Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

~Dust~

Bardzo często zdarza mi się robić rachunek sumienia przed snem. Dzisiaj wyjątkowo melancholia dopadła mnie z rana. Myślałem o tym wszystkim co zostało opisane przez Horror'a jako „nowy rozdział". Od śmierci Blue minęło już siedem lat, w ciągu których zmieniło się sporo rzeczy. Po pierwsze i najważniejsze, wyprowadziłem się z centrum. Teraz razem z chłopcami mieszkamy w wiosce, która należy do obrębu Monstertown. Leży daleko za dzielnicą Watterfall, czyli jesteśmy na samym końcu. Podoba mi się to. Jest tutaj o wiele spokojniej, dzieci mają miejsce, żeby się wybiegać, a ja w końcu uwolniłem się od tego betonu i hałasu. Co najważniejsze, samemu udało mi się uzbierać na ten dom. Po moim odejściu Ganz stwierdził, że przydadzą mi się pieniądze na start, więc dał mi „ostatnią wypłatę". Nie była to jakaś wielka suma (bo mam swój honor), ale z pomocą Horror'a i Lust'a udało mi się wynająć mieszkanie w ich bloku. Później zaczęliśmy ciężko harować z Horror'em. On zbierał na ten swój własny biznes, a ja na w miarę porządne życie. Łapaliśmy się w zasadzie każdej pracy (legalnej) i w końcu każdy z nas dopiął swego. Po mojej wyprowadzce, Horror zaproponował żebym popracował u nich. I tak oto zająłem się udzielaniem płatnych lekcji w strzelaniu. Nie wierzyłem w ogóle, że z takiego biznesu można wyżyć, ale okazało się, że zarabiamy nawet sporo. Jednak chyba wolałbym zająć się czymś innym. Jestem wdzięczny Horror'owi i Lust'owi, że pomogli mi stanąć na nogi, ale nie chciałbym całego życia zawdzięczać im. Chyba jednak przydałoby się poszukać czegoś nowego.

Moje przemyślenia przerwało to, że Printy wskoczył na moje łóżko, chwilę później dołączyli do nas Sprinkle i Fury.

-A wy co tak wcześnie tu robicie?- pogłaskałem Printy'ego po czaszce.
-Nie dali mi spać.- położył się na mnie- A ja bym jeszcze pospał.
-Nie, musimy wstawać!- Sprinkle zaczął ciągnąć go za ramię- Bo się spóźnimy!
-Sprinkle, jest szósta rano, do szkoły chodzi się na ósmą.- Printy wymamrotał.
-Ale szkoła jest w Snowdin, a to daleko.
-Zawiozę was samochodem, spokojnie.- wstałem do siadu- Ale skoro wszyscy jesteśmy na nogach, zrobię wam śniadanie. Co chcecie?
-Budyń!- Sprinkle krzyknął
-Jajka.- Fury wymamrotał.
-Spać.- powiedział, wiadomo kto.
-A jak zrobię tosty?- otworzył szerzej jeden oczodół.

Dzisiaj Sprinkle i Fury po raz pierwszy idą do szkoły, nie dziwię się, że są podekscytowani. Pierwsza klasa to wielkie wydarzenie w życiu każdego dzieciaka, a pierwszy września to wielkie wydarzenie w życiu każdego rodzica. Kocham moich chłopców, ale potrafią nieźle dać w kość. Niech teraz nauczyciele się z nimi użerają. Ale myślę, że nie będzie tak źle. Mają takie szczęście, że Sprinkle jest z początku roku, a Fury z końca, więc idą razem. Robiłem wczoraj Sprinkle długi wykład o tym, że ma opiekować się młodszym bratem. Czasami mu coś odwala z tym, że jest starszy od Fury'ego i jest za stary na przykład na zabawę samochodzikami. Mimo, że różnica ich wieku jest naprawdę niewielka. Na szczęście jest jeszcze moje trzecie dziecko, które umie przypilnować porządku. Mogę być spokojny... Tak myślę.

W taki specjalny dzień postanowiłem bardziej postarać się przy śniadaniu. Zrobiłem obiecane tosty, plus każdemu z nich jajecznicę. Każdy ma inne preferencje co do dodatków i poziomu ścięcia więc musiałem się trochę napracować. No ale udało mi się w miarę ogarnąć z czasem. Zaniosłem im ich porcje do jadalni, po czym sam usiadłem przy stole z kawą, którą zrobiłem w międzyczasie.

-I jak nastroje?- zapytałem.
-Będzie super!- Sprinkle krzyknął.
-Trochę się boję.- Fury wyszeptał.
-Nie masz czego. Pierwsza klasa jest naprawdę fajna, prawda Blueprint?
-Yhym.- przełknął tosta- Uczyłem was już literek, więc poradzicie sobie z palcem w nosie. Poza tym skapnęła wam się wychowawczyni po mnie, a ona jest naprawdę miła. Najgorsze jest to wstawanie z rana... i matematyczka.
-A co ty niby o niej wiesz? Przecież w czwartej klasie dopiero ją poznasz.
-Ale słyszałem od starszych kolegów, że ona wysysa dusze swoim kalkulatorem.
-Oj tam oj tam. Nie wierz w plotki, może akurat ty się do niej przekonasz. Tylko przykładaj się do nauki. Jak w matmie narobisz sobie zaległości, później będzie już tylko gorzej.- mówi ojciec, który nie ukończył nawet podstawówki.
-Postaram się jak tylko mogę.- chwycił do ręki drugiego tosta- Odbierzesz nas dzisiaj z rozpoczęcia, czy mamy wracać autobusem?
-Przyjdę po was, a później razem pójdziemy na strzelnicę. Wymienicie się wrażeniami z Desire i Luxath'em.- chyba będę musiał częściej zabierać ich ze sobą. Od kiedy Nela wyprowadziła się z miasta, zabrakło mi opiekunki. Chyba, że zatrudnię kogoś nowego. Ale czy jest sens przyzwyczajać chłopców do nowej osoby, skoro Printy za chwilę będzie w dobrym wieku, żeby zostawać sam w domu? To jeszcze będę musiał przemyśleć- Dobra, lećcie się już ubierać w galowe stroje.
-Gdzie są galowe stroje?
-Każdemu powiesiłem na szafie.
-To są galowe stroje? W „Asterix'ie i Obelix'ie" to jakoś inaczej wyglądało.
-No już, szybciutko, bo zaraz na serio się spóźnicie.

Wyszli w rządku z kuchni. Ja za to postanowiłem zjeść swoje śniadanie, czyli dojeść po nich, po czym wrzuciłem brudne naczynia do zlewu w kuchni. Później się to posprząta. Kiedy kuchnię miałem już jako tako ogarniętą, sam poszedłem się przebrać. Mi zajęło to nie więcej niż dwie minuty, za to moi chłopcy męczyli się jakieś piętnaście minut z guzikami od koszul. Sprinkle to w ogóle tak krzywo pozapinał te guziki, że przy wyjściu sam musiałem go poprawiać. Jednak ze wszystkim wyrobiliśmy się na czas, a przejeżdżając przez centrum nawet nie było korków, więc odstawiłem ich nawet przed ósmą.

Patrząc na ten w miarę dobrej jakości budynek, zaczynam podziwiać Horror'a za to, że uczciwie zapracował na kupno lokalu, wyremontowanie go i cały sprzęt. Jak on się już na coś uprze, to nie ma przebacz.

Pierwszym co zobaczyłem wchodząc do środka, był oczywiście Lust z miotłą. To widok, który naprawdę często mnie wita.

-Cześć Dust!- uśmiechnął się w moją stronę.
-Cześć. A gdzie ten degenerat zwany twoim mężem?
-Poszedł odprowadzić dzieci do szkoły. Miałem nadzieję, że się spotkacie.
-No nie wyszło.- wziąłem do ręki notes, gdzie Lust ma spisane wszystkie potwory, które zapisały się na ten dzień- O, Judy przyjdzie za godzinę.- Judy to króliczy potwór z niepokojącym zamiłowaniem do broni palnej. Nawet jest zabawna. Często tu przychodzi, dlatego ją kojarzę.
-Lubisz ją? Podoba ci się?
-Weź mnie nie rozśmieszaj, dobra? Po pierwsze.- wyciągnąłem obrączkę spod bluzki- Blue obiecał mi, że nie opuści mnie nawet po śmierci, a ja nie mam zamiaru go zdradzać. A po drugie jestem gejem.
-Dobra, to do mnie przemawia. Nie było tematu.- usiadłem za biurkiem.

Pierwsza część dnia w pracy minęła tak jak zwykle. Dawałem lekcję strzelania dla żółtodziobów, śmiałem się, kiedy coś im nie wychodziło i się denerwowali, odkładałem broń z powrotem na miejsce i trochę się nudziłem. Nic szczególnego. Zwłaszcza, że mieliśmy dzisiaj dość mały ruch.

Desire napisał do Horror'a że akademia już prawie się skończyła i, że może po nich wracać, ale że jego stary miał aktualnie urwanie dupy, ja postanowiłem skorzystać z chwili wolnego i zgarnąć wszystkie dzieciaki. Droga do Snowdin nie była wcale taka długa, zwłaszcza, kiedy szło się skrótami, także nawet nie zdążyłem pogrążyć się w swoich myślach, bo już znalazłem się przed budynkiem szkoły. Chyba aktualnie siedzą w klasach i gadają z wychowawcami, bo żadnych dzieciaków jeszcze nie ma, za to rodziców trochę się nazbierało. Staliśmy przed bramą jak takie słupy i marznęliśmy. Nie wiem dlaczego ale mimo małego oddalenia tych dzielnic, w Hotland jest o wiele cieplej niż w Snowdin... chyba w końcu załapałem skąd wzięły się te nazwy.

Z nudów zacząłem rozglądać się wokół siebie. Byłem tu już parę razy, bo Printy chodzi tu teraz już czwarty rok, ale nic lepszego nie miałem do roboty. Koło szkoły stał mały sklepik, a dookoła domki mieszkalne. Naprzeciwko znajdował się malutki park, a koło parku cmentarz. Nie wiem co za mózg postanowił wybudować szkołę obok cmentarza, ale zdecydowanie powinien się leczyć. No chyba, że to nawiązanie do martwych marzeń uczniów.

Moje oczodoły same powędrowały na część gdzie został pochowany Blue. I co dziwne, zauważyłem koło niego jakiś szkielet. Normalnie pewnie bym go olał i wmawiał sobie, że przyszedł odwiedzić kogoś innego, jednak rozpoznałem tego potwora. Mimo tego, że widziałem go tylko raz w życiu, a do tego dość dawno. W pierwszej chwili myślałem, że mi się przywidziało, jednak udało mi się dostrzec charakterystyczną plamę na jego kości policzkowej.

Nie wiem dlaczego, ale postanowiłem do niego podejść. Może dlatego, że chciałem się dowiedzieć czego tutaj chce. Albo bardziej dlatego, że zmartwiłem się nagłym powrotem biologicznego ojca Blueprint'a. Przez moją czaszkę zaczęły przewijać się bardzo nieprzyjemne myśli. W pewnym momencie pomyślałem nawet, że pojawił się, żeby zabrać do siebie Printy'ego.

-Dzień dobry.- powiedziałem, kiedy byłem już wystarczająco blisko.
-Uh, cześć.- lekko speszył się moim towarzystwem- Ty byłeś jego chłopakiem.- narzeczonym, mężem, ale w sumie...
-Tak, jestem.- stanąłem koło niego i popatrzyłem się na urnę Blue- A ty jesteś ojcem jego dziecka.
-Tak, jestem.
-Zabrzmię trochę niegrzecznie, ale po co tutaj przyszedłeś?
-Odwiedzić starego przyjaciela.
-Tylko po to?
-A po... Aha.- chyba w końcu załapał- Spokojnie, nie przyszedłem tu bo Blueprint'a. Dobrze mu z tobą. A skoro Berry ci zaufał, to ja też mogę.- przez chwilę staliśmy w ciszy- Przyszedłem tu, bo tęskniłem. Strasznie mi go brakuje.
-Mi też.

Ink pożegnał się ze mną i zostawił mnie i Blue sam na sam. To miejsce jest dla mnie tak cholernie smutne. Przypomina mi o wszystkich chwilach spędzonych z Blue. O tych radosnych i wręcz przeciwnie. Ale nie żałuję. Nawet przez sekundę nie żałowałem, że spotkałem Blue. Wszystkie spędzone z nim chwile były najlepszym co spotkało mnie w życiu. Przy nim mogłem się śmiać, przy nim mogłem płakać. Nauczył mnie jak cieszyć się życiem. I zostawił po sobie trzy małe skarby, które są dla mnie teraz najważniejsze. Blue był najlepszym co dostałem od losu.

-Dziękuję.- powiedziałem do urny, a po mojej twarzy spłynęła pojedyncza łza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro