-33- Murder (i) Dust
Kolejna notka na początek.
Bardziej wrażliwych ostrzegam, żeby nie jedli nic przy drugiej perspektywie Dust'a. Starałam się opisać to tak delikatnie jak mogłam, ale lepiej nie ryzykować.
Zapraszam~
__________
~Dust~
-Co ty tu robisz?- Kris cofnął się parę kroków do tyłu.
-Przyszedłem odwiedzić brata.- na chwilę zaniemówił, nie wiem czy mi się to wydawało, czy było tak naprawdę, ale zauważyłem, że lekko drży- A ty co tutaj robisz?- oczywiście, że słyszałem wszystko. Jestem ciekawy, czy bezczelnie mnie okłamie. Jednak jak to on, nawet nie raczył odpowiedzieć na moje pytanie. Po prostu zerwał się z miejsca i przeszedł koło mnie. Chwyciłem go za ramię i pociągnąłem na ścianę- Wiedziałem, że te czerwone oczy nie są przypadkowe.
-I co ci do tego?!- krzyknął- Ty możesz odwiedzać swojego brata, a ja nie mogę postawić znicz swojej zamordowanej siostrze?
-Gdyby jeszcze ta suka zasługiwała na znicz.- Killer burknął pod nosem, jednak na tyle głośno, aby Kris mógł to usłyszeć.
-Nie mów tak o niej!
-A kto mi zabroni?- Killer wyciągnął nóż, odepchnął Ralsei'a i przyłożył nóż do szyi Kris'a, przy okazji przyciskając go do ściany- Ty?
-Ja.- Kris podwinął nogę do góry i odepchnął nią napastnika. Zanim Killer rzucił się na niego, tym razem z dwoma sztyletami, złapałem go za ramiona.
-Killer, nie robimy szopki.- trzymałem go dopóki nie odpuścił- Liczyłeś na to, że się nie dowiem, że jesteś spokrewniony z tą swoją „kochaną siostrzyczką"? Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego co ona zrobiła?
-Zdaję.- zacisnąłem mocnej pięść, żeby się jakoś wyładować. W tym momencie targają mną różne emocje. Jestem równocześnie wściekły, zdezorientowany i rozczarowany. Dokładnie w tym czasie, w którym zaczęło mi się wydawać, że moglibyśmy się dogadać z Kris'em, dowiedziałem się, że cały czas ukrywał przede mną tą DOŚĆ istotną sprawę- A czy ty zdajesz sobie sprawę z tego przez co ona przeszła?
-W miednicy mam to co ona przeszła!- krzyknąłem- Czy ją obchodziło to, przez co ja będę przechodził, kiedy chciała zabić mi brata?! Bawiło ją to, jak Horror wściekł się, kiedy zabrała mu jego jedyną rodzinę! Perfidnie rzuciła mu resztki prochów jego brata pod nogi!
-Dust.- Horror położył mi rękę na ramieniu, żeby mnie uspokoić, jednak ja miałem już tak podniesione ciśnienie, że w ogóle mnie to nie obchodziło.
-Ona zniszczyła mi całe moje życie przez jakiś durny kaprys!
-A ty ją zabiłeś!
-To nie ja ją zabiłem! Nie było sekundy, w której myślałbym o tym, żeby zabić tę sukę! Nie chciałem zabijać kogokolwiek! Spanikowałem! Wyciągnąłem spluwę, żeby ją wystraszyć i żeby odsunęła się od Paps'a, ale nie trafiłem! Po prostu kurwa nie trafiłem ! Czy naprawdę myślisz, że normalny dzieciak, chciałby mieć cudzą krew na rękach?! Nie byłem tak popierdolony jak Chara!
-Ale to nie moja wina, więc nie powinieneś wydzierać się na mnie! Ja odradzałem jej robienia tych wszystkich rzeczy!
-Ale wiedziałeś, że mordowała z zimną krwią i nikomu o tym nie powiedziałeś! I teraz myślisz, że masz prawo uważać się za glinę?!
-No bo przecież potwór który biega sobie ze spluwą i strzela gdzie popadnie, nie patrząc na konsekwencje ma prawo uważać się za glinę!- w tym momencie nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego z łapami.
-Dust!- nie spodziewał się tego ataku, więc łatwo udało mi się wywrócić go na ziemię i zacząć okładać go pięściami.
-Jesteś takim samym szmaciarzem jak twoja siostra!- jednak on nie był mi dłużny, kiedy tylko się ogarnął, udało mu się złapać mnie za jedną rękę i pociągnąć w swoją stronę, żebym też stracił równowagę.
-Przynajmniej nie próbowałem nikogo zamordować!
W chwili, w której usłyszałem słowa Kris'a, poczułem jakby dodatkowy przypływ magii. Równocześnie znowu zrobiło mi się ciemno przed oczodołami, mimo, że miałem je szeroko otwarte. Kiedy odzyskałem wzrok i władzę nad swoim ciałem, nie leżałem już na ziemi, tylko stałem, za to Kris leżał dwa metry przede mną, a pare centymetrów od niego znajdował się wielki ślad po czymś co przypominało uderzenie pioruna.
-Co... jest?- zapytałem patrząc na ledwo oddychającego człowieka, a później na miny przerażonych potworów.
-Jak ty to zrobiłeś?- Killer jako pierwszy do mnie podszedł.
-Co zrobiłem? Ja nie wiem co się stało.
-Em... obydwa oczodoły ci się zaświeciły, po czym dwie duże kości odepchnęły Kris'a tam.- Killer wskazał na to spalone miejsce- A jakaś wielka kościana głowa stwora wystrzeliła laserem. Człowiek odsunął się w ostatnim momencie.
-Ale to nie ja...- nie, to nie mogłem być ja. Ja nic nie zrobiłem. Przecież takie rzeczy nie są możliwe. O co im chodzi? Nic nie zrobiłem.
-Spokojnie, przecież nic nikomu się nie stało.
-Kris!- Ralsei do niego podbiegł- Nic ci nie jest?- pomógł mu podnieść się do siadu.
-Wszystko w porządku. Żyję.- chłopak spojrzał na mnie spod rozczochranych włosów, ja za to odwróciłem wzrok- Przepraszam, że uderzyłem w twój czuły punkt.- um... tego się nie spodziewałem- Mimo wszystkich złych rzeczy, które zrobiła moja siostra, nie jestem w stanie jej nienawidzić. Kocham ją, dlatego będę ją bronić.- wstał z ziemi- Zanim pójdę chcę wiedzieć, kto zabił moją siostrę, skoro ty tego nie zrobiłeś.- spojrzeliśmy z chłopakami po sobie- Nie będę się mścił. Chcę wiedzieć dla świętego spokoju.
-Ja.- Horror się odezwał- Nie będę za to przepraszał. Uważam, że zrobiłem słusznie.- Kris złapał Ralsei'a za rękę i lekko kuśtykając zaczął iść wzdłuż uliczki.
Usiadłem pod ścianą jakiegoś budynku. Nogi miałem jak z waty, ciężko było mi uspokoić oddech. Co się stało? Zdarzało mi się zdenerwować tak bardzo, żeby nie panować nad tym co robię. Jeszcze pare lat temu ataki szału to była dla mnie normalka, ale już dawno mi się to nie zdarzyło. W dodatku nigdy nie wyglądało to w ten sposób. Mi tak jakby urwał się film na jakiś czas. Byłem w jednym miejscu, a chwilę później znalazłem się w innym.
-Dust, dobrze się czujesz?- Horror koło mnie uklęknął.
-Tak tak. Po prostu... nie wiem co we mnie wstąpiło.
-Dzisiaj jest po prostu ciężki dzień.- Killer też się dosiadł- Idziemy się najebać?
-Idę dzisiaj na budowę wieczorem.- Horror odpowiedział z wyraźną irytacją.
-Praca ssie.- Killer westchnął- Okradniemy jakiś dom i otworzysz ten swój własny biznes. Zfałszujemy ci papiery na kredyt i żadna skarbówka się nie przyczepi.
-Pamiętacie, że jestem policjantem?
-Pamiętasz, że jestem kryminalistą?- zaśmiałem się, po czym oparłem się o ramię Killer'a. Cieszę się, że chłopaki zdeklarowali się przyjść tutaj ze mną.
-Horror, telefon ci dzwoni.- spokój przerwał nam telefon Horror'a, który najwyraźniej zirytował Killer'a dzwonkiem- No odbierz kurwa.
-Żona dzwoni.
-To go wycisz.
-Może to coś ważnego.- wtrąciłem się.
-No dobra.- odebrał- Halo?- najwidoczniej jednak było to coś ważnego, bo jego wyraz twarzy od razu spoważniał- No to chyba powinieneś zawieźć go do szpitala.- na chwilę znowu zamarłem- W takim razie zadzwoń po karetkę.
-Co się stało?-odłożył telefon i spojrzał na mnie jakoś tak dziwnie- Horror?- ewidentnie coś się stało ale on nie chce mi powiedzieć.
-Musimy się zbierać.
~Killer~
Ale miałem dzisiaj zapierdol. Załatwiłem trzech gości w jeden dzień, a w brew pozorom to naprawdę dużo, bo byli to dość znaczący goście. A jeden z nich to w ogóle był obładowany ze wszystkich stron ochroniarzami. No normalnie masakra. Nie mogłem się nawet do niego zbliżyć! W końcu nie wytrzymałem i wrzuciłem mu granat do limuzyny. Muszę przyznać, że wyglądało to dość zjawiskowo. I to są prawdziwe fajerwerki, a nie jakieś udawanie. Eh... normalne życie jest nudne. Normalna praca jest nudna. Nie rozumiem co Dust i Horror w tym widzą. No właśnie, Dust. Nie widziałem go od tego „wypadku" w dzielnicy Złotych Kwiatów. Wplątałem się w kosmiczne długi, więc musiałem trochę więcej popracować, ale skoro dzisiaj zarobiłem tak dużo, mogę do niego zajrzeć. Ale najpierw muszę się umyć.
Ostatnio przeniosłem się do nowej kryjówki, bo „moje długi" namierzyły tą starą. Ale tu też jest znośnie, kiedy posprzątałem znalazłem kawałek starego materaca. I jest tu dostęp do bieżącej wody, z czego za chwilę skorzystam. Kiedy tylko odpaliłem wodę i ściągnąłem z siebie wszystkie ubrania, usłyszałem śmiech za sobą.
-Bety!- krzyknąłem, kiedy zobaczyłem wzrok tej różowej małpy skierowany prosto na moją miednicę.
-Uhu, tego się nie spodziewałam.
-Ja też. Co ty tu robisz i dlaczego bezczelnie mnie podglądasz?
-Mam do ciebie sprawę.
-Kiepski moment wybrałaś. Właśnie wychodzę.- powiedziałem, przy okazji kontynuując ścieranie z siebie zaschniętej krwi.
-To zajmie chwilę. Chcę cię tylko opierdzielić.
-Za co?- wyciągnąłem z plecaka świeże ubrania, a stare włożyłem do wiadra i zalałem wodą.
-Za niewykonanie roboty.- usiadłem koło niej na materacu, po czym zacząłem się ubierać- Miałeś dolać Blue trutkę do picia.
-Dolałem.- podniosła wyżej jedną brew- Po czym rozlałem herbatę, bo Dust powiedział że nie będzie chciał mnie znać jeżeli coś mu zrobię. Poza tym nie chciałem zrobić krzywdy dziecku Dust'a.
-Brzmisz, jakbyś speniał.
-Nie mam ochoty się w to dłużej bawić. Nie będę narażał się na to, że to wszystko wyjdzie na jaw.- położyła mi ręce na ramionach, a następnie cisnęła mną o materac.
-Nie tak się umawialiśmy. Nie lubię, kiedy ktoś próbuje zrobić mnie w konia.
-Złaź ze mnie. Jeżeli myślisz, że w ten sposób mnie przestraszysz, to się mylisz.
-Mam inne sposoby.- nad moją czaszką pojawiło się różowe ostrze.
-Cześć Kumu.- o, to różowe gówno z zębami też tu jest- Nie zabijesz mnie, bo bardzo lubisz się nade mną znęcać.
-Dobra.- Betty westchnęła- Jeżeli nie wycofasz się z naszego planu, powiem ci co się stało z twoimi rodzicami.- otworzyłem szerzej oczodoły.
-Wiesz co się stało z moimi rodzicami?- skinęła głową.
-To co?-przesunęła się tyłkiem na moje nogi- Umowa stoi?- wystawiła dłoń w moją stronę.
Oczywiście, że jestem świadomy tego, że w całym tym naszym „planie" chodzi o to, żeby wszystko się wydało, Dust się na mnie wściekł, a Bety mogła to sobie pooglądać i żreć popcorn. Znam ją na tyle długo, żeby wiedzieć, że inny powód nie istnieje. Nie wiem też, czy to z moimi rodzicami to nie jest ściema. Ale... To nie tak, że zależy mi, żeby ich zobaczyć czy tam poznać. Już dawno stwierdziłem, że będę miał ich tak samo w dupie jak oni mieli mnie. Tylko jedna myśl nie daje mi spokoju. Chciałbym w końcu odpowiedzi na to pytanie, które męczy mnie od chwili, w której nauczyłem się myśleć. Dlaczego się mnie pozbyli? Teraz jestem trochę bliżej do poznania odpowiedzi. Może ten jeden raz powinienem zaufać?
W momencie, w którym już miałem podawać jej rękę, drzwi wejściowe otworzyły się z wielkim rozmachem. W pierwszej chwili pomyślałem, że to gliny, ale nie było mi dane się przypatrzeć, bo Kumu poleciał przed nas i rozciągnął się w coś na kształt tarczy. Parę sekund później poleciała w jego stronę dość spora ilość pocisków, które udało mu się odbić, jednak przy okazji trochę go poszarpały. Dopiero wtedy udało mi się dostrzec kto nas atakuje. O kurwa, to jednak gliny. W zasadzie to jeden glina.
-Dust?- zapytałem niepewnie. Nie podoba mi się to, że obydwie źrenice mu świecą.
-O super. Czyli mnie znasz, a on zna ciebie.- pstryknął palcami i wszystkie kości, które były w nas wymierzone zniknęły- Ale ciebie tu nie chcę.- spojrzał na Betty.
-Dlaczego? Robi się interesująco.- przed jej twarzą pojawiła się ta sama głowa co zwykle- Dobra, już idę.- odprowadziłem ją wzrokiem aż do samych drzwi.
-Co to jest?- zapytałem patrząc na głowę, która strzeliła laserem przez okno.
-Nazwałem to Gaster Blaster. Wpada w ucho, ale to nieważne. Przyszedłem cię prosić o pomoc.- coś mi nie gra w jego zachowaniu. Jest zdecydowanie inny. W dodatku te oczodoły. Widziałem je już pare razy.
-Jak mam na imię?
-Co?
-Imię. Podaj moje imię.- zamyślił się przez dłuższą chwilę.
-Jezu, czy to ważne? Przychodzę z interesem.
-Nie jesteś Dust'em.- powiedziałem, w międzyczasie badając otoczenie, w razie jakby doszło do jakieś walki.
-Brawo. Jak na to wpadłeś?- zapytał sarkastycznie.
-W takim razie kim jesteś?
-To trochę skomplikowane. Sam nie do końca wiem CZYM jestem. Wiem tylko, że pojawiam się wtedy kiedy Dust znika. Dzielimy to samo ciało.- to chore.
-To ty zaatakowałeś Kris'a pare dni temu?- przekręcił lekko głowę- Tego człowieka. W dzielnicy Złotych kwiatów. Strzeliłeś w niego Blasterem, ale on się odsunął.
-No tak, to ja. Obudziłem się tylko na pięć sekund i prawie zabiłem tego człowieka. To pokazuje, że raczej nie chcesz mieć we mnie wroga.- lekko się uśmiechnął. Ale nie tak przyjaźnie, jakby zapraszał mnie na herbatkę, ale tak jakby chciał zaraz spuścić mi łomot- Pomożesz mi w czymś? Głosy w głowie podpowiadają mi, że mogę ci ufać.- nawet jeżeli to mocno pojebane, to nadal jest Dust...
-Obiecałem mu, że zrobię dla niego wszystko, jeżeli nie dotyczy to jego durnej pracy.
-W sumie tak trochę dotyczy. Na komendzie pracuje Ganz, który jest mi kulą u nogi. Ja nie mogę się do niego zbliżyć, bo od razu mnie zneutralizuje, a Dust ślepo mu ufa. Zabij go dla mnie.
-Dust jest do niego mocno przywiązany. Zabije mnie jeżeli się o tym dowie.
-Nie musisz tego robić na widoku. Nikt nie musi się dowiedzieć, że to ty zrobiłeś. Zwal to na kogoś, albo spraw, żeby to wyglądało na wypadek. Pomogę ci opracować plan, spokojnie.
-A co potem?
-Będziemy wolni. Nikt już nie powie nam co mamy robić. Nikt nie będzie już nas kontrolował. I ja i Dust przestaniemy być traktowani przez Ganz'a jak przedmiot, z którym może sobie robić co chce. Nie zapomnę też o tobie.- podał mi rękę, żebym mógł wstać. Skorzystałem z tego, chociaż nawet tego nie przemyślałem- Przyda ci się partner w zbrodni. Z moimi umiejętnościami, jesteśmy w stanie zrobić wiele.
-Nie przeszkadza ci zabijanie?
-Chcę zacząć w końcu żyć. Poczuć adrenalinę, zapach krwi, usłyszeć krzyki i łamanie kości.- wyczarował kolejną ostro zakończoną kość i wbił ją w ścianę, przy tym głośno się śmiejąc- Jestem już tak blisko. Pomożesz mi... Killer?
Dlaczego wszyscy czegoś ode mnie wymagają?! No dajcie spokój! Powinienem się zgodzić? Nawet jeśli w środku jest mój Dust, to coś jest straszne i nieobliczalne. A może to właśnie dlatego powinienem się zgodzić?
~Dust~
Boli mnie głowa. Dlaczego... obudziłem się na podłodze? Jest ciemno, nic nie widzę. Zacząłem ręką szukać etażerki, na której zwykle leży telefon, ale po chwili doszło do mnie, że ta podłoga nie należy do mnie. Włożyłem rękę do kieszeni spodni i to tam znalazłem swoją zgubę. Światło z ekranu walnęło mi po oczodołach, jednak po chwili się do tego przyzwyczaiłem. Dopiero wtedy zauważyłem, że zostawiam jakieś ślady na ekranie. Kiedy przyłożyłem rękę do twarzy, żeby ją powąchać, lekko się wzdrygnąłem, co całkowicie mnie rozbudziło. Włączyłem latarkę w telefonie i zacząłem się rozglądać.
Sceneria wokół mnie przypominała jeden z moich koszmarów. Znajdowałem się w jakieś uliczce, dookoła było pełno krwi i niektórych organów wewnętrznych. Przede mną leżały dwa zmasakrowane ciała. Nie byłem w stanie ocenić jaki to rodzaj potwora, nawet nie chciałem sprawdzać. Zwłaszcza, że robaki zaczęły się już gromadzić, licząc na to że będą wstanie coś zjeść, zanim ciała zmienią się w proch. Chyba, że to ludzie. Naprawdę ciężko mi to ocenić.
-M...morderca...- usłyszałem cichy głos gdzieś w rogu.
Zaświeciłem latarką w tamtą stronę. Koło kubła na śmieci leżała połowa potwora, jego dolna część znajdowała się pare metrów dalej. Żył, ale wygląda na to, że to kwestia zaledwie kilku minut. Patrzył prosto na mnie, na wpół martwym wzrokiem, patrzył jakbym to ja zrobił to wszystko. Próbowałem iść w jego stronę, ale poślizgnąłem się i upadłem twarzą w leżące na ziemi jelita.
-M...morderca.
Wyciągnął rękę w moją stronę, jego druga ręka leżała koło mnie. Zanim dążyłem cokolwiek zrobić, krzyknąć, przeprosić, nie wiem, on zmienił się w proch. Odszedł z oskarżycielskim tonem i słowami „Morderca".
Nie wiedziałem co mam zrobić. Nie wiedziałem co się stało. Dlaczego tu jestem? Co się stało? Przecież jeszcze przed chwilą siedziałem na poczekali w szpitalu, a teraz... Co to ma być? To jest sen? Kolejny koszmar? To nie może być prawdzie. Tylko dlaczego czuję to wszystko? Ten smród? Krew na rękach? Strach. Jest taki realny.
Sen, czy nie sen, nie mogę tutaj siedzieć. Muszę stąd iść? Ale gdzie? Jak ja się pokarzę cały ubabrany krwią? Nie wrócę do domu. Jeżeli Blueprint zobaczy mnie w tym stanie, będę potrafił mu to wytłumaczyć?
-Ganz?- postanowiłem do niego zadzwonić. To był pierwszy pomysł na jaki wpadłem.
~Dust! Cholera jasna, gdzie ty jesteś?
-Nie wiem.- zacząłem iść w kierunku wyjścia z uliczki. Przy okazji dzwonienia, sprawdziłem godzinę. Jest czwarta rano, jeżeli nie będę przechodził koło żadnych klubów i barów, może nikt mnie nie zauważy.
~Jak to nie wiesz? Dobra, nie ważne. Co się stało? Dlaczego zniknąłeś na tak długo?
-Jak długo?- ściągnąłem bluzę i zacząłem wycierać nią twarz oraz ręce.
~Już ponad tydzień. Bałem się, że ktoś cię porwał, zabił albo co gorsza Killer cię dorwał.
- Nikt mi nic nie zrobił. Gdzie jesteś?
~Na komendzie. Ale po ciebie pojadę.- rozumiem, że w tej kwestii mam mało do gadania- Powiedz mi gdzie jesteś.
-Chyba w Hotland. Poszukam domu Red'a.
~Dobra, potkamy się tam. Już jadę.
W sumie droga nie była aż taka długa. Mam szczęście, że zdarzyło się sporo akcji w Hotland i umiem rozpoznać te wszystkie uliczki. Tak naprawdę to na miejscu znalazłem się w mniej niż piętnaście minut. Stanąłem pod latarnią, która znajdowała się niedaleko domu Red'a i przy okazji starałem się poukładać wszystkie swoje myśli, co w sumie nie za bardzo mi wychodziło.
Mimo, że dopiero się obudziłem, czułem się jakbym był od paru dni na nogach. Oczodoły co chwile zachodziły mi mgłą, a ból rozchodził się po wszystkich kościach. Z tego też powodu, w pewnym czasie zamiast stać, postanowiłem usiąść na chodniku. Siedziałem z czaszką opartą o latarnie i powstrzymywałem się przed zaśnięciem, co nawet ułatwiała mi świeżo rozpoczęta ulewa.
-Dust. Dust. Wszystko w porządku?- chyba jednak nie do końca udało mi się zostać przytomnym, bo nawet nie zauważyłem, kiedy Ganz się zjawił. Zauważyłem go dopiero, kiedy złapał mnie za podbródek i nakierował moją twarz na swoją- Coś ci się stało? To twoja krew? Zabrać cię do szpitala?
-To nie moja... krew... Ja... jestem cały.
-Chodźmy do auta.- podał mi swoją dłoń, żebym mógł wstać i udało mi się to faktycznie, jednak musiałem dodatkowo trzymać się lampy. Jednakże mimo tego całego trudu, nie byłem wstanie zrobić kolejnego kroku. Coś mnie blokowało- Dobra, pomogę ci.- podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. W tej kwestii też nie miałem nic do gadania. Chwilę później położył mnie na tylnych siedzeniach swojego auta.
~Ganz~
Zasnął po chyba pięciu minutach jazdy. Spodziewałem się dosłownie wszystkiego, ale nie tego, że znajdę go w środku nocy, w takim stanie. Był kompletnie osłabiony, trząsł się mam nadzieję, że z zimna, w dodatku miał na sobie pełno zaschniętej i świeżej krwi oraz innych bliżej nieokreślonych cieczy. Nie mam bladego pojęcia co mogło mu się stać i raczej nie dowiem się tego, dopóki się nie obudzi. Może to zabrzmi trochę wrednie ale mam nadzieję, że to jego napadli, albo był świadkiem jakiegoś napadu. To o wiele lepsza opcja od tego, że to on postanowił kogoś zamordować, albo mocno poturbować. To by oznaczało, że mój eksperyment zaczyna się psuć. Naprawdę nie chcę, żeby to się stało. Jeżeli Murder przestanie reagować tylko na hasła i zacznie się pojawiać w losowych momentach, będę musiał trzymać go w klatce i stale obserwować, albo go zabić i zrezygnować z projektu. Obydwie wersje są czymś czego nie chciałbym wcielać w życie.
Otworzyłem drzwi od samochodu i zacząłem wyciągać go ze środka. Spał tak głęboko, że w zasadzie mogłem robić cokolwiek, a on by się nie obudził. Jednak mimo tego postanowiłem zachować ostrożność. Jeszcze pare osób zostało na komendzie, więc muszę przenieść go do swojego biura tak, aby na nikogo przez przypadek nie wpaść. Nie wytłumaczę im co się stało, bo sam nie wiem, a moich przypuszczeń nikomu nie zdradzę.
~Kris idzie.- Mel wskazał palcem na człowieka za nami.
-Ganz!- usłyszałem za swoimi plecami
-Kuźwa.- syknąłem pod nosem i przyśpieszyłem kroku, jednak z Dust'em na rękach nie byłem aż tak szybki, więc udało mu się mnie dogonić.
-Ganz, musimy pogadać.- stanął przede mną zagradzając mi drogę.
-Dobra. Ale w moim gabinecie.- nie mam zamiaru ryzykować tym, że ktoś jeszcze nas zobaczy. No z wyjątkiem Cross'a, ale on obserwuje wszystko na tych swoich kamerach.
Kiedy tylko przenieśliśmy się do biura, poprosiłem Kris'a, żeby pościelił koc na fotelu Dust'a, po czym położyłem szkielet na nim. Nie był nieprzytomny, po prostu spał. Przy każdym gwałtowniejszym ruchu mamrotał coś pod nosem. Niestety nie byłem w stanie usłyszeć co, chociaż w większości po prostu stękał.
-Ganz, ja wiem, że coś tu zdecydowanie nie gra.- Kris założył ręce na piersi- Krew na jego ciele. Ta akcja z dźganiem sprzed pół roku. W dodatku niedawno próbował mnie zabić. Tu dzieje się coś niedobrego. Z nim dzieje się coś niedobrego.
-Rzeczywiście. Jesteś zbyt inteligentny, żeby tego nie zauważyć.- wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów- Co zamierzasz zrobić z tą informacją?
-Wiesz, że Dust ma problemy z agresją. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego co robił podczas „swojego urlopu", ale nic z tym nie robisz. Wykorzystujesz to do własnych celów. Nie mam pojęcia jakich, ale po wszystkim co widziałem, myślę że twoje intencje nie są dobre. A ja nie mogę na to pozwolić. Nie będę znowu bezczynnie stał, kiedy przed moimi oczami rozwija się zło.- spojrzał na Dust'a- Nie miałbym prawa uważać się wtedy za glinę.
~Ganz, zaczyna się robić niebezpiecznie.- nie rozśmieszaj mnie Mel.
-Doniesiesz na mnie przełożonym?- usiadłem na biurku i odpaliłem papierosa.
~Stresujesz się.- jestem po prostu uzależniony. Nie przesadzaj.
-Jeżeli będę musiał.
-Jeżeli ty będziesz musiał, ja będę musiał cię zwolnić.
-Nie zwolnisz mnie, jeżeli to ciebie zdegradują. Drugi raz się na to nie nabiorę.
-Nie zwolnię się jako szef.- uśmiechnąłem się wrednie- Sprawię, że już nigdy nie znajdziesz żadnej pracy.- zaciągnąłem się i chuchnąłem w jego stronę dymem- Ciężko będzie to robić z trumny.
-To jest groźba?- podniósł wyżej jedną brew- Z resztą. To mnie i tak nie obchodzi. Jeśli będę musiał poświęcić swoje życie, aby ocalić inne, zdobędę się na to poświęcenie.
-Jak słodko.- zeskoczyłem z biurka, otworzyłem drzwi i zacząłem pchać go w ich stronę- Tylko pamiętaj, że Ralsei'a także mogę zwolnić.- wypchnąłem go na korytarz- Przemyśl to co powiedziałem i wybierz mądrze.- już miałem zamykać mu drzwi przed nosem, ale pomyślałem, że jednak nie dopowiedziałem czegoś ważnego- Kris.- spojrzał na mnie lekko marszcząc brwi- Pamiętaj że jedziemy na tym samym wózku. Nie jestem złą osobą, też chcę żeby świat był lepszy. Tyle, że ja dla odróżnienia faktycznie coś robię, coś co może naprawdę pomóc. Może dla niewtajemniczonych wygląda to źle, ale wcale takie nie jest.
-Jesteś kłamcą Komendancie.- odszedł z tymi słowami na ustach.
~Jesteś kłamcą Ganz.
-Jestem.
***
Uh... ta noc była tragiczna. A od ósmej rano robota startuje pełną gębą. Już mam zaliczone dzisiejsze odwiedziny na stołówce i opierdzielenie tych nierobów. Wiem, że to nic nie da, ale nie wyciągnę większych konsekwencji, bo za bardzo ich lubię. Nawet Kris'a, który wściubia nos w nieswoje sprawy. Trzeba go po prostu trochę utemperować, żeby nie fikał. Mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż użeranie się z tym dzieciakiem. Moim największym zmartwieniem jest mój brat. Ale myślę, że z tym też dam sobie radę. Jeżeli tylko te pieprzone maski nie będą się tu kręcić.
Odłożyłem kawę na biurko i zerknąłem na akta ostatnich spraw. Undyne i Red rozwiązali już jedną sprawę, więc pewnie przyjdą po kolejną. Matka dwudziestoletniej dziewczyny zgłosiła jej zaginięcie, myślę że to będzie okej. Poza tym przydałoby się już tym zająć.
-G-Ganz?- usłyszałem głos z rogu pokoju. O Jezu, zapomniałem kompletnie o Dust'cie. A to sprawa, która powinna być dla mnie priorytetem- Gdzie...j-ja... Czemu?-spojrzał na swoje ręce i lekko się wzdrygnął. Ta, spał całą noc w tym całym syfie- To nie był sen.
-Spokojnie.- wziąłem kubek z kawą do ręki i zacząłem iść w jego stronę- Proszę, pomoże ci wstać na nogi.- podałem mu ją- Zrobiłem ją dla siebie, ale z tego co wiem pijemy taką samą.
-Nie piłeś z niej?
-Nie. A co, boisz się, że cię czymś zarazisz?
-A głupota jest zaraźliwa?
-Przebywam w twoim towarzystwie już grubo ponad trzy lata, a jeszcze się nie zaraziłem, więc chyba nie.- usiadłem koło niego- Ale teraz tak na poważnie. Musisz mi powiedzieć co się z tobą działo.
-Nie mam pojęcia.- zacisnął ręce mocniej na naczyniu- Obudziłem się w ciemnej alejce pokrytej krwią i wnętrznościami.- czyli to na pewno sprawka Murder'a- Były tam trzy ciała, z czego jedno jeszcze żyło i powtarzało „morderca". On mówił do mnie.
-Tego nie wiesz.
-Mówił do mnie. Jestem tego pewny. Gdybym to nie ja go zabił, prosiłby mnie o pomoc. Zabiłem go. Znowu kogoś zabiłem. Obiecałeś mi, że pomożesz mi z tym skończyć. Zaufałem ci z tymi durnymi hasłami, żeby już nie być więcej mordercą. Ale nadal nim jestem.
-Przepraszam Dust.- westchnąłem- Starałem się jakoś naprawić twój problem, ale to okazało się bardziej skomplikowane niż mi się wydawało. Myślałem, że pare sztuczek poznanych na studiach psychologicznych mi pomoże... Ale nie wszystko jeszcze stracone.- podniósł na mnie wzrok- Nie zabijałeś już tyle lat. Nie wiem co spowodowało twoje chwilowe stracenie kontroli, ale może uda nam się to naprawić.- możliwe, że przebudzenie się Murder'a wywołała jakaś bardzo stresowa sytuacja. W końcu rozdwojenie jaźni powstaje na skutek dużego stresu i strachu. Te czynniki mogą powodować też przeskakiwanie kontroli pomiędzy jaźniami... Mam taką nadzieję- Stało się ostatnio coś złego w twoim życiu osobistym?
-Myślisz, że to przez to coś mi odjebało?
-Możliwe.
-Blue choruje. Jakiś czas przed tym wydarzeniem dowiedziałem się, że jego stan jest poważniejszy niż nam się wydawało.- położyłem mu rękę na ramieniu.
-Narazie najważniejsze jest żebyś się nie stresował. Jeżeli mimo tego, dalej będzie działo się coś podobnego, zaczniemy się zastanawiać nad tym co zrobić. I nie martw się też o Blue. W naszym mieście znajduje się najlepszy szpital dla potworów. Mają tam takich specjalistów i sprzęt, że to tylko kwestia czasu, kiedy twój chłopak wróci do formy.
-Narzeczony.- poprawił mnie, przy tym lekko się uśmiechając.
-Rety, u was wszystko idzie tak strasznie szybko.- zaśmiałem się.
~Grunt zaczyna ci się sypać pod nogami.
-Tak, wiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro