W nocy czyhają demony
-Już myślałam, że cię sprzątnęli.. - zaśmiała się i wstała z fotela i zaczęła iść w kierunku kuchni. -Głodny jesteś?
-Mnie?! Ha wypraszam sobie mnie się sprzątnąć tak szybko nie da! - powiedział - Trochę, ale jadłem na mieście!
-Żartowałam tylko.. -przyniosła mu talerz z kanapkami i usiadła na fotelu. -Kogo dzisiaj sprzątnąłeś?
-Takiego jednego typka - powiedział i wziął od niej talerz- nic ciekawego mi nie powiedział.
-Jednego za cały dzień?!
-No i kilkunastu tam mniej ważnych.
-Coś ostatnio słabo z tobą, znajdź sobie kogoś! Wspominałeś mi kiedyś o Vanessie? Co z nią?
-Znalazła sobie kogoś innego - rzekł- poza tym z takim potworem jak ja nikt mnie nie zechce.
-Oj nie martw się, na pewno jakaś cię zechce, musisz poszukać głębiej..
-A co jeśli kobiety mnie nie interesują?
-A co cię interesuje? -zapytała.
-A bo ja wiem- wzruszył ramionami- nie mam chęci aby kogoś szukać.
-Spróbuj chociaż, codziennie przychodzisz i wyganiasz mnie wieczorami z pokoju, bo miałeś zły dzień i musisz się wyżyć w poduszki!
-Co? Niee no trochę, ale chyba rozumiesz - mruknął drapiąc się po karku i jedząc kanapkę.
-Chodzisz po tych głupich klubach, a żadnej istoty nie przyprowadzisz do nas.. -prychnęła.
-Chodzę aby zajebać chujów, a nie dla zabawy- powiedział.
-I chlasz myślisz, że nie czuje tego odoru alkoholu?
-Piję tylko uniwersalnie i zawodowo - rzekł- a ty jak pijesz wódkę przed telewizorem?
-Nie widzę..
-A ja jestem głuchy- powiedział - idę się przebrać - rzekł i ruszył do swojego pokoju.
-Zostaw poduszki w spokoju.. -mruknęła kobieta rozsiadając się przed telewizorem.
-Dobra! - odkrzyknął jej wchodząc po schodach.
Babka wyciągnęła alkohol spod kanapy i zaczęła go pić z gwinta.
-A ty nie chlej tyle! - krzyknął i zamknął się w pokoju od razu pozbywając się z siebie kostiumu.
-Nie pije! -krzyknęła popijając sokiem.
-Oczywiście! A ja jestem bohaterem! - odkrzyknął
-Bo to prawda ćwoku!
-Jestem mordercą alkoholiczko!
-To prawie jak bohater!
-Prawie! Kuźwa to w chuj daleko!
-Przesadzasz!
--Ja już jestem stara, muszę ponarzekać!
-Ponarzekaj se na kota! - odkrzyknął i zaczął ubierać czyste ciuchy.
-Wolę na ciebie, marnujesz swe życie!
-Dawno je zmarnowałem!
-Idź do baru się najebać i wyrwać jakąś babę młodą czy co ci się tam podoba..
-A pójdę kurwa!
-No nareszcie!
-No oczywiście!!
-No to wypad!
-Chwila przebieram się!
-Godzinę, jak baba!
-Wiesz jak w chuj trudno schodzi strój!
-Dobrze ci tak!
-A weź mnie nie wkurwiaj!
Babka zamilkła i popiła gardło wódką.
Deadpool zszedł w końcu na dół w bluzie i spodniach dżinsowych
-O której przyjdziesz nad ranem? -spytała słysząc jak był na parterze.
-Może nie wiem - burknął- tylko się nie uchlej.
-To ty się nie uchlej, o mnie się nie martw. Poza tym gdzie ten koks zostawiłeś chce zaprosić sąsiadkę z obok.. -spytała i przechyliła głowę w jego stronę.
-Pod szafą stara babo- burknął- jak mi tu zdechniecie to będziecie gnić w śmieciach- rzekł i wyszedł z domu.
-Ty się nie martw! -uprzedziła go baba i wzięła telefon. -Zośka wpadaj do mnie mam koks!
Deadpool założył kaptur na głowę i zaczął iść po ulicy.
Na ulicach było ciemno i pusto każdy pochowany po swoich kontach. Szedł sobie spokojnie i rozglądał się po okolicy.
Peter leżał na łóżku i patrzył w sufit nie wiedząc co może robić by zasnąć.
Dead właśnie szedł ulicą gdzie mieszka pająk. Gdyż tylko kilka ulic ich dzieli od siebie, ale nie wiedzieli o tym.
Spidey wiercił się na łóżku i w końcu wszedł na parapet i patrzył to na gwiazdy to na skrawek miasta.
Wade szedł właśnie ulicą sobie spokojnie jakby chodzik dla niego nie istniał. Nie miał w planach iść na jakieś baby. Nie miał ochoty ani się najebać ani nic...
Spidey zauważył, że ktoś się plątał na ulicy bez celu.
-Ha, kolejny nawalony żul albo gość który też ma bezsenność..-mruknął cicho do siebie i obserwował go i czasami ziewał i patrzył w gwiazdy.
Dead poczuł wzrok na swojej osobie i popatrzył w okno na chłopaka w oknie. Lecz szybko wrócił wzrokiem na ziemię i szedł sobie spokojnie.
Peter widział jak mężczyzna się na niego popatrzył i patrzył tylko w swoje nogi nie zwracając na siebie większej uwagi.
Nagle auto wyskoczyło, które jechało z zawrotną szybkością. Dead w ostatniej chwili położył się na ziemi, a auto pojechało dalej...
-Zapierdole! - krzyknął- Jak jeździcie zasrańcy!
Parker zatrząsł się słysząc pisk opon i krzyk mężczyzny i popatrzył w tamtą stronę.
Dead otrzepywał się z kurzu i wyklinał ludzi, którzy jechali w aucie.
Spiderman siedział i zaśmiał się cicho pod nosem słysząc wyklinanie na kierowców.
-Kurwa ta jebana młodzież! Poczekajcie tylko dorwę i zajebie was! - warczał i włożył ręce do kieszeni
Chłopak przebrał się w spandex i wyszedł przez okno na dach.
Deadpool zaczął znowu swoją wędrówkę przed siebie.
-Dlaczego krzyczysz, przecież mogłeś iść chodnikiem, nic by ci się nie stało.. -Spider zszedł na pajęczynie przed Wade'm.
-Pffff chodnikiem chodzą lamusy - burknął i popatrzył na pajączka chowając swoją twarz pod kapturem.
-A ulicą to niby kto chodzi? -spytał.
-Ja chodzę - powiedział - nie masz co do roboty pajęczaku?
-Nie mogę zasnąć - stanął przed nim. - A Pan to co? Lubi się błąkać po nocy i wyzywać wszystkich, tak?
-Nie zaczynaj młody - mruknął- nie mam ochoty na gadanie z pajęczakiem - rzekł.
-Pytam tylko.. -uniósł ręce do góry.
-Taa oczywiście- powiedział, a w drugiej kieszeni miał pistolet.
-Mogę z Panem po błądzić prawda? Chwile tylko.. -
-Niech ci będzie dzieciaku - powiedział. - Dlaczego nie możesz spać?
-Nie jestem dzieckiem.. -oburzył się lekko. -Za dużo adrenaliny się dziś najadłem..
-Mi już na dziś wystarczy również- stwierdził i spojrzał na spajdiego.
-To po co się Pan pałęta po ulicy?
-Bo stara baba mnie wygoniła z domu - powiedział- i mam wrócić dopiero nad ranem.
-Stara baba? Czyli matka? - spytał cicho.
-Można powiedzieć, że jest jak matka - powiedział.
-Mama by cię wyrzuciła z domu? Człowieku ile masz lat? 30, 40 parę? I matka cię z domu wyrzuciła.. -zaśmiał się cicho.
-Dokładnie mam z 24 lat - burknął- i to nie jest moją prawdziwa matka.
-No prawie 30-stka ci stuknie za niedługo, rozumiem, wybacz.. -szedł obok niego.
-A ty co masz 15 lat? - prychnął.
-Prawie 18, ale co ci do tego? -burknął.
-Czyli dzieciak - powiedział.
-Nie jestem dzieckiem! -oburzył się.
-Taaa z pewnością!
-Jak mam ci udowodnić, że nie jestem?
-A ja wiem dzieciaku.
-Nie jestem dzieciakiem dobra? -fuknął. - Widzę, że każda inna obecność ci wadzi..
-Nie wadzi, ale delikatnie przeszkadza- powiedział.
-Dobra idę sobie dalej będę się męczył z bezsennością ale cóż przynajmniej nie będę przeszkadzał starszemu facetowi, bo tak nie wolno..
1072 słów
Co tu się odwaliło? 🤣
Dziś wcześniej, bo muszę iść do koscioła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro