Potrzebujesz pomocy
-Ja tym bardziej jeszcze nikt nie trafił mi się aby połknął łyżkę.
-No widzisz, a mi tak teraz..
-Heh - pokręcił głową na boki i podpiął kroplówkę do motylka na ramieniu Wade'a.
-Coś jeszcze ci pomóc?
-Nie nie trzeba Gustaw dzięki za pomoc!
-Nie ma za co jak coś to jeszcze wołaj..
-Okej przyjacielu.
-To do zobaczenia.. -pożegnał się i Gustaw wyszedł.
-Do później! - powiedział do wychodzącego doktora.
-Tak.. -powiedział przyjaciel lekarza i zniknął za drzwiami.
-Jakby coś się działo Peter wołaj albo wciśnij przycisk - rzekł.
-Nic się się stanie, ale jak coś na pewno będę wolał..
-To dobrze - kiwnął głową - spróbuj się przespać.
-Nie jestem na razie śpiący. Spałem nie dawno.. -mruknął cicho chłopak.
-No dobrze.
-A będzie wszystko dobrze już z Wade'm?
-Regeneruje się to dobrze jedynym, ale jest jego sen i czy będzie miał amnezję.
-Oby nie miał amnezji, znaczy przynajmniej nie będzie pamiętał tego złego, ale ehh.. -posmutniał Peter..
-Nie będzie prawdopodobnie pamiętał tego wszystkiego co było w ostatnim czasie.
-No właśnie.. -podrapał się delikatnie po ramieniu.
-Ale to tylko amnezją wrócą mu wszystkie wspomnienia.
-Po jakimś długim okresie czasu?
-Czasem jest to tydzień, czasami miesiąc, a nawet i kilka, ale z biegiem czasu pamięć wraca - oznajmił lekarz.
-Wiem oglądałem dużo filmów na ten temat..
-Czyli wiesz co robić - stwierdził mężczyzna.
-Nie bardzo, to były filmy bardziej oparte na jak działa amnezja, a nie jak ją przywracać..
-To później ci wyjaśnię, a teraz za żyj leki i odpocznij!
-Eh no dobrze.. -wziął leki posłusznie nie robiąc problemów i je zażył.
-Zobaczymy się wieczorem.
-Dobrze i przepraszam za to, że byłem nie posłuszny i przeszkadzałem..
-Nie przepraszaj Peter.
-Muszę, bo ja już tak mam..
-Dobrze - kiwnął głową - odpoczywaj i nie rób nic głupiego niech kroplówka cała się skończy to będziesz mógł ją wypiąć z motylka.
-Dobrze będę leżał nie będę spacerował po pokoju, nie będę psuł szwów..
-Mam nadzieję - uśmiechnął się do niego i wyszedł z pokoju.
-Mhm.. -mruknął cicho pod nosem i patrzył w sufit. Deadpool oddychał spokojnie choć płytko rany jego się regenerowały. Na helicarrierze panował delikatny zgiełk nie to co w Avengers towers.
W wieży było cicho i spokojnie nikt nikomu nie wchodził w drogę i tak wszystkim pasowało. Stark pracował przy silniku spory czas gdy tak po prostu zemdlał chociaż wyglądało to jakby spał. Nat kiedy wychodziła z wysokiego budynku dopiero wróciła później tak po 2 godzinach i pojechała windą do góry myśląc, że Tony już skończył i wrócił do Clint'a, który właśnie kończył przygotowanie obiadu.
-Jesteś Tasha, a gdzie Tony'ego zostawiłaś? -zapytał gdy kobieta wyszła z windy.
-Um.. A nie ma go tutaj? Myślałam, że przyszedł do góry już..
-No właśnie nie - odparł - myślisz, że nadal jest na dole.
-Pewnie tak, rozbiera silnik z samochodu..
-Obiad zaraz będzie - stwierdził - może ja pójdę po niego, a ty nałożysz?
-No nie ma problemu.. -weszła do kuchni, a Clint wszedł do windy i wybrał piętro z garażem. Tony leżał na prawie skończonym silniku i pół przytomnym wzrokiem patrzył się w przestrzeń przed sobą. Wdowa stanęła w kuchni i zaczęła rozkładać na stół naczynia na obiad. Gdy Stark nie czuł się najlepiej, ale nie miał zamiaru iść do góry. Po kilku minutach winda stanęła na piętrze z garażami. Clint wyszedł i poszukał wzrokiem Tony'ego, nie trudno go było znaleźć. Iron man oddychał płytko, ale usłyszał windę. Błagał aby to nie była Romanoff. Barton podszedł pod Stark'a myślał, że śpi więc delikatnie zaczął nim potrząsać za ramię.
-Śpiochu wstawaj..
-Co chcesz Barton? - mruknął. Obok silnika było z 6 pustych litrowych butelek, które brunet wypił.
-Chodź idziemy na obiad zostaw to później do kończysz..
-Nie jestem głodny Clint - rzekł i podniósł się delikatnie z silnika.
-Jesteś jesteś, a teraz chodź..
-Naprawdę Clint nie chce jeść poza tym nic dziś nie zjem.
-Chociaż trochę, sam robiłem obiad..
-Może później Clint.
-Później, ile później Tony?
-Wieczorem?
-To długo..
-Nie - odparł i przeczesał palcami do tyłu włosy.
-W sumie kilka godzin tylko..
-Właśnie - uśmiechnął się do niego - zjem później jak na razie nie mam ochoty.
-Rozumiem, jak coś będziesz miał w kuchence, tylko masz przyjść i się nie obijać..
-Jasne Clint - uśmiechnął się do niego swoim pospolitym uśmiechem grzecznego chłopca.
-Mam nadzieję i oby Steve szybko wracał, bo to twoje nie jedzenie źle na ciebie wpływa..
-Nic mi nie jest Clint czuję się dobrze - odparł Tony.
-To czemu spałeś przy silniku?
-Chwila odpoczynku - rzekł.
-Mam nadzieję..
-Oczywiście Natasha potrafi być męcząca.
-Tak ci przynudzała, że zasnąłeś?
-Tak mnie wkurzyła, że musiałem odpoczywać.
-Rozumiem rozumiem dobra jak coś to do góry chodź..
-Spoko wiem przecież gdzie co jest w wieży!
-To wiem, ale masz przyjść na jedzenie..
-Tak wiem wiem - powiedział.
-Dobra idę pracuj sobie spokojnie..
-Jasne - uśmiechnął się i sięgnął po 7 butelkę wody aby ją wypić aby żołądek tak nie bolał. Clint wrócił z powrotem do windy trochę zawiedziony tym, że Tony jednak nie chciał z nim pójść.. Stark wiedział, że jak tylko siądzie z nimi to nie zje nic, a jakby zjadł to, by zwymiotował. Tabletki powoli zaczynały działać na jego organizm. Gdy Barton wrócił do Natashy, która czekała na nich aby podać ciepłe danie.
-Nie przyjdzie - powiedział zawiedzionym głosem.
-Dalej składa silnik?
-Tak choć wydawało mi się, że trochę kłamał - westchnął i podrapał się po szyi - ma podobno zjeść wieczorem, ale nie wiem ile z tego prawdy gdy wypił z 6 butelek wody.
-Mam nadzieję, nie chce by głodował, wszystko ma pod nosem i jeszcze takie coś odstawia.. -westchnęła i nałożyła tylko na dwa talerze jedzenie.
-Wiesz jaki jest Tony nie powie co go boli przecież.
-Niestety o tym wiem Clint i najgorsze, że my nic nie możemy zrobić..
-Zaskakuje mnie jak on był w stanie wypić 6 litrów wody.
-Ja ledwo na dzień pije 1,5 litry, a on aż 6 butelek opróżnił.. -pokiwała głową na boki.
-Martwię się o to, bo to nie jest normalne.
-On w ogóle nie jest normalny, nie zauważyłam aby ten człowiek coś normalnego robił. Tak też się martwię..
-Geniusz, a jednak idiota!
-Ciekawe co w nim Steve widział, chyba ten debilizm tylko..
-W sumie Tony potrafi popatrzeć na drugiego człowieka i podać mu dłoń... Przynajmniej nie jest jak jego ojciec.
-Howard i Tony tak to dwa inne bieguny jednak to rodzina Clint..
-Niby rodzina, a jednak Stark zawsze wydawał się niezrozumiały. Jedyne co chyba od ojca się nauczył to pić i olewać ludzi.
-Moim zdaniem gdyby nie nazwisko to byliby dla siebie jak najwięksi wrogowie rywalizujący kto więcej zarobi albo wypije, albo nawet w innych okropnych rzeczach. Co nie zmienia faktu, że Tony jest mądrzejszy od swojego ojca..
-Racja przynajmniej się nawrócił po tym jego porwaniu - rzekł - lecz nikt nie wie co się tak naprawdę tam wydarzyło. Nawet Fury się poddał z wyciągnięciem to z niego.
-Może on nie chce wracać do tego co się tam wydarzyło.. -Romanoff zastanowiła się. -Może to było poważne przeżycie?
-Sam bym nie chciałbym być porwanym - westchnął - może i było...
-Ja też nie, jedzmy bo wystygnie zaraz..
-Racja smacznego Nat.
-Smacznego Clint.. -uśmiechnęła się lekko, a Sokole oko zaczął jeść obiad.
W wieży było słychać tylko stukanie widelców o talerze na razie nic oprócz tego na piętrze mieszkalnym przez Avengersów. Podczas gdy Stark skończył silnik i opierał się o niego. Za dużo wypił stwierdził w myślach. Po kilku minutach agenci zjedli i siedzieli w salonie przed telewizorem i oglądali jakieś pierdółki, i tak im czas mijał szybko. Natomiast Tony siedział się garażu choć zamontował silnik na swoje miejsce. Po prostu zaczął robić przeglądy podwozi. Dzień uciekał powoli wielkimi krokami. Steve już wracał z powrotem do wieży. Nie spieszyło mu się, bo już wszystko wiedział i załatwił. Tony nie miał ochoty wracać na górę. Jakoś wolał zostać na dole i chociaż powiedział Steve'owi, że będzie odpoczywać to wolał garaż niż dach. Rogers stanął na poboczu i zadzwonił do Tony'ego. Nie była jeszcze późna godzina, więc miał nadzieję że odbierze.
-Panie Stark dzwoni Steve Rogers - powiedział jarvis.
-Odbierz - rozkazał.
-Obudziłem cię? -spytał Steve na przywitanie.
-Nie, nie śpię - powiedział i wysunął się spod auta przez przypadek uderzając o skrzynkę w której były narzędzia.
-Nie mów mi, że nie byłeś u góry i nie jadłeś..
-Eeeeeeee...
-Będę do 1,5 godziny czasu. Myślałem, że przynajmniej na tobie się nie zawiodę przynajmniej..
-Egh ta wiem zawodzę ludzi standard w końcu nazwisko do czegoś obowiązuje.
-Tony, jesteś inny. Opowiem ci co ta głupia..dziwka zrobiła.. -prychnął pod nosem. -Ale opowiem jak przyjadę..
-Jakoś nie widzę różnicy - odparł - i nie przeklinaj nie wypada tobie i nie musisz w końcu to twoja prywatna sprawa.
-Ja widzę..-uśmiechnął się lekko. -Ale tobie chce powiedzieć jeśli będziesz chciał wysłuchać..
-Zawsze wysłucham jeśli chcesz mówić - powiedział i zaczął pić wodę.
-Dobrze nie będę ci teraz przeszkadzać idź zjeść..
-Zjem chyba później... Um Steve? - powiedział niepewnie.
-Tak Tony? -oparł się o motor nie wiedząc o co chodzi, więc czekał.
-Wpadniesz po drodze do apteki? - Steve rozejrzał się dookoła, po drugiej stronie ulicy widział kilka sklepów i aptekę.
-Mam pod nosem, co ci wziąć?
-Potrzebuje silniejszych tabletek na żołądek aby coś jeść - mruknął w odpowiedzi.
-Jakaś specjalna nazwa czy po prostu od tak zapytać?
-Duozigter - powiedział - wersja 4, bo 3 już nie pomaga - mruknął.
-Eh no dobrze dobrze, wezmę ci. Co jeszcze sobie życzysz póki mam pod nosem sklepy?
-Nic więcej Steve.
-Dobrze, przywiozę ci to za niedługo..
-Przyda się, bo mam dość picia - mruknął.
-Rozumiem, jak wolisz..
-Yhym - mruknął Tony i odrzucił butelkę w stronę innych już pustych.
-To już będę szedł..
-Okej nie zatrzymuję cię.
-A ja ciebie..
-Nic i tak za bardzo nie robię - stwierdził.
-No to wyjdź do piętra mieszkalnego i zaszyj się w pokoju leniu..
-Nie wolę nie - mruknął - nie chce przebywać z Romanoff.
-Ale tam jej nie będzie..
-Ugh jakoś mnie znalazła w garażu, więc wolę nie ryzykować tym, że nie da mi spokoju w własnym pokoju.
-Zamknij się w pokoju i nie wychodź. Proste..
-Wolę zostać w garażu.
-Eh no dobrze, ale odpocznij..
-Odpoczywam - rzekł - siedzę sobie tylko przy autach i robię ich przegląd.
-No dobrze dobrze to czekaj na mnie.. -powiedział Steve.
-No okej.
-To do zobaczenia.. -powiedział Rogers.
-Ta do później - powiedział i kazał rozłączyć się Jarvis'owi. Rozłączyli się i Steve schował telefon i przeprowadził Harley'a na drugą stronę, zaparkował nim obok apteki i wszedł do niej, aptece było spokojnie.
-Dzień dobry - przywitała się kobieta za lady.
-Dzień dobry raczej już dobry wieczór prawie.. -blondyn uśmiechnął się i podszedł do lady. -Proszę pani potrzebuje takich leków jak Duozigter 4?
-Zaraz sprawdzę czy mamy tą wersję- powiedziała i zaczęła coś robić na komputerze.
-Poczekam.. -powiedział.
-Tak mamy - odparła - jest pan pewien, że chce Pan tą wersje? To najsilniejsza z wszystkich wersji i można powiedzieć, że w nieprzemyślany sposób brania może zaszkodzić bardziej.
-A co powinienem zrobić jeśli wersja 3 nie działa? Myślałem, że 4 wersja mi pomoże.. -zmyślił się.
-To znaczy pomoże, ale jeśli wersja 3 przestała działać trzeba będzie prawdopodobnie skierować się do lekarza, bo poważne skutki mogą wyjść zagrażające nawet życiu - stwierdziła.
-Rozumiem jutro ze samego rana pójdę z tym do lekarza, dziękuję za poradę. Ale i tak wezmę jedno opakowanie tych tabletek..
-Oczywiście - zeskanowała opakowanie - 15.99 zł - podała cenę, a Steve wyciągnął 20 złotych i podał aptekarce. Kobieta wzięła pieniądze, a oddała resztę paragon i pudełko tabletek.
-Dziękuję, miłego wieczoru.. -uśmiechnął się i obrócił w dłoniach kilka razy pudełeczko z tabletkami.
-Do wiedzenia - powiedziała kobieta z uśmiechem na ustach. Cap wyszedł z apteki, schował tabletki do kieszeni i wsiadł na Harley'a Dawidsona i ruszył w stronę Nowego Jorku. Podczas gdy Tony za ten czas skończył oglądać podwozia swych aut. Siedział teraz na krześle obrotowym i bawił się narzędziami, a Steve zastanawiał się nad tym co powiedziała mu aptekarka o tych lekach i musiał porozmawiać o tym z Tony'm, który był w WC kilka razy oczyścić organizm z wypitej wody. Nie czuł się najlepiej, ale miał dobrą minę do złej gry i jakoś nie spieszyło mu się do góry. Natasha spała na ramieniu Clint'a przy włączonym telewizorze. Cap jechał szybko przez dróżki. Zaś Clint patrzył w telewizor obejmując ramieniem śpiącą kobietę. Iron man coś budował chociaż nie wiedział co. Chociaż było spokojnie na drogach to i tak Rogers'owi wydawało się, że ludzi teraz o tej godzinie było dużo, a droga się dłuży. Na odwrót było u Stark'a bardzo szybko leciał mu czas i choć bolał go żołądek olewał ból i chował go pod maską. Po dopiero dwóch godzinach Kapitan był dopiero na obrzeżach dwóch godzinach.
Tony spokojnie konstruował miniaturowy silnik z tego co miał pod ręką. Nikt, by nie uwierzył, że czas tak szybko zleciał, że była już 1 w nocy, a Steve po cichu wjechał do garaży Wieży. Stark nie zjadł nic przez cały dzień zaś Natasha i Clint spali na kanapie. Tony bawił się przez ten cały czas na swym stanowisku do naprawiania aut i lampka oświetlała słabo teren. Rogers zaparkował poszedł do słabo oświetlonego miejsca i zastał Tony'ego jak siedział do niego plecami. Iron man opierał się jedną dłonią o blat, a drugą coś przykręcał przy stoliku było kilka nawet i kilkanaście pustych butelek z wodą, które mężczyzna wypił. Steve podszedł i przytulił się do niego od tyłu.
-Wróciłem już - szepnął, a Tony podskoczył.
-Ugh nie strasz - mruknął i złapał się za szybko bijące serce.
-Przepraszam.. -powiedział cicho. -Zostaw to już na dziś..
-No dobra - mruknął i odłożył klucz, a Steve wziął go na ręce. -Steve mam nogi - powiedział.
-Ja teeż.. -szepnął.
-Umiem chłodzić sam Steve - mruknął i zgarnął jeszcze butelkę wody z stolika czując ból w brzuchu.
-Wiem.. -mruknął cicho. -Ale po wypiciu tylu butelek wody nie chciałoby mi się chodzić.. -nacisnął guzik windy.
-Bez trudu bym poszedł - powiedział i zaczął pić z butelki wodę starając ukryć ból.
-No dobrze dziecko dobrze..
-Ne jestem dziecko - mruknął gdy opróżnił wodę.
-Jesteś, a tak w ogóle mam dla ciebie te tabletki..
-Dzięki - mruknął i uśmiechnął się delikatnie.
-No ja mam nadzieję, że dziękujesz i wytłumaczysz mi to..
-Co mam wytłumaczyć?
-Zażywanie tak mocnych tabletek..
-Ugh - westchnął - nie działają słabsze muszę wziąć mocniejsze.
-Um mocniejsze mogą ci zaszkodzić Tony.. -wszedł do windy.
-Ale słabsze nie działają!
-Idziemy jutro do lekarza Tony..
-Po co nic mi nie jest.
-Nie wolno zażywać takich mocnych tabletek, dziś przymykam na to oko..
-Steve dlaczego do lekarza? Nic mi przecież nie jest, jestem zdrowy!
-Widzę właśnie..
-To że mam problem z jedzeniem to nie choroba.
-Choroba, poważna..
-Wcale nie - mruknął -to tylko brzuch boli.
-A no właśnie i Steve się tym zajmie jak nikt inny nie chce..
-Nie potrzebuje z tym pomocy Steve daje sobie radę -mruknął.
-Mhm, mhm. Jarvis przepraszam, że cię budzę, ale powiedz, że Tony'emu trzeba pomóc w tym..
-Pan Rogers niestety ma rację pański organizm jest coraz bardziej wyniszczony i sam pan sobie w tym nie radzi.
-Zdrajca! - powiedział do Jarvisa.
-Ohom dziecko zaczyna marudzić.. -mruknął Cap z uśmiechem.
-Nie jestem dzieckiem - mruknął i skrzywił się.
-Jesteś jesteś..
-Yhym - mruknął i złapał się za brzuch.
-Wszystko w porządku? -popatrzył na niego.
-Taaa.
-Ale co?
-Nic - mruknął - po prostu delikatnie boli.
-Co boli? -winda się otworzyła, a Rogers wyszedł z mechanizmu i po cichu skierował się do kuchni.
-Żołądek - mruknął cicho, a Steve położył mężczyznę na stole. Stark nie sprzeciwiał się. Woda, którą pił delikatnie pomagała złagodzić ból, ale tylko na jakiś czas.
-Tony te tabletki ci pomogą? Jeśli tak daje ci tylko jedną.. -wyciągnął pudełko z tabletkami i wyciągnął jedną tabletkę. Ściągnął kurtkę i zaświecił małe ledowe lampki przy blacie kuchennym.
-Zwykle pomagają - mruknął i patrzył się na Steve'a.
-To bierz.. -mruknął zmartwiony, a Tony wziął od niego tabletkę i połknął ją. -Masz mnie nie straszyć.. -usiadł i przyglądał się mu.
-Przepraszam -mruknął i spuścił głowę.
-No już dobra nie przepraszaj. Lepiej mów mi co potrzeba aby było dobrze..
-Nic mi nie trzeba Steve.
-Jedzeniee.. -mruknął. -Nie jadłeś nic!?
-Nie jadłem - przyznał się niepewnie.
-To jedzenie, lekkie coś masz zjeść.. -wstał. -Bez wypluwania..
-Egh no dobrze -westchnął.
-Dziękuję Tony.. -uśmiechnął się delikatnie i podszedł do lodówki.
-Za co? - mruknął zdziwiony.
-Że się zgadzasz.. -uśmiechnął się ciepło do niego.
-A mam inne wyjście Steve?
-Hm nie? -wyciągnął mleko i poszedł do szafki po płatki i talerz.
-No właśnie więc wolę się zgodzić - mruknął i przetarł oczy dłonią.
-To dobrze.. -nalał trochę mleka nasypał jego płatków i później znów zalał to mlekiem. -Proszę jedz.. -podał mu. Tony poparzył niechętnie na jedzenie i skrzywił się.
-Muszę?
-Obiecałeś sam, że zjesz.. -mruknął cicho Rogers.
-Egh zjem - mruknął i wziął od niego miskę.
-To jedz, a ja ci opowiem co ona zrobiła.. -jego uśmiech choć był na twarzy to nie czuł się z nim teraz najlepiej.
-Okej - mruknął - co takiego zrobiła dokładnie? - wziął łyżeczkę do ust, a Steve skrzyżował ręce na piersi i pochodził kilka razy w kółko.
-Możesz nie uwierzyć nawet, ale.. -zakpił przez śmiech patrząc w ścianę. -Ona tak zwyczajnie zerwała ze mną dla pracy w filmach.. z wieloma facetami..że sypiała.. -nawet nie potrafił powiedzieć głupiego słowa, bo sam w to nie wierzył.
-Chcesz powiedzieć - zakrztusił się - że jest dziwką? Zrezygnowała z tak dobrego mężczyzny dla pornoli?!
-Widać nie byłem 'dobrym mężczyzną'. Zero wystarczalnym i w ogóle. Po co ja tam pojechałem! -westchnął głęboko.
-Egh Steve nie przejmuj się taką zdzirą nie warto - mruknął i wziął kolejny kęs płatków.
-Ja nadal nie rozumiem, dlaczego mi tego nie powiedziała. Nie pchał bym się w jej życie nawet! -usiadł ciężko na stołku.
-Bo takie są już kobiety Steve - stwierdził cicho.
-Niektóre nie są takie, i potrafią przy tobie siedzieć i cię wspierać, co zrobiłem nie tak?
-Ty nic Steve to z nią jest coś nie tak! Aby oddawać swe ciało uciechom cielesnym za pieniądze - warknął- to jakby sprzedać swój honor i dumę.
-Nie chce tobie wypominać co ty robiłeś z kobietami za moimi plecami.. -popatrzył na niego. -Nie, nie ukryłeś tego przede mną..
-Egh - westchnął - przepraszam - mruknął i popatrzył się w płatki.
-Zdążyłem się do tego przyzwyczaić.. -uśmiechnął się. -To nie czasy dla mnie, to nie twoja wina. Przecież byłem na misjach, a ty się nudziłeś.. -wzruszył ramionami. -Teraz nawet nie będąc na misjach i chcąc się z nią spotkać, ona się nudziła, musiała znaleźć sobie zajęcie zamiast takiego nudziarza, prawda?
-Nie jesteś nudny Steve po prostu lubisz stare czasy, a teraz ludzie patrzą w przyszłości nie przeszłość - westchnął - też narobiłem wiele błędów z których nie jestem zadowolony, ale na niektóre konsekwencje zasłużyłem.
-Przyszłość no tak. To coś czego nigdy się nie nauczę, ale przynajmniej nie wyrzuciłeś mnie teraz z wieży, bo mogłeś. Dobra zjedz na spokojnie i czas chwile spać.. -westchnął.
-Dlaczego miałbym cię wyrzucać? Wieża jest domem każdego Avengersa jak i twoim Steve - powiedział i wziął kolejną łyżkę płatków - nauczysz się Steve po prostu musisz dać sobie czas.
-Teraz mam go aż nad to nie potrzebnego..-po jego policzkach po płynęły dwie samotne łzy. Tony odłożył miskę obok i rozłożył ręce w geście przytulenia. -Sam idziesz dzisiaj spać.. -popatrzył na niego i przetarł oczy.
-Ok - mruknął - choć się przytulić uparciuchu.
-Po co? -uniósł brew, ale i tak wstał.
-Noooo chodź się przytulić i tyle- wy marudził.
-Od kiedy chcesz przytulać eksponaty muzealne, tak strasznie się tego wstydziłeś..
-Nie jesteś eksponatem i mam ochotę cię przytulić - rzekł nadal mając otwarte ramiona czekając aż przytuli się do Steve'a.
-Sam tak twierdziłeś.. -podszedł do niego i stanął pomiędzy jego nogami i ramionami.
-Wiesz, że czasami pierdole głupoty choć te czasami to prawie zawsze - mruknął i przytulił do siebie Steve'a.
-Wyrażaj się.. -mruknął i odwzajemnił miśka od przyjaciela.
-Dobrze nie będzie dziś przeklinać - mruknął i odetchnął z ulgą gdyż brzuch przestał go boleć.
-Bo idziesz już spać..
-Tiaaa chyba - mruknął.
-Um nie chyba, bo co jeszcze będziesz psuł?
-Nic, ale nie wiem czy zasnę, wiec chyba.
-Zaśniesz, zaśniesz..
-Dlaczego tak myślisz?
-A dlaczego, by nie?
-Bo jakoś nie mam ochoty spać - mruknął w ramię Steve'a.
-To co chcesz robić skoro nie spać?
-Nie wiem - wy marudził.
-Możesz wszystko..
-Tia wiem - mruknął i westchnął - po co niby mam iść do lekarza?
-Aby sprawdził dlaczego te słabsze tabletki ci nie pomagają, a jedynie pogarszają sprawę, oraz o wy pytanie o to.. -odsunął się lekko od niego i postukał palcem po obudowie reaktora.
-Za bardzo organizm przyzwyczaił się do zażywanych tabletek, a to przez to że wydziela szkodliwy pierwiastek - powiedział spokojnie.
-Dlatego zalecam pójść do lekarza z tym i uprowadzę cię chodźmy siłą..
-Nie potrzebuje lekarza - mruknął - wiem dobrze co mi jest.
-Czyli trzeba cię uprowadzić.. -wzruszył ramionami.
-Lekarz nic mi nie zaradzi - powiedział Stark i ziewnął.
-Lekarze Fury'ego na pewno coś na ciebie znajdą.. -mruknął i patrzył na niego.
-Tylko nie Fury! Przecież on mnie zabije!
-Ja tego dopilnuje, aby cię nie zabił..
-Zabije mnie za zaniedbanie organizmu!
-Nie zabije, nie pozwolę na to..
-Eghhh nie chce do lekarza.
-Marudzisz jak Peter tak? -zmniejszył między nimi przestrzeń.
-Nie marudzę - mruknął patrząc się na Steve'a - po prostu nie chce.
-Da zastrzyk w pupę, pogrzebie tu tam i będzie dobrze.. -mruknął Steve biorąc Tony'ego ze stołu, a Stark trochę się przestraszył i wtulił w Steve'a.
-Nie potrzebuje Steve.
-Potrzebujesz.. -mruknął i pogłaskał go po plecach.
-Daje sobie radę z tym wszystkim - rzekł pewnie.
-Nie dajesz Tony..
-Dlaczego tak sądzisz? - mruknął.
-Um patrz w jakim jesteś stanie.. -podszedł do lodówki.
-Trochę poniewierany, ale żywy.
-Zimny prysznic przed spaniem, nie ma problemu.. -wziął ołówek z górnej części lodówki podkreślił coś o dzisiejszym dniu i oderwał się od lodówki idąc w stronę łazienki.
-Nie chce zimnego prysznicu - mruknął i zatrząsł się.
-Ale będzie..
-Błagam Steve nie chce - mruknął i wtulił się w niego mocniej.
-Steve tak.. -szepnął i szedł po ciemku do pokoju Tony'ego.
-Steve nie - mruknął.
-Tak, będzie fajnie..
-Nie nie będzie nie chce steve - zaczął delikatnie panikować.
-Idziesz spać.. -przewrócił oczami.
Na te słowa Tony rozluźnił się i odetchnął z ulgą. -Tuż po zimnym prysznicu.. -otworzył drzwi do jego pokoju.
-Nie - mruknął z strachem i schował twarz w ramieniu Kapitana.
-Tak Tony, śmierdzisz, musisz wziąć prysznic..
-Nie mogę jutro? - mruknął.
-Nie, nie możesz.. -przeszedł przez pokój i otworzył drzwi łazienki.
Stark westchnął i bardzo nie chciał teraz się myć, ale Steve nadal trzymał miliardera przy sobie. Podszedł do wanny i włączył letniawą wodę.
-Steviś ja nie chce - mruknął bardzo cicho.
-Chcesz.. -mruknął Cap. Kiedy uznał, że wody jest wystarczająco, wyciągnął z szafy dwa ręczniki. Tony już się nie kłócił był na przegranej pozycji. Po chwili bez ostrzeżenia Rogers wszedł do wody w ciuchach dalej trzymając przy sobie Stark'a. Który zatrząsł się gdy poczuł wodę. Wolał brać prysznice niż kompiel w wannie. -Szuru buru i idziesz spać..
-D-dlaczego w-wanna jest tu tak dużo wody - powiedział przerażony cicho.
-Bo ja tak tyle nalałem, abyśmy się na wzajem umyli..
-Yhym - mruknął i nadal tulił się do Steve'a, który włożył delikatnie dłonie pod bluzkę Tony'ego, chciał go trochę obyć, wysuszyć i ułożyć do spania. Stark westchnął nie lubił zbytnio wanny wypełnionej wodą, ale zaczął cicho pomrukiwać gdy zaczął Steve go delikatnie myć.
-Nie możesz leniu zdjąć tej bluzki?
-Ugh - Tony mruknął i ściągnął bluzę wraz z podkoszulkiem przez przypadek odrzucając ją gdzieś obok.
-Zmoczyłeś mi włosy.. -powiedział Cap czując jak włosy nasiąkają mu wodą i stają się ciemniejsze, ale tylko cicho prychnął przez uśmiech i patrzył na Stark'a, który zaśmiał się z jego reakcji i uśmiechnął się niewinnie
-Trzeba było we wodzie zostawić, a nie na ziemi mokrej wszystko będzie leżało..
-Posprzątam później - mruknął i rozciągnął się delikatnie.
-Chciałbym to zobaczyć.. -prychnął.
-A nie wierzysz? - spytał i podniósł brew.
-Nie za bardzo..
-Dlaczego?
-Bo czemu miałbym wierzyć?
-No nie wiem - mruknął i delikatnie spuścił wzrok.
-Pomogę ci sprzątać, pomogę..
-Nie trzeba Steve - rzekł.
-Ale i tak pomogę..
-Dlaczego?
-Bo też tu jestem.. -z trudem zaczął pozbywać się swojej mokrej i ciężkiej bluzki, która ciążyła mu na klatce piersiowej. Zaś Tony delikatnie się zarumienił widząc co robi Steve, ale nie odezwał się tylko patrzył w płytki na ścianie. Po kilku próbach w końcu udało się Kapitanowi pozbyć górnej części garderoby, wycisnął ją nad głową Tony'ego i położył obok wanny i popatrzył na mężczyznę. Brunet jednak uporczywe patrzył się w ścianę, a jego policzki były delikatnie różowe. Steve wziął gąbkę nalał na nią płyn i zaczął myć delikatnie plecy Tony'ego. Iron man przymknął oczy i zamruczał cicho. -Co to jest? -dotknął palcem policzek miliardera.
-Um co? -mruknął nie rozumiejąc pytania i spojrzał w oczy Kapitana Ameryki.
-No tuuu.. -zaczął delikatnie tarmosić jego policzek. -Pysia różowaaa..
-Neeee - mruknął i przymknął powieki bardziej się rumieniąc.
-Taaak.. -nałożył mu pianę na nos, a Tony kichnął i poruszył noskiem na boki. -To urocze.. -zerknął się z jego nosem.
4049 słów!
Czy Tony pójdzie lekarza?
Czy ich coś łączy?
Co z Piter'em i Wade'm?
Jak podoba wam się włączenie innych? Oczywiście wszystko jest ze sobą powiązane!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro