Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Steve to nie tak...

Tony wraz z Peter'em pracowali przy zbroi starając się ją jak najszybciej i najdokładniej naprawić. Było przy niej kawałek roboty, bo było dużo uszkodzeń. Nawet zbyt dużo, bo na większość uszkodzeń trzeba było poświęcić trochę więcej czasu niż na inne, ale obydwoje dali sobie ze wszystkim radę. Clint wrobiony przez Natashe robił obiad dla wszystkich w wieży zaś Tasha chodziła i zaczęła sprzątać salon i kuchnie. Gdy Bruce był w laboratorium i coś robił.
Każdy praktycznie miał dla siebie jakieś zajęcie. Doktor Strange otrzymał jako ostatni wiadomość o tym tragicznym zdarzeniu. Po chwili w swoim standardowym stroju zrobił portal do wieży i przeszedł przez niego. Akurat gdy Romanoff miała iść powiadomić z dolnych pięter, że za niedługo będzie obiad. Portal oczywiście pojawił się w salonie co zauważył Clint z kuchni i uśmiechnął się delikatnie.

-Ohom już zaczynają się schodzić goście.. -mruknęła Nat z małym uśmiechem i poszła do windy.

-Jak widać - stwierdził Clint.

-Witam - powiedział Strange wychodząc z portalu.

-Ja żegnam.. -zaśmiała się cicho agentka znikając za drzwiami windy.

-Gdzie podziała się reszta Clint? - spytał czarodziej.

-Zaraz powinni przyjść spokojnie. -uśmiechnął się Barton do doktora. -Wiesz prawie po całej Wieży porozrzucani to coś pracują to inne rzeczy, każdy coś robi..

-Rozumiem - odparł - Nowy York nie jest już całkowicie bezpieczny gdy Hydra panuje... Wyczułem złe moce panujące nad naszym miastem.

-Tak niestety, Stark może później to jakoś lepiej wytłumaczy, ale nie jest za ciekawie niestety.

-Kiedyś musiało to nastąpić niestety oko agamoto kiedyś ostrzegało przed tym...

-Ostrzegało, ale niestety los tak chciał, że jednak się tak stało.

-Niestety nic nie możemy zrobić oprócz pokonania wroga.

-Zgadzam się, dlatego Jarvis wysłał niektórym żeby pomogli.

-A raczej tym co są dostępni - poprawił w rozumowaniu Clint'a.

-Tak to też i ci co byli najbliżej Nowego Jorku..

-Stark choć raz pomyślał i nie zwoływał ludzi z dala.

-Na pewno by zwołał, ale teraz może racjonalnie myśli, bo jest coś na rzeczy jak siedzi przy Stevie. -powiedział cicho.

-Tony i Steve? Razem? Hmmm to nie możliwe.

-Dlaczego nie? Kiedyś podobno coś tam było pomiędzy nimi.. -burknął nadal cicho.

-Chociaż... Przeciwieństwa się przyciągają - stwierdził i kiwnął głową.

-Jeszcze zobaczymy ich niewinne przygrywki, w ogóle chyba Tony ci się nie chwalił co ma na sobie?

-Nie nie chwalił dostałem tylko wiadomość o zaistniałej sytuacji - odparł.

-Rozumiem, a więc zobaczysz na co się zgodził wydaje mi się, że to był prezent przedślubny od Steve'a.. -zamyślił się.

-Hahaha - zaśmiał się nie mogąc uwierzyć w to co mówi Sokole oko.

-No jest to śmieszne, ale prawdziwe.. -również się zaśmiał.

-Knujecie teorie spiskowe łącząc Stark'a z Rogers'em?

-Tak, na zdrowie im to jedynie wychodzi.. -mruknął cicho.

-Uznam, że wierze - odparł.

-No i dziękuję! Tyle wystarczy -uśmiechnął się.

-Kto jeszcze ma być? Ja muszę pilnować sanktuarium, ale będę przychodził przez portale.

-Kilka osób, ale ze mną tego nie ustalaj. Więc ty, Wanda i Vision, hmm Falcon chyba, Bucky i War Machine no i oczywiście my z Wieży..

-Chodzi ci o Zimowego żołnierza? A przypadkiem Tony go nienawidzi i to z wzajemnością?

-Niestety tak jest, ale podobno Rogers go przekonał żeby Tony nie kłócił się z jego kumplem, i nikt nie wie dokładnie jak to zrobił!

-Hmmm - zamyślił się i uśmiechnął domyślając się jak to zrobił.

-Hm co? Nad czym tak rozmyślasz?

-Nad niczym - odparł nadal się uśmiechając tajemniczo.

-Gdybyś rozmyślał nad niczym nie uśmiechał byś się tak dziwnie..

-Nie ważne Sokole oko.

-Jest ważneee..

-Nic nic...

-Na pewno nic.. -prychnął. -Ale dobra wierzę, że nic nic. - Uśmiechnął się do niego. Czekali chwilę na resztę, która miała zaraz przyjść. Natasha poinformowała Bruce o obiedzie. Gorzej było znaleźć Tony'ego i Peter'a.

-Jarvis gdzie jest reszta no Tony, Peter i Steve? -powiedziała zrezygnowana szukaniem.

-W warsztacie pano Romanoff - odparł Jarvis.

-Bożeee czy oni nie mogą normalnie siedzieć w miejscu tylko po głupich warsztatach chodzić.. -westchnęła i zjechała windą w dół do pracowni Stark'a.

-Jeszcze zostało nam zlutować tylnie kable i wymienić kilka rzeczy - stwierdził Tony.

-I skończone całkiem? -spytał Pete przynosząc odpowiednie rzeczy.

-Tak - odparł, a jego ogon poruszył się zadowolony na boki.

-Yey! I w końcu będziemy mogli zacząć temat o panu i Stevie!

-O boże - mruknął, a jego ogon stanął w miejscu.

-No co? Zgodził się pan.. -powiedział cicho.

-Tak wiem wiem Peter...

-Więc co się stało?

-Nic Pete po prostu jest 1000 innych tematów, a ty wybrałeś ten.

-Taaak! Wybrałem ten, bo trzeba to obgadać!

-Umm no dobrze - westchnął.

-Yey! Yey! Yey! -zaczął skakać ze szczęścia. Tony wiedział, że zgodził się na piekło. -Tooo opowie mi pan o czymś?

-O czym mam ci powiedzieć?

-Jak to się zaczęło no ta bliższa znajomość pana i Kapitana..

-Hmmm - zaczął myśleć - zaczęło się od niewinnej przysługi dla Fury'ego, który kazał, a raczej poprosił mnie abym wprowadził Steve'a w nasz świat technologii i wszystkiego.

-Naprawdę od czegoś tak niewinnego? -do pytał ciekawy.

-Tak - poparł słowa Peter'a.

-I co było dalej? -przyglądał się Tony'emu.

-Najpierw niezbyt chętnie ze sobą współpracowaliśmy, ale z czasem zaczęliśmy się bardziej dogadywać - odpowiedział na kolejne pytanie.

-Kto kogo zwerbował do czegoś więcej niż do dobrego dogadywania?

-Hmmm w sumie nie pamiętam - odparł.

-No to jak później się to stało, że byliście razem?

-Wiesz ludzie się zbliżają po dłuższym czasie spędzania dni razem.

-No przypuszczam, że tak jest, ale jak to się u was stało.

-Hmmm... Tak jakoś wyszło, że przez przypadek się pocałowaliśmy pewnego dnia...

-A chodziliście na randki czy ukrywaliście?

-Chyba wiesz, że nikt o tym nie wiedział więc sam wniosek się formułuje.

-A gdzie się pierwszy raz całowaliście?- Tony musiał się zastanowić gdzie dokładnie odbyli swój pierwszy pocałunek.

-Chyba w warsztacie...

-Oh boże warsztat.. -zaśmiał się cicho. -Dlaczego tu?

-Hmm pracowałem chyba w tym dniu...

-Więc Caps musiał się sam przejść do ciebie?

-Tak - zachichotał cicho.

-W sumie cały czas do ciebie chodzi tu czy do pokoju..

-Wtedy było co innego - rzekł - często siedział przy mnie i rysował w zeszycie.

-Rysował ciebie? -położył dłonie na policzkach i patrzył na Tony'ego.

-Chyba tak,  nie zawsze pozwalał mi zaglądać na to co rysował.

-A nie wie pan gdzie może mieć ten zeszyt?

- U siebie w pokoju pomiędzy książkami bądź w szufladzie w komodzie.

-Trzeba się dowiedzieć co rysował!

-Ma kilka zeszytów więc trzeba byłoby wziąć ten odpowiedni. Lecz to są rzeczy Steve'a i nie powinniśmy grzebać w takich rzeczach.

-Kapitan się nie obrazi, poza tym to jego rysunki! A on całkiem nieźle rysował słyszałem.

-Według mnie nie nieźle, ale zajebiście - stwierdził.

-To tym bardziej! A w ogóle planowaliście być kiedyś razem, że na dłużej czy tylko o tak o?

-Jeśli się nie mylę pytania miały być po tym jak skończymy robotę.

-To jest ostatnie pytanie naprawdę..

-To trudne pytanie odnośnie tego iż łączyło mnie i Rogersa coś więcej - wymamrotał.

-Coś więcej? To oprócz bycia w nielegalnym związku może być coś więcej?

-To miało być ostatnie pytanie Peter - rzekł i przygryzł wargę, a jego ogon poruszał się niespokojnie na boki.

-No ale no, to pan tak skraca zamiast opowiedzieć do końca i dla tego mam w głowie tyle pytań..

-Bo nie powiedziałeś czy odpowiadać opisowo czy ogólnikowo - stwierdził - po prostu Peter łączyło nas coś więcej..

-Ale umh no co takiego? -popatrzył na niego słodkimi oczkami. Tony westchnął.

-Ummm nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć...

-No o co chodzi z tym więcej?

-No wiesz jak się robi dzieci?

-Będzie mi pan wykładał lekcje wdż, śpię na nich.. -szepnął.

-Nie będę ci wykładał lekcję po prostu sobie to powiąż ze wszystkim i nie pytaj więcej...

-Czyli któryś z was był w ciąży? -przymróżył oczy wyobrażając sobie najpierw Tony'ego z brzuchem, a później Steve'a.

-Co nie! - zaczął się nerwowo śmiać - Nie o to! To nawet nie możliwe!

-Chyba rozumiem i dlaczego nie mogliście razem być razem? Skoro się dogadywaliście?

-Poszła dość poważna kłótnia i po prostu każdy poszedł w inną stronę.

-A mam takie naprawdę chyba ostatnie pytanko. Czy tata kocha Steve'a? Ale niech tata odpowie szczerze. -spytał cicho jakby bał się, że ściany mają uszy i ich podsłuchują.

-Ja... - zawahał się i odwrócił głowę w bok. Co czuł to wiedział, ale czy to te samo uczucie co kilka lat temu? -Nie wiem Peter... Chciałabym ci odpowiedzieć na to szczerze, ale trudno mi teraz myśleć o własnych emocjach. Muszę zapewnić wam i Steve'owi bezpieczeństwo... - tłumaczył się niezbyt powiem swych słów, które wychodziły z jego ust. -Możliwe, że jest dalej to coś co czułem do niego, ale... To nie czas na takie coś - westchnął ciężko.

-Rozumiem, to było szczere i tyle mi wystarczy.. -kiwnął głową. -I zawsze jest czas na takie rzeczy tato, ale dobra koniec tego tematu żebyś się nie pomylił w lutowaniu kabli, nie będę więcej męczył o tym -mruknął z po krzepiającym lekkim uśmiechem.

-Lutowaniu? - mruknął i otrzeźwiał gdy poparzył sobie palce, które szybko oczepał w powietrzu i wsadził do ust. -Kurła - wymamrotał. Pete zaczął cicho chichotać i musiał aż przytkać dłoń do ust, bo sytuacja go za bardzo rozbawiła. Tony również się cicho zaśmiał i starł jakoś ulżyć sobie w cierpieniu przez zlutowane palce.
Pajączek ucichł gdy usłyszał kobiece obcasy zbliżające się do nich, a później szepty. Miliarder również to usłyszał to co Peter i popatrzył w stronę zamkniętego przejścia.

-I co robimy? -spytał szeptem i popatrzył na mentora.

-Niech se szuka - powiedział szeptem.

-Mhm.. -kiwnął głową i się uśmiechnął.

-Pewnie obiad jest - dodał szeptem.

-Nie chce.. -westchnął Peter i spuścił głowę w dół.

-Ja też nie mam ochoty jeść, ale będzie trzeba - stwierdził - inaczej Steve nas zabije albo upcha w nas więcej.

-Nie zjem dużo.. -dalej mówił cicho. -I nie chce umierać..

-Więc lepiej będzie jak przyjdziemy i choć trochę zjemy - odparł.

-Eghhh.. -westchnął głośno.

-Niestety, ale pilnują nas z tym...

-A właśnie skoro mowa o jedzeniu to co pan zrobił?

-Um? W jakim sensie?

-Jak byłem w Helicarrierze i gdy leżałem w sali po operacji, nie chciałem za bardzo jeść ani brać leków to zaczęli mi wytykać, że skończę jak pan..

-O to chodzi - westchnął i podrapał się po karku nie poparzoną dłonią. - Po prostu zaniedbałem jedzenie i picie ze względu na robotę.

-I co się stało? -popatrzył na niego.

-Skutki odwodnienia i nie jedzenia... Głównie tabletki, które brałem aby móc jeść przestawały działać co łączyło się z potwornym bólem żołądka.

-Oh zrozumiałem.. -spuścił głowę w dół. -Nie wiedziałem, że po nie jedzeniu tak może się stać.

-Może Peter dlatego ważne jest jedzenie - rzekł - nadal mam problemy z jedzeniem i będę mieć przez długi czas choć nie wiem czy mój żołądek będzie już poprawnie funkcjonować. Dlatego ty nie zniszcz sobie tego ważnego organu Peter.

-Dobrze, ale przynajmniej pana pilnuje z wszystkimi lekami Kapitan.. -mruknął cicho. -I dobrze, że ktoś taki jest, a właśnie co z panią Pepper?

-Jest w delegacji i prawdopodobnie się obraziła przez to, że nie wziąłem kolejnego projektu do roboty za nią -powiedział i starał się lutować przewody.

-Ojej, przepraszam nie powinienem pytać.. -spuścił głowę smutny i winny o nadmiar pytań.

-Nie szkodzi Peter - uśmiechnął się do niego delikatnie - chyba jej przejdzie - wzruszył ramionami.

-Musi w końcu..będziecie brać ślub, pewnie za niedługo.. -westchnął.
Teraz naprawdę nie widział żeby związek jego mentora i pani Potts wyszedł, ale to ich życie i jeśli Steve niczego miał nie robić to on tym bardziej nie chciał w to się wtrącać.

-Um... Może nie wiem zobaczy się - westchnął - idziemy na ten obiad? Bo nie wiem czy Steve zaraz po nas nie przyjdzie - zachichotał.

-Skończyliśmy zbroje? Działa wszystko? -kiwnął głową, że rozumie.

-Jeszcze parę detali zostało, ale to niezbyt ważne rzeczy. Zajmę się tym kiedy indziej albo później - stwierdził.

-Odłoży to pan, zapomni i jeśli będzie trzeba gdzieś lecieć to będą usterki.. -mruknął zmartwiony.

-Spokojnie Pete nie zapomnę jeśli chodzi o zbroję każdą naprawiam tak aby była dobrze naprawiona poza tym posiedzi trochę w częściach.

-No niech będzie.. -wstał z ziemi i otrzepał spodnie z kurzu.

-Idziemy jeść - odparł i uśmiechnął się do Petera.

-Nieee chceee..

-Mam kupić ci apetizer by niejadek zjadł obiadek?

-A panu nie potrzeba? Chyba, że został pan już przekupiony.. -uśmiechnął się chytrze i dodał. -Czymś od Capsa.. -zachichotał i ruszył do wyjścia biegiem.

-Co? Nie - zaśmiał się -wziąłem leki rano - stwierdził spokojnie i pokręcił głową na boki.

-Leki? A nie dał je przypadkiem Kapitan? -stanął i zerknął na Stark'a.

-Nie na to - rzekł zakłopotany zdradzając się z tym, że nie choruję na jedną chorobę.

-Nie na to, to na co? -zmarszczył brwi. -Przecież Steve ciągle chodzi ci dawać jakieś lekarstwa..

-No tak - odparł - i daje...

-Co daje.. -schował twarz w dłoniach, ale zerkał między palcami na Tony'ego.

-Ugh muszę brać pewien specyfik, który aplikuje się przez strzykawkę - mruknął bardzo cicho i przeszedł obok Peter'a otwierając przejście.

-Oh..nie fajnie -i zatrząsł się na słowo strzykawka, nie znosił ich, ale poszedł za Tony'm. Gdy tylko przejście w ścianie otworzyło się, przed nimi pojawił się Rogers, od dłuższej chwili tu siedział i słyszał niektóre wymowy zdań, ale nie zamierzał im przeszkadzać. Była w pracowni również Nat, ale Cap wygonił ją na górę mówiąc, że sam ich przyprowadzi. Tony mruknął cicho gdy zobaczył Steve'a, ale bez słów ominął go nie mając ochoty w ogóle na nic, a tym bardziej na konfrontacje z kapitanem.

-Ty ty ty ty.. -jednak blondyn od tak nie dał się wyminąć i złapał go za nadgarstek, a młodego wygonił pod windę. -Tony -powiedział ostrzegawczym tonem.

-Hm? -mruknął cicho i nie popatrzył się na Steve'a nie wiedząc ile słyszał, a ile nie.

-Dlaczego? Chyba ustalaliśmy coś.. -powiedział cicho nie zadowolony i chciał aby brunet na niego patrzył.
Nie popatrzył na niego ani nie odpowiedział na jego słowa. -To miała być tajemnica. Nikt miał nie wiedzieć i to zwłaszcza tak szczegółowo! -warknął pod nosem. -Nie pamiętasz, ty chyba aż za dobrze pamiętasz wszystko, że tak swobodnie sobie o tym rozmawiasz..

Mężczyzna jednak nic nadal nie mówił i miał odwróconą głowę w bok. Wiedział, że to miała być tajemnica i nie powinien, ale nie mówił aż tak wszystko dokładnie. Jego ogon był napuszony, a uszy oklapły. Steve puścił go widząc, że nic więcej z nim nie porozmawia i nie potrzebnie do niego cokolwiek mówi skoro on ma na niego wywalone.

-Ta wiem - mruknął cicho i uwolnił się z uścisku na nadgarstku.

-Myślałem, że można ci dać drugą szansę, jak widać..nie trzeba -westchnął cicho i poszedł w stronę schodów. Tony westchnął ciężko. Znowu zawalił wszystko co naprawił jak zawsze. Ruszył w stronę windy choć tak naprawdę miał ochotę zaszyć się w pracowni i w ogóle nie wychodzić. Gdy wcześniej Kapitan był na sali treningowej zajęty myślami przez Clint'a i Natashę, myślał o Tony'm i o ich pogodzeniu się jednak gdy tylko zjechał windą do pracowni i siedział w ciszy słysząc z innego pomieszczenia śmiechy i rozmowy usłyszał, że Tony łatwo poddał się pytaniom młodego i prawie wszystko mu powiedział poczuł się z tym źle, że złamał ich obietnice i był mega wkurzony na Stark'a, nie chciał nic naprawiać i nawet jeśli nakrzyczał na niego bezsensu, to dla Kapitana miało to sens, bo nie ustalali aby komuś powiedzieć o nich. Tony wiedział, że nie powinien, że robi błąd, ale nie potrafił powiedzieć Peter'owi nie. Złamał obietnice co wiąże się z zaufaniem oraz wszystkim co starał się naprawić w relacji jego i Steve'a. Niestety jak zawsze musiał coś zawalić i ponownie stracił jego zaufanie. Po prostu wszedł do windy i bez słów czekał aż Peter wejdzie do środka. Gdy tylko młody to zrobił to wcisnął odpowiednie piętro mieszkalne wszystkich Avengersów.
Parker i Stark jechali windą w ciszy, Pajączek czuł, że to przez niego Steve nie wsiadł z nimi i nie chcieli się do siebie odzywać dlatego dla nie pogarszania sytuacji nie odezwał się nic. Rogers nie zamierzał wychodzić do samej góry szedł na parter i chciał poczekać na jedynego przyjaciela na którym nie mógł się zawieść, miał cholernie dość chciał wykrzyczeć się na Tony'ego, ale duma mu na to nie pozwalała, nie pozwalała skrzywdzić Stark'a, a właśnie samego siebie odejściem w milczeniu. Gdy tylko winda się otworzyła Stark wyszedł z niej od razu kierując się do pokoju.

-Zjem później muszę coś najpierw zrobić - powiedział olewając wszystkich w salonie czy w jadalni. Po chwili można było usłyszeć głośny trzask drzwiami. Podczas gdy Bucky nie spieszył się zbytnio do Avengers Towers, ale zostało mu z pół godziny drogi. Pete przyszedł do agentów, Bruce'a i doktora i kiedy zasiadł przy stoliku schował twarz w ramionach.

-Co jest? -powiedziała rudowłosa patrząc za Tony'm to na dzieciaka.
Cap właśnie nie chciał aby Zimowy Żołnierz przychodził szybko do Wieży, nie miał takich powodów aby się spieszył gdy było dopiero trochę po południu, a wszyscy mieli zebrać się wieczorem.

-Właśnie? - spytał Clint - Jeszcze go takiego nie widziałem - stwierdził łucznik.

Stark w pokoju poszedł do łazienki i popatrzył na siebie w lustrze. Widział dziwadło i kogoś kto nawet nie potrafi dotrzymać słowa. Uderzył pięścią w lustro, które pod wpływem siły rozbiło się na małe kawałki wbijać się również w jego pięść. Hałas z pokoju Tony'ego jako pierwszy usłyszał Peter i zerwał się z krzesła aby tam pobiec. Nat spojrzała na resztę w pomieszczeniu nie wiedząc już o co chodzi i również ruszyła w tamtą stronę. Jednak pokój Stark'a był zamknięty tak samo jak i zamknął się w wc. Odparł się on o ścianę i przymknął oczy. Jego pięść była pocharatana przez odłamki i kapała z niej krew. Ten widok oraz ból, który czuł był dość uspokajający.

-Tony otwórz te drzwi! -wołała głośno Natasha próbująca otworzyć za wszelką cenę. Do swojego pokoju obok przeszedł jak burza Kapitan i również zatrzasnął za sobą drzwi. Miał ochotę udusić Tony'ego za to, że zrobił sobie krzywdę. Zaczął przesuwać łóżko i kilka mebli aby dostać się do przejścia między ich pokojami, który kiedyś dawno zrobili.
Jednak drzwi nie chciały ustąpić, a Tony nic nie odpowiedział. Zjechał po ścianie w dół i odparł się wygodniej o nią. Zaczął powoli wyciągać wbite szkło w jego dłoń choć jednen odłamek mocno się wbił w jego nadgarstek choć wiedział, że nie powinien go wyciągać to i tak to zrobił.-Co się tu do cholery dzieje! -krzyknęła agentka i dalej się szarpała z drzwiami aby dowiedzieć się o co poszło.

Jednak gdy tylko Rogers przeszedł do pokoju Stark'a od razu przesunął jedną z szaf na drzwi główne i poszedł do łazienki jednym pociągnięciem wyrwał je z zamka. Stark dalej wyciągał szkło nie zbyt zainteresowany tym, że Rogers wbił do jego pokoju. Chciał po prostu pozbyć się szkła, które przeszkadzało mu w poruszaniu dłonią niezależnie od tego ile krwi leciało z dłoni.

-Co ty wyprawiasz idioto! Czemu robisz sobie krzywdę! -Cap złapał za obydwa nadgarstki Tony'ego i uniósł go lekko w górę. Obejrzał się po podłodze i wsadził miliardera do kabiny prysznicowej i go tam zamknął.
-Jarvis włącz mu letniawy prysznic.. -sam uklęknął i zaczął zbierać odłamki lustra, nie patrzył na Stark'a wystarczyło mu, że bolało go to, że przez niego brunet zrobił sobie krzywdę. Anthony nawet nie walczył po prostu dał się wrzucić do kabiny prysznicowej i bez słów po prostu dał lecieć po sobie letniawej wodzie gdy on po prostu opierał się o jej ścianę, a z ręki nadal leciała krew, która łączyła się z wodą spływając do kanału. Gdy Steve wszystkie kawałki szkła wy zbierał do kosza, sam trochę się skaleczył po czym zamknął się razem z Tony'm w kabinie i usiadł obok niego pod strumykiem wody. Złapał delikatnie jego ręce i zaczął wyjmować te mniejsze szkiełka, gdy ich się pozbył potargał swoją koszulkę i zawiązał na jego dłoniach aby zatamować krew. Gdy Antoś po prostu siedział i dawał mu się opatrywać. Nic nie mówił ani nie patrzył się na mężczyznę. Jego uszy były opadnięte, a ogon między jego nogami, który nawet się nie ruszał. Krew ciekła z jego cięć na jednej ręce, a drugą dłoń jego palce były czerwone i delikatnie piekły pod letniawą wodą.

-Idiota.. -złapał za jego kocie ucho zębami. -Idiota.. -marudził, a po jego policzkach spływały łzy. -Idiota..

-Zawaliłem - wyszeptał - jak zawsze - dodał ciszej i patrzył się w swoje nogi zaciskając zęby.

-Bardzo.. -wyłączył wodę. -Patrz na swoje ręce, jestem na ciebie bardzo zły, mam ochotę cię udusić czy cokolwiek złego ci zrobić za twoją głupotę..

-Zasłużyłem - mruknął - to tylko lustro... Mogę kupić następne - stwierdził szeptem i nadal wpatrywał się w nogi.

-Tak zasłużyłeś, ale ja nie jestem taki żeby cię bić.. -włożył dłoń w jego włosy i za czesał mu do tyłu. -Mówiłem przecież, że później do was zejdę nie mogłeś mnie uprzedzić chociaż, że chcesz o tym mówić?

-Nie chciałem... Peter zaczął temat. Dobrze znasz, że młody potrafi zrobić wszystko aby się dowiedzieć - wymamrotał.

-A myślałem, że to ze mnie każdy wszystko łatwo wyciąga, a nie z ciebie.. -cały czas go lustrował swoimi błękitnymi oczkami.

-Ogon mnie zdradzał - mruknął zażenowany.

-Nie zwalaj winy na magiczne dodatki.. -przewrócił oczami, wstał i podniósł go.

-Sam umiesz odczytać mnie przez ogon - mruknął cicho i westchnął.

-Nie potrzebowałem ogona żeby wyczytać z ciebie niektóre rzeczy.. -mruknął i podszedł do szafki wyciągnąć jakiś ręcznik na Tony'ego.

-Yhym - mruknął i nadal miał spuszczoną głowę w dół nie patrząc się na Steve'a.

-Następnym razem ci nie daruje takich rzeczy.. -dał na głowę Stark'a jasnoniebieski puchaty ręcznik w czerwone gwiazdki i zaczął go wycierać.

-J-jakich rzeczy? - mruknął cicho i spojrzał niepewnie w oczy blondyna.

-Ręce, mówienie o tym co było, po co rozdrapywać przeszłość? I po co chcesz wiedzieć co rysowałem? Nawet nie wiesz jak was było słychać z stamtąd gdy w pracowni było cicho. - Gdy zaczął swój wywód Stark spuścił głowę niżej i ścisnął prawą dłoń w pięść przez to z nadgarstka zaczęła bardziej cieknąć krew. -Tony do jasnej anielki.. -złapał za jego dłoń, która zaczęła mocno krwawić. -Bo ukroję ci tą rękę i nie będziesz mnie denerwował.. -pociągnął go do zlewu.
Odwiązał mu całą rękę wyciągnął małą apteczkę z szafki i nie czekając na żadne protesty polał mu dłoń wodą utlenioną, która natychmiast się spieniła. Na co Antoś syknął z bólu i przymknął powieki starając opanować drżenie ciała. Jednak nie potrafił zapanować nad ogonem, który wyprostował się i zjeżył. Kiedy krew przestała się lać owinął mu ją w bandaż szczelnie. -Nie wolno robić sobie krzywdy, słyszysz! Martwię się o ciebie idioto. -westchnął.

-Przepraszam - wyszeptał i powstrzymywał się od wybuchnięcia płaczem.

3653 słów!

Co się stanie gdy zejdą się wszyscy?
Czy będą kłótnie,
Co się dzieje w HYDRZE?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro