Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Teraz będzie lepiej?

-Eh no dobrze.. -mruknął cicho.

-To dobrze, że rozumiesz?- powiedział Deadpool.

-Nie będę się z tobą kłócił o takie głupie nic.. -mruknął.

-Zdrowie jest ważne.

-Ty też jesteś ważny.. -prychnął pod nosem Pete.

-Ale chyba nie aż tak -stwierdził niepewnie jak każde zdanie wypływające z jego ust.

-Aż tak.. -mruknął jeszcze ciszej.

-No dobrze - odparł.

-Ciekawe co robi ciocia Nat i wujek Clint.. -szepnął zamyślony.

-Ciocia i wujek? - spytał niezrozumiale.

-Um. No tak ich przezwaliśmy, bo akurat to przez nich byliśmy razem.. -powiedział to cicho i z nie słyszalnym westchnięciem.

-Hmmm - przymknął powieki starając sobie przypomnieć czy zna kogoś takiego. Jedyne co mu w głowie zaświtało to Avengers, ale co to było.

-Przecież masz dużo czasu na przypomnienie, nie musisz od razu.. -powiedział zmartwiony Petey.

-Co to Avengers? - zapytał po chwili.

-Mściciele, bronią świat przed złem, jak na razie są rozproszeni trochę, ale nadal niektórzy tu są w Nowym Jorku i strzegą prawa. Jest Ironman, Kapitan Ameryka, Czarna Wdowa i Hawkeye, ale Avengersami są jeszcze Hulk i Thor. Też chciałem być jednym z nich, ale jestem tylko stażystą i pajączkiem z sąsiedztwa jak na razie. Są mega mili. Zmieniło się trochę przed twoim głębokim snem, więc cię nie ścigają..

-Hm dużo informacji - stwierdził i skrzywił się delikatnie czując ból głowy.

-Przepraszam. Nie chciałem, naprawdę przepraszam.. -zmartwił się.

-Nie masz za co przepraszać.

-Nie chciałem aby bolała cię głowa..

-Nie szkodzi to tylko ból - stwierdził.

-No właśnie i na dodatek nie potrzebny. Będę siedział cicho..

-Nie Petey - powiedział.

-Czemu nie? Nie chce żebyś cierpiał..

-To nic takiego Petey.

-Wiem, ale ja jednak nie chce za bardzo na to patrzeć, więc będę cicho..

-Przepraszam - powiedział cicho - że musisz na to patrzeć.

-Nie szkodzi, ale ehh martwię się..

-Rozumiem Petey.

-Więc nie będę ci zaprzątał niepotrzebnie głowę informacjami..

-Teraz informacje mi się przydadzą Petey - stwierdził.

-Ale nie tak żeby głowa cię bolała..

-To nic takiego.

-Dużo jest takiego, a nie nic..

-Naprawdę to nic takiego Petey!

-Wiem, że jest..

-Ból minie.

-Dobra poddaje się.. -westchnął smutny i tak nie przestając się zamartwiać o najemnika.

-Czyli zwyciężyłem? - spytał.

-Nie? -prychnął cicho i objął delikatnie Wade'a przytulając się do niego bardziej.

-Dlaczego nie poddałeś się w końcu! - stwierdził.

-Bo ja się nie poddaje?

-Nie?

-Po co? Jestem upartym dzieciakiem nikim innym, zdążyłem się przyzwyczaić.. -mruknął w jego tors.

-Upartym powiadasz? A jednak powiedziałeś, że się poddajesz.

-Kiedy się poddałem? -podniósł łebek i popatrzył w jego oczy.

-Przed chwilą? - odparł.

-Ugh nie poddaje się z niczym.. -miauknął zrezygnowany.

-No dobrze odpuszczę ci to - powiedział cicho.

-Ale łaskawca się znalazł.. -prychnął, ale nadal nie chciał go puszczać.

-No chyba to dobrze - stwierdził i delikatnie go przytulił.

-A co innego byś zamierzał zrobić? Jeśli nie odpuszczenie mi tego? -specjalnie trącił jego nos swoim.

-Nie wiem - stwierdził i podniósł brew do góry.

-Ja jestem ciekaw.. -mruknął i uśmiechnął się.

-Widzę właśnie Petey - rzekł- pewnie zacząłbym cię o coś wypytywać.

-A później znowu by cię głowa rozbolała.. -mruknął.

-Będzie mnie boleć pewnie przez dług czas.

-Jak głowa pusta jak kapusta to się nie dziwie, że będzie bolała..

-Nie moja wina, że jest pusta wspomnień nie mózgu.

-Mózgu też nie ma, tak źle jest? -zachichotał cicho, a Wade zaczął się śmiać.

-Mam mózg!

-Więc możesz mnie wypytywać o to co chciałeś, spróbuję krótko odpowiadać.. -patrzył w jego czekoladowe tęczówki.

-Dlaczego krótko?

-Żeby cię głowa nie zaczęła boleć.. -dalej się delikatnie uśmiechał.

-Hmmm no okej - odparł i odwzajemnił uśmiech. -Długo jestem na helicarrierze?

-Trochę będzie..

-Dlaczego w ogóle jestem na helicarrierze?

-Ciężka odpowiedź, nie na dziś..

-Um... A jakiś powód był?

-Tak..

-A jaki?

-Nie wiem czy po jednym dwóch słowach dasz radę z tego coś wywnioskować..

-Może spróbuje.

-A więc, Rada i problemy..

-Hmmm - Wade zaczął rozmyślać.

-Hm co? -popatrzył na niego.

-Myślę.

-Nie zauważyłem.. -przewrócił pewnymi oczami.

-Nie?

-Nie, wcale a wcale..

-No dobrze.

-Oczywiście, że zauważyłem.. -westchnął. -Miałeś się nie przemęczać..

-Nie przemęczam się - stwierdził.

-Dobra pytasz o coś jeszcze czy nadal sterczymy w miejscu skąd się tu znalazłeś i jak tu leżysz z dziwnym i upierdliwym nastolatkiem? -ziewnął przed jego twarzą.

-Nie wydajesz się upierdliwym dzieckiem -stwierdził - co spowodowało śpiączkę?

-Jestem dzieckiem okey.. -przymknął oczy trochę zirytowany. -Hydra.. - Słysząc nazwę tej organizacji zatrząsł się i przełknął ciężko ślinę. -Hujowe skurwiele spieprzający życie ludziom. W skrócie.. - Wade nie odpowiedział po prostu popatrzył się w ścianę -Ale nie martw się nic się nikomu nie stanie na razie.. -potarł dłonią jego ramię.

-Yhym- mruknął cicho.

-Naprawdę.

-Yhym..

-Egh, dobra na dziś wystarczy..

-Chyba popieram - powiedział cichutko.

-I tak jest późno chyba.. -westchnął.

-Chyba tak - odrzekł.

-Nie chciałem.. -przymknął oczy.

-Czego?

-Żebyś przypominał sobie tego złego, jestem głupi..

-Nic złego nie zrobiłeś Petey... - przełknął ślinę - Hyde bardzo dobrze pamiętam.

-Aż taka ta organizacja jest pieprznięta, że ją tak pamiętasz?

-Jeszcze nie wiesz jak potrafią namieszać ludziom w głowie - westchnął.

-Nie chce wiedzieć. Dobrze, że tobie się nic strasznego nie stało bardziej..

-A co miało się stać?

-Bo wylałeś tyle krwi i chyba cię uprowadzili, nie jestem do końca pewny jak się to stało, ale bardzo mocno oberwałeś..

-Hmmm trudno - odparł jakby nic się takiego nie stało.

-Martwiłem się do cholery, a ty mówisz, że trudno? -w jego oczach zbierały się łzy.

-Co...nie nie Petey nie płacz - powiedział i westchnął. Nie chciał aby płakał - nie chodziło mi w tym kontekście ugh przepraszam nie płacz mi tylko tu!

-Będę bo to boli, ugh.. -zacisnął powieki i popłynęło mu kilka łez, a Wade wtulił go w siebie.

-Nie chciałem Petey - westchnął - po prostu nie chciałem - mówił i delikatnie głaskał go po plecach.

-Teraz tak to ma wyglądać?-pociągnął nosem dalej płacząc.

-Przepraszam -westchnął.

-Nie musisz przepraszać, regeneracja po co się martwić..

-Nie chciałem abyś się martwił - tulił go do siebie.

-Ale będę, cały czas nawet jeśli nie będziesz miał ochoty już ze mną wytrzymywać. Będę się martwił..

-Nie chciałem -westchnął - ja po prostu um - nie wiedział co powiedzieć.

-Nic nie mów, po co robić głupią nadzieję. Po prostu tak jest okey, muszę się wypłakać, bo nic innego nie zrobię.

-Przypomnę sobie Petey wszystko na pewno tylko daj mi czas - westchnął i tulił go.

-Nie będę cię do niczego zmuszał Wade..

-Nie zmuszasz - odparł - muszę sobie tak czy siak przypomnieć, bo to nie pierwszy raz - westchnął.

-Daje ci dużo czasu, nie ograniczoną ilość nawet..

-Yhym - mruknął i kiwnął głową.

-Więc dlaczego podszedłeś do mnie nawet mnie nie pamiętając?

-Nie wiem - odparł - jakiś impuls  który powiedział, że tak powinienem zrobić.

-Impuls. Rozumiem.. -mruknął zastanawiając się.

-To źle?

-Nie chyba..

-Jeszcze moje impulsy nie zawiodły mnie - stwierdził.

-A jakbym cię pogryzł albo zrobił ci krzywdę?

-Hm? Jakoś intuicja nie mówi mi, że zrobisz coś złego.

-A jakbym jednak zrobił?

-Hm to chyba bym po prostu nie zareagował?

-Niee?

-A dlaczego miałbym?

-No bo robił bym ci krzywdę?

-W jakimś sensie krzywdę?

-No nie wiem tak po prostu!

-Nie sądzę abyś był w stanie zrobić mi krzywdę.

-Czemu nie? Ja nie jestem w stanie?

-Bo nie widać po tobie Petey abyś potrafił zrobić krzywdę.

-Obrażasz moją dumę..

-Przepraszam - powiedział.

-Nie wybaczę?-uniósł brew.

-Hm nie?

-Nie.. -przełknął ślinę.

-Dlaaaczego?

-Bo nie wybaczę..

-Ummm...

-No co jeszcze wymyślisz?

-Nic?

-Czyli przegrałeś!

-Co przegrałem?

-Ha wszystko..

-Um no dobrze - powiedział cicho.

-I nie walczysz. Nie wierze..

-A powinienem?

-W sumie masz rację nie o co..

-No okej niech będzie, że rozumiem Pete.

-Co ja powinienem zrobić ze sobą?

-Leżeć i odpoczywać i lulać grzecznie!

-I nadal będzie bolało.. -westchnął głęboko.

-Wybacz, że nie jestem w stanie ukoić twojego bólu.

-Jesteś, ale nie chcesz..

-Nie chce czego?

-Ukoić mojego bólu. Tak trudno wyciągnąć dłoń i pogłaskać mnie po głowie? -mruknął i popatrzył na niego wielkimi oczami. Wade popatrzył na niego z zapytaniem, ale tak jak chłopak chciał zaczął głaskać go po głowie. -Nie chce ci się tego prawda?

-Nie sądziłem po prostu, że to cię uspokaja - powiedział niepewnie.

-Żebym zamknął jadaczkę o to ci chodzi? -mruknął.

-Nie - odparł - po prostu mam dziwne wrażenie deja vu - stwierdził i z delikatnością głaskał go po głowie.

-To mi opowiedz o nim.. -wy mruczał.

-Że mam wrażenie, że kiedyś to robiłem?

-Tak robiłeś mi, to nie deja vu, tak było..

-Yhym - mruknął i uśmiechnął się delikatnie do niego, a Pete nie odzywał się tylko cichutko mruczał zadowolony. Na co chłopak uśmiechał się i wsłuchiwał w mruczenie Peter'a.

-Ale się szczerzysz, wygrałeś coś?

-Twoje mruczenie?

-Moje mruczenie należy do mnie.. -uśmiechnął się i jeszcze bardziej wtulił się w dłoń chłopaka.

-Dobrze - odparł i głaskał go.

-Mmm, jest miło.. -wy mruczał.

-To chyba dobrze - stwierdził.

-Bardzo, ale nie chce cię do niczego zmuszać, nawet do głaskania..

-Nie zmuszasz mnie - odparł.

-Mam nadzieję. -uśmiechnął się lekko. Wade uśmiechnął się tylko na słowa chłopaka. -Mam nadzieję, że będzie się opłacać długo czekać.. -mruknął cicho.

-Na pewno - odpowiedział również cicho.

-Chyba czas spać.. -ziewnął.

-Tak popieram - ziewnął również Deadpool.

-Nie jesteś głodny? -popatrzył na niego.

-Jakoś nie - odparł.

-Więc dobrych snów.. -uśmiechnął się do niego i jego oczy same zaczęły mu się kleić do spania.

-Dobranoc Petey - powiedział i wtulił się delikatnie w Peter'a, który wtulił się w ciepły tors Wade'a i przykrył szczelnie kocem. Wade mruknął i przymknął oczy. Nie zajęło im długo ponowne zaśnięcie. Na helicarrierze zapanował delikatny spokój. Połowa szła spać gdy druga połowa zaczynała swoje obowiązki. To było jak rutyna pilnowanie jednego, drugiego kąta, spanie budzenie się po kilku godzinach i od nowa do pracy w końcu Fury miał helicarrier pełen agentów i musiał każdego podzielić po kilka obowiązków.

W Nowym Yorku nadal panował spokój przed jakimiś włamaniami czy kradzieżami. Jedynie ludzie, którzy byli na ulicach mówili, że miasto jeszcze nie śpi. Nawet bardzo najemnicy ucichli kiedy Deadpool znikł, a gangi dostawcze broni nie mieli po co przychodzić w te rejony NY. Zapowiadała się kolejna spokojna noc któraś z kolei. Dla policji spokojne nocy były zbawieniem, nie musieli się za bardzo wysilać. Zaś dla Avengers również to znaczyło wolne. Zwłaszcza, że w wieży dalej leżeli rozleniwieni na kanapie tworząc teraz wielką kanapkę i oglądając kolejny film. Tony jeszcze drzemał w ramionach Steve'a. Clint obejmował Nat oglądając film, a Loki oglądał znudzony. Tasha prawie spała w ramionach Bartona, a Thor nadal oglądał przez ramię Loki'ego i masował mu nogi. Zaś Rogers odpłynął jeszcze przy drugim filmie jak leciał. Jedynymi, który jeszcze nie spali byli dwaj Bogowie i Clint. Chociaż po krótkim czasie i Tony zaczął się delikatnie budzić. Cap oczywiście spał twardym snem, więc nie czuł jak kotek się budzi. Antoś otworzył swe piwne ślepia i rozciągnął się delikatnie. Widząc iż panowie wszyscy śpią mruknął niezadowolony. Thor jako pierwszy zauważył, że najmniejszy osobnik w tym pomieszczeniu się przebudził i mruknął cicho do ucha brata.

-Patrz na kociaka Loki..

-No proszę proszę kto się obudził - zakpił Loki, a Tony prychnął cicho i zaczął powoli schodzić z Steve'a.

-Gdzie się wybierasz przyjacielu? -spytał Bóg piorunów i postawił dłoń na końcu kanapy.

~Gdzieś na pewno - miauknął.

-No nie wiem czy gdzieś tu istnieje - rzekł Loki, a Tony z za szokowaniem spojrzał na Boga kłamstw.

-Loki nie strasz go, niech se po miauczy, a ty udawaj, że przynajmniej nie rozumiesz. Chodź Tony, sam nigdzie nie pójdziesz jesteś malutki.. -powiedział cicho Thor. Stark jednak nie miał ochoty na niańczenie go przez Boga, który nie ma za grosz delikatności. Delikatnie spłoszony wycofał się od bogów. -A jak nie to budź Steve'a.. -blondyn wycofał dłoń i objął nią brata i patrzył w telewizor z uśmiechem. Loki tylko przewrócił oczami. Antoś spojrzał w stronę Steve'a i wiedział, że nie chce go budzić. Choć światła już zgasły on nawet dobrze widział w ciemnościach. Ruszył na koniec kanapy. -Nie zrobisz mu na złość tak jak zawsze? -Thor spojrzał na kociaka, który chodził po cichu.

-Dlaczego? Ta puszka kłaków i tak nic nie zrobi, a bycie kotem nauczy go trochę pokorności.

-Nie mówiłem do ciebie bracie tylko do Antosia, a co do pokorności to nie sądzę aby go to coś nauczyło..

-Dlaczego nie? Byle but jest od niego większy - stwierdził, a Tony wykorzystał fakt, że oni się kłócą i z lekkim strachem zaskoczył z kanapy.

-Na razie, a wziąłeś pod uwagę fakt, że jak już będzie sobą będzie robił wszystko tak samo jak przedtem?

-Cóż ty się nie odzywałeś do mnie gdy cię zmieniłem w zwierzę - zaśmiał się.

-A po co miałem się odzywać?

-I chyba powinienem ponownie cię zmienić tym razem tylko w osła?

-Dlaczego? Co ci takiego zrobiłem?

-Bo tak chce - stwierdził czarno włosy  i rozglądnął się za kotem. -Kulki kłaków nie ma.

-A ty powinieneś być jeleniem, o wszystko się czepiasz mnie.. -prychnął i zsunął go ze swoich kolan na kanapę. -To trzeba było pilnować kulkę, a nie pozwolić mu iść..

-Teraz zwalaj na mnie - prychnął - nie moja wina, że gdzieś polazł.

-Nie możecie być ciszej? - spytał Clint. -Ludzie tu śpią - odparł i pokazał na Wdowę i Steve'a.

-Masz dobrą taśmę klejącą? -wypalił Thor do Clint'a. -Zaraz zrobi się cicho..

-Gdzieś pewnie jest taśma - stwierdził i cicho zaśmiał. -A Tony to Tony - rzekł Clint - przecież to jego wieża nie zgubi się, a poza tym wszystkie pokoje są zamknięte.

-Zakleję mu tą paszcze i przestanie mnie denerwować .. -westchnął głęboko Bóg.

-Chyba widziałem taśmę w jednej z szafek - stwierdził Clint. Natomiast Loki się nie odzywał tylko swoim wzrokiem szukał małej kupki kłaków.

-Słyszałeś? -blondyn zbliżył się do brata i spojrzał mu w oczy.

-Co? -prychnął Loki.

-Czyli można.. -wzruszył ramionami. Loki nie odpowiedział, ale musiał przyznać Stark'owi, że potrafił się zaszyć. Kapitanowi zrobiło się trochę chłodno kiedy Antoś sobie od niego poszedł i obudziło go to, ale również rozmowy. Tony po krótkim spacerze zaszył się w jakiejś donicy i w niej obserwował wszystko.

-Dobra, a teraz serio zauważyliście gdzie polazł ? - spytał Clint.

-No właśnie nie widziałem - odparł Loki.

-Loki zaczął się kłócić, a kot uciekł.. -mruknął Thor.

-Nie przeze mnie - prychnął- i ty zacząłeś - stwierdził Bóg.

-Zachowuj się nie grzecznie, no zachowuj.. -prychnął Thor, a Steve aby nie przeszkadzać kłótni wstał po cichu i poszedł do kuchni, chciał się coś napić. Gdy Tony skryty w doniczce zakopał się w ziemi i chciał ukryć się przed bogami, którzy go przestraszyli, a raczej tego kota w nim z którym się zgodził. Clint leżał dalej i był oparciem dla Natashy zaś Steve przyszedł do salonu z butelką zimnego mleka z lodówki i ziewnął zaspany.

-Pół tonu ciszej, gdzie Tony? -odkręcił butelkę aby ulżyć suchego gardła.

-Um to bardzo dobre pytanie - powiedział niepewnie Clint, który słuchał kłótni bogów.

-Zgubiliście Stark'a! -zakasłał zimnym napojem.

-Um nie od razu zgubiliśmy gdzieś tu jest - odparł niepewnie Clint.

-Tonyś gdzie jesteś, chodź do mnie.. -mruknął cicho zmartwiony Steve i zaczął szukać kota. Tony słysząc Steve'a nie miał ochoty opuszczać cieplutkiej kryjówki.

-Nie wiem czy go w ten sposób znajdziesz - stwierdził Clint.- Jak się czegoś przestraszył to chyba nie wyjdzie prędko.

-Egh. Musieli go straszyć? -mruknął zirytowany Rogers i potarł skronie.

-Nie straszyliśmy - odparł Loki - czegoś się sam przestraszył - prychnął patrząc znacząco na brata.

-Dobra, ugh. Nie kłóćcie się, musi sam przyjść.. -westchnął i kapitan zniknął w kuchni. Antoś uważnie obserwował jak Steve idzie do kuchni i przez przypadek kichnął, bo piasek zaleciał mu do noska. Dało się słyszeć ciche kichnięcie kota, ale Steve nie pobiegł w to miejsce, nie chciał straszyć jeszcze bardziej Tony'ego, usiadł w ciemnej kuchni i czekał aż sam kot do niego przyjdzie. Gdy tylko kłótnia ucichła Antoś po kilku minutach wykopał się z piachu i otrzepał, co jednak nie poskutkowało pozbyciu się całej ziemi. Rogers postanowił, że trochę za grzeje ciepłego mleka dla Antoniego, bo i tak stwierdził, że spać się nie opłaca w środku nocy. Drzwi na taras były delikatnie uchylone przez to wiatr zaczął ruszać długimi liśćmi rośliny w której chował się Tony. Zainteresowany takim zjawiskiem zaczął łapką trącać jeden z liści, który zaczął bujać się bardziej na boki. Bóg piorunów lekko trącił łokciem bark Clint'a i wskazał na lekko potarganą roślinę. Sokole oko od razu zauważył bawiącego się kota liśćmi.

-Myślisz, że później Tony będzie się wkurzał o to kto mu zepsuł ulubioną roślinę? -zastanowił się Thor.

-Chyba będzie pamiętał co robił? - spytał Loki'ego Clint.

-Oczywiście, że będzie pamiętać - odparł Bóg.

-Nie byłby sobą gdyby na kogoś tego nie zrzucił.. -dodał Steve stojąc za nimi i patrząc jak mały kot psuje liście.

-W sumie racja - poparł Clint, Steve'a.
Tony bawił się bardzo dobrze aż w końcu zabawa mu się znudziła i tylko obserwował liście, które były teraz na ziemi.

-Idę po mleko i może się skusi brudas do zjedzenia.. -pokręcił głową Kapitan i wziął pustą butelkę ze stołu.

-Może - odparł Clint i zaśmiał się - chyba będzie trzeba go umyć - stwierdził - bo tej ziemi nawet otrzepując się nie może się pozbyć!

-Oj umyje go umyje.. -poszedł nalać ciepłe mleko z garnuszka do butelki.

-Życzę powodzenia - powiedział Loki.

-No w sumie racja, bo koty nie lubią wódy - stwierdził Clint. Antoś wyskoczył z doniczki i zaczął łapką bawić się strzępkami liścia, który jeszcze przed chwilą był na roślinie.

-Wiem, że nie lubią.. -Steve zgarnął brudnego kociaka z ziemi, który nieprzygotowany na takie coś miauknął przestraszony i zaczął się szarpać w rękach Steve'a. -No no gdzie będziesz uciekał? Zostawię ci to, będziesz sam sprzątał.. -wyszedł z nim na balkon. Po chwili kot uspokoił się i grzecznie już dał się nieść przez Steve'a. -Nie dobry kotek.. -dmuchnął mu w oczka, a on przymknął ślepia i kichnął. Wyszli na balkon, choć była noc było dość ciepło na zewnątrz.

~Co robimy na zewnątrz? - miauknął ciekawy i zaczął się rozglądać.

-Mmmh świeże powietrze.. -Steve oparł się o balustradę oparł Tony'ego na swojej ręce i podłożył mu pod pyszczek butelkę. Kot powąchał butelkę i gdy tylko wyczuł mleko do ssał się do sztucznego cycka. -Wystraszyli kotka, a nie dali mu jeść prawda? -spojrzał na niego uśmiechnięty. Tony prychnął cicho i pił mleko po którym wcale nie chciało mu się wymiotować chociaż to było pożywienie. Steve był zadowolony, że Tony wszystko zamiata bez sprzeciwów i mógł przynajmniej mieć na niego oko. Kotek wypił trochę mleka, które było przyjemnie ciepłe, ale dość szybko przestał pić czując iż więcej nie zmieści w siebie. Oblizał nosek i delikatnie się skrzywił czując piasek na języku. -Już tyle chce Tonyś tak? -odsunął lekko butelkę od pyszczka kota.

~Tak - miauknął i zaczął wycierać swój język w jego koszulkę.

-No dobrze miauczusiu.. -wtulił go delikatnie w siebie. Tony mimowolnie zaczął mruczeć i wtulił się również w Steve'a. -Czy Pepper cały czas na ciebie tak krzyczy o wszystko? -spytał cicho. Brunet zastanowił się przez chwilę i pokiwał głową na tak. - Oh biedaku.. -pogłaskał go po małej głowie. Kot zamruczał i kichnął gdyż piasek zaleciał do jego nozdrzy gdy Steve pogłaskał go po głowie.

-Trzeba będzie cię porządnie wyszorować.. -mruknął mu cicho do ucha. Antoś spiął się, a jego futerko zjerzyło się na słowa kompanie. -Brudasek, wiem że koty nie znoszą wody ani ty też nie lubisz wody, ale trzeba było się nie chować w doniczce i nie psuć kwiatka..

~Nie popsułem kwiatka tylko go trochę przystrzygłem - wy miauczał i miał ochotę uciec z ramion Steve'a aby tylko nie iść się myć.

-No mrucz tam sobie coś pod nosem.. -Steve uśmiechnął się. -A teraz kompanie i do spania.. - Kocurek miauknął błagalnie i zaczął się szarpać i prychać. -Jesteś brudny nie wpuszczę cię na pościel takiego..

~Nie chce myć - miauknął robiąc duże słodkie i niewinne oczka.

-Idziemy cię wyszorować.. -cmoknął go w czółko, a uszy oklapły Antosiowi i trząsł się w ramionach Steve'a. Bardzo nie chciał skończyć w wodzie.
-No koteczku. Woda będzie cieplutka..
- na co pokiwał sprzeczne głową i zaczął trząść się jeszcze bardziej. -Ale nie do wanny cię wsadzę, utopił byś się jeszcze.. - Popatrzył na niego załzawionymi ślepiami. -Muszę cię trochę umyć.. -położył usta do jego czoła. Miauknął słabo i wtulił się w tors Steve'a chowając przy tym pyszczek. -Ale chwile jeszcze tu posiedzimy.. -mruknął mu do ucha.

~Dlaczego? - mruknął cicho nadal się trzęsąc.

-Ciepło jest fajnie, lekki wiaterek ładny widok.. - Tony popatrzył w niebo. Wszystko wydawało się takie duże i przerażające..-Ładnie nie prawdaż? -spytał spokojnie.

~Nom - mruknął cicho i ziewnął.

-Śpioch.. -uśmiechnął się na widok tego słodziaka, a Antoś oburzył się i położył głowę na łapach. -Mieliśmy cię myć.. -pogłaskał go po grzbiecie na co Tony zamruczał gdy go pogłaskał, ale i cicho zasyczał. -Dobra zanim zaśniesz idziemy do kompania.. - Antoś jak na razie grzecznie leżał w ramach Steve'a i patrzył się w jego ramię. Zaś Rogers ruszył do wnętrza wieży. W środku trochę się uspokoiło, bo Clint poszedł zanieść Natashe do łóżka. Loki podążył za bratem, który miał pokazać mu tym czasowy pokój.
Steve poszedł do łazienki bez żadnych przeszkód nie widząc reszty domowników. Każdy rozszedł się do własnego pokoju aby przygotować się do snu. Tony najpierw był spokojny, ale z każdym krokiem przybliżającym go do mycia zaczął się trząść.

-Spokojnie kotku..

~Nnnieee - wy miauczał błagalnie.

-Shhh reszta poszła nynać nie chcemy ich obudzić! - wyszeptał, ale Tony złapał cię pazurami podkoszulka i nie chciał nigdzie iść do wody -Oj kotuś nie rób takich widzimisię..

~Będę!!! - miauknął bardzo głośno i chyba też pazury zahaczyły o ciało Steve'a.

-Możesz sobie mnie drapać, ale i tak muszę cię umyć..

~Błagam nieeeee -wy miauczał bardzo błagalnym tonem.

3470 słów!


Co się wydarzy?
Czy Wade odzyska pamięć?
Co Fury z tym zrobi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro