Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-36- Bardzo dziwny ślub

~Blueberry~

Powrót do domu po tak długim czasie jest równocześnie ekscytujący i przerażający. Z jednej strony opuszczenie szpitala, chociaż na chwilę, daje mi uczucie ulgi, ale z drugiej jednak przeleżałem tam te ponad trzy miesiące. Dust zapewniał mnie, że ze wszystkim dobrze sobie radzą, ale przecież wiem, że nie powiedziałby mi gdyby jednak źle sobie radzili. Tak czy siak chęć wyściskania moich dwóch pociech jest silniejsza od strachu przed tym co się zmieniło. Chociaż z tym ściskaniem też muszę uważać. Sci powiedział, że muszę teraz kontrolować każdy swój ruch i ogólnie dbać o swój stan najlepiej jak mogę, jeżeli nie chcę trafić za szybko z powrotem do szpitala. Bo to, że tam trafię jest pewne, lekarz nawet nie próbował mnie okłamywać. Dlatego muszę korzystać z mojej chwilowej poprawy zdrowia z rozsądkiem, ale najlepiej jak potrafię.

Ścisnąłem Dust'a mocniej za rękę, po czym nacisnąłem na klamkę od drzwi wejściowych. U progu powitał mnie oczywiście Blueprint, jednak dodatkowo też jakaś młoda dziewczyna z Sprinkle na rękach, plus trochę starsza od Printy'ego dziewczynka z maską na twarzy.

-Cześć słoneczko.- uklęknąłem i wyciągnąłem ręce w kierunku Blueprint'a, który po chwili wbiegł w moje ramiona- I dzień dobry.
-Dzień dobry.- starsza z dziewczyn odpowiedziała, a młodsza z nich w sumie też odpowiedziała, ale językiem migowym.
-Tatusiu, ja tak bafdzo tęskniłem.
-Wiem, wiem.- pogłaskałem go po czaszce- Ale już jestem przy tobie. Więc cieszmy się tym czasem.
-Yhym!- odsunął się ode mnie i potrząsnął energicznie głową- Pobawimy się w piratów! I w rycerzy! I poczytasz mi bajkę! A później ja tobie!
-Spokojnie, spokojnie.- Dust poklepał go po plecach- Umowa jest taka, że nie przemęczamy tatusia. Wiesz, że Nela zostaje z nami właśnie dlatego, żeby mógł odpoczywać.
-Ale myślę, że bajka to dobry pomysł.
-To ja idę po książkę!- tak szybko jak to powiedział, pobiegł na górę.
-Łał, jeszcze nie widziałam go tak szczęśliwego.- Nela powiedziała pod nosem.
-Ja za to dopiero niedawno widziałem go w innym stanie niż ten.- odpowiedziałem jej, co lekko ją skołowało.
-Mama!- krótką chwilę ciszy przerwał krzyk Sprinkle. Kiedy to usłyszałem, byłem w tak wielkim szoku, że miałem oczodoły wielkości talerzy. W sumie po rozejrzeniu się, zauważyłem, że nie tylko ja.
-No proszę.- Dust się zaśmiał- Lepszego momentu na swoje pierwsze słowo nie mogłeś wymyślić.- przejął synka od tej dziewczyny- Ładnie przywitałeś się z „mamą", teraz twoja kolej Blue.- pogłaskałem małego po policzku i posłałem w jego stronę delikatny uśmiech. Tak bardzo jestem szczęśliwy, że chyba zaraz się popłaczę- Chyba powinniśmy przenieść się do salonu. Nela, zrobisz herbatę?
-Ajaj kapitanie.- zasalutowała.
-Masz na imię Nela?- zapytałem. Dust mówił mi o opiekunce, ale tak rzadko o tym rozmawialiśmy, że nie znam nawet jej imienia.
-No tak, powinnam się przedstawić na początku. Przepraszam. Tak, mam na imię Nela, a to moja młodsza siostra Nora.- wskazała na dziewczynkę, która wykonała kolejny gest rękami, kiedy skierowałem na nią swój wzrok- Mówi, że miło jej poznać. Ja zazwyczaj będę robić za tłumacza.
-Język migowy jest trudny do nauczenia się?
-W sumie nie do końca. Chociaż mogę nie być całkowicie obiektywna, bo ja akurat byłam zmuszona do tego aby się tego nauczyć. Chociaż z mojej rodziny tylko ja go znam. No i jeszcze ciocia Stella, od której w sumie się nauczyłam. I jeszcze oczywiście Nora. W sumie mogłam powiedzieć, że tylko rodzice nie znają.- to ostatnie wymamrotała pod nosem.
-Super, widzę, że się dogadujecie.

Kiedy przenieśliśmy się do salonu, Dust położył Sprinkle w jego łóżeczku, po czym usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że atmosfera jest lekko napięta. Ja sam nie czuję się jakby ta cała sytuacja była czymś normalnym. Ale to pewnie dlatego, że to, że wróciłem, nie oznacza, że wyzdrowiałem. Przynajmniej mam już czucie we wszystkich kończynach i mogę sam się poruszać. Moja magia słabnie z każdym dniem, jestem w stanie to odczuć.

-Idziesz dzisiaj do pracy?- zwróciłem się do Dust'a.
-Nie. Dzisiaj jestem tu tylko dla ciebie.- pogłaskał mnie kciukiem po kości policzkowej.
-Mam herbatkę.- Nela wpadła do salonu z tacką w ręku.
-Dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobił?
-Musiałbyś sam ruszyć miednicę.
-W sumie racja. Tak w ogóle to gdzie jest Printy?
-Albo nie może zdecydować się na książkę, albo nie może jej znaleźć, bo ma za duży syf.- Nela zaczęła kłaść kubki, na wcześniej rozłożone podkładki.
-Przecież miał wczoraj posprzątać.
-No i sprzątaliśmy. Ale to było wczoraj.
-Rozumiem.- zaśmiał się pod nosem- Nora, pójdziesz sprawdzić co u niego?- dziewczynka pokiwała głową twierdząco, a następnie zeskoczyła z fotela- Chyba się lubią.
-Heh, pamiętasz jak ją przywitał, kiedy pierwszy raz ją przyprowadziłam?
-Jak?- wtrąciłem się.
-To było coś w stylu: „Jestem Printy. A ty jak się nazywasz piękna pani?"- Dust starał się naśladować jego ton głosu najlepiej jak potrafił, co było nawet zabawne.
-Dobra, jak Norka przyjdzie to będziemy się zbierać. Skoro dzisiaj masz wolne, ja też mam.- przeciągnęła się, w międzyczasie wychodząc do przedpokoju- Dowidzenia. I życzę miłego dnia.- powiedziała na odchodne.
-Łączy was coś szczególnego?- zapytałem, kiedy tylko usłyszałem trzask drzwi.
-Nie. A co, zazdrosny?- złapał mnie za podbródek i nakierował moją czaszkę tak, żebym patrzył mu w oczodoły- Wiesz, że to nawet urocze?- zaśmiał się. Nadąłem policzki, żeby pokazać, że jestem zły- Oj, już się nie złość. Jesteś moją jedyną, prawdziwą miłością.- objął mnie w pasie i złożył pocałunek na moich ustach- Tak bardzo tęskniłem za tym widokiem.
-Kocham cię Dust.- położyłem głowę na jego mostku.
-Ja ciebie też.
-A ja was kosiam też bafdzo mocno.- Printy władował się na kanapę- Ale tatusia Blue teraz trochę bafdziej.
-Ał. Zabolało.- Dust położył rękę na żebrach.

***

Przez dwa dni Blueprint i Dust traktowali mnie jak księżniczkę. Robili za mnie dosłownie wszystko, co po pewnym czasie zaczęło mi trochę przeszkadzać. Dziwnie się czuję z tym, że tak nade mną skaczą. Chociaż z drugiej strony wiem, że nawet najmniejszy wysiłek może się dla mnie źle skończyć. Mam już tego wszystkiego dość. Dlaczego nie możemy cofnąć się do stanu sprzed pół roku? Tak bardzo bym tego chciał.

-Zgadnij kto to?- lekko przestraszyłem się, kiedy jakieś ręce zasłoniły moje oczodoły.
-Lust?- znowu ujrzałem jasność. A kiedy odwróciłem się za siebie, spotkałem się z znajomą twarzą.
-Dobry w to jesteś.- usiadł koło mnie na kanapie.
-Co tutaj robisz?
-Miałeś dwa dni na Dust'a i dzieci, teraz zajmij się trochę mną. Co powiesz na małe zakupy?
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-To świetny pomysł!- złapał mnie za ramiona- Koniec tego leżenia. Pójdziemy sobie coś kupić na poprawę wieczoru, później na jedzonko, a wieczorem...- tu się zatrzymał- Wrócimy do domku.- zaśmiał się nerwowo. O co mu chodzi?- Wiesz, że dzisiaj jest noc spadających gwiazd?- szybko zmienił temat.
-Serio?
-Yhym. Ale teraz nie o tym. Szybciutko zakładaj buty i idziemy.- czy mi się wydaje, czy za bardzo go dzisiaj rozpiera energia?

~Dust~

Jestem w cholerę zestresowany? Dlaczego? Sprawa jest dość prosta. Blueberry obiecał mi, że poczuje się lepiej i wyjdzie ze szpitala, żebyśmy mogli się pobrać. On dotrzymał swojej części umowy, więc teraz moja kolej. Dlatego postanowiłem zorganizować mu ślub-niespodziankę. Czy jest to nienormalne? Oczywiście, że tak. Ale muszę improwizować, dobra? Nie spodziewałem się, że Blue wyjdzie tak szybko ze szpitala, w sumie to była bardzo nagła decyzja. Wiążąca się też po części z tym, że Sci musiał wyjechać do innego miasta na jakieś szkolenie czy inne tam gówno. Oczywiście mógł skierować Blue do innego lekarza, ale skoro Berry był na tyle „stabilny", żeby normalnie funkcjonować, sporządził mu nawet specjalną listę co ma robić, a czego nie i odesłał go do domu. Jednak w gruncie rzeczy spodziewam się, że gdyby nie ten wyjazd, powrót Blue nie nastąpiłby tak szybko. Ale wracając do głównego tematu. Miałem mało czasu. Musiałem wymyślić coś na szybko. I tak oto powstał pomysł na ceremonię ślubną w lesie, w miejscu do którego przyprowadził mnie Blue na początku naszej znajomości. Cała ceremonia rozpocznie się o godzinie dwudziestej pierwszej czternaście, kiedy najlepiej będzie widać spadające gwiazdy (Outer sprzedał mi info o godzinie, więc to mamy sprawdzone). Tyle, że to nasze małżeństwo, w świetle prawa będzie całkowicie nie ważne. Żadnego urzędnika, ani tym bardziej księdza nie byłem w stanie wytrząsnąć w dwa dni, więc Horror postanowił zrobić przyśpieszony kurs w internecie i on nam będzie udzielał ślubu. To był jedyny pomysł na jaki wpadłem. Prawdziwy ślub weźmiemy, kiedy Blue wyleczy się z tego cholerstwa, cała akcja z dzisiaj jest po to, żeby go uszczęśliwić. Dlatego właśnie wszystko musi być idealnie. Dopilnuję, żeby tak było. Obrączki mamy na sznurku, więc może uda się tego nie zwalić.

Lust obiecał, że odciągnie jego uwagę od wszystkich podejrzeń i przyprowadzi go tutaj, kiedy będzie na to czas. Za to ja, Horror, Desire i Printy, po którego skoczyliśmy, gdy tylko Blue opuścił dom, zajmujemy się organizacją wszystkiego. Pojechaliśmy już po dekoracje. Jedzenie, a przede wszystkim tort weselny, weźmiemy na świeżo, a teraz właśnie przenosimy te wszystkie dekoracje na polankę. Oczywiście wszystko na pieszo, przez co musieliśmy wracać się z pięćdziesiąt razy przez te wszystkie płaszcze. Na szczęście pomyśleliśmy i w odświętne stroje przebierzemy się dopiero przed przyjściem Blue. A Horror to w ogóle będzie przebierał się dwa razy. Nie mogłem odwieźć go od pomysłu założenia kostiumu księdza. Tego po prostu nie dało się zrobić.

-Tatku, pozbierałem już płatki kwiatków do koszyka. Co mam robić dalej?- Printy podbiegł do mnie i Horror'a, kiedy ustawialiśmy łuk weselny.
-Dasz radę przeciągnąć krzesła stamtąd do tond?- wskazałem palcem miejsce.
-Printy da radę zlobić wszyściutko!- i pobiegł.
-Ej, trzymaj to baranie!- Horror krzyknął do mnie, kiedy puściłem jeden koniec wstążki- Ta biel wstążki ma idealnie kontrastować z moją czarną kiecką.
-Widzę, że nieźle się bawisz.
-Żebyś wiedział jak super w tym wyglądam. A może ja się minąłem z powołaniem. Idealnie pasuję na księdza.
-No oczywiście. A Lust na zakonnicę.- powiedziałem sarkastycznie- Ale dzięki, że zgodziłeś się na te rolę. I ogólnie, że mi pomagacie.
-Dla ciebie wszystko. Poza tym, nie mogłem tego przegapić. Czy ktoś normalny kiedyś wpadłby na ślub-niespodziankę?- odsunął się na parę kroków i spojrzał na łuk- Moim skromnym zdaniem wyszło zajebiście.
-Niesamowicie skromnym. Kazałem im ustawić krzesła, a nie mamy stołu.- zaczęliśmy iść w stronę tej kupki gratów, na którą znieśliśmy wszystko.
-Chcesz ustawić tak teraz te rzeczy? A co jak ptaki to osrają?- ten to zawsze wynajdzie jakiś problem.
-Przed przyjściem Blue, rozłoży się obrus i położy poduszki na siedzeniach. A jeżeli narobią na łuk, to będzie idealnie kontrastować z twoją czarną kiecką.- pokazałem mu kciuk w górę- A ty byś pomógł, a nie się tylko przyglądasz, Killer!
-Wal się!- krzyknął z jakiegoś drzewa- Przyszedłem tu tylko na ciasto.

~Blue~

Chodzenie po zakupach było takie męczące. Aktualnie siedzimy w domu Lust'a. Chociaż myślę, że za jakiś czas powinienem wracać do domu. Za chwilę się ściemni, poza tym stęskniłem się za dziećmi. Po tak długiej rozłące, każda sekunda jest dla mnie ważna.

Leżałem na kanapie już z jakieś dwadzieścia minut i czekałem, aż mój przyjaciel skończy się przebierać. Tak bardzo zaczęło mi się nudzić, że zacząłem bawić się własnymi palcami. Korzystając z tego, że światło lampki ustawiło się tak, że mój cień padał na ścianę naprzeciwko mojego wzroku, układałem palce w różne kształty, robiąc pseudo teatrzyk cieni. Podczas czekania udało mi się odegrać całą „Romeo i Julię". To bardzo smutna historia, ale na swój sposób piękna. Opowieść o miłości, która jest w stanie przezwyciężyć nawet śmierć...

-Tadam!- Lust wskoczył przez drzwi od salonu. Przebrał się w fioletowy, połyskujący garnitur, a na kręgach szyjnych miał zawiązaną różową kokardkę- I co o tym myślisz? Jestem pewny, że Horror padnie jak mnie zobaczy.
-No pewnie.
-To co, teraz twoja kolej.
-Co?- szybko wybiegł do sąsiedniego pokoju, a po chwili wrócił z torbami w ręku. Kiedy wyciągnął z jednej z nich biało-błękitny garnitur, zrozumiałem o co mu chodziło- Na serio go wziąłeś?
-Leżał na tobie idealnie.- wcisnął mi ubrania do rąk- A na szkielecie to się rzadko zdarza.- ale przecież mówił, że te przebieranki były dla zabawy- Potraktuj to jako prezent.
-A z jakiej okazji?- lekko speszył się, kiedy zadałem to pytanie.
-A-a czy musi być jakaś okazja?- zaśmiał się nerwowo- Jesteśmy przyjaciółmi, możemy sobie robić prezenty. Znaczy... em... jesteśmy przyjaciółmi?
-Jesteśmy.- uśmiechnąłem się w jego stronę- Przyjaciel to ktoś, kto wspiera cię w ciężkich chwilach. Więc tak, uważam cię za przyjaciela. Lust, wszystko w porządku?- zapytałem, kiedy zauważyłem zbierające się łzy w jego oczodołach.
-Ostatnio wszyscy są dla mnie tacy kochani. A ja się tak łatwo wzruszam!- otarł łzy z twarzy- A teraz idź do sypialni się przebrać.

Postanowiłem wykonać jego rozkaz, skoro tak się na to uparł. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jeżeli sprawia mu to radość, to czemu nie. Kiedy tylko znalazłem się w ich sypialni, położyłem garnitur na łóżku i zacząłem się rozbierać. W momencie, w którym ściągnąłem koszulkę zwróciłem uwagę na swoje odbicie w lustrze. Wyglądam... źle. I to nawet bardzo. Pomimo tych dwóch dni odpoczynku od mojej ostatniej rutyny, nic się nie poprawiło. Najbardziej zauważalne są moje źrenice, a właściwie ich kolor. Już nie są tak jaskrawe jak wcześniej, teraz ich niebieski kolor bardziej przypomina szary. Spowodowane jest to zanikaniem magii w moim organizmie. Z każdym dniem mój poziom magii słabnie coraz bardziej, a gdy spadnie do zera już nic ze mnie nie zostanie. Zmienię się w proch. Zniknę. Tak bardzo się tego boję. Tak bardzo nie chcę. Nie mogę zostawić Dust'a i dzieci samych.

-Blue, wszystko okej?- Lust zaczął pukać w drzwi- Siedzisz tam strasznie długo.
-Ty siedziałeś dłużej.

Głos Lust'a przywołał mnie do rzeczywistości. Będę zamartwiał się tym, kiedy wrócę do szpitala. Póki co, nie chcę o tym myśleć. Chcę myśleć tylko o moim ukochanym i moich małych skarbach. Postanowiłem się trochę sprężyć i przyśpieszyć ubieranie się. Zanim pokazałem się Lust'owi, sam przejrzałem się w lustrze. Hm... faktycznie nienajgorzej wyglądam.

-Lust, możesz wejść.- wbiegł do pokoju jak oparzony.
-No proszę. Dust też padnie, kiedy cię zobaczy.- spojrzał na ścianę za mną, a konkretniej na zegarek- O kurka.- pisnął.
-Co się stało?
-Musimy iść do... ten... Blueprint'a!- złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć.
-Do domu? Ale nie musimy się przebrać?
-Blueprint zgubił się w lesie.
-Co?!

***

Krążyliśmy po lesie już jakieś pół godziny. Nadal nie dochodzi do mnie jakim cudem Printy mógł zgubić się w lesie. Jak w ogóle do tego doszło?! Lust nie daje mi jasnej odpowiedzi, a kiedy tylko zaczynam go trochę podpytywać, on krzyczy, że muszę się pośpieszyć. Chociaż w sumie teraz to nie ważne. Moje dziecko samo. W lesie. Po ciemku.

Tropiłem go za pomocą węchu, jednak niestety musiałem robić to w szkieleciej formie, która jest trochę słabsza, jeżeli chodzi o wyostrzenie wszystkich zmysłów. Chociaż mi się to nie podobało, musiałem zaakceptować taką kolej rzeczy. Jeżeli teraz bym się przemienił, zużyłbym na to tak dużą ilość magii, że najpewniej znowu straciłbym przytomność. Chociaż w tej sytuacji zastanawiam się czy w ogóle mogłoby dojść do transformacji. Kiedy ciało wilkołaka się uszkadza, zmienia się on automatycznie w swoją potworzą wersję. Magia skupia się tylko i wyłącznie na leczeniu obrażeń, więc nie może się utrzymać. Ink mówił mi, że jako wilki jesteśmy bardziej magiczni, dlatego właśnie zmieniamy się w szkielety. Nie wiem ile jest w tym prawdy. Jak byłem młody lubił wykorzystywać to, że jest starszy i mądrzejszy ode mnie i lubił wciskać mi różne brednie.

Uh... dlaczego Printy cały czas krążył w tym miejscu? To jest mylące. W tym stanie ciężko mi ocenić, kiedy zapach jest najbardziej intensywny.

-Tatusiu! Tatusiu!- dobra, nie ważne. Znalazłem.

Zacząłem zmierzać raźnym krokiem, w kierunku głosu, a kiedy tylko miałem synka w zasięgu wzroku, przyśpieszyłem jeszcze bardziej. Jednak kiedy tylko znalazłem się przy nim, delikatnie mówiąc, zatkało mnie. Pierwszym co zauważyłem było to, że Printy tak samo jak ja ubrany jest w garnitur. Kiedy tylko rozejrzałem się dookoła, zauważyłem, że pomiędzy drzewami porozwieszane są girlandy z kwiatów, koło strumyka znajdują się stoliki, na których przygotowane było jedzenie, po przekątnej (później zorientowałem się dlaczego akurat tam) od nich stoi łuk weselny, a przed nim stoi Dust, ubrany tak odświętnie jak ja i dziwnie ubrany Horror, który trzymał jakąś książkę w ręku.

-Co to jest?- zapytałem lekko oszołomiony.
-Twój wymarzony ślub.- odrzekł Dust' z lekkim uśmiechem na twarzy. W tamtym momencie kompletnie nie wiedziałem co mam powiedzieć, a gdyby nie to, że Printy złapał mnie za rękę, nawet bym się nie ruszył.
-Printy odprowadzi tatusia do ołtazia.- zaczęliśmy iść w stronę Dust'a- Desire, no sypaj te kwiatki!
-No tak!- nadal nie dochodzi do mnie, że właśnie idę w kierunku łuku weselnego, pod którym stoi miłość mojego życia.
-Zaskoczony?- Dust zapytał, kiedy tylko stanąłem naprzeciw niego.
-To mało powiedziane.- złapał mnie za rękę i popatrzył mi prosto w oczy- Wybacz, że psuję tę chwilę, ale później nie będę miał okazji zapytać. Horror, dlaczego ty to trzymasz?- zapytałem patrząc na książkę pod tytułem „Sto jeden przepisów Magdy Gessler".
-To mój drogi jest biblia.- Dust westchnął i zaczął kręcić wolno głową na boki- To jest księga wszelkich prawd i miejsce gdzie mogę włożyć ściągę z całą tą formułką małżeńską. Oczywiście, kiedy nastąpi idealny moment.
-Idealny moment?
-Popatrz w górę.- Dust wskazał palcem na niebo.

Kompletnie zapomniałem o tym, że gwiazdy już spadają. Przez chwilę błądziłem wzrokiem po niebie, śledząc pojedyncze światełka, jednak kiedy w pewnym momencie całe niebo rozbłysnęło, aż otworzyłem usta ze zdziwienia. Jednak to jest najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.

~Dust~

-Okej, czyli teraz macie powtarzać za mną.- Horror wyczytał ze ściągi ukrytej w swojej ulubionej książce- Dust. Ty pierwszy. Ja Dust biorę ciebie Blueberry za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
-Ja Dust biorę ciebie Blueberry za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż...- spojrzałem prosto w oczodoły Blue, przed wypowiedzeniem ostatnich dwóch wyrazów.
-Oraz to, że cię nie opuszczę nawet po śmierci.- Blue dokończył za mnie.

Podczas reszty wypowiadania przysięgi wyjątkowo nic nie poszło źle, a obrączki na sznurku wylądowały zawieszone na naszych kręgach szyjnych, a nie w wodzie. Próbowałem być skupiony na wszystkim, jednak podświadomie całą moją uwagę przejął Blueberry. Miłość mojego życia, ojciec moich dzieci i prawie oficjalnie mąż. Chociaż to, że Lust stał przed łukiem i płakał, dzieciaki wiwatowały, a Killer próbował dobrać się do jeszcze niepokrojonego tortu, również nie umknęło mojej uwadze.

Ceremonia minęła, ja i Berry staliśmy się parą młodą, a Killer o dziwo nie odezwał się, tylko zamilknął na wieki. Następna rzecz na liście to pokrojenie tortu weselnego, z napisem „Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia" oraz z małym dopiskiem od Horror'a na rogu „Przynajmniej już nie żyjecie na kocią łapę", a później oczywiście pierwszy taniec. Kto by się przejmował takimi głupotami jak przećwiczenie tego wcześniej? To oczywiste, że poszliśmy na żywioł. Ale nawet nie wyszło nam to tak źle.

Resztę wieczoru spędziliśmy na tańcu, gadaniu, jedzeniu i oczywiście opijaniu tego wszystkiego. Logicznym było to, że Blue w ogóle nie tknie alkoholu, ja wzniosłem tylko toast, Lust wypił troszeczkę, bo stwierdził, że z dwójką małych dzieci, jeden trzeźwy musi być w domu, za to Horror i Killer... No, to oni wciągnęli całe zapasy. Po szampanie i dwóch flaszkach byli już tacy szczęśliwi, że nie potrzebowali muzyki, żeby tańczyć.

Jednak teraz na szczęście jesteśmy już w domu. Killer i Horror mieli za zadanie wysprzątać całą polanę na błysk. Nie wiem jak sobie poradzili i ile krzeseł połamali, ale wierzę, że Lust przypilnuje ich swoją żelazną pięścią. Printy i Desire zostali wyeksportowani do Waterfall, gdzie w sumie przeniosła się także Nela z bobasami, a ja i mój prawie mąż zostaliśmy sami w naszym domu. Lust stwierdził, że przyda nam się chwila dla siebie.

-Łyknąłeś tabletki przed spaniem?- zapytałem go, przy okazji kładąc się do łóżka.
-Yhym... i teraz jestem trochę śpiący.- kiedy tylko położyłem się, wtulił się w moje żebra.
-To odpoczywaj.- dałem mu buziaka w czółko- Muszę zadbać o swojego męża.
-Mógłbyś go trochę rozbudzić, wiesz?- spojrzał mi prosto w oczodoły, z wielkim rumieńcem na kościach policzkowych.
-Co masz przez to na myśli?
-Noc poślubną.- na moich kościach policzkowych również pokazał się lekki rumieniec- To chyba tradycja taka jak pierwszy taniec, czy wspólne krojenie tortu.- co w niego tak nagle wstąpiło?
-Nie sądzę, że to dobry pomysł. Zważywszy na twój stan zdrowia.
-Myślę, że właśnie przez mój stan, powinniśmy to zrobić.- westchnął- Możliwe, że nie będziemy mieć okazji zrobić tego już nigdy. W pewnym sensie, chcę się tak pożegnać.- no i wszystko jasne.
-A ja nie chcę się z tobą żegnać.- objąłem go ramieniem i przycisnąłem bardziej do swojej klatki piersiowej- Nigdzie się nie wybierasz.
-Dust.- spojrzał na mnie poważnym wzrokiem- Nic na to nie poradzimy.
-Skoro tak bardzo chcesz, to to zrobimy.- zmieniłem temat, żeby przypadkiem jeszcze się nie rozpłakać- Ale jeżeli poczujesz się gorzej, mówisz mi, a my przerywamy nawet w trakcie.- przytaknął- Obiecuję, że będę jeszcze bardziej delikatny, niż za pierwszym razem.- pocałowałem go w kość policzkową.
-Po prostu, przez tę chwilę o nie myślmy niczym złym i cieszmy się swoim towarzystwem... Kocham cię Dust.
-Ja ciebie też kocham.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro