Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odpowiedź na reaktor

Steve zniknął po chwili za drzwiami windy i kiedy już w niej zniknął wcisnął piętro treningowe i skulił się i zaczął płakać jak małe dziecko. Tony wiedział, że powiedział za wiele i to raniących słów jak zwykle. Spojrzał na makietę krytycznym wzrokiem i zaczął się zastanawiać. To nie był dzień zwłaszcza dla Kapitana Ameryki, teraz chciałby zniknąć skoro tematy bardziej się nasilały o jego osobie i Tony'm, lecz same te tematy nie były przyjemne, bo wywoływały jedynie kłótnie. Również i Tony był zmęczony tym wszystkim, ale nie mógł nic poradzić.

-Jarvis powiedz mi co według ciebie przypomina ci makieta?

-Wygląda jak niedokończona część nowego atomu sir. -powiedziała sztuczna inteligencja i zamilkła.

-Racja - odparł i odwrócił projekt wygenerowany w 3D aby można było go obracać - gdzie powinien mieć swój środek gdzieś tu - pokazał na wielką kule ukazującą świat. -Podświetli uniswerę tego nie dokończonego atomu. - Jarvis robił po kolei wszystko co kazał mu Stark. -Hmmm - przyjrzał się temu i zaczął główkować.

-I wymyślił coś już sir? -spytał Jarvis.

-Usuń chodniki - ruszył dłonią - i wszystkie parkingi drzewa oraz to co jest tu nie istotne. - Powoli wymienione rzeczy przez Tony'ego zaczęły znikać.

-Co pan zamierza?

-Hm mam zamiar odkryć, a raczej odtworzyć stworzony pierwiastek.

-Rozumiem sir. -powiedział SI.

-Hm... - przy glądnął się temu co zostało. - oblicz ilość atomów i kationów przez ilość budowli, które zostały. - SI posłusznie wykonywał polecenia To jego i podawał mu wszystko na hologramach. Wszystkie niebieskie hologramy połączyły się do uniswery atomu i stworzyły nowy pierwiastek, który rozszerzył się na całe pomieszczenie ukazując aniony i kationy. -Nie mogę uwierzyć, że jego tu nie ma, a nadal czegoś mnie uczy - zaśmiał się i klasnął w dłonie, a gigantyczna kula zmniejszyła się do maleńkiej kulki.

-Myślę sir, że ten pierwiastek nowo odkryty może wzmocnić pana reaktor, ale jest tylko jeden w nim problem..pierwiastek nie jest zdolny do syntezowania

-Znajdę sposób... Mam teraz pierwiastek wystarczy tylko go syntezować do postaci stałej. - rzekł.

-Jak rozkażesz sir. Jak pomóc?

-Muszę się nad tym zastanowić - westchnął - ale zmęczony nic nie wskóram - stwierdził.

-Dla pana zdrowia proponuje wrócić na górę, spożyć pożywny posiłek, zrobić sobie 2 godzinną drzemkę i dokończyć pracę.

-Mogę iść spać - odparł - nie chce jeść - rzekł i wstał z fotela.

-No niech będzie, ale ja proponuje panu jednak aby coś pan spożył.

-Może - mruknął i ruszył do drzwi windy dość mozolnym krokiem. U góry panował spokój chociaż było tłoczno, bo ranek dawno się zaczął. Nie miał zamiaru w ogóle tam być, ale musiał się położyć nawet jeśli miałby koszmary.

Jedni myśleli co by tu przyrządzić na obiad inni siedzieli i obijali się w salonie i rozmowach, a jeszcze inni po uciekali do swoich pokoi aby mieć święty spokój. Drzwi do windy jak zawsze wydały z siebie charakterystyczny odgłos, a Tony z nich wyszedł nawet nie zwracając uwagi na resztę. Jego ogon delikatnie poruszał się na boki gdy uszy były opadnięte.

-Kto się u nas w końcu zjawił! -powiedziała Nat wołając za Stark'iem.

-Ktoś - mruknął i szedł dość wolnym krokiem przez salon kierując się do korytarza z pokojami.

-Chodź do nas Tony! Wyjaśnimy sobie parę rzeczy!

-Jakich? - spytał -Nie mam zbytnio siły, aby z wami siedzieć.

-To idź odpocznij, a później pogadamy, może w tym czasie twój Kapitan wróci i wyspowiada się za ciebie. - Tony stanął w miejscu.

-Co tym razem wy myśliście? - spytał i spojrzał na kobietę z którą siedziała Wanda, która cicho chichotała z wyglądu miliardera.

-Próbujemy odbudować wasze bara bara mruczki i tak dalej. - wytłumaczyła spokojnie rudowłosa.

-Nie próbujcie nawet... To nie ma sensu Nat... On i ja to nic nie wyjdzie - powiedział i odwrócił się do nich plecami. -Wasze starania poszły się jebać - mruknął i zniknął w korytarzu.
Kobieta uchyliła usta po czym je zamknęła z westchnięciem.

-Zabiję Rudolfa i Bułke! -warknęła pod nosem. -To wszystko przez nich. -stwierdziła.

-No cóż wasze starania jak powiedział Stark poszły się jebać, ale uroczo wygląda w kocich dodatkach - stwierdziła Wanda gdy Tony wszedł do swojego pokoju ściągnął poduszkę z łóżka i koc aby po chwili położyć się pod łóżkiem gdzie nie było go widać.

-Eghh nie chce aby to między nimi było koniec, wiesz jakie to trudne było ich skleić razem? A oni od tak potrafili to zepsuć.. -westchnęła.

-Oj wiem co czujesz...między mną, a
Vision'em też nie było prosto, ale po tym co mi powiedziałaś na pewno by do siebie pasowaliby.

-Ale jesteście razem i dobrze razem wyglądacie i Steve i Tony również do siebie pasują tylko te dwa matoły wszystko psują eghhh!

-Cóż teraz nic nie zrobisz póki nie dowiesz się dlaczego się omijają - stwierdziła Wanda.

-I się dowiem i skopie im te suche dupy, a Tony i Steve znowu będą razem! -klasnęła w dłonie i lekko się uśmiechnęła.

-Nie widać po nich aby chcieli być razem Nat... Są jakby wypruci z emocji.

-Na razie, a może się to zmienić.

-Wyczuwam między nimi konflikt - odparła - co utrudni twój plan Nat. Będzie trzeba rozwiązać problem z tą dwójką najpierw.

-Konflikt ? A-ale jak to konflikty..

-Musieli się o coś pokłócić bądź powiedzieć za wiele słów - rzekła - nie jestem w stanie bardziej tego określić bez wchodzenia do ich umysłów.

-Czyli co myślisz, że...całkowicie już jest koniec, że nie opłaca się wtrącać? -spytała smutna.

-Trzeba byłby pozbyć się czynnika, który zapoczątkował ich nieporozumienie.

-Ale Wanda ile jest szans, że to wszystko między nimi będzie okej, a nie pozbywać się jakiś konfliktów?

-Myślę, że to wina naszych zazdrośników. Gdyby nie ich ingerencja oni bardziej by się prawdopodobnie do siebie zbliżyli by.

-Nie no to już wiem z pewnością, ale czy oni będą dalej się omijać nie będą więcej ze sobą?

-Nie mogę ci tego dokładnie opisać to wychodzi ponad moją moc - rzekła - możliwe, że wszystko, by się dobrze ułożyło.

-Ale możliwe, że mogą skończyć raz na dobre. Tak jest wiele możliwości!

-Bardzo dużo, ale trzeba kuć kowadło puki gorące, jeśli chcecie ich na nowo swatać.

-Co tu kuć skoro sami od siebie się oddalają? I kiedy jedno jest u góry drugie jest kilkanaście pięter nie wiadomo gdzie.

-Prawdopodobnie w sali treningowej - stwierdziła Wanda - chyba każdy zna Steve'a. Najpierw z jednym by trzeba rozmówić.

-Ale popatrz jak już jedno jest u góry zamyka się w pokoju jakby nigdy nic się nie stało, a drugi co zrobił olał nas i poszedł do swojego pokoju.

-Nie olał widziałam jego aurę... Jest wyniszczony i zmęczony... - powiedziała bardzo nie pewnie. Wiedząc mniej więcej co już ukrywa Stark. Swój stan zdrowia...

-Mam nadzieję, że wezmą się za siebie bo nie będzie fajnie i wesoło.

-Steve bez trudu... Lecz stan Stark'a jest poważniejszy.

-No i dlatego ucieka i nie da sobie pomóc!

-Nie wiem czy tu coś wskóramy Nat... Można powiedzieć...że on umiera - powiedziała cicho.

-Mam jednak nadzieję, że wyzdrowieje i nie umrze. -westchnęła ciężko.

-To dlatego unikał konfrontacji ze mną i nami wszystkimi...

-Unika wszystkich przez ciągłe kłótnie pomiędzy Rudolfem i Bułką, a teraz nawet Rogersa będzie omijał i nikt mu nie pomoże.

-Został ponownie sam... Choć wieża jest pełna ludzi.

-Niby zaręczył się z tą Pepper, ale to nie to.

-Sam jest zagubiony, zraniony i zmęczony wszystkimi... - westchnęła - wolałam żyć w niewiedzy o jego stanie - powiedziała czarodziejka cicho.

-Też bym wolała nie wiedzieć. -popatrzyła na swoje stopy.

-Wychodzi na to, że nie chciał nikomu o tym mówić abyśmy się nie martwili.

-A kiedy Steve był przy nim to mu pomagał jak tylko potrafił i nikt o niczym nie wiedział i nie musiał się martwić.

-Teraz przez dwóch debili nie wiadomo co będzie z Stark'iem.

-Oby nic strasznego z tego nie wyszło. -potarła skronie Natasha. -Bo nie ręczę za siebie, już zepsuli nasze plany, a co dopiero będzie jak stanie się coś temu albo temu..

-Raczej Rogers nic nie zrobi sobie, ale bardziej martwiła bym się o Stark'a.

-Na razie niech odpocznie może później z nim porozmawia. -wstała nie chętnie z kanapy. -Chodźmy zobaczyć co duże dzieci robią w kuchni.

-Okej - wstała - pewnie się bawią - stwierdziła.

-Zapewne masz rację. -uśmiechnęła się lekko, ale nadal myślała jak pomóc maskotce Avengers.

-Cóż poradzisz na dzieci - zaśmiała się cicho i ruszyła w stronę kuchni.

-No nic nie można. -ruszyła obok Wandy i po chwili z chyliła siebie i kobietę obok, a nad ich głowami przeleciała mąka. Oczywiście w kuchni był tylko Clint i Vision oraz kuchenne rewolucje.

-Chłopaki co wy robicie?! - spytała Wanda trochę zła na nich.

-Nic takiego - stwierdził Clint i zaśmiał się cicho.

-Sprawdzaliśmy prędkość lotu mąki i jajek? -spytał Vision.

-I na syfiliście! Będziecie to sprzątać!

-Ale.. -zaczął się tłumaczyć mag, ale Natasha rzuciła w nich jajkami. Wanda zaśmiała się gdy jaja rozwaliły się na ich głowach.

-Tasha!!! - oburzył się Clint.

-Ahahahahaha! Kleimy te bałwany! -posypała ich mąką.

-Sama jesteś bałwan! - warknął Clint.

-No to nie ja jestem teraz biała! -zaśmiała się.

-Jesteś tego pewna? -powiedział i złapał za paczkę mąki.

-Nie waż się nawet! -pokazała mu palca i zaśmiała się.

-Ups - mruknął, a cała zawartość paczki wylądowała na kobiecie.

-Jesteście nie normalni! Jak dzieci! - zaśmiała się Wanda, a Nata zaczęła prać Clint'a z uśmiechem i wszyscy po chwili byli ozdobieni.

-Jestem brudna! - wy marudziła kobieta.

-Trudno Wando! -zaśmiał się Clint broniąc się przed Natashą.

-Oj kochanie przynajmniej będziesz pyszna - powiedział Vision przytulając Wandę, a Romanoff śmiała się głośno.

-Zaraz cię wrzucę do piekarnika i ciebie zjemy na obiad.- powiedziała, a Clint wraz z nią się śmiał.

-Jeśli będę ci smakował to czemu nie! -dołączył do śmiechu zaś Agentka już aż płakała ze śmiechu i ich głupot.

-Patrzcie jaki syf zrobiliście! - rzekła brązowo włosa - Będziecie to sprzątać!

-Oni będą my idziemy się przebrać. -zaproponowała od razu rudowłosa.

-Racja! Muszę pozbyć się mąki! - rzekła - Ma być tu czysto jak wrócimy!

-Ey ey ey panie drogie. Musicie nam pomóc -powiedział Vision.

-Paaa bałwany. -zaśmiała się Nat.

-Nie Kochany ty sprzątasz - odparła i poszła za Natashą.

-Co za baby... - stwierdził Clint.

-Zgadzam się..

-Ja ci dam babę zaraz! -krzyknęła Tasha.

-Też cię uwielbiam Nat! - odkrzyknął Clint.

Kobiety poszły się przebrać i trochę uporządkować od produktów spożywczych, a później miały wrócić do mężczyzn. Za to mężczyźni niezbyt chętnie zaczęli sprzątać po bitwie na jedzenie co zbytnio im się nie podobało, ale musieli posprzątać żeby panie nie krzyczały na nich za bardzo.
Po kilku minutach wysprzątali wszystko, ale nie obyło się bez ociągania i marudzenia, które zawsze im towarzyszyło. Po skończeniu akurat nadeszły Wanda i Natasha i agentka jak profesjonalna pani domu zaczęła sprawdzać czy wszystko jest posprzątane. Gdy Wanda z tego się cicho śmiała.

-Posprzątali Nat czy tylko zrobili maniane?

-Te dwa brudaski? -spytała kumpele. -Syf kiła i mogiła!

-Posprzątaliśmy! - oburzył się Clint, a Natasha zaśmiała się z oburzonej miny Bartona.

-Ale naprawdę tu jest czyściutko!

-I dobrze - prychnął - idę pozbyć się z siebie jaj!

-Pomóc Ci bałwanku? -zachichotała Romanoff.

-Ja też idę się prze pukać.

-Z czym chcesz mi pomóc? - spytał i pokiwał głową na boki.

-Tylko masz być czysty dziecko - rzekła Wanda do Visona.

-No w pozbywaniu się tych jaj! -chichotała.

-Ale ja zawsze byłem czysty kochaniee. -powiedział Vision.

-Oczywiście Vision - mrukła.

-Zależy o jakie ci chodzi - zachichotał również łucznik.

-Ja tam już nie wiem o jakie ci chodziło! -Tasha nie mogła się przestać śmiać.

-No taaak.. -podszedł do Wandy.

-Nie podchodź! Dopiero się pozbyłam mąki z siebie! Najpierw myć potem przytulas!

-Ja też nie - powiedział ledwo Clint.

-Do mnie się nie przytulisz? -złapał w objęcia swoją kobietę i zaczął się do niej tulić.

-No to jak to. Ty nie wiesz?!

-Nie - odparł i śmiejąc się zaczął iść w stronę swojego pokoju.

-Visioooooon! -Nata poszła za Barton'em zostawiając dwójkę magów w kuchni samych.

-Tak kochanie? -uśmiechnął się.

-Znowu mnie ubrudzisz! - burknęła kobieta nie zadowolona z tego iż znowu będzie musiała się przebierać.

-Znowu? To kiedy cię jeszcze ubrudziłem? -uniósł brew.

-Teraz znowu - mrukła.

-Ale kiedy wcześniej cię ubrudziłem?

-Woja na jedzenie kto na takie coś wpada?!

-Oh no skarbie przecież wiesz, że trzeba czasem się wyluzować.

-Wiem - westchnęła - wybacz po prostu dowiedziałam się czegoś przez przypadek i martwi mnie to.

-Ale nie przepraszaj mnie. -wtulił się w nią. -Wszystko będzie dobrze.

-Obawiam się, że trudno z tym będzie...

-Damy sobie wszyscy ze sobą radę -ucałował ją w policzek. -Naprawdę Wando będzie wszystko w porządku.

-Nie widziałeś tego co ja - powiedziała cicho - to nie wygląda za dobrze.

-Powiesz mi, może mógłbym jakoś pomóc?

-Nie wiem czy Tony'emu można w tym jakoś pomóc...

-Może potrzebuje czasu i pomyślenia nad wszystkim i da rade?

-On umiera nam Vision... Jeśli czegoś szybko nie zrobi - przy gryzła wargę i wtuliła się w niego.

-Ohh.. -zamilkł na chwilę i wtulił ją w siebie pocieszając. -Pójść z nim porozmawiać?

-Nie... Lepiej aby nie wiedział, że wiemy i tak wielka presja na nim jest - westchnęła.

-No dobrze rozumiem, ale ja wierzę, że Stark sobie poradzi. -pogłaskał ją po ramieniu.

-Boję się o niego.

-Kochanie to jest Tony, on da rade, a jak nie to pójdę z nim porozmawiać.

-Nie wiem czy rozmowa coś wskóra.

-Czemu nie?

-A co to da?

-Że sobie z nim pogadam?

-Tak, co to da Kochanie?

-Zobaczymy jak z nim porozmawiam.

-No dobrze niech ci będzie.

-Więc jest już w porządku?

-Chyba tak - wtuliła się bardziej w jego tors.

-Chodźmy się przebrać i osuszyć z produktów kuchennych po rewolucji. -uśmiechnął się lekko Vision.

-Tak znowu będę musiała zmienić ciuchy!

-Oj nie marudź zrobię ci osobiście pranie i na jutro będziesz miała dużo świeżych i pachnących ubranek.

-Hmmm- Wanda musiała to przemyśleć, ale on już z pewnością wiedział kiedy ją przekonać - dobra niech ci będzie!

-Super. -poczochrał ją lekko.

-Ugh moje włosy! Vision!

-Uczesze cię uczesze kochanie ty moje. -musnął jej policzek.

-Sam się uczesz! - odsunęła go od siebie i ruszyła bez niego z kuchni.

-Wando Maximoff w tej sekundzie wracaj do mnie. -powiedział mężczyzna, który zaśmiał się i ruszył za kobietą.

-Do nogi Vison - prychła i szła przez salon.

-A co to za maniery żeby wołać mnie jak psa? -zaśmiał się i złapał ją w objęcia.

-Takie same jak maniery ma mój brudny jak pies ukochany!

-Ojj no weź nie bądź taka nie grzecznaa -mruknął cicho.

-Nie jestem nie grzeczna!

-Nie krzycz tak, bo zaraz wszyscy się tu zbiegną do nas po nic.

-Nie krzyczę!

-Krzyczysz kochanie.

-Nie krzyczę tylko uniosłam głos - prychła.

-To to samo.. -popatrzył w jej oczy.

-Nie i chce się przebrać, bo brudzisz mnie bardziej.

-Brudzę cię bardziej? -kącik jego ust uniósł się do góry.

-Tak? - powiedziała niepewnie.

-To z brudzę cię bardzo bardzo co ty na to?

-W jakim sensie?

-Mm no wiesz.. -uśmiechnął się do niej niewinnie.

-Ummmm idziesz się myć!

-Z tobą.. -mruknął jej do ucha.

-Ja już się umyłam wcześniej!

-To umyjemy się razem.

-Dobra niech ci będzie!

-Mmm będzie fajnie. -musnął jej polik.

-Taaa - mrukła.

Gdy Vision wziął Wandę do łazienki ze swojego pokoju wyszedł Peter w poszukiwaniu czegoś do zajęcia. Po obiedzie wszyscy praktycznie byli w pokojach bądź gdzieś na innym piętrze. Była cisza i spokój nikogo żywego na horyzoncie. Jedynie było słuchać jak poruszali się wszyscy na piętrze bądź byli w toalecie. Pajączek wyłożył się na kanapie w salonie i czekał na kogokolwiek i co jakiś czas zerkał na telefon mając nadzieję, że Wade jednak mu coś napisze. Jednak nie było od niego żadnej wiadomości od długiego czasu. Co bardzo martwiło Spidermana, nie dość, że nie miał teraz jak złapać z kimś dobrego kontaktu to na dodatek wszyscy wokoło się kłócili, a on tego nie znosił.
Można powiedzieć, że był dość samotny wśród Avengersów.

-Co robisz młody? - spytał Falcon opierając się o kanapę.

-Nudzę się i patrzę w telefon. -powiedział spokojnie włączając pierwszą lepszą grę.

-Dlaczego? - zapytał ciekawy.

-A co powinienem robić twoim zdaniem? -mruknął i grał w Subway Surfers i przeskakiwał pociągi w tej chwili nie zwracając uwagi na rozmówcę.

-Nie wiem - odparł Sam - wiesz ciężko teraz jest tu z wszystkimi gdy się kłócą.

-No niestety racja kłótnia za kłótnią.

-Cóż bywa tu to, ale nie martw się - rzekł - oni nie są obrażeni na siebie.

-Nie powiedziałbym, że wszyscy są pokojowo do siebie nastawieni.

-Może ci się tak zdawać... No dobra Stark i Bucky nie są zbytnio, ale nigdy nie byli jakoś rozmowni ze sobą.

-Nie słyszałeś, że pan Stark nie rozmawia ze Steve'em już? -wyłączył telefon i podniósł się do siadu. -A to wszystko przez pana Bucky'ego i pana James'a!

-Coś obiło mi się o uszy - rzekł - i nie za ciekawie, że znowu będą się omijać.

-Znowu taaa. -westchnął. -Mam nadzieję, że pan Stark sobie nic nie zrobi bo wierze, że pan Rogers jest silniejszy i da radę.

-Cóż może nie zrobi - rzekł - w końcu jest potrzebny tutaj, bo bez niego nic byśmy nie zrobili.

-No właśnie i jest potrzebny Steve'owi przecież są idealną parą.

-Cóż tego nie mogę potwierdzić, bo się nie znam, ale skoro ty i banda matołków tak twierdzicie.

-Nikt tu nie jest bandą matołków, my specjalnie wszystko robiliśmy aby byli razem!

-Chodziło mi o Clint'a i Natashe, ale okej... No to wasz plan poszedł na marne - stwierdził i nadal opierał się o kanapę ubrany w cywilne ciuchy.

-Bardzo na marne ostatnio wszystko na marne idzie. -westchnął.

-Egh to trudny czas dla wszystkich bez dowodzącego nie wiemy zbytnio co robić

-To całkowita prawda i ja się zgadzam panie Sam, ale powinni się w tym trudnym czasie raczej wspierać, a nie na dodatek dogryzać i się kłócić..

-Cóż tacy niektórzy są - odparł - ale jesteśmy rodziną.

-Ciągle kłócącą rodziną.. -westchnął.

-Nie ciągle -odrzekł - choć są kłótnie to i tak jesteśmy rodziną Peter.

-No ta jasne.. -przymknął zmęczony oczy.

-Peter po prostu wszyscy mamy własne zdanie i czasami trudno nam się jest z tym pogodzić... Ale jeśli chcesz możemy wszystkich uspokoić.

-Nie no jest okej, po prostu ostatnio myślałem, że będzie dobrze kiedy nagle wszystko padło to co się budowało i szkoda mi trochę.

-Rozumiem Cię bardzo dobrze - rzekł - może zwołajmy wszystkich na wspólną grę?

-Nie ja nie mam chyba dziś ochoty grać, chciałbym się do kogoś przytulić, ale tylko do kogoś jednego.

-Do kogo? Czuję, że czegoś większość z nas nie wie...

-To moja prywatna sprawa.. -zarumienił się lekko, naprawdę chciał być teraz przy najemniku.

-Rozumiem, ale cokolwiek bądź ktokolwiek to jest na pewno gdzieś tam na ciebie czeka z pewnością cały i zdrowy.

-Ja mam nadzieję, że cały i zdrowy ten ktosiek jest, bo o żywię i sam uduszę za to, że nie starał się o nic. -podwinął pod siebie nogi.

-Nie martw się młody na pewno wszystko będzie dobrze - powiedział i położył na jego barku swoją dłoń chcąc w owy sposób wesprzeć chłopaka.

-Jak na razie nic nie jest, chce do Wade'a. -powiedział cicho chowając twarz w kolanach.

-Na pewno się znajdzie nie trać nadziei  - rzekł.

-Nie tracę, ale brak jego bardzo jest ciężki.

-Może nie jest w stanie ci napisać? - zapytał niepewnie - Po prostu musisz być dobrej myśli Peter.

-Tak myślę czasami, że to jest żart i zaraz mi to napisze, że mnie nabiera i tak naprawdę zaraz po mnie przyjdzie i utuli ale..nie tak na razie nie ma.

-Um... Nie wiem jak bardziej poprawić twój humor - mruknął i przeskoczył kanapę siadając przy Peterze. -Nie zawsze wszystko jest takie proste i czasem trzeba mieć pod górę.

-Nie da się poprawić, bo nawet teraz jest wszystko zepsute. Ah nie ważne.

-Peter na pewno wszystko się ułoży zobaczysz będzie dobrze - rzekł - może przyda ci się jednak trochę rozrywki aby zapomnieć o tym co cię dręczy... Co powiesz na chowanego z Avengers?

-Tak mam nadzieję, że będzie tylko lepiej, a nie gorzej. -spojrzał na czarnoskórego. -Chowanego? Będzie zaledwie, w sumie tylko my będziemy, bo reszta zajęta.

-O nie! Nie będzie zajęta - stwierdził - nikt tu nie omija zabawy w chowanego!

-Ale ta gra jest nudna.. -wy marudził cicho.

-Kto powiedział w chowanego?! - wydarł się Clint.

-Nie na zasadach tu nie jest nuda - odparł Falcon. -W tej wersji możesz używać mocy i czego tylko chcesz aby nie dać się złapać.

-Mmmh rozumiem możemy chwilę zagrać. -mruknął pod nosem i popatrzył w stronę głosu.

-Ja też chcee! -krzyknęła Romanoff.

-Nie macie kurwa szans! - krzyknął War machine.

-Widzisz już zaczyna się konkurencja o to kto wygra!- zachichotał Falcon.

-No raczej ty z nikim szans nie masz! -zaśmiał się Bucky za James'em.

-Więc kto liczy? -spytał Pajączek i wstał z kanapy.

3324 słów!

Jak przebiegnie gra?
Wszyscy w nią zagrają?
Co jeszcze się wydarzy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro