Utrata boli gdy naprawdę ci zależy
{Nie poprawiony rozdział}
-Pete uważaj! - powiedział przestraszony i starał uwolnić się od przy dupasów hydry co nie szło mu za dobrze - Stevii gdzie jesteś? - wyszeptał. Parker nawet nie mógł przewidzieć, że tak chuderlawy gość ma tyle siły w sobie i leżał pod nogami Stark'a z bolącym kręgosłupem gdy walnął prosto na łopatkach o podłoże.
Steve rzucił tarczą tak, że trafiła obydwóch ważniaków w twarz, którzy trzymali Tony'ego. Wypuścili go.
-Bierz młodego i uciekaj! -biegł w ich stronę. Bez słów Tony podniósł młodego i wzniósł się w górę.
-Błagam Steve nie walcz i uciekaj damy radę! - Jednak Cap rzucił się na Goodmana z pięściami i bił go gdy ten rechotał i wyzywał Rogersa, a później po kolei całą załogę w Wieży. Stark odstawił Peter'a na most.
-Do wieży Peter! - powiedział i zanurkował w dół po kapitana. Jednak salwa z pistoletów uniemożliwiała Tony'emu dotarcia do Kapitana i do Henryka.
-Panie Stark nie może pan.. -Pete pociągnął Iron mana swoją siecią w swoją stronę. -Niech pan się nie naraża. - Na dole nastała głucha cisza, jakby to co przed sekundą było nie miało miejsca.
-Ale tam jest Kapitan! Trzeba go wyciągnąć stamtąd! - powiedział i starał się wy chwycić Steve'a.
-Pan Steve jest silny, zaraz przyjdzie. -próbował tyle ile miał sił trzymać Ironmana. Pod mostem we wodzie nie było żadnej żywej duszy. Tony patrzył się w wodę z strachem, że zawiódł osobę która naprawdę czuła coś do niego. Zacisnął mocno ręce w pięści, bo rzuciłby się tam bez względu na wroga i na to, że to woda. -Niech pan poczeka. -wyszeptał Peter i uchylił rąbka maski aby zarzyć powietrza, z jego nosa lała się krew, którą natychmiast starł.
-Wszystko z tobą dobrze Pete? - spytał zmartwiony.
-Tak jak w najlepszym porządku. -podniósł się do siadu i ścierał stróżki krwi.
-Nos? - spytał i patrzył w wodę- Steve nie zostawiaj mnie - wyszeptał do siebie.
-To tylko krew, nic mi nie będzie. -westchnął ciężko. Cap walczył o przetrwanie z armią Hydry i może dużo ich nie było to pojedynek kilku na jednego było nadal nie fair.
-Zostań. Idę po Steve'a - rzekł.
-Panie Stark! -kaszlnął. -Jarvis weź pana Stark'a do Wieży proszę. -szepnął cicho.
-Spokojnie Peter dam radę! Jestem Avengersem z gorszych rzeczy się wychodziło - powiedział i rzucił się w dół. Jednak Peter nadal go zatrzymał w sieci, nie chciał stracić kolejnej i kolejnej ważnej osoby. I chodź by Tony chciał uratować Steve'a, statek magicznie rozpłynął się we wodzie.
-Peter puść mnie - powiedział i popatrzył na niego - wszystko będzie dobrze wrócę, obiecuje chce po prostu zobaczyć gdzie oni są.
-Chodźmy do Wieży. Kapitan zaraz przyjdzie do domu. -nie miał już sił, ale starał się ile mógł.
-Nie wrócę do wieży bez niego - powiedział cicho i stanął w miejscu.
-Musi pan dać radę. -położył się na plecach patrząc w niebo i opadając z sił. Pulsujący ból i głupota dawały o sobie znaki. Tony bez słów patrzył się w głębię oceanu, który powodował u niego strach i przerażenie, ale też czuł to ponieważ Steve został gdzieś tam pod wodą walczyć z wrogiem, który z pewnością miał przewagę liczebną. Ściskał mocno ręce w pięści będąc wkurwiony i załamany gdyż jego lęki nie pozwalały na szybkie działanie. Kiedy takiego potrzebowali inni.
Gdy Stark i Parker zostali na powierzchni, pod wodą Cap był katowany. Chciał tego sam, gdy do skoczył do Goodmana zaproponował mu wymianę, jego życie za zostawienie w spokoju Tony'ego i Peter'a. Ten nie zastanawiał się i zgodził wiedząc, że Super Żołnierz ma w sobie serum w żyłach dzięki, któremu można by było nieco poeksperymentować.
-Nie sądziłem szefie, że przyniesiesz prezent. Dwa super żołnierze pod naszymi rządami - stwierdził Killer.
-Przyniósł bym dwa zepsute ogniwa, a za to mamy jednego porządnego żołnierza. -wychwalał się.
-Ale Stark byłby przydatny do budowy portalu - stwierdził po chwili - brać go na pranie mózgu i stworzenie jego własnej książki?
-Może i byłby przydatny tak samo jak ten robak w jego krwi płynie krew pajęczaka co też jest dobrym serum, ale nie można mieć wszystkiego jak pod nos podchodzi ci sam Kapitan Ameryka. -uśmiechnął się.
-Macie ich zostawić w spokoju, po pamiętacie mnie! -warknął Steve.
-Nie odzywaj się psie nie proszony - uderzył go biczem - Tak racja szefie gdzie go umieścimy? Jak już wy pierzemy mu mózg.
/tylko pamiętajcie dzieci jak będziecie /prać mózg to tylko w Vizir bo bielsze/ nie będzie /
-Spokojnie Kiler oszczędzimy jeszcze naszego gościa spokojnie nic nie zrobi. - Steve opluł Goodmana i popatrzył na nich z pogardą.
-Jak każesz. Może go trochę bardziej do bijmy. Niech to zrobi posłuszny pies, który na nowo wrócił do domu.
-Myślisz, że to zadziała? -wytarł twarz z śliny Rogers'a.
-Wy jesteście psami! -warknął i wyrwał się z łańcuchów.
-Trzeba w końcu przetestować to czy jest posłuszny po swoich treningach - stwierdził Killer i widząc to co zrobił mężczyzna uderzył go w twarz z bicza. Steve chwycił się za twarz od bata który przeciął mu policzek i warknął.
-Macie zostawić Stark'a, Avengersów i wszystkich ludzi! -uderzył Killera w nos z pięści. Mężczyzna złapał za Kapitana i sprowadził go do parteru.
-Jak będziesz na nas podnosić rękę to zrobimy wszystko co nie chcesz - warknął - za kujcie go w kajdany! - zwrócił się do żołnierzy.
-Łajdaki! Nie wybaczę wam jak skrzywdzicie ich! -krzyknął, i zapieli Kapitana w kajdany.
-Zabrać go do sali i przy prowadzcie naszego marnotrawnego psa. -rozkazał Goodman.
-Tak jest - odpowiedzieli dwaj żołnierze.
-Przypilnuje szefie ich aby Deadpool nie robił problemów. - rzekł Killer i ruszył z żołnierzami.
-Idź. Ja pójdę po Alexandra żeby popatrzył na naszą nową zdobycz. -uśmiechnął się Henryk. Podczas gdy prowadzili Cap'a przez ciemne korytarze, wolał się już nic nie odzywać wiedział, że nie powinien oddawać się w ręce Hydry, ale nie chciał aby zrobili krzywdę Tony'emu.
Killer kiwnął głową i ruszył do celi Deadpoola, który nie mogąc nic innego robić ćwiczył dniami i nocami, a dostawał tylko wodę do picia by nie zdechł jak pies. Przydupas Goodman'a otworzył na oścież cele Wade'a.
-Do pionu żołnierzu, mamy dla ciebie pierwszą misje! - Deadpool podniósł się z ziemi i stanął na baczność nie patrząc się w oczy Killera. Tak jak to powinien robić i czekać na rozkaz.
-Pójdziesz ze mną do sali tortur, bez żadnych wybryków. Dzisiaj to ty będziesz katem.
-T-tak jest - zająknął się gdyż wiedział, że kiedyś ten dzień musi nadejść gdzie wróci do katowania.
-Nie jesteś zadowolony. Dobrze więc powiem ci kogo będziesz miał zaszczyt. Samego Kapitana Amerykę.
-Kapitana Amerykę? - spytał i już wiedział, że nie chce tego robić, ale będzie musiał to zrobić w końcu jest ich psem.
-Tak ten Kapitan, który ciągle zagrażał ci w misjach, w końcu będzie po naszej stronie tylko ty musisz go naprostować. A teraz chodźmy!
-Tak jest - odparł i chociaż nie chciał iść to jego ciało samo ruszyło za mężczyzną, który prowadził do pokoju tortur. Szli do sali nawet spokojnie, Steve wisiał na kajdanach z głową w dół. Cały czas był myślami czy Peter i Tony dotarli do Wieży.
Dotarli do wieży po wielu namowach ze strony Peter'a chociaż Tony był bardzo przeciw powrotu bez Steve'a.
Deadpool wiedział, że będzie musiał zadać ból kapitanowi chociaż był kimś ważnym dla jego pajączka, ale musiał wykonywać rozkazy swoich szefów inaczej on byłby siekany i katowany. Po chwili weszli przez drzwi do sali tortur z którą już się chłopak zapoznał bardzo dobrze. Gdy popatrzył na kapitana spuścił od razu wzrok.
-Jesteśmy na miejscu. Wilson. -warknął rozkazującym tonem Killer. -Katuj go! -podał mu cieniutki bicz. -Po plecach. -wskazał na Steve'a.
Blondyn nie podniósł łba w górę aby spojrzeć na chłopaka Peter'a. Nie chciał mieć urazu do mężczyzny, że zrobi mu teraz krzywdę. Chłopak niepewnie wziął bicz w dłoń od prawej ręki Goodman'a.
-D-dlaczego ja? - spytał bardzo cicho - Jest przecież tyle innych ludzi. J-ja nie chce katować - mówił bardzo cicho, a z każdym słowem kulił się bardziej.
-Wade. -objął go ramieniem. -Chyba nie chcesz aby Kapitan od razu skonał przez innego kata prawda? Chcemy z niego zrobić po słusznego żołnierza, a ty musisz nam pomóc, widać w tobie potencjał na dobrego potwora, jednego z najlepszych! A teraz ładuj po plecach całego dnia nie mamy, a swojego robaczka chyba byś nie chciał tak ładować. -przewrócił oczami.
Rogers szarpnął jedną dłonią kajdanami sfrustrowany, że mówią o takich rzeczach.
-Nie waż się mówić tak o pajączku - warknął wściekle - kat nie kat każdy wykona wasze pojebane rozkazy! Nie wystarczy wam już banda zmutowanych cwelów? - wy warczał i był wściekły, że nie miał wyboru i musiał wykonać ten jebany rozkaz.
-Pajączek, robaczek chuj jeden jest. Nie podnoś głosu na swoich szefów! Wykonuj rozkazy Deadpool. - Wade warknął wściekle i spuścił głowę w dół mocniej zaciskając rękę na biczu.
- A c-co jeśli bym nie wykonał tego rozkazu? - spytał cicho.
-Nie denerwuj mnie Wade, wiesz że nienawidzę nie posłuszeństwa. -powiedział Goodman odsyłając wkurzonego Killera na bok. -Chcesz ponownie poczuć jak nie przyjemna substancja zżera cię od środka? - Kapitan nie wytrzymał i zaczął się szarpać i warczeć na nich. Deadpool słysząc to skulił się.
-Błagam nie chce - wyszeptał - będę posłuszny tylko nigdy więcej tego...błagam - ruchem ciała pokazał uległość wobec Goodman'a.
-Więc bez dyskusji proszę wykonać rozkaz. -nakazał dumny.
-T-tak jest - powiedział i popatrzył się na Kapitana Amerykę z wielkim współczuciem, by po chwili przymknąć oczy i zamachnąć się biczem. Steve słysząc haust przecinanego powietrza zacisnął mocno powieki, zęby i pięści jakby próbował nie czuć tego co i tak być będzie. Deadpool starał się jak najdelikatniej wymierzać w mężczyznę uderzenia z cieńkiego biczu, który ranił bardzo mocno.
Musiało się polać trochę krwi, musiało być źle jak Hydra za chciała.
Chociaż chłopak naprawdę nie chciał ranić mężczyzny, który był również ważny dla Peter'a, nie miał wyboru. Musiał uderzać w niego z bata chociaż część jego umysłu cieszyła się z powrotu, ale to była część którą stworzyła właśnie Hydra i sam Goodman. Kapitan ani razu nie krzyknął, nie dał im satysfakcji z tego, że cieńki bat przecinający jego skórę rani go boleśnie, jedynie czasami syczał cicho pod nosem, ale nadal wytrzymywał, w końcu był Avengerem musiał dać radę. Po dwudziestym razie gdy bicz zranił plecy Kapitana Amerykę, Wade zaprzestał bicia mężczyzny gdyż jego plecy wystarczająco były już w krwi.
-Ale nie było rozkazu zaprzestania Wade. -powiedział Goodman. -Proszę kontynuować rozkaz.
-Sądzę iż to będzie błąd skatować, aż tak ciało Kapitana. Nie posiada on regeneracji jak ja - odparł trochę niepewnie. -Jeśli chcecie rozlewu krwi to weźcie kogoś kto się do tego nadaje.
-Wilson. -zaczął surowo Henryk. -Kapitan Rogers ma aż nadto jeszcze energii więc żeby później ciebie nie skatował, kontynuuj rozkaz katowania. Później się osobiście nim zajmiemy.
-N-nie sądzę aby to był dobry sposób. W-w końcu jest super żołnierzem. Raczej t-tak go nie złamiecie, a wyrządzimy mu długi czas leczenia - chociaż cholernie się bał to jednak stał w obronie mężczyzny.
-Zaraz to ty będziesz miał czas na długo leczenie jak nie wykonasz rozkazu. -warknął do granic zły. -Jeśli nie kontynujesz rozkazu jaki ci nadano, poniesiesz konsekwencje za stan Rogers'a oraz sam będziesz cierpiał. Zrozumiano!
-Jeśli to ma zaprzestać niszczenia ciała. Przyjmuję karę za niesubordynacje - powiedział i spuścił głowę w dół.
-Rozumiem tak stawiasz warunki. Killer dokończ katowanie Kapitana, a wy dwaj zabierzcie Wilsona do mojego gabinetu. -powiedział ostro wkurzony zachowaniem najemnika.
-Tak jest - odpowiedzieli żołnierze i wzięli Deadpool'a ze sobą który nawet nie walczył po prostu posłusznie szedł za nimi.
-Tak jest szefie dokończę robotę - kiwnął głową Killer. Goodman zostawił Killera sam na sam z Kapitanem, a sam poszedł zająć się Deadpool'em. Rogers wiedział ile trzeba prze cierpieć w Hydrze, więc obmyślił plan. Powoli opadał z sił na kajdanach gdy raz po raz bat uderzał o jego zranione plecy.
-Dość. -wychrypiał, a mężczyzna przestał go bić.
-Masz bardzo zły wpływ na tego chłopaka. Tak dobrze wykonywał zadania i ćwiczenia, a teraz pewnie znowu spotka go kara z kwasem żrącym w żołądku. Szkoda mi go, bo to nie jest przyjemne, ale to niestety Hydra i każdy ma być posłuszny. Więc jeśli chcesz żyć to bądź posłuszny - mówił wszystko dość powoli i stanął przed jego twarzą. - Stanął w twej obronie więc ciesz się, bo nie mam zamiaru więcej cię dziś katować. Gdyż ma rację, a nie chcemy zrobić z ciebie inwalidy tylko psa.
-Nie powinniście go traktować jak psa, on nic wam złego nie zrobił, nikt wam niczego złego nie robi. -za kaszlał i wypluł na ziemie ślinę z krwią. -Czemu go tak traktujecie jego resztę. Nikt nie jest potworem. -Kapitan wydarł kajdany z ściany i padł na posadzkę, nie przewidział że tak bardzo jego plecy zostaną zranione. -B-będę cały czas z wami walczył, byle kajdany mnie nie powstrzymają. -ale nie podniósł się z ziemi.
-Może kajdany nie, ale krzywda innych już tak. Jesteś słaby jeśli myślisz że uwolnisz się od nas. Piesek wrócił do domu po kilku latach samowolki. To jest jego dom! Nikt go bardziej nie zrozumie niż sam jego twórca i szef w jednym. - zaśmiał się - Chłopak postawił się byś ty nie był workiem mięsa gdyby Szef przejąłby pałeczkę. Tylko Deadpool jest w stanie przeżyć jego tortury.
-Jeszcze od szczekasz te słowa i będziesz prosił o litość i życie. -prychnął i podniósł się. -Może i jestem słaby, ale walczyć mogę cały dzień i nie poddam się, uwolnię Wade'a od tej tyrani, uwolnię ludzi od Hydry, nawet jeśli będę musiał poświęcić swoje życie.
-Jak stąd niby wyjdziesz? -zaśmiał się - To istny labirynt korytarzy, ale proszę próbuj. Daleko z tymi plecami nie zajdziesz, a na pewno nie na powierzchnię - zaśmiał się i stał w tym samym miejscu nie ruszając się choćby na milimetr. Cap odpuścił kłótnie z przydupasem Goodman'a i padł z powrotem na ziemię, ale on tak łatwo nie da się im. Musi wywalczyć czas dla Tony'ego liczyło się teraz wszystko tak dużo. Waga swojego życia za życie Wade'a i reszty świata. Musiał coś poświęcić. -Jestem łaskawy dla ciebie więc i ty bądź wobec mnie. Idziemy do sektoru medycznego o patrzą ci te plecy i nawet nie myśl o ucieczce - warknął. Natomiast blondyn ledwo podniósł się o własnych siłach i z ciężkimi metalowymi urwanym łańcuchami przy dłoniach stał obok Killera. Mężczyzna bez słów odpiął od niego kajdany, które mu teraz zapewne przeszkadzały i ruszył do wyjścia z pomieszczenia. -Nie kombinuj niczego bo wszędzie są żołnierze.
Steve przeszedł kawałek w jego stronę próbując pokazać że wcale nie bolały go plecy, tak naprawdę, nie wyszło to na dobre bo syczał momentami z pieczenia.
-Co mam niby kombinować?
-Powinienem cię zakuć i jeszcze katować, ale nie robię tego - stwierdził - więc lepiej nie kombinuj.
-Czemu nie zrobisz? Mogę ci zrobić krzywdę i co wtedy. -podparł się ściany, bo nie dał rady ustać z otwartymi ranami.
-Nie zrobisz. Po pierwsze nie jesteś w stanie, po drugie nawet gdybyś próbował nie masz szans i po trzecie mam ci pomóc iść czy dasz sobie radę?
-Dam sobie radę ale i tak cię pokonam, ciebie i całą Hydrę. -Fuknął dumny tylko w duchu, bo tak naprawdę udawał niepewność.
-Proszę bardzo, ale nie masz szans. Skończysz prawdo popodobnie jak zimowy żołnierz.
-Wypierzecie mi mózg w perwolu nie będę pamiętał nawet swojego imienia i będę Kapitanem Hydrą? -prychnął z uniesioną brwią.
-Perwolu to raczej nie używamy - zaśmiał się - cóż ciekawy masz charakterek, ale nie taki jak dzieciak.
-Skoro mam ciekawy charakterek to mnie sprawdź. -zmrużył powieki.
-Najpierw to raczej trzeba coś zrobić z twoimi plecami. Deadpool ma rację nie działasz jak on i nie posiadasz regeneracji.
-Jestem super silny, super szybki, ale też super bezużyteczny czasami bez swojej tarczy. -wzruszył ramionami co było błędem i przygryzł wargę.
-Wszystko to i tak wiemy - prychnął i otworzył drzwi wychodząc z pomieszczenia.
-No tak, najlepiej jak te pedofile podglądać innych, bardzo mądre. -szedł za Killerem.
-Lepiej nie pyskuj, bo źle się to dla ciebie skończy.
-Czyli jak wypierzesz mnie całego nie tylko mój mózg?
-Słuchaj. Jedynie jestem dla ciebie grzeczny, bo Wade stanął za tobą chociaż nie powinien tego robić skoro nawet nie znacie się.
-To może się pozna ze mną skoro jestem ojcem jego chłopaka. -powiedział poważnie i chciał zobaczyć reakcje pupilka Hydry.
Mężczyzna aż stanął w miejscu nie mogąc tego przekalkulować.
-Co kurwa? Nie rozumiem po ludzku to wytłumacz.
-Bo Wade to chłopak Peter'a, a Spiderman jest moim synem i Tony'ego. -powiedział poważny nadal.
Mężczyzna popatrzył na blondyna z podniesionymi brwiami.
- To wyjaśnia wszystko.
-Co ci wyjaśnia? -przechylił lekko łeb i popatrzył na niego.
-Dlaczego stanął w tej obronie. Głupi chłopak myślał że w jakimś stopniu cię uratuje.
-Zapewne źle myślisz, ale co ja się tam znam, jestem tylko durnym Kapitanem. -wzruszył ramionami. -I nie przezywaj Wade'a, bo nie jest głupi.
-Jest tylko narzędziem w dłoniach Goodman'a i ty też będziesz gdy tylko założy ci książeczkę - odparł idąc w przód.
-Jaką książeczkę? Zdrowotną? Nie trzeba w Brooklynie gdzieś mam mogę ci przynieś jak nikt jej nie wyrzucił.
-Humor ci dopisuje jak widać. Później raczej go już nie będziesz mieć - stwierdził wprowadzając go do sali medycznej. Między czasie Deadpool czekał na swojego pana ze spuszczoną głową bardzo nisko.
-Wolę się śmiać niż płakać. -ziewnął znudzony albo udając znudzenie i wszedł powoli do sali za Killerem.
Goodman wszedł do swojego gabinetu wy prosił pachołków i trzasnął drzwiami.
-Jak tam wolisz - rzekł Killer.
Deadpool słysząc trzask skulił się ze strachu przed mężczyzną, który nie bał się za moczyć rąk w czyjejś krwi.
-Co to było do cholery?! -uderzył pięścią w mebel przed Wilsonem.
-J-ja przepraszam - wyszeptał i wycofał się w tył przerażony gniewem mężczyzny.
-Tu nie ma nic do przepraszania, był jasny rozkaz, a ty go przerwałeś, pytam czemu?!
-N-nie wiem. N-nie mam pojęcia dlaczego - starał się jakoś bronić przed wyjawieniem prawdy iż nie chciał ranić kogoś kto znaczy dla Peter'a tak dużo.
-Masz. A teraz wolę szczerą odpowiedź, chcesz być i tak znowu skrzywdzony?
-Nie chce - odpowiedział cicho - po prostu ja... Nie chce katować.
-Widziałem, że go chciałeś aż zabić ta chęć mordu, co więc cię zniechęciło i za przestałeś?
-Intuicja - odrzekł patrząc się w ziemię.
-Intuicja? A może jednak cię zawiodła? O kim tyle myślisz?
-Nigdy mnie nie zawodzi - odpowiedział cicho - o nikim nie myślę.
-Intuicja, wrh, niech lepiej wyjdzie z twojego mózgu, bo tylko nie dobre rzeczy ci przekazuje!
-Przepraszam - przygryzł wargi od środka i nie podnosił wzroku na Goodman'a.
-Zamknij się ze swoim przepraszaj! -krzyknął i potarł skronie. -Co ja mam kurwa teraz z tobą zrobić? - Chłopak wycofał się o krok w tył dla bezpieczeństwa swego chociaż wiedział, że to uczucie szybko minie gdy mężczyzna w końcu zdecyduje co zrobić z nim. I szczerze mówiąc cholernie się bał chociaż starał się to utrzymywać pod masą obojętności.
-Masz podejść tu Wade. -wskazał miejsce obok siebie. -Natychmiast na jednej nodze.
-Tak jest - odpowiedział cicho i podszedł z lękiem do mężczyzny.
-Jeszcze raz spieprzysz robotę a nie podaruje ci tego. -uderzył go w policzek. -Do celi wróć.
-J-jak rozkazesz - powiedział cicho i spuścił głowę gdy oberwał w policzek od mężczyzny. Dość szybko wycofał się i posłusznie skierował do drzwi.
Na korytarzu czekało dwóch żołnierzy którzy mieli eskortować Deadpool'a do jego lokum. Chociaż Deadpool już mniej więcej wiedział gdzie iść aby dojść do pokoju, sali tortur, sali treningowej i do sektoru medycznego.
Jednak aby Goodman wiedział, że Wilson nie wywinie żadnego kawału musiał mieć ze sobą strażników. W celi Wilsona po drugiej stronie pokoju siedział na twardej koi Steve i patrzył w swoje ręce. Nie ufał mu wystarczająco aby Deadpool mógł chodzić sobie wolno po statku i zwiedzać zakamarki. Chociaż chłopak został niby złamany to gdzieś tam ktoś przypominał iż to jest Wade i jemu zbytnio nie wolno ufać. Najbardziej właśnie zależało im na najemniku i ponownym zawładnięciu nad nim aby się ich słuchał, a nie szperał po statku jako szpieg. Chociaż wszystko pokazywało iż chłopak poddał się ich woli jednakże miał swą przynależność ukazać na misji, którą zlecił sam Pierce. Nikt w Hydrze dla Wilsona nie był dobry, każdego kogo spotkał każdy obchodził się z nim źle. Musiał jednak wytrzymać to wszystko. Po chwili drogi byli już przy celi bądź jak kto woli pokoju Wade'a. Cela, lokum, lochy, więzienie na pewno nie było to odpowiednie miejsce na przebywanie, wilgotno i zimno nie były dobrymi warunkami na życie. Jednakże musiał w tym żyć i walczyć o przeżycie chociaż nie było to aż tak proste, ale trzeba było przetrwać i walczyć o lepsze jutro. Chłopak bez słów wszedł do swojego 'pokoju', a na jego policzku nadal widniał czerwony ślad po ręce Goodman'a. Gdy tylko Wilson był w celi, strażnicy opuścili go, Rogers zerknął na chłopaka Petera i westchnął.
-Hej Wade. -powiedział cicho, ale nadal nie ruszył się z ze swojej koi.
Deadpool od razu spuścił wzrok z mężczyzny nie wiedząc czy może się normalnie do niego odezwać. -Wiem, że możesz mnie w ogóle nie znać i jestem obcą dla ciebie osobą, ale dziękuję, że mnie obroniłeś. - Chłopak spojrzał w róg pokoju, ale nie widząc ruchu kamery trochę się rozluźnił.
-Co u Pajączka?
3428 słów
Co zrobią z Kapitanem?
Do czego dojdzie rozmowa?
Jak skończy się to?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro