Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

a/n; przepraszam za to małe opóźnienie z dodaniem, ale choroba nie wybiera ;((

uważajcie na siebie i ubierajcie się ciepło!

miłego czytania! :]]

ps. na górze dodałam piosenkę, która co prawda nie była inspiracją do napisania tego opowiadania, ale pasuje nie tylko tytułem, ale i tekstem oraz przekazem, więc myślę, że warto o niej wspomnieć~

***

 Dłonie Hyunjina były szorstkie.

Jeongin westchnął głęboko, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę. Dla niego dźwięki wydawane przez szpitalne maszyny już dawno zlały się z tym wszechobecnym milczeniem, które co jakiś czas mącił jego własny głos.

Pochylił się w stronę szafki stojącej przy łóżku i przez chwilę szukał czegoś w jednej z szuflad. W końcu wyciągnął stamtąd krem do rąk o słodkim truskawkowym zapachu.

— Słyszałem, że dzięki zapachom możesz być bliżej wybudzenia się — mówił, delikatnie wsmarowując krem w ręce przyjaciela. — Mam nadzieję, że nie obrazisz się za ten zapach. Chciałem wybrać wystarczająco intensywny, żebyś mógł go poczuć. Kto wie, może dzięki temu w końcu się obudzisz?

W pokoju zapanowała cisza.

Czy tego chciał, czy nie, musiał przywyknąć do tej ciszy. To było niewielką ceną, jaką musiał zapłacić w zamian za możliwość spędzenia wolnych chwil z Hyunjinem. A wiedział, że bez odwiedzania go nie da sobie rady.

Tak, jak Hwang potrzebował czasu, by się wybudzić, Jeongin potrzebował czasu, by wszystko sobie poukładać.

Nigdy nie spodziewał się, że pewnego dnia jego przyjaciel zniknie na dwa miesiące. Jak inaczej mógł to nazwać? Hyunjin był zawsze wesoły, wiecznie roześmiany. Gdy byli razem, rzadko kiedy zapadała cisza. I właśnie dlatego na samym początku Yang miał wrażenie, że zwariuje.

Ta gryząca w uszy cisza, te irytujące dźwięki aparatury, ten ostry zapach szpitala — na samym początku odczuwał to wszystko kilka razy intensywniej, jakby jego zmysły stały się zbyt wyczulone na wszelkie bodźce zewnętrzne. Ten chaos kontrastował z nienaturalną pustką, która zapanowała w jego sercu.

Potrzebował trochę czasu, by to do niego dotarło. Hyunjin zachorował. Hyunjin zapadł w śpiączkę. Hyunjin może się wybudzić nawet za kilka miesięcy.

Te wszystkie wiadomości docierały do niego jak krzyki ludzi stojących na brzegu, kiedy on znajdował się pod wodą — przytłumione, urywane, niezrozumiałe. Ich słowa nie miały sensu. Nie był w stanie nic wywnioskować ze strzępów informacji. To naprawdę nie miało sensu.

W istocie wydawało mu się, że tonie. Grunt pod jego stopami znika, a on unosi się nieznacznie ku powierzchni, by potem opadać coraz niżej i niżej. Woda tłumi dźwięki, które docierają do jego uszu zniekształcone. Wzrok traci punkt zaczepienia, a zewsząd otacza go nieprzenikniona ciemność. Powietrze coraz szybciej ucieka z jego płuc...

Ale szok już dawno minął. Jeśli ktoś rzucił na niego czar, przez który nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło, czar ten już dawno prysł.

Teraz Jeongin siedział na krześle obok pogrążonego w niekończącym się śnie Hyunjina i trzymał go za rękę, która — chociaż odrobinę chłodniejsza niż zwykle — wciąż była znajoma. I to wszystko było bardzo rzeczywiste.

Wiedział, że nie może zrobić nic. Nie może krzyczeć, bo krzyk mógł zaoferować mu jedynie bolące gardło i zachrypnięty głos następnego poranka. Nie może płakać, bo brak łez skutkowałby nieznośnym szczypaniem oczu. To wszystko nie miało sensu.

Zresztą... wykrzyczał tyle słów i wypłakał tyle łez, ile mógł. Nie miał ich już więcej. A ich obecność i tak nie miałaby żadnego znaczenia.

Oparł lewe przedramię o łóżko i położył na nim głowę. Z prawej dłoni wciąż nie wypuszczał ręki Hyunjina. Bawił się jego palcami jak trzyletnie dziecko, sam nie wiedząc, czy robi to z nudów, z przywiązania czy przez przeczytaną kilka dni wcześniej w Internecie informację, że chory podczas śpiączki czasami jest w stanie poczuć dotyk.

To wszystko wciąż było dla niego... nowe. Mógł kłamać wszystkim w oczy, że już się przyzwyczaił. Wiedział jednak dobrze, że wcale tak nie było. Wciąż zdarzało się, że zapominał. Zapominał o tym, że Hyunjin nie odpisze na jego wiadomości. Że nie odbierze, nieważne ile razy będzie do niego dzwonił.

Czasami się zapominał. Kiedy budził się wczesnym rankiem i był półprzytomny, sięgał po telefon i próbował skontaktować się z przyjacielem. Czasami przypominał sobie o jego śpiączce zanim wysłał wiadomość lub wybrał odpowiedni numer. Czasami docierało to do niego po kilku wystukanych zdaniach i nieodebranych połączeniach.

I właśnie wtedy rzeczywistość uderzała w niego ze zdwojoną siłą.

Po raz kolejny westchnął głęboko, tym razem chowając twarz w materiale kołdry. Starał się nie wdychać jej zapachu; mimo tylu dni spędzonych w tym pomieszczeniu, używania tylu olejków eterycznych do nawilżacza powietrza i wietrzenia pokoju, zapach ten wciąż go drażnił. Na każdym kroku przypominał mu, że nie znajduje się w domu Hyunjina, tylko obok jego szpitalnego łóżka.

Biel pościeli i aparatury również go drażniła. Miał dość tego, jak otoczenie nieustannie podkreślało fakt, że jest w takim, a nie innym miejscu.

Cieszył się, że rodzice chłopaka przenieśli go do indywidualnej sali. Przynajmniej tutaj ściany nie miały białego koloru.

Przez pobyt Hyunjina w szpitalu biel i wiele innych rzeczy zaczęło mu się kojarzyć z nieprzyjemnościami. Często czuł się z tym dziwnie; dawne skojarzenia wydawały się ulatywać niczym płatki śniegu upadające na wystawioną dłoń, która chciała je złapać, lecz te znikały w mgnieniu oka. Czasami nie był nawet w stanie przypomnieć sobie, z czym wcześniej kojarzył poszczególne rzeczy.

Podniósł głowę i oparł się łokciami o materac. Jego nieco mniejsze dłonie nie wypuszczały ręki Hyunjina ze szczelnego uścisku. Gdyby ktoś teraz wszedł do pomieszczenia, mógłby pomyśleć, że żadna siła nie jest w stanie ich rozdzielić, chociaż jedynie Jeongin trzymał się kurczowo swojego przyjaciela.

Kilka minut później odwrócił głowę w jego stronę. Wysilił się na delikatny uśmiech, jakby chciał zapewnić Hwanga, że wszystko jest w porządku.

— Wiesz, myślałem dużo ostatnio i... może powinienem zacząć pisać listy? Nie lubię siedzieć tu bezczynnie, a kiedy ostatnio z tobą rozmawiałem... — zamilkł nagle, czując delikatne ukłucie w sercu. — Kiedy ostatnio do ciebie mówiłem — poprawił się — weszła jedna z pielęgniarek i dziwnie na mnie spojrzała. Wybacz, ale skoro nie spieszysz się ze wstaniem z tego łóżka, wolałbym, żeby nikt nie uznawał mnie za nie do końca zdrowego psychicznie.

Odpowiedziała mu cisza. Ta sama cisza, która odpowiadała na każde jego pytanie zadane w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Ten sam brak najmniejszego, niemal nieodczuwalnego poruszenia się dłoni. Ten sam brak delikatnego drżenia powiek. Ten sam smutny wyraz twarzy.

Jeongin odwrócił wzrok, czując, że nie jest w stanie dłużej patrzeć na śpiącego Hyunjina.

W tamtym momencie zrozumiał, że jednak zachował kilka samotnych łez na ten wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro