Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czy będziesz mój?

-Nie chcesz? -stanął na chwilę i schował twarz w jego szyi. -Dobziu to nie pójdziemy do nich.

-Dziękuję - odetchnął z ulgą, a Steve ugryzł delikatnie mężczyznę w szyję i trzymał go nadal za dłoń. Gdy Tony za mruczał cicho i przy mrużył oczy.

-Dobra to w takim razie wypijesz kawę, zjesz coś trochę i możemy zniknąć.

-Yhym - wy mruczał.

-Gdzieś gdzie nikt na nas nie będzie polował. -musnął jego policzek.

-To dobrze.

-Jeśli ci to nie przeszkadza oczywiście.

-Nie przeszkadza - odparł.

-A masz jakieś plany na dziś?

-Chyba raczej nie mam - powiedział.

-A co z reaktorem?

-Dopiero jutro przyjdą potrzebne rzeczy.

-No dobrze, więc dzisiaj masz takie jakby wolne..

-Tak można to tak stwierdzić - odparł.

-Więc mogę cię wykorzystać do niecnych dzisiejszych planów?

-Raczej chyba nie mam nic przeciwko - powiedział, a z jego gardła niekontrolowanie wydobyło się ciche mruczenie.

-Mmh -popatrzył w bok lekko za rumieniony. -To dobrze.

-Kawusi - mruknął i ziewnął cicho.

-W kuchni masz kawusie. -skierował się z powrotem do kuchni. -I jedzenie też dla ciebie jest.

-Kawusia ta jedzenie już mniej.

-Kawusia i jedzenia tak, twoje marudzenie mniej.

-Nie marudzę Stevii.

-Marudaa! -Prychnął cicho na jego słowa i ruszył za nim do kuchni. -Maruda maruda maruda. -mruknął w jego policzek.

-Nie jestem marudą.

-Jesteś super marudą!

-Nie - wy marudził.

-Oczywiście, że tak!

-Zdaje Ci się Steve.

-Nie zdaje Tonyś.

-Um...

-No i co masz do powiedzenia?

-Nic - poddał się niechętnie.

-Mmm moja kochana maruda. -ugryzł lekko jego uszko, które od razu niespokojnie się poruszyło, a właściciel ucha miauknął cicho. -Cii, bo obudzisz Peter'a.

-J-jestem cicho - mruknął.

-Jesteś? -musnął jego policzek.

-Yhym - mruknął.

-Mój. -obrócił go w swoją stronę. Na te słowa pół kota uszy podniosły się do góry. Złączył nie pewnie i delikatnie ich usta, a Tony odwzajemnił też dość niepewnie. Steve uśmiechnął się i delikatnie muskał usta pół kota. Który zaczął po mrukiwać, a jego ogon, który jak dotąd był owinięty wokół nogi, rozprostował się i zaczął merdać na boki. Co ucieszyło tylko Rogers'a i nie zaprzestawał pieszczot zadawanych dla ust Stark'a. Gdy Tony starał się odwzajemniać wszystkie pieszczoty. Cap nie chciał odsuwać się od Tony'ego było całkiem słodko z samego rana. Zaś Antoś nie sądząc iż tak potoczy się ten ranek teraz nie miał nawet żadnych, ale z głupiego żartu dwóch James'ów, którzy mieli za sobą nie mały wybryk o którym wiedzieli oni i Jarvis, który wie wszystko. W końcu niestety Anthony musiał odsunąć się od ust Steve'a gdyż potrzebował zaczerpnąć więcej powietrza.

-Wybacz. -Steve popatrzył w bok i podrapał się po karku.

-N-nie przepraszaj - odpowiedział cicho.

-Będę, chodź wypić tą kawę. - Tony kiwnął tylko głową i wypuścił powietrze z siebie. Przyszli do kuchni i zasiedli przy stoliku. Zaś brunet dość wolniej to zrobił niż blondyn. Kapitan podsunął nawet Tonemu talerz z przygotowanymi dla niego kanapkami, który spojrzał na nie  niezbyt chętnie i westchnął cicho.
-Mam cie jeszcze po karmić?

-Nie nie trzeba - odpowiedział.

-To poczekam.- Antoś mruknął, ale wziął pierwszą kolorową kanapkę  z różnymi składnikami i ugryzł małego gryza. Steve czekał na werdykt od konsumenta i patrzył na niego dużymi oczkami. Na co Tony prychnął.

-Nie rozumiem po co ci opinia skoro zawsze wszystko dobre robisz.

-Wszystko nie powiedziałbym.

-To co takiego nie umiem dobre zrobić?

-Nie umiem sprawić żebyś był zdrowy, żeby nikt ci nie dokuczał, żebyś miał wszystko co najlepsze, żeby reszta też miała dobrze.

-To co się ze mną dzieje to nie twoja wina - stwierdził - a reszta daję sobie radę Steve.

-Eh no wiem wiem. -schował twarz w ramieniu.

-Sam do tego doprowadziłem więc nie wiem dlaczego bierzesz moje błędy na siebie.

-Bo biorę. Ciebie całego biorę więc i twoje błędy.

-Moje błędy to są jednak moje Stevie.

-Chce aby były też i moje.

-Nie masz już dużo wszystkiego aby jeszcze mnie?

-Nie, brakuje mi ciebie. - Na te słowa Antoś zarumienił się delikatnie i wgryzł w kanapkę.- To jak będzie, ty też będziesz mój?

-Twój? - spytał, ale jego ogon z zadowoleniem zaczął merdać na boki.

-No tak mój. -spojrzał na niego.

-Ale dobrze rozumiem, że twój?

-Tony tak mój. -uśmiechnął się.

-To dość przyjemne słowo - wy mruczał.

-Które? -uniósł brew.

-Twój mój.

-Bo ty też będziesz mój? Tak chce.

-Chce być twój - wy mruczał cicho.

-N-no i cudownie jesteś mój.- Antosiowi ruszał się z zadowoleniem jego puszysty ogonek, a uszy stały wysoko uniesione. -A teraz jedz póki dobre.

-Yhym - mruknął i zaczął jeść kanapki.

-Smacznego kotek.

-Dziękuję - powiedział, a przez cały czas jego ogon radośnie machał na boki. Rogers zarumienił się lekko na widok zadowolonego Tony'ego. Gdyż ostatnio nie był zbyt często zadowolony czy radosny, a teraz jego ciało to dość mocno sygnalizowało swymi kocimi dodatkami.

-U-roczo wyglądasz koteczku. -szepnął cicho. Jednak Antoś pokiwał sprzecznie głową gdyż w ustach miał kanapkę. -Prawda i jedz, a nie sprzeciwiaj się mi. - na owe słowa jednak mężczyzna tylko mruknął i jadł nadal.- Mój Tonyś uroczy kochany koteczek!- nie odpowiedział mężczyzna, ale jego ogon zamerdał mocniej. Blondyn uśmiechnął się szeroko. Tony zjadł z trzy kanapki i stwierdził, że już nie ma siły aby je wepchnąć w siebie. -Ładnie dzisiaj zjadłeś ci powiem.

-To pochwała za to, że zjadłem? - mruknął niezbyt rozumiejąc.

-Pochwała będzie w innym rodzaju.- Tony przechylił głowę w bok czekając aż powie co mu w głowie siedzi. -No co tak patrzysz, to jest niespodzianka.

-Ugh - westchnął i kiwnął tylko głową, że rozumie.

-Nie powiem ani słowa. -pokiwał mu palcem przed nosem.

-Rozumiem - odpadł i ziewnął cicho.

-Śpiący nadal to idź się jeszcze zdrzemnąć na chwilkę może?

-Nie chce - mruknął i rozciągnął się trochę.

-Idź żółtko ci wejdzie będziesz lepiej funkcjonował.

-Wolę nie spać nie wiadomo kto i co się napatoczy - stwierdził.

-Będę cię pilnował żebyś dobrze spał.

-Przecież chyba masz własne sprawy, a ja później może prześpię się.

-Ważną sprawą moją jaka teraz jest, jesteś ty mój koteczku.- gdy to powiedział Tony za mruczał aż, a jego ogon poruszył się niespokojnie. -No tak mruczku ty, właśnie ty więc nie mam nic innego.

-Rozumiem, ale raczej już nie zasnę - odpowiedział cicho i patrzył się swoimi ślepiami na blondyna.

-Nie zaśniesz? -uniósł brew, a on pokiwał głową na nie iż nie zaśnie już ponownie.-Oj zaśniesz zaśniesz. -wstał od stołu i podszedł do niego.

-Hm? - mruknął i patrzył się na niego.
Steve przerzucił pół kota przez ramię i poklepał go po pupie.

-Pójdziesz pójdziesz. - Tony miauknął nie spodziewając się tego iż blondyn przerzuci go przez ramię i po klepie po jego dupie. -Dalej miauczysz? A miaucz miaucz. -uśmiechnął się szeroko i wszedł do salonu. Mężczyzna chciał mu odpowiedzieć, ale stwierdził, że nie będzie komentować gdy jego ogon poruszał się nadal na boki. Steve położył Tony'ego na kanapie obok śpiącego Peter'a. -Do spania. - jednak spotkał się on z pytającym wzrokiem bruneta.
-Do spania raz Tony. - Westchnął on cicho i niechętnie ułożył się wygodniej. Stevie usiadł przy kanapie i zaczął masować delikatnie brzuch Stark'a, który zareagował od razu cichym mruczeniem i przymrużeniem powiek. -Zdrzemnij się chociaż chwilkę. -szepnął.

-Yhym - od mruknął cicho starając się usnąć. Kapitan próbował uspać na chwilę Stark'a aby wypoczął. Co udało mu się po kilku minutach gdyż mruczenie stopniowo zaczęło zanikać, aż w końcu ucichło. Rogers uśmiechnął się pod nosem lekko widząc dwie ważne osoby śpiące spokojnie. Wyglądali dość niewinnie w czasie snu. Cap mógł spokojnie uprzątnąć trochę salon i kuchnie i zerkać co jakiś czas na Parker'a i Stark'a. Jeden z nich nadal spał twardym snem gdy drugi drzemał. Jedynie co mogło teraz przeszkodzić w śnie tej dwójki to przybycie reszty, ale iż do bardzo późna grali to na pewno wcześnie nie wstaną. Naturalnie, że wszyscy chrapali jak zabici i nie zamierzali wychodzić z ciepłych łóżek i odciągać się od miłych snów. Chociaż Buła i Rudi nie spali po porannym treningu. Mogli po ciężkim treningu jeszcze odpocząć w łóżkach, ale oni nie chcieli. Woleli siedzieć na szafce i patrzeć przez okno w ciszy. Gdyż w tej ciszy nikomu nic nie przeszkadzało, a nawet była trochę potrzebna im, po tak ostrym poranku. Chociaż niby się dogadali i pogodzili to jednak nadal było między nimi napięcie. Które właśnie chcieli zniwelować przez ciszę i wtulanie się w siebie. Nawet Rhodey nie chciał zaczynać rozmowy wolał wszystko przemyśleć na spokojnie. Barnes trochę żałował, że postąpił tak nachalnie wobec czarnoskórego.
I dość brutalnie aby tylko pokazać, że się da, ale za bardzo go prowokował i kusił aby tego nie zrobić. Jednakże mógł zachować się odpowiedzialniej i odpowiednio, ale Bucky to Bucky on robi wszystko po swojemu. Jednak Rhodey wiedział na co się pisze.

-To może jednak zrobię ci ten masaż za długo jest cisza.. -mruknął cicho brunet.

-W jakim sensie cisza? - spytał cicho.

-No nic nie mówisz i patrzysz się w dal.

-Myślę - odparł.

-O czym, powiedział byś?

-O wszystkim i niczym szczerze mówiąc. Martwię się o wszystkich. Czeka nas wojna z Hydrą, a to nie jest łatwy przeciwnik.

-Człowiek siedzący w metalowej puszce martwi się? -prychnął cicho.

-To tylko zbroja może broni przed pociskami, ale nie broni całkowicie.

-Damy radę i wiem doskonale jaka jest Hydra. Pieprzone gnoje, które piorą mózg aby tylko walczyć po ich stronie i mordować wszystkich kogo popadnie.

-Wiedziałeś, że Deadpool był ich marionetką? - spytał i spojrzał na niego.

-Obiło mi się kiedyś coś o uszy jak o nim rozmawiali, ale nie pamiętam wszystkiego. Kiedy jest się pod rozkazami pierdolonej mendy, która czyta jakieś szmule, a później odzyskujesz swoją prawdziwą świadomość nie bardzo pamiętasz co przed chwilą miało miejsce.

-Dlaczego nie powiedziałeś od razu tego Tarczy? Skoro z nami współpracujesz to raczej nie powinieneś zatajać takich informacji.

-To nie jest takie proste jak myślisz -ciężko westchnął i schował twarz w plecach mężczyzny.

-Nie jest możesz jakoś to wytłumaczyć?

-Nie da się. Czemu chcesz to wszystko ze mnie wyciągać skoro i tak nic nie chce mówić? Poza tym jak się jest zmanipulowanym i ktoś ma nad tobą kontrolę nie dużo wiesz co się dzieje wokół ciebie.

-Dobrze nie będę w to wnikać skoro nie pamiętasz, ale gdybyś powiedział o tym Fury'emu to może inaczej historia się potoczyła.

-Ta z pewnością siedział bym w jednej z ich siedzib i by poili mnie jakimś gównem, trenował bym to rozlewu krwi, zamknęli w izolatce, a później wypuścili by mnie na was jak wygłodniałą bez mózgą bestie..

-Myślisz, że to samo robią z tym dzieciakiem? - spytał cicho i wtulił się w niego plecami.

-Na każdego niestety mają inny zestaw szmacenia. Nie wiem jak, ale jeśli jest w Hydrze dostanie wycisk.

-Bądź już dostaje minęło w końcu kilka dni odkąd Helicarrier jest zniszczony.

-Albo dalej go trenują. Nie wiem Rudi i tak niestety słyszałem, że rozwalili Helicarrier..

-Myślisz, że mają większe plany odnośnie niego?

-Nieee wieeeeem Rudi.

-Wybacz po prostu wiesz więcej odnośnie Hydry chciałem się spytać - mruknął.

-To, że przez nią przeszedłem nie znaczy, że będę się wszystkim spowiadał co przeżywałem..

-Przepraszam- mruknął jeszcze ciszej i popatrzył się za okno.

-Nie musisz przepraszać po prostu, nie lubię tego od nowa wspominać.

-Rozumiem pewnie nie było łatwo - westchnął.

-Nie było to prawda.

-Gdyby tak pomyśleć to dzieciak pewnie też nie ma łatwo.

-Zgodzę się, tam nikt nie ma łatwo.

-Pełno haczyków, które mogą wykorzystać na niego - powiedział cicho.

-Na każdego coś znajdą aby go zgiąć i żeby był im posłuszny.

-Zadziwiające jest to, że uciekł Hydrze raczej nikt nie ucieka im żywy.

-Można uciec, ale i tak cię dopadną.

-To wychodzi na to, że polowali na niego od długiego czasu.

-Mógł się pilnować.

-Ale to właśnie na Helicarrierze go złapali - stwierdził niepewny - raczej nie miał jak się tam pilnować.

-Aha czyli jest przejebane. Jak posunęli się do szpiegostwa na Helicarrierze, oznacza tylko jedno. Plan RS! -niechętnie opuścił Rhodeya. -Słyszałem o tym, napad na Helicarrier i powrót tego potwora! Nie możemy do tego dopuścić. -skierował się do drzwi.

-Wiedziałeś o tym planie? - ruszył za nim - Co to plan RS? O co w nim chodzi?

-Wiem tyle, że pewnego dnia chcieli zniszczyć Helicarrier, a kiedy pozbędą się TARCZY będą mogli na spokojnie dokończyć projekt przywrócenia Czaszki.

-Dlaczego nikt nie wiedział o tym skoro ty wiesz? - spytał - Ile nie powiedziałeś reszcie?

-Nikt nie powiedział mi dokładnie jak to Hydra zrobiła.Wiem o tym jak przez mgłę, bo obiło mi się o uszy no..-westchnął.-Tego tylko nie powiedziałem, tego co tobie teraz.

-Eh nie wiesz nic więcej o tym czyż nie? - spytał niezbyt pewnie - Myślisz, że im się uda?

-Ojj mam nadzieję, że się nic im nie uda, a Deadpool będzie po naszej stronie. Jak go Skull prze skrobie na Hydre, tak już nic mu nie pomoże, ze mną Stevie miał ciężko..

-Wiem słyszałem, ale miejmy nadzieje ze go nie złamią, bo nawet gdybyśmy chcieli przeciwko niemu walczyć to nie mamy szans.

-Nawet poświęcenie się tu nic nie da. -westchnął. -Mam nadzieję, że nie uda im się sprowadzenie Red Skulla.

-Popieram - kiwnął głową iż się zgadza z Bułą - gdzie idziesz?

-Do kochasiów, a do kogo można iść?

-Po co? - spytał i szedł za nim chociaż tył bolał nadal.

-Wiem po co, nie musisz za mną iść jak nie dasz rady.

-Dam radę poza tym chce iść - odparł.

-Dasz radę to po co utykasz?

-Nie utykam - burknął i zaczął iść w miarę normalnie.

-Udawaj teraz, a chciałem Ci masaż zrobić.

-Później - odparł i szedł z nim.

-Później chcesz jeszcze? -popatrzył na Rudiego z lekkim uśmiechem.

-Proponowany masaż skoro się na niego aż tak uparłeś.

-Tylko masaż?

-A co jeszcze chcesz może powtóreczkę?

-To zależy od ciebie czy chcesz powtórkę.

-Najpierw może powiesz swojemu kapitanowi co planuje hydra.

-Najpierw, a ty nie chcesz być najpierw? -uniósł brew. Na co mężczyzna wzruszył ramionami.

-Każda informacja jest na cenę złota.

-Ych. On o tym wie, ale nie zupełnie ze szczegółami. Wie trochę mniej od ciebie.

-Cóż warto wiedzieć - odparł Rhodes.

-Ych to dobrze, że warto.

-Ta. Myślisz, że dostaniemy opierdol za mały prank na Stark'u?

-Ty nie. Ja tak- zaśmiał się Bucky.

-Przekonamy się - odpowiedział.

-Z czym się przekonamy? Skoro i tak wezmę całą winę na siebie?

-Weźmiesz? Sądzę, że Kapitan i tak ukara nas dwóch.

-Nie nie, powiem Steve'mu jak było.

-Cóż zapomniałeś, że jest Jarvis - rzekł.

-Jarvi mnie nie sprzeda, bo prze trzepie mu kable jak powie prawdę.

-Już Pan Rogers zna prawdę - powiadomił Jarvis.

-No widzisz jeśli chodzi o Tony'ego to Jarvis stoi za nim.

-Zgwałcę cię zasrana pokrako! -warknął na sztuczną inteligencję. -Głupia technologia!

-Hahahahahahah - Rudi wybuchnął śmiechem.

-Ty też będziesz miał przesrane! -ostrzegł go od razu.

-Oł cholera - mruknął od razu opanowując się.

-Teraz cholera? Teraz się mówi trudno.

-Cóż przeżyjemy to razem -stwierdził cicho ciemnoskóry.

-Ty będziesz to przeżywał dwa razy ciężej.

-Dlaczego ja dwa razy ciężej?

-Bo tak mi się podoba!

-Em okej?

-Dla będzie będzie zajebiście okej, ale dla ciebie, zobaczymy towarzyszu.

-Ummmmm. Boję się trochę? - mruknął Rhodey.

-To dobrze oto właśnie chodzi żebyś się bał.

-Yhym - mruknął i byli praktycznie już w salonie.

-Ooooo kochasie chyba nie śpią. -popatrzył na Steve'a, który głaskał brzuch Tony'ego i drzemał.

-Jak widać - odparł Rhodey, a Tony słysząc ich aż się spiął.

-Oooo gołąbeczki chyba się pokłóciły dość. -Bucky podszedł do śpiącego blondyna. -Beep nosek. Wstawaj gdzie go tam po kocykiem trzymasz grzesznik jeden. -dokuczył przyjacielowi, który ziewnął i zabrał obydwie ręce aby przetrzeć oczy.
Natomiast Tony skulił się pod kocem i bardziej schował w nim.

-Dobra dobra Buła ciszej, bo dzieciaka obudzimy.

-Czego się drzesz i budzisz ludzi. -ziewnął prze ciągle Cap i zerknął na nich.

-A bo jest ranek mam dobry humor i lubię wszystkim dokuczać!

-Dosłownie wszystkim dokuczać - stwierdził War machine na słowa Zimowego Żołnierza.

-Jeszcze cos masz do dodania Rudi? -przewrócił oczami.

-Co żeście rano na wymodelowali co? -wstał z ziemi i zabrał ich do kuchni.

-My nic? - powiedział niepewnie James, gdy Tony wykorzystał okazje, by uciec do swego pokoju i zaszyć się pod bezpieczne łóżko

-Nic, wcale. -westchnął ciężko. -Bucky wiem, że to twoja sprawka w większości. Aż tak się chciałeś zemścić, że trzeba było Tony'emu robić psikusa? -popatrzył na bruneta to na czarnoskórego z politowaniem.

-A udało się!

-Mówiłem Ci, że zniknął jak wracaliśmy - stwierdził James- taki niewinny psikus przecież nic mu się nie stało Cap.

-Wracaliście? No właśnie skąd rano wracaliście, co to za krzyki były? -popatrzył na nich podejrzliwie.

-Trening na schodach, plus dodatkowo Rudolf wstał lewą częścią głowy -zaśmiał się cicho Barnes.

-Nie moja wina, że jebłem w tą szafkę rozwalając sobie trochę łba - prychnął Rhodey.

-Boże co z was wyrosło. -pokazał głową na boki Cap.-Mam rozumieć, że wam przeszło?

-Pewnie zawsze!

-Ta - odparł Rhodey i popatrzył za Tony'm, którego oczywiście już nie było.

-Co was napadło aby dokuczać? -blondyn patrzył na nich, a Bucky chichrał się pod nosem. Gdy Rudi wzruszył ramionami na pytanie kapitana.

-No to moja wina nie Rudolfa, to coś w ogóle tego tu nie ma -Bucky wskazał na postać czarnoskórego. -To moja i wyłącznie tylko moja wina. Chciałem mu zrobić psikusa i sprawdzić czy będzie tak jak ty się zachowywać.

-Nie zmienia to tego iż zrobiliście bardzo nie przyjemny żart! Antoś teraz znowu będzie unikać wszystkich przez was głupi żarcik - o krzyczał ich kapitan.

-Mój. I.. -zaśmiał się pod nosem. -Antoś! Hahahahahah! Ja pieprze Antoś! -zaczął się w głos rechotać.

-Naprawdę Bucky? - spytał Steve. -Będziesz się śmiać?

-Buła uspokój się - rzekł Rudi.

-Antoś! -dalej się dusił śmiechem. -ANNNtoś! Ahahahaha!

-James przestań! - powiedział Kapitan.

-Antoooooooś! -nie mógł przestać ogarnąć głupawki. -Nie wierze w ciebie Stevie jak można Stark'a nazwać Antosiem?!

-Normalnie! I nie denerwuj mnie bardziej Bucky, bo kara będzie koszmarna!

-Ale jak masz mi dawać swoje klapsy to tylko i wyłącznie tylko mi.

-Obydwoje! - rzekł - I nie zbliżać mi się do Tony'ego!

-Antosiaaa hahahaah! Stebie tylko ja. Rudolf nic nie zrobił, on już dostał ode mnie za swoje. -Bucky popatrzył na czarnoskórego.

-Nie komentuje Buła i troszkę się uspokój - rzekł Rudi.

-Zmuszasz mnie do tego Bucky - westchnął i przetarł zatoki Steve - dostaniecie ciężki trening na cały dzień!

-Stebieeee tylko jaaaa! -dalej się śmiał. -Zostaw tego Rudolfa obolałego, ja odpokutuje za to, że mnie nie upilnował!

-Nie obchodzi mnie czy to ty czy drugi James - odparł - byliście przy tym obydwoje i zgodziliście się razem na to. Więc i razem będziecie mieć karę!

-Nie! -nadal się upierał. -Jego tu nie ma, w sytuacji kary on się nie liczy! -przewrócił oczami przyjaciel Capa.

-Nie, a to dlaczego? Dlaczego niby Rhodey nie może ćwiczyć?

-Ja mu nie pozwalam, nie wyzdrowiał jeszcze i jeszcze mu się coś stanie niedobrego!

-Nie wyzdrowiał? Wyjaśnisz niby dlaczego skoro jest zdrowy?

-Nie powiem, po co mam ci mówić? -skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

-Okej wieczorem widzę was w sali treningowej!

-Nie! Tylko ja!

-Obydwojga was widzę i tyle! - powiedział głosem nie przyjmującym sprzeciwu.

-Przyjdę sam, bez Rudolfa. On zostaje nic nie zrobił!

-Daj spokój Buła - powiedział Rhodey - przyjdę jeśli taki jest rozkaz - rzekł czarnoskóry, który stał oparty o blat.

-Więc widzę was obydwu! - stwierdził Kapitan.

-Ale po co ktoś ma płacić za moje błędy? Jak trzeba będzie to będę cały dzień ćwiczył bez ustanku, ale jego w to nie mieszaj nie zrobił nic złego, najgorsze, że tylko stał, patrzył i prowokował. -wzruszył ramionami.

-Nie zmienisz mojej decyzji James! - rzekł - Przegiąłeś tym głupim prankiem! - warknął i zerknął w stronę kanapy, ale widział tylko Peter'a na co głęboko westchnął.

-A ty mojej Steve. -przewrócił oczami. -To wygląda tak jakbyś ty zrobił coś złego, ale wezmę jeszcze Tony'ego pod uwagę i jego też udupie chociaż nic nie zrobił.

-Nie mieszaj w to Tony'ego, bo on był poszkodowany waszym głupim żartem! - rzekł - Przez was będzie unikać ponownie wszystkich! Jak tak bardzo ci zależy to niech Ci będzie, a teraz mi na oczy się nie pokazywać, bo po prostu nie wytrzymam!

-Chciałem sprawdzić jak zareaguje, izi bracie spokojnie no. To tylko żarty, nikt nikomu krzywdy nie zrobił. -uniósł ręce w górę w geście poddania.

-Dla ciebie to było śmieszne - westchnął - ale Tony ostatnio zbyt bardzo wszystko przeżywa! - Bucky przymknął na chwilę oczy i zaczesał włosy do tyłu.

-Nie chciałem aby żarty tak przeżywał. -skierował się do wyjścia z kuchni.

-Czasem myśl co robisz Bucky - westchnął Steve, a mężczyzna pokazał mu kciuk w górę i skierował się do pokoju milionera.

-Gdzie idziesz? - spytał cicho Rudi.

-Do Tony'ego? -wzruszył ramionami i zapukał do Stark'a. Jednak nikt mu nie odpowiedział, a za nimi również i poszedł Kapitan. Bucky nie słysząc odpowiedzi i tak wszedł do jego pokoju i zamknął za sobą drzwi. -Hej Tony. -stanął pod drzwiami, który schowany był pod łóżkiem i skulił się jeszcze bardziej słysząc mężczyznę.
-Jesteś człowiekiem czy zwierzęciem, wyjdź z ukrycia i stań twarzą twarz ze mną.- powiedział jednakże Tony nie wyszedł. -Tooony, chce z tobą pogadać -usiadł.

3386 słów!

O czym chce pogadać?
Co się wydarzy?
Czy będzie niebezpiecznie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro