet nie próbował udawać że to mnie nie dotyczy.

- ...mhm, tak, zamiecie dodatkowe zabezpieczenia tak by rozpoznawało moich pracowników. ... No miałem drobny wypadek w pracy. Ktoś zszedł na inny poziom. Był za słabo chroniony.

Nagle urwał rozmowę i przyciągnął mnie do siebie zaraz wsuwając mi rękę we włosy zaczał je targać i gładzić. Spojrzałem na niego zdziwiony na co wyszczerzył się głupio i zaczął mi je układać by były mniej... puszyste.

- Profes...

- Mów mi Dollion. Mówiłem teraz jesteś dla mnie jak młodszy brat. Wiesz za dużo ale jesteś szalony więc mi się przydasz. Nie myślałeś żeby zmie ich fryzurę? masz nietypowe włosy i mnóstwo kołtunów. - mruknął potrząsając mi głową.

- Nie. To tylko włosy. Byłem skupiony raczej na nauce niż wyglądzie. No i trenowanie ewentualnie.

Odpowiadam zgodnie z prawdą na co on robi kwaśna minę i puszcza moją głowę.

- Zabiorę cię do salonu. Zmienimy ci trochę wygląd. Żeby wiedzieli od kogo się uczysz. A swoją drogą skończyłeś już ten swój plan?- wskazał mój tablet z otwartym planem działania.

- Mój projekt? Hm. Ten akurat nie. Jest częścią tego co będę wrobił w podziemiach...

Nie skończyłem wypowiedzi bo ujrzałem jego wyraz twarzy. Wyglądał jakby umarł wewnętrznie a powłoką która została właśnie zaczęła się suszyć. Jego twarz przypominała twarz mojej matki gdy widzi pająka w łazience. Zaskoczenie i niepokój. Otwarł szybko jednak usta i zabrał tablet z stołu powoli go lustrując.

- Jak dostałeś się w takim wieku do podziemia. Mnie tam zaprosili dopiero w czwartej klasie.

- Uh. Jedna uczennica stwierdziła że pasuje tam. To tylko ogół. Nie chciałbym by ktoś odkrył ten plan. - Przełknałem głośno ślinę. Mój plan obejmował nie etyczne badania na ludziach. Nie specjalnie brutalne ale musiałem się zająć głównym planem.

Wytworzeniem syntetycznego daru, doskonałego, bez ograniczeń, który nie zabija i co najważniejsze na dłuższą metę nie unicestwi ludzkości.
Chciałem daru dla siebie który zabezpieczył by moje życie i nie był by dostępny dla innych. Wiem że Rose robiła coś podobnego. Ale jej badania obejmowały naturalne dary. Ja chciałem stworzyć coś nie zależnego czego bohaterowie nie wyłączą byle maszyną*.

(* Maszyny odbierające moce w całej serii używane są jako przeważnie kajdany blokujące złoczyńcom posługiwanie się ich zdolnościami.
Jeśli ktoś chce wiedzieć coś więcej na temat co to dokładnie jest zapraszam w komentarze z chęcią odpowiem)

- Pomogę ci. Osobiście znam tylko odrobinę medycyny, uczyłem się jej by ją zdać, nie koniecznie by używać, ale jeśli mogę jakoś pomóc to to zrobię.

Zabrałem mu tablet zaczesujac włosy w tył, ubrałem szybko okulary i przesuwając palcem po ekranie wskazałem kartkę z wstępnym zamysłem pewnej maszyny.

- Będę potrzebował środków do stworzenia maszyn. Głównie do tej którą będzie wykonywać wiele badań oraz zabiegi do których nie mam wyćwiczonych ruchów.

- myślisz o wszystkim. Dobrze. Jednak cieszę się że to ciebie wziąłem w tym roku.

- Teraz jesteś zbyt miły. Ale Nie ważne, stworzyłem też projekt do szkoły i dla ciebie, do twojego "kotka".

᯽᯽᯽

Spotkanie odbywało sie w jakimś wierzowcu. Miało format bankietu ale Dolliona zaproszono do prywatnego pokoju zaś ja ubrany jak na codzień do szkoły miałem zostać wśród innych bogaczy zaproszonych na elegancką wyżerkę.

Piłem szampana i zajadając się koreczkami obserwowałem Tokio. Mało kiedy tu bywałem. Ale zawsze w tedy śledziłem bohaterów i ich akcje. Szczerze mówiąc uwielbiałem to robić. Liczyłem że kiedyś ja będę miał tu swoją agencje i będę ratował ludzi. Taki był plan. Nie powiodł się.  Ale wciąż będę ratował ludzi. Na swój sposób.

- Te koreczki były też dla innych Izuku.

Głos pana Park'a niemal przestał mnie zaskakiwać. Co robi tu wychowawca klasy i facet który pokazał mi piwnice szkoły?

A może właśnie to. W końcu rozpoznałem tu już kilku szalonych naukowców. Jeśli był jednym z nich to omawiają jakie większy projekt.

- Nie było kartki z napisem brać pojedynczo. - wyjmuje wykałaczkę z ust i wrzucam na talerz stojący na fotelu obok mnie.- Ostatnio pana widziałem biegnącego za samolotem - mówię dość rozbawiony na co on robi zniesmaczona minę.

- Ile pamiętasz? Jakim cudem?

- Myślę że to łud szczęścia. Pamiętam wszystko. I właściwie. Mógłby pan mi załatwić trochę miejsca w pracowni. Po praktykach chciałbym zacząć proje-

- Wyrzucono cię z projektu.

- Nie. Z tego co ja pamiętam to zemdlałem przez atak paniki nie związany z waszymi testami. - Mówię chłodno i sięgam kolejne przekąski.

- Nie nasza wina? Zaczałeś się sam dusić. Jakbyś stracił kontrolę...

- Przydarzył mi się pewien incydent przez który widzę różne rzeczy w momencie wysokiego stresu albo emocji. Obecnie nad tym panuje.

- Poddaszą cię hipnozie. - Odpowiada szorstko i upija łyk szampana. - Nie zmienię decyzji góry.

- Nie musi pan. Liczę że zestaw który niespodziewanie mi znikł spowrotem znajdzie swoje miejsce w moim pokoju. Albo w skrytce na listy do mnie. Panie Park. Nie myli się Pan co do mnie. A podziemie, pozwoli mi na szybsze badania głównego projektu. Potrzebuje ich. I obiecuje że pan potrzebuje mnie.

Odszedłem. Dalsza rozmowa nie miała sensu, a ja byłem jeszcze głodniejszy. Ostatnio nie mogłem się najeść.

᯽᯽᯽

Posiedzenie dłużyło mi się w nieskończoność.

Nie wiedziałem że za chwilę zacznę swój pierwowzór planu na życie przez jakąś mniej inteligentną grupkę dzieciaków którzy zadarli nie z tym kim trzeba.

Jak się później dowiedziałem zaczęło się od treningu jednego chłopaka z dziwnie znaną mi mocą. Chyba nigdy bym się nie spodziewał co się stało, dopiero za jakiś czas miałem poczyc prawdziwy smak wściekłości.

Kiedy obżarłem pół stołu przekąsek udałem się do łazienki gdyż nie wiem jakim cudem ale mój telefon główny włączył się sam. A na niego dodzwoniła się moja mama.

- Mamo? coś się?

- Powiedz mi że nie jesteś przypadkiem w Tokio na obrzeżu! W telewizji pokazują jak pali się cała dzielnica.

- Co? Nie. Jestem w Tokio ale w centrum z Profesorem... Jestem bezpieczny.

Mruknąłem do słuchawki na co uspokoiła się zaraz i gdy jeszcze mnie ostrzegała bym uważał ja wybiegłem z łazienki i ruszyłem do windy. Nogi same mnie niosły. Stary instynkt... Zdążyłem wrzucić telefon do kieszeni po ówczesnym rozłączeniu a potem pamiętam tylko jak zbiegłem z trzydziestego piętra prosto na ulicę gdzie chyba każdy już widział wiadomości i helikoptery z nad płonącej okolicy wybrzeży Tokio. Nie myślałem więcej za dużo po prostu ruszyłem biegiem w tamtą stronę. Za zapachem zniszczenia i dumu. I mój strój naprawdę pomógł. Po gruntownym ulepszeniu był jeszcze trwalszy oraz co ważniejsze  byłem szybszy oraz silniejszy niż przy pierwszym. Podróż zajęła mi parę minut. Widziałem jak bohaterowie usilnie próbują walczyć z płomieniami ale ci którzy byli najbliżej nie specjalnie byli gotowi do takiej akcji, więc bardziej zabierali mieszkańców z okolicy. Usłyszałem też odgłosy walki. I to tam się udałem.  Dostrzegłem jak wśród płomieni i lodu ktoś otoczony złotymi wiązkami światła przeskakiwał w górę i w dół za zamaskowanym facetem z nożami. Był też jeszcze jeden chłopak. Który leżał na podłodze z ewidentnie połamanymi kończynami. Obok niego był przerażony mężczyzna który tulił go do swojej piersi jak maskotkę.

Moje włosy rozwiał kolejny gorący podmuch. Usłyszałem głos leżących obok mnie mężczyzn.

- Nie daj mu spróbować twojej krwi! pomóż im!

Czy poczułem strach że znów nie dam rady nic zrobić? Oczywiście. Ale czy potrzebowałem to zrobić? Jeszcze bardziej. Dlatego przebiegłem długość lodowej pokrywy widząc jak tuż obok mnie ktoś przemyka a chwilę potem usłyszałem szelest rozcinanego materiału. Obróciłem się i już był nade mną. Liżąc ostrze na którym spodziewał się krwi. Wiedziałem już że jaki nie był by jego dar wiązał się z krwią. Zobaczyłem jak jeden chłopak drętwieje a ten drugi go łapie dość szybko. 

Zaczęła się walka między mną a nożownikiem. Miał dziwny wygląd, bandaże potargane brudne i częściowo okrwawione. Wlsoy spięte w dziwna kitkę. Potargane ubrania niedbale zszyte nićmi. Złoczyńca nie był mi znany. Nie oglądałem od dawna wiadomości a może bym coś usłyszał bo to nie wyglądało na pierwszą akcje.

Uderzyłem go najpierw w nogi by się przewrócił ale to nic nie dało. Wysportowany facet błyskawicznie przeturlał się w tył i znów ruszył na mnie z nożem jakby już wiedział o co chodzi. Celował nożami w moją twarz. I odkryte dłonie.

Walczyć z nim a jednocześnie unikać ciosów zdawało się być nie możliwe z tak bliska.

- Czekaj! pomogę ci!- Krzyknął chłopak otoczony złotymi wiązkami. Ruszył w moją stronę podczas gdy ja odrzuciłem mężczyznę na parę metrów w tył.
- Jak spróbuję twojej krwi to cię odrętwieje na jakiś czas, to Stain zabójca bohaterów.

- Nie zbliżaj się. Mnie nic się nie stanie. - Syknałem do chłopaka który do mnie skoczył i zaraz go przejmując w locie odkakujac od ścian budynku wylądowałem na dachu zrzucając go tam. - mnie tak łatwo nie przetnie, zostań tu dzieciaku. - warknałem na niego. Wiedziałem. że postępuje źle. To ja miałem mniej doświadczenia oraz wiedzy. Rozpoznałem w nim gościa z telewizji z ataku na U.A.  Był uczniem i nie powinien narażać się na doświadczonych złoczyńców. To ani shigaraki ani jego nie doświadczona banda.

Ale było w nim coś dziwnego, w jego świecących złotych oczach widziałem że jest coś co kiedyś mi kazało wierzyć w bohaterów.

Nie mogłem się teraz rozproszyć  Skoczyłem znów w dół. Na pierwszy szczebel drabiny mojego planu.

By przejąć sławę bohaterów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro