-14- Koszmary i marzenia
~Dust~
Rano dopilnowałem, żeby Killer po sobie posprzątał, a następnie rozeszliśmy się w obie strony. Jeżeli ktoś myśli, że właśnie idę do pracy, to się myli. Fakt, teoretycznie od godziny powinienem był być na służbie, ale mi się nie chce. Kurczę, jak dobrze, że reszta policjantów nie ma takiego podejścia do pracy jak ja. Inaczej nie wiem jak wyglądałoby to miasto. Ale wracając, korzystając z teoretycznie wolnej chwili, postanowiłem udać się do miejsca, w którym już dawno mnie nie było, a mianowicie do szpitala psychiatrycznego. Ale spokojnie, w odwiedziny.
Wspominałem już o Asy'm, prawda? Ale dla przypomnienia, to szkielet z którym chodziłem do tego samego psychologa. Jak widać Toriel nie za bardzo sobie radzi, bo ja jestem jaki jestem, a Asy wylądował w psychiatryku. Trochę mi go szkoda, ale nawet jako policjant nic nie mogę z tym zrobić. Zostało mi tylko odwiedzanie go raz na jakiś czas. Dzisiaj postanowiłem się w końcu zebrać w sobie i to zrobić. Przy okazji wpadłem jeszcze do apteki po plasterki. Asy zawsze cieszy się kiedy przemycę mu taki prezent, chociaż pielęgniarki na to nie pozwalają. Nie wiem jakim cudem miałby zrobić sobie krzywdę plastrem(przecież to jest aż za bardzo sprzeczne ze sobą), ale mam kategoryczny zakaz wnoszenia plastrów. Na szczęście mam to w miednicy.
Kiedy znalazłem się na recepcji powiedzieli mi, że Asy jest na podwórku. Przyznam, że jak na szpital psychiatryczny wyglądał nawet dobrze. Mamy sam środek lata, więc wszystko aż mieni się zielenią, zwłaszcza w takie dni jak te. Tak czy siak nawet najpiękniejsze trawy i kwiaty nie zamaskują tego, że na ich tle chodzą potwory w białych piżamkach.
-Cześć Asy.- pomachałem mu. Ciężko sobie wyobrazić radość na jego twarzy, kiedy mnie zobaczył.
-Dust!- podbiegł do mnie i mnie przytulił. Błagam. Dajcie. Powietrza. Chociaż nie mam płuc.
-Przyniosłem ci plastry.
-Serio?- podałem mu pudełko. Specjalnie wybrałem taki zestaw, który miał same kolorowe- Łaaaał. I jest fioletowy. Dust, boli cię coś?- oczywiście, że nie, ale żeby mu nie było smutno wystawiłem rękę w jego stronę, którą po chwili ozdobił fioletowy plaster.
-Chodź, usiądziemy.- zaprowadziłem go w stronę ławki- To co tam u ciebie?
-Po staremu. Faszerują mnie jakimiś lekami i mówią, że jestem szalony.- Yhm...- Nie rozumiem. Chcę zrozumieć, ale nie mogę. Mówią, że leki mają mnie ogłupić, żebym nie był niebezpieczny, ale ja nie jestem. Ja nie chcę. Nie rozumiem.- zakrył czaszkę rękami i zaczął ciężej oddychać. Nie chciałem wywołać u niego ataku. Dlaczego kontakty z innymi są takie trudne?
-Ej Asy.- spojrzał na mnie, a kiedy to zrobił, przykleiłem mu plaster na czoło.
-Chyba potrzebujemy więcej plasterków, żeby uleczyć moją głowę.
-Nie musisz rozumieć.- rzuciłem od czapy- Ja tam na przykład nic nie rozumiem i jakoś mi to nie przeszkadza. Niech się dzieje co chce. Płyń z nurtem, a nie pod prąd. Po co sobie utrudniać?- nie wiem co ja pierdolę, ale chyba działa. Ha! Jestem w tym lepszy od Toriel- Lepiej opowiedz mi o twoich przyjaciołach. Zaprzyjaźniłeś się z kimś nowym?
-Tak!- znowu zrobił się szczęśliwy- Ma nową koleżankę! Ma na imię Frisk i też przynosi mi plasterki! Muszę was ze sobą poznać! Zaprzyjaźnicie się!
-No pewnie. Możemy iść do niej nawet zaraz.
-Tak!- mieliśmy już wstawać z ławki, ale nagle zadzwonił mój telefon. To Ganz. Odebrać, czy nie odebrać? Oto jest pytanie. No dobra. Raz Toriel śmierć.
~Gdzie jesteś?
-W domu.- przecież nie przyznam mu się, że siedzę w psychiatryku.
~Łżesz. Tak się składa, że ja siedzę w twoim domu, a ciebie tu nie ma.- kurwa, nie wyszło.
-Masz klucze do mojego domu?
~A dziwi cię to?- w sumie nie- To gdzie jesteś?
- Właśnie szedłem do pracy.
~Okrężną drogą?
- Tak jakby.
~Za chwilę pójdę na komisariat. Jeżeli będę tam przed tobą, nie chcę być w twojej skórze.- i się rozłączył. Kurczę, jak dobrze, że ja nie mam skóry.
Niestety musiałem pożegnać się z Asy'm, ponieważ zły Ganz jest najbardziej wkurzający z wszystkich możliwych wariantów. Mój kumpel szajbus nie był z tego powodu zadowolony, ale przeszło mu, kiedy obiecałem mu, że się jeszcze spotkamy i poznam tą jego Frisk.
Można mi nie wierzyć, ale nigdy tak szybko nie biegłem w całym swoim życiu. Bo oczywiście jako pełnoletni potwór nie miałem jeszcze okazji zrobić prawa jazdy. No bo po co, jak można wszędzie naginać drepcedesem? Kiedy zjawiłem nie w budynku zacząłem szukać Ganz'a na recepcji, ale nigdzie nie mogłem go znaleźć, więc uroczyście mogę stwierdzić, że przybiegłem szybciej!
-O trzy minuty za wolno.- usłyszałem za sobą znajomy głos. No cholera jasna!- Mogłeś mi chociaż dać znać, że się obudziłeś. Wiesz, od tego masz telefon.
-Ile spałem?
-Tydzień.- łooooo, to chyba jak dotąd moja najdłuższa drzemka(nie licząc śpiączki).
-Coś mnie ominęło?
-Pogrzeb.- czyli oni... naprawdę odeszli. To mi się nie śniło-I kontrola na komisariacie. W ogóle to za jakiś czas przydzielą nam trzech nowych do współpracy, żeby wyrównać straty w naszym oddziale. Masz być dla nich miły, nie chcemy ich straszyć na wstępie - nagle Ganz'owi zaczął dzwonić telefon- O proszę. Jednak do mnie dzwonisz.- Cholera! Chyba zostawiłem komórkę w psychiatryku- Tak, znam... Yhm... Możesz przyjść na komendę... Dobrze. Do widzenia.- rozłączył się- Jakaś dziewczyna o imieniu Frisk znalazła twój telefon. Dlaczego tak się upierała, żeby osobiście ci go oddać?- wzruszyłem ramionami. Jeżeli to ta koleżanka Asy'ego to pewnie coś jej o mnie nagadał, ale nie mogę być pewny.
-Powiedz mi lepiej co w pracy.- zaczęliśmy iść w stronę stołówki.
-No właśnie. Za miesiąc będę miał dla ciebie robotę. Do naszego miasta przyjeżdża sławna gwiazda telewizyjna Mettaton. I ty masz być jego ochroniarzem.
-Dlaczeeeeeeego ja?- znowu coś! Ja nie chcę niańczyć jakieś gwiazdeczki telewizyjnej!
-Ponieważ musisz zapewnić mu jak najlepszą ochronę. Ostatnio wywołał sporo kontrowersji w ludzkim świecie i pare osób próbuje go skosić. To tylko przez pewien okres czasu.
Kiedy wszedłem do stołówki Undyne i Sansy zwrócili na mnie uwagę. Patrzyli się na mnie jakbym conajmniej kogoś zamordował. No rozumiem, że ostatnio była stypa, ale bez przesady.
-Cześć?- Sansy bez słowa wyszedł z pomieszczenia, a Ganz pobiegł od razu za nim. Czyli zostałem sam z Undyne... zajebiście- Gdzie jest reszta?
-Zamknij się!- krzyknęła. Faktycznie, to pytanie było nie na miejscu, ale chodziło mi bardziej o Cross'a i Red'a, chociaż domyślam się gdzie jest Cross. Tak naprawdę to chciałem przerwać tę niezręczną ciszę- Jak możesz się tak zachowywać wiedząc co się stało?
-Nie zrozum mnie źle, ale to normalne, że jeżeli mamy taki zawód, musimy liczyć się z tym, że możemy stracić kolegów z pracy.- zaraz dostanę w mordę, jak nic.
-Nie o to mi chodziło.- powiedziała pod nosem.
-A więc o co?- popatrzyła na mnie jak na idiotę.
-Jesteś idiotą, czy znowu dostałeś amnezji i nie pamiętasz tego co zrobiłeś tydzień temu?- popatrzyłem się na nią skołowanym wzrokiem- Ty na serio nie pamiętasz?
-Przepraszam!- za moimi plecami usłyszałem dziecięcy głos- Jestem Frisk, znalazłam pana telefon. Pani sekretarka powiedziała mi, że mam panu oddać osobiście.
-No tak, dzi- odwróciłem się w jej stronę i dosłownie zamarłem.
-Coś się stało?
-Dust.- Undyne położyła mi rękę na ramieniu- Wiem, że ona wygląda jak Chara, ale-
-Dlaczego ty nadal żyjesz?!- podszedłem do niej, złapałem ją za szyję i uniosłem do góry.
-Dust! Dust!- Undyne próbowała mnie od niej odciągnąć, ale odepchnąłem ją drugą ręką. Jedyne co usłyszałem to trzask i zachłanne łapanie powietrza przez gówniarza- Ganz!
Nienawidzę jej, tak strasznie jej nienawidzę. Chcę żeby zdechła, ale co ja mam zrobić, skoro ona zawsze wraca? Powinna być martwa, albo przynajmniej nie mieć głowy. Jakim prawem znowu próbuje wejść w moje życie i znowu je zepsuć? Cokolwiek nie zrobię... ona wróci. To bez sensu... Poluzowałem swoją rękę na jej szyi i upadła na podłogę.
-Przepraszam... pana... ja tylko... tylko chciałam... oddać... telefon... Pomylił mnie... pan z kimś...
-Skończ.- spojrzałem się na nią z wściekłością- O wiele lepiej wyglądałaś bez głowy.- dlaczego ona wygląda na taką przerażoną? Coś jest nie tak. Nie powinna się mnie bać. Dlaczego?
~Ponieważ to nie jestem ja!- usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się gwałtownie i stanąłem oko w oko z moim największym koszmarem~ Faktycznie jest ładna, ale do mnie jej daleko. Oj Dusty, dlaczego ty się tak na mnie patrzysz?
-Ty... nie istniejesz.- wszystko miesza mi się w głowie. Jednak Asy ma rację, okropnie jest nie rozumieć.
~Aby na pewno?- podeszła do mnie z tym swoim strasznym uśmiechem, który wyrył się w moich wspomnieniach~Będę żyć, dopóki ty będziesz. Jestem częścią ciebie, od której się nie uwolnisz.- zaplotła ręce wokół moich kręgów szyjnych. Z każdą sekundą czułem jakbym coraz bardziej spalał się w ogniu.
-Z-zostaw mnie.
~Obydwoje wiemy, że tego nie chcesz. Od chwili w której pojawiłam się w twoim życiu nasze losy się złączyły.-uśmiechnęła się- Nigdy się nie uwolnisz. Po prostu zaakceptuj to, że jesteś taki jak ja.
-Przestań... zostaw mnie!- moja dusza zaraz tego nie wytrzyma.
Każde jej słowo jest jak sztylet wbijany w moje kości. Nienawidzę tego dzieciaka, to ona powinna się teraz smażyć w piekle, a nie ja. W tym momencie nie widziałem już nic. Przed oczami pojawiła mi się całkowita czerń, ale nadal byłem świadomy. Mogłem się poruszać, jednak mimo tego coś mnie blokowało. Nie widziałem już Chary. Momentalnie zniknęła i zostało po niej tylko to nieprzyjemne uczucie, oraz psychopatyczny śmiech. Kiedy czułem, że zaraz ziemia rozczepi mi się pod nogami i wlecę w przepaść, poczułem kolejne ciepło. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że ktoś trzyma mnie za rękę.
-Cokolwiek pan teraz widzi, to nie jest prawdzie.- czy to jest Frisk? Ona... próbuje mi pomóc?- Niech się pan uspokoi. Jesteśmy w stołówce, a poza naszą dwójką nikogo tutaj nie ma.- nagle wszystko wróciło do normalności. Usiadłem pod ścianą i zacząłem ciężko oddychać.
-Przepraszam cię za to przedstawienie.- powiedziałem, kiedy się lekko uspokoiłem. Młoda usiadła koło mnie, jednak dla mnie to było jednak trochę za blisko, więc się odsunąłem. One są za bardzo podobne.
-Spokojnie, rozumiem to!- uśmiechnęła się- Praca policjanta jest naprawdę stresująca. Żeby przeżyć te wszystkie zdarzenia potrzebna jest mocna psychika. Ale załamania są normalne i nie tylko panu się zdarzają. Oczywiście jeżeli pan chce, zachowam to w tajemnicy.- zasunęła udawany zamek na ustach i przekręciła niewidzialny kluczyk, a następnie wyrzuciła go przed siebie- Powiedzmy, że to tajemnica lekarska.- zaśmiała się.
-Ile ty masz lat, co młoda?
-W tym roku kończę osiem!- odpowiedziała z dumą.
-Jesteś bardzo dojrzała jak na swój wiek, wiesz?- i lekko naiwna, ale też bardzo mądra. To mnie przeraża...
-Wiem. Mama Toriel ciągle mi to powtarza!- na dźwięk znajomego imienia lekko się zaśmiałem.
-A więc kozunia to twoja mama? To wiele wyjaśnia... Ale ty chyba jesteś adoptowana, co?
-A widzi pan może moje rogi?- przyłożyła palce do głowy i zaczęła się śmiać. Być może są podobne do siebie z Charą, ale mają kompletnie inne charaktery.
-Dust!!- Ganz wbiegł jak poparzony do stołówki. Kiedy zobaczył, że przerwał Frisk zabawę w kozę, zrobił się lekko zakłopotany.
-Co znowu?- zapytałem poirytowany.
-Ja myślałem, że...
-Masz lewe informacje.- przerwałem mu- Chcesz mi coś przekazać, czy będziesz tak tutaj stał i się gapił?
-Em, no tak. Właśnie dostałem dość ważny telefon i okazało się, że masz tygodniowy urlop.
-Bo?
-Nie zadawaj pytań.- powiedział z grobową miną i wyszedł z pomieszczenia.
-A temu co?- Frisk zapytała.
-A bo ja wiem? To psychol. Pewnie się polubicie.
~Blueberry~
W raz z otworzeniem się drzwi i krzykami dzieci, które brzmiały „Mama" , „Tata", mogę stwierdzić, że dzień w pracy jest już zaliczony. Pożegnałem się ładnie z trojaczkami, oraz ich rodzicami, wziąłem dzienną pensję i razem z Printy'm opuściliśmy dom.
-Tato? A dlaczemu ja mam jednego tatusia, a oni mają dfa?- synek zadał mi jedno z tych bardzo trudnych pytań.
-Ponieważ my jesteśmy małą rodziną, a oni dużą. Jest ci przykro z tego powodu?
-Nie! Ale ty jesteś samotny, a gdyby był drugi tatuś, nie byś nie był.
-Nie jestem samotny. Przecież wujek Dream nas odwiedza.
-Nie.- mały pokręcił głową na boki- Musi być ro...ra... ramans.- zaśmiałem się lekko i wziąłem Blueprint'a na ręce.
-Moimi romansami to ty się nie przejmuj. Podobał ci się dzisiejszy dzień?- przytaknął.
-Ale chce mi się spać.- zanim się obejrzałem, mały już drzemał na moich rękach.
Nie dziwię mu się, w końcu godzina jest późna, a on cały dzień bawił się z przyjaciółmi. Moja mała kuleczka. Jestem gotowy zrobić dla niego wszystko, nawet jeżeli miałoby to znaczyć, że już nigdy nie wrócę do lasu. Życie wilkołaka jest naprawdę ciężkie, zwłaszcza jeżeli twoje dziecko należy bardziej do potwornego świata. Naprawdę rzadko zdarza mu się wejść w formę wilka, dlatego zdecydowałem, że łatwiej będzie, jeżeli przeprowadzimy się do miasta. Mimo tego, że wszyscy moi znajomi odradzali mi tego pomysłu, uważam, że wybrałem dobrze. To miejsce jest o wiele bezpieczniejsze od lasu. Chociaż na każdym kroku musimy się pilnować, żeby nie wpaść w ręce potworów, które polują na wilkołaki. Jednakże są o wiele łatwiejsi do unikania, niż dzikie zwierzęta.
Trzymam na rękach mój mały skarb. Pokochałem go od razu i zrobię wszystko aby nikt mi go nie zabrał. Doskonale pamiętam ten dzień, w którym los postanowił mi go podarować. I w brew pozorom nie była to zwyczajna historia.
***
-Ink! Chodź ze mną! Tam! Tam! Tam! Szybko!- zacząłem ciągnąć przyjaciela za ogon, w stronę wzniesienia. Stąd mamy najlepszy widok na miasto!
-Zatachałeś mnie tu tylko po to, abym popatrzył sobie na światełka?- Ink zapytał z irytacją.
-To nie są zwykłe światełka! Potwory ustroiły nimi całe miasto, ponieważ dzisiaj mają święto. W domach mają takie drzewko!- wskazałem na jodłę- Ale ubrane w kolorowe kulki i światełka! I śpiewają jakieś piosenki! I wszyscy są dla siebie mili i mówią sobie miłe rzeczy. A kiedy na niebie pokaże się pierwsza gwiazdka, będą razem jeść i rozmawiać i się śmiać!
-Nie rozumiem twojego entuzjazmu Blue. Te święta, przecież nic nie wniosą do ich życia. Jedynie to, że zjedzą i będą mieć energię na trzy dni. Chodźmy już do domu.
-Poczekaj ze mną na pierwszą gwiazdkę! Proszę!- naskoczyłem na niego i wrzuciłem w zaspę śniegu.
-No dobrze. Ale jak tylko się pojawi, wracamy do kryjówki.
-Obiecuję!- po jakiś pięciu minutach zaczęło mi się strasznie nudzić- Wiesz coś o Geno? W końcu to ty z całej naszej trójki jesteś z nim najbliżej.
-Bez zmian. Nadal nie może się otrząsnąć po tym co się wtedy stało, chociaż minęło już parę lat.- zapanowała pomiędzy nami cisza- Na szczęście ma Reaper'a. Gdyby nie on, nie wiem co by zrobił.
-Słyszałem, że mają dziecko!- znowu się podekscytowałem.
-Dzieci.- lekko mnie to zaszokowało- Nie pamiętam jak się wabią... Wiem, że jeden z nich to Raven.- Hm... kreatywnie?
-Też będziesz miał dzieci z Error'em?- zacząłem się do niego łasić, a on na mnie warknął.
-Nie twój interes. Sam byś się swoimi dziećmi zajął.- furknął i odwrócił głowę w drugą stronę.
-Nie mam. Ale chciałbym. Niestety potrzebuję do tego drugiego wilka. O! GWIAZDKA!!- podbiegłem na sam kraniec wzniesienia.
-Uważaj, bo spadniesz!
-Ink! To jest gwiazdka! Gwiazdka!- zacząłem skakać w miejscu. Moja łapa zsunęła się po śniegu i spadłbym, gdyby Ink nie złapał mnie za ogon.
-Mówiłem, żebyś uważał. Wiem, że jak się już podekscytujesz to ciężko cię opanować, ale nie spadaj z klifu. W ogóle to powinniśmy już wracać.
-Może masz...- kątem oka zauważyłem, że gwiazdka nie jest już na swoim miejscu- Co się stało z gwiazdką?
-Spada.- wyciągnął się i pokazał nosem na niebo- To dobry znak. Spadające gwiazdy przynoszą szczęście.
-Szczęście?- zainteresował mnie ten temat.
-Stare wilki mówią, że gwiazdy spadają po to, aby przynosić życzenia. Wystarczy ją o coś poprosić, a ona ci to podaruje.
-To ja bym chciał mieć kogoś kogo będę mógł kochać i się nim zajmować. Tak jak Honey mną! A ty czego chcesz Ink?
-Ja już mam wszystko czego mi potrzeba. Chodźmy do domu.- mój przyjaciel zaczął iść w stronę lasu, a ja grzecznie podreptałem za nim.
Jestem ciekawy kiedy gwiazdka spełni moje życzenie. Zwłaszcza, że jest ona wyjątkowa, bo świąteczna. Gdyby nie Ink nigdy nie dowiedziałbym się, że ona tak potrafi! Muszę mu podziękować. Znajdę jakieś smaczne jagody i mu je podaruję! Ink jest taki mądry, jest ode mnie starszy tylko o trzy wiosny, ale dużo przewyższa mnie wiedzą. Będę musiał kiedyś wypytać mojego brata o różne mądrości starych wilków.
Kiedy tak szliśmy do naszej nory nagle usłyszałem straszny huk. Ink na początku się wystraszył, bo pomyślał, że to myśliwi. Ostatnio przez moje pobyty w wiosce ściągnąłem na siebie zbyt dużą uwagę. Myśliwi nie mogą do nas strzelać od tak sobie(na całe szczęście), ale podobno kiedy jesteśmy za blisko wioski, tworzymy zagrożenie. Ale ja nie chcę źle! Chcę tylko poobserwować potwory, które tam żyją. Niestety oni nie rozumieją tego co mówią wilki.
Kiedy wszystko się uspokoiło oślepił mnie pewien blask, który po chwili lekko się uspokoił, ale nadal tworzył niebieską poświatę. Chcę zobaczyć to z bliska! Zacząłem biec w jej stronę, a za sobą słyszałem tylko krzyki Ink'a. Kiedy doszedłem do momentu, w którym ścieżka przestała być już taka spokojna, nie wiedziałem co zrobić dalej. Najlepszym sposobem byłoby zmienić się w szkielet i się wspiąć. Tak też uczyniłem. Stawiałem kroki jeden po drugim, chociaż pnącza po których chodziłem rwały się i traciłem przez nie równowagę. Finalnie na szczęście mi się udało.
Kiedy znalazłem się na miejscu moim oczodołom ukazał się mały strumyczek ze świecącą wodą. Na jej dnie był jakiś błyszczący kamień. Oparłem się rękami o brzeg. Miałem ochotę złapać to coś, ale w ostatniej chwili ktoś mnie powstrzymał.
-Blue!- Ink złapał mnie za rękę, tak samo jak ja był w formie szkieletu- Nie dotykaj tego. Nie wiemy co to jest.- nagle w mojej głowie zawitała nowa myśl.
-To jest gwiazda?
-Co?
-Świeci tak samo jak gwiazda, w dodatku tamta spadała. Mówiłeś, że gwiazdy przynoszą życzenia, a ja chciałbym, żeby moje się spełniło. - nagle kamień sam z siebie wypłynął z wody i zaczął się unosić. Wziąłem go do ręki.
-Blue! Odłóż to na miejsce.- Ink też go złapał i nagle zabłysnął wszystkimi kolorami tęczy.
Światło znowu zaczęło mnie oślepiać, przez to wszystko wypuściłem kamień, żeby zasłonić oczodoły rękami i wpadł z powrotem do wody. Po chwili stało się coś czego w ogóle się nie spodziewałem - nic. Na serio. Woda zrobiła się już normalna, a to dziwne coś zniknęło. Jakby rozpłynęło się w powietrzu. Ink zbeształ mnie za niesłuchanie się go i zaczęliśmy iść w stronę domu.
-Też to słyszysz?
-Nie?
-Blue, skup się.- to tak jak na polowaniu?
-To... dziecko? Płacze?- zacząłem szukać tajemniczego głosu- Gdzie jesteś?- kiedy płacz się nasilił udało mi się dostrzec coś co leżało przy brzegu strumyka- Ojoj! Nie było cię tutaj od początku.- zauważyłem ten dziwny kamień w jego rękach- Czym... ty jesteś?- wziąłem go na ręce i próbowałem trochę uspokoić.
-To chyba... twoje życzenie.
-To znaczy, że zrobiliśmy dziecko?- Ink popatrzył się na mnie jak na kosmitę- Prawdopodobnie powstało kiedy obydwoje dotknęliśmy kamienia.
-Nie ma mowy!- dziecko zaczęło jeszcze głośniej płakać- Ja mam chłopaka! Jeśli dowie się, że mamy dziecko to mnie zagryzie! Na pewno nie uwierzy w żadne spadające gwiazdki czy inne nadprzyrodzone rzeczy!
-Nie krzycz. Straszysz go.- zacząłem znowu lulać dzidzie.
-Skąd wiesz, że to chłopczyk?
-Nie wiem. Jak się to sprawdza?
-Em... nie ważne! Co teraz z nim zrobimy?
-Jak to co? Wychowamy. Ale najpierw musimy go nazwać.
-To nie jest moje dziecko!
-Przestań krzyczeć.- zacząłem mu się przyglądać- Jest nawet podobny do nas.
-No może trochę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro