Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-15- Niania Dust

~Blueberry~

Ubrałem Blueprint'owi buciki i wyszliśmy na dwór. Nie mam po co zamykać drzwi na klucz. W moim domu nie ma nic wartościowego, a jeżeli ktoś naprawdę chciałby wejść, to by wszedł tak czy siak. Przez całą drogę wszyscy witali mnie z uśmiechami na ustach. Jestem tu niecały rok, a już dążyłem zaprzyjaźnić się z tyloma potworami! Moi przyjaciele nie mieli racji, oni są bardzo mili. A Blueprint, bardzo dobrze się z nimi dogaduje. A pro po, mały właśnie zaczepia Panią z targu. Chciał sam kupić sobie śniadanko, więc mu pozwoliłem.

-Za to kochanie nie musisz płacić.- Pani podała mu bułkę.
-Ale ja mam dfa pieniążki.
-Tyle co ty mi się tu napomagałeś! Śniadanko to nawet za mało, jak na moją wdzięczność.
-Śniadanko staczy. A ja pomogę jutro też.- ugryzł kawałek.
-Smacznego.- Pani się uśmiechnęła.
-Dzikuje!- Printy podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę.
-Cześć Blueprint! Pograsz z nami w kapsle?- Miyu do nas podbiegła.
-Ne moglem.- potrząsnął głową na boki.- Idziemy do miasta.
-A, no to później!- mała potworzyca pobiegła- Dzień dobry Panie Berry!- powiedziała na odchodne.
-Dobry.

Podoba mi się to miasto! Atmosfera jest taka cudowna. Nikt nie walczy o terytorium, ani o jedzenie. Coraz bardziej przekonuję się do tego, że jednak wybrałem dobrze. Chociaż... gdyby nie śmierć Honey'a pewnie bym się na to nie zdecydował. Eh... myśl pozytywnie Berry. Twój brat teraz obserwuje cię z nieba i cieszy się twoim szczęściem.

-Tato pacz!- Printy pociągnął mnie za rękę- Pan Dust tam idzie!- no i pobiegł.
-Printy!
-Łooo.- Dust lekko się zdziwił, kiedy wpadł prosto na jego nogi i się do nich przytulił- Cześć dzieciaku. Cześć Blue.
-A ty nie w pracy?- zapytałem na dzień dobry.
-Mógłbym spytać o to samo. Ale tak, dzisiaj mam wolne i w sumie przez cały tydzień mam. Nie wiem co Ganz'owi znowu odwala.
-Pan Sansy dzisiaj też został w domu. Dlatego też mam wolne.
-To dobrze!- Printy krzyknął- Pójdzie pan z nami do piesków?- zrobił minę smutnego szczeniaczka i spojrzał mu się prosto w oczodoły.
-Skoro i tak nie mam co robić...
-Jej!
-A ty co się tak cieszysz, co?- Dust zrobił podejrzliwą minę.
-Ja robię wam ramans!
-Printy!- krzyknąłem i wziąłem synka na ręce.
-No co? Trzeba mieć ramans.- Dust zaczął się śmiać, a na moją twarz wkradły się rumieńce. Dzieci czasami potrafią tak zawstydzić.
-To o co chodzi z tymi pieskami?- zmienił temat, to dobrze.
-Zawsze kiedy mam czas wolny pomagam Pani Williams wyprowadzać psy. Printy dzisiaj chciał iść ze mną.
-Dlaczego jej pomagasz?- trochę zdziwiło mnie to pytanie.
-Ponieważ sama sobie nie radzi. Ma ich bardzo dużo.
-Chodziło mi bardziej o to, czy masz jakiś wyraźny powód.- potrząsnąłem przecząco głową- Ja cię naprawdę czasami nie rozumiem. Dobra, może lepiej już się zbierajmy. Prowadźcie.

Ostatnio bywam trochę przemęczony. Opieka nad dzieckiem, oraz zarabianie na nie jest dość męczące. W dodatku na każdym kroku muszę pomagać Dream'owi w sprawie z Nightmare. Strasznie się kłócą! Są braćmi, do tego z jednego miotu. Powinni się jakoś dogadywać. Mimo tego za każdym razem, kiedy się spotkają, dochodzi do jakieś walki. I jestem pewny, że oni sami nie wiedzą nawet o co! Ich spór trwa już tak długo. Nie rozumiem tego. Dlaczego nie mogą się zwyczajnie dogadać? Za dużo o tym myślę. Na szczęście teraz będę mieć chwilę relaksu na spacerze z psami.

***

Zajęcie się nimi wszystkimi zajęło nam dość sporo czasu, ale w końcu się udało. Ja i Dust wyprowadzaliśmy te większe rasy, a Printy te mniejsze. Na szczęście obyło się bez większych komplikacji. Chociaż jeden Owczarek Niemiecki pobiegł za samochodem i pociągnął Dust'a wprost do kubła na śmieci. Trochę ponarzekał, ale później mu przeszło. Teraz czeka nas pora obiadowa, więc chyba czas rozejść się w swoją stronę. A szkoda, miło było.

-No to co? Skoro pieski mamy już załatwione, możemy gdzieś skoczyć na obiad.- tym mnie zaskoczył- No co?
-Nic, tylko... no...em...- głupio mi tak teraz się do tego przyznawać- Tak jakby nie mam czym zapłacić.
-A to nie problem. Używam karty kredytowej mojego szefa, więc wyłożenie za ciebie będzie czystą przyjemnością.
-Mimo tego, uważam, że to trochę nie w porządku.
-Odwdzięczysz mi się kiedy indziej. No chodź już, głodny jestem.
-Skoro tak mówisz.

Wziąłem Blueprint'a na ręce, ponieważ strasznie zmęczył się tym spacerem i Dust zaczął nas prowadzić do jakiegoś miejsca gdzie moglibyśmy zjeść. To miłe z jego strony, że pomógł nam z tymi psami. Czym więcej rąk do pomocy, tym więcej szczęśliwych czworonogów, w tym ja. W dodatku Printy bardzo go lubi.

-Blueberry!- odwróciłem się w stronę głosu, który mnie wolał. Kiedy przed oczami pojawiła się dobrze znana mi postać, wzdrygnąłem się na widok, w jakim jest stanie. Ink wyglądał jakby w pojedynkę zaatakowała go cała wroga wataha!- Potrzebuję twojej pomocy.- oddychał ciężko.
-Co się stało?- zapytałem lekko zaniepokojony.
-Dream i Nightmare. Znowu.- w tym samym czasie westchnęliśmy.
-Czy oni nigdy nie nauczą się współpracować?- zamyśliłem się na chwilę- Ale nie mogę ci pomóc. Jeżeli chodzi o Dream'a, nie mam komu zostawić Blueprint'a.- Ink spojrzał na mnie zirytowany.
-Wujek Ink złości się na Printy'ego?- mały, który najwidoczniej wszystkiemu się przysłuchiwał, posłał mi smutne spojrzenie- Pan Dust może się zająć Printy'm.- kompletnie zapomniałem, że Dust stoi za nami i bacznie wszystkiemu się przygląda.
-Nie Printy, to chyba jednak za duża przysługa.- nie znamy się na tyle długo, żebym mógł prosić o coś takiego.
-Jak dla mnie bomba!- Ink krzyknął, a następnie zabrał mi syna z rąk i postawił koło Dust'a.
-Ink!- czy ty właśnie oddałeś własne dziecko facetowi, którego pierwszy raz na oczy widzisz?! Tak oczywiście bym mu krzyknął, gdyby nie to, że Printy wszystko słyszy.
-Nie no spoko.- Dust się odezwał, a Printy od razu wtulił się w jego kolana- Mam trochę doświadczenia z dziećmi. Obiecuję, że zwrócę go w całości.- to nie brzmiało zbyt zachęcająco.
-Blue, błagam.- Ink oparł się lekko o moje ramię, żeby nie stracić równowagi. Nie mogę mu odmówić, kiedy jest w takim stanie! Tylko ja ze wszystkich moich znajomych znam się trochę na magii leczniczej. Dlatego zawsze wciągają mnie w te swoje bójki. Nie popieram przemocy! Cały czas staram się przekonać Dream'a i Nightmare, żeby załatwili swój spór słowami, ale z drugiej strony też nie mogę siedzieć bezczynnie kiedy komu dzieje się krzywda. Dlatego zawszę stoję gdzieś z boku i czekam na odpowiednią okazję, żeby kogoś uleczyć. Beze mnie by się tam pozabijali. Dlatego... egh!
-No dobrze.

~Dust~

To wszystko jest mocno podejrzane. Dlatego postanowiłem się zgodzić na niańczenie dzieciaka i zgłosiłem tę sprawę Ganz'owi. To na pewno nie jest takie trudne. A jeżeli coś by się stało, zadzwonię po Lust'a. Tak, to dobry plan. Na pewno wszystko będzie okej. Boże... w co ja się wpakowałem?!

Ale muszę stwierdzić, że jak narazie dzieciak jest aż zadziwiająco grzeczny. Po tym jak Blueberry poszedł do tych swoich podejrzanych znajomych, postanowiłem nie rezygnować z pomysłu na zjedzenie czegoś. Później wedle wskazówek Blueprint'a udałem się do jego domu i zabrałem parę rzeczy młodego. Aktualnie siedzimy w moim domu, a młody ogląda z zafascynowaniem kolorowe ludziki w telewizorze.

-A oni słyszają co rozmawiamy?- zaśmiałem się lekko na pytanie młodego. W sumie ja pierwszy raz widziałem na oczy telewizor gdy byłem sporo, sporo od niego starszy( konkretnie wtedy, kiedy zacząłem okradać domy), ale byłem tym równie zafascynowany.
-Niestety nie. Oni po prostu... Em...- tłumaczyć mu jak działa kamera i ogólnie filmy, czy raczej się nie opłaca?- Telewizor to takie jakby lustro weneckie. My widzimy i słyszymy potwory w telewizorze, ale one nas nie.
-Aaaaaa...- jestem pewny, że nie ogarnął- Moglem mówić na Pana wujek?- to pytanie było takie nieoczekiwane.
-A dlaczego?
-Bo bafdzo pana lubiem. Wujek Dream i wujek Ink też nie są prawdziwi.
-Skoro ci to sprawia przyjemność.- rzuciłem od niechcenia- Ale tylko gdy jesteśmy sam na sam, przy innych tak do mnie nie mów.
-Dobzie!- przytulił się do mnie.
-Wiesz o co chodzi z Dream'em i Nightmare?- może od dzieciaka dowiem się czegoś pożytecznego. Albo i nie, bo właśnie potrząsnął głową na boki.
-Tatuś nie mówi mi dlaczego się kłócają. Ale wiem, że to od wtedy kiedy ich mama poszła do aniołków.- czyli to bracia. Pokłócili się po śmierci matki czy coś w tym stylu. Nie wiem na ile się to przyda Ganz'owi, ale warto posłuchać.

Co się robi kiedy opiekuje się dziećmi? Jestem naprawdę słabą niańką. Nie mam bladego pojęcia co z nim zrobić. Kiedy zapytałem go czy chce coś zjeść powiedział, że nie. A nie posadzę go przed telewizorem na cały wieczór. W sumie jest już dwudziesta, chyba powinien już iść spać. Kiedy miałem mu to zaproponować, za oknem błysnęło, a później rozległ się głośny grzmot. No tak, lato w pełni. Zanim się obejrzałem maluch już stał przytulony do moich nóg.

-Ej, spokojnie. Nic się nie dzieje.- właśnie w chwili, w której to powiedziałem, odłączyli prąd. Zajebiście...- Chodź, wykąpiesz się, zanim odetną nam ciepłą wodę.- wziąłem go na ręce i zacząłem z nim iść w stronę łazienki.

Znowu nie wiem co mam zrobić. Mam nadzieję, że go nie utopię. Po przyniesieniu i podpaleniu kilku świeczek, nalałem wody do wanny. Później dodałem trochę płynu, żeby zrobić pianę. Desire lubi się nią bawić, więc może Printy też. Włożyłem dzieciaka do wanny i skończyły mi się pomysły co mam robić dalej.

-Lust.
~Tak?- odezwała się osoba po drugiej stronie słuchawki.
-Jak się myje dziecko?
~Po pierwsze, skąd masz dziecko? Po drugie, po prostu weź gąbkę i je umyj.
-Wiesz co, nie pomagasz! Pożyczyłem go od znajomego i muszę oddać w miarę dobrym stanie. Jest szkieletem.
~No to pracę masz ułatwioną, pa!
-Nie! Czekaj.
~Dust, spadaj. Przeszkadzasz nam w czymś.- telefon przejął Horror i po tych słowach się rozłączył. Nie no dzięki!
-Umiesz sam się umyć?- zwróciłem się do Blueprint'a.

***

No w końcu mi się udało! Położyłem dzieciaka na łóżku i miałem ochotę sobie pójść(najlepiej jak najdalej), ale w ostatniej chwili złapał mnie za rękę.

-Boisz się burzy?- przytaknął, tuląc do siebie pluszowego pieska, którego zabrałem z jego domu- Mam zostać z tobą?- znowu przytaknął- Eh... no dobrze.

Położyłem się koło niego, a on automatycznie się we mnie wtulił. No daj spokój dzieciaku! Jest tak gorąco, że mi się zaraz kości rozpuszczą, a ty się jeszcze do mnie kleisz! Chociaż w sumie przez tę burzę nieźle się rozpadało, co znaczy, że jutro będzie chłodniej. Poczekam aż Blueprint zaśnie i sobie pójdę.

***

Finalnie skończyło się tym, że zasnąłem szybciej niż Printy. Kiedy się obudziłem para małych oczodołów wpatrywała się prosto we mnie. Ta, jakiś kolejny debil puka do moich drzwi o kosmicznej godzinie. Która to na osi? Za kwadrans czwarta rano? Yhm...

-Zostań tu Printy, ja sprawdzę kto to.

W pokoju było ciemno i nie mogłem znaleźć swoich kapci, dlatego poszedłem na bosaka. Burza już minęła, chociaż na dworze nadal leje. Coraz bardziej zastanawia mnie kto był na tyle mądry, żeby teraz czekać przed moimi drzwiami.

Przekręciłem klucz w zamku i przed moimi oczodołami ukazał się znajomy potwór, chociaż tak w sumie nie do końca. Ten wieczny optymizm Blueberry'ego, który niesamowicie mnie irytuje, na chwilę zszedł z jego twarzy i zastąpiło go zmęczenie. Wyglądał tak strasznie, że mi się go normalnie aż zaczynało robić szkoda. Miał na sobie przemoczone, brudne i miejscami podarte ubrania w dodatku cały się trząsł.

-Dz-dziękuję, że p-przypilnowałeś P-Print'a.- zaraz, czy on ma zamiar teraz go zabrać i z buta naginać na obrzeża miasta?
-Możesz tu zostać do rana jakby co. Poza tym wyglądasz jakbyś potrzebował odpoczynku.
-Aż tak źle wyglądam?- zaśmiał się- Faktycznie... jestem wykończony.- oparł się ręką o komodę.
-Co ty tam robiłeś, że wyglądasz jakbyś z wojny wrócił?- pomogłem mu dojść do kanapy. Kiedy go dotknąłem, czułem się jakbym miał lód w rękach. Szkielety nie mają skóry, czujemy temperaturę dzięki magii, więc jest to o wiele mniej intensywne niż u innych potworów i ludzi, dlatego jest to jeszcze bardziej niepokojące.
-Znasz się na magii leczniczej?
-Wiem, że takie coś istnieje, ale nie posiadam takiej umiejętności.
-Ja trochę posiadam. Zużywa to strasznie dużo energii. A kłótnie moich przyjaciół zawsze kończą się rękoczynami, więc miałem dużo do zrobienia.
-Też się biłeś? To mi jakoś do ciebie nie pasuje.
-Nie, ja nie.- bacznie obadałem wzrokiem jego ubrania- Po prostu Nightmare nie lubi jak się go leczy, uważa, że to oznaka słabości. Kiedy już poczuł się lepiej... No nie miałem lekko.- na chwilę zapadła pomiędzy nami cisza, którą przerwało to, że Blueberry położył swoją głowę na moim ramieniu.
-Em... Blue?- zasnął... ja nie wierzę...

Ściągnąłem go z siebie najdelikatniej jak się dało i ułożyłem go tak, żeby nie spał na siedząco. Później jeszcze poszedłem po koc, bo on trzęsie się jak osika a w domu nadal jest gorąco. Powinienem go tu tak zostawiać samego? Samo to, że bez wahania zgodził się żeby tutaj zostać, świadczy o tym, że nie za dobrze się czuje. Eh... czuję, że dzisiaj raczej się nie wyśpię.

***

Nawet nie zauważyłem, kiedy przysnąłem na fotelu. A zbudził mnie nagły huk. Kiedy przetarłem zaspane oczodoły i się lekko ogarnąłem, zobaczyłem szkielet opierający się dwoma rękami o regał.

-Gdzie idziesz?- zapytałem nadal zaspanym głosem.
-O-obudziłem cię?- on wygląda jeszcze gorzej niż wczoraj. W dodatku nadal nie może ustać o własnych siłach.
-Weź ty lepiej wracaj na kanapę, bo- i jebnął na ziemię- Żyjesz?- wstałem z fotela i ukucnąłem przy nim.
-B-Blueprint jest na górze?
-Ta. Przyprowadzę go jak chcesz, ale ty lepiej naprawdę zostań na tej kanapie.- nie chcę żeby mi ktoś umarł w tym domu, to by było niezręczne.
-D-dobrze.- chciałem mu pomóc wstać z podłogi, ale skończyło się tym, że musiałem go zanieść. Przy okazji tym razem poczułem, że jego kości są gorące. Przyłożyłem mu rękę do czoła, aby się upewnić- C-co r-robisz?
-Masz gorączkę.- położyłem go na kanapie i przykryłem kocem- Zostań tu, a ja...- co ja zrobię? Chyba znowu zadzwonię do Lust'a- za chwilę wrócę.
-Dust.- złapał mnie za rękę- Z-za godzinę muszę być w p-pracy.
-Dzisiaj nie pójdziesz. Zadzwonię do Ganz'a i mu to przekażę.
-A-ale-
-Dla trojaczków będzie bezpieczniej jeżeli zostaniesz narazie u mnie. Pogadamy inaczej, kiedy będziesz mógł o własnych siłach dojść do drzwi.

Nie wiem czy wymęczyła go bardziej ta magia lecznicza czy zła pogoda, ale nie jestem aż takim chujem, żeby zostawić go teraz na pastwę losu. Zamiast tego sprowadzę tu Lust'a i niech on się z nim użera. Ja byłem niańką jeden dzień, w zupełności mi wystarczy.

Zadzwoniłem już do Lust'a, teraz wystarczy tylko usprawiedliwić Blueberry'ego.

-Cześć Ganz.
~Zostało mi pięć minut zanim zadzwoni budzik. Zadzwoń później.- Powiedział, po czym ziewnął, jakby na potwierdzenie swoich słów.
-Chciałem tylko powiedzieć, że Blueberry dzisiaj nie wpadnie do pracy.
~Ponieważ?
- Ponieważ leży umierający na mojej kanapie, a ja się będę bawić w pielęgniarkę.- najpierw kryminalista, później glina, a teraz to. Ciekawe na co następnie ewoluuję?
-No dobra. Dowiedziałeś się może czegoś wczoraj? Przede wszystkim chodzi mi o imiona.
-Tylko Ink, Dream i Nightmare.- po dźwięku, który wydał do słuchawki, mogę wywnioskować, że taka odpowiedź go nie satysfakcjonowała- Jest jakieś imię na którym szczególnie ci zależy?
~Reaper, ale nie pytaj go wprost o niego.- no przecież nie jestem idiotą- To wszystko?- przytaknąłem- Pamiętaj, że za dwa dni masz wrócić do pracy.
- Przyjąłem.- skrócił mi urlop o trzy dni. Ciekawe jaka jest tego przyczyna. I czy będę żałował kiedy się dowiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro