Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-26- Cena życia

~Ganz~

Jakim cudem nasz „trening" wygląda zawsze tak samo, chociaż przeważnie stosuję inne metody? Tym razem postanowiłem przetestować trochę umiejętności Murder'a w posługiwaniu się bronią białą. Wiadomo, że zawsze może zdarzyć się sytuacja, w której nie będzie miał przy sobie broni palnej, którą posługuje się najlepiej, a nie chciałbym, żeby to okazało się dla niego niebezpieczne. Jednak jak widzę, dobrze mu idzie. Na tyle dobrze, że znowu muszę chować się za sprzętami do ćwiczeń i liczyć na to, że mnie nie znajdzie. Podczas gdy na początku może i nawet traktuje to jako trening, kiedy już się wkręci, toczy się prawdziwa bitwa o przetrwanie. Kiedy zaczyna robić się bardzo niebezpiecznie, używam hasła, żeby sprowadzić Dust'a, ale jak narazie dam mu się wyszaleć.

Ostrze noża przeleciało na wylot manekina do ćwiczeń i wysunęło się centralnie koło mojej czaszki. Wiedziałem, że zrobiłem błąd, kiedy lekko drgnąłem, dlatego postanowiłem całkowicie odskoczyć. Okazało się to dobrym pomysłem, bo pare sekund po pierwszym ataku, trzy kolejne ostrza przeleciały tym razem przez środek manekina. Cholera, kolejne koszta.

~Tym się teraz przejmujesz? Przypomnę ci, że masz ważniejsze sprawy na głowie, a w zasadzie to za plecami.- obróciłem się gwałtownie za siebie i w ostatniej chwili odparłem atak Murder'a swoim ostrzem. Dorwałby mnie gdyby nie Mel- Nie ma za co.
- Słyszałem od Kris'a, że potrafisz tworzyć magiczne ataki.- postanowiłem wrócić do tematu, który zacząłem parę dni temu, ale on ma pamięć złotej rybki, więc pewnie zapomniał, że wcześniej o tym rozmawialiśmy- Potrafiłbyś to powtórzyć?
-Nie.- zamachnął się drugą ręką, ale udało mi się odskoczyć.
-Jesteś tego pewny?
-Tak, jestem.- przewrócił oczami- Czy ty mnie próbujesz rozproszyć?
-Próbuję wyciągnąć od ciebie informacje, które mogą nam bardzo pomóc w realizacji mojego planu.- znowu rzucił się na mnie z nożem. Na moje nieszczęście zahaczyłem nogą o coś, przez co się zachwiałem, a on wykorzystał to i popchnął mnie na ziemię- Ale widzę, że dzisiaj też nic nie wskóram.- powiedziałem, kiedy położył stopę na moich żebrach, żebym nie wstał- Koniec zabawy na dziś. Kr- postanowił przerwać mi w najbardziej chamski sposób, jaki był w stanie wymyślić. A mianowicie pochylił się nade mną i złączył swoje usta z moimi. Zważywszy na to, że byłem w trakcie mówienia, bez problemu wsunął mi do buzi swój język. Zamrugałem kilkukrotnie, nie do końca rozumiejąc co się dzieje, a kiedy zrozumiałem, co kombinuje, poczułem przeszywający ból w żebrach i zobaczyłem, że fioletowa kość przebija mnie na wylot. Ty cholerny kłamco!
-Przykro mi Ganz, ale mam swój własny plan.- zakrył mi usta swoją ręką, najwidoczniej czekając aż się rozpadnę, albo conajmniej stracę przytomność.

Na początku próbowałem mu się jakoś wyszarpać i zawołać kogoś, choć to nienajlepszy plan, bo na czas treningu kazałem wszystkim trzymać się z daleka. Jednak po chwili wpadł mi do głowy jeszcze lepszy pomysł, więc powoli przestawałem w ogóle się ruszać. Również powoli zamykałem oczodoły, żeby utwierdzić go w przekonaniu, że już się nie obudzę. Po paru minutach czekania, które dla mnie były wiecznością, ściągnął rękę z mojej twarzy, a następnie z całej siły kopnął mnie w żebra, jakby przypuszczając, że mogłem udawać. Na szczęście dzięki mojemu kochanemu tatusiowi mam sporą tolerancje na ból i nie wykonałem samodzielnie żadnych ruchów oraz nie wydałem żadnych niepotrzebnych dźwięków, które mógłby mnie zdradzić.

~Ty opos! Poszedł już sobie.- Mel uklęknął koło mnie- I co zamierzasz teraz zrobić?- nie mam bladego pojęcia. Grunt, że jeszcze żyję-Z naciskiem na jeszcze. Zaraz mi się tu zamienisz w proch, a ja nie mogę zawołać pomocy, bo nikt mnie nie widzi.- nie dam rady nic zrobić, już zaczynam tracić wzrok, zaraz naprawdę zemdleję- Nie umieraj mi tu! Słuchaj mnie pacanie, jeżeli nie powstrzymasz tego potwora, on zaraz ucieknie i wymorduje całe miasto, co będzie tylko i wyłącznie twoją winą.- ty to wiesz jak dodać mi motywacji. Chyba wymyśliłem plan.

Mel nie jest w stanie wpływać na otoczenie, ale jest w stanie wpłynąć na mnie. Kiedy mnie dotyka mogę czuć na sobie ten dotyk. Wiem, że jest to fizycznie niemożliwe, ale mógłby w jakiś sposób pomóc mi doczołgać się do magazynku z bronią. Jeżeli strzelę w okno, ktoś na pewno się tym zainteresuje. A jeżeli trafiłbym w kamerę, miałbym zapewnione towarzystwo, bo Cross na sto procent by się zdenerwował i przyszedł mnie okrzyczeć.

~Zrobię co mogę, ale pamiętaj, że jestem tylko wytworem twojej wyobraźni.

Przy pomocy Mel'a, który dosłownie pchał mnie, żebym się ruszył, udało mi się doczołgać do magazynku, z którego wyciągnąłem pistolet. I tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że sam się ruszyłem, bo Mel tak naprawdę nie istnieje, ale wtedy lepiej było mi myśleć o tym, że mi pomaga. Gdyby nie to, pewnie nie zebrałbym się na to, aby ruszyć się nawet o centymetr. Jak udało mi się już parę razy przekonać, psychika jest czymś naprawdę zadziwiającym. Ale wracając do głównego wątku. Tak jak już wcześniej mówiłem, obraz powoli mi się zamazywał, więc pierwsze strzały padły w ścianę, dopiero za którymś tam razem wybiłem szybę. Nie musiałem długo czekać na pierwszą osobę, która się zjawiła.

-Co jest? Ganz?!- po głosie poznaję, że to Undyne- Co się stało?! Kto cię zaatakował?!
-N-nie... teraz... Widziałaś Dust'a?
-Ta, przed chwilą wyszedł, w sensie z Ralsei, bo tak jakby nie wiedział jak wyjść. Jebnięty świrus.
-To nie... jest Dust... Musimy go dogonić.
-Ty nigdzie nie idziesz. Chłopie, masz wielką dziurę w żebrach, ja się dziwię, że ty jeszcze żyjesz! Zaraz zadzwonię po karetkę.
-To później... Zaprowadź mnie... do niego. Undyne... to ważne.- bez kolejnych zbędnych słów, wzięła mnie na plecy i zaczęła biec.

Jeżeli wyjdzie z komendy może być naprawdę ciężko go znaleźć. Nie wiadomo jakich szkód narobi i na czym tak konkretnie polega ten jego plan. Jeżeli wszystko dobrze się skończy, zamiast następnego treningu, przykuję go do krzesła i poważnie sobie z nim porozmawiam. Nigdy nie sądziłem, że wywinie coś takiego. Następnym razem muszę go bardziej przypilnować. Jeżeli będzie następny raz.

-Undyne, w razie jakbym za szybko stracił przytomność, wyciągnij nóż z mojego paska i wbij w jego lewy oczodół.
-Rozumiem.- naprawdę doceniam to, że nie zadaje zbędnych pytań i po prostu mi ufa, nawet po tym wszystkim co już widziała.

Podczas drogi, którą przemierzaliśmy zacząłem dokładnie zastanawiać się nad tym co tak właściwie zrobię, kiedy już dogonimy Murder'a i niestety muszę przyznać, że nie miałem bladego pojęcia. Może to głównie dlatego, że bardziej skupiałem się na tym, żeby nie stracić przytomności. Zadał mi tylko jeden cios, ale taki mocny, że gdyby nie to, że mam jakieś tam LV, już dawno byłbym martwy. Myślę, że jak narazie muszę zostawić wszystko w rękach Undyne. I to w sumie nawet dobry plan. Ona spróbuje go unieszkodliwić, a ja krzyknę hasło. Naprawdę nie chciałem, żeby ktoś inny je poznał, ale chyba nie mam wyjścia. Wolę też uniknąć ataku w jego oczodół, bo nie jestem pewny jak to się może skończyć. Wiem, że cała jego magia jest skumulowana w tym punkcie i jeżeli to uszkodzę, może stać się coś naprawdę złego. Nie wiem co, ale jestem pewny w stu procentach, że uszkodzi to Murder'a i w najgorszym przypadku Dust'a.

-Dust stój!- Undyne krzyknęła co oznacza, że go w końcu dogoniliśmy. Na szczęście chyba nadal jesteśmy w budynku. Undyne pomogła mi stanąć na nogi, przy okazji opierając mnie o ścianę.
-Aha, czyli teraz jestem Dust, tak?- zobaczyłem przed sobą jakąś fioletową poświatę- Mam już dość tego, że mówisz mi co mam robić.- teraz albo nigdy.
-Kr- znowu poczułem jak coś wbija się w moje kości.
-Nie ma mowy.

Nie mam bladego pojęcia co stało się dalej. Możliwe, że na chwilę straciłem przytomność, a „obudziło" mnie dopiero to, że coś ciężkiego padło koło mnie. Najprawdopodobniej było to czyjeś ciało. Przybliżyłem rękę do tego, a kiedy palcami zetknąłem się z kośćmi, jakby na nowo odzyskałem siły. Otworzyłem szerzej oczodoły i wtedy napotkałem fioletowe tęczówki. Szybko zebrałem się w sobie i szepnąłem hasło, które miało go wybudzić. Po tym wszystko tak jakby ucichło. Poczułem na sobie dotyk kolejnych kościstych dłoni i usłyszałem dźwięk rozdzierania materiału.

Poczułem się naprawdę dziwnie. Wcześniejszy ból zaczął tak jakby ustawać a zamiast tego zacząłem czuć zimno na swoich kościach. Kiedy wzrok całkowicie mi się wyostrzył, a mroczki zniknęły zauważyłem niebieską poświatę wokół siebie i czyjąś dłoń na żebrach. Zwróciłem wzrok ku górze i spotkałem się ze skupionym wyrazem twarzy Blueberry'ego. Nie wiem co on tu robi, ale chyba właśnie uratował mi życie.

-Wypad stąd!- Undyne krzyknęła na Red'a i Susie, którzy zainteresowali się tą sytuacją.
-Wiesz co, jesteś okropna!
-A ty wścibski. Spadaj stąd.- dosłownie wepchała go w głąb korytarza.
-Skończyłem.- Blue odetchnął, a ja uznałem to za sygnał, żeby zejść z jego kolan. Położyłem dłoń na mostku, który w sumie oberwał najbardziej i ku mojemu zdziwieniu, nie było tam już dziury, jedynie lekkie wgłębienie- Blizna ci zostanie, ponieważ nie miałem kawałków kości, które ci się ukruszyły. Zrobiłem co mogłem.- widać, przez to wszystko wygląda na bardzo zmarnowanego. Wyleczenie tak głębokiej rany musiało go kosztować wiele wysiłku. Jednak muszę przyznać, że wykonał dobrą robotę. Podczas gdy jeszcze parę minut temu konałem z bólu, teraz czuję się nawet dobrze.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. Każdy postąpiłby tak na moim miejscu.
-Tak czy siak zapamiętam. I możesz być pewny, że w przyszłości się odwdzięczę.
-Chcę wyjaśnień. Nie mam bladego pojęcia co tutaj zaszło, ale było to dziwne i niepokojące.
-Przenieśmy się do mojego biura.

Wstał z podłogi, po czym podał mi rękę, żebym zrobił to samo. Poprosiłem Undyne, która nadal robi za mojego ochroniarza, żeby przeniosła Dust'a do mojego biura. Leżał sobie na ziemi nieprzytomny i nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi, a przydałoby się nim zaopiekować dopóki nie wstanie.

Z pomocą Blue szybo znaleźliśmy się u mnie. Dust został położony na swoim fotelu, ja usiadłem za biurkiem, a Blue naprzeciwko mnie.

-Więc?- założył ręce na piersi.
-Więc... nie mam bladego pojęcia od czego zacząć.
~Może na początku się ubierz. Ja twoją klatę widzę codziennie, no dobra, może co drugi dzień, pod prysznicem, ale nie wiem czy ten młody chce to oglądać- dopiero po słowach Mel'a zorientowałem się, że nadal nie mam na sobie koszulki. Jak dobrze, że często tutaj nocuję i mam ubrania na przebranie.
-To może ja zacznę.- odezwał się, kiedy sięgałem na półkę- Wiem o przeszłości Dust'a. I tym, że był seryjnym mordercą i że wyciągnąłeś go z więzienia, żeby pracował tutaj.- czyli w sumie wie tyle ile Dust- I Ganz, proszę nie okłamuj mnie. Będę wiedział kiedy skłamiesz.
-No tak. Czytałem kiedyś o tym, że kiedy ktoś kłamie, jego oddech się zmienia. A ty masz ten super słuch, nie?- otworzył szerzej oczodoły, na ten widok mimowolnie się uśmiechnąłem.
-O czym ty mówisz?- lekko zadrżał.
-Spokojnie.- usiadłem na swoim miejscu- Dokładnie badałem twoje zachowanie w ciągu tych paru miesięcy i zwyczajnie wywnioskowałem to, że jesteś wilkołakiem. Sądząc po twojej reakcji moje założenie było trafne.- zacząłem delikatnie stukać palcami o biurko- Jednak nie wykorzystam tego przeciw tobie. Nie mam w tym żadnego interesu. Chyba że powiesz komukolwiek o tym co tutaj usłyszałeś, a zwłaszcza Dust'owi.- zerknąłem kątem oka na niego. Spał sobie spokojnie, minie jeszcze tak z pół godziny zanim się obudzi. Mniej więcej czterdzieści minut zajmuje mu na zregenerowanie się.
-Dust o niczym nie wie?
-Tak. I naprawdę nie wiem co by się stało, gdyby dowiedział się co się z nim dzieje. Posłuchaj mnie teraz uważnie. To już nie chodzi o to, że będzie na mnie zły, czy już nie będzie chciał brać w tym udziału. Gdyby tylko o to chodziło, miałbym wywalone na to czy mu się to podoba czy nie, bo i tak mam nad nim całkowitą kontrolę.- spojrzał na mnie z lekkim strachem- Gdy dowie się, że wywołałem u niego rozdwojenie jaźni może się załamać. Po wszystkim co przeszedł jego psychika jest już tak słaba, że mógłby całkowicie oszaleć. W najgorszym wypadku dwie osobowości zetrą się ze sobą i nie będę w stanie kontrolować psychopaty wewnątrz niego.
-Jak narazie rozumiem. Ale jak wywołałeś u niego rozdwojenie jaźni?
-O tym akurat nie mogę ci powiedzieć.- nie będę tego opisywał. Było to okropnie trudne i musiałem posunąć się do bardzo drastycznych środków. Ale było, minęło. Dust nie zdaje sobie z tego sprawy, a Murder'a chyba nie do końca to obchodzi.
~Twoje drzewo bardzo rozrosło się od czasu, kiedy poznałeś Dust'a, wiesz?- wiem...
-Okej. Po dłuższym zastanowieniu chyba nie chcę wiedzieć. Ale... dlaczego zrobiłeś mu coś tak okropnego?
-Bo było mi tak wygodnie.
-A-ale czy to znaczy, że to jego rozdwojenie jaźni prawie cię zabiło? Czy zabija też inne osoby? Dust zabija nieświadomie chociaż nie chce tego robić? Cały czas zadręcza się tym ile złego zrobił, a ty mu jeszcze dokładasz?- prawie popłakał się w trakcie zadawania tych pytań.
-Tak. Nie wyciągnąłem go z więzienia po to aby chodził sobie na patrole i jadł pączki. On ma pracować. A ja mam zapewnić mu jak najlepsze warunki. Jeżeli mamy nakaz zabicia kogoś, co zdarza się tylko w krytycznych sytuacjach, ale się zdarza, aktywuję Murder'a. Jeżeli mamy odczynienia z bardzo niebezpiecznym złoczyńcą Murder ma go trochę poturbować, a ja wybudzam go z transu zanim zrobi się nieprzyjemnie. To wszystko jest po to, aby ograniczyć straty w potworach do minimum, bądź nawet do zera.
-A jeżeli Dust'owi coś się stanie?
-Przy jego umiejętnościach i żądzy krwi to niemożliwe.
-Żądza krwi.- wbił wzrok w biurko- To tak okropnie brzmi.
-Taka jest prawda. Dust jest psychopatą, a ty, sądząc po tym, że znasz prawdę i go nie zostawiłeś, zaakceptowałeś to. Nie zrozumiesz jego rozumowania. Gdyby nie zabijał potworów zapewne wyładowywał by się w jakiś inny sposób. Mimo, że Murder i Dust mają inny tok myślenia i działania, to nadal ta sama osoba. Murder nie wziął się znikąd. To nadal część osobowości Dust'a. Rozdwojenie jaźni polega na tym, że pod wpływem jakiegoś traumatycznego wydarzenia, osoba, która je doznała, tak jakby próbuje się bronić i wytwarza silniejszą osobowość, która ma jej teoretycznie pomóc. W praktyce wyszło jak wyszło, ale prawdą jest to, że Murder wyładowuje całą agresję i rządze krwi Dust'a. Czyli w sumie tym jednym nie musi się martwić.
-To chore.
-Wiem. Ale działa. Jeszcze jakieś pytania?
-Narazie chyba nie. Niektóre rzeczy nadal do mnie nie dochodzą. Jestem... zmieszany.
-Ale umawiamy się, że nikomu nic nie mówisz. Jeżeli z Dust'em coś się stanie i moja praca pójdzie na marne, pożałujesz tego. Ty i Blueprint.- podszedł do Dust'a i pogłaskał go po czaszce- I radzę ci nie mówić mu narazie, że jesteś wilkiem. Niewiadomo co się może stać. Nade mną stoi jeszcze jeden megaloman, który bardzo chciałby mieć Dust'a dla siebie.
-Kto?
-Mój młodszy brat i równocześnie mój przełożony. Prędzej umrę niż mu go oddam, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
-Nie podoba mi się takie przedmiotowe traktowanie go.
-Życie. Jak narazie jest najlepszą bronią w tym kraju, jak nie na świecie. Dałem mu wybór na samym początku... Chociaż w więzieniu też nie miałby łatwo.
-Wywołaliby tam u niego chorobę psychiczną?- powiedział pod nosem. Ej, nie zapominajmy, że zanim trafił do mnie też nie był normalny.
-Nie, ale w końcu próbowali go tam zgwałcić.
-Co?!- Ups, chyba jednak nie do końca wie tyle ile Dust.
-Nie ważne. Tak w ogóle to jakim cudem ty się tu znalazłeś? I gdzie jest Blueprint?-zmiana tematu jest bardzo dobra. Poza tym ciekawi mnie to.
-Sansy przecież wrócił wcześniej do domu, więc pomyślałem, że wpadnę po Dust'a, bo miał kończyć o siedemnastej. Jak wiesz Snazzy jest chory, więc wolałem nie brać Blueprint'a ze sobą.- Snazzy jest chory? Chyba jednak częściej powinienem wracać do domu...- Zostawiłem go u Lust'a i Horror'a. I w sumie bardzo się cieszę, że tak się stało. Kiedy wszedłem do środka spotkałem się z Dust'em, w sensie z tym drugim Dust'em, ale on nawet mnie nie rozpoznał, chociaż wtedy myślałem, że mnie nie zauważył, więc podszedłem do niego. Był trochę zakłopotany, ale nawet nie zdążyłem go o to zapytać, bo wbiegła... ta kobieta ryba.
-Undyne.
-No właśnie, Undyne. I kiedy postawiła cię na ziemię Dust zaczął w ciebie strzelać jakimiś dziwnymi kośćmi, ale ona się na niego rzuciła i zaczęli się szarpać. Kiedy upadłeś na ziemię, wzięła tą jego kość do ręki i uderzyła go w tył czaszki, a on upadł na ziemię. W trakcie tego upadku uderzył ją jeszcze kośćmi i ją odepchnął, ale rany były tylko powierzchowne. Chciał wstać i zaatakować ją znowu, ale wtedy stracił przytomność. Kiedy zauważyłem, że wszystko już jest bezpieczne podbiegłem do ciebie i zacząłem cię leczyć swoją magią. Zrobiłem to w dosłownie ostatniej chwili, bo twoja dusza była już na wyczerpaniu, a ja nie potrafię wskrzeszać zmarłych. Dusza musi być połączona chociaż milimetrowymi niteczkami.
-Tym razem było to naprawdę niebezpieczne. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj. Swoją drogą twoja moc jest naprawdę niesamowita. Dust opowiadał mi trochę o tym, ale zobaczenie tego na żywo to coś zupełnie innego.- jest bardzo przydatna. Ciekawe czy da się wyciągnąć dar z wilkołaka?
~Nawet o tym nie myśl popaprańcu.
-W sumie po tym też, dla osoby wtajemniczonej, łatwo poznać, że jesteś wilkołakiem. Potwory w tych czasach w sumie już zapomniały co to magia i tylko ktoś z zewnątrz byłby w stanie zrobić takie niesamowite rzeczy. Słyszałem, że wilkołaki posiadają unikalne zdolności.
-Tak. Ale nie zawsze są one dobre. Podczas gdy jeden z moich przyjaciół potrafi tworzyć rzeczy które sobie tylko wyobrazi wyłącznie z barwników, drugi z nich zabija wszystko czego dotknie i w sumie jest w stanie dotknąć tylko jednego z moich przyjaciół, którego darem jest to, że urodził się martwy i nie może umrzeć.- to wszystko jest takie fascynujące. Skoro znam już jego tajemnicę mógłbym jakoś przekonać go, żebyśmy któregoś dnia bardziej zagłębili się w ten temat. Teraz nie możemy, bo za pare minut Dust może odzyskać przytomność.

***

Cholera jasna, kurwa mać. Dlaczego jestem takim kretynem? Dlaczego tak lekceważąco podchodzę do niektórych spraw? Po tym co stało się z Doggo i resztą powinienem być bardziej wyczulony na takie akcje. Co mnie podkusiło, żeby wysłać Kris'a, Ralsei'a i Susie samych? Są tutaj z nami zaledwie od prawie pół roku, w dodatku to ich pierwsza praca. Wiem, że byli najlepsi w szkole, ale to tak naprawdę gówno daje. Prawdziwą wiedzę zdobywa się podczas praktyki, której niestety im brakuje. Ale mimo tego wysłałem ich samych, a teraz muszę płacić za swoją głupotę.

Zacząłem chodzić w kółko po pokoju, jak to w zwyczaju mam robić w nerwach. Poszedłbym jeszcze na dwór zapalić, ale skończyły mi się papierosy, a nie było okazji, żeby wyjść do sklepu. Egh! Mam dość! Zacząłem przeglądać wszystkie szafki w razie jakby przypadkiem coś mogło jeszcze zostać.

~Bu!- zamiast fajek z szafki wyskoczył Mel i to w dodatku prosto na moją twarz. Tak mnie wystraszył, że krzyknąłem i zrobiłem kilka kroków w tył- Dobra, takiego efektu się nie spodziewałem- powiedział śmiejąc się, kiedy wpadłem na szafkę, przez co kilka segregatorów i kubek z niedopitą kawą spadł mi prosto na łeb.
-Bardzo kurwa śmieszne!- powiedziałem łapiąc do ręki jeden z segregatorów i rzucając nim w postać przede mną, jakby miało to dać jakikolwiek efekt.
-A ja chyba znowu przyszedłem nie w porę.- odwróciłem głowę w stronę głosu i zobaczyłem Dust'a w progu. Bo kto inny mógłby wejść bez pukania?- Co się stało?
-Szkoda gadać.- zacząłem zbierać z podłogi siebie oraz segregatory.
-Wiesz, z mojej perspektywy, po prostu wlazłeś na szafkę.- kiedy wszystko miałem już mniej więcej ogarnięte, zdjąłem z siebie koszulkę, bo była cała uwalona fusami od kawy. Jak dobrze, że jeszcze nie przebrałem się z wczorajszych ubrań.
~No ja nie wiem czy to takie dobre. Zaczynasz śmierdzieć.
-Pomijając już kwestię, że nie powinieneś czuć zapachów, nikt nie pytał cię o zdanie.- wymamrotałem pod nosem.
-Co ci się stało?- Dust znowu zwrócił na siebie moją uwagę.
-W sensie?- przecież dla niego to normalne, że gadam do siebie.
-Ostatnio jak widziałem cię półnago, twój mostek był w jednym kawałku.
-Oł.- położyłem palce bliźnie- Nadziałem się na pręt wystający ze ściany. Przebił mnie na wylot.
-O Jezu, to musiało boleć.- no co ty nie powiesz- A nie uszkodził ci kręgosłupa czy coś?
-Kręgosłup tylko trochę oberwał, ale dzięki szybkiej pomocy jestem w stanie chodzić i w sumie funkcjonować normalnie. Nie musisz się martwić. Tak w ogóle to co ty robisz w pracy przed czasem?
-Raz się postarałem, a ty jeszcze narzekasz.
~Ubierz w końcu tę koszulkę chłopie, a nie klatą świecisz.- no tak, zapomniałem.
-Jeszcze nie ochajtałeś się z Blue, a już od niego uciekasz?
-Oczywiście, że nie. Wstałem dzisiaj wcześniej, więc postanowiłem cię zaskoczyć. Ja w odróżnieniu od ciebie nie uciekam od swojego męża.
-Męża?
-W sensie twojego męża...- zaciął się na chwilę- Nie łap mnie za słówka!
-Przyszedłeś tu z jakiegoś konkretnego powodu, czy znowu ci się nudzi?
-W sumie to mi się nudzi. Czekam aż Red przyjdzie.- no w sumie ma jeszcze pięć minut- Wiesz dlaczego wszyscy znowu mają grobowe nastroje? Znowu ominąłem jakiś pogrzeb?
-Nie u nas.-westchnąłem- Po prostu Kris miał pewien wypadek z bronią. Ralsei mówił, że coś w środku się zacięło, a kiedy Kris próbował to naprawić, broń wystrzeliła. Nikomu z naszej drużyny nic się nie stało, ale Kris przez przypadek zabił chłopca, którego mieli odbić z rąk porywaczy. Ja mam teraz przez to problemy u swojego brata, a Kris delikatnie mówiąc się załamał. Kazałem mu nie przychodzić do pracy przez najbliższy czas.
-No to nie za bardzo cię posłuchał, bo aktualnie siedzi na stołówce.

~Kris~

- A to akurat jest nie po religijnemu.
- Mieszkam z dwoma facetami w jednym mieszkaniu, to dopiero jest nie po religijnemu.- Susie parsknęła śmiechem.
-Czyli Ralsei jednak jest facetem?-Undyne się do nas przysiadła.
-W sumie to nie wiem. Ale ostatnio weszłam mu pod prysznic, kiedy się kąpał!
-I co?
-I dupa. Dosłownie. Stał tyłem, miałam ograniczoną widoczność, bo widziałam go lekko poniżej pleców... Poza tym pewnie miał złączone nogi.
-O czym gadacie?- za naszymi plecami pojawił się wcześniej obgadywany koziołek.
-O skokach narciarskich!- Susie krzyknęła i wstała z miejsca- Chodź Undyne, mamy przydzieloną robotę!- pociągnęła ją za rękę i wyszły.
-Kris, jak się czujesz?- Ralsei usiadł na wcześniejsze miejsce naszej przyjaciółki.

Źle. A jak inaczej czuć ma się osoba, która zabiła niewinnego potwora? Jestem mordercą. Jestem gorszy od tego porywacza. To ja zabiłem to dziecko. To ja odebrałem dziecko rodzicom. To na mnie jego matka patrzyła z czystą nienawiścią w oczach. W dupie mam to czy inni myślą, że to wypadek! To nie był wypadek, to była moja głupota. Mogłem patrzeć w co celuję, kiedy próbowałem odciąć tę cholerną broń. Gdybym skierował lufę na dół i dał Susie się osłaniać, nic by się nie stało. Chłopiec wróciłby bezpiecznie do domu, a przestępca trafił do więzienia.

-Stary, daj spokój. Wszyscy wiemy, że to był wypadek.- Susie postanowiła jednak wrócić, kiedy usłyszała o czym rozmawiamy.
-Nie jesteśmy za to na ciebie źli.
-Przestańcie!- walnąłem dłońmi o stół- Ja nie zbiłem jakiegoś durnego wazonu! Ja zabiłem potwora.- po tych słowach zacząłem szybkim marszem zmierzać w stronę wyjścia.
-Mamy postęp, przynajmniej coś powiedział.

Myślałem, że kiedy pójdę do pracy, będę w stanie zająć czymś myśli, ale teraz uważam, że to był głupi pomysł. Mogłem siedzieć sobie w spokoju i nie odpowiadać na żadne durne pytania. Oparłem się plecami o ścianę i westchnąłem.

-Cześć.- koło mnie stanęła osoba z którą najmniej chciałbym teraz rozmawiać- No tak zapomniałem, nie mówisz.- idź sobie stąd Dust- Chociaż ty po prostu nie chcesz mówić. Nora miała wyżarte struny głosowe przez bandę wściekłych psów. A ty jakie masz usprawiedliwienie?- ścisnąłem usta w wąską linię- Chodź na boisko. Idziemy postrzelać.- on robi to specjalnie, prawda?- Nie bądź pizdą.

Kiedy zauważył, że nie mam zamiaru się stamtąd ruszać, złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć w stronę boiska, później na strzelnicę i skończyło się tym, że wetknął mi do ręki pistolet. Dawałem się mu ustawiać jak jakąś szmacianą lalkę, po prostu nie miałem siły na sprzeciw. Naładował wcześniej obydwie nasze bronie i włączył przycisk, żeby niektóre z tarcz się ruszały. Także od razu przeszedł do rzeczy. Wykonał trzy strzały, do trzech różnych tarcz i wszystkie zostały oddane w sam środek. Nie mam pojęcia ile sekund mu to zajęło, ale trwało to zaledwie moment. Trochę podziwiam go za to. Jest w stanie wykonać takie rzeczy bez mrugnięcia okiem. Jestem pewny, że gdyby on był w tej samej sytuacji co ja, napewno sprawy potoczyłyby się inaczej.

Następna kolej oczywiście padła na mnie. Drżącymi rękami pociągnąłem za spust. Byłem tak rozkojarzony, że pocisk jedynie delikatnie musnął tarczę. Spuściłem broń, jak i głowę na dół. Dust, zauważając, że całkowicie straciłem ochotę na tę jego zabawę, postanowił zainterweniować. Chwycił moją dłoń, w której trzymałem broń i nakierował ją na jedną z nieruchomych twarz, następnie położył dwa palce pod moją brodą, żeby ustawić mi głowę pod odpowiednim kątem.

-Wiesz, kiedy nauczyłem się strzelać? Kiedy zabiłem pierwsze pięć osób.- pociągnąłem za spust. Pocisk nie trafił w środek, ale zdecydowanie bliżej niż poprzednio- Stwierdziłem, że muszę nauczyć się strzelać, żeby więcej nie zabijać. Zabawne, prawda? Jak na trzynastolatka, miałem dziwny tok rozumowania.- znowu strzelił w sam środek tarczy- Przez przypadek zabiłem swojego brata. Trafiłem pociskiem prosto w jego czaszkę. Jego pył osiadł na moich ubraniach- znowu strzelił- To jeden z największych błędów, które popełniłem w swoim życiu.- znowu strzelił- Jednak nie tylko ja muszę żyć z ciężarem swoich win. Red obwinia się za śmierć naszych kolegów z pracy, za których weszliście. Undyne musiała zostawić mnie w rozpadającym się budynku, praktycznie na pewną śmierć. Ganz niejeden raz źle poprowadził misję, przez co musiał ucierpieć cały oddział i potwory dookoła. Nie jesteśmy robotami, popełniamy błędy. Gdybyśmy ich nie popełniali, życie byłoby zbyt nudne. Ważne jest to aby podnosić się po porażce i nie dać się zwariować. Jeżeli zbyt długo będziesz zadręczał się tą samą myślą, oszalejesz.- westchnął- Masz przed sobą żywy przykład tego.
-W takim razie co mam zrobić?- oczy mi się zaszkliły- Co mam zrobić, żeby pogodzić się z tym, że kogoś zamordowałem?- stałem z wyciągniętą przed siebie bronią i płakałem. Jak to musiało dziwnie wyglądać dla osoby trzeciej.
-Nie wiem. Nie jestem psychologiem. Skąd mam to wiedzieć? Możesz pójść na jego grób i osobiście mu powiedzieć, że nie zrobiłeś tego specjalnie... czy coś. A póki co strzel źeś w końcu porządnie, bo tylko amunicję marnujesz.

Przetarłem wolną ręką oczy i zacząłem mierzyć w tarczę. Najzwyczajniej w świecie muszę się skupić. Tak jak na zajęciach, strzelić w sam środek. Tylko teraz nie jest to kwestia zaliczenia, a mojego honoru. Z tą myślą nacisnąłem na spust i oddałem strzał.

-Brakowało ci parę milimetrów od środka. Jak na twój dzisiejszy stan, to nawet dobrze.- lekko się uśmiechnął.
-Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że trzeba mieć taką mocną psychikę do tego zawodu.- westchnąłem.
-A czego ty się spodziewałeś?- wyśmiał mnie- To tutaj jesteśmy gotowi poświęcić swoje życia, aby inni mogli żyć. Tutaj jesteśmy odpowiedzialni za ich życie. Tak się składa, że policja, strażacy, lekarze i wojskowi mają najbardziej przejebane jeśli o tę kwestię chodzi. Najważniejsze to mieć... motywację. W sumie Undyne pytała was o waszą motywację pierwszego dnia. Nie znasz odpowiedzi na to pytanie, czy po prostu nie chcesz się nim dzielić?
-To osobiste.
-Rozumiem.
-Dust do cholery!- Red do nas podbiegł- Szukałem cię dosłownie wszędzie. Ganz już zaczął drzeć się na mnie, że mamy zadaną robotę, a nic nie robimy.
-Przepraszam?
-Nie gadaj, tylko bierzemy się do roboty.- złapał go za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę drzwi- Ja mam dzisiaj randkę z Piorunem i nie chcę siedzieć w pracy do wieczora.- no i poszli.

Motywacja? Jest ona dość konkretna... chociaż czy można nazwać to motywacją? To po prostu obietnica, którą złożyłem dawno temu swojej starszej siostrze. Kiedy byliśmy dzieciakami, mieszkaliśmy w zupełnie innym mieście. Mama, tata, ja i moje dwie siostry. Wiedliśmy normalne życie, jak w zwykłej, standardowej rodzinie. Jednak pewnego dnia moja mama, która była zdecydowanie zbyt dobrą i ufną kobietą, przygarnęła pod swój dach dwójkę potworów, którzy pokonali kawał drogi, żeby zbiec ze swojego miasta. Zaufała im, a oni po przyjęciu jej dobroci zamordowali ją oraz tatę. Ja wtedy bawiłem się na placu zabaw koło bloków razem z moimi przyjaciółmi, Chara i Frisk były w środku. Gdyby nie to, że moja starsza siostra zabrała pięciomiesięczną Frisk i razem z nią uciekła na dwór, nie wiem jakby się to skończyło. Do dzisiaj pamiętam, kiedy cała uwalona krwią podbiegła do mnie z płaczem i krzyknęła „Tamci panowie dźgnęli tatę nożem". Dzieciaki szybko rozbiegły się do swoich domów, a my zaczęliśmy wołać o pomoc, jednak mordercy wiedzieli, że popełnili błąd dając jej uciec, więc zbiegli z miejsca zbrodni, przy okazji zabierając wszystko co cenne z naszego domu. Reszty wieczoru kompletnie nie pamiętam. Jednak wiem, że tuż przed tym jak trafiliśmy do domu dziecka obiecaliśmy sobie, że złapiemy potwory, które zabiły naszych rodziców. W tym dniu obydwoje znienawidziliśmy wszystkie potwory i to je obwinialiśmy za całe zło tego świata.

-Czas wracać.- westchnąłem i zacząłem zmierzać w kierunku drzwi wejściowych do budynku.
-Kris, mogę cię na słówko?- nawet nie zauważyłem, że w rogu stał mój szef.
-Tak, pewnie.
-Przyznaję się, podsłuchiwałem trochę waszą rozmowę. Ale cieszy mnie to, że w końcu zaczęliście się dogadywać.
-Nie sądzę.- wbiłem wzrok w ścianę- Zrobił to z czystej przyzwoitości, a nie dlatego, że mnie lubi. Widać, że za mną nie przepada. A ja w sumie trochę się go boję. Pewnie nigdy nie będziemy w stanie się dogadać, jednak myślę, że obydwoje jesteśmy w stanie przełamać się jeśli chodzi o sprawy zawodowe.
-Skoro tak twierdzisz.
-Sam na początku mówiłeś, że ma uraz do ludzi.-mówił też, że pochodzi z dzielnicy Złotych Kwiatów... Zaczynam mieć pewne przypuszczenia co do tego, ale wolałbym nie pytać Dust'a w prost, bo może się zdenerwować, a jak wspominałem, wolałbym tego uniknąć.
-Nie chcesz odpowiadać, czy mnie nie słuchałeś?- Ganz znowu zwrócił na mnie swoją uwagę.
-Nie słuchałem.
-Pytałem, czy czujesz się lepiej po tej rozmowie.
-Możliwe... Ganz, mam do ciebie pytanie.- spojrzałem mu prosto w oczodoły- Czy Dust kiedyś spotkał moją siostrę?
-Tak, Frisk czasami chodzi pomagać w psychiatryku, a on ma tam znajomego.
-Wiesz, że nie o tę siostrę mi chodziło. Wypytałeś mnie po ostatniej akcji z Asriel'em o wszystko co dotyczy mojego życia, więc na pewno wiesz.
-Nie, nie miał nigdy styczności z Charą.
-Mam zapytać go o to osobiście?
-Droga wolna, rób co chcesz.- odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę- Tylko pamiętaj, że twoje pytanie będzie miało spore konsekwencje, jeżeli cię okłamałem.- i zniknął za pierwszym zakrętem.

_____

Przyszłam Wam zadać jedno ważne pytanie.

Jaka jest wasza ulubiona postać w tej książce?

Wiem, że nie dotarliśmy do końca i wiele może się zmienić, ale ostatnio mnie to ciekawiło^^

I jako taki bonus, bo ostatnio lubię to robić

Oto przed Wami nastoletnia Nora. Jakoś tak miałam ochotę ją narysować, więc jest. A że wzmianka o niej pojawiła się w rozdziale to mam pretekst XD

Bayo~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro