Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXX

OBECNIE

     Nucę pod nosem niepokojącą melodię. Głosy w mojej głowie krzyczą. Są wściekłe... niecierpliwe... spragnione... Moje trupioblade palce odkrywają kolejne karty w tej samej monotonnej partyjce rozgrywanej od czasu, gdy krwawe uśmiechy, pożarły fruwające wnętrzności. Wciąż czuję błogi zapach krwi. Stal wokół mnie zdaje się nią przesiąkać. Ścianami pędzi gorący szkarłat. Wije się niczym Flegeton* w podziemiu, wypalając wszystko wokół. Ławica pływających wśród posoki poodrywanych palców śmieje się do mnie wesoło. Echo zdaje się powtarzać słowa rozrywające moje myśli. Zabij ich! Zabij ich wszystkich! Przytłoczona kilogramami nudy opadam na betonową podłogę. Zostawił cię. Zawiodłaś go! Już cię nie chce... W przypływie płonącej wściekłości zrywam się na równe nogi i rzucam się na przytwierdzony do podłoża stolik z kartami. Nabijam sobie kolejne siniaki, a karty lewitują wokół mnie szydząc z mojej bezsilności. Żałosna idiotka. Uwięziona niczym karaluch. Zarażona chorobą wiecznej powagi kreatura.

-Zamknijcie się! - warknęłam uderzając opadające na podłogę okrutne karty. 

-Sama się zamknij wariatko! - wrzasnął jeden ze strażników opryskliwym tonem. Rozciągnęłam usta w upiornym uśmieszku i podeszłam do kuloodpornej szybki.

-A co mi zrobisz jeśli się nie zamknę? - zapytałam głosem, w którym czaiła się dziwna nuta ciekawości podszyta wyraźnym niebezpieczeństwem. Mężczyzna zamilkł. 

-Otworzysz te drzwi? Wejdziesz tu? Uderzysz mnie? - nie dawałam za wygraną. Strażnik wciąż milczał. Przewróciłam oczami. Zabij go...

-Jak zwykle! Nudne, pozbawione osobowości podłe kreatury! Niewolnicy poważnej rutyny! Żałosne zakały człowieczeństwa! - syknęłam. Lucy... chodź tu... chodź... - szeptał ktoś w mroku. Podeszłam do uśmiechu pełnego zakrwawionych, ostrych kłów. 

-Czego chcesz?! - warknęłam. Uśmiech oblizał swoje pokryte szkarłatem zęby. Nie odpowiedział. Rozpłynął się w powietrzu, nie pozostawiając nawet śladu swego istnienia. Westchnęłam siadając na zimnej podłodze. Przymknęłam oczy, słysząc setki wściekłych, gwarnych głosów, szeptów i wrzasków. Dzisiaj były w wyjątkowo złym nastroju. Cholerstwa...

-Blood on the walls, blood around me, 

Nobody  know , what happened here.

Asylum is empty, guardians are dead,

how much more better to be mad. - zaczęłam śpiewać, próbując zagłuszyć pełne nienawiści i zniecierpliwienia głosy. Strażnicy wciąż milczeli wyraźnie nie mając czym mi zagrozić, więc ciągnęłam słowa niepokojącej melodii.

-Smile or die!

Just lose your mind! 

Smile or die!

Just lose your mind!  - śpiewałam głośniej i głośniej prawie krzycząc. Strażnicy nerwowo przełykali ślinę.

-The Joker is coming here,

I'm right now really sincere.

He will bring insanity

and kill that stupid sanity. - wciąż wesoło intonowałam kołysząc się wprzód i w tył. 

-Smile or die!

Just lose your mind!

Smile or die!

Just lose your mind! - mój głos niósł się upiornym echem po korytarzach Arkham Asylum.

-Madness will bring to Gotham laugh,

police will stay with naught!

Batman is powerless, 

because he isn't so fearless.

So come on!

Smile or die!

Just lose your mind!

Smile or die!

Just lose your mind!** - śpiewałam z przerażającym uśmiechem na ustach. Głosy śmiały się do wtóru mrocznej melodii. Słowa płynęły niczym krew ze świeżo otwartej rany. Strażników przechodziły lodowate dreszcze. Ostre niczym brzytwa uśmiechy fruwały wokół mnie. A echo niosło moją upiorną zapowiedź wśród celi pełnych szaleństwa. 

-Przestań! - nie wytrzymał jeden ze strażników. - Przestań! - zaczął krzyczeć wściekle. Wybuchłam psychopatycznym śmiechem.

-Skąd ta powaga? - zapytałam, ponownie podchodząc do szybki. W moich oczach błyszczał obłęd.

-Powinni cię powiesić. - warknął z nienawiścią w oczach. Uśmiechnęłam się wesoło.

-Zabiłam kogoś kogo znałeś, co? - zapytałam lekko. W jego szarych oczach obudziła się furia. Trafiłam w dziesiątkę. Niech otworzy drzwi... zabawimy się...

-Zamknij się! Zamknij pieprzona wariatko! - syknął wyraźnie wyprowadzony z równowagi. Jego kumple spojrzeli na niego ze strachem. Najwyraźniej niezrównoważony psychicznie facet z bronią nie zaliczał się do procedur bezpieczeństwa...

-Dlaczego miałabym? Przecież nic nie możesz mi zrobić. Dzielą nas drzwi. A ja mam tyle do powiedzenia... - ciągnęłam, gdy żądne krwi głosy szeptały - Zabij go. Zniszcz. Niech cierpi, niech wrzeszczy, niech krwawi... podła kreatura... Mężczyzna zacisnął zęby spoglądając na mnie morderczym wzrokiem. Uśmiechnęłam się szerzej.

-To był ktoś bliski? Rodzina? Przyjaciel? Ukochana? - drążyłam temat, rozkoszując się widocznym cierpieniem strażnika. W jego oczach widziałam trawiący go, okropny ból. Dobrze mu tak. Niewolnik powagi...  Zabij go! Zabij!  Skąd ta powaga? Skąd ta powaga? Skąd ta powaga? Zawiodłaś go... zawiodłaś... - nakładały się na siebie setki głosów.

-Nie słuchaj jej Delsin. Chce cię sprowokować. - powiedział jeden ze strażników kładąc dłoń na ramieniu kolegi. Prychnęłam.

-Jakie to romantyczne. - rzuciłam z sarkazmem. Jeden z mężczyzn spiorunował mnie wzrokiem.

-Zgłosimy wniosek o dźwiękoszczelne szyby. Niepotrzebnie Strange to zmieniał. Joker i ta mała kretynka są identycznymi świrami. - rzekł kompletnie mnie ignorując. Zazgrzytałam zębami. 

-Może lepiej zrób sobie przerwę stary. Ochłoniesz trochę. - dodał ktoś jeszcze. Przewróciłam oczami. Nudni idioci, zawsze muszą niszczyć dobrą zabawę...

-Tak. Oczywiście. Uciekaj sobie. Dokładnie jak ona... - rzuciłam za nim obojętnie. Obrócił się momentalnie, a w jego oczach zalśniła zwierzęca wściekłość. Bingo!  Nim ktokolwiek ze zgromadzonych zdołał go powstrzymać, ten dosłownie rzucił się do metalowych drzwi i otworzył je wchodząc do środka i zatrzaskując je od wewnątrz. Pozostali strażnicy zaczęli krzyczeć, rozległ się alarm, a ja rozciągnęłam usta w uśmiechu szaleńca. W moich oczach iskrzył czysty horror. Głosy zgodnie wybuchły śmiechem w mojej głowie, a mężczyzna kompletnie tracąc nad sobą kontrolę zaatakował.

Bez trudu odskoczyłam przed ciosem i ze śmiechem wykonałam kopniaka z półobrotu. Mężczyzna agresywnie uderzył mnie kolbą karabinu, a ja roześmiałam się pełnym krwawego obłędu śmiechem. Nie zwracając najmniejszej uwagi na rozsadzający mi czaszkę ból, przemknęłam pod jego nogami, kradnąc mu prześliczny nóż wielkości mojego przedramienia, przytroczony skórzanym paskiem do jego łydki. Nim zdążył się obrócić, kilkukrotnie, przejechałam ostrzem po jego plecach, rozcinając jego głupawą zbroję.  Przemknęłam naokoło niego niczym zwinny tancerz i poharatałam jego pancerz z radosnym śmiechem. Z wściekłością sięgnął po nóż i zaatakował szybkimi cięciami. Bez problemu zastosowałam obronę nożycową i kopnęłam go w krocze, po czym przeturlałam się pod nim i z prędkością, której nie powstydziłby się sam Zoom przecięłam jego ścięgno Achillesa. Momentalnie upadł na zimny beton. Biegając dokoła niego wykonałam jeszcze parę zwinnych cięć. Z jego ust padł wachlarz przekleństw, a z jego ran począł spływać szkarłat. Ostatkiem sił sięgnął po glocka i wypalił. Jednak nic się nie wydarzyło.

-Co do kurwy nędzy?! - warknął niczego nie rozumiejąc. W jego oczach wściekłość mieszała się z bezsilnością, przerażeniem i niedowierzaniem. Roześmiałam się. 

-Jesteś mało spostrzegawczy Delsin. - rzuciłam wesoło, podrzucając naboje, które wyciągnęłam z jego pistoletu podczas walki. 

-Ty cholerna, mała... - zaczął, ale nie skończył. Przerwał mu huk wystrzału. Osunął się z dziurą w skroni na ziemię. Z rany począł wypływać jego mózg zmieszany z rubinowokrwistą posoką. Zmarszczyłam brwi. Strażnicy nie zabiliby strażnika... Wbiłam wzrok w stronę strzelca i zaniemówiłam.

-Tęskniłaś krwawy uśmieszku? - zapytał z tym psychodenicznym uśmiechem na kredowobiałej twarzy mój kochany tatuś, a ja uśmiechnęłam się szerzej i podbiegłam mu na powitanie. Nadchodzi nowa era... wszyscy będziemy się uśmiechać...

*Flegeton - podziemna rzeka ognia w Hadesie (mitologia grecka).

**tekst piosenki mojego autorstwa ( Polsat pisze piosenki xdd, co się z tym światem dzieje...). Jeśli jesteś lepszym anglistą niż ja i widzisz błąd alarmuj xd! 

Tłumaczenie: 1. Krew na ścianach, krew wokół mnie,

                                  nikt nie wie co się tu stało.

                                  Psychiatryk jest pusty, strażnicy martwi,

                                 Jak to dużo lepiej jest być szaloną.

            ref.            Uśmiechnij się albo zgiń!

                           Po prostu strać swój rozum! 2x

                      2. Joker tu nadchodzi.

                         Jestem w tym momencie naprawdę szczera.

                          On przyniesie szaleństwo.

                          i zabije to głupie zdrowie psychiczne.

                    3. Szaleństwo przyniesie do     Gotham śmiech,

                        policja zostanie z niczym.

                        Batman jest bezsilny,

                        ponieważ nie jest taki nieustraszony.

                       Więc dalej!

                  

                         

































Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro