Daj mu czas
-Są normalne - odparł - a ty chciałeś go jako kota czy to nie to samo?
-Nieeee.. -uśmiechnął się.
-Oczywiście wcale nie myślałeś o kocie, a on wcale nie myśli o psie.
-Czyli chce żebyśmy się po gryźli..
-Raczej nie sądzę - powiedział spokojnie.
-Chodzi mu o dokuczanie?
-Bardziej o to, że chciałby cię zrobić na psa jeśli on już jest kotem.
-'Zemsta' za to, że chciałem aby odpoczął?
-Bardziej zobaczenie jakbyś ty się poczuł w obcej skórze.
-Na pewno bym nie narzekał jak on.
-Nie narzeka.
-Marudzi i marudzi po swojemu.
-Raczej mówi o różnych rzeczach niż marudzi.
-Według mnie marudzi..
-Jak wolisz!
-Wolę mu dokuczać.. -podrapał go za uchem.
-Dokuczać głaskaniem? - spytał Steve, a Tony przez całą ich rozmowę mruczał.
-Tak i dmuchaniem po brzuszku..
-Jedno uwielbia drugiego nie lubi.
-No właśnie czyli dokuczanie..
-Heh. - Steve dalej głaskał kotka delikatnie i się uśmiechał, dalej w wieży nikt z Avengersów nie przyszedł. Powoli zbliżało się południe. Cap ziewnął. -Idę spać jak przyjdą to mnie obudź Jelonku i nic nie psuj..
-Nic nie mam zamiaru psuć - odparł Loki.
-No tak kłótnie z braciszkiem -zaśmiał się cicho.
-Nie chce mi się z nim kłócić i słuchać jego paplaniny.
-Jest ważna ta paplanina, chce cię nauczyć manier i nie chce żebyś umarł..
-Mam maniery lepsze od niego i jego gadanie jest nudne.
-Ale posłuchaj go czasami..
-Czasami go słucham, ale czasami.
-Widać, że niczym to nie skutkuje.
-Dlaczego niczym?
-Bo go nadal nie słuchasz!
-Słucham czasem gdy ma tylko z czymś rację.
-A nie ma jej zawsze?
-Nie ma - odparł Loki.
-To mu to powiedz!
-Mówiłem nie jeden raz.
-I dalej nic?
-Nic.
-Aa to tak jak u nas jest!
-Nigdy nie słucha.
-Na spokojnie może kiedyś cię posłucha
-Może - wzruszył ramionami.
-A teraz czas na trochę drzemki, tobie się też przyda..
-Po co mi drzemka?
-A tak o bez potrzeby.
-Rozumiem Antosia, bo on teraz będzie spać, ciebie jeszcze nawet rozumiem, bo musiałeś pilnować tego szatana.
-Szaaaataaaan.. -szepnął do ucha kota, który mruknął sennie i rozciągnął się na klatce piersiowej Steve'a.
-Więc ja nie rozumiem dlaczego miałbym spać.
-Po prostu aby nam towarzyszyć.
-Nie jestem aż takim śpiochem aby wciąż spać.
-To nie wiem po prostu bądź grzeczny może za niedługo braciszek przyjdzie do ciebie.
-Niech se siedzi u swej baby - rzekł - mi nie przeszkadza siedzieć w miejscu.
-Baby? Czuje zazdrość.. -zaśmiał się cicho.
-Wcale nie - odparł i zaśmiał się - nie sądzę iż śmiertelniczka byłaby dobrą partią dla Boga.
-Ohom, śmiertelnicy to nie jest dobra partia to kogo mu proponujesz w takim razie?
-Na Asgardzie każda kobieta będzie zaszczycona zostać jego damą - rzekł - a poza tym to Odyn decyduje kogo kto ma z kim być.
-Dlaczego sami nie możecie decydować z kim chcecie się ożenić, przecież to niedorzeczne zabraniać spotykać się z ukochaną osobą..
-Bo taki już obyczaj przyszłego króla, by dać silne następne pokolenie.
-Nigdy nie zrozumiem waszych przepisów..
-Jak żyjesz tam to nie zwracasz już na przepisy, bo przestrzegasz ich już standardowo.
-Ale jednak Thor bardziej tu chce siedzieć.
-Bo u was prawo nie jest takie surowe.
-Być może.. -wzruszył ramionami.
-No właśnie!
-Ale widać, że jesteś zazdrosny, bo też pewnie chciałbyś sobie z nim pójść 'na baby'.
-Pffff- zaśmiał się - nie ja nie szukam sobie nikogo - odparł - nie potrzebuje.
-Jasne, samotny Jeleń.. -zaśmiał się Steve. -Musisz sobie jakąś łanie sobie znaleźć!
-Nie dzięki i nie jestem jeleniem - prychnął.
-Lejoneeek..
-Bardzo zabawne, a chcesz mieć uszy i ogon dłużej?
-Będzie zabawnie.. -uśmiechnął się. -Lejonek, lejonek, lejonek..
-No dobra jak tak bardzo chcesz - powiedział i patryknął palcami, a Steve popatrzył na Loki'ego.
-Lejeń, lejeń lejeń lejeń lejeń.. -nadal powtarzał z uśmiechem. Loki się wkurzył co sygnalizowała jego skwaszona mina, ale uśmiechnął się gdy pojawiły się uszy na głowie Steve'a, a z gaci wyrósł ogon. -Ugh, jeleeeeeeeń.. -pokiwał głową na boki. -Jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń!
-Gadaj se gadaj - prychnął, a w jego dłoni pojawiła się książka.
-No i będę.. -zaczął poruszać ogonem.
-Ta ta psy głosu nie mają - powiedział i poklepał go po głowie.
-Wrrrr, nie jestem psem.. -warknął cicho pod nosem. -Jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń..
-Tak tak mów tak piesku- powiedział i zatopił się w książce oblewając blondyna.
-Jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń nie chce mieć życia, jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń!
-Coś mówiłeś? - spytał i spojrzał na niego - I bądź cicho, bo Antoś śpi!
-Tak mówiłem.. -prychnął cicho pod nosem. -To na ile minut teraz mnie zmieniłeś?
-Na godzinę - odparł.
-Na godzinę, pfff da się wytrzymać.. -zaczął merdać ogonem i uderzać specjalnie o kanapę aby denerwować Boga.
-Jeśli chcesz to zmienię cię całkowicie w psa.
-Nie mogę być psem, bo muszę pilnować Tony'ego z lekarstwami..
-Trudno - wzruszył ramionami- to lepiej mnie nie denerwuj.
-Jeleeeeeń.. -uśmiechnął się i jeszcze mocniej zaczął bić ogonem.
-Chcesz Antosia obudzić?
-Nie obudze.. -pogłaskał kotka i dalej bił o kanapę. -Tylko denerwować ciebie..
-Nie działa to na mnie- odparł, a Tony tylko zamruczał cicho.
-To po co zwracasz mi uwagę skoro to na ciebie nie działa?
-Abyś nie obudził kota!
-Mhmmmm.. Jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń jeleń - Loki tylko prychnął i wrócił do lektury, a Steve okrył ogonkiem kotka i patrzył na Loki'ego dalej leżąc na jego kolanach głową.
Natomiast Bóg lekceważył go po całości i skupiony był na literach. -Co czytasz jeleniu? -wtrącił się Cap.
-Jakąś książkę - odparł - nawet ciekawa jak na science-fiction!
-Jaka too? -dalej dopytywał.
-Chyba widzisz tytuł - powiedział.
-Nieee!
-Naznaczona - spojrzał na okładkę.
-Hmm, niech będzie.. -mruknął i popatrzył mu przez ramię w sufit.
Loki tylko kiwnął głową i wrócił do czytania zaś Rogers dalej patrzył w pusty sufit i głaskał delikatnie kotka i co jakiś czas ruszał uszami. Po chwili winda wydała z siebie charakterystyczny dzwięk przy otwieraniu drzwi i wypadli z windy roześmiana Natasha z Clint'em i Thorem.
-O boże - zaśmiał się Clint ledwo utrzymując się na nogach.
-To było dobre, a widzieliście minę tego faceta, który i tak w końcu musiał oddać te narzędzia tej babce.. -Natasha również śmiała się w głos.
-Tak- powiedział przez śmiech.
-Nie, że coś ale Antoś śpi więc pół tonu ciszej - upomniał ich Loki.
-Antoś, brat zaczął się o kogoś martwić? -Thor uniósł brew rozbawiony i podszedł do kanapy.
-Ja o nikogo się nie martwię - prychnął Loki i wrócił do czytania oraz olewania wszystkiego.
-Taaak braciszku jasne.. -po czochrał Loki'ego i spojrzał na Antosia to na leżącego Steve'a. -Braciee...- Loki się nie odezwał tylko uśmiechnął się szerzej. -Dlaczego Steve też jest przemieniony? -popatrzył na nich podejrzliwie. Tasha podeszła do kanapy aby zobaczyć o co jest takie małe zamieszanie. Clint również ruszył będąc ciekawym.
-Jaki przemieniony to tylko efekt - odparł.
-Efekt nie efekt, nie powinieneś.. -mruknął Thor nie będąc zadowolonym na taki pomysł.
-Ostrzegałem go, że jak mnie wkurwi to będzie miał efekt - burknął - więc sam się na to zgodził. - Clint zaczął się cicho chichrać z Steve'a.
-Słownictwo.. -mruknął dotąd cichy Rogers i lekko podniósł się do siadu nadal trzymając na sobie śpiącego kociaka. Nat chciała sprawdzić czy efekt o którym mówił Loki jest prawdziwy i szarpnęła za psie ucho Kapitana. Ten jedynie cicho warknął.
-Okej okej - burknął na komentarz Loki.
-O chłopie - powiedział cicho Clint przez śmiech i wyciągnął telefon robiąc już sesje zdjęciową. Blondyn złapał za koc i zakrył się, uciekając przed śmiechem agentów.
-Zrobiłeś mu te zdjęcia pokaż! -pisknęła zadowolona Romanoff.
-Oczywiście! - zaśmiał się i podał telefon Wdowie. - Wybacz Steve! Jesteś słodkim pieskiem! - powiedział głośno.
-Na pewno już wiem, że nie będę chciał się zmieniać w psa przy nich.. -mruknął Steve.
-Awwwww labladorek. No teraz można powiedzieć, że łączy was więź z Tony'm..
-Popieram - powiedział Clint do Wdowy. Loki tylko uśmiechał się i czytał książkę zadowolony.
-Chociaż skoro Tony cię nie lubi, Sharon zostawiła cię od tak, a jeden z naszych Bogów ma wyjebane na orientacje too.. -mruknęła uśmiechnięta i usiadła obok Loki'ego i przesunęła go bliżej do Kapitana. -W sumie ma ciemne włosy, też jest wkurzający niczym Stark.. - Rogers chciał zapaść się pod ziemie i wtulał w siebie kociaka. Thor stał z założonymi rękoma i patrzył co robi reszta.
-No chyba cię porypało do reszty Romanoff - warknął na nią i zniknął w zielonej mgle.
-Loki, Natasha już dość może.. -powiedział Thor. -Loki gdzieś się podział?
-Nigdzie- odparł Bóg stojąc za bratem.
-Dobra może nie śmiejmy się itp tylko pomyślmy co robimy na obiad - rzekł Clint.
-Clint gotuje! -powiedziała Nat z uśmiechem.
-Ugh, co tym razem chodziło ci po głowie? -Thor obrócił się do brata.
-Dlaczego ja? - spytał Łucznik.
-Mi nic nie chodzi po głowie - odparł - jak było u Jane?
-Bo ty! -przedrzeźniała się z nim.
-Nie byłem u niej, ona też chodzi do pracy więc pójdę do niej później. Byłem z tą dwójką na treningu, jak było w wieży?
-Dobra dobra ugotuje dziś, co chcecie? - spytał Clint.
-Ty i bieganie? - zaśmiał się Loki- Nie wierzę i było dość nudno.
-Wybierz coś ciekawego.. -Nat zaczęła dokuczać Steve'vowi.
-Według ciebie nie potrafię biegać? Jak zwykle w niczym mi nie wierzysz i dla ciebie wszystko jest nudne.. -Thor potarł skronie.
-No dobra, a ty Steve masz jakąś zachciankę na obiad? - zapytał się jego.
-Ty i młotek - rzekł - więc nie wierze, że chciało ci się biegać - powiedział Loki.
-Nie wiem, mi to jest obojętne.. -szepnął i zabierał ogon od Wdowy.
-Potrafię biegać, w ogóle ty mi w niczym nie wierzysz! -prychnął.
-No dobrze, choć Nat zostaw Steve'a w spokoju, a pomożesz mi z ziemniakami. - powiedział Clint i ruszył do kuchni.
-Wierzę gdy zobaczę na oczy - prychnął Loki.
-Nie w robisz mnie w obieranie kartofli, ale mogę chętnie zobaczyć jak ty się męczysz! -zabrała koc ze Steve'a i pobiegła za Clint'em.
-Po co masz patrzeć jak biegam i tak później, by było śmianie się ze mnie od twojej osoby, na co mi to.. -przewrócił oczami.
-Hahaha bardzo zabawne - prychnął Clint i z uśmiechem na ustach szedł do kuchni.
-O ładnie się już domyśliłeś - powiedział Loki i ominął brata.
-Wieeeem.. -mruknęła Tasha z wielkim bananem na ustach.
-Nie jestem dobrym bratem, ani opiekunem, przyznaje się. Jeśli tylko chcesz wrócić do Asgardu i przyjąć karę zamiast nauczyć się kilku dobrych rzeczy to proszę bardzo.. -Thor poszedł usiąść na fotelu.
-Nie dzięki nie chce mi się iść na gilotynę- odparł - i nic złego nie robię! - rzekł gdy Clint wraz z Tashą znikli w kuchni.
-To chociaż mi uwierz i zaufaj w słowo, a nie doszukujesz się drugiego dna żeby ze mną się kłócić jak teraz..
-Ja się nie kłócę - odparł - ty szukasz teraz zwady powiedziałem swoją opinię tylko!
-Dobrze jest moja wina.. -uniósł ręce w górę, a później skrzyżował na piersi. Loki tylko prychnął na słowa brata i usiadł na kanapie. -Biorę na siebie każdą twoją winę, a ty nawet o tym nie wiesz.. -wstał i poszedł do pokoju.
-Dobrze zdaje sobie z tego sprawę!
-Nie widać żebyś się tym przejął.. -Thor opuścił salon.
-Nie za bardzo - rzekł lekceważąc jego słowa. Bóg piorunów nie odezwał się tylko zaszył się w swoim tymczasowym lokum. Loki wrócił do czytania. Nie tylko Thor postawił się za nim, ale i ich matka Frigga. Dlatego i stara się być lepszy dla ich matki nikogo więcej. Książę Asgardu nie powiedział ważnej rzeczy swojemu bratu i nie zamierzał mu o tym powiedzieć, nie chciał zaczynać kolejnej kłótni, bo i tak byłaby jego wina nie Loki'ego. Kapitan dalej trzymał Antosia i głaskał śpiocha, westchnął tylko na kłótnie bogów, ale za bardzo nie chciał ingerować, by nie pogorszyć sytuacji. Natomiast Tony przespał kłótnie jakby dla niego w ogóle się nie odbyła. Gdy Clint trudził się z ziemniakami, które opornie się obierały, a Loki siedział w ciszy i czytał. Avengers Towers znów wypełniła cisza. Tylko co jakiś czas Natasha śmiała się z Clint'a i musiała mu pomagać przy obiedzie, a mężczyzna był bardzo wdzięczny, że Wdowa po śmianiu się z niego jednak mu pomogła. Popołudnie było już tuż tuż.
Na helicarrierze Wade siedział u siebie i poznawał telefon, zaś lekarz właśnie szedł do Peter'a, by poinformować go o jego stanie oraz co może, a czego jeszcze nie. Pajączek leżał i patrzył w sufit nudząc się bardzo, miał ochotę stąd wyjść i nie być sam. Po chwili wszedł do sali lekarz.
-Witam ponownie Peter.
-Dzień dobry po raz kolejny doktorze.. -uśmiechnął się słabo chociaż jego wzrok nadal był utkwiony w ścianie nad nim.
-Już będziesz mógł chodzić tylko będziesz musiał przestrzegać kilku zasad, które ci narzucę dla twojego dobra.
-To może posłucham tych zasad..
-A więc po pierwsze masz na kilka dni nie być Spidermanem, masz się nie przemęczać. Po drugie masz nie tachać niczego co ma z 20 kilo i w górę. Po trzecie masz się oszczędzać i odpoczywać, zero latania po pajęczynie przez jakiś czas. Po czwarte masz brać witaminy z trzy razy dziennie. Po piąte masz jeść lekkie śniadanie i syty obiad kolację mogę ci odpuścić.
-Na jak długo nie będę mógł być Spider-manem? A 20 kilo mniej będę mógł? No to jak mam nie być bohaterem to jak mam latać na pajęczynie? Dlaczego aż tak dużo? Ale to tak dużo jedzenia..
-Na około 3-4 dni nie masz być spidermanem chyba, że sytuacja polepszy się po tym jak prawidłowo będziesz jeść i to nie jest dużo jedzenia, bo na śniadanie możesz zjeść wafle ryżowe.
-A nie mógłbym jeść tylko obiadu? -popatrzył na lekarza.
-Niestety nie, bo musisz coś jeść rano!
-A nie wystarczy coś do picia tylko?
-Nie - rzekł - możesz zjeść wafla ryżowego bądź zwykle płomykówki jak wolisz, ale musisz jeść!
-Dobrze spróbuje coś zjeść.. -westchnął.
-Więc co masz zamiar robić? Bo jeśli chcesz gdzieś się wybrać to musisz iść z tym do Fury'ego.
-Miałem opuścić to pomieszczenie podobne do szpitala i szczerze myślałem, że pan Nick pozwoli mi iść do pana Stark'a.
-Hmmm ktoś musiałby cię tam podrzucić - stwierdził - możesz się spytać dyrektora może ci pozwoli.
-Dobrze, dziękuję.. -podniósł się powoli.
-Tylko się oszczędzaj!
-Będę, postaram się znowu nigdzie nie wylądować w szpitalu.. -wziął tylko swój telefon, bo nic więcej swojego tu nie miał.
-Pójdę po twój strój - powiedział lekarz - ale najpierw odprowadzę cię do gabinetu!
-Ale ja wiem gdzie jest gabinet.. -powiedział Parker
-Wiem, ale wolę cię odprowadzić.
-Rozumiem.. -kiwnął głową.
-Nie kręci ci się w głowie? - zapytał i ruszył do drzwi.
-Nie, a dlaczego miałoby? -szedł powoli za doktorem.
-Nie wiem pytam tylko dla pewności - odparł i otworzył drzwi.
-Nie, ale dziękuję.. - Lekarz kiwnął głową i wyszedł z sali, a Peter również wyszedł w końcu z sali i szedł obok lekarza. Przez korytarze, które przechodzili szli szło dużo patroli. Całą drogę szli w ciszy. Kiedy stanęli w końcu już przy gabinecie Peter spojrzał na drzwi to na doktora.
-Um dziękuję doktorze..
-Nie masz za co - odparł i kiwnął głową - jak skończyć rozmawiać z Dyrektorem to poczekaj na mnie tu albo idź do pokoju Wade'a.
-Um no dobrze.. -mruknął i delikatnie się uśmiechnął pukając do drzwi. Doktor ruszył do sektoru gdzie znajduje się strój Peter'a.
-Proszę - powiedział głos za drzwi.
Pajączek nie pewnie wszedł do gabinetu.
-Dzień dobry..
-Witaj Peter widzę, że już czujesz się lepiej - powiedział spokojnie i uśmiechnął się. -Doktor pozwolił ci wstać?
-Tak, cały czas w sumie czułem się lepiej, ale nie chciałem denerwować pana ani doktora więc zostałem.. -powiedział z uśmiechem.
-Rozumiem - kiwnął głową- usiądziesz?
-Tak.. -usiadł posłusznie na przecież niego.
-Co cię sprowadza Peter?
-No w sumie chciałem spytać czy będę mógł iść do pana Stark'a do wieży..
-Nie wiem czy Stark jest teraz w stanie cię przypilnować, ale jest reszta więc chyba zdołają cię upilnować - powiedział.
-Sam też o siebie dam radę zadbać, poza tym mają czas na adoptowanie małego kota i ugoszczenie wujków z Asgardu.. -mruknął.
-Czekaj co?! - spytał z niedowierzaniem Fury.
-Czekam na co? -zmarszczył brwi.
-Co powiedziałeś? Mają kota i kogo z Asgardu?
-Tate Steve zaadoptował kota, bo tata Tony jest na niego obrażony i siedzi w pracowni, a jak dzwoniłem to wujek Loki był z nimi..
-Nie możliwe aby Tony siedział w pracowni - rzekł - dostał zakaz zbliżania się do pracowni dopóki jego stan nie będzie wystarczająco dobry. Mam nadzieję, że Loki nie narobi problemów.
-Um wujek był miły jak ze mną rozmawiał, poza tym nie chciał ode mnie odebrać egh, mam nadzieję, że nie narobię mu problemów sobą..
-Ty i problemy - pokręcił głową - Stark zawsze cię przyjmuję z otwartymi ramionami. Więc nie powinieneś narobić im problemów.
-Mam nadzieję, a mam pytanie..
-Jakie?
-Czy Wade będzie wychodził z helicarrieru?
-Dostał ode mnie propozycje - powiedział - lecz musi sobie na spokojnie wszystkiego ułożyć.
-Rozumiem.. -kiwnął głową.
-Ale może gdy zdecyduje to będzie mógł chodzić po mieście.
-Dobrze i tak dostałem karę na skakanie i w ogóle pajączkowanie od doktora..
-To tylko i wyłącznie dla twojego dobra Peter.
-Wiem panie Fury..
-To kiedy chciałbyś wybrać się do Avengers towers?
-A kiedy będę wypisany?
-To nie szpital Peter - odparł - jeśli lekarz stwierdził, że nie musisz już leżeć to możesz kiedy chcesz iść, ale musisz przestrzegać zasad.
-Wiem wiem, mam zaczekać na doktora ma mi przynieść strój poza tym chyba będę potrzebował podrzutki do wieży.
-Dobrze zaufany agent cię podrzuci - powiedział - i jedz więcej Peter, bo jedzenie jest ważne.
-Dziękuję i wiem wiem. Słyszałem..
-Może jeszcze wpadnij do Wade'a - powiedział - może i nie pamięta za wiele, ale i tak warto się z nim pożegnać jeśli idziesz do wieży.
-Wiem pójdę do niego, sam w sumie miał przyjść do mnie na chwilę, ale ja pójdę.. -uśmiechnął się.
-Wiesz telefonem pewnie się bawi, bo miał na nim wiele blokad, ale pewnie telefon pomoże mu w przywracaniu pamięci.
-To dobrze, rozumiem, też bym chciał mu przypomnieć kilka rzeczy.. -powiedział cicho.
-Na spokojnie Peter na pewno sobie przypomni.
-To wiem proszę pana wiem -uśmiechnął się lekko.
-Tylko masz przestrzegać wytycznych doktora Peter abym nie dostał potem informacji, że jednak nie przestrzegałeś.
-Będę u pana Stark'a będę przestrzegał wszystkiego..
-Mam nadzieję - powiedział i uśmiechnął się do niego.
-Żeby spotkać się szybko z Wade'm, a później się zastanowię..
-Peter nie jedząc wyniszczasz organizm - powiedział - chyba nie chcesz mieć przez to problemów?
-Nie chce, ale również nie chce za dużo jeść..
-Peter powiedz mi dlaczego nie chcesz jeść?
-Jak czegoś nie chce to nie jem i nie biorę.. -popatrzył na swoje ręce.
-Rozumiem to, ale nie jedzenie specjalnie jest złe!
-Rozumiem, ale po co mam jeść skoro nie jestem głodny i jadłem na dzień tylko jeden posiłek..
-Oj Peter Peter -westchnął -czasem jeden posiłek nie wystarcza.
-Ale mi wystarcza.. -mruknął.
-Wyniszczysz sobie w ten sposób organizm, ale przynajmniej jeszcze jesteś w stanie normalnie jeść.
-Nie wyniszczę będzie dobrze. Co to znaczy jeszcze jestem w stanie?
-To ci Stark wyjaśni pochwali się swoją głupotą!
-Teraz naprawdę chce wiedzieć o co chodzi z panem Stark'iem.. -westchnął.
-Przekonasz się sam - powiedział dyrektor.
-Eh no dobrze dobrze spytam go..- Ktoś zapukał do drzwi i wszedł przez nie doktor.
-Witam doktorze - przywitał się Fury.
-Witam dyrektorze poucza pan dzieciaka?
-Coś trzeba w końcu zrobić -powiedział.
-Ma pan rację.. -lekarz podał strój Peter'owi.
-Zaraz poinformuje agenta i będziesz mieć 15-20 min - zwrócił się do Peter'a.
-Dobrze więc mogę teraz iść do Wade'a?
-Tak - odparł Fury. Pajączek podziękował za strój i wyszedł zostawiając mężczyzn samych.
-Peter będzie trudnym orzechem do zgryzienia odnośnie jedzenia - rzekł. Podczas kiedy Wade siedział na łóżku i łamał blokady.
-Wiem Fury, zauważyłem to -westchnął doktor i usiadł na wcześniejszym miejscu chłopaka.
-Mam nadzieję, że w wieży będą dobrze go pilnować z jedzeniem.
-Musisz pomówić z Stark'iem żeby pilnował go z jedzeniem i witaminami, daje ci tu kartkę z wytycznymi dla niego..
-Dobrze - kiwnął głową - mam nadzieję, że przypilnują go z tym -westchnął i wyciągnął telefon. Wysłał do zaufanego Agenta wiadomość o podrzuceniu dzieciaka. - Dam to agentowi on przekaże to Stark'owi, bo młody, by pewnie nie dałby tego.
-No właśnie albo udał, że zgubił gdzieś. Dlatego dałem to tobie..
-Dobra decyzja - odparł i kiwnął głową biorąc kartkę i leki.
-Wiem o tym, że to dobra decyzja.. -uśmiechnął się. -Pozwoliłeś mu iść do swojego syna?
-Tak, sądzę iż to dobry wybór - rzekł - Wade powinien wiedzieć gdzie się wybiera Peter.
-Rozumiem, może to i dobrze..
-Obawiam się, że on nie pamięta więcej niż przed czasem poznania Peter'a.
-Aż tak dużo zdążyłeś go wypytać?
-O kilka istotnych rzeczy, które były sprzed roku bądź dwóch, które nie dało się zapomnieć, chociaż i nie pamięta Avengers.
-To długo dość.. -zastanowił się. -Nie wiem jak on sobie z tym poradzi, ale daje mu do 3 miesięcy i wszystko sobie przypomni jest silny..
-Już i tak sporo kojarzy, ale nie potrafi określić - stwierdził Fury.
-Dlatego mówię, gdyby ktoś inny miał amnezję możliwe, że w ogóle, by sobie niczego nie przypomniał, a że razem z Wade'm jest regeneracja to da sobie radę.
-Przynajmniej jeden plus jest tej regeneracji - odparł dyrektor.
-Jestem zadowolony, że w ogóle mu wróciła, a reszta na spokojnie..
-Tak racja doktorze!
-Dobrze to tyle miałem do przekazania jakby coś to proszę wołać będę u siebie w gabinecie..
-Rozumiem miłego dnia doktorze!
-Wzajemnie miłego dnia..
Fury spojrzał na zegar i wstał od biurka. Musiał iść do Colsona. Dać mu zalecenia i dać teczkę z aktami odnośnie misji Kapitana i Iron mana.
Pajączek sterczał przed drzwiami Wade'a i miał zapukać, ale tylko dreptał od trzech minut nie wiedząc czy może.
-Ughhh jebane blokady! - warknął głośno Wade i rzucił telefonem w ścianę.
3496 słów!
Czy Wade odzyska całkowicie pamięć?
Jak zareagują Avengers?
Co wydarzy się jeszcze?
Rozdział z okazji Dnia szkoły i pełnoprawnie zaczęcie wakacji!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro