Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

chapter 15.

Nervous, trip over my words
You're so pretty it hurts
Baby, I'm yours

~ Isabel LaRosa, "I'm yours"

Selena.

Nadszedł wreszcie dzień, w którym otrzymałam długo wyczekiwany telefon.

- Hej, piękna - usłyszałam w słuchawce.

- Hej - uśmiechnęłam się na dźwięk głosu mojego mężczyzny. - Jak się trzymasz?

- Stabilnie - odpowiedział, jednak wyczuwałam w jego głosie, że coś było nie tak.

- Słyszę, że coś jest nie w porządku.

- Sel, nie jestem na wakacjach, tylko na odwyku, więc nie oczekuj ode mnie dobrego humoru. Nie chcę o tym gadać, mamy lepsze tematy do rozmów. Widziałem twój wywiad.

- Tak? - ucieszyłam się.

- Mhm - odpowiedział zadowolony. - Miałaś bardzo seksowną bluzkę.

- Abel! Jesteś... Niereformowalny. 

- Nie mówiłaś, że album jest już gotowy.

- Kiedy miałam to zrobić? Były ważniejsze sprawy, a do premiery jeszcze długo.

- Wiesz, że dopiero teraz posłuchałem tych dwóch ostatnich singli?

- Oh - zdziwiłam się. - Serio?

- Tak. Kiedy napisałaś "Lose you to love me"?

- Abel, proszę cię... Nie róbmy sobie tego.

- No weź. Chcę wiedzieć. Potrzebuję wiedzieć.

- Wcale nie - oburzyłam się.

- Powiedz.

Ciężko westchnęłam.

- Jakieś... dwa miesiące po naszym zerwaniu.

- A "Look at her now"?

- Prawie od razu.

W telefonie nastała cisza.

- Sam chciałeś wiedzieć.

- Zupełnie nie o to chodzi, spokojnie. Po prostu... Zamyśliłem się nad czymś. Co masz na sobie? - spytał, jak gdyby nigdy nic.

- Abel! - przewróciłam oczami. - Siedzę dosłownie w najzwyklejszych ciuchach świata. 

- Czekam... - powiedział, przeciągając samogłoski.

- Uh... Brązową, rozpinaną bluzę, szary top, czarne dresy. Tyle.

- A... Pod spodem?

Wciągnęłam głośno powietrze.

- Białe... Koronkowe majtki. I... Nie mam stanika.

- A więc to tak - zaśmiał się. - Jesteś sama?

- Tak. A ty?

- Tak. Usiądź wygodnie.

***

- Co robicie? - spytałam, wchodząc do kuchni. Ash i Mike stali przy kuchence, a reszta siedziała przy stole.

- Robimy naleśniki, siadaj - zarządził Ashton.

- Nie jestem głodna, ale dziękuję - odparłam, i skierowałam się w stronę salonu, jednak powstrzymały mnie stanowcze słowa Julii.

- Stój. Siadaj.

Zatrzymałam się w pół kroku. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.

- Nie jestem głodna - powtórzyłam powoli.

- No weź, jednego - poprosił Ash. - Ja smażyłem.

- W porządku. Jednego.

Zjedliśmy w całkiem przyjemnej, mimo wszystko, atmosferze. Po posiłku wyszłam z Calumem na papierosa.

- Więc naprawdę żadna laska się wokół ciebie nie kręci? - nie dowierzałam, gdy prowadziliśmy konwersację na balkonie.

- Nigdy nie byłem typem związkowym. Taki Mike, na przykład, to co innego. Zachowują się z Julią jak stare dobre małżeństwo, w pozytywnym sensie oczywiście, bo on od zawsze o tym marzył. Chciał po prostu... Mieć „swoją" osobę, założyć z nią rodzinę, mieć dom, psa i gromadkę dzieci. Ja chyba się do tego zwyczajnie nie nadaję.

- Też długo tak uważałam, ale... Wiem, że pewnie każdy ci to mówi, ale to naprawdę jest kwestia odpowiedniej osoby. Nie ma ludzi niezdolnych do miłości. Nieważne, przez co się przeszło, każdy zasługuje na to, aby kochać i być kochanym. Nie każdy tego potrzebuje, to fakt, ale nie ma ludzi, którzy „nie nadają się" do miłości. To nie casting - uśmiechnęłam się.

- Pewnie masz rację.

Naszą rozmowę przerwał Ash, wołający Caluma:

- Chodź tu, mały kurwiu, bo to ewidentnie twoje gacie leżą w mojej torbie!

Oboje się zaśmialiśmy.

- Lepiej tam pójdę - powiedział chłopak.

Pokiwałam głową, gasząc papierosa, ale zanim Cal przekroczył próg, zatrzymałam go i powiedziałam:

- Calum? Wiesz, to nie jest tak, że musisz o czymkolwiek decydować dzisiaj. Ani nawet za miesiąc czy za rok. Masz dopiero dwadzieścia kilka lat i jeszcze dużo czasu, żeby zrozumieć samego siebie. Niektórzy nawet mając blisko trzydziestki nie wiedzą tego wszystkiego, nad czym się zastanawiasz.

- Dziękuję. Chyba potrzebowałem to ułyszeć.

***

Po południu pojechaliśmy wspólnie na plażę łapać ostatnie promyki słońca przed nastaniem jesieni. Siedziałam na kocu z Ashtonem i Calumem, podczas gdy Luke i Arz pomimo niezbyt już letniej temperatury pływali w wodzie, a Julia i Michael bawili się z ich suczką, Indy.

Przyjemnie patrzyło mi się na tę dwójkę. Jules wiele w swoim życiu przeszła, niestety również z powodu Mike'a, ale widziałam, jaka jest wreszcie szczęśliwa. Wyglądali, jak idealna para z obrazka: dwójka kochających się ludzi i pies.

Siedzieliśmy na plaży do zachodu słońca. Kiedy chowało się ono za wodnym horyzontem, Abel wysłał mi wiadomość.

Abel: hej, co robisz?

Ja: 

Abel: wow, widzę, że dobrze się bawisz

Ja: chciałabym, żebyś tu był.

Abel: tęsknię za tobą

Ja: ja też. bardzo.

***

Z końcem tygodnia moja radosna ferajna wyruszyła w lot powrotny do domu, a ja postanowiłam wyjechać na trochę do mamy.

Wiedziałam, że nie wytrzymam tam dłużej, niż jedną noc, ale musiałam zatrzymać się tam chociaż na chwilę, bo z Los Angeles do domu mamy jechało się około 20 godzin. Mogłam lecieć samolotem, oczywiście, że mogłam, jednak Baylor źle znosił loty, a ja potrzebowałam tego czasu sam na sam ze sobą: tylko ja, droga i muzyka lecąca z radia.

Wyruszyłam w niedzielę o poranku i swój postój na sen odbyłam dziesięć godzin później. Gdy tylko weszłam do pokoju w motelu, postanowiłam zadzwonić i sprawdzić, jak ma się Abel.

- Hej - przywitał się cicho.

- Hej. Jak się masz?

- Jest okej. Co u ciebie?

- Jadę do mamy. Właśnie zatrzymałam się na nocleg w motelu.

- Pamiętaj, żeby zamknąć pokój - przypomniał mi. Rozczuliła mnie jego troska. - Po co do niej jedziesz?

- Chcę wziąć Baylora do siebie. Obiecałam mu, że zabiorę go, gdy tylko zamieszkam gdzieś na stałe, i chcę dotrzymać słowa.

- To dobrze. Cieszę się, że ktoś będzie cię pilnował. Na długo zostajesz u mamy?

- Tyle, ile wytrzymam. Nie sądzę, że długo.

- Wiesz, twoja mama jest, jaka jest, ale przynajmniej ją masz.

- Ty swoją też masz - przypomniałam mu.

- Istnieje mały szczegół w postaci faktu, iż nie chce mnie znać. Nienawidzi mnie.

- Nie nienawidzi cię. Bardzo cię kocha, ale musisz zrozumieć, że wiele przeszła z twojego powodu i radzi sobie z tym, jak potrafi.

- Ta, sama coś o tym wiesz, nie? - prychnął. Postanowiłam zignorować jego złośliwość.

- Może gdyby dowiedziała się, że się leczysz...

- Nie zadzwonię do niej, Sel. Nie potrafię. Nie po tym, ile szkód w jej życiu wyrządziłem.

Przez chwilę milczeliśmy, jednak nie chciałam tak zostawiać tego tematu.

- Chcesz, żebym ja do niej zadzwoniła?

- Co to da?

- Myślę, że byłaby z ciebie dumna - odpowiedziałam szczerze.

Abel przez chwilę się zastanawiał.

- W porządku. Zadzwoń. I powiedz, że bardzo ją kocham i tęsknię za nią.

- Dobrze.

- Przepraszam, ale muszę kończyć. Jedź bezpiecznie i daj znać, jak dotrzesz na miejsce. Bardzo cię kocham.

- Ja ciebie też.

Rozłączyliśmy się. Chwilę zastanawiałam się, czy powinnam od razu zadzwonić do jego matki, jednak bałam się, że później stchórzę. Odnalazłam numer do kobiety i wybrałam połączenie.

- Tak, słucham?

- Dobry wieczór. Z tej strony Selena, dziewczyna pani syna, pamięta mnie pani?

- Selena, drogie dziecko! Oczywiście, że pamiętam. Ty i Abel... Jesteście znów razem?

- Tak, jesteśmy.

- Tak bardzo się cieszę. Wszystko u was w porządku?

- Tak, właśnie dzwonię do pani z dobrymi wieściami. Myślę, że się pani ucieszy. Abel jest na odwyku. Postanowił się leczyć.

- Naprawdę? - usłyszałam szloch w słuchawce. - Dzięki Bogu najwyższemu, nareszcie.

- Proszę nie płakać. Teraz będzie już tylko lepiej.

- Dziękuję ci, drogie dziecko. Wiem, że to twoja zasługa.

- Nie da się ukryć, że trochę go do tego zmusiłam - zaśmiałam się.

- Było bardzo źle, prawda?

- Cóż... Nie było dobrze, nie będę pani okłamywać.

- Przepraszam cię za niego. W tym wszystkim jest dużo mojej winy.

- Ale proszę się nie obwiniać. To były jego decyzje.

- Ale przez to, że nie umiałam wychować własnego syna, taka cudowna dziewczyna, jak ty, musiała cierpieć. Mam do ciebie jedną prośbę. Czy mogłabyś mnie powiadomić, kiedy Abel zakończy odwyk?

- Oczywiście.

- Tylko nie mów mu, że cię o to poprosiłam.

- Będę trzymać buzię na kłódkę.

- Dziękuję ci, moja droga. Dbaj o siebie.

- Dziękuję. Pani również. Abel prosił, żebym przekazała, że kocha panią i bardzo tęskni.

- Też go bardzo kocham. To mój syn.

- Nie będę zabierać pani więcej czasu. Życzę dużo zdrowia.

- Tobie również, dziecko.

Kobieta się rozłączyła, a ja kładłam się spać z myślą, że zrobiłam coś dobrego.

.

.

.

.

.

A/N w przyszłym rozdziale wprowadzam postać której będziemy wspólnie nienawidzić 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro