-20- PZF
~Dust~
Drugi dzień z rzędu obudziłem się w innym miejscu, niż moje łóżko. Dopiero po chwili zorientowałem się, że leżę na czyiś kolanach. Co się wczoraj wydarzyło? I dlaczego tego nie pamiętam?
-Yhm... wszystko mnie boli.- wymamrotałem pod nosem.
-Obudziłeś się już?- podniosłem wzrok ku górze i zobaczyłem Blue.
-Która godzina?- chciałem się podnieść, ale w jednej chwili tak strasznie zabolała mnie czaszka, że położyłem się z powrotem na jego kolana. Walić to, nie idę do pracy.
-Siódma.- czyli do pracy dopiero za godzinę... albo jestem spóźniony. Który dzisiaj dzień tygodnia?- Jak się czujesz?- pogłaskał mnie po głowie. W sensie, przez kaptur. Spałem dzisiaj w opakowaniu, przydałoby się skoczyć pod prysznic.
-Czuje, że umieram. Chyba wczoraj trochę przesadziłem.
-Definitywnie przesadziłeś.- zaśmiał się.
-To ostatni raz. Na serio.- przez chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciszy, która była naprawdę przyjemna, zwłaszcza dla mojej aktualnie pękającej czaszki. Mógłbym tego nie przerywać, ale jedna rzecz mnie nurtuje- Jak długo tutaj siedzisz?
-Całą noc. Prosiłeś mnie, żebym cię nie zostawiał.
-Teraz mi trochę głupio.- moja twarz zrobiła się lekko fioletowa.
-Nie musisz. To żaden problem. Tak czy siak czuwałbym przy tobie.- przymknąłem oczy. Było mi tutaj tak wygodnie, że poszedłbym spać, gdyby nie to, że strasznie chciało mi się pić. Nie wytrzymam- Co robisz?- zauważył, że próbuje wstać. Ale z marnym skutkiem. Po pierwsze głowa. Po drugie leń. A po trzecie grawitacja.
-Idę po wodę. W sensie... próbuję.
-Poczekaj.- wstał z kanapy i poszedł do kuchni. Czy przypadkiem nie nadużywam jego życzliwości?
-Cześć wujku.- Printy usiadł koło mnie. A ten tutaj skąd?
-Cześć młody.- zmieniłem pozycje na siedzącą i przetarłem dłonią oczodół.
- Jesteś choly?
-Tak to jest czasami, kiedy za dużo się wypije.- spojrzał z przerażeniem na soczek w kartoniku, który trzymał w ręce, po czym odstawił go na stolik- Nie takie picie.- zaśmiałem się- Takie które ma procenty.
-A jak dużo moje ma plo..ploclentlów?
-Twoje ich nie ma.
-Bezpieczne.- wziął soczek z powrotem do ręki. Mam tylko nadzieję, że teraz nie będzie pytał Blue ile każdy soczek ma procentów. A jak będzie, to nie powie od kogo się tego nauczył.
Jednak stwierdziłem, że wolę nie denerwować Ganz'a i pójdę do tej pracy. Wziąłem prysznic, pod którym siedziałem tak długo, że Blue zaczął się martwić, ubrałem mundur, przytuliłem Printy'ego na dowidzenia (bez tego by mnie nie wypuścił) i wyszedłem. Na szczęście, jak już kiedyś wspominałem, do pracy mam blisko, bo dźwięki tych wszystkich samochodów i krzyczących potworów, były strasznie irytujące.
Postanowiłem zrezygnować z mojego codziennego rytuału jakim są odwiedziny w gabinecie Ganz'a (ponieważ spóźniłem się pół godziny) i od razu iść na stołówkę. Chociaż to chyba też zły pomysł, bo hałas dzisiaj wyjątkowo mnie irytuje. Jakim cudem Red żyje z tym na codzień?
-Łał, stary. Wyglądasz jak gówno.- Undyne zaczepiła mnie od razu jak się przysiadłem.
-Ty to wiesz jak poprawić mi humor.- uśmiechnąłem się sztucznie, po czym położyłem głowę na stolę.
-Daj mu spokój.- przed moją twarzą została postawiona szklanka z wodą, jakby czytając mi w myślach- Pamiętasz cokolwiek ze wczoraj?
-Nie wiem nawet w jaki sposób wróciłem do domu.- Red się zaśmiał, a Undyne dała mu dwie dychy. Serio? Jestem tak tani?
-Killer się tobą zajął.
-Ja na serio chciałabym to zobaczyć.
-Mam zdjęcia.- wyciągnął telefon z kieszeni.-Tutaj darliście na siebie ryje z Killer'em. Tutaj stwierdziliście, że załatwicie to w męski sposób i zrobiliście zawody, kto szybciej wyzeruje. O a tutaj to akurat Fresh płacze, że flacha spadła na ziemię.
-Czy to jest Cross?!- Undyne zabrała mu telefon- Naprawdę żałuję, że mnie tam nie było.
-A ja nie.- wtrąciłem się- No jak inaczej mielibyśmy obrabiać ci dupę?- pociągnęła za oparcie mojego krzesła, żebym poleciał do tyłu, ale ja złapałem ją za rękę i wylądowaliśmy razem na podłodze. W końcu puściły jej nerwy i zaczęliśmy się szarpać.
-Ehm!- szef stanął we framudze drzwi i odchrząknął- Nie wiem czy mam być zły za to, że cię nie było, czy za to że przyszedłeś.- no faktycznie nie najlepiej to wygląda. Aktualnie ryba siedzi na mnie w rozkroku, ja leżę na podłodze i trzymam jej ręce, żeby mi nie przywaliła, Red to wszystko nagrywa, Susie nie wie już komu kibicować, a Ralsei panikuje.
-To Sushi się na mnie rzuciła.- Ganz strzelił sobie ręką w czoło.
-Undyne, proszę zejdź z niego. A ciebie Dust zapraszam do mojego biura.- zabrzmiało groźnie- Przerwa na kawę się już skończyła, weźcie przykład z Cross'a i bierzcie się do roboty.
Tę drogę to ja akurat znam już na pamięć. Mogliby mi zawiązać oczy i kazać mi chodzić po komendzie, a jestem pewny, że tak czy siak trafiłbym do biura Ganz'a. Kiedy już się tam znaleźliśmy, usiadłem na fotelu, który nadal należy do mnie, a Ganz rzucił mi butelkę wody do rąk.
-Wyglądasz jakbyś z tydzień nie spał. A myślałem, że Red ściemnia, że udało mu się cię upić.
-Niestety nie.- odkręciłem butelkę i wziąłem łyk wody. No może nie łyk, bo wypiłem z połowę na raz- Chciałem się trochę wyluzować, ale chyba dało to odwrotny skutek.- zwłaszcza, że nie wiem co mówiłem Berry'emu, kiedy byłem pod wpływem. Mam nadzieję, że nie zrobiłem z siebie idioty... jakoś bardzo.
-Aż tak męczyła cię opieka nad Mettaton'em?- zaczął grzebać w segregatorach.
-To nie to.
-A więc co?- podniósł wzrok na mnie.
-Tak, to definitywnie to.- zmiana tematu- Jak to możliwe, że bolą mnie mięście, których nie mam?- powrócił do segregatorów.
-W sumie nie do końca ich nie masz. Kiedy pojawia się ecto-body, możesz zobaczyć jaką masz sylwetkę. Ty akurat masz kaloryfer.
-A skąd to wiesz?
-Sansy dostał urlop zdrowotny, a miał przydzielone zadanie.- czy on właśnie zmienił temat?
-Zanim mi to powiesz, niby w jakich okolicznościach widziałeś moje ecto-body?
-Jezu Dust, zgaduję.- przewrócił oczami- Mogę kontynuować?- przytaknąłem- Sansy miał przydzieloną misję, więc ktoś musi ją przejąć. Aktualnie jako jedyny jesteś wolny.- wyciągnął z segregatora jakieś papiery i mi je podał- Tutaj masz wszystko co powinieneś wiedzieć.
-Okej.- zacząłem to przeglądać.
-Nie spodziewałem się tego, że zaakceptujesz to tak od razu.
-W końcu to moja pra... Jednak nie chcę.
-I się zaczęło.- powiedział pod nosem i odłożył segregator- Co ci tym razem nie pasuje?
-Dlaczego muszę pracować z Kris'em? Nie lubię go.
-Nie lubisz go, bo jest człowiekiem.
-Tak.- nie będę się oszukiwać. To jest główny powód.
-Przestań zachowywać się jak jebany rasista i wykonaj powierzone ci zadanie. Jesteś jedyną osobą, która może się teraz tego podjąć, a jeżeli sprawa nie byłaby poważna, dałbym Kris'owi sam działać i nie zawracałbym ci głowy. Kolejna osoba może ginąć właśnie w tym momencie, bo ty odstawiasz jakiś teatrzyk.- teraz to mi w pięty poszło. Poważnie, aż mi się głupio zrobiło- Przynajmniej spróbuj się z nim dogadać.
-Tyle, że on nie gada.
-Dust.
-No dobra, dobra.- zacząłem dalej czytać- Jeżeli to takie poważne, powinienem zabrać się do tego od razu.- Ganz lekko się uśmiechnął- No to idę do Kris'a.
-W razie jakbyśmy się dzisiaj już nie spotkali, to pozdrów Blueberry'ego ode mnie.- powiedział to jakoś tak... jakby próbował mnie wyśmiać? Tak czy siak, było to dziwne.
-Okey?
Z tego co wyczytałem wpadliśmy na trop nowego mordercy, jak zabawnie. Jednak, raczej nie zależy mu na pieniądzach, bo porywa osoby, z różnych części miasta. Najczęściej dzieci. Ciała jego ofiar odnajdywane są jakoś tak po tygodniu na obrzeżach miasta, a wiadomo, że należą do niego, bo wszystkie zwłoki mają odcięty kciuk i wycięte na ramieniu literki PZF. Sansy nie odkrył od czego może być to skrót, ale może być to coś ważnego. Z tego co odkrył mój poprzednik mogę wyciągnąć jedno wielkie gówno. Żadnych poszlak, żadnych punktów zaczepienia. Nie dobrze. Jakieś trzy dni temu, kolejna matka zgłosiła zaginięcie swoich dzieci. Sześcioletnia dziewczynka o imieniu Nora oraz jej starsza o dziesięć lat siostra Nela ostatnio widziane były obok placu zabaw koło domu, a później jakby rozpłynęły się w powietrzu. Zanim wyciągnę jakiekolwiek wnioski, muszę skonsultować się z Kris'em. Tylko jest jeszcze jedno pytanie. Gdzie Krzychu jest?
Tak jak się spodziewałem, był w stołówce. Siedzieli sobie z Ralsei'em i śmiali się w najlepsze. Nie czas na zabawę. Jeżeli myśli, że ma wolne, skoro Królowa Lodu poślizgnęła się i złamała nóżkę, to grubo się myli.
-Kris, z okazji tego, że Sansy jest nieobecny, ja przejąłem dowództwo nad waszą misją. Musisz mi powiedzieć wszystko co do tej pory się dowiedzieliście.- z doświadczenia wiem, że zazwyczaj w papierach nie pisze się wszystkiego, zwłaszcza spekulacji, a to one są najważniejsze.
-Idźmy na plac zabaw.
-W raporcie było spisane, że sprawdzaliście ten teren.
-Tak. Ale chociaż ty mnie posłuchaj.- mimo tego, że ten chłopak ma zawsze poważny wyraz twarzy, w tym momencie wydał mi się wyjątkowo przejęty. Hm... czyżby współpraca z Sansy'm nie szła za dobrze?
-W takim razie jedźmy.
***
Szczerze? Ten płac zabaw nie wyglądał na jakiś szczególny. Nie wiem co Kris w nim widzi, ale już od pół godziny bada dokładnie wszystkie zabawki, zaczął nawet kopać w piaskownicy. Nudzi mi się, przyjechaliśmy tu pracować, a nie się bawić. Podszedłem do niego bliżej i zacząłem się mu przyglądać, zastanawiając się nad tym, co dokładnie chce osiągnąć.
-Co może znaczyć PZF?- zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Pizza, zapiekanka, frytki?- podniósł na mnie wzrok i popatrzył z lekkim grymasem na twarzy.
-Jesteś głodny?
-Trochę. Nie jadłem śniadania.- zaśmiałem się nerwowo.
-Na początku myślałem, że mogą być to inicjały. Ale literki P i Z mogą oznaczać plac zabaw.
-Myślisz? Możliwe, że to tylko zbieg okoliczności. Pozostałe ofiary były widywane po raz ostatni w różnych miejscach.
-Możliwe. Ale żeby mieć pewność, wejdę jeszcze do domku.- wstał i otrzepał ręce z piachu, a następnie podszedł do jedynego sprzętu, którego jeszcze nie oglądał- Dust!- krzyknął po chwili.
-Znalazłeś coś?- zapytałem z niedowierzaniem i też władowałem się do domku dla dzieci.
Na ściance od tunelu, ktoś wyciął czymś ostrym napis POMOCY i strzałkę w lewą stronę. Kris stwierdził, że powinniśmy iść tym śladem. Wyszliśmy z domku i dobiegliśmy aż do ogrodzenia, jednakże tam też nie znaleźliśmy absolutnie nic.
-Eh...- Kris oparł się ręką o siatkę- Czyli faktycznie nie miałem racji.- spojrzał na swoją rękę, która po kontakcie z ogrodzeniem była cała oblepiona w pajęczynie- Fuj.- chciał wytrzeć brud w spodnie.
-Czekaj!- chwyciłem go za przedramię i dokładnie obejrzałem to co miał na dłoni- Wszędzie poznam to dziadostwo.- syknąłem pod nosem i przeskoczyłem przez płot.
-Co robisz?
-Szukam.- jednak w pobliżu nie znalazłem ani jednego z nich- Wiesz może jakie ziarenka miałeś na ręce?
-Nie.
-Jaskry. W tym mieście rosną tylko i wyłącznie w jednym miejscu.- wróciłem z powrotem do ogrodzenia, żeby sprawdzić w którym miejscu są jeszcze nasiona i czy ewentualnie wiatr mógłby je skądś przenieść- Jak narazie to nasz jedyny trop.- może w dzielnicy Złotych Kwiatów znajdziemy jakiekolwiek odpowiedzi. Jednakże nadal nie wiemy czego i gdzie mamy szukać. Chociaż chyba wiem gdzie. Ale ja już nie będę mógł tam wejść... ale wiem kto może!-Killer!
-Co tam?- zwróciłem wzrok ku górze i zauważyłem go siedzącego na drzewie. Zwróciłem jeszcze uwagę na Kris'a, żeby sprawdzić, czy zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie, ale było wiadomym to, że się zawiodę.
-Potrzebuję twojej pomocy. Złaź stamtąd.- zeskoczył- Zgaduję, że wiesz co tu robimy i widziałeś wszystko.-przytaknął- Więc pomożesz mi poszukać informacji po ciemnej stronie dzielnicy Złotych Kwiatów?
-Dust, przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.- objął mnie ramieniem- Ale nigdy nie zniżę się do tego poziomu, aby pomagać ci w tej twojej gównianej pracy. Jeśli chcesz być psem, to bądź, chociaż dalej tego nie popieram, ale mnie w to nie mieszaj.
-Killer, proszę.- skrzyżował ręce na klatce piersiowej- Zrobię dla ciebie wszystko.
-Wszystko?
-Tak.
-Ale obiecujesz?
-Tak.
-W takim razie idziemy.
-A czego tak konkretnie ode mnie chcesz?
-Dowiesz się w swoim czasie.- mam się bać?
***
Czym jest ciemna strona dzielnicy Złotych Kwiatów? Dosłownie ciemną stroną, a konkretnie to podziemiami. Dawno, dawno temu ziemią rządziły dwie rasy: ludzie i potwory. Jednak pewnego dnia bla bla bla, wojna, bla bla. Tak w skrócie to skończyło się tym, że potwory zostały wygnane i uwięzione pod górą Ebott, jednak przed tym w wielu miejscach zostały wybudowane tak zwane podziemne miasta, które miały zapełnić bezpieczeństwo potworom podczas wojny. Koniec końców i tak gówno z tego wyszło, bo przegraliśmy, ale teraz takie miejsca pozajmowane są przez najgorsze kanalie. W podziemiach ukrywają się najlepsi dilerzy, zabójcy na zlecenie, zawodowi hazardziści, prostytutki i ogólnie reszta śmietanki towarzyskiej. To tutaj znaleźliśmy najwięcej zleceń, tak szczerze mówiąc. W tej dzielnicy ciemna strona jest akurat najbardziej rozwinięta i najbardziej strzeżona. Nie ma takiej opcji, żeby osoba niewtajemniczona znalazła tam cokolwiek. Jednak i mi ta wiedza zbytnio się nie przydaje, bo jeżeli teraz wszedłbym tam, nie dałbym rady zrobić nawet pięciu kroków i nie skończyć jako proch. Teraz nawet byli koledzy z pracy mnie nie lubią, heh.
-Czym jest „ciemna strona"?- Kris zrobił cudzysłów z palców.
-Nie interesuj się.- westchnąłem- Tak będzie lepiej dla ciebie i wszystkich osób, które znasz.
-Nie powinniśmy powiedzieć o tym Ganz'owi?
-Mówię. Nie interesuj się.- spiorunowałem go wzrokiem, plus puściłem jeszcze dym z oczodołu dla lepszego efektu. Chyba podziałało, bo się zamknął- Skoro Killer poszedł się bawić, możemy pójść coś zjeść.
Jestem głodny i znowu strasznie chce mi się pić. Ciągają mnie dzisiaj po całym mieście, chociaż jedyne czego teraz bym chciał, to położyć się na kanapie i uderzyć w kimę. Nie mogę się doczekać, kiedy ten dzień się skończy i wrócę do domu. Zwłaszcza, że czeka tam na mnie Blue. A pro po niego. Skoro jestem teraz w dzielnicy Złotych Kwiatów, mogę pójść Printy'emu po tego pieska. Śmiesznie będę wyglądał idąc przez miasto w mundurze i z niebieskim psem pod pachą.
-Dust!- Killer do mnie podbiegł.
-I co? Udało ci się zdobyć jakieś informacje?- dobra, piesek poczeka.
-Jedyne co mi się udało zdobyć, to strzał w mordę. Ale jest coś co powinieneś zobaczyć.- podał mi jakiś papier do ręki- Zajebałem to ze stoiska z truciznami, może się jakoś przydać.
-W podziemiu wystawiają fakturki?- zacząłem czytać treść.
-Może zbierają nazwiska, gdyby w razie czego kogoś zajebać. Chociaż te nazwiska pewnie nie są prawdziwe.
-Flowey The Flower- przeczytałem na głos- Pewnie masz rację.- nagle Kris wyrwał mi kartkę z ręki- Co jest?
-Kupował wywar ze złotych kwiatów.- wskazał ręką na kartkę- Musimy porozmawiać ze sprzedawcą.
-Uwierz mi stary, nie chcesz tam iść.- Killer zaśmiał się złowrogo- Jeśli nie chcesz, żeby ktoś dobrał się do twojego tyłka, mus być on twardy.- i to był właśnie jeden z tych momentów, w którym to, że Kris się nie odzywa, mówi więcej niż słowa. Wlepił tylko w Killer'a swoje czerwone tęczówki i tyle wystarczyło- Musielibyście zmienić ubrania.
Kamuflaż Kris'a był naszym najmniejszym problemem. Jest nowy w pracy i w ogóle w tym mieście, więc praktycznie nikt go nie zna. Za to ja... no cóż. Jak już wspominałem, szkielety rozpoznaje się na pierwszy rzut oka po stylu ubierania oraz tęczówkach (oczywiście, jeżeli nie ma jakieś charakterystycznej cechy, jak na przykład te dziwne kreski na twarzy Killer'a), właśnie dlatego Killer skombinował mi opaskę na oczodół, który ma dwukolorową tęczówkę. Jednakże jest ona strasznie niewygodna, bo jestem nieprzyzwyczajony do ograniczonej widoczności. Pominę już fakt tego, że wyglądam teraz jak Sansy, czyli jak debil.
Postanowiliśmy zasłonić oczy Kris'owi, dla czystej formalności i udaliśmy się do jednego z głównych wejść, które ukryte było za kontenerem na śmieci, w jednej uliczce. Mój przyjaciel dał jasno znać „ochronie", że jesteśmy z nim, więc nie mieliśmy większych problemów z dostaniem się do środka. W pierwszej chwili dotarł do mnie zapach stęchlizny, zgniłych ciał i dymu. Pachnie wspomnieniami. Aż normalnie łezka mi się w oku kręci. A nie, po prostu tak tu jebie, że aż mi oczodoły łzawią. Tak czy siak duży półmrok, podłoga i ściany z czarnej cegły oraz ledwo trzymające się budowle (o ile można to tak nazwać) na kształt sklepów oddają klimacik, który mógłby docenić tylko prawdziwy psychopata.
-Chcesz kupić dragi?- podszedł do mnie jakiś krasnal w płaszczu.
-Mam już dilera.- rzuciłem od niechcenia. Tacy desperaci mnie wkurzają.
-Jakie ma ceny? Jestem pewny, że moja oferta będzie lepsza.
-Mam zaufanego dilera. Spadaj knypku, nie interesuje mnie co masz mi do powiedzenia.- warknąłem i przyśpieszyłem kroku, jednak nie na tyle, aby wyprzedzić Killer'a, który nas prowadził.
-Mogłeś przynajmniej zapytać co miał w ofercie.
-Nie mów mi, że bierzesz.- spojrzałem na niego z lekkim wyrzutem.
-Nie. Ale nadal nie jestem przy kasie. Mógłbym to sprzedać ze zdwojonym zyskiem.
-Jakbyś mógł, to byłbyś przy kasie.- wystawił mi język- Jakie dziecinne.
-Odezwał się dorosły.- powiedział sarkastycznie- Ile panienek zaliczyłeś, co?
-A ty?
-Na pewno z dziesięć razy więcej niż ty.
-Dziesięć razy zero, to nadal zero, frajerze.- czuję, że Kris tutaj z nami nie wytrzyma.
Chwilę zajęło nam zanim w końcu doszliśmy do celu. Koło sklepu z alkoholem, stała budka z truciznami. W sumie to nawet przemyślane. Jeżeli ktoś chce kogoś otruć w ten sposób nie będzie musiał daleko chodzić. Chociaż ja uważam, że zabawa z czymś takim jest głupia, najlepiej od razu walnąć komuś kulką w łeb i po sprawie. Taniej, szybciej, efektowniej.
-Siemka Larry, to znowu ja.- Killer oparł rękę o blat i prawie oberwał pustą flaszką w łeb- Spokojnie, tym razem chcę tylko pogadać.- wyciągnął kartkę z kieszeni i podał mu ją- Zajebałem. Przepraszam. Ale nie dałeś mi wyboru. Dlaczego nie chciałeś powiedzieć, że ktoś jednak kupował od ciebie wywar ze złotych kwiatów?
-Nie twój interes. Nie będę zdradzał danych moich klientów.- spojrzał na świstek- A za to powinieneś dostać w mordę drugi raz.
-Próbowałem.- Killer odwrócił się do nas. Czy ja wszystko muszę robić na własną rękę?
-Gdzie znajdę Flowey'go?- o, jednak nie. Kris, właśnie wyciągnął pięć dych z kieszeni i położył je na blat.
-Naprawdę, aż tak ci zależy?- przytaknął- Jeżeli dasz kolejną pięćdziesiątkę może ci powiem.- postanowił pójść na ten układ- W sumie co może zrobić mi jakiś głupi kwiatek.- zaśmiał się- Powiedział, że potrzebuje nową atrakcję do swojego placu zabaw. Niestety nie wiem gdzie on jest. Na pewno w tej dzielnicy, skoro przyszedł do mnie, ale nawet ja nie znam tutaj każdego kąta.
-Tak czy siak dzięki.
Czyli P i Z faktycznie były skrótem od plac zabaw, a wszystkie literki układają się w Plac Zabaw Flowey'go. Nie wierzę, że doszliśmy do tego tylko i wyłącznie dzięki przeczuciu Kris'a. Może jednak powinniśmy liczyć się z jego zdaniem. Mimo, że posiada małe doświadczenie, ma łeb na karku. Tylko skoro jesteśmy już tak blisko, nie możemy się poddać, a aktualnie nie mam żadnych pomysłów, co robić dalej.
-Kris, wiesz może co mamy teraz zrobić?-pokręcił głową na boki- Killer?
-Co? Ja tu robię tylko za przewodnika.
-Przewodnik...To może być jakiś plan. Czy znamy jakąś osobę, która zna to miejsce jak własną kieszeń?
-Em... możliwe? Ale będę musiał iść bez was. Bo skoro jest zorientowany, to napewno cię rozpozna. A twoja obecność tutaj może jej się nie spodobać.- ostatnie zdanie powiedział pod nosem- Nigdzie nie odchodźcie, dobra? Zaraz wrócę.- i zniknął w tłumie.
-Mam nadzieję, że to zadziała.- westchnąłem i oparłem się plecami o ścianę.
-Howdy!- aż odskoczyłem, kiedy przed moimi nogami wyrósł złoty kwiat- Przepraszam, że cię przestraszyłem! Jestem Flowey! Flowey the Flower! Słyszałem, że mnie szukacie.- uśmiechnął się przyjaźnie. Tak przyjaźnie, że to aż podejrzane.
-Ta. Słyszeliśmy o twoim placu zabaw. Co to jest?- jeżeli chce, też mogę zagrać w tę gierkę.
-Oh, widzę że plotki się roznoszą.- zaśmiał się- To nowa forma rozrywki tutaj na dole. To bardziej taki escape room z superową nagrodą na końcu! Mogę wam pokazać, jeżeli chcecie. Chociaż nadal go udoskonalam.
-Bardzo chętnie.
Nigdy nie widziałem jak poruszają się kwiatki, ale w sumie mogłem spodziewać się tego, że będzie wchodził i wychodził ze szczelin pomiędzy cegłami. W sumie jak taki mlecz, który potrafi wyrosnąć nawet na betonie. Ale mniejsza z tym. Ważne, że tym sposobem zaprowadził nas prosto do celu. Jego „plac zabaw" wyglądał jak jakiś zakład karny z namalowaną tęczą nad drzwiami. Kiedy zaczął nas oprowadzać, postanowiłem go nie słuchać i analizować wszystkie możliwe scenariusze. Podejrzewamy go o to, że jest mordercą, więc musimy zachować jak największą ostrożność. Naszym priorytetem są dwie zaginione dziewczyny, więc muszę uważać, żeby nie wytrącić go z równowagi.
-A tu jest w sumie ostatnie pomieszczenie dla pracowników.- wskazał listkiem na siebie i puścił oczko- Tutaj trzymam wszystkie ludzkie dusze, które udało mi się zebrać do tej pory.
-Po co ci ludzkie dusze?
-Ty akurat powinieneś o tym wiedzieć Dust. Chcę po prostu przestać być TYM CHOLERNYM KWIATEM! I NIKT mi w tym nie przeszkodzi.- wykrzywił usta w psychiczny uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro