chapter 16.
We'll be a fine line,
We'll be alright
~ Harry Styles, "Fine Line"
Selena.
Nieszczególnie mogłam spać, więc po sześciu godzinach mojego pobytu w motelu, w tym czterech przespanych, zdecydowałam wyruszyć w dalszą drogę. O pierwszej trzydzieści w nocy wjechałam z powrotem na autostradę.
W domu mamy znalazłam się przed południem. Kobieta powitała mnie z uśmiechem na twarzy, jednak najbardziej zadowolony z mojego przybycia był nikt inny, jak Baylor. Gdy tylko weszłam na podwórko, a mama otworzyła drzwi, czworonóg wystrzelił z domu i powalił mnie na trawę, obdarowując tysiącem pocałunków.
Ulokowałam się w rodzinnym domu i postanowiłam odpocząć trochę po podróży. Położyłam się na chwilę spać, ale nie skończyło się na drzemce nie dłuższej niż czterdzieści minut. Później zeszłam na dół i usiadłam w salonie z mamą.
- To co powiesz ciekawego? - spytała.
- Raczej nic nadzwyczajnego się nie dzieje - skłamałam. - W styczniu wydaję album.
- Słyszałam. W końcu. Ten chłopak cię rozprasza, płyta miała być gotowa dawno temu.
- Mamo!
Abel miał z moją mamą dość... trudną relację. Kobieta nigdy za nim nie przepadała. Nie do końca wiedziałam, dlaczego. Nie wiedziała o jego problemach z narkotykami - na pewno nie ode mnie ani nie od niego. Wydaje mi się, że miała mi za złe nieudany związek z Justinem. Ubóstwiała go. Gdy się widywali, był dla niej czarujący, milutki i bardzo uprzemy. Patrząc na to, jak się wobec niej zachowywał, ciężko było uwierzyć, że w rzeczywistości był toksycznym przemocowcem. Po związku z nim została mi jedynie trauma, jednak moja mama nie mogła tego wiedzieć - nie mówiłam jej o takich rzeczach.
- Po prostu mówię, co myślę. Kiedy byłaś z Justinem, wydawanie muzyki szło ci znacznie lepiej.
Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić.
- Twój ojciec chce się z tobą zobaczyć - oznajmiła, upijając łyk herbaty.
- Słucham? Nie przyjechałam tu się z nim spotykać. Przyjechałam do ciebie i zabrać Baylora. Skąd on wie, że przyjechałam?
- Widział cię, jak przejeżdżałaś obok jego sklepu.
Westchnęłam głośno.
- Kiedy?
- Powiedział, że przyjedzie wieczorem.
Pokiwałam głową.
Być może byłam dziecinna w swojej nienawiści do ojca, ale to on rozwalił naszą rodzinę. Takich rzeczy się nikomu nie zapomina. To przez niego nie zaznałam prawdziwej rodziny i po dzień dzisiejszy to odczuwałam.
Żeby uspokoić się przed tym wątpliwie przyjemnym spotkaniem, postanowiłam wziąć Baylora na spacer. Założyłam słuchawki na uszy, wzięłam smycz i wyszliśmy z domu. Nie było nas prawie dwie godziny. Potrzebowałam się wyciszyć. Byłam u mamy kilka godzin, a już czułam, że wariuję. Kochałam ją, ale pewne rzeczy, które mówiła, mogła zachowywać dla siebie.
Gdy wróciłam, przy kuchennym stole zastałam nikogo innego, jak mojego ojca.
- Część - przywitałam się ostrożnie.
- Hej - uśmiechnął się mężczyzna. Usiadłam przy stole. - Co u ciebie?
- Wszystko w porządku - znowu skłamałam.
- Czemu twój chłopak z tobą nie przyjechał? Jak mu tam było...
- Abel. Ma dużo pracy. - I znowu kłamstwo.
- Rozumiem. Mogłabyś kiedyś go przywieźć, chciałbym go lepiej poznać.
- Jasne. Powinniście kiedyś przyjechać z... Jak jej tam, Sara? - zaproponowałam, wiedząc, że nigdy się to nie wydarzy. - Gdzie jest mama?
- Pojechała do przyjaciółki, kazała przekazać, że wróci późno.
Pokiwałam głową. Miałam dość tej sztucznej rozmowy.
- Działo się u ciebie coś ciekawego w ostatnim czasie? - spytał tata. Krew zaczęła się we mnie gotować.
- Absolutnie nic. Oprócz tego, że miałam przeszczep, kurwa, nerki, i omal nie umarłam, a ty nawet do mnie nie zadzwoniłeś, to nic ciekawego się nie wydarzyło! - wybuchłam.
- Selena, kochanie...
- Przestań! - Wstałam. - Prawda jest taka, że gówno cię obchodzę, i zawsze tak było. Idź do swojej wspaniałej rodzinki. Ja, po tych wszystkich latach radzenia sobie sama, już cię nie potrzebuję!
Ojciec nic już nie powiedział. Wstał i w ciszy wyszedł z domu. Zatrzasnęłam za nim drzwi. Ledwie zdążyłam się rozpłakać, a mój telefon zaczął dzwonić. Był to Abel.
- Halo?
- Czemu płaczesz? - Spytał od razu, zmartwiony.
- Właśnie wywaliłam ojca z domu.
- Co się stało?
- Mam ich już dość. Matka cały czas jest jak "bla, bla, bla, Justin, bla, bla, bla, kariera", ojciec nie pamiętał jak masz na imię i po prostu pytał co u mnie, tak, jakbym kilka tygodni temu omal nie umarła.
- Co mam ci powiedzieć - westchnął. - Twojemu ojcu ktoś chyba nigdy porządnie nie zajebał, a twoja matka miała niezdrową relację z twoim byłym.
Abel nigdy nawet nie wymawiał imienia Justina. Nie rozmawialiśmy o nim więcej niż raz, ale go nienawidził całym swoim sercem. Gdybyście pomyśleli o najbardziej toksycznej osobie w swoim życiu, to Justin był właśnie taki, tylko do potęgi. Związek z nim straumatyzował mnie na całe życie. Żałuję, że nie uciekłam, kiedy wszyscy mnie ostrzegali.
- Nie rozmawiajmy już o tym - poprosiłam. - Co u ciebie?
- Jest okej. Staram się o to, żeby móc wyjść na weekend.
- O, to świetnie. Bardzo się cieszę. Jak się czujesz?
- W porządku. Mam... Dużo przemyśleń.
- Tak? Jakich na przykład?
- Zrozumiałem mechanizm tego, dlaczego ciągle czuję potrzebę, żeby brać. Że apetyt rośnie w miarę jedzenia, z każdym razem chcę więcej i więcej, próbuję być wyżej niż poprzednim razem. To szukanie haju, który i tak nie będzie nigdy bardziej satysfakcjonujący, niż ten pierwszy.
Uśmiechnęłam się.
- Nie jest to nic, czego bym ci tego kiedyś nie mówiła - powiedziałam.
- Wiem, ale byłem zbyt zaćpany, żeby cokolwiek z tego zrozumieć. Dalej mnie ciągnie. Chciałbym coś wziąć, zajarać, ale... Nie chcę już tego haju. Chyba wreszcie dojrzałem do chodzenia po ziemi. Odkąd zacząłem brać, nie przestałem być tym dzieckiem, które chciało uciec od prawdziwego życia.
- Cieszy mnie, że wreszcie to zrozumiałeś.
- Będę ci to mówił jeszcze tysiąc razy i powtarzał do końca życia, ale przepraszam cię za wszystko.
- Nie musisz mnie za nic przepraszać.
- Ale potrzebuję. Nigdy nie powiem wystarczająco dużo razy, jak bardzo cię za to całe gówno przepraszam. Kiedy zaczęliśmy się spotykać... To nie był twój świat i nigdy nie powinien był się nim stać. Nie zasługiwałaś na to.
- Tak było i już - wzruszyłam ramionami. - Nie katuj się tym, bo tu nie chodzi o mnie.
- Właśnie, że...
- Nie. Chodzi tylko i wyłącznie o to, że kontynuując takie życie zaćpałbyś się w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Ja mogłam w każdej chwili odejść.
- I zrobiłaś to.
- Dla twojego dobra. I jak widać, było ci to potrzebne. Sam pomyśl, czy gdybyśmy się wtedy nie rozstali, poszedłbyś kiedykolwiek na leczenie? Nie. Bo nie miałbyś o co walczyć.
- Masz rację - powiedział tylko.
- Będzie dobrze - dodałam. - Obiecuję.
- Kocham cię, Sel. Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Muszę kończyć, moja mama chyba wróciła.
- Dobrze, miłego dnia.
- Wzajemnie.
Wzięłam szklankę wody i upiłam łyka. Podeszłam do drzwi, i nawet nie zaglądając przez wizjer, przekręciłam kluczyk i je otworzyłam.
Gdy jednak ujrzałam człowieka stojącego w drzwiach, upuściłam szklankę. Szkło z głośnym hukiem rozbiło się na podłodze.
- Justin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro