-23- Czas na prawdę
~Dust~
-Dust.
-Nie chcę...- wymamrotałem pod nosem.
-Ja ci dam „nie chcę"!- Blue zaczął mnie szturchać swoim palcem- Nastawiłem ci ten budzik już piąty raz. Już dawno powinieneś być na nogach.
-Kto wymyślił wstawanie o ósmej rano?
-Na ósmą to ty powinieneś być w pracy. Ale aktualnie jest wpół do dziesiątej.
-A, to mam jeszcze czas.- przekręciłem się na drugi bok.
-Co ja się z tobą mam?-westchnął- Chciałem po dobroci.
-Co ty chcesz- i wylądowałem na podłodze- Dzięki.
-Nie ma za co.- położył się na łóżku i popatrzył na mnie z góry, z uśmiechem na twarzy- Zrobiłem nam śniadanie.
Po śniadaniu, Blue stwierdził, że chce odprowadzić mnie do pracy. Powiedział, że Sansy siedzi w domu jeszcze do końca tygodnia i w sumie nie ma co robić. Ja za to stwierdziłem, że to nawet dobry pomysł. Przez chwilę szliśmy w kompletnej ciszy, co było strasznie dziwne. Cisza w centrum miasta to coś niesamowicie niespotykanego. W sumie jakby się teraz nad tym zastanowić, to nie widziałem jeszcze dzisiaj żadnego samochodu. Potworów na chodnikach również nie ma.
-Blue, nie czujesz się jakoś dziwnie?
-Nie. Dlaczego?
-Tak jakby, jesteśmy tutaj sami.- dokładnie w tym samym momencie, w którym to powiedziałem, zza zakrętu wyszedł Killer. Nie wiem dlaczego, ale odruchowo ścisnąłem mocniej dłoń Blue.
-Cześć Killer!- Jagódka pomachał do niego drugą ręką.
-O, cześć. Nie zauważyłem was.- serio? Jest nas tutaj tylko trójka- Gdzie idziecie?
-Em... No do pracy- trochę mnie zaszokował- Nie jesteś już zły?
-Oczywiście, że nie. Było, minęło. Jak chcecie mogę się z wami przejść. No chyba, że jednak wolicie sam na sam.- on coś kombinuje...
-Chodź z nami! Będzie fajnie.- Blue wyprzedził mnie z odpowiedzią.
Przez resztę drogi Blue i Killer rozmawiali ze sobą na przeróżne tematy, normalnie jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. To tak strasznie zbiło mnie z tropu, że nawet się nie odzywałem. Kompletnie nie rozumiem tego co tu się dzieje. Mam nadzieje, że chociaż potwory na komendzie nie są dzisiaj jakieś pojebane.
Blue odmachał mi na dowidzenia i już miałem zamiar otworzyć drzwi, ale wolałem ostatni raz odwrócić się i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. I jestem strasznie dumny z tego, że postanowiłem to zrobić, ponieważ Killer rzucił się na Berry'ego i próbował wbić mu sztylet w czaszkę. Blueberry złapał go za nadgarstek, żeby jakoś się obronić, ale zaczynał tracić siły, a ostrze zbliżało się do niego coraz bardziej. Nie miałem pojęcia co zrobić. Ale jedno było pewne. Stojąc i patrząc na to, nic nie osiągnę. Zacząłem biec w ich stronę, przy okazji wyciągając pistolet. W momencie, w którym usłyszałem krzyk Blue, pociągnąłem za spust i wystrzeliłem sam nie wiem gdzie.
-Kurwa mać.- powiedziałem, kiedy doszło do mnie co w tym momencie zrobiłem. Trafiłem w czaszkę Killer'a. Jego ciało upadło prosto na Blue, żeby po chwili zmienić się w proch. Ja nie... ja nie mogłem. Nie znowu. Błagam...
-C-co ty...- Berry usiadł na ziemi. Jego ubrania oraz twarz były całe pokryte prochem i szpikiem kostnym.
-Blue.- podszedłem do niego.
-ZABIŁEŚ GO!!- krzyknął i odkopnął mnie od siebie.
-J-ja nie chciałem!
-Nie chciałeś?! On jest martwy! Zabiłeś go!
-Blue!
-Zamknij się morderco!- odwrócił się do mnie plecami i zaczął iść przed siebie- Nie chcę cię widzieć! Zostaw mnie w spokoju!
-Nie! Blue, proszę. Nie odchodź!- zacząłem za nim biec. Kiedy to zauważył, też przyśpieszył kroku.
-Nienawidzę cię!
Ktoś złapał mnie za nogę, przez co upadłem na podłogę. Nie Blue. Proszę. Nie zostawiaj mnie. Próbowałem się podnieść, ale ten „ktoś" albo „ktosiowie" złapali też za moje nadgarstki.
~Zabiłeś go.- usłyszałem znajomy, dziecięcy głos.~Zabiłeś go. Tak jak mnie.- mała, koścista ręka pojawiła się na mojej kości policzkowej i zmusiła do tego, abym spojrzał w twarz jej właściciela- Zabijanie braci musi być zabawne, co? Szkoda tylko, że ani Blue, ani Killer, tak nie uważają.
***
-Papyrus!- zerwałem się z łóżka, do pozycji siedzącej- Ja pierdolę.- siedziałem tak jakiś czas, dopóki nie uspokoiłem oddechu. To był najgorszy koszmar jaki miałem do tej pory.
-Dust, wszystko w porządku?!- Blue wbiegł do mojego pokoju. A kiedy nie uzyskał odpowiedzi, usiadł na łóżku- Co ci się śniło?- zamiast odpowiedzieć na jego pytanie, po prostu się do niego przytuliłem. Na początku się lekko przestraszył, ale po paru sekundach, również mnie objął.
-Nie zostawiaj mnie.- wyszeptałem.
-Nie zostawię.
***
Czy ja kiedykolwiek wstanę wyspany? Jak nie koszmary, to kac. Jak nie kac, to jakaś jebana trucizna. Jak nie jakaś jebana trucizna, to znowu koszmary. A skoro nadal jesteśmy w tej tematyce , to po tym co odwaliłem w nocy, poprosiłem Blue, żeby został ze mną na noc. A zważywszy na to, że o dziwo Printy się nie obudził, Blue się zgodził. Jednak nawet to nie sprawiło, że byłem w stanie zasnąć. Nie po tym co stworzył dzisiaj mój jebnięty mózg. Chociaż z drugiej strony, nie spałem, bo bałem się zrobić to przy Blueberry'm. Nie powaliło mnie jeszcze do tego stopnia, aby robić komuś krzywdę przez sen, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Dlatego po prostu leżałem przy nim, lekko oparty o jego żebra, przy okazji myśląc o wszystkim i niczym, podczas czekania na budzik.
Koniec końców, wyglądam dzisiaj jeszcze bardziej jak trup niż zazwyczaj. Normalnie czuję, że jeżeli będzie tak dalej, to w końcu walnę na ziemię i zapadnę w jakiś sen zimowy. Chociaż zgaduję, że nie tylko ja tak mam. Jeśli mowa o bezsenności, nie można zapomnieć o prawdziwym królu, do którego mam zamiar iść z wizytą. Tak, mówię tu o Ganz'ie.
-Cześć.- wlazłem jak zwykle bez pukania, ale robię tak zawsze, więc jeśli zacząłbym nagle zachowywać się kulturalnie, Ganz pomyślałby, że jestem podejrzany- Cześć.- powtórzyłem, a następnie trzasnąłem drzwiami, bo mój rozmówca aktualnie spał z łbem na biurku. Kiedy tylko po pomieszczeniu rozległ się trzask, od razu podniósł się do siadu.
-O, wróciłeś.- wymamrotał.
-Nie brzmiało to jakoś szczególnie optymistycznie.
-Przepraszam. Mało ostatnio śpię.- widać- Cieszę się, że jesteś cały.- schylił się pod biurko, żeby wyciągnąć kolejny segregator- Papierkowa robota mnie zabija. Zwłaszcza teraz, kiedy mój szef szuka u mnie nawet najmniejszych błędów.
-Niby dlaczego?
-Bo chce mnie wywalić na zbity pysk.- uśmiechnął się zadziornie- Spokojnie, to nie pierwszy raz. Wiem jak go urobić, potrzebuję trochę czasu. Ale nie rozmawiajmy o mnie. Porozmawiajmy o tym co u ciebie. Po ponad tygodniowej przerwie powinieneś tutaj wrócić jak nowo narodzony, a wyglądasz jeszcze gorzej niż wcześniej.
-Miałem koszmary... znowu.- oparłem się o jego biurko.
-To akurat u ciebie normalka, ale z tego co wiem jesteś w stanie po tym normalnie iść spać, a spodziewam się, że dzisiaj tak nie było. Śniło ci się coś innego?
-Znowu zwłoki. Pap postanowił się znowu zamienić z Charą miejscami. A jedyna zmiana to to, że tym razem zamordowałem Killer'a. Na oczach Blue. Po tym wykrzyczał, że jestem mordercą i mnie nienawidzi.
-Boisz się tego, co?- podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Tak czy siak nie otrzymał ode mnie żadnej odpowiedzi, bo jedynym co zrobiłem było odwrócenie wzroku- Słuchaj mnie Dust. Wiem, że ci na nim zależy, bo to dość wyraźnie widać, wiem też że nie chciałbyś go stracić. To logiczne. Ale naprawdę myślisz, że okłamywanie go przez cały czas jest dobrym pomysłem? Kiedy masz zamiar powiedzieć mu, kim kiedyś byłeś? Przy ołtarzu?
-Nie mogę uwierzyć, że akurat ty mówisz coś takiego. Przecież, to że nikt nie wie, że byłem płatnym zabójcą, jest ci na rękę.
-Jest. Ale Blue nie wyjawi nikomu twojej tajemnicy. A poza tym twój komfort psychiczny jest moim priorytetem. Jeżeli ty mu nie powiesz, a dowie się z jakiś innych źródeł, co jest w sumie prawdopodobne, naprawdę może się zdenerwować i cię zostawić. Jednak jeśli sam mu powiesz, może doceni to, że jesteś z nim szczery i ci wybaczy.
-A jeżeli mi nie wybaczy?
-W takim razie nie ty nie zasługiwałeś na niego, tylko on na ciebie. Tak czy siak masz przejebane, wybierz opcje, która daje ci więcej procent na powodzenie.
-Powiem mu, kiedy ty pójdziesz spać.- rzuciłem zadziornie.
-To masz pecha koleżko, bo w aktualnym stanie tracę przytomność średnio co godzinę. A propo.- wrócił za biurko- Muszę je jeszcze przejrzeć, zanim je wyślę.
-Jesteś jebnięty.- stanąłem za nim i przez ramię zacząłem zaglądać na te jego papiery. Jakieś nudne raporty, wykazy z banku, głównie odszkodowania za niszczenie okolicy podczas akcji. Jeju, okropieństwo. Nie dziwię się, że przysypia- Ganz.- zacząłem- Pamiętasz, że obiecałeś mi, że powiesz mi co robiłem, kiedy mi odbiło?
-No i jeszcze to.- westchnął- Zapomniałem o tym. Ale na to musimy poświęcić trochę czasu, a jak wiesz, mam go mało.
-Chcę po prostu wiedzieć, czy Killer kłamie. Ja nadal zabijam?
-Nie.- spojrzał na mnie zza kartki- Nie zabijasz. Kiedy wprowadzam cię w ten stan, masz po prostu więcej siły, jesteś bardziej odporny na ból i ogólnie armia licząca setkę ludzi w jednym potworze. Niektórych może to po prostu przerażać, ale przecież od początku nam o to chodziło, nie? Jestem walnięty, ale nie na tyle aby wysłać cię na jakąś akcję, nie mając stuprocentowej pewności, że nie zrobisz nikomu poważniejszej krzywdy. A opinią Killer'a to ty się nie przejmuj, przecież wiesz, że zrobi wszystko aby odciągnąć cię od pracowania w tym miejscu. Masz jeszcze jakieś pytania?
-W sumie to jedno. Nie jesteś zły, że zakochałem się w Blue?
-Nie. Masz mi po prostu powiedzieć co wie na temat Reaper'a, albo czy w ogóle coś wie. A tak poza tym to rób sobie z nim tam co chcesz. Tobie też się coś od życia należy.- odsunął kartki na bok, tylko po to aby za chwilę zastąpić je następnymi- Dobra. Pewnie przyszedłeś tutaj po jakąś sprawę, a ja cię zagaduję. Z racji tego, że miałeś ostatnio dość długą przerwę, po prostu dołączysz do kogoś kto jeszcze nie ma partnera- błagam, nie Ryba, tylko nie Ryba- Undyne jest wolna.
-Kurwa!
-Jest jeszcze Kris.
-Sushi spoko. Lubię Sushi.- posłałem w jego stronę sztuczny uśmiech.
Super! Po prostu genialnie. Nie ma to jak zaczynać pracę pozytywnym akcentem. Chciałem spokój, dostałem Rybę. I to wcale nie tak, że zazwyczaj pracuję z Red'em, ale Sansy złamał sobie nóżkę i porypał nam cały grafik. Nie. Wcale. Nienawidzę ich wszystkich...
Kolejny raz mój telefon wydał ten irytujący dźwięk, który sygnalizuje, że przyszedł mi SMS. Naprawdę mam już tego dość. Lust od rana wysyła mi wiadomości z treścią „I co, powiedziałeś mu?", „Jak ci poszło?", „Jak Blue zareagował?", „Było całowanko?". Ugh! Jak ja nie lubię jak ktoś mi się wpierdala w moje prywatne życie! Tak, będę dzisiaj zrzędził, bo się nie wyspałem.
W poszukiwaniu Undyne postanowiłem udać się, do jedynego słusznego miejsca, czyli na stołówkę. Jak co rano, wszyscy (dobra, prawie wszyscy) siedzieli, pili sobie kawkę i się opierdalali. To już chyba taki zwyczaj, że rano conajmniej pół godziny musi być zmarnowane tutaj. Ale na to akurat nie będę się skarżył, też nie lubię pracować.
-Siema stary!- Red poklepał mnie po plecach, kiedy zorientował się, że przyszedłem, a było to dopiero w momencie w którym usiadłem obok niego.
-Cześć.- Ralsei, czyli jedyna dobra duszyczka z wszystkich tutaj zebranych, postawił przede mną kubek z kawą i uśmiechnął się do mnie- Zrobiłem taką jaką lubisz.
-Skąd wiedziałeś, że już jestem?
-Minęliśmy się na korytarzu.- zaśmiał się nerwowo.
-Sorki, nie zauważyłem cię.- spojrzałem na Susie, która stała w kącie i żarliwie rozmawiała z kimś przez telefon. Z kim niby ona nawija o tak wczesnej godzinie?- A ona co taka wesoła?- wskazałem ruchem czaszki na fioletowego stwora.
-Susie ma dziewczynę.- i na te trzy magiczne słowa, towarzystwo ucichło. Za to Susie spiorunowała koziołka wzrokiem, a następnie wyszła, najprawdopodobniej poszukać bardziej ustronnego miejsca.
-Dobra, wyszła. Czas na ploteczki.- Red przysunął się bliżej Ralsei'a- Jak ma na imię?
-Noelle. To nasza przyjaciółka z gimnazjum. Mieszka w naszym starym mieście, ale ma tutaj kuzyna, więc często nas odwiedza. Nic nie jest jeszcze pewne, ale myślę, że to tylko kwestia czasu.
-Daj spokój.- Kris wyjątkowo wtrącił się w rozmowę- Przecież widać, że od dawna coś pomiędzy nimi jest. Po prostu nie chcą nam powiedzieć.
-Zaraz, chwila moment!- Red krzyknął- Czy ktokolwiek z naszego aktualnego składu jest hetero?- wzruszyłem ramionami- Undyne ma dziewczynę, Susie najwyraźniej też. Cross tkwi w jakimś dziwnym trójkącie z dwoma facetami. Nie pytajcie skąd wiem. Nasz szef i jego prawa ręka są małżeństwem. A ty Kris?
-Ja w sumie nie wiem.- spojrzał z lekkim rumieńcem na Ralsei'a.
-Ty Dust masz tego swojego Blue na oku...
-Skąd wiesz kogo mam na oku?!
-Alkohol działa cuda mój drogi.
-Ktoś ci się podoba?!- Ralsei się podekscytował. Szybka zmiana tematu uratuje moje kościste dupsko.
-A ty masz kogoś na oku, czy oddałeś całą swoją miłość wódce?- wiadomo do kogo było skierowane to pytanie.
-A żebyś wiedział. Poznałeś go już. Jest barmanem.- a czego ja się innego mogłem po nim spodziewać?
-Dobra, koniec rozmów o związkach. Gdzie jest Sushi, skoro nie ma jej tutaj?- w sumie głównie po to tu przylazłem.
-Undyne jest u siebie. A co, pracujecie razem?- niechętnie skinąłem głową- O stary...- znowu klepnął mnie w plecy.
***
Znowu nudna robota. Kolejny typ uciekł z więzienia, a my mamy go znaleźć i przyprowadzić z powrotem. Chociaż ostatnim razem źle się to skończyło. Nie pamiętam dokładnie jak cała akcja się skończyła, ale wiem, że straciliśmy trójkę naszych. Dlatego tym razem, nie będziemy działać pochopnie i postaramy się uzyskać więcej informacji, zanim będziemy działać. A gdzie znajdziemy ich więcej, niż u samego źródła? Dlatego postanowiliśmy wybrać się to kicia i porozmawiać z więźniem, który trzymał się blisko z tamtym co spierdolił. Swoją drogą nie wiem czy to więzienie o podobno zaostrzonym rygorze zeszło na psy, czy ja byłem taką pizdą i nie potrafiłem stąd zwiać. Ale mniejsza z tym. Najważniejsze jest to, że idę tam z Undyne, którą naprawdę zabawnie ogląda się na przesłuchaniach, bo często puszczają jej nerwy.
Przynajmniej dobrze bawiłem się dopóki nie wszedłem na salę i nie zorientowałem się kogo mamy przesłuchiwać. Kiedy na krzesełku zobaczyłem twarz znajomego królika, niewiele myśląc, po prostu się cofnąłem.
-Dust, co ty-
-To ja spadam, pa.- już chciałem uciekać, ale wredne babsko przytrzymało drzwi.
-Co ty wyrabiasz?!- złapała mnie za kaptur i zaciągnęła do środka. Ja nie chcę. Mogłem trafić, na wszystkich. Dosłownie wszystkich. Ale musiałem trafić akurat na gościa, który trzy lata temu próbował mnie zgwałcić- Siadaj.- siłą zmusiła mnie, żebym usiadł na krzesełku naprzeciw niego- I siedź.- nie no, może mnie nie rozpozna. To seryjny gwałciciel, jeśli miałby zapamiętywać wszystkich do których się dobierał, nie starczyłoby mu miejsca w tym mini mózgu.
-Ale baba tobą rządzi, Kostek.- uśmiechnął się wrednie. Rzygać mi się chce jak na niego patrzę.
-Wiesz gdzie jest Werner?- miejmy to po prostu z głowy.
-Nie widzieliśmy się tak długo, a ty się nawet ze mną nie przywitasz. To niemiłe z twojej strony.- czyli jednak mnie pamięta. Ugh! Fuj, nawet na mnie nie patrz.
-Gdzie jest Werner?- powtórzyłem. Za to ten szmaciasz stwierdził, że prowokowanie mnie tym tematem mu się nie uda i po prostu westchnął.
-Nie wiem. On też mnie opuścił.
-Oboje wiemy, że zniknął. Ale ty wiesz gdzie może się teraz podziewać.
-Może wiem.- przysunął się bliżej biurka, na co ja cofnąłem się na dwa razy większy dystans. Lekko go to rozbawiło- Ale co mi to da, jeśli wam powiem? Tak czy siak siedzę w więzieniu. Nic gorszego mnie nie może spotkać.
-Więc czego chcesz w zamian?- Undyne odburknęła. To jest zły pomysł.
-Dobre pytanie...- spojrzał mi prosto w oczodoły, a następnie się oblizał. Aż dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie. Kurwa! To on powinien się mnie bać, a nie ja jego- W sumie to chciałbym dokończyć to co zaczęliśmy trzy lata temu.- mówiłem! Nie ma mowy! Za żadne skarby.
-Obejdziemy się bez tych informacji.- wstałem z krzesła i zacząłem iść w stronę drzwi, ale Undyne szarpnęła mnie za ramię.
-Potrzebujemy ich, żeby zastawić pułapkę. Na serio chcesz stracić kolejnych przyjaciół? Nie wiem co pomiędzy wami zaszło, ale nie mógłbyś cię poświęcić?
-Nie.
-Jeżeli przestępca będzie o ten krok przed nami, wszystko może się posypać. To będzie twoja wina.
-Spierdalaj.
-Chciałbyś, żeby Red zginął?- nie graj mi na sumieniu głupia babo!- Albo Ralsei?- agh!- Albo Kris?- a po nim to bym akurat nie płakał.
-No dobra! Przestań już!- krzyknąłem- Ale wyjdź stąd na chwilę.
-Co?
-Po prostu wyjdź.- powiedziałem lekko wzdychając. Ryba postanowiła już nie drążyć tematu i wykonała zadanie.
-Naprawdę ci musi na tym zależeć, co?- znowu pokazał ten swój okropny uśmiech- Będzie zabawnie.- zaśmiał się. Chcesz się pobawić? Okej.
***
-Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.- powiedziała z lekkim wkurwieniem i równocześnie niedowierzaniem w głosie.
-A co miałem innego zrobić, co?
-Ale ty wiesz, że tam są kamery?
-Z których nagrania trafiają do Cross'a. Tak, wiem.- przez chwilę szliśmy w kompletnej ciszy.
-Jak mogłeś połamać mu rękę?!
-No przepraszam! Najważniejsze, że wyciągnąłem od niego informacje.- przemoc była tutaj jedynym rozwiązaniem, przecież nie dałbym się mu zgwałcić- Ciesz się, że mamy jakiś punkt zaczepienia.
Nie odzywała się do mnie aż nie wróciliśmy na komendę. Czekałem na to całe swoje życie. Powinnienem częściej bić więźniów, mimo tego, że to niezgodne z procedurami. Czuję, że dostanę za to opierdol od Ganz'a. Ale co mi tam. Zemsta na tym zboczeńcu była czymś co chciałem zrobić już od dłuższego czasu. Pokazałem mu co o nim myślę i mam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam.
***
Jeszcze nigdy nie zdażyło mi się tak, abym czekał z zegarkiem w ręku, aż skończy się moja zmiana. Dzisiejszy dzień był bardzo dziwny i niesamowicie wkurzający, ale na szczęście jestem już w domu. Stoję w kuchni, oparty o blat, z herbatką w ręku i rozmyślam o tym jakie to ja mam zjebane życie. Wszystko kiedyś było takie proste, a teraz gdziekolwiek się nie ruszę, trafiam na same problemy. Chociaż aktualnie w głowie mam tylko jedno. Jak i kiedy powiedzieć Blue prawdę? I tak ukrywałem to o wiele za długo. A jeżeli chcę, żeby powstała pomiędzy nami jakaś głębsza relacja, muszę coś zrobić. Przez to, że boję się przed nim otworzyć, nieumyślnie odpycham go od siebie. Po prostu nie chcę się do niego przywiązać, skoro istnieje szansa, że mnie znienawidzi i całkowicie urwie kontakt.
Odstawiłem pusty kubek od zlewu i udałem się do salonu. Blueberry siedział na kanapie i czytał książkę, kątem oka co chwilę spoglądając na Print'a, który siedzi przy swoim stoliku i coś tam rysuje. Postanowiłem przysiąść się koło niego. Na początku nic nie mówiąc po prostu cieszyłem się jego towarzystwem. Za to on tak się wciągnął, że chyba nawet mnie nie zauważył. Jeszcze przed tym jak trafiłem do placu zabaw/labiryntu tortur, Lust pożyczył mu jedną ze swoich ulubionych książek. Na początku chciał mu wcisnąć Greya, ale Horror go za to okrzyczał, więc dał mu jakąś tam o wampirach. Pewnie podróba „Zmierzchu".
-Co czytasz?- tak jak wspomniałem, wiem co, ale chcę jakoś zacząć rozmowę.
-„Łowca", Lust mi polecił.- powiedział, nadal nie odrywając się od lektury- Jak narazie akcja się rozkręca.
-Tatusiuuu!- mały krzyknął- A jesteś bafdzo zajęty?
-Nie skarbie.- włożył zakładkę w książkę, a następnie położył ją na stoliku- W czym ci pomóc?- podszedł do niego.
-Jak się pisze tata?
-Masz jakąś czystą kartkę?- Blue napisał wyraz na kartce, żeby młody mógł to odwzorować, a następnie wrócił na miejsce- Narysował nas.
-Koniecznie muszę zobaczyć to dzieło kiedy będzie gotowe.- tak bardzo nie chcę ich stracić. I jego i Blueprint'a. Życie razem z nimi jest najlepszą rzeczą jaka mogłaby mnie spotkać. Jednak, czy ja w ogóle na to zasługuję? Czy potwór taki jak ja zasługuje na szczęście?
-Hej, słyszałeś mnie w ogóle?- szturchnął mnie w ramię.
-Przepraszam, odpłynąłem.- chcę mu to powiedzieć. Chcę mu to powiedzieć w najdelikatniejszy sposób jaki potrafię. Jeżeli w ogóle potrafię to zrobić- Blue, musimy pogadać. Ale nie przy dzieciaku.- szepnąłem.
-Okej?- widać było, że lekko go to zdziwiło- Mogę to załatwić. Printy.- młody zwrócił wzrok na tatę- Posprzątałeś swoje ubranka, tak jak cię prosiłem?
-Tak tatusiu.
-A mam to sprawdzić?
-Ja chyba teraz muszę iść pobawić się w pokoju.- odszedł od stolika i zaczął iść w stronę drzwi.
-Mamy kilka minut dla siebie. To o czym chciałeś pogadać?- spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach. To się zaczyna robić coraz trudniejsze.
-Blue...- nie dam rady. Nie, kiedy patrzy na mnie w ten sposób- Ja nie do końca jestem tym kim myślisz, że jestem.- i poszło.
-W jakim sensie?- przekręcił lekko głowę na bok.
-W sensie... Pracuję w policji od jakiś trzech lat i w sumie dostałem tę robotę całkiem przez przypadek, bo Ganz stwierdził, że resocjalizowanie przestępców jest dobrym pomysłem.- to było delikatne? Czy on w ogóle zrozumiał co chciałem mu przekazać? Chciał coś powiedzieć, ale postanowiłem mu przerwać- Tak, zanim Ganz mnie zatrudnił byłem płatnym zabójcą i to w sumie na taką skalę, że aż zdziwiło mnie, że mieszkając w dzielnicy Złotych Kwiatów jeszcze o mnie nie słyszałeś.- i w tym momencie zapanowała kompletna cisza. Blue tak jakby zamarł w miejscu, tylko po to aby za chwilę odwrócić się do mnie bokiem i patrzeć się w ścianę przed nami. Ta cisza i niezręczna atmosfera. To jest właśnie to, czego najbardziej się bałem.
-Czyli to ci się śniło...- powiedział po dłuższej chwili, nadal na mnie nie patrząc.
-Tak. Mam tak praktycznie każdej nocy. Poczucie winy zżera mnie od środka, ale wiem, że na to zasłużyłem. Wiem też, że teraz pewnie mnie nienawidzisz, ale chciałem być z tobą szczery. Jeżeli chcesz odejść, rozumiem to.- kurwa, miałem nie płakać. Ale sama myśl o tym powoduje, że zbiera mi się na płacz. Nie chcę go stracić przez to, że kiedyś popełniłem wiele okropnych błędów.
-Dust.- położył dłoń na mojej kości policzkowej i kciukiem starł łzę, która mimowolnie spłynęła- Nie zostawię cię.
-I co, po prostu mi wybaczysz? Zignorujesz to, że jestem nic nie wartym potworem?
-To co robiłeś kiedyś jest czynem, który bardzo ciężko jest wybaczyć. Ale ja nie widzę ciebie jako nic nie wartego potwora. Dust, którego znam jest w stanie poświęcić naprawdę wiele, żeby pomóc mi i Printy'emu, pomógł chłopcu, który nie miał pieniędzy na jedzenie, uratował dwie dziewczyny spod rąk psychopaty i napewno zrobił jeszcze wiele innych rzeczy, którymi mógłby się pochwalić. Mordowałeś, ale postanowiłeś się zmienić. Sam widziałem jak bardzo tego żałujesz, a to jest najważniejsze. Przeszłość jest ważna, ale liczy się tu i teraz. A ja cieszę się, że mogę być tutaj z Dust'em, którego pokochałem.
-Berry... Ja nawet nie wiem co powiedzieć.- uśmiechnąłem się lekko, chociaż teraz nie hamowałem już łez. Nie wiem czy to z tego, że cały stres już ze mnie zeszedł, czy po prostu cieszę się, że postanowił dać mi szansę. Aktualnie mam to gdzieś- Też cię kocham. Nawet nie zadajesz sobie sprawy z tego jak bardzo.- kolejny raz posłał w moją stronę uśmiech, który miał dodać mi otuchy, a następnie przysunął swoją twarz bliżej mojej.
-Tylko obiecał mi, że więcej nikogo nie zabijesz?-szepnął.
-Obiecuję.- w momencie, w którym to powiedziałem, Blue przysunął się jeszcze bardziej, aż w końcu nasze usta zetknęły się, tym samym łącząc się w nasz pierwszy pocałunek. Nie wiem dlaczego, ale to spowodowało, że zacząłem płakać jeszcze bardziej. Może to po prostu ze szczęścia. Jak wspominałem wiele razy, jestem pojebany.
-Wujek płaka?- mały wszedł jakieś pięć sekund po tym jak przestaliśmy się całować.
-Tak jakby.- wspiął się na łóżko, a następnie na moje kolana- Ale to dlatego, że bardzo was kocham.
-Nie rozumiem.- przekręcił głowę na bok, tak jak wcześniej Blue.
-Narazie nie musisz.- Blue się do mnie przytulił- My też bardzo cię kochamy. Takiego jakim jesteś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro