-10- Pełno zmian
~Dust~
Ale mnie boli głowa! Red mówił, że tak się ma jak ma się kaca, ale ja przecież nic nie piłem. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ostatnie co pamiętam to to jak niosłem Ganz'a na komendę i nagle urwał mi się film. A teraz leżę na jakimś łóżku i nie wiem co się dzieje. Gdzie ja w ogóle jestem? To jakiś pokój, który przypomina mi trochę nowe mieszkanie. Niby są meble i w ogóle, ale nie jest kompletnie zagospodarowane. Mógłbym założyć się, że wszystkie szafki tutaj są puste. O co tutaj w ogóle chodzi?
Zerwałem się z łóżka i to był mój błąd, bo w końcu bolała mnie ta głowa i nagle cały mój świat zawirował. Poczekałem chwilę, aż wszystko się unormuje i wyszedłem z pokoju. Przed moimi oczodołami ukazał się korytarz, który kończył się schodami prowadzącymi na dół. Z tego miejsca słyszałem też jakieś rozmowy, więc zacząłem się kierować w tamtą stronę. Kiedy już się tam znalazłem moim oczodołom ukazali się Ganz, Sansy i jakiś inny szkielet. Rozmawiali sobie w najlepsze i pili herbatkę.
-Ktoś mi może wytłumaczyć co się tutaj dzieje?- wszystkie spojrzenia zostały skierowane na mnie- I gdzie ja jestem?- zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, które chyba było salonem.
-To twój nowy dom.- można sobie wyobrazić, jaki byłem zszokowany kiedy to usłyszałem. Normalnie oczodoły miałem wielkości talerzy- Lust też będzie mieszkał z tobą przez jakiś czas.- aha, czyli mam niańkę, tak?- Nie dziw się tak. Przecież mówiłem ci, że mieszkanie w moim gabinecie jest tylko tymczasowe.
-Ty zawsze musisz mnie zaskakiwać, prawda?- na moje pytanie tylko wzdrygnął ramionami.
-Jak się czujesz?
-A ty?- zauważyłem kule oparte o kanapę.
-Jest znośnie. Nie zdążyłem ci jeszcze podziękować za pomoc.
-Weź nie przypominaj.- westchnąłem.
-Nie brzmiało to dość przyjacielsko.- odezwała się Królowa Lodu- To dobrze, że już wróciłeś.- a przez pewien czas było tak miło.
-No właśnie. Cała pamięć ci już wróciła?- Ganz znowu dobrał się do głosu. Jak narazie tylko ten cały Lust siedzi i się nie odzywa. A jak tylko na niego spojrzałem, to od razu urwał kontakt wzrokowy.
-Chyba tak. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nie chcę już więcej robić z siebie idioty.
-Byłeś uroczy.- Sansy zaśmiał się pod nosem. A żeby ci ta herbata zaszkodziła wredna jędzo.
Odstawił kubek na stolik i zaczął biec najprawdopodobniej w stronę łazienki. Ja tylko żartowałem no! Ganz chciał iść za nim, ale ruchem ręki mu to uniemożliwiłem. To od dzisiaj mój dom, więc będę sprzątał, jeżeli zarzyga mi kibel. Poza tym ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz. Dlatego udałem się za nim. Do toalety dotarłem po dźwiękach wymiotowania. Dokładnie tak jak się spodziewałem. Przed powiedzeniem jakichkolwiek słów zamknąłem drzwi, żeby nas nikt nie usłyszał.
-Czego...- znowu rzygnął- tu chcesz?
-Jesteś w ciąży, prawda?- od razu walę prosto z mostu.
-Skąd wiesz?
-Co chwilę rzygasz, żresz jak koń do tego dziwne rzeczy, mam wymieniać dalej?- pokręcił przecząco głową- Kiedy mama miała urodzić mojego młodszego brata opiekowałem się nią jak tylko potrafiłem, więc wiem jak to wygląda. Chociaż w sumie tylko debil by się nie zorientował, coś pokroju Ganz'a.
-Nie mów mu o tym.- ogarnął się już i zaczął płukać buzię oraz ręce wodą.
-Bo?
-Bo nie wiem jak zareaguje. Jesteśmy razem od paru miesięcy, w dodatku nie wygląda na to, żeby był gotowy zostać ojcem. A będzie ich trójka.
-Ganz się chyba postarał aż za bardzo.-tym razem to ja się zaśmiałem- Ale kiedy masz zamiar mu powiedzieć? Po fakcie?
-Będę to ciągnął jak najdłużej się da.
-No nie wiem czy masz sporo czasu. U szkieletów trwa to tylko trzy miesiące.- w pierwszym kształtuje się dusza dziecka, a w dwóch pozostałych jego ciało. My składamy się z samych kości, więc to nic dziwnego, że u nas idzie to szybciej.- Który masz miesiąc?
-Drugi.
-I tego nie widać?
-A jak myślisz, dlaczego chodzę w za dużych bluzach, a nie w mundurze?- sprytne- Jednak nie jesteś taki mądry jak ci się wydawało.- oczywiście, że nie mógł się powstrzymać.
-Słuchaj mnie. Nie lubię cię, nie oszukujmy się. A to, że miałem amnezję i nie byłem świadomy tego co mówię, nic nie zmienia. Ale, Ganz'a toleruję i myślę, że zasłużył abyś powiedział mu prawdę. On za tobą szaleje, na pewno się ucieszy, że będziecie mieli dzieci i wbij to sobie do tego pustego łba. Nie wiem czy to te twoje hormony ci buzują czy co, ale niemówienie mu jest głupim pomysłem.- chwilę się jeszcze namyślił- Zrób to, albo ja mu powiem.
-No dobrze! Powiem.- otworzył drzwi od łazienki- I dla twojej wiadomości, też cię nie lubię.
-Spodziewałem się tego.
Razem z Sansy'm udaliśmy się do salonu gdzie czekali na nas Ganz i Lust, którzy nadal siedzieli w tych samych pozycjach. Wypchnąłem lekko Sansy'ego na przód.
-Spadaj.-szepnął do mnie- Em... Ganz. Ja ci coś muszę powiedzieć.
-Tak?
-Bo ja jestem w... no... wiesz...
-Ciąży!- dokończyłem. Nie znoszę takiego cackania się.
-C-co?!- no w sumie nieźle zareagował. A nie, to nie wszystko. Wstał z kanapy i chciał do niego podejść, ale się wywalił. Głupi, zapomniał, że ma kule.
-Ganz, ja rozumiem, jeżeli jesteś zły. I możesz ich nie chcieć, ale ja tak czy siak je urodzę.- uklęknął koło Ganz'a.
-Nie! Znaczy, nie to miałem na myśli! Masz je urodzić. Zaraz, ich?! Nie ważne! Kocham cię, Sansy! I się z tego cieszę, naprawdę!- jeszcze nigdy nie widziałem takiego Ganz'a. Normalnie zacząłbym się śmiać, ale chyba nie wypada.
***
Pierwsza noc w nowym domu. Nadal w to nie wierzę. Normalnie o tej godzinie kładłbym się na fotelu w gabinecie Ganz'a. To wszystko jest takie porąbane. Ogólnie moje całe życie to jedna, wielka rosyjska ruletka. Albo przeżyjesz, albo nie. Ja już sam nie wiem co myśleć, wszystko co robię dzieje się samo. Nie wiem dlaczego obroniłem Ganz'a, jeszcze pół roku temu pozwoliłbym mu zginąć, ale teraz... to chore. Ale koniec przejmowania się na dziś, muszę iść spać.
Ułożyłem się wygodnie w łóżku, ostatnie na którym leżałem było kozetką lekarską, jeżeli można to zaliczyć pod łóżko. Jeżeli nie, było to w moim domu w Dzielnicy Złotych Kwiatów. Jednakże mój spokój przeszkodziło pukanie w drzwi.
-Wejdź.- drzwi otworzył Lust. Jedną ręką bawił się materiałem swojej koszuli nocnej, a drugą niepewnie trzymał się ramy drzwi.
-Przepraszam, że zakłócam Pana spokój. Ale czy mogę z Panem spać?
-Po pierwsze, nie mów do mnie na pan, to irytujące. Po drugie, sprecyzuj „spać".
-D-dobrze. Nigdy nie spałem sam w pokoju i trochę się boję. Nie zajmuję dużo miejsca, naprawdę.- no skoro to dwuosobowe łóżko...
-Wskakuj.- odchyliłem lekko kołdrę- Ale zachowaj odstęp.
-Dziękuję! I obiecuję.- ułożył się prawie na drugim końcu łóżka, tak, że tylko lekko przykrywała go kołdra.
-Nie, no bez przesady. Ja nie gryzę przez sen.- przysunął się trochę.
-Dziękuję.- szepnął do mnie.
-Spoko, ale idź już spać.
-Dobranoc.- przez jakieś pięć minut panowała kompletna cisza, ale nagle- Nie spodziewałem się, że Sansy jest w ciąży.
-Yhm...- kolejny debil.
-Ale fajnie, że mogą być teraz pełną rodziną.- bez ślubu- Też chciałbym mieć dzieci.
-Na mnie nie licz.- zaśmiał się pod nosem- Poza tym nie lubię dzieci.
-Dlaczego?
-Ryczą, śmierdzą, robią bałagan i się ślinią. To mnie nie kręci. Ale jak chcesz mieć małe demony to ja ci nie przeszkadzam.
-Chciałbym... ale niestety nie jest to możliwe.
-Bo?- dla chcącego nic trudnego, jak mówią.
-Jestem bezpłodny.-no, to może być problem- Poza tym... albo wiesz... idźmy już spać. Dobranoc.
-Dobranoc.
***
Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Na dworze było ciemno, mimo tego udało mi się spojrzeć na godzinę na zegarku. Co za idiota dobiera się do drzwi o trzeciej w nocy?! W dodatku Lust leży wtulony w moje żebra i nie mogę się ruszyć. Zajebiście...
-Lust.- ten to ma twardy sen- Lust!
-Która...godzina?- powiedział zaspanym głosem.
-Leżysz na mnie, złaź.- wyskoczył z łóżka jak oparzony.
-Przepraszam! Przepraszam! Złamałem obietnicę!- zaczął panikować.
-Uspokój się. Ktoś dzwoni do drzwi, muszę otworzyć.
-Ja to zrobię!- wybiegł z pokoju i nawet zapomniał założyć królikowych kapci. Wątpię, żeby to ktoś do niego przyszedł, więc ruszyłem za nim.
Jeżeli to Ganz postanowił zrobić mi taką niespodziankę, to sam osobiście go zabiję. Kolejny z jego durnych pomysłów! Egh! Na początku ruszyłem powolnym krokiem, jednak nagle usłyszałem krzyk i dźwięk upadania czegoś na podłogę, więc przyśpieszyłem. Pokonałem te wszystkie kilometry w tym ogromnym domu. Ja nie przesadzam! Ten dom ma aż cztery sypialnie. Po co mi i Lust'owi aż tyle? Zwłaszcza, że myślę, że sytuacja z dzisiejszej nocy powtarzać się będzie częściej.
Kiedy już dotarłem do przedpokoju, widok, który tam zastałem mocno mnie zszokował. Pominę już to, że Lust leżał na ziemi i chyba był nieprzytomny, ale w drzwiach stał... Horror?
-To nie moja wina, on sam zemdlał.- w sumie na miejscu Lust'a też bym tak zrobił. O trzeciej w nocy przychodzi do nas jakiś psychopata z dziurą w czaszce, siekierą w ręce i cały ubabrany krwią. Kiedy pierwszy szok mi minął, szybko wciągnąłem go do środka i zamknąłem drzwi na wszystkie spusty.
-Czy ciebie pojebało?!- krzyknąłem.
-Liczyłem na bardziej przyjazne powitanie. Słyszałem, że miałeś ostatnio bliskie spotkanie z Killer'em.
-Dobra stój! Jeżeli chcesz mi robić wyrzuty to później. Jebiesz trupem, najprawdopodobniej znowu zjadłeś człowieka i najpewniej w normalnych okolicznościach miałbym to gdzieś, ale zanim zaczniemy rozmawiać idź się umyć. Jeżeli Lust się obudzi i cię takiego zobaczy, to zrobi hałasu na całe miasto.- w głębokim poważaniu miałem to czy się zgodzi, czy nie, po prostu zacząłem go ciągnąć w stronę łazienki i dosłownie wrzuciłem go tam.- Jak już się umyjesz załóż ubrania, które są na szafce.
Co tu się dzieje w ogóle?! Skąd wziął się tutaj Horror?! Dobrze Dust, opanuj się. Później to się wszystko wyjaśni. Póki co muszę ogarnąć Lust'a. Podbiegłem tam do niego i wziąłem go na ręce, a następnie położyłem na kanapę. Starałem się go jakoś ocucić, ale muszę przyznać że nie szło mi to za dobrze. W końcu napełniłem szklankę wodą i chlusnąłem mu to na twarz.
-Aaaaaaaaa!!- w końcu!- C-co się stało?! D-Dust, ja...
-Spokojnie. Wiem co chcesz powiedzieć, ale się nie bój, okej? I przede wszystkim nie krzycz.-pokiwał niepewnie głową- Nie mów też Ganz'owi o tym, że Horror tutaj jest.
-A-ale jesteś pewny, że o-on nic nie zrobi?
-Obiecuję ci.
-D-dobrze.- odetchnął z ulgą, ale jego spokój nie trwał długo. Momentalnie zaczął się trząść i schował się za mnie.
-Aż taki jestem straszny? Przyznam, że mi to pochlebia.- stał w progu drzwi ubrany w czarną koszulkę z krótkim rękawkiem i spodnie dresowe tego samego koloru. Mimo tego, że nie był już cały we krwi jego niepokojący uśmiech dodawał klimatu charakterystycznego dla jego osoby.
-Lust, pójdziesz do kuchni i zaparzysz herbatę?- tak naprawdę to mi na tym nie zależy, ale chcę się go na chwilę pozbyć.
-O-oczywiście!- bez wahania wstał z kanapy i poszedł w kierunku kuchni.
-Więc...- zapytałem mojego przyjaciela, kiedy Lust opuścił pokój- Co kombinujesz?
-Mógłbym się ciebie zapytać o to samo. Dlaczego zdradziłeś Killer'a?
-Nikogo nie zdradzałem!- krzyknąłem i uderzyłem ręką w stół- Miałem pozwolić, żeby Ganz zginął?!
-A kim właściwie jest dla ciebie Ganz?- zadał pytanie, które kompletnie zbiło mnie z tropu. Kim on dla mnie jest? To osoba, która szantażem zmusiła mnie do tego, żebym dla niej pracował, ale z drugiej strony gdyby nie on nie wyszedłbym z więzienia, albo co gorsza zostałbym zgwałcony przez tego cholernego królika. On... wysłuchał mnie, kiedy w szale narzekałem na swoje życie, chciał mi pomóc, ale posunął się do wielu intryg. Nie wiem jakie są nasze relacje...
-Nie wiem.- te dwa krótkie słowa idealnie podsumowały całe moje życie. Ja nic nie wiem! Nic nigdy nie wiem! Nie chcę wybierać, nie umiem. Dlatego zawsze czekam do ostatniej chwili i później żałuję pochopnie wybranej decyzji. Tak było w przypadku walki Ganz'a i Killer'a, decyzji o przyłączeniu się do Ganz'a i... próbowania zastrzelenia Chary.
-No właśnie. Przestań zachowywać się jak rozpieszczony gówniarz i zacznij w końcu myśleć.- tym właśnie jestem? Zwykłym gówniarzem, który przez jeden wypadek zjebał sobie całe życie?- Zapomniałeś o naszym marzeniu, tak?
-Te marzenie to ściema!- znowu podniosłem głos- Chcemy uciec do innego miasta i żyć normalnie?! Przecież wiesz, że to niemożliwe! Jesteśmy poszukiwani listami gończymi, w innych miastach też!! Nie uciekniemy od swojej przeszłości! Zawsze będziemy mordercami! A ja na zawsze będę musiał żyć ze świadomością, że zabiłem własnego brata...- zerwałem się z kanapy i zacząłem iść w stronę pokoju- Jeżeli nadal wierzysz w to kłamstwo to wyjdź z tego domu.- z tymi słowami opuściłem salon.
~Lust~
Słyszałem, że Dust i nasz gość mocno się pokłócili. Nie chciałem podsłuchiwać, bo to nie ładnie, ale ciężko było. W końcu gdy Dust wyszedł zły z salonu postanowiłem zainterweniować. Pan Horror chciał iść za nim, ale mu przerwałem.
-Przepraszam Pana, ale to chyba nie najlepszy pomysł.- jejku, jaki on jest straszny!- D-Dust jest zły i musi się trochę uspokoić, będziecie mieli na pewno okazję jeszcze porozmawiać, ale proszę poczekać. Zrobiłem herbatę.- starałem się uśmiechem ukryć mój strach.
-Uroczy jesteś.- moją twarz pokrył lekki rumieniec, to nie moja wina, że tak reaguję na jakiekolwiek komplementy. Na to Pan Horror tylko się zaśmiał i poszedł z powrotem do salonu.
Pan Ganz powiedział mi, że narazie mam pilnować Dust'a, więc poszedłem za nim do pokoju. Na początku nie chciał mnie wpuścić, ale chyba miał już dość mojego nalegania, więc w końcu pozwolił mi wejść. Siedział przy ścianie w kącie pokoju i obejmował swoje kolana rękami. Usiadłem przy nim i tak samo jak on zacząłem patrzeć się w ścianę.
-Życie jest do dupy.- powiedział po piętnastu minutach spędzonych w ciszy.
-Wiem.
-Cokolwiek nie zrobię, wybiorę źle. Nie znoszę wybierać, wolałbym żeby wszystko działo się samo.
-Uwierz mi, nie chciałbyś.-westchnąłem- Całe moje życie wszyscy decydowali za mnie, nigdy nie miałem możliwości wyboru, po prostu musiałem się do wszystkiego przystosować. Może i wybory są trudne, ale trzeba je podejmować, inaczej twoje życie stanie się jeszcze gorsze niż teraz.
-Może stać się jeszcze gorsze? Przez własną głupotę straciłem swoją rodzinę, zostałem mordercą, a teraz mogę jeszcze stracić moich przyjaciół. Czy ty w ogóle wiesz co to znaczy?
-Od trzech lat nie widziałem swojego taty oraz młodszego brata. Nie wiem co się z nimi dzieje, a ich pewnie nie obchodzi co dzieje się ze mną. Nigdy nie miałem przyjaciół, a osoba w której się zakochałem zraniła mnie w jeden z najbardziej bestialskich sposobów. Więc tak, wiem co to znaczy nie mieć nic.- przez chwilę zapanowała pomiędzy nami kompletna cisza, chyba go zatkało.
Nie chcę znowu wracać do swojej przyszłości, bo zaczyna mi się chcieć płakać. Przez problemy finansowe ojca w wieku czternastu lat zostałem zmuszony do pracowania w klubie nocnym. Wstyd mi się przyznać, ale po jakimś czasie zaczęło mi się tam podobać. Wszyscy mnie chwalili i w ogóle, podobało mi się, że ktoś w końcu mnie... docenił? Nie wiem czy można to tak nazwać. Mimo tego, że sposób, w który zarabiałem nie był najlepszy, przynosiłem do domu dużo pieniędzy. Mój brat mógł w końcu mieć porządne ubrania, jedliśmy normalne jedzenie, układało się dobrze(pomimo tego, że wieść o mojej pracy rozniosła się po szkole i wszyscy mi dokuczali). Jednakże pewnego dnia jednym z moich klientów okazał się młody mężczyzna. Był człowiekiem, więc to było jeszcze dziwniejsze. Po naszym... eh... „spotkaniu" chciał mnie kupić. To było dla mnie czymś okropnym. Mimo tego, że wszyscy, których znałem mieli mnie za nic, nie wyobrażałem sobie nawet, że ktoś miałby mnie kupić. Upierałem się, że nie jestem na sprzedaż, ale jak zwykle nie miałem nic do gadania. I tak oto minęły trzy lata mojego życia, na usługiwaniu człowiekowi, który mnie kupił. Jednakże tam też nie było mi tak źle. Mógłbym powiedzieć, że nawet lepiej niż w domu. Jeżeli byłem grzeczny byłem często chwalony, parę razy powiedział mi nawet, że mnie kocha. W moim rodzinnym domu nigdy nie doświadczyłem miłości. Tata był dla mnie oschły, byłem mu potrzebny tylko dla pieniędzy. Po jakimś czasie zakochałem się w moim Panu i nie był to, żaden syndrom sztokholmski, ani żadna choroba o której mówiła mi Pani Toriel. Najzwyczajniej w świecie zakochałem się w osobie, która pokazała mi, że jej na mnie zależy. Ale to co dobre w się kończy, prawda? Jego firma też upadła. Skończyły mu się pieniądze i był zmuszony żeby mnie sprzedać. Kolejny raz mój świat legnął w gruzach. Osoba z którą spędziłem tyle czasu tak po prostu się mnie pozbyła, bo było jej tak wygodnie. Zrozumiałem w końcu, że byłem naiwny i nie byłem dla niego niczym innym niż tylko zabawką. Później znalazł mnie Pan Ganz i tak oto znaleźliśmy się w tym momencie. Czy teraz w końcu jestem wolny? I co tak naprawdę oznacza wolność dla mnie? Ciężko jest zapomnieć od tak o wszystkim co się stało, ciężko też jest wyleczyć złamane serce.
-Lust...- Dust przerwał kolejną chwilę ciszy-Przepraszam. I dziękuję. Ale się nie marz, bo chłopakowi tak nie wypada.- Ja... płaczę?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro