Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wszystko dzieje się tak szybko

Wybaczcie za spóźnienie od jutra czeka was coś ciekawego! Kto był rok temu ten wie!
Miłego czytania!

Dłoń Capsa, którą zranił wcześniej o lustro już dawno mocno pobrudziła bandaż, ale jego to nie obchodziło, czuł, że będzie MUSIAŁ unikać Tony'ego, bo na każdym kroku będzie chodził jego 'przyjaciel' i mu dokuczał. A właśnie, że bardziej był teraz za towarzystwem Tony'ego niż Buck'a. Sam Stark nie chciał się wtrącać w przyjaźń Steve'a i jego przyjaciela z dawnych czasów. Wolał siedzieć już w warsztacie i coś zrobić pożytecznego oprócz spania. Bucky czuł, że za bardzo przegiął i szybko Steve mu nie wybaczy. W sali treningowej można było wyczuć spiętą atmosferę, nikt się nie odzywał aby nie dostać ochrzanu od Steve'a.
Nikt nie chciał go bardziej denerwować choć trening nie zapowiadał się na łatwy.

-Panie Rogers radzę wymienić opatrunek - rzekł Jarvis.

-Odmawiam Jarvis, to tylko opatrunek. -powiedział spokojnie.

-Mam poinformować Pana Stark'a o tym?

-Po co? To nie potrzebne! -wbił zranioną rękę w piach.

-Może wdać się zakażenie, a pan panie Rogers musi dojść do zdrowia.

-Ja sobie poradzę i jestem zdrowy. -usiadł po turecku na podłodze przed workiem i zaczął rozwijać brudny bandaż.

-Dłoń nie mówi o tym - rzekł Jarvis.

-Umh paskudne. -zaczął przecierać ranę tymi po plamionymi sznurami.

-Radził bym opukać dłoń pod bierzącą wodą!

-Nie. -stwierdził.

-Jeśli pan panie Rogers z tym nie dojdzie do porządku powiadomię pana Stark'a aby się tym zajął!

-Muszę pilnować treningu, nie mam teraz czasu na głupoty. -Obtarł dłoń o podkoszulek. -I jest w porządku widzisz Jarvis?

-To raczej nie jest dobre rozwiązanie - odparł głos - Pan Stark każe ci abyś to chociaż przemył albo wymienił bandaż. - Steve warknął pod nosem i wstał, by podejść pod ławkę i wziąć z niej ścierkę i zawiązać ją na ręce.

-Nie potrzebuje od nikogo pomocy.

-Jednak protokół, który stworzył pan Stark jasno mówi abym zajmował się i informował o takich rzeczach.

-Nie potrzeba. Możesz zamilczeć. Na razie nikt nie wołał o pomoc.

-Jak pan każe - powiedział jarvis i ucichł. Tony westchnął gdy Steve olał jego prośbę, ale jeśli nie miał zamiaru go słuchać to i on nie zamierzał i jego słuchać. Rogers nie miał czasu przejmować się takimi bzdetami jak jego małe ranki, to było teraz zbędne. Wiedział, że spławił słowa Tony'ego jak wodę, ale nie chciał zostawiać w sali treningowej wszystkich tylko po to aby zmienić sobie opatrunek.

-Jarvis. -zaczął Steve z westchnięciem gdy SI było ciche od dłuższego czasu. -Przekaż panu Stark'owi, że przepraszam i, że później o patrzę dłoń. I ciebie też przepraszam.

-Przekazałem - odparł - Pan Stark powiedział, że to twoja dłoń i powinieneś dbać o takie rzeczy... Mówi również iż jest teraz zajęty - powiedział Jarvis przekazując słowa Tony'ego.

-Dalej siedzi nad zabezpieczeniami Wieży? -westchnął. -Spytaj go kiedy zacznie siedzieć nad reaktorem, bo się do niego przejdę.

-Pan Stark stwierdził, że na wszystko ma czas i nie ważne czym teraz się zajmuje.

-Jasne. -westchnął. -Nic mu już nie mów, niech sobie spokojnie pracuje.

-Wedle rozkazu - odparł i ucichł.

Blondyn wiedział, że powinien posłuchać się i zabandażować dłoń, ale był równie uparty co Tony i robił wszystko wobec siebie. Również i Tony o tym wiedział dlatego starał się udoskonalać zabezpieczenia od czasu do czasu patrząc w stronę wygenerowanego w trójwymiarze miasta Expo, a Steve natomiast zdjął ścierkę z dłoni i zaczął specjalnie rozwalać nią worek do końca. Chciał wypuścić wszystkie emocje jakie się w nim nagromadziły i kuły go. Nikt w sali nie zwrócił mu uwagi gdyż nikt, a to nikt nie chciał mieć na pieńku z Kapitanem. Kiedy w końcu się uspokoił głęboko westchnął kilka razy.

-Przepraszam was.

-Nie masz za co - powiedział cicho Clint, a reszta przytaknęła.

-Mam. -podszedł w stronę Bucky'ego, który miał ochotę wycofać się w tył, ale nie ruszył się. Steve wtulił się w przyjaciela. -Nienawidzę cię bracie. -szepnął.

-Też cię kocham - zaśmiał się cicho i niepewnie odwzajemniając przytulenie. Po dłuższej chwili odsunął się od niego wziął jego dłonie i upaprał je swoją krwią.

-Wszyscy robią po 6 pompek, a wy we dwóch po 20.-poklepał czystą dłonią przyjaciela po ramieniu.

-Co?! Dlaczego 20! - burknął Bucky.

-Jak chcesz rób setkę.

-Co?! Tym bardziej nie! Wolę już 20! - warknął i padł na ziemię zaczynając robić pompki gdy wszyscy szybko skończyli oprócz drugiego James'a.
Rogers uśmiechnął się i sam padł, by zrobić kilka na jednej, tej zdrowej ręce.

Najszybciej jednak zrobił Peter, który miał już styczność z pompkami i to w serii 100. Przy treningu samego Fury'ego i Deadpool'a, więc wiedział z czym ma doczynienia. Dla każdego to był nawet nie ciężki trening no oprócz James'ów, który niezadowoleni musieli robić kilkanaście więcej niż reszta, ale mieli nauczkę tylko dla siebie, mogli nie zaczynać z Kapitanem i normalnie kończyć jak reszta trening. Tak to męczyli się choć trening nie wydawał się na tyle trudny jak trening samego Fury'ego.
Cap nie chciał ich wymęczyć żeby padali tu jak muchy, więc jedynie zrobił im krótki. Wstał kończąc swoją serię i skierował się do małej łazienki.

-Możecie iść na górę. -powiedział po czym dodał z uśmiechem. -Po schodach. Jarvis ma was pilnować.

-Ty chcesz nas zabić! - westchnął Clint i pokręcił głową.

-Popieram! - dodał Bucky.

-Trochę ruchu wam nie zaszkodzi - stwierdził Bruce.

-To jest męczące! -westchnął Rhodey.

-A i może przestaniecie w końcu marudzić to wam się przyda, a Kapitanowi trochę spokoju od was. -powiedziała spokojnie Nata. Pajączek siedział chwilę na sali treningowej aż wszyscy znikną na schodach i chciał iść zobaczyć co u pana Stark'a. Natomiast Steve tylko uśmiechał się niewinne na ich marudzenie i poszedł przemyć dłoń. Gdy wszyscy w końcu opuścili salę treningową i skierowali się na schody Peter miał idealną okazję, by zjeść jeszcze niżej do warsztatu Stark'a, ale na razie siedział w jednym miejscu po cichu czekał aż wszyscy wyjdą z sali nawet Cap, ale ten sterczał przy kranie z wodą i syczał z bólu gdy woda piekła jego ranę.

-Na co czekasz młody? - spytał Steve próbując powstrzymać się od syczenia gdy chłodna woda stykała się z poranioną dłonią.

-Na pana czekam. -wstał ze środka sali i poszedł tam gdzie był Kapitan.

-Po co Peter? - spojrzał na niego.

-Nie idziemy zobaczyć co u pana Stark'a?

-Tony jest teraz zajęty - rzekł - i nie wiem czy warto teraz do niego iść...

-Warto na pewno. Będziemy siedzieć cichutko jak pajączki. -uśmiechnął się.

-No dobrze możemy zobaczyć co robi - odpowiedział.

-Bardzo sobie pan skaleczył dłoń?

-To nic takiego - odparł i wziął bandaż z szafeczki.

-Egh niech będzie, że nic takiego. -westchnął cicho, a mężczyzna zaczął zawijać go wokół dłoni.

-Jak trening? W ogóle jak się czujesz?

-Dobrze nie narzekam. Chyba nawet okey, ale tęsknię. -spuścił głowę w dół.

-Wiem co czujesz Pete musisz być silny - powiedział i pogłaskał go po głowie zdrową dłonią.

-Wiem panie Rogers wiem. -kiwnął głową.

-Nie musisz mówić mi po nazwisku wystarczy Steve w końcu jesteśmy w jednej drużynie - powiedział i posłał mu uśmiech pełen wsparcia.

-Ale ja jestem grzeczny i używam zwrotów grzecznościowych.

-Wiem Peter, ale jak wciąż mówisz do mnie panie czuję się staro - rzekł - chodź zobaczymy co u Stark'a.

-No i pan Kapitanie też mówi do mojego mentora po nazwisku. -popatrzył na niego, ale lekko się uśmiechnął.

-No, bo przyzwyczajenie przez kawał czasu do siebie po nazwisku mówiliśmy. - odparł - No, ale Tony też mnie nazywa po nazwisku.

-Nie prawda. Ostatnio nie było po nazwisku przecież. -wyszedł powoli z łazienki.

-Między sobą czasem nam się wymsknie - rzekł i ruszył za Peter'em.

-Wymsknie? Ja tam nie wiem i jeszcze raz chciałem przeprosić, że wypytywałem pana Starka nie wiedziałem, że pan to usłyszy.

-Nie szkodzi Peter, doszliśmy do porozumienia z Tony'm i rozumiem twoją ciekawość choć czasem trzeba sobie odpuścić...

-Z pewnymi rzeczami nie da się odpuścić. -wzruszył ramionami.

-Może, ale niektóre rzeczy to osobiste są i to co wydarzyło się między mną, a Tony'm miało już tak pozostać!

-Miało? Czyli już nie jest przeze mnie?

-Co poradzę, że Tony ci się wygadał.

-Ale ja nikomu nie powiem. -stanął przed windą. -Obiecuje.

-No dobrze i schodami Peter - odparł.

-Windąąąą.. -wy marudził z uśmiechem.

-Dlaczego mam przystanąć na propozycje windą?

-Będzie szybciej i pan Stark nas zauważy, a tak to zejdziemy po cichu i może nie być zadowolony i nas podrapać.

-Tony i drapanie - zaśmiał się - nie wierzę - pokiwał głową na boki - dobrze niech ci będzie już winda!

-No, bo w końcu jest pół kotem.. -uśmiechnął się niewinnie.

-Ale pazurów to on nie ma a jakby miał to bym mu obciął - rzekł, a drzwi windy się otworzyły.

-Ojj tam. -machnął ręką i wszedł do pustej windy. Steve zaśmiał się cicho i wcisnął piętro warsztatu. -A mógłbym pana coś spytać? -popatrzył w swoje nogi.

-Oczywiście.

-Czy pan kocha pana Stark'a?

-Co? Ja... Em.. To... Um... - nie wiedział co powiedzieć. Wiedział, że czuł coś nadal do niego, ale czy Tony do niego..

-Czyli nie słyszał tego pan jak pytałem Tony'ego? -spojrzał na niego.

-Pytałeś go o to samo?

-Możliwe, że pytałem, ale chce usłyszeć teraz odpowiedź od Ciebie tate. Kochasz Tony'ego?

-Ja... Um to nie jest proste Peter... Może - westchnął i oparł się o ścianę windy.

-Może? -spojrzał na niego.

-To skomplikowane Peter... Nie potrafię ci na to odpowiedzieć, bo sam dokładnie nie wiem!

-Ale jest jakaś szansa na tak? -przechylił lekko łebek.

-Dlaczego tak pragniesz to wiedzieć? Tony ma własne życie, a ja nie chce się w nie wtrącać.

-Ale to jest tylko dla mnie wiedza, dla nikogo innego. Nie powiem tego panu Stark'owi ani nikomu innemu. Tak samo jego słów nawet panu nie powiem. -uniósł ręce w górę niewinny.

-Dobra... Nadal coś do niego czuje, ale on ułożył własne życie i tyle..

-No okej tyle wystarczy. -kiwnął głową i spojrzał na liczby od windy. -Jesteeśmy.

-Dzięki Bogu - wymamrotał. Tony pracował na trzy fronty. Po każdej stronie miał wyświetlony w formie 3D spisu oraz mechanizmu.

-Jarvis sprawdź to - odparł i przesunął się na krześle w stronę drugiego hologramu.

-Po co mówić takie rzeczy, wiem tyle, że dobre rzeczy zostawia się na sam koniec. -wzruszył Pete ramionami zanim drzwi windy się otworzyły.

-Tak jest sir. -powiedziała sztuczna inteligencja i zaczął pokazywać Tony'emu na hologramach wyniki.

-Nie nie to, to drugie Jarvis wgraj - stwierdził i zmyślił się. Nawet nie zauważył, że ktoś wszedł do warsztatu.

-Jak zwykle zapracowany - mruknął Steve widząc iż Stark pracuje za trzy osoby.

-Przepraszam pana już pokazuje to drugie. -powiedział Jarvis. Pajączek cicho podszedł do Tony'ego i wtulił się do niego trochę, bo więcej przeszkadzało krzesło.

-O... Peter - odetchnął z ulga- nie masz przypadkiem teraz treningu z Rogers'em?

-Z tate? Niee. Przyszliśmy już po treningu do ciebie. -uśmiechnął się lekko.

-Mówiłem mu, że masz dużo pracy i że ci tylko przeszkodzimy -Cap jednak trzymał się z tyłu patrząc na nich.

-Myślałem, że będziecie mieć dłuższy trening - powiedział.

-Panie Stark czy wgrać owy protokół? - spytał Jarvis i wyświetlił przed Stark'iem.

-Ulepsz go o dodatkowe parametry i czułość - odparł Stark.

-A to jakiś problem, że teraz zrobiłem go krótszego? -spytał Steve siadając z tyłu pracowni.

-To chyba dobrze, że skończyliśmy wcześniej -Pete uśmiechnął się do Tony'ego. -W ogóle nie pomoże pan Kapitanowi opatrzeć dłoni? -spytał cicho.

-Dobrze i Steve umie sam chyba o patrzeć sobie dłoń - rzekł Tony i dłonią nadal robił jakiś schemat.

-Połączenie z wysłaną w kosmos satelitą aby wgrać system bezpieczeństwa praktycznie zakończony - powiedział SI.

-Rozumiem panie Stark to my nie będziemy przeszkadzać. -powiedział Pajączek i chciał skierować się do Kapitana, ale jego nie było w pomieszczeniu szedł schodami do góry, a ręce miał schowane w kieszeniach.

-Steve wyszedł kilka minut temu - odparł - schodami jak zawsze - rzekł i pogłaskał Peter'a po głowie.

-Myślałem, że sobie porozmawiacie razem i się po śmiejecie, co się stało? Znowu coś zrobiłem nie tak? -popatrzył na mentora.

-Nic złego nie zrobiłeś Pete po prostu Steve prawdopodobnie stwierdził, że nie będzie mi przeszkadzać. - powiedział i zaglądnął na połączenie z satelitą w której była jego zbroja na Hulka.

-Przeszkadzający to ja tu jestem, a nie pan Steve. -mruknął i popatrzył na schody.

-Żaden z was nie jest - odparł.

-Czy to na pewno zrobić panie Stark?

-Tak Jarvis zrób to.

-Co w ogóle robisz tato? -popatrzył na hologramy.

-Ulepszam zabezpieczenia i dodaje nowe oraz sprawdzam kompatybilność mojej satelity.

-Rozumiem, pomóc jakoś? Już mi się nie chce grać w gry planszowe z wujkami. -mruknął cicho.

-Nie wiem czy dasz radę z taką zaszyfrowaną technologią, ale jeśli chcesz.

-Dam sobie radę chce pomóc. -kiwnął energicznie głową i usiadł obok Stark'a.

-Po prawej stronie masz odnośnie satelity - rzekł - trzeba sprawdzić dokładnie czy wszystkie procedury bezpieczeństwa działają.

Peter zaczął przyglądać się wszystkiemu co było na hologramie.
Niektóre paragrafy były bez sensu chociaż miały sens, ale nieliczni go rozumieli. Stark zajął się ponownie poprawianiem zabezpieczeń wieży.
Po chwili Pajączek połapał o co chodzi i zaczął coś przestawiać i ulepszać aby było większe prawdopodobieństwo żeby ktoś nie popsuł zabezpieczeń satelity. Tony w końcu wstał i przeszedł się w stronę makiety Expo. Od samego początku nie mógł się skupić na niczym innym nie mogąc rozgryźć owej zagadki. Była cisza i spokój chociaż i nawet to nie pomagało w rozgryzieniu zagadki jego ojca. Westchnął ciężko i zakręcił dla zabawy całą wygenerowaną makietą w 3D. Gdy stanęła poziomo Tony prze krzywił głowę w bok i przyłożył rękę do oka chcąc się na pewno upewnić w tym co widzi. Natomiast Peter spadł z krzesła ze śmiechem gdy Stark zaczął obkręcać całą makietą, bo on tez zaczął się kręcić.

-Nic ci nie jest Peter? - zaśmiał się i rozpromienił na twarzy.

-N-nie panie Stark. -podniósł się z ziemi ze śmiechem.

-Nie, bo nie jest czy nie, bo jednak coś jest? - spytał.

-Nic absolutnie nie jest. -chichrał się.

-Okej niech ci będzie - rzekł - dlaczego spadłeś z krzesła?

-Bo zacząłeś tak kręcić wokoło tym czymś i się zakręciłeś tato. -śmiał się.

-To nie jest to coś to jest klucz do lepszego życia - rzekł - nareszcie to rozgryzłem!

-Czyli skoro już jest sprawa załatwiona z tym kluczem to można zająć się ulepszeniem reaktora? Tak wiem, że z panem nie najlepiej, Steve się bardzo o pana martwi i chciał pobić się z Jarvisem.

-To znaczy - zakłopotał się - rozgryzłem co oznacza mniej więcej makieta - podrapał się po karku -i jak chciał walczyć z Jarvisem?

-Nie ważne, tam u góry to wszyscy prawie się bili, ale ostatecznie było ja ciebie też kocham i tak no jest chyba spokój.

-Chyba rozumiem choć trochę chaotycznie to przedstawiłeś- odpowiedział.

-Znaczy to było tak, że ja wujek Clint i wujek Hulk siedzimy u mnie i gramy w nudne planszowe gry oczywiście specjalnie przegrywałem aby wujek Banner mógł się chwalić nad wujkiem Bartonem no i wtedy zaczęły się krzyki w kuchni. Kłócił się pan Rhodey i pan Bucky strasznie się kłócili, później nastąpiła cisza. Nie wiem dokładnie jak tam było i o co poszło, ale później Steve pokłócił się z panem Bucky'm. Później był trening, pan Steve rozwalił sobie rękę, Jarvis zaczął mówić to co pan mu przekazał no i był zły, że pan też lekceważąco mu odpowiedział więc rozwalił cały worek treningowy. Wszyscy poszli ja czekałem na Steve'a no i przyjechaliśmy tutaj no i tak było. -opowiedział mu mniej więcej zarys.

-Na tak jak ja się nie kłócę z Steve'm to oni się muszą w to bawić -westchnął - nie rozwalił sobie dłoni przez worek... Wcześniej ją sobie poranił przez tą bandę matołów... I rozumiem - odparł coś robiąc na hologramie.

-Nie nie chodziło mi oto, że bardziej sobie zranił dłoń na tym piachu. -powiedział bardzo cicho i usiadł na stołku po turecku.

-Wiem wiem Jarvis mnie o tym poinformował - rzekł - jak widać założył nowy bandaż.

-Tak dobrze, że założył. -kiwnął głową. -A pan serio, by przyszedł gdyby uparcie był na swoim?

-W końcu nie możemy pozwolić sobie na takie rzeczy- rzekł - przyszedł bym choćby w zbroi.

-To dobrze. -mruknął i dalej na niego patrzył jak sprawdzał coś na hologramie. Tony uśmiechał się choć zaczął pocierać klatkę piersiową.
-Czemu pan tak robi? Boli pana reaktor prawda?

-To nic takiego Peter - odparł i nadal robił na hologramie.

-To jest ważne panie Stark. -powiedział spokojnie.

-Ważne jest teraz bezpieczeństwo was wszystkich, a muszę wam je zapewnić.

-Ale pana też jest ważne zdrowie, po pracujmy nad tym reaktorem! Proszę.

-Najpierw systemy bezpieczeństwa - rzekł - nie umieram przecież.

-To jest powoli załatwione i wiem o tym, ale proszę pana, boli to pana i to nie tylko pana wszystkich, którzy wiedzą!

-Nikt nie wie Peter - odparł - oprócz ciebie i Steve'a może Rhodey się pokapował, ale tak to nikt nie wie.

-Nie ważne, że tak mało osób wie o tym, ale my chcemy panu pomóc o!

-Dam radę sobie z tym sam Pete - posłał mu uśmiech.

-Nie, nie da sobie pan rady z tym sam. Jarvis możesz poinformować Steve'a żeby przyszedł do pracowni? -spytał Pajączek spokojnie.

-Nie potrzeba tu Steve'a... Nie rozumiem dlaczego Peter nie dasz mi zająć się tym sam? Zawsze radziłem sobie sam z wszystkim...

-Pan Rogers jest poinformowany.- oświadczył Jarvis.

-Dziękuję Jarvis. -uśmiechnął się ciepło po czym westchnął. -Potrzeba, ja wiem i nie dam, bo chce pomóc.

-Do usług - odparł Jarvis.

-Egh masz za dobre serce młody, ale naprawdę daje sobie radę.

-Za dobre, wcale nie prawda, jak pomogę już to wtedy tak można powiedzieć.

-Petey naprawdę daje sobie radę i nic mi nie jest - rzekł i znikł hologram biorąc następny.

-Musimy pomóc panu i koniec kropka! -uśmiechnął się, a Tony westchnął tylko i wrócił do czytania nie komentując już słowa Peter'a. -Ale proszę pana noo. Ja chce panu pomóc, bo pan chce pomóc mi znaleźć Wade'a. -powiedział cicho.

-Petey ja wiem, ale ja umiem sobie z tym poradzić i cieszę się, że chcesz pomóc.

-Dobrze więc chce pomóc żeby pan był zdrowy.

-Wiem Petey i musimy ciągać temat mojego reaktora?

-To o czym ciekawym porozmawiamy?

-Możesz zaproponować coś - odrzekł.

-Jak to jest mieć te kocie uszy i ogon? -uśmiechnął się i zerkał co jakiś czas na schody.

-To dość dziwne, a zarazem normalne uczucie - stwierdził.

-A to jest prawda, że.. -podszedł do Tony'ego po cichu. -Razem spaliście gdy reszta rozeszła się do pokoi? -szepnął. Antoś zaczął kaszleć.

-C-co kiedy... Skąd t-takie pytanie - zaczął po cichu skakać wokół Stark'a i cicho się śmiać i szeptał krótkie : "
'Wiedziałem'. -J-ja nic nie wiem! - burknął, ale czerwień na jego policzkach i tak się pojawiła.

-To nic ci nie da tatuś! -chichrał się.

-Ale ja nie wiem o które ci chodzi nawet! - wymamrotał, a ogon niespokojnie się ruszał. Natomiast młody zatrzymał się.

-To znaczy co o które? Boże to było tego więcej razy?!

-W salonie miałem drzemkę... W swoim pokoju... W pokoju Steve'a?

-I wszystko z.. -zatkał sobie usta dłonią. Stark wymamrotał przez zaciśnięte usta imię pewnego kapitana. -Nie słyszałem, mógłbyś tato troszkę wyraźniej mówić -uśmiechnął się chytrze.

-Nie będę powtarzać - mruknął. Zaś Pete usiadł sobie na jednym ze stolików i dalej się uśmiechał.

-No tatoo powiedz mi!

-Nie mogłem spać? Nie powiem...

-No, ale ja tak ładnie proooszę. -popatrzył na niego swoimi dużymi oczkami.

-Z Steve'm - powiedział cicho - zadowolony?

-Taaaaak -zaczął kiwać energicznie głową ze śmiechem.

-Ze mną? -spytał cicho Cap, który od kilku minut stał za Tony'm, tylko teraz założył delikatnie ręce przy jego szyi. -Co jest takiego zadowalającego? - Tony popatrzyć kontem oka na mężczyznę i przysadził sobie faceplam nie mogąc uwierzyć, że nie zauważył go.

-Błagam nie chce o tym gadać - wymamrotał.

-Temat jest o mnie. Znowu. -wziął rękę i poszedł sobie usiąść na krześle. -Więc się spowiadaj.

-... - popatrzył się na Steve'a to na Petera oczami błagającymi aby nie kontynuować tematu.

-Młody zacznie zamiatać do góry po schodach jak będziesz tak na niego patrzył. -powiedział spokojnie Cap.
Tony westchnął i podniósł ręce w górę.

-Poddaje się... Nie mam do was siły...

-Co mu znowu powiedziałeś, że ja jestem to wplątany? -spytał, ale nie popatrzył się na Tony'ego.

-Lepiej się pytaj co on mnie w plątał i gdzie ciebie dodał. - gdy Peter leżał na stole i się śmiał z nich można, by rzec dusił się ze śmiechu.

-Więc pytam, co się Peter ciebie zapytał i gdzie ty mnie do kleiłeś w tym wszystkim.

-Dlaczego jesteśmy pod ziemią gdy potrzebuje okna do wyskoczenia? - wymamrotał i odsunął hologram.

-Nie ma wyskakiwania! -wstał i podszedł do nich.

-Ta wiem - mruknął i odwrócił się do nich plecami - nie uduś się Peter!  - Steve również stanął plecami do Tony'ego i delikatnie się o niego oparł. Była lekka różnica w ich wzroście.

-O co pan Stark jest na mnie wkurzony? -spytał Rogers.

-Ja o nic nie jestem wkurzony panie Rogers - rzekł i również delikatnie się oparł o niego.

-To co to za strzelanie fochów i zadarty nos panie Stark?

-Nie strzelam fochów - rzekł - i nie mam zdartego nosa!

-Proszę nie podnosić głosu panie Stark. Właśnie pan tak robi jak pan zaprzecza, nie muszę tego widzieć.

-Ja... Ummm co ja mam jeszcze powiedzieć aby po prostu był spokój?

-Potrzebuje pan spokoju panie Stark? Czy pana syn panu przeszkadza czy jednak chce w czymś pomóc, ale pan mu nie pozwala? -zerknął przez ramię.

-Po pierwsze nie wiem, po drugie może pytaj się jego i nie zabraniam mu niczego! - odrzekł, a blondyn westchnął głęboko i ciężko.

-Rozumiem panie Stark. -zrobił krok w przód.

-A ty dlaczego wcześniej uciekłeś?

-Miał pan dużo pracy. To zrozumiałe, by w takich chwilach nie przeszkadzać. -popatrzył w bok.

-Dlaczego nagle przeszliśmy na pan? - spytał.

-A nie powinienem do pana mówić pan? Nie słyszałem o tym żeby pan zmieniał płeć na pani.

-Co?! Nie... Um nie jestem kobietą! - powiedział zażenowany - Chodziło mi o to dlaczego po pan skoro mamy imiona!

-Rozumiem. Nie wiem tak jakoś, już dziś usłyszałem, że przebywam w pana towarzystwie za dużo i pewne osoby są przez to chorobliwie zazdrośni.

-Nie mów, że ponownie twój przyjaciel się kłócił ? Oni chyba zastąpują nas w kłótniach!

-Ugh, ja już nie wiem jak do nich dotrzeć. Buck mi wypomniał dzisiaj za dużo. Pogodziliśmy się, co z tego on nadal jest o ciebie zazdrosny, bo siedzę przy tobie, a nie przy nim. Myślałem, że nie będę miał z nim takich problemów.

-Zaś ja to dobrze przewidywałem - odparł - to było pewne, że w końcu wybuchnie za bardzo. Cóż to twój przyjaciel, a ja będę musiał swojego ogarnąć.

-O 2 nad ranem na 12 piętrze. -szepnął do jego ucha tak aby młody nie słyszał. -Pewnie ekhm 45 ekhm trzeba uaktywnić na nich jakiegoś dzikiego agenta, który ich zdzieli patykiem. -powiedział, a gdy kaszlnął powiedział mu numer pokoju.

-Na puśćmy na nich Natashe - zachichotał i uśmiechnął się - najlepiej wmówić jej, że coś ich łączy to im nie da spokoju i jeszcze wciągnie w to Clint'a.

3681 słów

Co przygotował Steve?
Dlaczego Bucky i Rhodey się nie lubią?
Co dzieje się z innymi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro