Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

chapter 23.

It's not your fault I ruin everything
And it's not your fault I can't be what you need
Baby, angels like you can't fly down hell with me
I'm everything they said I would be

~ Miley Cyrus, "Angels like you"

Selena.

Choć wizyta Ashley i Geralda wiele mi pomogła, nie czułam się ani trochę lepiej. Spędzałam dni w łóżku, nie wychodząc z niego poza wędrówkami do toalety oraz spacerem z psem raz dziennie. Od czasu do czasu odbierałam telefon, gdy dzwonił Abel. Przez "od czasu do czasu" mam na myśli jakiś raz na dwa dni. 

- Czemu nie odebrałaś moich ostatnich trzech telefonów? - spytał pewnego dnia. Minęło półtora tygodnia odkąd ostatni raz się widzieliśmy.

- Przepraszam - westchnęłam. Znowu byłam na skraju płaczu zupełnie bez powodu.

- Nie chodzi mi o to, żebyś mnie przepraszała, tylko pytam, co się stało.

- Pytasz mnie o to za każdym razem.

- I dalej nie uzyskałem odpowiedzi.

Oboje milczeliśmy, on w oczekiwaniu na to, co mam mu do powiedzenia, a ja zastanawiając się, co mam mu powiedzieć. 

- Po prostu... Nie mam siły. Bardzo cię kocham i nie chodzi o ciebie. Nie chcę mieszać nikogo w swoje gówno. 

- Kochanie. Jesteśmy w związku. Chcesz tego czy nie, nasze gówno jest wspólne. Jedna, ogromna, śmierdząca kupa.

Zaśmiałam się.

- Myślisz, że wyjdziesz na weekend? - spytałam. 

- Raczej bez szans - mruknął.

- Czemu? Wtedy puścili cię po dwóch tygodniach, za chwilę mijają kolejne dwa.

- Nie ma takiej opcji, rozmawiałem z lekarzem.

- Ale dlaczego?

- To... Nie jest dobry czas.

Podniosłam się do pozycji siedzącej.

- O co chodzi?

- Selena...

- Teraz to ty się spowiadaj - twardo obstawałam przy swoim. 

- Po prostu... Mam kiepski moment.

To tłumaczenie mi nie wystarczało, więc w dalszym ciągu wyczekująco milczałam. 

- Co chcesz usłyszeć? Jeśli mnie teraz wypuszczą, to się zaćpam. Chyba nie dam rady, Selena.

- O czym ty mówisz? Tak dobrze ci szło.

- Tak, ale minął miesiąc i czuję, że wariuję. Nie mogę, po prostu... Nie dam rady.

- Nie mów tak. Oczywiście, że dasz. 

- Po co? - spytał. Niemal namacalnie wyczuwałam jego desperację. Potrzebował powodu.

- Żebyśmy mogli na stałe razem zamieszkać. Żyć w spokoju. Będziemy szczęśliwi. Wrócisz do mnie. Spędzimy razem Boże Narodzenie. Sylwestra. Uda nam się żyć tak, jak zawsze tego chcieliśmy. Będziesz mógł spojrzeć matce w oczy. Nie mam pojęcia, co przeżywasz, nie będę cię oszukiwać, ale wiem, że w głębi duszy tego chcesz. Latanie całe życie musi być męczące.

- Wiem. Rozmawiałem ostatnio z Taylor...

-Rozmawiałeś z Taylor?!

- Nie wiedziałem co się z tobą dzieje, była moim pierwszym źródłem. W każdym razie. Potrzebowałem z kimś porozmawiać, ty nie odbierałaś, a Tay jest taką... Ciepłą i inteligentną osobą, zawsze zna odpowiedź. I rozmawiałem z nią o tym, że nie, nie chcę już latać, ale boję się stąpać po ziemi. A ona powiedziała mi na to, że Piotruś Pan też całe życie latał i stracił Wendy*.

- I ma rację. Nie zostawiłabym cię z tym znowu samego, ale...

- Nie. Poczekaj. Chcę, żebyś coś wiedziała. Gdybym kiedykolwiek zaczął znów brać, chciałbym, żebyś odeszła. 

- Abel...

- Mówię całkowicie poważnie. Nie chciałbym dla ciebie takiego życia.

- Przestań - warknęłam, czując jak łzy zaczynają wymykać się spod moich powiek. - Jeśli ty nie uwierzysz w to, że może ci się udać, to ja tego za ciebie nie zrobię. Przykro mi, ale taka jest prawda. Koniec końców, to są twoje decyzje. Przepraszam, zadzwonię kiedy indziej.

- Sel...

Rozłączyłam się, słysząc mój łamiący się głos. Wróciłam do pogrążania się w swojej czarnej dziurze.

Abel.

Czwarty dzień nie miałem kontaktu z Seleną i odchodziłem od zmysłów. Dzwoniłem, pisałem, nagrywałem się na skrzynkę. W pewnym momencie moje połączenia zaczęły być przekierowywane prosto na sekretarkę głosową. Ashley i Gerald będący w Newport przejazdem odbili się od drzwi. Sel nawet nie odebrała domofonu, jedyne, co widzieli, to że Baylor biegał wesoły po podwórku. Potrzebny był ktoś, kto nie da się spławić. Takimi ludźmi byli Sal i Lana. Zadzwoniłem do nich i nakreśliłem sytuację. Obiecali się tym zająć, a mi pozostało pozwolić im działać i zaakceptować wolę Seleny.

Sal.

Dzwoniłem dzwonkiem już siódmy raz i nie zamierzałem się poddać, ale traciłem cierpliwość.

- Selena! Jeśli za chwilę nie otworzysz, dzwonię na policję! - zagroziła Lana. 

Staliśmy tam jeszcze jakieś trzy minuty, nim usłyszeliśmy dźwięk przekręcania zamka. Selena z impetem otworzyła drzwi.

- Chcę być, kurwa, sama! Której jebanej części tego sformułowania Abel nie rozumie?!

- Ciebie też miło widzieć - odparłem, próbując rozładować atmosferę.

- Czemu wy się wszyscy wpieprzacie? Co was to wszystko obchodzi i czemu pozwalacie mu się do tego mieszać?! Świetnie sobie radzę!

- Ta, widać - mruknęła beznamiętnie Lana. - Dasz nam wejść czy będziesz na nas dalej krzyczeć?

- Po co chcecie wchodzić? Mój dom jest w tak samo złym stanie jak ja, naprawdę...

- Sel - przerwałem jej. Brunetka spojrzała mi prosto w oczy. - Wpuść nas - poprosiłem.

Dziewczyna w końcu dała za wygraną. Weszliśmy do środka i oboje z niedowierzaniem rozejrzeliśmy się po panującym w domu bałaganie. Selena bezwiednie opadła na kanapę i popatrzyła na nas.

- Czego chcecie?

- Selena, jeśli chcesz, możesz pojechać do mnie... - zaczęła Lana.

- Wyście wszyscy powariowali - parsknęła dziewczyna. - Nie potrzebuję niańki. To nie jest pierwszy raz, kiedy mam depresję, okej?

- Ale my tu staramy się nie dopuścić, żeby był ostatnim, do cholery - odparłem ostro. Selena zamilkła na moment.

- Nic mi nie będzie. Na pewno nie potrzebuję waszej pomocy.

- Posłuchaj - Lana wzięła głęboki wdech. - Po co masz siedzieć sama w tym wielkim domu? Możesz posiedzieć trochę u mnie, będzie ci raźniej. Nie musimy rozmawiać, przysięgam. A jeśli nie czujesz się komfortowo u mnie, to...

- Nie o to chodzi. Nie licząc Geralda, to z osób z LA was znam najdłużej. Nie chcę ci się zwalać na głowę. To nie jest wasza sprawa. Jest okej, daję sobie radę.

- Wszyscy dobrze wiemy, że to gówno prawda - powiedziałem, krzyżując ramiona.

Selena pokręciła głową, zaciskając usta w wąską linię.

- Dziewczyno, daj sobie pomóc - poprosiłem. - Abel siedzi tam zamknięty i się martwi, wie, że nic nie może zrobić. 

- Tylko, że mi przejdzie - przekonywała Sel. - Mam po prostu dwubiegunowość - zaśmiała się z bezsilności. - Mi po prostu przejdzie.

- Selena, ja wiem, ale... Abel się boi, że nie zdąży ci przejść - powiedziała Lana, siadając obok niej.

- Co?

- Ile razy próbowałaś? - spytałem.

- Zabić się? W całym życiu? - Pokiwałem głową. - Z siedem razy. Co to jest w ogóle za konwersacja, co?

- Myślę, że on ma uzasadnione powody, żeby się martwić.

- A poza tym - dodała Lana - on po prostu lubi mieć kontrolę nad sytuacją. Pozwól mu trochę na to bo on inaczej zwariuje.

- Nie chcę was ani jego obciążać tym wszystkim.

- Ale musisz zrozumieć, że jemu jeszcze bardziej ciąży to wszystko, gdy nie wie, co się z tobą dzieje. To jak, pojedziesz z nami? 

Selena pokiwała głową.


* Aluzja do cytatu z piosenki "cardigan" Taylor Swift (I knew you tried to change the ending, Peter losing Wendy)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro