Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

Bez Ciebie jest tu nudno. W szkole, mam na myśli.

Nie. Bez Ciebie zawsze jest nudno. Ale w szkole jeszcze nudniej. Nie mam pojęcia, czy to kwestia monotonii, ale czasami mam dość.

Każdy kolejny dzień jest zadziwiająco podobny do poprzedniego. Notuję na lekcji, dzwoni dzwonek, większość osób wychodzi z klasy, a ja zostaję w środku. Głównie odrabiam prace domowe. Czasami zasypiam. Ale są też momenty, w których nie mogę zasnąć.

Wtedy odwracam głowę w stronę Twojej ławki. Wciąż stoi pusta, jakby na Ciebie czekała. Jakby myślała, że po prostu jesteś przez jakiś czas nieobecny i zaraz do niej wrócisz.

Chciałbym być jak ona, wiesz? Nieświadomy. Zawieszony w momencie, kiedy czas jeszcze się w pełni nie zatrzymał, ale i nie płynie swoim stałym rytmem.

Gdybym znajdował się w takim stanie, wszystko byłoby prostsze. Byłbym świecie przekonany, że nie ma Cię tylko przez chwilę. Może nawet nie zauważyłbym Twojej nieobecności? Wiesz, takie krótkie zniknięcia nie były niczym dziwnym. Przecież nie spędzaliśmy ze sobą każdego możliwego momentu. Czasami nie widziałem Cię przez jakiś czas i wszystko byłoby w porządku również teraz, gdyby czas płynął inaczej.

Ale nie płynie inaczej. Nie zwolnił przez moje łzy. Nie zatrzymał się przez mój krzyk. I nie zacznie płynąć inaczej przez smutek, który odczuwam za każdym razem, gdy myślę o tym wszystkim.

Czas nie jest dla nas łaskawy, Hyunjin.

Od Twoich urodzin minął już ponad miesiąc. Wiesz, kiedy pisałem poprzedni list, obiecałem sobie, że niezależnie od tego, co się stanie, dam Ci list z życzeniami. Jeśli obudzisz się na czas, wręczę Ci go do ręki. Jeśli nie — dołączę do pozostałych listów.

Napisałem ten list. Ale... nie mogę Ci go dać.

Spaliłem go.

Twoi rodzice chcieli spędzić z Tobą czas tamtego dnia. Tylko oni i Ty. Uszanowałem ich decyzję, bo wiem, że Ty zrobiłbyś to samo. Poza tym, skoro się nie wybudziłeś, chciałem przeczytać Ci życzenia. Nie mógłbym jednak zrobić tego przy Twoich rodzicach.

Nie sądziłem, że będzie mi tak trudno spędzić Twoje urodziny bez Ciebie. To było nawet gorsze od moich urodzin, wiesz? Wtedy chociaż coś się działo. Ktoś ciągle zajmował mnie rozmową. Nie musiałem ciągle myśleć o tym, że nie ma Cię tu ze mną.

Ale kiedy siedziałem sam w swoim pokoju, przy zgaszonym świetle i malutkim płomieniu świeczki wetkniętej w kawałek ciasta, wszystko uderzyło mnie kilka razy mocniej.

Ciebie tu nie ma. Nie wyszedłeś na chwilę, nie wrócisz za pięć minut. Nie wracasz już tak długo. Nie wiadomo, kiedy wrócisz.

Czy w ogóle wrócisz.

Wiem, że nie powinienem tego pisać, ale... takie myśli miałem wtedy w głowie. Skoro moje życzenie się nie spełniło, to znaczy, że tam wysoko nie ma żadnego wyższego bytu, który mógłby mnie wysłuchać. Nigdzie nie ma żadnego boga, który mógłby spełnić moją prośbę.

Nigdy nie byłem wierzący, bardzo dobrze o tym wiesz. Ale łudziłem się, że może... może tam gdzieś jest coś, ktoś, cokolwiek... kto nad Tobą czuwa. Kto pilnuje Cię podczas tego długiego snu, sprawdza, czy niczego Ci nie brakuje. Może nawet ma moc, by pomóc Ci się wybudzić...

Tamtego wieczora dotarło do mnie, że nic takiego nie ma. Jesteśmy tylko my, zdani na los, a może po prostu na zbiegi okoliczności, najzwyklejsze przypadki. I nie możemy nic z tym zrobić.

Brzmię pewnie teraz cholernie pesymistycznie, prawda? Prawie jak nie ja. Ale taki właśnie teraz jestem, Hyunjin. Pesymistyczny. Minęło zbyt mało czasu od Twoich urodzin, żebym mógł znów poczuć nadzieję, że niedługo się obudzisz.

To zabrzmi jeszcze bardziej pesymistycznie, ale mam wrażenie, że spaliłem wszelką nadzieję razem z tym listem.

Wciąż pamiętam, jak moje dłonie drżały, gdy go otwierałem. Jak łzy coraz bardziej zakrywały mi pole widzenia, kiedy czytałem kolejne zdania, by potem popłynąć po moich policzkach i z cichym dźwiękiem uderzyć o blat biurka. Jak moje serce pękało niemal słyszalnie, boląc niemiłosiernie.

W końcu złożyłem list i bez większego namysłu przybliżyłem papier do płomienia świecy. Zapalił się, a ja nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. To mnie uspokajało. Delikatny trzask płonącego listu i blask ognia hipnotyzował mnie, jakby... jakby oprócz tego nic nie istniało. Jakby na chwilę wszystkie moje zmartwienia zniknęły.

Ale chwilę później płomień zgasł i ponownie zapanowała ciemność. Świeczka zdążyła się wypalić. Znowu byłem sam, w zupełnej ciemności.

Przez jakiś czas w głębi mojej duszy tliła się dziwna, nieznana mi wcześniej myśl. A gdyby teraz wszystko przestało istnieć? Gdybym w tym momencie odetchnął bez trudu? Co byś wtedy powiedział? Czy w takim wypadku wybudziłbyś się ze śpiączki? Czy może... wciąż leżałbyś nieprzytomny na szpitalnym łóżku?

Nie próbowałem odpowiedzieć na te pytania. Ani wtedy, ani teraz. Boję się, że... że jeśli bym spróbował, mógłbym przez przypadek przekroczyć pewną granicę w moim umyśle, której nie chciałbym nigdy przekroczyć. Granicę zbyt kruchą, by przekroczenie jej nie zmieniło diametralnie mojego światopoglądu.

Myślisz, że ten ogień pozwoli nam się odrodzić? Że ja znów znajdę w sobie utraconą ponad miesiąc temu nadzieję, że Ty otworzysz oczy po tylu miesiącach snu? Że będziemy mogli zacząć od nowa? Bez smutku, łez i żalu? Że w końcu będziemy szczęśliwi?

Ja nie potrafię w to uwierzyć. To brzmi zbyt... nierealnie. Ale czego można spodziewać się po osobie, która przeszła załamanie nerwowe? Nie wiń mnie za brak optymizmu. W tym momencie jest mi trudno zdobyć się na coś takiego.

Chyba nie mogę już liczyć na cuda. Chociaż... może to moja ostatnia deska ratunku w tej chwili? Skoro życzenia nic nie zdziałały... mam teraz liczyć na cud? Z pewnością nie na ten boski. Ale może... może kiedyś zbieg pewnych okoliczności będzie miał dla nas szczęśliwe zakończenie?

Chyba muszę odpocząć, wiesz? Skupić się na czymś innym. Zająć czymś umysł. Jestem zbyt zmęczony, by udawać choć trochę optymistycznego, Hyunjin. Nie mam siły. Chyba za długo dusiłem w sobie te wszystkie emocje, starając się je zepchnąć w kąt, może nawet zamknąć w skrzyni, do której klucz chciałem wyrzucić w odmęty oceanu.

Niestety, nie mogę tak zrobić. Nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy wcale tak nie jest. Ani przed innymi, ani przed sobą. Nie mogę pozwolić sobie na zgromadzenie wewnątrz siebie tak wielu negatywnych emocji, co robiłem przez te kilka miesięcy. Nie mogę tak robić, bo w końcu...

Nie. Nie mogę dokończyć tego zdania.

Przepraszam, Hyunjin. Po prostu... wróć szybko. Sam nie daję już rady.

Jeongin

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro