Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

᯽13᯽

Trzask. Promieniowanie zielonego światła rozeszło się po całym ciele i skała pode mną rozłupania została na parę części. Zsuwające się po ścianie odłamki. Spojrzałem jak jasne zielone światło krąży pod moją skórą i gaśnie. Potem zwróciłem twarz znów na trybuny gdzie wszyscy zamilkli ale widziałem ich spojrzenia. „Szaleniec".

Tak w końcu kto normalny wszczepia w siebie nie do końca dopracowany projekt. Uczniowie też na mnie patrzyli. Miałem wrażenie że jedna z tych osób szczególnie mnie oglądała.

Zeskoczyłem na dół spokojnie i zakładając kitel na strój zakładam znów okulary i biorę mikrofon.

- Jak państwo widzieliście moja siła naturalna znacznie się zwiększyła i zamierzam stworzyć jeszcze jeden lepszy strój dzięki któremu ktoś bez daru jak ja nie musi żyć w strachu. Ale takie osoby też mogą być bohaterami.

Kłaniam się wiedząc że to czas na pytania... Jednak nikt żadnego już nie zadał.


᯽᯽᯽


Starsze klasy prezentowały znacznie lepsze moim zdaniem projekty. Najbardziej urzekła mnie jednak walka na Mechy. Irytująco męska walka przeprowadzona była przez kobiety które stworzyły roboty dla policji która nie jednokrotnie ginie podczas akcji bohaterów. Jak się okazuje nie tylko moja klasa miała dość bohaterów. W większości powodów wynalazki były stworzone z nienawiścią do darów. Z każdą minutą tutaj uświadamiałem sobie że ci wszyscy ludzie i ta szkoła to miejsce dla tych którzy chcą zniszczyć obecny ład.

Ludzie wcale nie kochają bohaterów. Przynajmniej nie ci stąd. Ci tutaj szukają podobnych sobie.

Idąc z Opalem po mostku paliłem trzeciego papierosa już czując mdłości od tego ale nie mogłem pozbyć się widoku krwi. Rzeki i drzewa odpływały krwawe obrazy i chociaż wiem że to fikcja przerażenie z tamtego dnia przytłaczały mój umysł.

- Blado wyglądasz... a na dodatek palisz stary...

- wiem. - mamrotam i spoglądam na chłopaka który usiadł sobie na mostku i spojrzał w niebo.

- Jaszczura jest na ciebie zła... Czemu? To ma związek z twoją prezentacją?

- Pośrednio.- mruczę pod nosem gasząc fajkę w wodzie i przecieram włosy nerwowo. - Muszę zająć się następnym etapem... Kiedy będziemy jechać na praktyki?

- Jakoś za dwa trzy dni. Jutro ogłoszą sponsorów.

Wzdycham cicho i ruszam w kierunku domków lekko chwiejnie. Byłem zmęczony. Moje ciało wciąż nie było całkiem zregenerowane.

Kiedy dotarliśmy do domku zobaczyłem Zoe siedząca na krzesełku tabletem rysującą coś. Opal odrazu pojawił się koło niej aż ta pisnęła znikając całkowicie.

Jej ciemne oczy pojaśniała lekko i zaraz się pojawiła patrząc w oczy Opala. Opierając się o futrynę obserwowałem co robi, paląc a nastepnie gasząc papierosa w drobne metalowe pudełko. Który to z rzędu?

Dziewczyna uśmiechnęła się i wkładając marker do tableta za ucho odwraca spory tablet w stronę chłopaka i zmniejsza go. Moim oczom ukazał się czarno biały szkic motocykla przypominającego jeden z modelów ścigacza nie znanej mi do końca marki. Obok była nie wielką skrzynka, coś jak biurowa walizka. Obok był następny szkic czegoś jak tarcza sporej powierzchni oraz częściowo ukończony projekt butów do biodra. Zaciekawiony stanąłem koło dziewczyny która tłumaczyła prawdopodobnie działanie sprzętu.

- No i gdy skończę ta walizeczka będzie zmieniała się w określone pomocne rzeczy. Barierę będę robić międzyczasie jednak dla osób z moim darem coś takiego się przyda podczas wpychania się w akcję ratunkowe...

- Opal umie w nanotechnologie. Pewnie by ci się przydała?- mówię nagle a Opal z rumieńcami patrzy na mnie. Chyba uznał to za komplement. - Ja będę w stanie stworzyć ci baterie i dopracować kształty. Pytanie czy chciałabyś zrobić taki dla mnie.

Mowie dość szybko a dziewczyna wstaje i uśmiechnięta łapie mój nadgarstek i mocno ściska moja dłoń z uśmiechem.

- Dziękuję Izuku! Pomogę ci z chęcią. A pouczysz mnie na licencję lekarską? Nie rozumiem kompletnie biologii związanej z zastępowaniem komórek...

- Jasne. - Po raz kolejny musiałem zmienić plan.

Zamierzałem skupić się na nauce i sobie. Jednak każdy w mojej klasie zajmuje się czymś innym. Rose biologią, Opal technologią którą widać pod mikroskopami a Zoe rozumie technologie ogólną i potrafi łączyć różne dziedziny by dopasować coś do siebie i innych. Byli mi potrzebni. Tylko dzięki nim zdobędę odpowiednie dla mnie rzeczy. Zrozumiałem to dopiero po festiwalu.

- Sam muszę się zająć moim projektem stroju i następnym etapem mojego celu ale przy okazji zrobię ci baterie. - klepie ją po głowie na co ona się uśmiecha się z rumieńcem i podnosi tablet.

- Czym prędzej napiszę ci wymiary. Nie spóźnij się jutro na teorie, będą wykładać coś co cię zainteresuje.

Mruknęła i zaraz uciekła za dom. Opal chwycił mnie za ramię i stwierdził że czas coś zjeść. Ostatecznie zdaliśmy się na makaron bo go naszykować jest najszybciej.

Po jedzeniu musiałem odpocząć więc udając się na górę do „Latającej Wyspy" idąc po kładce Opal wyglądał na zamyślonego. Nie zamierzałem go pytać o co chodzi. Był osobą która sama wyjawi co ją dręczy. Cała sieć domków na drzewie była dziwnie pusta. Może dlatego że zbliżał się wieczór a większość była zmęczona prezentacją.


W pokoju gier z energetykiem pod nosem zabraliśmy karty i Opal w końcu wyszedł z swojego zamyślenia. Spojrzał na mnie a potem na karty w dłoni i westchnął.

- Nie dziwi cię czasem to że mamy po szesnaście lat i wymyślamy rzeczy których nikt wcześniej nie mógł wymyślić? Wiesz, naukowcy lata by zajęło stworzenie tego co masz w sobie i tego... - Wskazał mój pierścień który przemieniał się w strój.

Fakt faktem ja nie urodziłem się geniuszem jak każdy w tej szkole, wiedzę zdobyłem w ciągu roku czytając wszelkie naukowe książki i pisma śledząc setki artykułów a moje projekty są wyjęte rodem z komiksów science fiction. W sumie z nich brałem inspiracje. Ale znacznie ciekawsze dla mnie były dary. Wciąż byłem zachwycony jak mutacja ludzka doprowadziła do stworzenia supermocy.

- I co w związku z tym? - Pytam a on otwiera usta i spogląda na swoje dłonie.

- Wiesz, ty nie masz daru, Zoe znika, a Rose jest żywym smokiem i nikt z nas nie ma daru który by wskazywał na umiejętności super inteligencji a mimo to potrafimy więcej niż naukowcy.

- Zanim coś skończysz. Uważam że oni wiedzą naprawdę wiele. - Rzucam karty na stół. - Że stworzyli rzeczy którym nasze projekty nie sięgają do pięt ale nie ujawniają ich. Świat nie był by gotowy. Minęło tak wiele pokoleń a wciąż nie mamy upragnionych latających samochodów o których marzono już za czasów pierwszych super ludzi. - Przygryzam wargę i patrzę w jego błękitne oczy nieco zblakłe. - Zauważ że jesteśmy inni niż większość uczniów. Szaleństwo na które nam pozwalają jest zaledwie kroplą w wielkim kielichu który dostaniemy po ukończeniu tej akademii. W końcu która szkoła pozwala i respektuje testy na ludziach czy sobie...

Mówię jak gdyby nic a Opal otworzył oczy. W końcu ja testowałem mój sprzęt na swoim ciele. Mogłem umrzeć. Zwłaszcza podczas montażu drugiego projektu. Gdyby Rose popełniła błąd był by niezły dym. Rumienie się na myśl o niej a Opal kładzie kartę na mojej.

- Mówisz o testach na ludziach... co masz na...

- Czytałem regulamin i prawa ucznia. Nie napisali bezpośrednio o tym że nie wolno testować czegoś na ludziach ale nie wspomniano że nie można robić tego. Na dodatek podstawowa informacją jest „załatwimy każdy środek i produkt do użytku uczniów by wydobyć z nich to co najlepsze." Cytat z piątej strony kodeksu. To sugeruje samo za siebie. Nie mów że nie myślałeś o tym. Oni wręcz oczekują takich rzeczy. Ta szkoła ma więcej pieniędzy niż prywatni naukowcy. Ma finanse od wielu sponsorów. Ich listy masz na stronę szkoły...

Opieram podbródek o puszkę i zauważam spojrzenie chłopaka za mną. Widziałem go w odbiciu szkła przy barze. Ubrany w kitel udawał że coś rysował jednak wiem że nasłuchiwał się temu co mówię. Opal oblizał usta i wrócił do gry ale tylko na chwilę bo zaraz znów chciał mówić.

- Dlaczego tak naprawdę przyszedłeś do szkoły?- Spytał a ja spojrzałem w jego nagle świecące oczy i uśmiechnałem się.

Moje oczy przyćmił blask, jego puszyste blond włosy zdawały się zmienić w kształt eksplozji a oczy z błękitu zmieniły się w płynny rubin. On zawsze prześladował moje myśli... Katsuki po prostu był zawsze przede mną. Jak teraz.

Odłożyłem karty patrząc w rubinowe oczy otwarłem usta.

- Ktoś kiedyś powiedział mi bym się zabił by zdobyć dar w nowym wcieleniu... Potem mój idol powiedział bym został policjantem. Całe życie prześladował mnie chłopak którego miałem za przyjaciela a matka tego nigdy nie widziała, ojciec uciekł jeszcze nim okazałem się bez mocy, rzekomo pracuje za granicą a do tego wszystkiego przepraszanie mnie za to że jestem beznadziejny. Nie mogąc zostać bohaterem postanowiłem i tak nim zostać. Inną drogą. Ciężką pracą i chociaż mam wiele powodów logicznych dlaczego tu jestem to w rzeczywistości myślę że od zawsze wiedziałem że jestem nikim... pod moim uwielbieniem bohaterów pielęgnowała się nienawiść do nich. Zobaczyłem coś co mnie w tym uświadomiło i teraz pragnę by bohaterowie ujrzeli świat jakim ja go widzę. Między nienawiścią a miłością jest cieniutka granicą, między podziwem a obrzydzeniem jest podobna.

Kiedy skończyłem Opal znów wyglądał normalnie i jego mina wyrażała zdziwienie. On chyba wiedział co myślę.

- Izuku, ty chcesz ich pozbawić mocy czy zabić?- Spytał jakby przerażony a ja uśmiechając się drapieżnie spojrzałem znów w szybę gdzie chłopak szukał już coś na laptopie. Oblizałem usta nawilżając je lekko i odkładając kartę postanowiłem zakończyć dialog o tym problemie.

- Myślę że jedno i drugie. A teraz... zajmij się grą.


᯽᯽᯽


Po kilku drinkach nie legalnie zakupionych od barmana z najstarszej klasy skończyliśmy grę. Opal wyglądała na załamanego i zmęczonego więc kiedy już leżał mi na kolanach postanowiłem go zabrać do pokoju. Owinięty jego ramionami powierzchni powoli deptałem po kładkach w stronę schodów. Chłopak majaczył cicho tuląc się do mojego ramienia. W połowie jednak zauważyłem że już ktoś tam na mnie czeka.

Brunet z teczką i tabletem. Wyglądał jakby coś wiedział. Stał tam i spoglądał w naszą stronę. Kiedy tam dotarłem czytałem swoją kartę i przechodząc na platformę zobaczyłem jak odrywa ramiona od drzewa by się zbliżyć ale ja już dążyłem na dół. Kiedy mnie dogonił osłonił drogę i jego twarz wylądowała tuż przy mojej. Spojrzałem na niego martwo, włosy spadły mi na twarz a chłopak z uśmiechem złapał mój podbródek który pod jego dotykiem lekko rozświetlił się za sprawą szkieletu utkwionego we mnie.

- Przystojny i inteligentny. Niemal zabójcze połączenie. Izuku Midoryia ale słyszałem że mówią do ciebie Deku. - Chłopak przeczesał włosy w tył i odsunął się na schodek niżej by znaleźć się na mojej wysokości.

- Obserwujesz mnie od południa. - Stwierdzam z powagą a on się śmieje.

- Racja. Bystre oko. Tak czy siak mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - Stwierdził. - masz poglądy typowe dla szaleńca, albo dla geniusza. Którym jesteś?

- Wybory są nudne. Powiedz coś czego nie wiem.

- Po zajęciach na końcu wyspy w podziemiach przeprowadzamy badania które chyba ci się spodobają. Są bardzo w twoim typie i stylu. Sam prowadzę część z nich. - wymruczał niczym kot patrząc na Opala za mną. Był zbyt pewny siebie mówiąc o tym co lubię
- poza tym zainteresowała się tobą elita wśród naukowców... Wybierz profesora Dolliona Dadurv Jest kimś kto zapewni ci wszystko. - prycha i w dłoń wkłada mi dwie paczki papierosów. - uznaj to za zaproszenie jutro nocą.

Spojrzałem na opakowania owinięte w czarny papier i spojrzałem na Opala. Widocznie zaproszenie dostają poszczególne osoby... a on był tak piany że i tak by nie zrozumiał.

Przymykam oczy widząc jak z jego kręgosłupa wyrastają wielkie czarne skrzydła i po chwili chłopak znikł w koronach drzew. Spojrzałem w ciemną przestrzeń przez którą przebijał się jedynie blask księżyca i ruszyłem szybciej w dół wciskając papierosy w kieszenie kitla.

Miałem mętlik w głowie. Mój ojciec jest podły... a ja krocze jego śladami, świadomie coraz dalej. Nawet przez chwilę przeszła mi myśl „niedaleko pada jabłko od jabłoni". Ale nie, nie jestem taki jak on... robię to by zmienić świat, nie zniszczyć.


... Prawda?




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro