Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

chapter 1.

You're the man of my dreams

'Cause you know how to leaveBut I really believethat you'd change it for meYou're unavailable I'm insatiableLucky for you, I got all these daddy issuesWhat can I do? I'm going crazy when I'm with youForget all the therapy that I've been through

~Demi Lovato - "Daddy Issues"

Selena.

- Możesz mi powiedzieć, co wyrabiasz? - wycedziłam, gdy poczułam, jak Abel zaborczo przyciąga mnie do siebie i patrzy morderczym wzrokiem w stronę grupki mężczyzn patrzących na mnie.

- Zaznaczam teren.

- Ja jestem przepraszam jakąś rzeczą, żebyś pokazywał ludziom, że do ciebie należę?

Gdy już to powiedziałam, złośliwy głosik w mojej głowie podpowiedział: przecież jesteś. Czy nie tego nauczyły cię poprzednie związki? Masz ładnie wyglądać, nic więcej. Jesteś niczym.

- Gapią się na ciebie.

- Patrzą! Tylko patrzą! Tak samo jak wszyscy ludzie tutaj. Przypominam ci, że tak samo, jak ty, jestem osobą publiczną. Masz paranoję! Teraz się zamknij, zanim pokłócimy się przed setką ludzi i kamer - powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie, patrząc w jeden z obiektywów.

Od dłuższego czasu nam się nie układało. Mimo, że bardzo go kochałam, Abel był bardzo zazdrosny i czułam, że się przy nim duszę. Każdy z jego ataków zazdrości brałam na siebie, byłam pewna, że to moja wina. W końcu od zawsze byłam tylko przedmiotem, zabawką w rękach kolejnych mężczyzn.

Wiedziałam, że tak naprawdę bardzo mnie kocha i dlatego jest wobec mnie zaborczy, bo mu zależy. Jednak nie czułam, że zasługuję na taką miłość. Budowałam wobec siebie mur, nie pozwalając mu kochać się tak, jak Abel by tego chciał.

Jakoś przetrwałam całą uroczystość, lecz już w drodze do domu wyczuwałam między nami napiętą atmosferę, łagodnie mówiąc.

- Zjesz coś? - spytał Abel, zaglądając do lodówki.

-Nie - mruknęłam. - Nie jestem głodna.

- Nie jadłaś od rana.

No nie, czy on się... Martwił? W tym momencie chciałam go przytulić i o wszystkim mu powiedzieć, ale uraza, którą przez jego zachowanie chowałam, była silniejsza.

- Nie mam apetytu - odparłam.

- Selena, dlaczego do cholery zachowujesz się jak idiotka?!

- Bo jesteś chorobliwie zazdrosny! Nie jestem twoją własnością, żebyś mógł pokazywać wszystkim wokół, że do ciebie "należę"! Mam tego dość!

- Robię to, bo cię kocham! - trzasnął szafką ze szklankami tak głośno, że aż podskoczyłam. - Bo zdaję sobie sprawę, jak ogromne szczęście mam, że jestem z tobą i nie mogę cię stracić!

Czy mówił to szczerze? Czy naprawdę to było powodem jego dziecinnego zachowania?

Zaczęło mi się nawet robić głupio, lecz ten irytujący głosik w mojej głowie znów postanowił pociągnąć za sznurki podpowiadając mi, że to świadczy o jego braku zaufania wobec mnie. Mimo, że jeśli o zaufanie chodzi, to sama nie byłam od niego lepsza, odparłam:

- Prędzej mnie stracisz zabierając mi powietrze.

Schodami poszłam do garderoby, gdzie sukienkę zmieniłam na czerwony top z golfem, czarne skórzane spodnie i taką samą kurtkę motocyklową, a wysokie szpilki na nieco niższe, wiązane botki. Wróciłam na dół i udałam się do wyjścia. Nie wytrzymałabym tam ani chwili dłużej.

- Gdzie idziesz? - spytał Abel, gdy otwierałam drzwi.

- Jak najdalej stąd.

- Kiedy wrócisz?

- Jak będę chciała. - Wyszłam na zewnątrz.

- Selena! - usłyszałam jeszcze, zanim zamknęłam drzwi.

W Nowym Jorku o taksówki nietrudno, więc szybko jakąś złapałam. Poprosiłam kierowcę, żeby zawiózł mnie do Tequili - to mój ulubiony klub w NY, do którego kocham wracać, gdy tylko tu jestem. Za pierwszym razem przyciągnął mnie szyld: "When life gives you lemons, add some tequila". Wtedy dostałam bardzo dużo cytryn. Zupełnie, jak teraz.

Wysiadłam przed klubem, zapłaciłam taksówkarzowi i weszłam do klubu. Gdy tylko otworzyłam drzwi uderzyła mnie mieszanina odgłosów, zapachów i świateł. Przecisnęłam się w stronę baru i poprosiłam barmana o drinka. Usiadłam na krzesełku i sączyłam napój. Poczułam wibrowanie telefonu w torebce. To Abel cały czas się do mnie dobijał. Wyłączyłam komórkę.

-Kogo moje piękne oczy widzą? - usłyszałam znajomy głos, na który od razu się uśmiechnęłam.

- Piękne oczy? Gdzie? - odwróciłam się w jego stronę. - Siema, Jonas - wstałam i przytuliłam go.

- Cześć, Gomez.

- Więc, Nicholasie - zwróciłam się do niego pełnym imieniem, którego nienawidził, na co westchnął i przewrócił oczami - co cię tu sprowadza?

Usiedliśmy obok siebie przy barze.

- Chęć zapomnienia o braciach, kobietach, kamerach, ludziach, generalnie o wszystkim. A ciebie?

- Dokładnie to samo.

- Nie masz braci.

- Mam! Właściwie mam jednego! Marcus to syn Sary.

- A Sara to...

- Dziewczyna mojego "ojca" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu.

- Wyczuwam w tym zdaniu daddy issues - spojrzał na mnie mrużąc oczy.

- Fuck you - wystawiłam mu środkowy palec, po czym wzięłam łyk napoju.

- Niech zgadnę... Ojciec miał jakąś laskę na boku więc w domu bywał 10 godzin w tygodniu?

- I tu się mylisz, mój przyjacielu - puściłam mu oczko.

- Czy zechcesz mnie w takim razie wyprowadzić z błędu?

- Nie. Bynajmniej jeszcze nie teraz.

***

Po półtorej godzinie oboje byliśmy dość mocno wstawieni. Choć to mało powiedziane.

- Nie, ale nie śmiej się, serio! Jakby i ja i Tay zawsze mówiłyśmy, że Taylor to świetny facet, naprawdę! I ona też nie była zazdrosna, jak zaczęliśmy ze sobą chodzić, chociaż to się i tak szybko rozpadło. Bardziej się lubiliśmy i przyjaźniliśmy, niż kochaliśmy. Tay twierdzi, że tak samo było między nimi. Ale teraz wszyscy troje się przyjaźnimy! I serio, Lautner to super chłopak.

Zebrało nam się na opowiadanie jakichś żenujących historii z życia. Miło było spotkać Nicka po tak długim czasie. Od kiedy Joe zerwał z Taylor, od braci Jonas trzymałyśmy się z daleka.

Czy wiem jak to się stało, że rano obudziłam się w jego łóżku? Nie.

- Czy my... - zaczęliśmy w tym samym czasie. - Chyba tak.

Nick zaczął się śmiać.

- Nicholas, to nie jest śmieszne! Ja mam chłopaka!

- Masz... Chłopaka. Oh.

- Oh!

Abel.

Kochałem Selenę. Nad życie. Naprawdę. Była najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

Mimo tego zdawała się nie pozwalać mi na to uczucie. Każdy przejaw mojej miłości do niej źle odbierała, zrzucając później winę na siebie. Potrafiła z dnia na dzień zamknąć się na cały świat i nie dopuszczać do siebie ani mnie, ani Taylor, ani innych jej przyjaciółek.

Czy byłem o nią zazdrosny? Jak cholera, bo zdawałem sobie sprawę, jaki skarb mam i jak łatwo taką dziewczynę stracić.

Bałem się, że nie jestem dla niej wystarczający. Mogłaby mieć przecież każdego. Dlatego często zachowywałem się jak dupek. Nie wiedziałem, jak inaczej mógłbym się o nią postarać.

Wychowywałem się bez ojca. Nie miałem żadnego "wzorca", który pokazywałby mi, jak powinien wyglądać związek. Rodzice Seleny też rozwiedli się, gdy była małą dziewczynką. Żadne z nas nie miało pojęcia, co robi. W kwestii miłości oboje błądziliśmy po omacku. Z jedną różnicą.

Ja swojego ojca w zasadzie nie znałem. I dlatego nie wiem, jaki jest i nigdy go nie oceniałem. Nie mogę powiedzieć, że jest złym człowiekiem, nie mogę też powiedzieć, że jest dobrym człowiekiem. Po prostu go nie było.

Sel nienawidzi swojego ojca. Przez niego w zasadzie znosiła wszystkie toksyczne związki, w których niegdyś się znajdowała nie wiedząc, jak powinna być traktowana przez mężczyznę. Lata godzenia się na mniej niż zasługiwała zmieniły ją. Prawdopodobnie na zawsze.

A ja wcale nie mówię, że byłem od niej lepszy. Też znalazłem sobie furtkę, żeby nie cierpieć. Już jako jedenastolatek zacząłem jarać, później brałem tylko gorsze rzeczy. Jak miałem siedemnaście lat, rzuciłem szkołę. Pewnego weekendu wyszedłem z domu i nigdy nie wróciłem. Stąd też mój pseudonim.

I od dłuższego czasu naprawdę, naprawdę, NAPRAWDĘ starałem się nie ćpać. Byłem czysty od 3 lat. Ale tej nocy coś we mnie pękło.

Obiecaliśmy sobie. Obiecaliśmy sobie, kurwa, że będziemy ze sobą rozmawiać, że żadne z nas nigdzie nie wychodzi, jak się kłócimy i nie idziemy spać, dopóki się nie pogodzimy. I co? Po prostu wyszła. Xanax w tym momencie nie brzmiał źle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro