chapter 13.
And even though we live inside
A dangerously empty life
You always seem to bring a light
~The Weeknd, "Angel"
Selena.
Powoli dochodziłam do siebie po operacji, jednak mentalnie czułam się coraz gorzej. Abel chyba to widział, ale nie chciałam go martwić, w końcu między nami wreszcie zaczynało się układać i w zasadzie nie miałam powodów, żeby czuć się w ten sposób.
- Kiedy zdejmą ci szwy po operacji? - spytał Abel, gdy któregoś dnia leżeliśmy rano w łóżku.
- Lekarz mówił, że powinnam przyjechać jakieś dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala. Więc... Za trzy dni.
- Super - pokiwał głową.
- A co?
- Nie no nic, po prostu wiesz... - pochylił się, aby szepnąć mi do ucha. - Chciałbym już móc się z tobą kochać.
Oboje się zaśmialiśmy.
- Cóż, na to musisz jeszcze chwilkę poczekać.
- Sal robi dzisiaj imprezę - oznajmił nagle.
- O, z jakiej okazji? - zainteresowałam się.
- "Starboy" jako album przekroczył dwa miliardy sprzedaży.
- To wspaniale! - ucieszyłam się. - Więc wybierasz się na tą imprezę - bardziej stwierdziłam niż spytałam.
- Nie no, nie będę cię tu samej zostawiał.
- Przesadzasz. Nie jestem kaleką, dam sobie radę, a to tak naprawdę twoja impreza. Powinieneś iść.
- Chyba nie mam ochoty - zaczął się wykręcać.
- Serio, idź. Będą świętować twój sukces, wypada, żebyś tam był.
- Pewnie nie dasz rady iść ze mną?
- Nie, nie czuję się na siłach. Ale idź, naprawdę.
- W porządku.
Spędziliśmy dzień na wszystkim i niczym, głównie leżeliśmy w łóżku i oglądaliśmy seriale. Po południu Abel zaczął zbierać się do wyjazdu do Los Angeles.
- Wrócę rano - powiedział, całując mnie w czoło. - W razie czego dzwon, okej? Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, poradzę sobie - przewróciłam oczami. - Jedź już i nie wymyślaj.
Abel.
Zaparkowałem auto pod domem przyjaciela i zadzwoniłem do drzwi. Przywitał mnie w bardzo dobrym humorze. Razem pojechaliśmy taksówką do klubu, w którym miała odbywać się impreza.
- Jak czuje się Selena? - spytał.
- Coraz lepiej. Szybko dochodzi do siebie. Może chciałbyś jutro wrócić ze mną do Newport i wpaść do nas?
- Nie jest to głupi pomysł. Jak jest między wami?
- Tak dobrze, jak może być - wzruszyłem ramionami. - Jak dojdzie do siebie, idę na odwyk.
- Zamknięty? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Pokiwałem głową. - Wow. Nie spodziewałem się tego. Ale cieszę się. Już dawno mówiłem ci, że powinieneś się ogarnąć.
- Ta. Pewnie tak - mruknąłem.
- Boisz się - stwierdził Sal.
- Kurewsko - pokiwałem głową. - Nie znam... takiego życia.
- Trzeźwego? - zasugerował. - Nie będzie ci łatwo. Ale wreszcie masz po co to zrobić. Ta dziewczyna cię kocha, a ty jesteś z nią szczęśliwszy i to widać. Ale sam widzisz, że z tobą się nie da w taki sposób.
- Wiem.
- Cieszę się z twojego powodu, serio. Dobrze widzieć, jak wychodzisz na prostą.
Gdy dotarliśmy na miejsce, w klubie było już mnóstwo ludzi. Każdy chciał się przywitać, porozmawiać i wiedziałem, że na trzeźwo tego nie wytrzymam. Pierwsze kroki skierowaliśmy do baru i wypiliśmy z przyjacielem trzy kolejki praktycznie pod rząd.
Nie czułem się dobrze w tym tłumie ludzi, chciałbym mieć wtedy Selenę przy sobie. Pomimo tego impreza udała się naprawdę dobrze. Pomimo różnych propozycji, całą noc pozostawałem jedynie przy alkoholu. Może trochę przeholowałem, ale dobre było i to. Wróciliśmy do mieszkania przyjaciela dopiero około piątej nad ranem i od razu położyliśmy się spać.
Obudził mnie mój dzwoniący telefon. To Selena próbowała się ze mną skontaktować. Po raz trzynasty.
- Hej, Sel - przywitałem się, ziewając.
- Nareszcie! Czy ty wiesz, która jest godzina?!
- Nieszczególnie...
- Wpół do drugiej! A ja od dwóch godzin próbuję się do ciebie dodzwonić!
- Przepraszam. Przesadziłem trochę wczoraj. Ale już się zbieram, Sal odwiezie mnie do Newport. Kocham cię - powiedziałem i się rozłączyłem.
Sal już nie spał, więc zjedliśmy, wziąłem prysznic i wyruszyliśmy w drogę. Przyjaciel prowadził mój samochód, bo był w znacznie lepszym stanie niż ja. Przespałem prawie całą drogę. Gdy wjeżdżaliśmy do Newport Beach, kumpel obudził mnie, żebym doprowadził się do przytomności. Gdy weszliśmy do domu, Selena czekała na nas w salonie. Nie wyglądała na zadowoloną.
- Hej kochanie - pocałowałem ją w czubek głowy. - Przepraszam, że tak późno, trochę za dużo wczoraj wypiłem, nie słyszałem, jak dzwoniłaś.
- W porządku. Hej, Sal.
- Siema, jak się czujesz?
- Jest okej - uśmiechnęła się.
Selena.
Usiedliśmy na balkonie, a Abel poszedł zrobić kawę. Sal zapalił papierosa.
- Mogę jednego? - spytałam.
- Od kiedy ty palisz? - zdziwił się.
- Nie palę, ale od jednego jeszcze nikt nie umarł - wzruszyłam ramionami.
Mężczyzna podsunął mi paczkę, z której wyjęłam papierosa i włożyłam go do ust, a następni wysunął w moją stronę rękę z zapalniczką i go podpalił.
- Powiedz mi jedną rzecz... - zaczęłam. - Byliście całą noc razem?
- No... Większość, ale zdecydowanie nie całą. Czemu pytasz?
- Brał coś? - spytałam cicho.
- Wiesz co... Na moje oko to nie, wydaje mi się, że przegiął z alkoholem na to konto, ale ręki nie dam sobie uciąć. Skąd ten pomysł?
- Po prostu jego zachowanie jest dziwne. Ale może mi się wydaje.
- Może jest po prostu na kacu? - zasugerował, jednak chyba nie wyglądałam na przekonaną. - Mam z nim pogadać?
- Nie no, ogarnę to - westchnęłam.
- To ja jednak z nim pogadam.
Abel.
Kończyłem robić kawę, gdy do kuchni wszedł Sal.
- Właśnie miałem do was iść - poinformowałem go.
- Słuchaj... - mężczyzna oparł się o blat. - Brałeś coś wczoraj?
- Co? Nie, żebym sobie przypominał - odparłem.
- Pytam poważnie.
- A ja poważnie mówię, że nie.
- Więc jakbym cię przetestował to nic by nie wyszło?
Zaczynały mnie wkurwiać te pytania. Denerwował mnie ten brak wiary.
- Nie, kurwa, nie wyszłoby. O co ci chodzi, co? Czego się tak uwziąłeś?
- Nie o mnie tu chodzi i dobrze zdajesz sobie z tego sprawę.
Wziąłem głęboki wdech, żeby się uspokoić.
- Nie, nic wczoraj nie brałem. Jestem na kacu stulecia. Czy możemy zakończyć ten temat?
Wróciliśmy na balkon i wypiliśmy wspólnie kawę. Sal opowiadał, co było u niego słychać w ostatnim czasie. Zaproponowałem przyjacielowi, aby został na noc, bo następnego dnia i tak musieliśmy jechać do szpitala w LA, aby Selenie zdjęto szwy. Sal z chęcią na to przystał i spędziliśmy wspólnie przyjemny wieczór.
Następnego dnia pojechaliśmy razem do Los Angeles. Odstawiliśmy mojego przyjaciela do jego domu, a sami pojechaliśmy do szpitala. Okazało się, że rana dobrze się goiła, Selenie zdjęto wszystkie szwy i mogliśmy wracać do domu. W drodze powrotnej Sel postanowiła poruszyć temat, który wisiał nad nami od kilku dni.
- Um... Wiesz, od paru dni czuję się już całkiem w porządku i wydaje mi się... Chyba nadszedł czas, aby dopełnić naszej umowy.
Ciężko westchnąłem. Nie mogłem ukryć tego, że perspektywa odwyku mnie przerażała. Ale wiedziałem, że była to konieczność. Śmierć z przedawkowania była dość żałosną perspektywą.
- Wiem. Myślałem nad tym ostatnio. Znalazłem nawet ośrodek w internecie.
Dziewczyna pokiwała głową.
- Jesteś smutna - stwierdziłem.
- Mogę cię o coś spytać? - powiedziała, ignorując moje słowa.
- Pytaj.
- Dlaczego Bella?
Jej pytanie zawisło w powietrzu. Liczyłem, że nigdy nie będziemy musieli odbywać tej konwersacji.
- Naprawdę chcesz to rozdrapywać? - mruknąłem.
- Tak. Później będziemy mieli okazję zacząć od nowa, więc chcę wiedzieć teraz.
Przełknąłem gulę w gardle.
- Tak naprawdę nie ma tu nic nadzwyczajnego. Czułem się porzucony i załamany, a ona akurat była w pobliżu. Tak, uprawialiśmy dużo seksu. Nie, nie kochałem jej. Czy to skutecznie rozwiewa twoje wątpliwości?
Sel pokiwała głową, nie patrząc na mnie.
- No co jeszcze chcesz wiedzieć, bo widzę, że jest coś jeszcze - przewróciłem oczami.
- Po prostu... Czy ona była bardziej w twoim typie? Młodsza, szczupła...
- Nie wchodź nawet w ten temat, błagam cię - przetarłem twarz dłonią. - Nie, nie była. Boże, czemu tobie to w ogóle przychodzi do głowy? - spojrzałem za szybę.
- Przepraszam - szepnęła brunetka.
- Nie o to mi chodzi, po prostu... Denerwuje mnie to, że dla mnie to tak bardzo nic nie znaczyło, a na ciebie tak bardzo oddziałuje. Ale nie mogę cię za to winić, bo wiem, jak ja czuję się z myślą o tym całym Nicku.
- Ja i Nick to nie było nic poważnego - przyznała cicho. - Wtedy przespaliśmy się ze sobą, bo byliśmy bardzo pijani, a ja szukałam... Sama nie wiem, czego. Ale jest dla mnie bardzo dobrym przyjacielem, przez co czułam się przy nim komfortowo. A tego właśnie potrzebowałam po naszym zerwaniu, komfortu. Obojgu nam wydawało się, że coś do siebie czujemy, a tak naprawdę oboje kochaliśmy kogoś innego. Jest dla mnie po prostu dobrym przyjacielem. Plus, wolę starszych - dziewczyna puściła mi oczko.
- Jestem tylko dwa lata starszy! - zaśmiałem się.
- Jak widać dobre i to.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro