Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-32- Początek wszystkich naszych problemów

Ale dzisiaj to już nikt się mnie nie spodziewał XD

______

~Kris~

Kolejny raz Chara postanowiła przyjść z niezapowiedzianą wizytą na obiad. Ciocia i wujek nie karmią jej w domu, że tak cały czas do nas przychodzi? Eh... to nie tak, że nie podoba mi się to, ale w „domu" atmosfera stała się naprawdę napięta, odkąd Asriel umarł. Stało się to zaledwie tydzień temu. Policjanci cały czas przychodzą do naszego domu, a Pani Toriel i Pan Asgore cały czas się kłócą. Chociaż z drugiej strony, może to dzięki mojej siostrze ja sam jeszcze nie zwariowałem.

Kiedy zajęła się nami opieka społeczna, ciocia i wujek, którzy mieszkają w Monstertown postanowili wziąć jednego z nas, bo na trójkę nie mieli miejsca. Padło na Charę bo jest najstarsza i sprawia najmniej problemów. No przynajmniej z pozorów. Ja i Frisk za to pomieszkaliśmy trochę w domu dziecka, aż do pewnego dnia, w którym zjawiło się tam państwo Dreemurr. Pani Toriel od razu mnie polubiła (bez wzajemności, ale starałem się być miły), dlatego szybko zajęło jej zdecydowanie się. Za to ja stwierdziłem, że bez Frisk nigdzie nie idę. Nie chciałem jej zostawiać samej, bo gdybyśmy w trójkę mieszkali w kompletnie innych domach, byłoby jeszcze gorzej. Poza tym sierociniec to okropne miejsce, w którym nie mógłbym zostawić mojej młodszej siostry. Ciągle musisz szukać jakiegoś miejsca dla siebie, nie ma tam w ogóle prywatności, cały czas jest hałas, a jak jakieś wredne dzieciaki się na ciebie uwezmą, to musisz z tym żyć dwadzieścia cztery godziny na dobę. W dodatku jak łaskawie przyjdzie jakaś para, musisz pokazać się z jak najlepszej strony, jak jakiś głupi piesek na głupiej wystawie. Mamy spore szczęście, że nie musimy się z tym męczyć. W dodatku Państwo Dreemurr także mieszkali w Monstertown, więc do Chary nie mieliśmy aż tak daleko.

-Dzień dobry.- policjant przywitał się ze mną, kiedy wyszliśmy z Charą z pokoju.
-Dzień dobry.- odpowiedziałem, a Chara jedynie zmierzyła go wzrokiem. Był szkieletem, czyli rodzajem potwora, których Chara nienawidzi najbardziej.
-Masz na imię Chara, prawda?- zwrócił się do mojej siostry.
-A co ci do tego?
-Byłaś dobrą przyjaciółką Asriel'a. Nie wiesz może czegoś, co byłoby dla nas ważne?
-Powiedziałam już wszystko co wiem.
-Pamiętaj, że nieładnie jest kłamać.
-Ganz, cholera jasna!- szkielet podskoczył lekko do góry, na co Chara się zaśmiała i to tak perfidnie- Dzieciaki przesłuchujemy tylko przy rodzicach!
-Przepraszam Pap... znaczy szefie... he he.
-Przepraszam za tego durnia, jest nowy.- drugi szkielet stanął koło nas.
-A ty jesteś stary i tak samo głupi.- Chara wystawiła mu język, złapała mnie za rękę i zaciągnęła z powrotem do mojego pokoju.

Ja usiadłem na swoim łóżku, a ona kręciła się po pokoju, co chwila podchodząc do drzwi i sprawdzając czy policjanci już sobie poszli. Kiedy ostatni raz zerknęła przez dziurkę od klucza, po czym się uśmiechnęła, domyśliłem się, że już ich nie ma.

-Słuchaj, mam plan.- usiadła koło mnie- W mojej dzielnicy jest taki kościotrup.- już mi się nie podoba- Ma na imię Papyrus, ale ma też głupiego brata Sans'a, który ciągle za nim łazi. Chcę, żebyś mi pomógł ich rozdzielić na chwilę.
-Co chcesz zrobić?
-Nie domyślasz się?
-Chara, nie! Nie rób tego!
-Nie krzycz.- położyła mi dłoń na ustach- Bo jeszcze ktoś tu przyjdzie i nas usłyszy. Nie zabiję go. Nie sama. Zrobimy to razem.- strąciłem jej rękę ze swojej twarzy.
-Chara, to jest złe.
-A czy tamten szkielet i jaszczur myśleli co jest złe, kiedy zabili naszych rodziców?- położyła ręce ma moich ramionach- On posiekał mamę na kawałki. Wbijał i wyjmował nóż z jej ciała.
-Nie m-mów mi takich rzeczy.- w kącikach moich oczu zaczęły gromadzić się łzy.
-Taka jest prawda. Dlatego potwory muszą zacząć żałować, że są złe i tak łatwo zabierają życia ludzi.- pstryknęła palcami- Jestem twoją starszą siostrą.- zaczęła mnie głaskać po włosach- A teraz też mamą i tatą. Zaufaj mi, chcę dla ciebie jak najlepiej. Przecież chcesz, żeby potwory zapłaciły za to, że zabrały nam rodziców. Nienawidzisz ich tak samo jak ja.
-Nienawidzę ich.- na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech- Ale nie będę odpowiadał na cios drugim ciosem.- tak szybko jak uśmiech się pojawił, równie szybko znikł- Mama mówiła, że jeżeli jest się dobrym człowiekiem, przytrafiają ci się dobre rzeczy.
-Mama robiła dobre rzeczy i jest martwa. Słaba ta teoria. Jeżeli nie pokażemy potworom, że jesteśmy silni, będą sobie robić co chcą. Wszyscy kiedyś pożałują.
-Czy ty... zabiłaś Asriel'a?- zapytałem jak najciszej mogłem.
-Asriel był słaby. Zginął przez swoją głupotę. To pomożesz mi czy nie?- potrząsnąłem głową na boki- Jak możesz być taki głupi?!
-Sama jesteś głupia! Ja kocham mamę, a ona byłaby naprawdę smutna, gdyby się dowiedziała, że robimy takie rzeczy!
-Robię takie rzeczy właśnie dla mamy! I dla was! A jeżeli kiedyś zabiorą mi ciebie albo Frisk?! A jeżeli to ja umrę?!
-Dzieci!- Pani Toriel wbiegła do pokoju- Co to za krzyki?!
-Jesteś naiwnym idiotą!- Chara znowu kontynuowała krzyczenie- Myślisz, że ten potwór zastąpi ci rodzinę?! Ja jestem twoją rodziną!
-Nie chcę rodziny, która zachowuje się w ten sposób!- ja też krzyknąłem.
-Kris, proszę cię.- pani Toriel próbowała się wtrącić.
-Dobra! To ja stąd idę!- wstała z łóżka i zaczęła iść w stronę drzwi- Jeżeli zmądrzejesz, wiesz gdzie jestem!- wyszła i trzasnęła drzwiami. Kiedy tylko to zrobiła skuliłem się na łóżku i zacząłem przytulać poduszkę.
-Kris.- Pani Toriel usiadła na łóżku- O co się pokłóciliście?
-Ja chcę do mamy...- zacząłem płakać.

Pani Toriel siedziała ze mną w pokoju, dopóki się uspokoiłem, a to trochę zajęło. Nie za bardzo za nią przepadam i nigdy nie będzie dla mnie jak MOJA mama, ale potrzebowałem teraz towarzystwa kogokolwiek. Za bardzo nakrzyczałem na Charę? Nie chciałem, ale to co chce zrobić jest straszne. Nie powinna. Nie powinna pokazywać w ten sposób, że nie chcemy, żeby potwory robiły nam krzywdę. Nie powinna mówić, że robi to dla rodziców. Ale ja nie powinienem też na nią naskakiwać. Też czuje się zagubiona w tej sytuacji. Muszę ją przeprosić!

Pani Toriel nie pozwala mi chodzić do dzielnicy Złotych Kwiatów, bo mówi, że jest tam niebezpiecznie. Dlatego powiedziałem, że chcę zagrać w piłkę z kolegami z klasy, a tak naprawdę pójdę do Chary. Na szczęście mieszkamy w dzielnicy Snowdin, więc nie jest aż tak daleko. Chociaż mi wydawało się, że jest bardzo, dlatego w pewnych momentach przyśpieszałem tak mocno, że aż biegłem.

Trochę zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem, że na głównej alejce było aż tak duże zamieszanie. Co prawda byłem tutaj tylko raz w życiu, ale to trochę dziwne. Zanim dopchałem się przez ten cały tłum, trochę mi zajęło.

-Czy on po prostu wyciągnął pistolet i zastrzelił swojego brata?- zacząłem przeciskać się do domu, koło jakiś pań, które niesamowicie głośno rozmawiały.
-To dziecko wydawało się tak spokojne.
-W odróżnieniu od tych dwóch chuliganów, z którymi się zadawał. Może to oni sprowadzili go na złą drogę.
-Mówiłam doktorowi, żeby zabronił mu się z nimi spotykać.
-No właśnie. Biedny doktor. Czy dotarła do niego już ta okropna wiadomość?
-O, patrz. Właśnie tam biegnie.
-Przepraszam! Przepraszam bardzo!- wcześniej wspomniany doktor utorował mi drogę do centrum.
-Przepraszam, tu nie wolno wchodzić.- usłyszałem głos tego samego policjanta, który był dzisiaj u nas.
-Pan nie rozumie! Ja jestem ojcem!
-Naprawdę rozumiem, ale musimy zabezpieczyć ślady. I ciało ludzkiej dziewczynki.- na chwilę stanąłem jak wryty, tylko po to, żeby za chwilę zacząć przepychać się jeszcze bardziej. Tu musi chodzić o inną ludzką dziewczynkę!
-A Sans? Co z Sans'em?
-Drugi chłopiec zbiegł z miejsca zdarzenia.
-Ale... to naprawdę on?
-Świadkowie mówią, że tak.
-PRZEPRASZAM!!- krzyknąłem i przepchnąłem się do miejsca gdzie nie było już żadnych potworów. Kiedy tylko zobaczyłem ciało mojej siostry, a koło niego jej głowę, krzyknąłem jeszcze raz, tylko tym razem z przerażenia. Przeszedłem pod taśmą i miałem zamiar do niej podbiec, ale ten cholerny policjant złapał mnie za ramiona- CHARA!!
-Kris co ty tu robisz?- trzymał mnie mocno, żebym mu się nie wyrwał, chociaż za wszelką cenę próbowałem to zrobić.
-Puść mnie! Puść mnie!
-Ganz, poradzę sobie sam, ty zabierz stąd to dziecko.
-Jesteś pewny Gerson?- żółw w średnim wieku skinął głową na potwierdzenie. Ale ja mam to gdzieś! Ja chcę do Chary! Ale... co ja teraz zrobię? Ona nie żyje! Ktoś ją zabił. Ale... Spojrzałem na tego doktora, który stał przed taśmą i płakał. Co tu się właściwie stało?

***

Eh... Dlaczego wakacje muszą się tak szybko kończyć? W dodatku teraz idę do pierwszej klasy gimnazjum, do kompletnie innego miasta. Pani Toriel stwierdziła, że lepiej będę się czuł w mieście gdzie populacja potworów to zaledwie pięć procent. Z jednej strony to nawet dobry pomysł, ale z drugiej muszę wstawać dwie godziny wcześniej. Na szczęście aktualnie jadę już autobusem, więc mogę trochę się przespać.

Nowa szkoła, nowe możliwości, nowi LUDZIE których jeszcze nie zniechęciłem do siebie. Te pare lat bez Chary było strasznie trudne. Głównie dlatego, że cały czas obwiniałem się za jej śmierć. Czy gdybym wtedy z nią poszedł wszystko potoczyłoby się inaczej? Najprawdopodobniej zabił ją ten Sans, którego uwagę ja miałem odciągać. Kolejny raz szkielet zabrał mi to co dla mnie najcenniejsze. Tak bardzo nienawidzę potworów.

Szkoła znajdowała się parę przecznic od przystanku autobusowego, więc droga nie była wcale taka długa. Zdążyłem jeszcze przed dzwonkiem, więc jeżeli autobus nie będzie stać w korkach będę mógł dojeżdżać tym późniejszym autobusem, a nie tym o szóstej rano. Chociaż z wyjazdem przez granicę miasta potworów zawsze są jakieś krzywe akcje, a z przyjazdem to już w ogóle.

Idąc korytarzem wpadłem na jakąś dziewczynę. Chyba. Mówię chyba, bo na moje nieszczęście była ona potworem, a u nich to czasami ciężko stwierdzić. Czy nawet tutaj muszę na nich trafiać?

-Jak leziesz?!- krzyknęła- Oczekuję przeprosin! Nie masz języka w gębie?!- typowy potwór. Postanowiłem ją zignorować- Ej nerdzie!- złapała mnie za koszulkę i popchnęła na szafki. Ajajaj, silna jest- Czy naprawdę chcesz mieć odgryzioną połowę twarzy?!
-Susie!- odbiegł do nas jakiś inny potwór. W pierwszej chwili kompletnie mnie zamurowało, bo byłem pewny, że mam przed sobą Asriel'a, jednak po dłuższym przypatrzeniu udało mi się dostrzec różnice- To nie jest dobre pierwsze wrażenie!
-A ty zawsze to samo Fluffy Boy!- mimo tego mnie puściła.
-Przepraszam cię za nią. Mam na imię Ralsei.- ominąłem go i zacząłem iść przed siebie.
-Puszysz się jak typowy człowiek!- krzyknęła.
-Odezwał się typowy potwór, który tylko by wszystkich zastraszał.- syknąłem pod nosem.

Po tym jakże niemiłym spotkaniu, dzień minął jeszcze gorzej. Dostała mi się bardzo niemiła wychowawczyni, która już od startu pluła jadem, znajomi z dawnych szkół pogrupowali się, także do nikogo nawet nie mogłem zagadać i spóźniłem się na stołówkę, także dostały mi się same najgorsze ochłapy. Po prostu super.

-Piękne masz włoski Barbie, ale to miejsce nie jest zarezerwowane dla pedałów, więc wypad.- Jacke, czyli jeden z moich „kolegów z klasy" stanął nade mną i paluchem wskazywał na drzwi.
-Z tego co wiem dla lalusiów też nie jest zarezerwowane.- normalnie oczywiście bym go zignorował, ale dzisiaj cały dzień wszyscy podnoszą mi ciśnienie.
-Co ty powiedziałeś?!- złapał mnie za kołnierzyk koszuli. Znowu? Dobra, już się nie odzywam- Co i nagle języka w gębie zabrakło? Patrzcie chłopaki, większa pizda niż nam się wydawało.
-Ej!- wszyscy zwróciliśmy uwagę na Ralsei'a- Zostaw go! Tak nie wolno robić. Jesteśmy kolegami z klasy, nie powinniśmy się tak zachowywać.
-Dobra, łap go!- podniósł mnie do góry i przerzucił przez stół. Wpadłem prosto na potwora, który pod wpływem tego uderzenia, też upadł na ziemię.
-Chłopcy!- nauczyciel dyżurujący do nas podbiegł- Dzisiaj pierwszy dzień w szkole, a wy już rozrabiacie! Proszę skończyć to i się przeprosić, inaczej zgłoszę to waszemu wychowawcy.
-Przepraszam.- Jacke wymamrotał.
-Ja też.- postanowiłem odpuścić.
-Dobrze. W takim razie proszę wrócić do jedzenia.
-Nic ci nie jest?- Ralsei uśmiechnął się w moją stronę, co trochę mnie zakłopotało.
-Ralsei, kochana. Nic ci nie zrobili?- Rose do nas podbiegła i pomogła mu wstać z ziemi. Ale czy na pewno „mu"? Czy ja dobrze usłyszałem? Przecież ma na sobie męski mundurek.
-Jestem cała.
-Jak ja zaraz dorwę Jacke'a!- Rose zaczęła iść w stronę tego zwyrola.
-Jesteś dziewczyną?- zapytałem, ciekawość wzięła górę.
-Zaimki mi nie przeszkadzają. Możesz mówić do mnie jak chcesz.- to trochę dziwne, ale okej. Tak czy siak czuję, że nie będziemy często rozmawiać.

***

-Kris?- Ralsei wyrwał mnie z chwilowego transu- Leżysz i patrzysz się w dal od pół godziny. Czy wszystko w porządku?
-Trochę się zamyśliłem.- wtuliłem się w jego miękkie futerko- Mam dzisiaj zły dzień.
-Już? Jest siódma rano.
-Dzisiaj jest rocznica śmierci mojej siostry.
-To o tym myślałeś?- zaczął mnie głaskać po włosach.
-I o tym. I o naszym pierwszym spotkaniu.- westchnąłem- I w końcu doszło do mnie, że jestem rasistą. Niby jesteśmy przyjaciółmi z Susie i Lancer'em, a ciebie kocham, ale...- podniosłem się do siadu- Ganz drze się na Dust'a za to, że mnie nie lubi, bo jestem człowiekiem, ale to działa w obie strony. Kiedy poznałem Dust'a doszło do mnie, że nadal nie wyleczyłem się z tej chorej nienawiści do szkieletów. Nie chcę tego. Nienawiść zabiła moją siostrę.- Ralsei także usiadł, po czym mocno mnie przytulił- Jeszcze pare lat temu byłem dla was taki okropny.
-Nigdy nie miałem ci tego za złe. Susie pewnie też, mimo jej porywczego charakteru. Dużo przeszedłeś, wiele potworów cię skrzywdziło. Jednak dopóki wiesz gdzie twoja siostra popełniła błąd, tak długo będziesz dobrym człowiekiem. A my będziemy cię w tym wspierać.
-Co ja bym bez ciebie zrobił?- położyłem dłoń na jego policzku.
-Hej gołąbeczki!- Susie otworzyła z rozmachem drzwi do mojej sypialni, przy okazji wpuszczając do środka dwa owczarki niemieckie- Zrobiłam śniadanie, nie będziecie jeść zimnych naleśników frajerzy.- Delta wskoczyła na łóżko i zaczęła lizać Ralsei'a po twarzy. Aria próbowała też to zrobić, ale jest na to za mała.
-Sorki Susie. Kris ma dzisiaj ciężki dzień.
-Spoko, nie ma takiej rzeczy z którą nie poradziłby sobie THE FUCK SQUAD!- wskoczyła nam na łóżko.
-Susie! Przecież nie tak mieliśmy się nazywać!

Całą trójką poszliśmy do kuchni, gdzie faktycznie czekała już góra naleśników. Nie mam bladego pojęcia co natchnęło Susie, ale... a nie dobra Noelle siedzi w kuchni. I nagle wszystko stało się jasne. Przywitałem się z koleżanką, po czym nasypałem karmy do miski naszych psów.

Cały poranek zleciał nawet przyjemnie, jednak z tyłu głowy dalej miałem to jaką mamy dzisiaj datę. Mimo tego, że przyjaciele próbowali poprawić mi humor, nadal myślałem o swojej siostrze. Dzisiaj nie da mi to spokoju. Po tym czasie powinienem się już pogodzić z tym, że nie żyje, zwłaszcza, że wiem jaka naprawdę była i ile żyć potworów odebrała. Jednak mimo, że zdaję sobie z tego sprawę, nadal nie mogę o niej zapomnieć. Nie jestem w stanie przestać ją kochać.

Postanowiłem zrobić coś co jest do mnie kompletnie niepodobne. A mianowicie zamiast do pracy, udałem się w kompletnie innym kierunku, czyli do dzielnicy Złotych Kwiatów. Kiedy poinformowałem Ralsei'a o tym co zamierzam zrobić, powiedział, że pójdzie ze mną. Nie chciałem narażać go na jakieś problemy w pracy, ale się uparł. Także razem zmierzaliśmy wprost do uliczki, w której zginęła Chara. Ciocia i wujek nie załatwili jej nawet prawdziwego pogrzebu, bo wedle tradycji potworów musiałaby być skremowana, żeby została pochowana na miejskim cmentarzu, a im nie chciało się wydawać na to pieniędzy. Nie mam pojęcia gdzie ją zakopali, dlatego to tutaj chciałem zapalić znicz.

Dzielnica Złotych Kwiatów jest naprawdę straszna. Jednocześnie trochę dzika i zalana betonem. Nie ma tutaj żadnego budynku, który nie byłby w rozsypce, wszędzie jest brudno, a po ulicach biegają szczury. Nie rozumiem dlaczego nikt jeszcze się tym nie zajął. Rozumiem, że przebudowanie całej dzielnicy może być trudne, ale tu są naprawdę kiepskie warunki do życia. Aż nie wierzę, że Undyne, która się tu wychowała, dała radę wyjść z tego bagna.

W końcu dotarliśmy z Ralsei'em do celu. Pod ścianą budynku stały dwa znicze, jeden z nich był wywrócony, a z drugiego została wyjęta świeczka. Jakieś dwa podejrzane typki dziwnie się na mnie patrzyły, kiedy wymieniałem już bardzo styrany życiem znicz.

-Śpij dobrze siostro.- mimo wszystkiego co cię spotkało, mam nadzieję, że nie cierpisz gdziekolwiek jesteś- Wracajmy już do pracy.- odwróciłem się za siebie i ku swojemu zdziwieniu stanąłem oko w oko z pewnym, dobrze mi znanym szkieletem. Kiedy lekko się cofnąłem, zauważyłem koło niego jeszcze dwójkę, która już nie była mi znana- Co ty tu robisz?- zwróciłem się do Dust'a.
-Przyszedłem odwiedzić brata.- mimo wielkiego hałasu, słyszałem jak serce wali mi w piersi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro