Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-28- Herbatka z niespodzianką

~Dust~

Eh... wstawanie jest najgorszym elementem dnia. Nie wiem ile razy już to mówiłem, ale czuję, że będę to powtarzał do śmierci. Chociaż dzisiaj udało mi się wstać przed budzikiem i do tego bez krzyku, więc przydałoby się wyłączyć to dziadostwo zanim zadzwoni i obudzi Berry'ego. Sięgnąłem ręką na etażerkę koło łóżka, jednak lekko zdziwiłem się, kiedy moja ręka nie spotkała się z niczym. Otworzyłem szerzej oczodoły i dopiero wtedy zorientowałem się, że nie jestem w swojej sypialni, tylko na jakimś dziwnym drewniano-metalowym stole. Zeskoczyłem z niego i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowałem. Często budzę się w jakiś dziwnych miejscach, ale co do to cholery ma być?! Znajduję się w jakimś dziwnym laboratorium/sali tortur.

Na samym środku pomieszczenia znajduje się właśnie, wcześniej wspomniany stół oraz krzesło wykonane z tych samych materiałów. Obydwie rzeczy miały na sobie trochę krwi oraz sporą ilość jakieś fioletowej mazi. Na kamiennej podłodze było pełno porozrzucanych papierów, opakowań po lekach i zużytych strzykawek. W sumie wszystkie szafki tutaj miały w sobie to samo. Na stoliku pod ścianą stało bardzo dużo medyczno-naukowych rzeczy. A mówiąc bardzo dużo, naprawdę mam na myśli BARDZO dużo. Parę z nich musiało stać pod stołem, bo nie mieściły się na nim. Kolejnym meblem wartym uwagi było metalowe biurko stojące koło przeciwległej ściany. Z wyjątkiem komputera, leżała na nim jeszcze lampka biurowa, strzykawki, które tym razem miały w sobie jakiś dziwny płyn, paczka papierosów oraz jeszcze więcej papierów. Wziąłem jedną kartkę do ręki, ale kiedy miałem zamiar zabrać się za czytanie tego, zakręciło mi się w głowie, a literki zaczęły się rozmazywać.

-Nie przeczytasz tego.- odwróciłem się gwałtownie za siebie i zobaczyłem, że na stole siedziała jakaś osoba. Wyglądał jak ja, tylko, że na jego bluzie było pełno krwi oraz prochu, na dodatek świeciły mu się obydwa oczodoły. Zaraz... gdzieś go już chyba widziałem-Nie wysilaj się, to sen.
-No, to wiele wyjaśnia. Jesteś moją kolejną halucynacją?
-Czy ja ci wyglądam jak głowa twojego młodszego brata lub straszna dziewczynka z czarnymi dziurami zamiast oczu?
-Wyglądasz mi jak psychopata.
-Och, czyli jestem tobą.- wziął do ręki jedną ze strzykawek, po czym ścisnął ją w dłoniach tak, że aż pękła- Pamiętasz to miejsce?
-Przecież jestem tutaj pierwszy raz.
-Jakbyś był tutaj pierwszy raz, nie śniłoby ci się to miejsce. Śniąc odtwarzamy obrazy, które widzieliśmy wcześniej.
-To nie znaczy, że tu byłem. Mogłem po prostu widzieć to miejsce w telewizji. W ogóle o co ci chodzi koleś?!
-Długo szukałem sposobu, w którym mógłbym się z tobą skontaktować, a to chyba najlepsze rozwiązanie. Przyszedłem cię ostrzec.
-Czekaj, czekaj!- krzyknąłem, kiedy zaczął do mnie podchodzić- Już nie raz moje schizy próbowały mnie oszukać. Nie będę ufać osobie, która wygląda w ten sposób.

Nagle wokół mnie pojawiła się ciemność, a po chwili całą tę próżnię wypełnił straszliwy krzyk tego gościa, to znaczy mnie. Dźwięki jakby kogoś obdzierano ze skóry co chwile przerywały krzyki „PRZESTAŃ" i „ZOSTAW MNIE". Przerażająca postać, która jeszcze przed chwilą stała przede mną zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Zamiast kaptura na głowie, miał na niej bandaż, który zasłaniał też jedno jego oko. Nie miał na sobie bluzy, w sumie bluzki też. Jego kości miały na sobie lekkie pęknięcia oraz dużo tej samej, fioletowej substancji, która była na stole i krześle. Najwięcej jej znajdowało się w okolicy jego żeber. To samo dziwne coś wylewało się też z jego ust.

-To nie j-ja jestem tym, który chce c-cię skrzywdzić.- powiedział lekko łamiącym się głosem.
-Próbujesz mnie teraz wziąć na litość, czy co?
-Słuchaj mnie Dust!- podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona- Ja nie jestem w stanie mu uciec, ale ty możesz!
-Co?! Komu?!
-Oboje wiemy komu.- odszedł ode mnie i położył dłonie na czaszce- Jeżeli zobaczysz to miejsce na własne oczy, uwierzysz mi?- otoczyła nas ściana z fioletowych kości- jA nIe cHcĘ jUż cIeRpIeĆ!!- przede mną pojawiła się wielka czaszka jakiegoś stwora.
-Czekaj! Gdzie ja- z czaszki wyszedł jakiś dziwny laser, który poleciał w moją stronę.

***

-Stój!- zerwałem się z miejsca do pozycji siedzącej- Cholera.- westchnąłem, po czym położyłem rękę na czaszce, przy okazji ścierając z niej pot. Nawet nie powiedział mi gdzie mam tego szukać... o ile takie miejsce w ogóle istnieje. Tak szczerze, to bardzo w to wątpię. Nie powinienem wierzyć jakimś durnym snom, zwarzywszy na to, że z reguły są one pojebane.
-Co się stało?- Blue lekko się przeciągnął i złapał mnie za drugą rękę.
-To tylko zły sen, nie przejmuj się.

***

Poważnie zaczynam się zastanawiać czy aby na pewno będę dobrym ojcem. No bo tak jakby zgubiłem dziecko. Ale to nie była moja wina! Nie no dobra, trochę moja. Po prostu napadało wczoraj w nocy tyle śniegu, że w pewnych miejscach dosłownie jestem w nim zatopiony aż po kolana. I w takie właśnie miejsce postanowił wskoczyć Blueprint i sobie zniknąć. Dziecko mi zniknęło w śniegu. Powinienem dzwonić na policję, straż pożarną czy Pana Mietka, który łopatuje od rana to, co tylko wpadnie na chodnik?

-Printy, wyskakuj, bo zaraz przyjdzie tata i da mi wciry.- zacząłem macać wszystkie większe zaspy śniegu.
-Łaaa!- kiedy zbliżyłem się do jednej z nich, młody zza niej wyskoczył i naskoczył prosto na mnie. Co z kolei, z połączeniem ze śliską ziemią, spowodowało to, że obydwoje się wywróciliśmy. Ja wylądowałem miednicą w śniegu, a dzieciak na mnie- Ćwany wilk zaatakował swoją ofiarę! Wrrr!
-Ćwany wilk i jego ofiara są teraz cali mokrzy.- strzepałem śnieg z czapki Print'a.
-Ćwany wilk nie przemyślał tego...- zeskoczył ze mnie, a następnie lekko się uśmiechnął. Wiem co oznacza ten błysk w oczodole i nie podoba mi się to. Jednak zanim zdążyłem zareagować zostałem obsypany śniegiem.
-O ty mała mendo.- zaśmiałem się i też zacząłem go sypać.
-I tak już jesteś mokjy!!- młody wziął nogi za pas, chociaż ciężko mu to szło, bo zaspy blokowały jego ruchy. Także szybko udało mi się go dogonić, wziąć na ręce i wrzucić w kolejną zaspę w ramach odwetu. Finalnie skończyło się to bitwą na śnieżki.
-Chłopcy, zostawiłem was na dosłownie chwile.- Blue skomentował, kiedy zobaczył, że obydwoje jesteśmy praktycznie cali w śniegu.
-To on zaczął!- wskazałem palcem na Blueprint'a- Ale lepiej powiedz co Horror powiedział.- podczas naszej wielkiej wojny śnieżkowej Blue rozmawiał z Horror'em przez telefon. Jak narazie wiemy tylko, że Lust musiał mieć zrobione cesarskie cięcie i w sumie to wszystko.
-Z Lust'em już wszystko w porządku. Narazie odpoczywa, ale za jakiś czas będziemy mogli odwiedzić jego i dziecko.
-A jaką ma w końcu płeć?
-Chłopczyk, czyli Horror wygrał zakład. Ale mówi, że Lust'owi teraz tak czy siak wszystko jedno.
-Desire ma braciszka?- mały pociągnął mnie za rękaw.
-Tak, ma braciszka.
-Ale supel!- aż podskoczył z wrażenia- A Printy ma braciszka czy siostrzyczkę?
-A tego jeszcze nie wiemy.
-To się tego nie zamawia u bociana? Bo ja bym chciał braciszka też.
-To bocian decyduje czy będziesz miał braciszka czy siostrzyczkę. Ale możliwe, że za jakiś czas się dowiemy.
-Bocian napisze SMS?
-Tak.- powiedzmy że tak- Ale teraz chodźmy do domku.- wziąłem Print'a na ręce.
-A nie mieliśmy iść na zakupy?
-Jak chcesz iść taki mokry na zakupy? Na początek się przebierzemy.
-A to może zlobimy jeszcze bałwana? Dfa razy nie opłaca się przebielać.
-Możemy podzielić się zadaniami.- zacząłem- Ja pójdę do sklepu, a ty i tata zrobicie bałwana. Tylko będziesz musiał przejąć dowodzenie nad tą misją, bo tata nie może dźwigać.- postawiłem go na ziemi- Dasz radę wykonać to zadanie?
-Dam!- znowu podskoczył- To będzie najlepszy bałwanek!
-No ja myślę.- podszedłem do Blue- Dasz sobie radę z nim sam?
-Oczywiście. Przecież wiesz, że mam na niego sposoby.- zaśmiał się.
-Dobrze. To ja szybko skoczę po coś na obiad. Jakieś konkretne wymagania?
-Narazie nie.

Dostałem jeszcze na odchodne śnieżką w łeb od Blueprint'a i poszedłem do domu przebrać spodnie i skarpetki, bo w sumie to głównie mi przemokło podczas tarzania się po śniegu. Kiedy wyszedłem z domu, Printy był w trakcie toczenia wielkiej kuli ze śniegu. Skoro nastawił się na wielkiego bałwana, pewnie będzie to bałwan leżący. No chyba, że jednak podejmie się wyzwania podnoszenia tych ciężkich kul. Tak czy siak nie będę mu pomagał. Przynajmniej się zmęczy i szybciej pójdzie spać.

Wizja tego, że zostanę pełnoprawnym ojcem jest przerażająca. Niby robię teraz za tatę Print'a, ale to jest kompletnie inna sytuacja. W sumie to nie ingerowałem za bardzo w jego wychowanie (i dobrze), bo jest już duży, poza tym znamy się dopiero od pół roku.

Przecież ja nie wiem jak obchodzić się z niemowlakiem. Jestem pewny, że spierdolę bycie ojcem tak bardzo jak jest to możliwe. Powinienem poszukać informacji w internecie? Albo zapytać Horror'a czy coś? Chociaż nie. Jemu nie ufam w kwestii wychowywania dzieci. Ganz'a? Jeszcze gorzej. Przecież on w ogóle nie spędza czasu ze swoimi synami, a co dopiero ich wychowywać. Blue przez te pół roku spędził z nimi więcej godzin niż Ganz przez całe ich życie. Czyli w kwestii bycia dobrym rodzicem pokładam całe nadzieje w Blueberry'm i jego doświadczeniu z Printy'm. Z pierwszym dzieciakiem mu się udało, Blueprint to prawdziwy aniołek. Chociaż czy coś z moimi genami będzie dało się wychować? W tej kwestii też liczę na Blue. Jeżeli odziedziczy po nim charakter nie będzie tak źle.

Staram się szukać jakiś pozytywów, żeby nie było. Przynajmniej nie będzie robić kupy. Za to będzie rzygać. I to dość sporo. Wiem z doświadczenia, bo śpioszki Desire, kiedy jeszcze Horror z rodzinką u mnie mieszkali, musiałem prać parę razy dziennie. W dodatku pomagałem jeszcze przy Papy'm. On też dużo wymiotował. Teraz tak na to patrząc, żałuję że to tata głównie zajmował się nim, kiedy był mały. Ja byłem głównie od tego, żeby się z nim bawić, przynosić butelki i bujać go w kojcu. Może nabrałbym wtedy doświadczenia i nie bałbym się teraz tak bardzo zajmować się dzieckiem. Swoim własnym dzieckiem. Które jest niesamowicie delikatne i nawet mój najmniejszy błąd mógłby je uszkodzić. Nie ma mowy! Nawet go nie dotykam, zanim nie skończy dwóch lat, bo jeszcze go zepsuję.

Nie jestem gotowy na bycie ojcem. No ale nie mogę powiedzieć tego Blue. Powinienem wspierać go jak tylko mogę. Dla niego ta sytuacja pewnie też jest trudna, a może nawet bardziej niż dla mnie. W końcu to on nosi to dziecko w sobie. Jeżeli nie wiem jak być dobrym ojcem, postaram się być jak najlepszym chłopakiem.

Z zamyślenia wyrwało mnie coś strasznie nagłego. A mianowicie to, że dosłownie przez parę sekund kątem oka widziałem twarz Killer'a. Stał w jakieś ciemnej uliczce i opierał się plecami o ścianę budynku. Kiedy tylko zerknąłem drugi raz w tamtą stronę, jak można się spodziewać, zniknął. O nie nie. Jeżeli myśli, że mnie tak zostawi, to grubo się myli.

-Killer, widziałem cię!- krzyknąłem, a potwory dookoła mnie zaczęły się na mnie patrzeć jak na idiotę- Ej stary. Pobite gary! Wyłaź z gdziekolwiek siedzisz. Musimy pogadać!
-O czym?- lekko wzdrygnąłem się kiedy usłyszałem znajomy głos za plecami.
-O cześć!- odwróciłem się w jego stronę.
-Cześć. O czym chcesz rozmawiać?- skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-Nie widzieliśmy się od czasu naszej kłótni.
-Zmieniłeś zdanie i stwierdziłeś, że ta przybłęda jednak na ciebie nie zasługuje?- zapytał mnie z lekkim niedowierzeniem w głosie.
-Nie, ale-
-Oczywiście.- przerwał mi, a następnie mnie wyminął i zaczął iść w stronę wcześniej wspomnianej uliczki.
-Czekaj, Killer!- złapałem go za ramię- Ja naprawdę nie chcę się z tobą kłócić. Bardzo zależy mi na naszej przyjaźni i niechciałbym żeby zepsuła się przez mój związek.
-Powiedziałem ci już co o tym myślę.- wyrwał mi z ręki swoje ramię.
-Tęsknię za tobą. Bardzo.- zatrzymał się- Chciałbym żeby wszystko było jak dawniej.
-Żartujesz sobie, prawda?- zaśmiał się- Nic nie jest jak dawnej. I nie będzie dopóki masz tę cholerną pracę i mieszkasz pod jednym dachem z tym cholernym wi...wieśniakiem.
-Chcę żeby nasza relacja była taka jak dawniej.- szturchnąłem go delikatnie w ramię- Może wpadniesz do nas dzisiaj na herbatę czy coś. Lepiej poznasz się z Blue i może się do niego przekonasz. Ja też na początku go nie lubiłem.
-Wiesz co, nie mam... Dobra.
-Co? Serio?- sam nie wierzyłem że to się uda.
-Ta, ale muszę jeszcze coś załatwić, więc przyjdę wieczorem.

***

Nadal ciężko mi uwierzyć w to, że Killer tak łatwo zgodził się przyjść. A może on coś kombinuje? Ma w planach założyć jakiś podsłuch czy coś, kiedy nie będę patrzył. Chociaż w sumie to trochę durne. Jeżeli chciałby to zrobić, zrobiłby to już dawno. A jeżeli ma w planach zrobić coś Blue? Może ten sen, w którym przez przypadek zabiłem Killer'a miał coś oznaczać? W końcu zaatakował go wtedy, dopiero kiedy odwróciłem się do nich plecami. A może to po prostu moja paranoja? Przez pracę spaczył mi się mózg i we wszystkim widzę podstęp. Może Killer po prostu chce się z nami pogodzić, a ja osądzam go niepotrzebnie. Mimo tego będę miał go na oku, tak dla bezpieczeństwa. Chociaż tak naprawdę chciałbym, żeby ta opcja z pogodzeniem się była prawdziwa. Żylibyśmy znowu w trójkę, razem z Horror'em. Tylko, że każdy z nas miałby swoje życia i swoją rodzinę. No właśnie... A może by tak go z kimś wyswatać! Moja poprzednia akcja Swatka zakończyła się tak wielkim sukcesem, że Ganz i Sansy mają teraz trójkę dzieci.

W momencie, w którym wstawiłem wodę na herbatę, usłyszałem pukanie do drzwi. Bez wahania wyszedłem na korytarz, żeby je otworzyć. Na szczęście nie był to żaden nieproszony gość, który mógłby zniszczyć nam plany, tylko Killer we własnej osobie.

-Dziwnie czuję się z tym, że zapukałeś do moich drzwi, a nie wlazłeś mi przez okno.- w sumie to pierwszy raz, kiedy tak zrobił.
-Mogę się wrócić, jeśli chcesz.
-Nie no, właź.- zamknąłem za nim drzwi.
-Ale piździ na dworze.- powiedział ściągając swoją kurtkę i trampki.
-Powinieneś zainwestować w lepsze buty.
-Aktualnie próbuje zainwestować w jedzenie i broń, więc dzięki za propozycję, ale wolę nie.
-Dzień dobly!- Printy wyskoczył zza rogu, najwidoczniej nie mogąc się już doczekać spotkania z gościem.
-Dobry?

Jak na razie wszystko idzie dobrze. Killer przeniósł się do salonu, a konkretnie na kanapę, czyli w sumie jak wszyscy. Chociaż atmosfera jest trochę drętwa, przynajmniej nikt (czyli Killer) się nie wyzywa. Co może pójść nie tak? I czemu jestem tak cholernie zestresowany?

-Tato, zimzio tu.- Printy pociągnął mnie za rękaw. W sumie dużo czasu dzisiaj spędził na dworze, ale kaloryfery aktualnie szlag trafił, więc mamy lekki problem.
-To może ja rozpalę w kominku.- w sumie po coś ten kloc tu stoi. Nie używajmy go tylko i wyłącznie do zapychania miejsca w salonie.
-Chyba będziesz musiał wyjść po drewno za dom.- Blue zwrócił mi uwagę. W sumie racja. Jedyne co mam to podpałka, a z tego raczej ogniska nie zrobię... No dobra, może zrobię, ale będzie chujowe i szybko się wypali.
-Killer, idziesz ze mną.- bez niego się nie ruszam. To właśnie idealna okazja do tego, żeby coś miało pójść nie tak. Nie po to czytałem tyle kryminałów, żeby teraz tak kusić los.
-Nie chce mi się.
-To nie było pytanie.- uśmiechnąłem się wrednie- Potrzebuję dodatkowych rąk, a Blue nie będę przemęczał.
-Oczywiście, bo przecież- ugryzł się w język- Oczywiście, że ci pomogę.- uśmiechnął się sztucznie. Bycie miłym ewidentnie mu nie wychodzi, ale przynajmniej się stara. Co doceniam.

Poszliśmy razem za dom i udaliśmy się do malusiej szopy, która znajduje się na moim skrawku podwórka, czyli w sumie czymś co i tak w centrum miasta zdarza się rzadko. Zaglądałem do niej w sumie tak z dwa razy w życiu. Jak już mówiłem, mam w domu ogrzewanie centralne, więc nie potrzebowałem palić drewnem, a tutaj znajduje się głównie to. Zwarzywszy na to, że to drewno leży tutaj od samych początków mojego mieszkania tutaj, oczywiście było nie porąbane co musiałem własnoręcznie zrobić. Mój przyjaciel stwierdził, że w sumie zabawnie jest patrzeć jak się męczę, więc ani śmiał się mi pomóc. Stwierdził też, że Horror'owi bardziej do twarzy z siekierą i nie jestem pewny czy miało mnie to obrazić, czy nie.

-I co jak narazie sądzisz o Blueberry'm?- zapytałem, korzystając z naszej chwili samotności.
-Z każdą minutą irytuje mnie coraz bardziej.- jak zwykle brutalnie szczery- Ale staram się dla ciebie jak tylko mogę.- wskazałem ruchem dłoni na kawałki drewna, a później na niego, sygnalizując mu że ma je pozbierać.
-Dzięki Killer.- zebrałem też swoją część- Cieszę się, że poszliśmy na ten rozejm.
-Skoro to nazywasz rozejmem.- kopnąłem lekko w drzwi, żeby je otworzyć, a kiedy oboje wyszliśmy, zrobiłem to samo żeby je zamknąć- Ale faktycznie, z obydwu stron wychodzę na tym źle.- zapukałem do drzwi, żeby Blue nam je otworzył, co zrobił po chwili.
-Widzę, że zamówienie już przyszło.- usłyszałem z kuchni gwizdek czajnika.
-Nie tylko zamówienie. Skarbie, zalejesz herbatę?- niespodziewanie poczułem na swoich rękach kolejny ciężar. Okazało się, że Killer bez mojej zgody przekazał mi swój balast. Ej! Zaraz się wywalę z tym wszystkim- Killer.
-No co?- zaśmiał się- Idę pomóc Jagódce zrobić herbatę. Dobre uczynki i te sprawy. Silny chłop z ciebie, poradzisz sobie. Chodź Berry, bo ten gwizdek już mnie wkurwia.
-O-okej!- Blue pobiegł za nim do kuchni.

Nie podoba mi się wizja zostawienia ich sam na sam w kuchni. Dlatego, zwarzywszy na to że w tamtej kwestii nie miałem prawa głosu, jedyne co mogłem zrobić to pobiec do skrzynki na drzewo, która stała w kącie salonu i wrzucić tam wszystko co miałem na rękach. Lekko spanikowałem kiedy nie słyszałem żadnych dźwięków z ich strony, więc w międzyczasie postanowiłem jeszcze zawołać Blue. W razie czego. Wcale nie jestem przewrażliwiony, dobra?! Znam Killer'a wystarczająco długo, żeby wiedzieć że ufanie mu w tej kwestii nie jest najlepszym pomysłem. A żeby wydarzyła się jakaś tragedia, wystarczy chwila.

-Tak Dust?- odetchnąłem z ulgą, kiedy Blue wszedł do salonu i ze spokojem mogłem powkładać resztę drewna.
-W sumie już nic.
-Czy wy słodzicie herbatę?- Killer krzyknął z kuchni.
-Ja tak, a Blue nie. Blueprint'owi daj wie łyżeczki!- przysunąłem się bliżej Blue, żeby szepnąć mu coś na ucho- Nie zostawiaj sam z Killer'em, dobrze?
-Dlaczego?- też ściszył głos- Sugerujesz, że może zrobić coś złego?
-Nie mam stu procentowej pewności, że nie zrobi. Dlatego się pilnuj. Pilnuj was.- położył dłoń na swoim brzuchu- W końcu przejdzie mu ta złość, obiecuję.- pocałowałem go w kość policzkową, a później w usta.
-Czy możecie nie miziać się przy innych?- do salonu wszedł Killer- Fuj.- położył tackę z kubkami i ciasteczkami, wcześniej przygotowanymi przez Blue, na ławie.
-To ja może rozpalę w tym kominku.- zaśmiałem się nerwowo.
-Nie! Tatusiu, nie!- Printy podbiegł i złapał mnie za nogę- A jak bocian przyleci!
-Printy, spokojnie.- pogłaskałem go po czaszce-Bocian przyleci dopiero za trzy miesiące, a wtedy zima już minie.
-Jaki bocian?- Killer przerwał nam rozmowę.
-Bocian przyniesie Printy'emu braciszka!- mały krzyknął, zanim zdołałem po powstrzymać.
-Ta... Berry jest w ciąży.- teraz nie będę już w stanie tego ukryć.
-Z tobą?- zapytał z grobową miną.
-No a z kim?- co to za durne pytanie?
-Okej.- powiedział po czym usiadł na kanapie. Przyznam szczerze, że takiej reakcji to się po nim nie spodziewałem. A nie. Jednak się zdenerwował i to mocno. Widzę to po tym, że znowu zacisnął rękę w pięść i to tak mocno, że wydaję mi się, że usłyszałem chrupnięcie. Zaraz wybuchnie. Powinienem zasłonić Printy'emu uszy? I czy to w ogóle cokolwiek da, skoro ich nie ma?- CZY WY NIE WIECIE CO TO JEBANE PREZERWATYWY?!!- no i wybuchnął.
-Printy, skarbie pójdziemy na chwilę na górę, dobrze?- Blue wziął go na ręce i wyszedł z nim z salonu. W sumie to dobry pomysł, żeby dzieciak nie był przy tej rozmowie.
-Słuchaj Killer.- usiadłem koło niego na kanapie, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, on zaczął się śmiać.
-A myślałem, że tylko ta dziwka Horror'a złapie go na dziecko.- powiedział dalej się śmiejąc.
-Killer! Uważaj na to co mówisz.
-Super! Po prostu zajebiście! Jak szybko z grzebania się we flakach przeszliście go grzebania się w rzygach.
-Nawet mnie nie denerwuj.- syknąłem przez zęby.
-Już dawno powinienem to zajebać, zanim się rozmnoży.- powiedział to pod nosem, ale na tyle wyraźnie, żebym to usłyszał. I w tym momencie nerwy mi puściły. Nie kontrolowałem tego, po prostu moja pięść sama w niego uderzyła. To nie moja wina. Uh... i tyle było z pogodzenia się dzisiaj.
-Killer! Jeżeli coś stanie się Blue, albo mojemu dziecku, nie masz prawa pokazywać mi się na oczy!- tym razem to on mi przywalił.

Finalnie skończyło się tym, że zaczęliśmy się tłuc i to tak na poważnie. W końcu dostał ode mnie w kość nosową. Starałem się mu jej nie złamać ale tak czy siak pod wpływem uderzenia spadł z kanapy. Jednak on nie był mi dłużny. Pociągnął mnie za sobą, a jak już upadłem, dostałem kopa w żebra. Coraz bardziej zaczyna mnie wkurzać! Zaraz przestanę się kontrolować i zrobię mu poważniejszą krzywdę!

Jednak zanim mnie poniosło, on popchnął mnie na podłogę i usiadł na mnie, żebym się nie ruszał. Chwilowa furia przeszła mi dopiero, kiedy coś czarnego poleciało na moją twarz. Kiedy zorientowałem się, że to jego łzy, lekko mnie zamurowało. Zaledwie parę razy w życiu widziałem jak płakał i to zazwyczaj z bólu. Em... nie wiem co zrobić w takiej sytuacji.

-Nie chcę kolejny raz stracić swojej rodziny!- krzyknął- Jesteś dla mnie wszystkim! Żyłem tylko dla ciebie! Dlaczego mnie od siebie odrzucasz?!- złapał za materiał mojej bluzki i ścisnął go w dłoniach.
-Killer, ja nie-
-Przestań pieprzyć!- krzyknął i zaczął jeszcze bardziej płakać- Dlaczego to jego kochasz? Dlaczego nie mnie?- kiedy poluzował swój uścisk zmieniłem pozycję na siedzącą.
-Kocham cię.
-Kochasz Blue.- przetarł ręką oczodół.
-Blue też kocham.- złapałem go za rękę, a on odwrócił wzrok- Miłość, którą was darzę jest różna. Kocham Blue jako partnera i przyjaciela. A ciebie kocham jako najlepszego przyjaciela i brata.- w końcu na mnie spojrzał- Ale czy to ważne? Spędziliśmy razem większą część naszego życia. Pomagałeś mi, wspierałeś mnie. I dlatego właśnie cię kocham. I mogę ci to powtarzać cały czas, jeżeli wtedy dotrze to do twojego pustego łba.
-Denerwuje mnie to, że muszę się tobą dzielić.
-To naprawdę aż takie straszne? Jestem tu dla ciebie cały czas. Możesz przyjść do mnie z każdym problemem, a ja na pewno cię wysłucham. Tylko bądź ze mną szczery i wylecz się z tej cholernej zazdrości.
-Ja nie chcę żeby to wszystko się zmieniało.- przytulił się do mnie.
-Nic nie poradzisz na to, że życie biegnie swoim tempem. Wszystko się zmienia, a nam zostaje jedynie przyzwyczaić się do tych zmian.- zacząłem głaskać go po plecach.
-Przepraszam za to wszystko.- odsunął się ode mnie po czym stał z podłogi- Nadal denerwuje mnie to, że nie jesteś tylko mój. Ale... chyba wolę się tobą dzielić niż całkowicie cię stracić.- zamachnął się i z impetem kopnął w ławę, przy tym rozlewając herbaty, które na niej stały.
-Yyy... to mogłeś sobie darować.
-Za chwilę to posprzątam.- wystawił rękę w moją stronę- Uwierz mi, to było najlepsze co mogłem teraz zrobić.

***

To wcale nie tak, że z zasady nie ufam dziwnym wymysłom, które tworzy moja pieprznięta głowa. Ale sen z przed paru dni wydawał się aż zbyt realistyczny. Biorę pod uwagę też to, że spora część mnie najzwyczajniej nie ufa Ganz'owi i to wywołuje te sny. No ale będzie mnie to męczyć dopóki czegoś nie sprawdzę. Jeżeli Ganz ukrywałby przede mną klucz do jakiegoś tajnego pomieszczenia czy coś, na pewno znajduje się to w jego gabinecie. Jeżeli nie znajdę nic podejrzanego, to po prostu odpuszczę sobie cały ten cyrk.

Nacisnąłem na klamkę i popchnąłem drzwi. Szef jak zwykle siedział przy swoim biurku i robił to samo co w ciągu całych trzech lat, które tu spędziłem, a mianowicie wypełniał papiery. Że to mu się jeszcze nie znudziło.

-Dobrze, że jesteś.- podniósł na mnie wzrok- Chciałem o czymś z tobą porozmawiać.
-Widzisz jakie mam wyczucie czasu.- zaśmiałem się nerwowo. Cholera! Przestań zachowywać się podejrzanie debilu!- Ale to chyba będzie musiało poczekać. Jenna prosiła, żebym cię zawołał. Mówiła, że to pilne.
-Dobrze.- westchnął- Poczekaj tu na mnie. Zaraz wrócę.
-Okej.
-Mówię poważnie. Musimy porozmawiać o czymś ważnym.
-No dobra.

Kiedy tylko wyszedł, od razu zabrałem się do przeszukiwania jego biurka. Nigdy nie grzebałem mu w papierach, ale domyślałem się, że ma tu niesamowity burdel. Jezu, on ma tu tyle tego, że ja się naprawdę zaczynam cieszyć z tego, że pracuję tutaj nielegalnie i w sumie tak formalnie nie mogę awansować. Gdybym ja się miał tym zajmować, dostałbym pierdolca.

Niestety w biurku nie znalazłem niczego co mogłoby mnie zainteresować. Tego najbardziej się obawiałem, bo oznacza to, że powinienem zacząć przeszukiwać jego szafki. Chyba jednak nie zależy mi tak na tym, żeby sprawdzić czy ten sen ma coś wspólnego z rzeczywistością... Nie no, trochę mi jednak zależy. Jeżeli logiczne myślenie zawodzi, powinienem wykorzystać moją wiedzę wyciągniętą ze wszystkich filmów detektywistycznych, których naoglądałem się, kiedy Lust miał na to fazę. Jakie jest ostatnie miejsce, w którym chciałbym zacząć szukać? Nie, szafki się nie liczą. Nie wiem dlaczego, ale mam ochotę sprawdzić za jakimś obrazem. Jeżeli to zadziała, zacznę się śmiać.

W sumie w gabinecie Ganz'a wisi tylko jeden obraz. Tak naprawdę nigdy dokładnie mu się nie przyglądałem. Wcześniej myślałem, że to po prostu taki zapychacz, żeby ściana nie wyglądała tak pusto, ale teraz widzę, że to on jest na tym obrazie. Plus jeszcze jakieś dwa szkielety. Zgaduję, że ten wysoki w płaszczu to jego ojciec, a dzieciak na jego kolanach to ten jego młodszy brat, z którym się tak nie lubią. Yhm... myślałem, że te jego paski na twarzy od zawsze były czarne, ale na obrazie są one niebieskie i w dodatku kończą się tak jakby w połowie. Może tak po prostu było wygodniej malarzowi. Z resztą! Po cholerę ja się na to gapię i marnuję czas?!

Za obrazem nic nie było. Czyli najbardziej sztampowe rozwiązanie jednak się nie udało. Meh... Skończyły mi się pomysły. Może to po prostu moja paranoja.

-A może jednak nie.- powiedziałem sam do siebie, kiedy zauważyłem, że szafa nie przylega dokładnie do ściany.

Może i nie jest to aż takie dziwne. Nie byłoby gdyby nie to, że kiedyś gapiłem się na tę szafę zawsze przed spaniem i za każdym razem stała równiutko przy ścianie. Wiem, że zawsze mogła się przesunąć albo coś, ale jestem lekko zdesperowany, więc i tak ją odsunę.

Nie wiem ile czasu mi to zajęło, ale w końcu mi się udało. Chociaż i tak zrobiłem to na tyle, aby tylko zerknąć co znajduje się za nią. Gdzieś z tyłu głowy miałem nadzieję na to, że jedyne co tam znajdę to kurz i pajęczyny, ale jednak niestety się myliłem. Zacząłem naprawdę martwić się, kiedy zobaczyłem małe drzwiczki. Przypomniały one bardziej te takie specjalne drzwiczki dla psa, no ewentualnie bardzo niskiego potwora. Kiedy zacząłem kierować rękę w stronę przycisków do wprowadzenia kodu, inna koścista ręka chwyciła moją w nadgarstku. W momencie, kiedy odwróciłem głowę w bok, natychmiast spotkałem się z wściekłym spojrzeniem Ganz'a. Poczułem, że pot spływa mi po czaszce, kiedy ten jego zimny wzrok próbował przeszyć mnie na wylot. Mam przejebane. I to ostro.

-Ganz, ja...- zacisnął rękę na moim nadgarstku jeszcze bardziej i pociągnął mnie tak, żebym wylądował miednicą na fotelu. Nawet nie drgnąłem, kiedy zaczął przesuwać szafę na swoje wcześniejsze miejsce. Kiedy już to zrobił zapadła pomiędzy nami bardzo nieprzyjemna cisza.- Przepraszam.- cokolwiek. Tylko byleby nie stał przede mną z założonymi rękami i nie wlepiał we mnie swojego wściekłego spojrzenia.
-Obyś miał dobre wytłumaczenie.

________

O wow! Czy to jest prawda? Czy rozdział pierwszy raz nie pojawił się po miesiącu? Czy to jest możliwe?

Tak na marginesie to postanowiłam już nie zaśmiecać swoich książek ilustracjami, więc zrobiłam miejsce gdzie mogę się wyżyć artystycznie.

W razie jakby ktoś był zainteresowany:

Szybki dostęp
|
|
\/

_KarciaNa_

Czy to nadal jest chamska reklama skoro zareklamowałam swoją książkę w swojej książce? O.o

Miłego dnia!
I popoprawiajcie swoje oceny na koniec roku leniuszki :*

Bayo~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro