chapter 20.1.
Our secret moments in a crowded room,
They got no idea about me and you
~ Taylor Swift, "Dress"
Selena.
Abel i Shawn zachowywali się... Powiedzieć, że dziwnie, to niedopowiedzenie. Shawn nie skakał mu do gardła, ale Abel trzymał się na dystans, choć próbowali udawać, że mają świetne humory. Postanowiłam na razie nie konfrontować ich obu z moimi obserwacjami.
Byłyśmy z Taylor już na finiszu naszego gotowania. Zostało mi jedynie pokrojenie sałatki, więc powiedziałam przyjaciółce, że może usiąść razem z Shawnem przy stole i odpocząć. Stałam przy blacie, krojąc ogórka, na wpół słuchając ich konwersacji. Abel podszedł do mnie i złapał mnie za biodra, przytulając się do moich pleców. Zaczął wodzić nosem po mojej szyi.
- Co tam? - spytałam z uśmiechem.
- Nic... - pocałował mnie w to jedno specjalne miejsce pod uchem.
- Przestań - zaśmiałam się. - Powiedz lepiej, o co chodzi z Shawnem - powiedziałam cicho.
- O nic.
- No mów raz dwa i mnie nie denerwuj - wywróciłam oczami, choć nie mógł tego widzieć.
- Po prostu... Musieliśmy wyjaśnić sobie kilka rzeczy. Tyle.
Z głośnika postawionego na parapecie zaczęło lecieć "Enjoy the silence" Depeche Mode. Abel bardzo lubił tą piosenkę. Zaczął nucić mi do ucha, a przed refrenem wyjął z mojej ręki nóż i odłożył go na deskę, po czym ujął moją dłoń i obrócił mnie przodem do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a Abel zaczął podśpiewywać słowa utworu, patrząc mi w oczy.
- All I ever wanted, all I ever needed is here, in my arms...
- Words are very unnecessary, they can only do harm... - dołączyłam do niego.
Shawn.
Jedyne, czego chciałem dla Seleny, to jej szczęścia. I choć początkowo miałem ogromne i uzasadnione wątpliwości co do jej ostatnich wyborów życiowych, to widząc, jak patrzy na tego faceta, moje wątpliwości zaczynały topnieć. Nie wiem, czy widziałem coś piękniejszego w swoim życiu. Stali na środku kuchni i śpiewali do siebie, jakby świata poza nimi nie było. Słowa naprawdę nie były potrzebne. Zaczynałem się zastanawiać, czy te chwile szczęścia w życiu nie są warte całego cierpienia tego świata.
Abel.
Sel zakończyła swoją przygodę z gotowaniem i postanowiła, że po tym wszystkim definitywnie potrzebuje prysznica. Postanowiłem do niej dołączyć, bo może i mieliśmy gości, ale do cholery, dalej byliśmy we własnym domu a moja kobieta jest bardzo seksowna jak gotuje.
Po naszym półgodzinnym prysznicu ubrałem się w czarne jeansy i beżową bluzę, a Selena zrobiła lekki makijaż i włożyła czarne skórzane spodnie oraz cienki, luźny sweterek w białym kolorze, który odkrywał jedno z jej ramion. Ledwie się ubrała, a ja już wyobrażałem sobie, jak ściągam z niej te ubrania.
Miałem dla niej małą niespodziankę. Był to prezent, który miałem jej podarować już dawno, dawno temu, jednak nie było ku temu sposobności. Był to naszyjnik z literką "A". Wyjąłem go z kieszeni, i podszedłem do siedzącej tyłem do mnie przy toaletce kobiety. Pocałowałem jej szyję, a następnie założyłem na nią naszyjnik i delikatnie go zapiąłem.
- Co to jest? - spytała zdziwiona.
- Prezent.
- Kochanie, dziękuję, ale przecież wiesz, że...
- Tak, nie lubisz prezentów, wiem o tym. Ale... Miałem ci to dać jeszcze przed naszym zerwaniem, ale wtedy stchórzyłem, bo bałem się, że źle odbierzesz fakt, że to naszyjnik z moim inicjałem. Ale potem Taylor wydała "Reputation" i tam śpiewała...
- "I want to wear his initial like a chain 'round my neck, not because he owns me, but 'cause he really knows me" - powiedziała za mnie.
- Tak. I stwierdziłem, że lepiej bym tego nie ujął. Jeśli ci się nie podoba, to...
- Jest piękny - przerwała mi.
Selena.
Jako pierwsi w naszym domu pojawili się Ashley i Gerald. Choć dziewczyna była bardzo dobrą koleżanką Taylor, nie miałam okazji wcześniej jej poznać, więc cieszyła mnie ich obecność. Po nich przyjechali Mike, Ricky i Sal, następnie Lana z Drake'iem, a na samym końcu, stylowo spóźniona, Ariana.
Wszyscy usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Popatrzyłam na ten przyjemny gwar rozmów i stwierdziłam, że to właśnie było mi w życiu potrzebne. Dom, w którym było życie, pełen ludzi ważnych dla mnie i dla mojego mężczyzny.
- Wszystko okej? - spytał Abel, widząc, że myślami jestem gdzieś daleko.
- Tak, po prostu się zamyśliłam - uśmiechnęłam się.
- Jedz - wskazał głową na mój talerz.
Ciężko westchnęłam. To była najgorsza część całego wieczoru, przez którą musiałam jakoś przebrnąć. Zaczęłam grzebać widelcem w talerzu, co jakiś czas biorąc gryza.
- Selena, czy ty wiesz, jak ja kocham twoje jedzenie? - spytał Mike, rozkoszując się potrawą.
- Wiem, wiem, mój drogi, mówiłeś mi to jakieś tysiąc razy - zaśmiałam się. - Ale muszę wspomnieć, że Taylor mi dzisiaj pomagała, bo sama w życiu bym tego nie ogarnęła, a uwierzcie, że nie chcielibyście zjeść nic, do czego rękę przyłożyłby Abel.
Wszyscy się zaśmialiśmy.
- No kucharz ze mnie nienajlepszy.
- Pamiętasz, jak kiedyś byliśmy razem w Nowym Jorku, i uparłeś się, że ty ugotujesz obiad, bo "nie może tak być, że tylko ja gotuję"? - przypomniała mu Lana.
- Nie, przestań! - Abel ukrył twarz w dłoniach i zaczął się śmiać.
- Cały budynek ewakuowano! Ten idiota włączył piekarnik, żeby się nagrzał, nie wyciągając z niego patelni. Plastikowa rączka się stopiła i zaczęła się fajczyć.
Wszyscy pokładali się ze śmiechu. To brzmiało bardzo jak coś, czego mógł dokonać Abel.
- Ej nie, przestań - próbował się bronić, wciąż jednak nie mogąc przestać się śmiać. - Oboje wiemy, że byłem wtedy wysoko.
- Dobra, dobra, tłumacz się - droczyłam się z nim.
Wszyscy zjedli, więc zaczęłam zbierać brudne naczynia. Abel również wstał i pomógł mi wkładać je do zmywarki, co miło mnie zaskoczyło.
Po jedzeniu przeszliśmy w większości do spożywania różnorakich trunków. Choć ja zwykle nie piłam, bo przez leki, które biorę, jeden drink wchodzi jak trzy, to tym razem postanowiłam trochę wypić. Abel i Lana nie pili, bo on na odwyku nie mógł tykać również alkoholu, a Lana była niepijącą alkoholiczką. Mike i Ricky pogardzili alkoholem na rzecz zieleniny, jednak gdy zobaczyłam, jak Mike odpala jointa na kanapie w salonie, musiałam interweniować.
- Mike, Mike, Mike - podeszłam do niego. - Wiesz, że ja cię kocham, ale nie możesz tu palić zioła.
- Ale Selena... - zaczął mnie przekonywać. - Sama zjaraj, to się rozluźnisz.
- Stary, kurwa, wypierdalaj z tym na taras, bo ja nie będę taki miły, jak ona - wsparł mnie Abel.
Mike i Ricky, chcąc tego czy nie, musieli wyjść na zewnątrz.
Zawsze na takich spotkaniach Shawn wyciągał gitarę, i nie inaczej było tym razem. Chłopak zagrał na instrumencie melodię "Call it what you want", a Taylor zawtórowała mu wokalem.
- My castle crumbled overnight, I brought a knife to a gunfight, they took the crown but it's alright...
- Bardzo lubię tą piosenkę - powiedziałam, biorąc mojego mężczyznę za rękę. - Zatańczymy?
- Wiesz, że ja nie tańczę - zaśmiał się Abel.
- Tańczysz tylko jeszcze o tym nie wiesz - uśmiechnęłam się.
Splotłam dłonie na jego karku, a on położył swoje na moich biodrach.
- 'Cause my baby is a bit like a daydream, walking with his head down, I'm the one he's walking to. So call it what you want, yeah, call it what you want to - śpiewała Taylor.
A ja tańczyłam z moim ukochanym mężczyzną, pośrodku pokoju pełnego ludzi, widząc tylko jego oczy. Czułam się trochę, jakbyśmy byli starym, dobrym małżeństwem.
- All the drama queens taking swings, all the jokers dressing up as kings, they fade to nothing when I look at him.
Naprawdę nic się nie liczyło, gdy na niego patrzyłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro