-18- Bal
~Dust~
-Przestań zachowywać się jak baba. Idź.- Killer popchnął mnie lekko do przodu.
-A-Ale- zacząłem.
-Jestem zły i głodny. Jeżeli nie załatwisz mi nic do jedzenia, zjem was.- najgorsze jest to, że Horror nie żartuje.
Dobrze. Przecież to nie jest takie złe, prawda? Chodzi mi o to, że no oczywiście kradzież jest czymś złym, ale to mniejszy grzech niż na przykład zabicie kogoś. Bank też kradnie, a jakoś osoby, które tam pracują, nie mają wyrzutów sumienia. Dobra, taka motywacja mi wystarczy.
Ruszyłem przed siebie, czując na swoich plecach wzrok moich kolegów. Postanowiłem wybrać osobę, która na oko miała przy sobie najwięcej pieniędzy. Moim celem okazała się kobieta około czterdziestki. Miała na sobie długi, czerwony płaszcz, buty na obcasie i ogólnie dużo błyskotek na sobie. Trzymała w rękach małą, czarną torebkę, na której skupiłem się najbardziej.
-Uh, przepraszam.- powiedziałem, kiedy niby niechcący na nią wpadłem, przy okazji rozsypując jej zakupy- Pomogę pani.
-Ty już dosyć narobiłeś.- syknęła pod nosem, ale ja postanowiłem to zignorować.
-O jejku. Przepraszam.- znowu przeprosiłem, kiedy odkopnąłem, o ironio, świeżo kupioną przez nią portmonetkę. Kiedy schyliła się, żeby ją podnieść, wsunąłem rękę do lekko otwartej torebki i wciągnąłem stary portfel, po czym szybko schowałem go do kieszeni od bluzy- Dowidzenia.- burknęła coś pod nosem i sobie poszła.
Kiedy straciłem ją już z zasięgu wzroku, odszedłem na parę kroków i zacząłem sprawdzać zawartość portfela. Bogate osoby to dość dobry cel, ale niestety jest jeden minus. A mianowicie taki, że mają przy sobie najczęściej karty kredytowe, a bez piniu trójka dzieciaków nie będzie w stanie tego ogarnąć. Na szczęście znalazłem gdzieś tam luzem leżące pięćdziesiąt złotych i jakieś drobniaki, więc może jutro nie będziemy musieli się w to bawić.
-I jak ci poszło?- Killer do mnie podszedł.
-Mam pięć dych. I dwa batoniki zbożowe.- a tak zgarnąłem przy okazji. Podałem je chłopakom, Horror od razu zeżarł swojego. Ten to jest wiecznie głodny.
-Ładnie. Dzidzia nam dorasta.- Killer objął mnie ramieniem- Kupmy coś do jedzenia i wracajmy do domu.
-O niczym innym jak narazie nie marzę.- jestem ciekawy kiedy ta kobieta zorientuje się, że nie ma pieniędzy.
***
-Normalnie flaki latały po całej ulicy. I wtedy mój brat-
-Horror.- Killer mu przerwał- Mnie to może nie rusza, ale przestań, bo Dust wbija swoje palce w moją rękę.
-Przepraszam!- odskoczyłem- Po prostu krwawe historie powodują, że mam koszmary.
-Ty masz zawsze koszmary.- Killer powiedział ze znudzoną miną- Czekaj.- złapał mnie za rękę, kiedy przekroczyliśmy próg domku, w którym aktualnie przebywamy.
-Co je-zakrył mi usta ręką. Dobra, będę cicho.
-Siedź tam.- szepnął i wepchnął mnie pod stół, a sam ustawił się koło drzwi z wyciągniętym nożem w ręce. Horror ściągnął siekierę z pleców i zaczął go asekurować. Ja za to skuliłem się pod stołem i modliłem się, żeby nie okazało się, że ten opuszczony domek ma jednak właściciela.
Po paru minutach czekania drzwi się otworzyły, a Killer od razu rzucił się na osobę, która przez nie przeszła. Odwróciłem wzrok, bo bałem się tego co za chwilę się stanie. Słyszałem tylko huk poprzewracanych mebli i co jakiś czas przekleństwa. W końcu i mój stół oberwał. Coś na niego upadło i złamało mu jedną nogę. Kiedy podniosłem wzrok, okazało się, że to Killer został na niego rzucony i chyba stracił przytomność. Szukałem wzrokiem mojego drugiego przyjaciela, który był przygwożdżony do ściany, przez kolesia, który prawdopodobnie tu mieszka. W tamtym momencie spanikowałem. Podszedłem do nieprzytomnego Killer'a, zabrałem mu pistolet i zacząłem mierzyć do kolesia.
-Zostaw go!- krzyknąłem, a ktoś w białej masce odwrócił twarz w moją stronę.
-Dust, strzelasz gorzej z pistoletu niż na sprawdzianach, jeżeli we mnie trafisz, to zmartwychwstanę i cię zabiję.- Horror, znając moje umiejętności strzeleckie, próbował odwieźć mnie od tego pomysłu.
-Zostaw go.- powtórzyłem, chociaż trzęsący się jak osika nie brzmiałem zbyt wiarygodnie.
-Nie wyglądasz jakbyś był zdolny kogoś zabić. W przeciwieństwie do tej dwójki.- pociągnął Horror'a za szyję i przerzucił w miejsce w którym leżał Killer. Kiedy zaczął podchodzić do mnie, zacząłem lekko cofać się pod ścianę- To mnie nawet trochę śmieszy.- wyciągnął rękę w moją stronę, a ja spanikowałem i pociągnąłem za spust.
Zamknąłem oczodoły, jakby izolując się od tej całej sytuacji która teraz się toczyła. Nic mi się na razie nie stało, więc zgaduję, że trafiłem w niego. Błagam, żeby on nie był martwy. Błagam. Błagam. Błagam. Nie zniosę kolejnego trupa na sumieniu.
***
Obudziłem się wdychając gwałtownie powietrze. Kolejny raz śniło mi się wspomnienie. To mi się zdarza zdecydowanie za często i nie mam pojęcia z jakiego powodu. Kiedyś spotkałem typka w masce... ale on miał chyba inny znak na policzku. Chyba serce, ale w tej sytuacji zgaduję, że kier. Tak czy siak nie żyje, więc to musiał być ktoś inny. Możliwe, że to jakaś mafia? Czy powinienem o tym mówić Ganz'owi?
-Cześć Dust.- zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, ale nikogo nie zauważyłem- Oj, przepraszam. Zapomniałem.- przed moimi oczami wyskoczył różowy duch. Mało zawału nie dostałem!
-Kim ty w ogóle... Czekaj. Mettaton?
-Yhm.- uśmiechnął się lekko- Moje ciało się ładuje, więc na chwilę musiałem je opuścić. To się dzieje mniej więcej raz w tygodniu.
-Łał.- teraz na usta ciśnie mi się tak wiele pytań- Zawsze tak wychodzisz i straszysz potwory?
-Czasami mi się to zdarza.- zakręcił się koło mnie- W sumie to zazwyczaj jestem poza ciałem. Kiedy zostanę w nim zanim się wyłączy, nie będę mógł z niego wyjść przez cały proces ładowania. Mam tak też kiedy ktoś niespodziewanie odetnie mi zasilanie, ale to zostaw dla siebie. Jesteś głodny? Zaraz ktoś przyjedzie i przyniesie śniadanie. To w sumie dobrze że wstałeś. Co ci się śniło?
-Przestań być irytujący.- przeciągnąłem się i wstałem z łóżka.
-Przepraszam. Nudziło mi się w nocy. Poza tym to nasz ostatni dzień razem. Wyjeżdżam jutro.- amen- Jesteś przygotowany na bal?- ugh... jeszcze ten durny bal. Mettaton stwierdził, że odejdzie z przytupem i zorganizuje wielką imprezę na której oczywiście ja też muszę być. Bo jakże by inaczej?
-W jakim sensie przygotowany?
-No wiesz... trzeba cię jakoś ładnie ubrać. W dodatku musisz wybrać sobie jakąś osobę towarzyszącą.
-Ty chyba sobie jaja robisz.- westchnąłem i rzuciłem się z powrotem na łóżko- Przecież ja tam miałem być służbowo.
-Tak, ale to nie zmienia faktu, że jesteś gościem i też masz się dobrze bawić.
-A jeżeli nie przyjdę z osobą towarzyszącą?
-Wtedy będę robił ci wyrzuty przez cały bal. Obiecuję ci, że ten bal będzie absolutnie niesamowity!- nagle z sąsiedniego pomieszczenia wydobył się dźwięk jakiegoś dzwonka- O! Moje ciało jest naładowane!- i poleciał.
-A ty co, toster?- podszedłem do komody i wziąłem do ręki leżący na niej telefon.
Jeśli ten blaszak się na coś uweźmie, to nie ma przebacz, dlatego pewnie nie odpuści mi z tą osobą towarzyszącą. Tylko najgorsze jest to, że nie mam bladego pojęcia kto chciałby iść ze mną na tę imprezkę. Pierwszą( i jak dotąd jedyną) opcją, która przychodzi mi do głowy jest Lust. On to lubi się zabawić... i pić. Jakby się nad tym zastanowić to jak ma okazję to chleje więcej niż Red. A jak już jest na bani to klei się dosłownie do wszystkich, co z kolei nie podoba się Horror'owi. Ale z drugiej strony... co mi szkodzi? Przynajmniej będzie zabawnie.
-Hejka Lust. Masz czas może dzisiaj wieczorem?- postanowiłem jednak do niego zadzwonić.
~Zależy.
-Potrzebuję osoby towarzyszącej na bal.
~W takim razie nie mam.- nie ma to jak przyjaciele...
-W takim razie pierdol się.
~No nie gniewaj się na mnie Dusty. Mam szlaban na imprezy. Na trzy miesiące.- o nie, to źle wróży.
-Nie mów mi, że jesteś w ciąży.
~Heh... To raczej nie jest rozmowa na telefon. Muszę zrobić śniadanie dla Desire. Papa, buziaczki.- i się rozłączył.
I w tym momencie skończyły mi się pomysły. Ilu ja mam jeszcze znajomych? Ganz. Pewnie też ma zaproszenie. Killer? Nigdy by się na to nie zgodził, nie pokazuje się innym potworom, bo w końcu nadal jest przestępcą. Sushi nie zaproszę, bo nie pozwala mi na to moja męska duma. Asy aktualnie siedzi w psychiatryku. Blue... to chyba nie jest najlepszy pomysł. Nie widziałem go w sumie od dawna i trochę mi go już zaczęło brakować. I to właśnie jest najgorsze. Nie rozumiem co się ostatnio ze mną dzieje. Przedtem spotkania z nim były dla mnie straszną męczarnią, ale z biegiem czasu chyba niestety muszę przyznać, że trochę go polubiłem. A to źle, a nawet bardzo. Moja relacja z nim miała polegać na tym, że on ma traktować mnie jako przyjaciela, a nie kurwa odwrotnie. Jeżeli się do niego przywiąże, wydobywanie informacji i przekazywanie ich Ganz'owi może się nie udać. Nie powinienem... Agh! Dobra, jebać. Wybieram Jagódkę. Stęskniłem się.
***
Nie spodziewałem się, że z ogarnięciem osoby towarzyszącej jest takie zamieszanie. Mettaton podekscytował się tym, że pozna nowe osoby(albo bardziej tym, że one go poznają) i stwierdził, że od razu rano wybiera się ze mną do Blue, żeby go zaprosić. Który z kolei oczywiście się nie zgodził, bo nie miał z kim zostawić Blueprint'a, a poza tym miał dzisiaj pilnować trojaczki. Więc ja, jako że jestem superinteligentny, postanowiłem wkopać w to Lust'a, który mnie dzisiaj rano olał. Za to on stwierdził, że ich kawalerka jest za mała, żeby pomieścić piątkę dzieciaków, więc dałem mu klucz do mojego domu i teraz modlę się o to, żebym zastał go w całości. Finalnie skończyło się tym, że Lust i Horror mają co robić dzisiaj wieczorem, a ja i Blue poszliśmy razem na bal. Ja to się umiem w życiu ustawić.
Imprezka zaczęła się już rozkręcać parę godzin temu. Szczerze, na początku myślałem, że będzie to strasznie nudne wydarzenie. Coś takiego jak wesele, ale takie dla samej rodziny i tych wszystkich zrzędliwych ciotek. Jednak muszę przyznać, że Mettaton to się umie dobrze bawić. Nie jest to ABSOLUTNIE PIĘKNY bal, ale nie mam ochoty zaciupać się łyżką, co z kolei często zdarza się, kiedy Ganz mnie gdzieś wyciąga. Blue piętnaście minut temu dosadził się do babeczek i lekko zaczęło mu odwalać. Aktualnie biega po sali i zaczepia jakieś przypadkowe potwory. W sumie nawet mi to nie przeszkadza. Cieszę się, że mogę trochę odpocząć od tego dziwnego uczucia, które pojawia się gdy tylko jest w pobliżu.
-Cześć.- stanęła koło mnie niska dziewczyna. Na początku myślałem, że jest człowiekiem, ale kiedy spojrzałem na nią drugi raz zauważyłem że jest cyklopem. Miała średniej długości, fioletowe włosy, które opadały jej lekko na ramiona, niebieskie oko i różową sukienkę na sobie- Jesteś tutaj sam?
-Mój znajomy jest trochę zajęty.- zerknąłem z powrotem na Blue, który tym razem postanowił trochę pomęczyć Mettaton'a.
-Mój też.- oparła się lekko o stolik. W tym momencie moją uwagę przykuł drobny szczegół, a mianowicie bransoletka, którą miała na ręce. Normalnie pewnie miałbym to gdzieś gdyby nie to, że miała na sobie symbol pik- Ładna, prawda?
-Ta, pewnie.- wziąłem łyk wina, z którym męczę się już w sumie od pół godziny. Ganz wcisnął mi tą lampkę do rąk, ale mi alkohol naprawdę ciężko wchodzi.
-Zawieszka jest w kształcie mojego ulubionego symbolu. Uważam, że pik jest naprawdę piękny. A ja lubię piękne rzeczy. W sumie dlatego podeszłam do ciebie.- normalnie najgorszy tekst na podryw, jaki słyszałem.
-Yhm...
-Sorki, to było głupie.- zaśmiała się nerwowo.
-Nie wysilaj się. Nie jesteś w moim typie.
-To miało mnie urazić?- przekręciła lekko głowę w bok.
-Nie. Po prostu musiałabyś być facetem.- i w tym momencie mina jej zrzedła- Wiesz co, ja muszę już iść.- chwyciła mnie za rękę.
-Poczekaj. Nie chciałam cię odstraszyć. Po prostu zmieńmy temat. Co cię łączy z Mettaton'em?- zobaczyłem w jej oku dziwny błysk, który lekko mnie zaniepokoił.
-Jestem jego ochroniarzem.
-Zawsze z nim podróżujesz? Czy może jesteś z tego miasta?- dobra, z tą laską jest coś ewidentnie nie tak.
-Ja... em...
-Hej?- Blue lekko szturchnął mnie w ramię, żeby zwrócić na siebie moją uwagę- Nie chcę wam przeszkadzać, ale-
-To twój chłopak?- zaczyna się robić irytująca. W tym momencie Blue lekko zatkało, a ja chyba znalazłem jedyny sposób, żeby uwolnić się od tej baby.
-Tak. Kochanie, za chwilę ci w tym pomogę.- złapałem go za rękę- Sorki, ale to nagła potrzeba. Może później się jeszcze spotkamy.- powiedziałem na odchodne i zacząłem ciągnąć Blue jak najdalej od niej.
-Od kiedy jesteśmy razem? Coś mnie ominęło?- zaśmiał się.
-Wybacz mi. To był mój jedyny pomysł jak mogę przed nią uciec. Uratowałeś mi moje osiem liter.
-W takim razie, skoro jesteś wolny, może zatańczymy. W końcu przyszliśmy tutaj razem.
-Z miłą chęcią.- znowu chwyciłem jego dłoń i zacząłem kierować go na środek sali.
Kiedy tylko weszliśmy na parkiet, ktoś włączył wolny kawałek. Wszystkie pary zaczęły się kleić do siebie, a my nie za bardzo wiedzieliśmy co z tym faktem zrobić. Blue był lekko zakłopotany, bo był to w końcu jego pomysł. Postanowiłem przerwać tę niezręczną sytuację. Wykorzystując wiedzę, którą przekazał mi dzisiaj rano organizator imprezy, objąłem go lekko w pasie, a on dostosowując się do sytuacji, położył ręce na moich ramionach. Posłał mi nieśmiały uśmiech, który chyba przez przypadek odwzajemniłem.
To jeden z tych momentów, w którym zapominasz o całym świecie. W tamtej chwili widziałem przed sobą tylko Blue, który próbuje nie pogubić kroków i uroczo rumieni się, kiedy tylko nasze spojrzenia się krzyżują. Wspominałem już wcześniej o tym dziwnym uczuciu, które towarzyszy mi zawsze, kiedy jest blisko. Teraz uderzyło we mnie z dziesięciokrotną siłą. Mimo wszystko jest to w jakimś stopniu... przyjemne? Kurczę, jestem naprawdę kiepski w opisywaniu uczuć.
Cała piosenka minęła... i w sumie cztery kolejne, kiedy w końcu postanowiliśmy odpocząć i ewentualnie napić się czegoś. Tylko problem tkwi w tym, że większość napojów w tym pomieszczeniu zawiera chociaż trochę procentów.
-Piłeś kiedyś alkohol?- zapytałem, kiedy zobaczyłem, że Blue powąchał poncz i lekko się skrzywił.
-Nie. To dziwne?- nalałem mu napój do szklanki i podałem.
-Jak dla mnie nie, ale niektórzy uważają, że skoro jesteś dorosły i nie lubisz alkoholu, to coś jest z tobą nie tak.
-A ty jak uważasz?- znowu to powąchał.
-Aż tak liczysz się z moim zdaniem?- zaśmiałem się.
-Bardzo liczę się z twoim zdaniem!- jego oczodoły lekko zabłyszczały. A może tylko mi się to wydawało? Jezu, jak tu się nagle zrobiło gorąco!- Dlaczego się rumienisz?
-J...ja...- teraz to na sto procent jestem cały fioletowy- Jest mi strasznie gorąco. Może wyjdziemy na balkon?
-Pewnie.- upił trochę ponczu, ale chyba niezbyt mu to zasmakowało- To którędy?- kolejny raz złapałem go za rękę.
Przez ten tłum potworów naprawdę ciężko się przedostać. W dodatku muszę uważać żeby nie wpaść na fioletowowłosą wariatkę. No i jeszcze co jakiś czas spoglądać na Mettaton'a i sprawdzać, czy wszystko z nim w porządku. Niby jest tutaj dużo ochrony, a impreza jest pilnie strzeżona i osoby mogą wejść jedynie z zaproszeniem, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
Znaleźliśmy się w końcu w miejscu, w którym było mniej ludzi. Był to główny hol, na którego środku stała wielka fontanna w kształcie Mettaton'a, którą zaprojektował jakiś debil, ponieważ woda wylewa się na podłogę. Mieliśmy w spokoju udać się ładnie i grzecznie na taras ale oczywiście w życiu nie ma tak łatwo i los postawi na twojej drodze pizdę z jednym okiem. Akurat przypadkiem przechodziła sobie koło nas i akurat przypadkiem szturchnęła Blue, który poślizgnął się na wcześniej wspomnianej wodzie i wylądował na podłodze.
-Wszystko w porządku?- pomogłem mu wstać.
-Tak. Nic takiego się nie stało. Tylko... mam trochę mokre spodnie. Ale dziękuję za troskę.- uśmiechnął się delikatnie- Przynajmniej ja trochę się ochłodziłem.
-Zaprowadzić cię do łazienki?
-Nie musisz. Z tego co widzę jest tam.- spojrzałem na wielki napis WC za nami- Tylko poczekaj na mnie chwilkę.- przytaknąłem.
Czy ja właśnie zaproponowałem mu, że pójdę z nim do łazienki? Zostawmy to bez komentarza, proszę. Bardziej interesuje mnie to, co tak właściwie ta laska do mnie ma. Spławiłem ją trochę, no ale przecież to nie moja wina. Poza tym wydaje mi się jakaś dziwna. Skoro została zaproszona, powinna znać Mettaton'a, a wypytuje mnie o niego. Chyba, że przyszła jako osoba towarzysząca.
-Siemka gnojku!- Undyne klepnęła mnie w plecy i przerwała mi moje przemyślenia.
-A ty co tutaj robisz?
-Moja waifu jest bliską przyjaciółką gospodarza, ale aktualnie poszła na siusiu. A ty przypadkiem nie powinieneś kręcić się koło Mettaton'a?- ona to znajdzie każdy pretekst, żeby udowodnić mi, że nie przykładam się do pracy. W sumie to nie musi długo szukać, ale tak czy siak nie lubię, kiedy ma z czegoś satysfakcję.
-Nie będę chodził za nim krok w krok. Daj mu trochę luzu, aktualnie znajdujemy się w najbardziej strzeżonym budynku.
-Ta, pewnie. Tak właściwie to ty chcesz mieć trochę luzu, co nie? Widziałam cię na parkiecie... i w sumie do teraz nie sądziłam, że umiesz się bawić.
-Ha, ha. Bardzo śmieszne.- połowa moich słów wypowiedzianych do niej to albo wyzwiska, albo sarkazm.
-A tak w zasadzie to kim jest ten szkielecik, do którego robiłeś te maślane oczka?- moja twarz na powrót zrobiła się fioletowa. Ryba prawie zadławiła się swoim śmiechem.
-Nie robiłem żadnych „maślanych oczek"!
-Ta, a twoja reakcja tylko to potwierdza.- w sumie z tym sarkazmem to vice versa- Ktoś tu się zakochał.
-Nie jestem zakochany. Po prostu lubię towarzystwo Blue. Kiedy jest przy mnie odczuwam dziwne szczęście, które czułem ostatnim razem chyba będąc dzieckiem. I naprawdę- i w tym momencie dostałem liścia od rzeczywistości. Chyba w końcu dowiedziałem się czym jest to dziwne uczucie, którego wcześniej nie potrafiłem określić- Ja pierdole, jestem zakochany.- powiedziałem pod nosem.
-O jak miło, mam kolejny pretekst, żeby się z ciebie ponabijać.- objęła mnie ramieniem.
-To nie jest śmieszne!- odepchnąłem ją- Jeżeli to jest prawda, to mam naprawdę przejebane.
-Nie spinaj się tak.- łatwo ci mówić! To nie ciebie Ganz zabije, jeżeli spieprzysz misję.
-Jeżeli komukolwiek o tym powiesz, zostaną z ciebie tylko ości.
-Coś za coś, mój drogi.- zauważyłem, że Blue wychodzi z łazienki, więc tę rozmowę trzeba jak najszybciej uciąć.
-Później o tym pogadamy.- podszedłem do Blue- To co, wybieramy się na ten balkon?
-Prowadź.- minęliśmy Rybę, która szczerzyła do mnie te swoje żółte kły, które mam ochotę powybijać za każdym razem jak na nią patrzę.
To nie możliwe żebym zakochał się w Blueberry'm. Przecież na początku nawet go nie lubiłem. A tu nagle, w tak krótkim czasie, zostałem przestrzelony strzałą Amora czy coś w ten deseń. To wszystko jest takie pojebane! Umiem dobrać się do sejfu w mniej niż pół minuty, potrafię zabić potwora gołymi rękami, a przerasta mnie coś tak durnego jak miłość. Nigdy się w nikim nie zakochałem. Co mam robić? I najważniejsze jak mam przestać to czuć?
Blue z fascynacją przyglądał się wszystkim gwiazdom na niebie. W centrum jest naprawdę trudno je wypatrzeć, głównie przez wieżowce, ale aktualnie znajdujemy się na ostatnim piętrze, najwyższego budynku w tym mieście. Kiedy dostrzegł spadającą gwiazdę, tak się podekscytował, że prawie wypadł przez barierki. Przytrzymałem go lekko, żeby nie zrobił sobie krzywdy. W chwili, kiedy jego ręka przez przypadek zetknęła się z moją, znowu poczułem to ciepło na kościach policzkowych. Czy naprawdę muszę walczyć z tym uczuciem?
-Nie sądziłem, że może być tutaj tak pięknie.- wskazał palcem na niebo i śledził nim smugę światła, pozostawioną przez spadającą gwiazdę.
-Fakt. Aż przypominają mi się dobre, stare czasy. Kurcze, zabrzmiałem jakbym był w wieku Ganz'a.- Blue lekko się zaśmiał.
-Ile ma lat? Wygląda na niewiele starszego od ciebie.
-Trzydzieści dwa lata. Chyba...
-W takim razie nie jest taki stary.
-On już szkolił się na policjanta, a ja chodziłem do przedszkola.
-Jeżeli tak na to spojrzysz.- oparł się rękami o balustradę- Co to przedszkole?- przekręcił lekko głowę w bok.
-Tam wysyła się dzieci w mniej więcej wieku sześciu lat. Jest tam wiele innych dzieci, zabawek i opiekunki, które się nimi zajmują. Taki plac zabaw, ale bardziej strzeżony.- słuchał mnie z uwagą i analizował wszystko co powiedziałem- Jeżeli chcesz, żeby Blueprint poznał kogoś w swoim wieku, możesz go zapisać, kiedy trochę podrośnie.
-Jeżeli musiałbym za to zapłacić jest to wykluczone.- westchnął- Trochę ciężko jest odnaleźć się w mieście, jeżeli wcześniej było się bezdomnym. Ale nie ma tego złego! Gdybym nie mieszkał w dzielnicy Złotych Kwiatów, Printy by na ciebie nie wpadł i nigdy bym cię nie spotkał.- kolejny raz posłał mi lekki uśmiech.
-Dzielnica Złotych Kwiatów jest niebezpieczna.- no tak, miałem przecież podjąć ten temat- Widziałeś przecież to co stało się ostatnio.- ale czy w zaistniałych okolicznościach to jest dobry pomysł?- A takie akcje zdarzają się tam dosyć często.- jednak jedno jest pewne- Nie chciałbyś może przeprowadzić się do mnie?- jeżeli nie chcę go stracić, nie może dowiedzieć się prawdy o mnie.
-Dust, to miłe z twojej strony, ale nie mogę cię tak wykorzystywać. Nie będę w stanie dołożyć się nawet w jednej dziesiątej do rachunku za dom w centrum miasta.
-Kosztami nie musisz się przejmować, naprawdę.- złapałem go za rękę- Martwię się o ciebie i Print'a. Mieszkania w tej dzielnicy są takie tanie, bo często dochodzi tam do morderstw, gwałtów, rabunków czy jeszcze gorszych rzeczy. Szczerze mówiąc to nawet we własnym mieszkaniu nie jesteście do końca bezpieczni. Nie mówię, że takie akcje zdarzają się codziennie wszystkim mieszkańcom, ale zawsze istnieje jakieś ryzyko. Nie chcę was stracić.- tym razem to jego twarz przybrała lekki odcień błękitu- Przede wszystkim pomyśl o swoim dziecku.- przez dłuższą chwilę wahał się. Błądził wzrokiem po tarasie, aż w końcu znowu spojrzał na mnie.
-Jeżeli tak stawiasz sprawę...- już miałem się cieszyć, ale- Ale jeżeli będziemy przeszkadzać, masz mi to powiedzieć.
-Jestem pewny, że nie będziecie.- ścisnąłem mocniej jego dłoń- Blue...- chciałem powiedzieć coś głupiego, ale na szczęście, albo i nieszczęście, przerwała mi to mocno działająca mi dzisiaj na nerwy osoba(nie Undyne). Dziewczyna z fioletowymi włosami stanęła w drzwiach i nas obserwowała. Kiedy w końcu ją zauważyłem zaśmiała się i nałożyła na twarz białą maskę z symbolem pik na policzku- Pójdź na chwilę do mojego domu.
-Co? Dlaczego?- był lekko zdezorientowany.
-Na śmierć zapomniałem. Horror napisał do mnie, że Blueprint nie może zasnąć i prosił, żebyś wpadł na chwilę. Za chwilę zamówię ci taksówkę.
-Jejku, jest już dwudziesta trzecia.- czy on to stwierdził patrząc na niebo?- Nie będziesz zły, jeżeli cię tu teraz zostawię?
-Nie no co ty. Maluchy przede wszystkim.
Zadzwoniłem po tę taksówkę, odprowadziłem go do wyjścia, szybko napisałem sms do Horror'a z wyjaśnieniami i prośbą, żeby jakoś zatrzymał Blue w domu, a następnie zacząłem szukać Mettaton'a, lub fioletowej wariatki.
Na szczęście Mettaton był cały i świetnie bawił się z tą całą Maddie. Pociągnąłem go za ten jego blaszany kostium i bez zbędnych wyjaśnień zacząłem ciągnąć go do miejsca, w którym siedział Ganz i chlał.
-Gdzie jest Sushi?
-W sensie Undyne?- potwierdziłem skinieniem głowy- Nie wiem.
-To ją znajdź i powiedz, że ma ewakuować stąd Mettaton'a. Ja poszukam pizdy z maską.
-Z jaką maską?!- od razu wytrzeźwiał.
-Taką samą jaką miał ten koleś, który próbował oblać kwasem Mettaton'a.
-Gdzie ostatnio ją widziałeś?
-Znajdę ją, wy zajmijcie się Mettaton'em.
-Nie, ty miałeś go pilnować. Powiedz co widziałeś i wyjdź stąd razem z nim.- biedny Mettaton nie wie co się dzieje. Jedynie za każdym razem kiedy wypowiedziane jest jego imię, odwraca głowę w stronę mówcy. Mam nadzieję, że zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo ma teraz przejebane.
-Ty chyba sobie jaja robisz! Nie wiadomo co ta wariatka kombinuje!
-Dlatego nie trać czasu i spierdalaj!- teraz to się naprawdę zdenerwował- To jest rozkaz Dust, w miednicy mam to, czy ci się to podoba, czy nie!- jak ja go nienawidzę.
-Ostatni raz widziałem ją przy balkonie. Idziesz w lewo od strony toalet, w razie jakbyś nie wiedział. Wcześniej jeszcze dwa razy się widzieliśmy, ale nie miała na sobie maski. Raz właśnie przy toaletach, a jeszcze wcześniej koło stolików z jedzeniem.- wskazałem na nie palcem- Jest cyklopem. Ma niebieskie oko i fioletowe włosy, nosiła różową sukienkę. Jest niskiego wzrostu. To wszystko co wiem.
-Dobra, dzięki. Wyjdźcie tylnym wyjściem. Jak spotkasz po drodze Undyne to przekaż jej, że ma kierować się w stronę toalet.
***
Ponieważ najlepsze jest ukrywanie się na widoku, a Mettaton o drugiej w nocy ma samolot, dlatego jest już wymeldowany z hotelu, postanowiłem zaprowadzić go do mojego domu. Wiem, że ten pomysł jest okropny, ale także jedyny na jaki wpadłem. Kiedy wparowaliśmy do środka, Blue usypiał dzieci na górze w sypialni, Lust siedział na kanapie i czytał książkę, a Horror był w trakcie mycia podłogi. Nie wiem co tu się wydarzyło i chyba nie chcę wiedzieć.
-Dust, co ty tutaj robisz?- Lust zapytał mnie, zerkając znad „50 twarzy Grey'a".
-Impreza skończyła się godzinę przed czasem. Gospodarz posiedzi sobie chwilkę u nas, a później odwiozę go na samolot.- w sensie taksówką, ja nie mam jeszcze prawa jazdy, poza tym trochę piłem.
-Błagam, nie mów, że impreza przenosi się do nas.- Horror odłożył mop i padł na kanapę koło Lust'a.
-A ty co taki zmarnowany?
-Chwała dla osoby, która wymyśliła antykoncepcję.- Lust walnął go książką w łeb- Oczywiście, nasze dzieci kocham nad życie, ale piątka to zdecydowanie za dużo.- czy ja usłyszałem dzieci? Czyli moje obawy się sprawdziły? To by tłumaczyło dlaczego Lust sobie siedzi i się opierdala, a Horror musiał tyrać. W sumie teraz trochę mi go szkoda... albo w sumie nie. To on w końcu zapłodnił Lust'a, więc to jego wina.
-Padam z nóg.- ja też walnąłem się na kanapę- Mettaton, możesz się rozgościć. Chcesz herbatę czy coś?
-Musiałbym wyjść ze swojego ciała, żeby to zrobić, więc chyba odmówię.
-Tyy! To by było zajebiste.- Horror się podekscytował- Tak w ogóle, to jestem Horror, a to mój żona.- wskazał na Lust'a- A ty kim jesteś?- właśnie obudziłeś potwora. Dosłownie i w przenośni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro