Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-19- Na problemy miłosne najlepsze jest...

~Dust~

Kolejny raz upadek na podłogę wyrwał mnie ze snu. Jak to możliwe, że mam takie duże łóżko, a koniec końców zawsze kończę tutaj? Chociaż tym razem to nawet lepiej. Nikogo nie zdziwi informacja o tym, że tej nocy znowu miałem koszmar. Śniło mi się, że wpadłem w szał i zabiłem Blue. Kiedy ostrze mojego noża przebiło na wylot jego mostek i trafiło w duszę, poczułem dziwny chłód na swojej ręce. Nie musiałem długo zastanawiać się czyje zwłoki mnie dotykają. Chara zaśmiała mi się prosto w twarz, po czym zaczęła ścierać resztki prochu z ostrza, a następnie BAM. Walnąłem się łbem o etażerkę, ale lepsze to niż bycie macanym przez truchło, wyjątkowo wkurwiające truchło.

Zaszedłem na dół, do łazienki, żeby oblać twarz zimną wodą. Przy okazji starałem się nikogo nie obudzić. Po wczorajszej imprezce pozostało mi pięciu gości (chyba, że Lust'a mam liczyć podwójnie, w takim razie sześciu), co jest chyba jak dotąd rekordową liczbą. W takich chwilach zaczynam rozumieć po co był mi taki duży dom.

Spojrzałem na zegarek, ponieważ jakoś nie wpadłem na to, żeby zrobić to wcześniej i zobaczyłem, że jest paręnaście minut po szóstej. Ja i Undyne, wiadomych powodów, mamy dzisiaj wolne, więc nie mam w sumie co robić. Co prawda mógłbym tu trochę posprzątać, ale nie chcę narobić hałasu. Poza tym nie jest tak brudno(nie licząc łazienki, ale na szczęście mam dwie), a Killer w najbliższym czasie mnie nie odwiedza. Chyba pójdę na spacer czy coś. Najbliższy market otwierają o siódmej, więc wezmę ze sobą portfel. Może kupię coś na śniadanie. W sumie to pierwsza, pełnoprawna noc, którą Berry i Printy spędzili jako moi współlokatorzy, przydałoby się ich jakoś ładnie powitać. Oczywiście, nie zapomniałem też o rodzince Horror'a. Lust przygotuje to śniadanie.

Hym... Nie ma to jak świeży zapach spalin o poranku! Zwłaszcza kiedy się jest szkieletem i w sumie nie powinno się czuć żadnych zapachów. Tak czy siak. O tej godzinie zazwyczaj nie widzi się na ulicach wiele potworów, więc mogłem sobie w spokoju pomyśleć. Ten sen był dziwny. Często śni mi się, że kogoś zabijam, ale zazwyczaj są to już martwe osoby, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało. Nigdy nie zabiłem w śnie osoby, która żyje w normalnym świecie, a to że Blue był pierwszy, jest bardzo niepokojące. Ale przecież nie mógłbym zrobić tego w rzeczywistości! Prawda? Nie. Jak mogę w to wątpić?! Nie skrzywdziłbym Blue. Przecież ja go kocham. Ale Papyrus'a też kochałem. Czy to był dobry pomysł, żeby zapraszać ich do siebie? W dzielnicy Złotych Kwiatów jest niebezpiecznie. Ja też jestem niebezpieczny. Jestem mordercą. Nie zasługuję na kogoś tak dobrego jak Blue.

Na ziemię sprowadził mnie dźwięk telefonu. Okazało się, że ktoś wysłał mi SMS'a. Eh... nadal nie wiem jakim sposobem Red zdobył mój numer, ale wiem, że pisze tylko w jednej sprawie. Tak jak się spodziewałem, treść SMS'a brzmiała: „Siemka Dust, tylko ty jesteś takim czubkiem, żeby wstawać o takich godzinach po ostrej imprezie, więc wiem, że na pewno nie śpisz. Idziesz dzisiaj ze mną i Cross'em na chlanie? Zbieramy ekipę." Jestem w ogromnym szoku, że wyciągnął gdzieś Cross'a, zwłaszcza po zmroku, ale i tak nie mam ochoty, przede wszystkim jeżeli ekipa jest niezebrana. Zgodzę się w ciemno i okaże się, że Sushi też idzie. O nie, ja się tak łatwo nie dam wrobić. Już miałem zamiar mu odmówić, ale w ostatniej chwili dostałem wiadomość z treścią: „Ten twój Killer powiedział, że też idzie jeżeli się zgodzisz". Bez zastanowienia poprawiłem wiadomość z spierdalaj na przyjdę. No co? To, że Killer widuje mnie codziennie nie oznacza, że ja go też. Tęsknię za nim, a skoro będzie okazja, żeby się spotkać, to dlaczego nie?

Okazało się, że wyrobiłem się praktycznie idealnie z czasem i otworzyli już market. Teraz pozostała tylko jedna kwestia. Co zrobić na te śniadanie? Coś co będzie smakować też dzieciom. Wiem, że Desire to wszystko wciągnie (to chyba po Horrorze), ale nie mam bladego pojęcia co Printy lubi. Dzieci lubią płatki z mlekiem. Ale Berry jest wegetarianinem, więc czy weganinem też? A może Lust zrobi gofry. Ja pizgam, to też ma w sobie mleko. Agh! Dobra! Kupię owoce, to najwyżej zrobimy do tego sałatkę. Ostatni raz poszedłem na zakupy...

***

Kiedy wszedłem do domu, trafiłem prosto na rzygającego Lust'a. Finalnie skończyło się tym, że Blue pobiegł po wodę, a ja siedzę na koszu na pranie i wspieram go mentalnie.

-Dobrze ci idzie stary.- i nadeszło kolejne tsunami- Fuj. Mógłbyś chociaż celować do kibla.- serio, większość poleciała na jego spodnie.
-No przecież się staram.- uklęknął nad toaletą i znowu zwrócił- Ja umrę.
-I kto mi zrobi śniadanie?
-Dust, zamknij mordę.- w tym momencie Blue przybiegł ze szklanką w ręce- Dzięki słońce.- Lust ją przejął- Mógłbyś skoczyć do mojego pokoju po ubrania, które miałem wczoraj na sobie?- Berry tylko spojrzał na jego spodnie i bez wahania pobiegł- Kochany jest.
-Wiem.- skierował twarz w moją stronę i posłał mi dwuznaczne spojrzenie, jednak po chwili znowu go wzięło. Chyba zacznę to liczyć. Może wpisze się do księgi rekordów Guinnessa. Ale tak serio to nawet mu współczuję. Nie dość, że tak trudno mu zajść w ciąże, to jeszcze przeżywa to tak okropnie. W dodatku ma paręnaście albo nawet i parędzieścia razy więcej procent szans na poronienie. Nie sądziłem, że będą chcieli mieć kolejne dziecko.
-Na szczęście to tylko trzy miesiące.
-Nie chcesz tutaj zostać na ten czas? Wiesz, Horror pracuje, a ty nie za bardzo możesz zajmować się teraz Desire.- poza tym po dzisiejszym śnie wizja zostania sam na sam z Blueberry'm trochę mnie przeraża.
-Ty też pracujesz.
-Ale Blueberry aktualnie ma wolne, bo Sansy ma przymusowy urlop.- podczas mojej opieki nad Mettaton'em ten debil spadł ze schodów i złamał sobie nogę. Także w pracy jest kompletnie nieprzydatny.
-A co ma do tego Blueberry?
-Aktualnie mieszka ze mną.
-Powiadasz.- no i znowu to jego dwuznaczne spojrzenie- A będziecie spać w jednej sypialni?
-Lust!
-No przecież zadałem ci normalne pytanie. Nie doszukuj się w tym żadnych podtekstów zboczuchu.- odezwał się najmniejszy zboczeniec w tym domu.
-Ja już dobrze wiem o co ci chodziło.

***

Okazało się, że Lust nie odwalił za mnie całej roboty przy śniadaniu i też musiałem się męczyć. Ale koniec końców wszystko wyszło dobrze. Berry nie jest weganinem, co mnie bardzo cieszy, bo za cholerę nie wiedziałbym co mu gotować. A dzieciakom tak zasmakowały gofry z bitą śmietaną, że chyba będę musiał robić je częściej.

Korzystając z tego, że mam wolne, mogę pomóc Blue w przeprowadzce do mojego domu, mimo tego, że mówił mi, że tak naprawdę nie ma wielu rzeczy. Wewnątrz mnie dzieje się teraz wojna. Jedna część mnie chce przebywać z Berry'm jak najdłużej się da, a druga chce go utrzymać na jak największy dystans. Zaś pole bitewne, którym jest moja głowa, staje się coraz bardziej uszkodzone. Nie wiem co mam robić. Oszukiwać się i jego dalej czy przyjąć do świadomości, że Blue nie będzie chciał być z takim potworem jak ja. Przecież on mnie znienawidzi, kiedy dowie się kim tak naprawdę jestem, ile grzechów i żyć innych mam na sumieniu.

-Słyszysz to?- Blue złapał mnie za rękę, żebym się zatrzymał.
-Hm?
-Na rynku jest jakieś zamieszanie. Powinniśmy to sprawdzić?
-To może być niebezpieczne. Może lepiej idź do swojego domu.
-Kiedy coś jest niebezpieczne ja mam się chować, a ty pakujesz się w sam środek niebezpieczeństwa?- kurde. Dlaczego nie ma z nami Blueprint'a? To jest jedyny argument, którym mogę wygrać wszystko- Mi też na tobie zależy i nie pozwolę ci wpakować się w tarapaty.- sądząc po tym, że jego twarz nabrała kolorków, kiedy spojrzał na moją, po tym co powiedział zrobiłem się lekko fioletowy.
-W takim razie idziemy.- złapałem go za rękę i zacząłem ciągnąć w stronę rynku. Ta zadziora mi nie odpuści, a wole mieć go na oku, niż gdyby znowu miał działać na własną rękę. W razie czego potrafię go obronić.

Jednak okazało się, że moje przypuszczenia nie były trafne. Jakaś babka po prostu darła ryja na dzieciaka i próbowała zdzielić go bagietą. Pojebane, ale nie groźne.

-Przepraszam, co tu się dzieje?- zapytałem i prawie też oberwałem tą bagietą- Czy mogłaby się pani uspokoić?
-Jak mam się uspokoić?! Okradają mnie w biały dzień! I to jeszcze jakieś gówniarze!
-Paty, proszę uspokój się.- jej współpracownica postanowiła zareagować.
-Nie! Niech ktoś zadzwoni na policję!- irytująca...
-To dobrze się składa. Może mi pani nie wierzyć, bo nie jestem na służbie, ale jestem policjantem.
-Nie wierzę.- i właśnie w tych momentach to, że  chodzę w jednej bluzie od roku, jest bardzo przydatne. Nie wziąłem swojej odznaki na imprezę, więc włożyłem ją do kieszeni, żeby gdzieś jej nie odłożyć i nie zgubić. Wylegitymowałem się przed panią i dopiero wtedy zamknęła jadaczkę.
-Także, co tu się stało?
-Ukradłem chleb, proszę pana.- niespodziewanie, odezwał się mały potworek.
-Dlaczego?
-Bo tatuś umarł jakiś czas temu i mamusia się załamała. Leży tylko i płacze, a ja nie mogę jej pomóc. Nie potrafię nawet przynieść dla niej jedzenia.- i się popłakał.
-To nie usprawiedliwia cię do kradzieży.- babsko znowu syknęło jadem.
-Wiem. Ale nie wiedziałem co zrobić.- spuścił głowę na dół.
-Ile kosztuje ten chleb?- wskazała palcem na tabliczkę. Wyciągnąłem z kieszeni dwukrotność tej sumy i rzuciłem na blat.
-I chce mu pan tak po prostu darować?
-Nie.- dzieciak spojrzał się na mnie z przerażeniem- Ale pani nie jest od tego, aby sama wymierzać sprawiedliwość. Dostała pani pieniądze za towar, więc proszę zostawić chłopca w spokoju.- już miała mi odszczekać, ale- A za rozbój może pani dostać mandat.- prawo jest po mojej stronie, suko- Dowidzenia.- odszedłem z dzieckiem na kilka kroków.
-Ja nie chcę do więzienia.- i jeszcze bardziej się popłakał- Mamusia nie może zostać sama.
-I to są bardzo mądre słowa młody.- spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi, zapłakanymi ślepiami- Przykro mi z powodu twojego taty. Ale pamiętaj, że teraz ty jesteś panem domu, więc masz się o niego troszczyć. Rób co tylko możesz aby pomóc swojej mamie, ale już nigdy nie kradnij, bo z więzienia jej nie pomożesz, a dołożysz tylko więcej zmartwień. Kiedy byłem w twoim wieku pomagałem sprzątać u sąsiadów, może nie mieli za dużo pieniędzy, ale zawsze odwdzięczyli się jedzeniem, więc pomyśl o tym.
-Nie aresztuje mnie pan?
-Potraktuj to jako lekcję na przyszłość. Jeżeli ją dobrze wykorzystasz, podobna sytuacja już ci się nie przytrafi.- chłopiec jedną ręką przytulił się do moich kolan.
-Dziękuję panu!- i pobiegł w kierunku domu.
-To było bardzo ładne z twojej strony.- zapomniałem, że Blue cały czas za mną stoi.
-Szkoda mi się go zrobiło.- i jeszcze nie lubię wrednych suk- Większość potworów zrobiłaby to samo na moim miejscu.- podszedł do mnie i złapał mnie za dłoń. Jednakże tym razem splótł również nasze palce. Kiedy odwróciłem głowę w jego stronę dostrzegłem lekki uśmiech na jego twarzy.

***

-Tatusiu?- Blueprint na chwilę przerwał buszowanie w kartonie- Gdzie jest piesek?
-Na pewno jest gdzieś w środku.- Blue podszedł do niego i zaczął wyciągać rzeczy i kłaść je na podłogę- Kurczę, byłem pewny, że go wziąłem.
-Piesek został sam?- w kącikach oczu małego zaczęły pojawiać się niebieskie łzy.
-Oj, Printy.- Berry przytulił go i zaczął głaskać po głowie.
-Spokojnie młody.- uklęknąłem koło nich- Pójdziemy po niego jutro z samego rana, a do tego czasu na pewno nic mu się nie stanie.
-A-ale piesek jest smutny teraz i tęskni.- jejku, ten dzieciak jest taki rozczulający. Aż mi się serce (którego nie mam) łamie, kiedy na niego patrzę. No ale przecież nie pójdę teraz, bo jest już prawie dwudziesta, a kiedy tam dojdę z buta będzie grubo po dwudziestej pierwszej. Nie mam zamiaru ryzykować wpierdolem za jakiegoś pluszaka.
-Piesek pewnie jest teraz smutny, bo bardzo cię kocha, ale za to będzie bardzo szczęśliwy, kiedy jutro cię zobaczy.- niech teraz jego tata przejmie pałeczkę, bo ja nie daję rady. Nie daję rady zająć się nawet tak grzecznym dzieciakiem jak Blueprint. Kurczę. Muszę być w tym naprawdę kiepski.
-Pewnie tak.- otarł łzy z rączką- Muszę być jutro dla niego bafdzo miły, żeby wiedział, że go kocham.- podniósł kredki z podłogi oraz kartkę i podszedł do stolika.
-Co robisz?
-Kaltkę dla pieska.
-A panicz nie miał przypadkiem iść już spać?- Blue założył ręce na klatce piersiowej.
-Tatku, to jest zły moment.- prychnął bym śmiechem, gdyby nie to, że moją uwagę przykuł telefon. A mianowicie SMS od Red'a. Kurcze, kompletnie o nim zapomniałem.
-Blue, nie będziesz zły, jeżeli teraz wyjdę?
-Oczywiście, że nie.- uśmiechnął się - A gdzie idziesz?
-Umówiłem się z kumplem z pracy. Mogę wrócić trochę późno, więc wezmę klucze.
-Miłej zabawy i prawdopodobnie dobranoc.
-Dobranoc.

To pierwszy raz w życiu, kiedy zgodziłem się na chlanie z Red'em i się spóźniłem. Minęło już dwadzieścia minut, a zanim tam dojdę, trochę minie. Po prostu nie mogę się doczekać, kiedy będę miał prawo jazdy. Na szczęście egzamin teoretyczny mam już w piątek i w końcu będę mógł usiąść za kółkiem. Mam tylko nadzieję, że nie nie wyjdzie to tak tragicznie. Ganz ostatnio dał mi poprowadzić, kiedy byliśmy na obrzeżach miasta. Nie skończyło się to za dobrze. A fajny mieliśmy ten radiowóz.

Zanim dotarłem do celu Red pięć razy musiał się upewnić, czy na pewno przyjdę i czy przypadkiem ich nie wystawię. Ogólnie zaprosił mnie, Killer'a, Cross'a i jakiegoś swojego kumpla, chyba ma na imię Fresh czy coś w tym stylu. Ważne, że Sushi została w domu. No i, że nie zaprosił Ganz'a. Po jego wieczorze kawalerskim stwierdziłem, że z własnej woli nie pójdę z nim więcej na rzadną imprezę. Nie mam zamiaru opowiadać co się tam wydarzyło, bo duma mi nie pozwala, ale powiem tylko, że tydzień później za mną latał i mnie przepraszał.

-Cześć chłopaki.- dosiadłem się do stolika.
-No w końcu!- Red krzyknął- Co ci tak długo zajęło?
-Szczerze, to kompletnie o was zapomniałem.
-Fajnie mieć takiego kumpla.- upił łyk piwa- A pro po kumpli. Przedstawiałem ci Fresh'a?
-Siemka ziomuś.- dopiero teraz zwróciłem uwagę na szkielet ubrany w oczojebne ciuszki.
-Hej.- w sumie Cross też tu jest. Jak narazie brakuje tylko Killer'a. No chyba że nie ma zamiaru przyjść, albo Red kłamał. Jeżeli tak wyszedł na strasznego desperata- Jest Killer?
-No przecież- Cross odwrócił głowę w lewą stronę i lekko się zdziwił, kiedy zobaczył puste miejsce- Był tu przed chwilą.
-Może skoczył do klopa.
-Ciekawe po co?
-To u niego normalne, że tak znika?- a Cross dalej się ekscytuje.
-Ta. Nawet nie zauważysz, kiedy zajdzie cię od tyłu i poderżnie ci gardło.- towarzystwo na chwilę ucichło.
-To jak tam po imprezie?- Red zmienił temat.
-Wiesz, że ja nie zgonuję. Wstałem dzisiaj dosyć wcześnie.
-Moją sekretną misją jest, żeby cię dzisiaj schlać.- jakoś mało sekretna, skoro mi ją zdradzasz.
-W takim razie powodzenia.- podparłem brodę ręką i cicho westchnąłem- Chociaż w sumie ja też po części po to przyszedłem.- temu alkoholikowi aż oczy się zaświeciły- Przyda mi się trochę oderwać od rzeczywistości.
-Skoro ty to mówisz, to musiało się stać coś poważnego. Kto umarł?
-Moje nadzieje na związek.- jebana, kurwa mać. Dlaczego nie zdążyłem ugryźć się w język?! Dopiero kiedy do mnie dotarło co i komu powiedziałem, poczułem jak lekko piecze mnie twarz i już miałem zamiar się im zacząć tłumaczyć, ale-
-Z kim?- na moich barkach pojawiły się kościste palce. Dotyk, który zawsze był w stanie mnie uspokoić, nagle zaczął mnie palić. Głównie przez ten ton w którym zostały wypowiedziane te dwa, krótkie wyrazy.
-Cześć Killer.- odchyliłem lekko głowę do tyłu i spotkałem się z jego wzrokiem- Z nikim. Tak tylko powiedziałem.
-Ty też masz zamiar bawić się w dom, tak jak Horror?- przysiadł się koło mnie- Zaliczył wpadkę z tą dziwką i teraz musi się męczyć.
-Weź uważaj na słowa, dobra?
-Dlaczego? Przecież tylko stwierdzam fakty.
-Po prostu przestań być chamem.
-Rozumiem, że już nie wolno nazywać rzeczy po imieniu.
-Killer!- niech on się cieszy, że nie ma tu Horror'a, bo już miałby złamane pare kości. Od samego początku wiedziałem, że Killer jest przeciwny ich związkowi i w ogóle temu, że Horror stara się żyć normalnie, ale nie musi tego okazywać na każdym kroku. To że on boi się zmian, nie oznacza, że inni też muszą.
-To może czas rozładować atmosferę.- Red wstał z miejsca- Zero siedem? Na dobry początek. Okej.

Przez nasze lekkie starcie na początku (również przez to, że co chwile próbował wydębić ode mnie imię osoby, która mi się podoba), atmosfera pomiędzy mną a Killer'em była lekko napięta, ale z biegiem czasu i z ilością wykonywania tego trudnego zadania matematycznego jakim było zamienianie procentów na promile, rozmowa coraz bardziej się kleiła. A kiedy Fresh zasnął pod stołem i można było już spokojnie rozmawiać na tematy tabu, zaczęliśmy wspominać dawne czasy. Głównie te z okresu naszego dzieciństwa. Po tym jak Red się tego nasłuchał, stwierdził, że byłem większą ciotą niż Ralsei i bólem mojego nieistniejącego serca muszę przyznać mu rację. Ogólnie nie planowałem narąbać się tak, żeby na następny dzień nie pamiętać co robiłem. Jednak chyba wyszło to spod kontroli i tak jakoś po dwudziestej czwartej urwał mi się film.

~Killer~
(Czyli dokończenie filmu)

Nie spodziewałem się, że ta impreza będzie jakkolwiek ciekawa, ale muszę przyznać, że się myliłem. Dust w końcu postanowił wyjąć tego kija z dupy i trochę się zabawić. Kiedy się rozkręcił, pił już czystą wódkę, nawet bez popijania. Ale skończyło się tym, że leży teraz na moim ramieniu i nawija mi coś do ucha o znakach drogowych. W sumie lepsze to niż poprzedni temat. Ostatnie pół godziny pieprzył mi o tym, że sumienie go gryzie i że jest najgorszą osobą jaką spotkał (?), a Jagódka nigdy mu nie wybaczy. Później mi powiedział, że wbrew pozorom to ja jestem fajny chłopak, tylko jestem idiotą i się na mnie położył. Ogólnie to w między czasie jeszcze chciał dzwonić do Undyne i powiedzieć jej, że jest głupia, a kiedy Red powiedział mu, że lepiej jej nie wyzywać powiedział: „Ja jej nie będę wyzywał. Powiem jej tylko, że jest suką."

-Walisz jeszcze jedną kolejkę?- Red zaczął polewać.
-Chyba sobie odpuszczę. Stary, jakim cudem jeszcze nie jesteś najebany?
-Zdradzę ci sekret... Ja prawie zawsze jestem najebany.- to wiele wyjaśnia- Dust, a ty chcesz?
-Jemu już chyba wystarczy.
-Killer...- o proszę, jednak kontaktuje- Nie wolno odmawiać gdy kolega prosi.
-Wiesz co, my chyba już pójdziemy.-wstałem z z miejsca, a Dust upadł ryjcem na moje siedzenie- Nie będę cię niósł, wstawaj.
-Ale podłoga się trzęsie.
-Chyba nie mam wyboru, co?- Red pomógł mi go wsadzić na barana- No to narka.
-Musimy to koniecznie powtórzyć.
-Pewnie.

Ma szczęście, że pod jego domem jestem conajmniej siedem razy w tygodniu i wiem gdzie mieszka. Może i jestem stalkerem... ale mi jest z tym dobrze. Muszę mieć go na oku, żeby sobie krzywdy nie zrobił. Zostawiłem go tylko na parę miesięcy i już sobie pracę znalazł. I do tego ściągnął Horror'a na ciemną stronę. Kiedyś bez najmniejszego zawahania rozrąbywał ciała swoją siekierą, a teraz udaje kochającego ojca. Kanibal i dziwka. Ale się dobrali. Normalnie aż mi się rzygać chce. A pro po rzygania.

-Killer. Niedobrze mi.- czym prędzej zrzuciłem go z pleców i pomogłem mu oprzeć się o murek.
-Już, już.- poklepałem go po plecach. Ohyda. A wali samą wódą. Kiedy skończył, wyciągnąłem chusteczkę z kieszeni i wytarłem mu usta. Udawajmy, że nic się nie stało, że te schody były takie jak przyszliśmy i spierdalajmy.
-Killer.- złapał mnie za nadgarstek i spojrzał na mnie lekko przymglonym wzrokiem. Jego twarz była lekko zarumieniona, co trochę mnie śmieszyło. W tej chwili wyglądał kompletnie bezbronnie. Położyłem dłoń na jego kości policzkowej i pogłaskałem go jak wtedy kiedy byliśmy młodsi. On bał się zasnąć, a ja starałem się go uspokoić.
-Co takiego w nim widzisz?
-Co?
-I dlaczego nie widzisz tego we mnie?
-W tobie?
-Z resztą...- uśmiechnąłem się lekko- Znam odpowiedź. W twoich oczach zawsze będę dla ciebie jedynie bratem. Może lepiej niech tak zostanie.

Wziąłem go z powrotem na barana i zacząłem kierować się w stronę jego domu. Na szczęście reszta trasy przebiegła bez jakichkolwiek komplikacji. Chyba zrobiło mu się lepiej, kiedy puścił pawia, ale nadal nie na tyle, aby oprzytomnieć. Kiedy dotarliśmy do drzwi wyciągnąłem jego klucze z kieszeni (oczywiście wcześniej wyjmując masę jakiś innych pierdół) i wszedłem do środka. Położyłem go na kanapie w salonie, podstawiłem miskę obok w razie czego i już miałem zamiar wychodzić, ale coś mnie zatrzymało.

-Cześć?- mimo ciemności, w rogu pokoju, udało mi się dostrzec postać.
-Jesteś Blueberry, tak?- przytaknął - Cieszę się, że mogę w końcu cię poznać.- oczywiście, że się cieszę! Aż normalnie scyzoryk mi się otwiera w kieszeni- Zostawię ci go w takim stanie. Pa pa.
-Dziękuję, że się nim zaopiekowałeś.- uśmiechnął się do mnie.
-Ta.- i wyszedłem.

Wpienia mnie. Bardzo mnie wpienia. Zamieniliśmy dosłownie pare słów, a już go nie lubię. Nie pasuje do Dust'a. I to ma być ten anioł, na którego niby nie zasługuje? Przecież ten związek nie ma prawa bytu. To ja zawsze się o niego troszczyłem. Pomagałem mu poradzić sobie z problemami. Stawiałem jego życie ponad moje.

Usłyszałem za sobą bardzo irytujący śmiech. Wyciągnąłem sztylet z bluzy i rzuciłem nim, ale chwile później został mi odrzucony. Odwróciłem się i zobaczyłem postać ubraną całą na czarno, z nałożonym kapturem na głowę. Chociaż jej twarz była zasłonięta przez białą maskę z czerwonym serduszkiem na poliku, rozpoznałem ją po wystających, różowych kłakach.

-Czego chcesz Bety? I co to za strój clowna?
-A z pracy wracam.- młoda kobieta ściągnęła maskę i popatrzyła na mnie z zadziornym uśmiechem na twarzy.
-To dlaczego mnie śledzisz?
-Szukam nowej zabawy. Od kiedy wasze trio się rozpadło straciłam rozrywkę na żywo. Lubiłam patrzeć, kiedy z Dust'a wychodzi bestia i morduje wszystko co oddycha.
-Mów czego ode mnie chcesz, albo spadaj.
-Nie podoba ci się nowy chłopak Dust'a, prawda?- przekręciła lekko głowę- Mi też. Jeszcze zrobi z niego zakonnicę i będzie problem. Dlatego mam mały układzik. Mam mówić dalej?- przekręciła lekko głowę na bok.
-Kontynuuj i mnie nie wkurwiaj.
-Ja pomogę ci się pozbyć Blueberry'ego, a ty dla mnie coś przyniesiesz. Podobno wilkołaki są teraz bardzo popularne na czarnym rynku i dużo się za nie płaci.
-Ciekawe skąd ja ci teraz wytrzasnę wilkołaka?
-A to jest akurat najzabawniejsza część.- uśmiechnęła się złowrogo. Nie powinienem iść na jakiekolwiek układy z tą diablicą, a zwłaszcza na taki. Jeżeli Blue stanie się krzywda z mojej winy, Dust mi tego nie wybaczy. Znienawidzi mnie. Ale... na samą myśl, że miałby być z kimś takim. Miałby być z kimś innym niż ja...
-Zastanowię się nad tym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro