Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-16- Niebezpieczna dzielnica

~Dust~

Ostatnio mam jakieś dziwne zamiłowanie do Włoskiego jedzenia. Czy to jest normalne? Przecież jako szkielet w ogóle nie powinienem mieć języka. I kubków smakowych. Jak to właściwie działa? W sumie nigdy nie zastanawiałem się dłużej nad tym.

-Dust, czy ty mnie słuchasz?!
-Em... zjadłbym coś.- Ganz strzelił sobie ręką w czoło- No weź nie dramatyzuj. Przecież ja nigdy nie słucham.- złapał mnie za rękę i wciągnął siłą na stołówkę. Tam czekała na nas trójka świeżaków. Jeden z nich był człowiekiem, ble. Nie żebym był jakimś rasistą czy coś. Po prostu(z wiadomych przyczyn) nie pałam do nich jakąś wielką sympatią.
-Dust, przedstawiam ci Kris'a- wskazał ręką na tego człowieka, który siedział znudzony przy stole i podpierał twarz ręką. Nawet na nas nie patrzył, nieźle się zapowiada- Susie- wysoka potworzyca w przeciwieństwie do swojego poprzednika bacznie obserwowała nawet najmniejsze zakamarki pomieszczenia w którym się znajdowała. Mimo tego, że jej grzywka całkowicie zasłaniała jej oczy i nie miałem bladego pojęcia jakim cudem to robi- No i jest jeszcze Ralsei.- mały koziołek uśmiechnął się do mnie serdecznie. W sumie nie wiem czy „uśmiechnął" czy „uśmiechnęła". Na serio, nie mam bladego pojęcia jakiej on jest płci.- Ja was teraz na chwilę zostawię z Dust'em. Powiedziałem mu już co i jak, więc myślę, że nie będzie problemu.- uśmiechnął się wrednie- No to do zobaczenia.- jak ja go nienawidzę!
-Co będziemy teraz robić Panie Dust?- zapytał (?) koziołek. Kurde, miałem nadzieję, że wy wiecie.
-Po pierwsze. Jesteś dziewczyną czy chłopakiem?- nie wytrzymam, jeżeli się tego nie dowiem.
-Dla mnie to bez różnicy. Niech Pan mówi tak jak Panu wygodnie.- to mi nie pomogło.
-A i nie zwracajcie się do mnie na Pan. Nie jesteście ode mnie wiele młodsi.- przytaknęli- Dobra. Zwiedziliście już z Ganz'em komendę?- znowu przytaknęli- No to idziemy na dwór.- usłyszałem śmiech za swoimi plecami. Charakterystyczny dla tylko jednej osoby- Zamknij mordę Rybo!- Susie się zaśmiała.
-Gadasz do nich jak do psów.- Undyne usiadła na stole- Słuchajcie mnie nerdy, wiem, że to wasza pierwsza praca, więc nie wiecie co was czeka. Ale jesteście zastępstwem za naszych kolegów z pracy, którzy zginęli jakiś czas temu. Was też może czekać podobny los, dlatego na początku musimy was wyszkolić. Dzisiaj macie jednio dniową taryfę ulgową, ale od jutra zaczyna się ciężka praca. Po pierwsze- dlaczego chcieliście tutaj pracować?
-Ja chcę, żeby na świecie było bezpiecznie i żeby nikt nie chciał już stosować przemocy!- ale naiwna, mała koza.
-Ja chcę prać tyłki złym gościom!- Susie uderzyła pięścią o otwartą dłoń. Wszyscy spojrzeliśmy się na Kris'a, który cały czas milczał i chyba nie miał zamiaru odpowiadać na pytanie.
-On już taki jest. Odzywa się w ostateczności.- Ralsei zaśmiał się nerwowo. Tak, chyba będę do niego mówił w formie męskiej, pomimo tych różowych akcentów na jego futerku.
-Idę z wami na spacerek.- Undyne wstała na równe nogi.
-Bo?
-Bo ich zgubisz, albo podpalisz czy coś.
-W sumie racja...

***

Nasza „wycieczka" głównie skupiała się nad zapoznaniem tamtej trójki z miastem. Poboczną atrakcją były moje kłótnie z Undyne. Jak ja nienawidzę tej ryby! Ona mnie w sumie też, dlatego wykorzystuje każdą okazję, żeby mi dopiec.

-Za chwilę skończysz jako sushi.
-A ty jako mączka kostna.- odwróciła lekko głowę, żeby sprawdzić, czy nasi nowi współpracownicy idą za nami. Skorzystałem z okazji i podłożyłem jej nogę. Niestety nie wywaliła się, tylko lekko potknęła.
-Gdzie teraz jesteśmy?- Ralsei nam przerwał.
-To dzielnica Złotych Kwiatów.- naprawdę nie chciałem tu iść, Sushi mnie zmusiła- Czyli najniebezpieczniejsze miejsce w całym mieście. Tutaj zobaczenie dzieciaka z rewolwerem to nic dziwnego. Co nie, Dust?
-Milcz.- zaśmiała się lekko- Napatrzyliście się? Chodźmy stąd już.- nagle coś małego wpadło mi pod nogi- Cześć Printy.
-Cześć!- wziąłem go na ręce.
-Tata jest w pracy?- przytaknął- A ty zostałeś z Dream'em?- przytaknął- Nie wie, że sam wyszedłeś z domu?- znowu przytaknął- I co masz na swoją obronę?
-Miyu chciała grać w kapsle! Łoooo!- Printy wbił wzrok w koziołka. Postanowiłem postawić go na ziemi.
-Cześć mały.- Ralsei uklęknął koło niego, a dzieciak od razu się w niego wtulił.
-Ale jesteś tulaśny!
-Dobra, koniec tego dobrego. Mały, musisz wracać do domu, a my z powrotem do swoich obowiązków.

Przy odprowadzeniu dzieciaka zwiedziliśmy prawie całą dzielnicę Złotych Kwiatów, więc możemy się szybko stamtąd ulotnić, zanim potwory zorientują się kim jestem i zaczną się szepty. Powiedzmy sobie szczerze, w mundurze policyjnym każdy szkielet wygląda tak samo i żeby mnie rozróżnić musieli by spojrzeć mi w oczodoły.

Pokazałem im wszystkie kryjówki i tajne przejścia, którymi mogliby spierniczyć jacyś przestępcy. W sumie podczas całej naszej wycieczki ja byłem głównie od tego.

-I jak wrażenia?- Undyne zapytała, kiedy zaczęliśmy zbliżać się w stronę komisariatu.
-Na pewno jest o wiele przyjaźniej niż w naszym poprzednim mieście.- zaczął Ralsei.- I jest o wiele więcej potworów, co idzie na plus.
-Tak, w tym mieście nie musicie się martwić o to, że będziecie prześladowani, ponieważ nie jesteście ludźmi. Teraz to wy możecie prać innych!
-Oczywiście tych złych.- dodałem, bo Undyne się za bardzo podekscytowała.
-I to rozumiem!- czuję, że znajdzie wspólny język z Susie.
-A ty się odezwiesz?- zwróciłem się do Kris'a, który jak zwykle stał i nic nie robił. Co jakiś czas zapominałem, że on tutaj jest.
-Było fajne.

Pierwsze wrażenie, jakie wywarła na mnie ta trójka - kolejni wariaci do kolekcji. Ale w sumie to cecha charakterystyczna dla naszej komendy. Mamy już Ganz'a i jego debilne pomysły, Królową Lodu, Red'a alkoholika, wściekłe Sushi, Cross'a z dziwnymi zamiłowaniami do sprzętów komputerowych, mnie psychopatę/seryjnego mordercę. Tak, Doggo, Dogamy i Dogaressa sprawiali, że nasz zespół był chociaż trochę normalny. Będzie mi ich brakować, ale jak już mówiłem - każdy rodzi się żeby umierać. Ich śmierć przynajmniej coś znaczyła.

***

- Za tydzień do naszego miasta przyjeżdża Mettaton. Mówiłem ci co masz wtedy robić, prawda?- Ganz zakluczył swoje biuro.
-Nadal nie rozumiem, dlaczego to ja będę musiał się z nim męczyć.
-Ponieważ potrzebuje najlepszej możliwej ochrony, czyli ciebie. Nie możemy pozwolić sobie na nawet najmniejszy błąd.
-I nadal chcesz, żebym to ja był jego ochroniarzem?
-Co prawda masz lekceważące podejście do prawie wszystkiego do czego masz się zabrać, ale tak jak nikt potrafisz sobie radzić w kryzysowych sytuacjach. No to do jutra.- już jesteśmy przed moim domem?
-Czekaj. Idę z tobą.
-Dlaczego?
-Blue dzisiaj przyszedł do ciebie bez Blueprint'a. Może zgodzi się wyjść gdzieś na miasto.- w sumie przydałoby mi się gdzieś wyrwać. Po dzisiejszym dniu jestem jakoś wyjątkowo zmęczony.
-Aż tak bardzo zależy ci nad tym, żeby się do niego zbliżyć?
-Co?- Ganz się zaśmiał.
-Misja. Pamiętasz?- objął mnie ramieniem- Tylko się w nim nie zakochaj, dobra?- zrobiłem się lekko fioletowy na twarzy.
-A ty co? Zazdrosny?- próbowałem to jakoś obrócić w żart.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. Dotychczas to ja byłem jedynym obiektem twoich westchnień.- no, pomarz sobie- Liczyłem na jakiś romansik.
-A co Sansy na to?
-Najpewniej zakopał by mnie w ogródku.- tym razem to ja się lekko uśmiechnąłem.
-Ale teraz tak na poważnie. Co ty właściwie chcesz od Blue?
-Na pewno nie kojarzysz sprawy zaginięcia Reaper'a Death. Wszystko zostało już przedawnione, ale ostatnio coś dziwnego przykuło moją uwagę. Z twoją pomocą chciałbym to sprawdzić. Jak już wspominałem, sprawa jest przedawniona. Nie chcę jej wznawiać. Teraz mam wolną rękę.
-Dużo rzeczy robisz nielegalnie, prawda?- przytaknął- Jesteś najbardziej pojebanym policjantem jakiego spotkałem. Ale to w tobie cenię.- w sumie niektóre z jego działań przypominają mi bardziej przestępcę. I mimo tych paru lat nadal mam z tyłu głowy myśl, że jednak lepiej jest mu nie ufać.
-Dzięki. Lepiej zostań na dworze. Jak Sansy zobaczy nas razem, to będę miał później awanturę.
-Spoko.
-To do jutra.
-Pa.

***

-Blue, daleko jeszcze?- czuję się trochę niekomfortowo, kiedy mam chustę na oczach i ktoś prowadzi mnie za rękę. Ale Blue chciał mi pokazać pewne miejsce i tak się podekscytował, że żal było mi mu odmówić.
-Jeszcze chwila. A właściwie to już.

Odwiązał mi swoją chustę i założył ją z powrotem na swoje kręgi szyjne. Mimo tego, że słońce już dawno zaszło, musiałem chwilę przyzwyczaić się do lekkiego światła, które dawał księżyc. Po chwili zauważyłem dlaczego Blueberry tak bardzo polubił to miejsce. Znajdowaliśmy się w lesie, ale nie był to taki kompletny busz. Wręcz przeciwnie. W miejscu w którym staliśmy była wielka polana, otoczona drzewami. Blisko nas płynęła mała rzeczka, w której odbijało się światło rzucane przez księżyc. Miejsce całkowicie odcięte od miasta. Dla osoby, która tak jak ja spędziła prawie całe swoje życie wśród natury, to było po prostu piękne. Można się teraz śmiać, że psychopata zachwyca się drzewami i trawką, ale to naprawdę miłe dla oka. Mam już dość miasta, tych wszystkich budynków i betonu. Ciągłych krzyków, zanieczyszczonego powietrza.

-Pięknie tu, prawda?- zapytał szeptem- Mój brat pokazał mi kiedyś to miejsce. Można powiedzieć, że to taka sekretna baza. Nie widziałem tutaj jeszcze nikogo obcego.- złapał mnie za rękę i znowu zaczął gdzieś ciągnąć. Nie spodziewałem się tego, dlatego straciłem równowagę i wpadłem prosto w trawę, a Blue za mną- Przepraszam.- spojrzał na mnie jakbym miał go conajmniej skrzyczeć. Mocno zdziwił się, kiedy zacząłem się śmiać.
-Podoba mi się tutaj.- rozłożyłem się wygodnie na trawie- Gdybym sam mógł decydować gdzie chcę mieszkać, zostałbym w tej trawie.
-Może z pozoru wydaje się miło, ale las to niebezpieczne miejsce.- nagle jego głos zrobił się bardziej poważny. Ej, to w ogóle możliwe? Gdzie się podział Blueberry? Chociaż jakby się nad tym bardziej zastanowić nie wiem o nim za wiele.
-Blue, gdzie mieszkałeś wcześniej?
-Skąd takie pytanie?- odwrócił wzrok w moją stronę.
-Po prostu jestem ciekawy.
-W sumie to nie wiem. Odkąd pamiętam żyłem razem ze swoim bratem. Nigdy nie mieliśmy jakiegoś stałego miejsca gdzie moglibyśmy się osiedlić, więc podróżowaliśmy. Aż w końcu dotarliśmy tutaj.- już miałem zamiar zapytać go o jego brata, ale ugryzłem się w język, którego, jak wcześniej wspomniałem, nie powinienem mieć. To mogłoby być trochę wredne z mojej strony, a przecież miałem się z nim zaprzyjaźniać- To teraz twoja kolej.
-Eh...- mogłem się tego spodziewać- Moi rodzice pochodzili z Dzielnicy Złotych Kwiatów.
-Serio?!- no i znowu się podekscytował. Wrócił stary Blue- Potwory widziały nas parę razy razem, ale jakoś nikt o tobie nie wspominał.
-Nie pytaj o mnie!- zerwałem się gwałtownie do siadu.
-Dlaczego?- usiadł naprzeciwko mnie. Dlaczego ja powiedziałem mu prawdę? Mogłem mu powiedzieć każdą inną nazwę dzielnicy, a ja raz w życiu postanowiłem być szczery! Jestem zmęczony, to dlatego.
-Nie mam za dobrej reputacji wśród tamtejszych potworów.- w sumie to nigdzie nie mam dobrej reputacji. Dopiero teraz do mnie doszło jak wiele ludzi mnie nie lubi i... szczerze, mam to w miednicy. Byleby mi to w pracy nie przeszkadzało- Wiem, że teraz cię to będzie interesowało, ale proszę cię, abyś-
-Dobrze.- przerwał mi- Jeżeli to dla ciebie ważne, uszanuję to.- zatkało mnie. Przez chwilę na prawdę nie wiedziałem co powiedzieć- Jest już późno.- spojrzał na księżyc- Dream będzie zły, że zostawiłem go z Printy'm na tak długo.
-Rozumiem.- podniosłem się z ziemi i podałem mu rękę.

~Blueberry~

Z lasu jest dosyć blisko do mojego domu, ale ten spacer trochę nam się przedłużył, chociaż mi ten czas minął bardzo szybko. Lubię rozmawiać z Dust'em. Jest interesujący! Chociaż pewnie inne osoby z mojego otoczenia nie mają o nim tego samego zdania. Dream mówi mi, że mam mu nie ufać, w dodatku kiedy byliśmy w lesie cały czas czułem czyiś wzrok na plecach. Domyślam się, że to Ink. Dlaczego oni osądzają wszystkich z góry? Z takim podejściem na pewno nie znajdą sobie przyjaciół!

-Nie wiem. Makaron?- lekko się zaśmiałem.
-Co takiego strasznego widzisz w makaronie?
-Muszę ci kiedyś pokazać, jak gotuje mój szef.- zatrzymałem się lekko w miejscu, kiedy poczułem dość intensywny i strasznie nieprzyjemny zapach- Coś się stało?- złapałem go za rękę i zaciągnąłem w głąb uliczki. Wyraźnie słyszałem dwa głosy, które się do nas zbliżały. Normalnie nie uznałbym to za coś dziwnego, gdyby nie to, że czułem krew.

Chciałem coś powiedzieć, ale on zasłonił mi usta ręką. Chyba też zorientował się, że coś niedobrego się dzieje. Schowaliśmy się za kontenerem na śmieci. Jednak to był raczej zły pomysł, bo oni podeszli bliżej i wrzucili coś do tego kosza.

-Dlaczego ciała ludzi nie zmieniają się w proch? Dwa razy więcej z tym roboty.
-Myślisz, że ktoś się zorientuje, jeżeli pozbędziemy się ciała w taki sposób?- po tych słowach przeszedł mnie zimny dreszcz, zanim się obejrzałem, zacząłem się trząść. Dust nadal trzymając rękę na mojej buzi, objął mnie i przycisnął do siebie, żeby mnie uspokoić. Zauważyłem, że wzrokiem szuka czegoś co mogłoby nam pomóc w tej sytuacji.
-Jest środek nocy. Zanim ktokolwiek się zorientuje będziemy na drugim końcu kraju, a fanty będą nasze. Poza tym, przecież w tej dzielnicy ciało w koszu to normalka.- postali jeszcze przez chwilę i sobie poszli. Odetchnąłem z ulgą, a Dust w końcu mnie puścił. Po chwili podszedł do kontenera i go otworzył. Kolejny raz zaatakował mnie ten nieprzyjemny zapach. Zaraz zwymiotuję.
-Nie możemy tego tak zostawić.- wyciągnął telefon z kieszeni i szybo napisał jakąś wiadomość- Blue, wracaj lepiej do domu.
-Ja ci pomogę! Dwóch na dwóch, to chyba uczciwa walka.
-Przed chwilą prawie zemdlałeś. Nie będę cię tak narażać. Wracaj do Blueprint'a.- zaczął się oddalać- Do zobaczenia jutro.
-Do jutra.- wypraszam sobie bardzo! Nie jestem dzieckiem!

Tym razem postanowiłem się go nie posłuchać i pokazać mu, że też mogę się na coś przydać. Wiem, że pracuje w policji, chociaż mi tego nie powiedział, ale ja naprawdę mogę się mu przydać. Zwłaszcza z moimi umiejętnościami.

Na początku wspiąłem się na dach pobliskiego budynku, a następnie zmieniłem się w wilka. W tej postaci jestem o wiele szybszy i zwinniejszy. Dzięki temu będę mógł przejść górą i będę miał większe prawdopodobieństwo, że ich znajdę i powstrzymam przed ucieczką! Nie muszę robić im krzywdy, wystarczy ich złapać. A później powiedzieć, że to co zrobili było bardzo złe.

Tak też postanowiłem zrobić. Tylko nie wiedziałem dokładnie jak. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy znalazłem się nad nimi. Nie widziałem dokładnie ich twarzy, ale zapamiętałem głos. W dodatku mieli na sobie ten straszny zapach. Zacząłem się zastanawiać jak ich złapać. Postanowiłem zrobić to co Dust, czyli poszukać czegoś z otoczenia. Jedyne co wpadło mi w oczy to lina, zostawiona koło kosza na śmieci.

Zeskoczyłem na chodnik i chwyciłem linę w zęby. Zaczepiła się o śmietnik, więc nie bardzo miałem jak dalej ją pociągnąć. Hm... to w sumie dobrze! Wpadłem na pomysł. Wziąłem w zęby drugi koniec liny i rozciągnąłem ją aż pod ulicę. Jest ciemno, na pewno jej nie zauważą. Wystarczyło poczekać aż na nią wpadną. To też stało się po dłuższej chwili. Bez zastanowienia(nadal z przedmiotem w pyszczku) podbiegłem do nich. Byli trochę zdezorientowani, co wykorzystałem. Zacząłem biegać wkoło nich slalomem. Wyczuli moją obecność, ale tak czy siak nie mogli nic zrobić, ponieważ byłem za szybki. W pewnym momencie zmieniłem się z powrotem w szkielet i mocno pociągnąłem linę.

-Co jest?- zapytał jeden z nich.
-Um... przepraszam.- stanąłem przed nimi.
-To ty przywiązałeś nas do kosza?! Po jaką cholerę?! Jak?!
-Magik nie zdradza swoich sekretów. Nie mogę was wypuścić, zrobiliście coś złego.
-Nosz kurwa...
-Blue!- usłyszałem znajomy krzyk- Co ty tutaj robisz? Miałeś iść do domu!- popatrzył się na mnie z pretensjami, a ja lekko spuściłem głowę na dół- Jak ty to?- zwrócił uwagę na linę w moich rękach i dwa przywiązane potwory.
-Chciałem ci pomóc!
-Widzę, że ci się udało, ale to co zrobiłeś było głupie.- złapał mnie za ramiona- Takie rzeczy zostaw proszę potworom, które zajmują się tym na codzień. Pomyślałeś co by się stało gdyby cię złapali? Widziałeś co zrobili z tamtym człowiekiem!
-Ehem!- na ten dźwięk obydwoje z Dust'em spojrzeliśmy w stronę osoby, która go wydała. Okazało się, że to Pan Ganz- Skoro budzisz mnie o drugiej w nocy, to przynajmniej mnie nie ignoruj. To co tym razem mamy?
-Morderców. I najpewniej złodziei.- Dust mu odpowiedział.
-Okej. Później zajmiemy się ciałem. Undyne, spakuj ich do radiowozu.- kiedy przyjechał tutaj radiowóz?- Dzięki, że nam pomogłeś Blue, ale Dust ma rację, takie rzeczy zostaw zawodowcom.
-Przepraszam. I przepraszam, że się o mnie martwiłeś Dust.- kiedy to powiedziałem, jego twarz nabrała koloru fioletowego.
-To...Ja...Tak. W-wcale nie! Dobra, idziemy już.- Pan Ganz zaczął się śmiać, a ja nie do końca zrozumiałem o co chodzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro