Alkohol?
Peter zaczął czytać książkę Wade'owi i co jakiś czas na niego zerkał to uśmiechając się lub dając też jakiś komentarz. Przy dobrym wzroku i spostrzegawczości można było wyczytać jakieś emocję ze strony śpiącego Wade'a. Pajączek czytał dalej, sam przypomniał sobie całą ich historię. Może nie było tego zbyt dużo, ale to były bardzo ciekawe i pełne przygód dni. W końcu brunet nie dokończył czytania i się rozpłakał, tak bardzo chciał się przytulił do Wade'a, ale tylko schował twarz w pościeli i płakał. Fury również przeżywał to bardzo emocjonalnie i również chciał aby jego syn był cały i zdrowy. Jednak
Pete czuł się jak małe dziecko, które zrobiło coś źle i nie chce się do tego przyznać, bo boi się konsekwencji od rodziców, bał się i to cholernie o Wade'a. Powoli można zauważyć, że rany na twarzy były prawie zagojone. Zaś ciało nadal było blade lecz zaczynało być delikatnie cieplejsze.
-Dokończymy jutro dziś, powinieneś już odpocząć.. -wytarł łzy i pogłaskał go po policzku. Chłopak jakby się zmartwił słysząc płacz oraz smutny głos.
Parker delikatnie zszedł z łóżka na krzesło i tam siedział nie chcąc przeszkadzać chłopakowi. Deadpool leżał jak leżał ani na milimetr się nie ruszył na łóżku. Chłopak okrył się i położył głowę przy dłoni Wade'a, a jego organizm był w bardzo głębokim śnie. Peter jeszcze chwile płakał po czym ze zmęczenia padł na dłoni najemnika, która była znaczniej cieplejsza niż dotychczas.
Pajączek nie zwrócił uwagi czy Wade był ciepły czy nie po prostu zasnął.
Time skip
Nastał już wieczór i w Avengers towers jak na razie panował spokój.
Nat spała w salonie przy jakimś horrorze z nudów, a Steve jak leżał u Tony'ego i go pilnował wcześniej tak było i do samego wieczoru. Cisza nikomu nie przeszkadzała. Natomiast Clint trenował w sali i strzelał do ruchomych celów. Po dość długim treningu postanowił w końcu wrócić na poziom mieszkalny. Cap po długim czasie postanowił na chwilę iść rozprostować kości, tylko miał jeden problem, przylepa. Tony spał wtulony w Steve'a i choć był tego zbytnio nie świadomy to i tak tulił się. Kapitan wstał jak poprzednio delikatnie i wziął na siebie Stark'a jak dziecko i powolutku i cicho wychodził z pokoju. Gdy Anthony mruknął i wtulił się bardziej w Steve'a.
-Widzę, że ciąg dalszy niańczenia - powiedział cicho Clint wychodząc z windy.
-Nie przeszkadza mi to.. -ziewnął. -Gdzie byłeś?
-Po trenowałem trochę z moim łukiem - odparł.
-Też miałem potrenować na workach nie z bagażem, chociaż.. -jego wzrok spoczął na Śpiącej Wdowie.
(Nie Śpiącej Królewnie XD) Clint podążył za wzrokiem kapitana.
-Chociaż?
-Jakby się dało go przykleić do niej i uciec na chwilę to nikt, by się nie skapnął.. -popatrzył na Bartona i wzruszył lekko ramionami.
-Wdowa nie jest najlepszą niańką - odparł - jak się obudzi i zobaczy Stark'a to najpierw go prze trąci potem nas.
-Cii będzie dobrze.. -Steve delikatnie odsunął od siebie Tony'ego, który nie walczył gdyż był w zbyt głębokim śnie. Ułożył wygodnie Stark'a przy Wdowie i wygiął się do tyłu, chrupło mu kilka kości, ziewnął. Poszedł do lodówki po dużą butelkę wody i skierował się do windy. -Jeśli chcesz to ich pilnuj..
-Wolę jednak nie, bo Wdowa mnie jeszcze zabije na pierwszym rzucie - stwierdził.
-To wołaj mnie jakby się coś działo..
-Jasne - powiedział i kiwnął głową- miłego treningu!
-Oby był miły..
-A dlaczego nie miałby być?
-Bo nie chce po kilku minutach tu wracać..
-Rozumiem.
-Pilnuj ich Clint proszę będę za godzinę jak coś.. -przed nim otworzyły się drzwi windy.
-Dobrze po pilnuje - powiedział
-Dziękuję.. -zniknął za drzwiami.
Clint westchnął i spojrzał na kanapę gdzie leżał Tony i Natasha, która spała w najlepsze, nie chciała się budzić bo było jej ciepło i miała dodatkową przytulankę. Natomiast mężczyzna poszedł do siebie aby odłożyć łuk i wziąć telefon.
-Jarvis jak Tony się obudzi powiadomisz mnie o tym? -spytał Steve wychodząc z windy na salę treningową.
-Oczywiście panie Rogers - powiedziała sztuczna inteligencja.
-Dziękuję.. -zostawił wodę przy drzwiach i poszedł się rozgrzewać i trochę rozprostować zastane kości.
Clint po chwili był już w salonie jak usiadł w fotelu i włączył sobie grę.
Tony i Tasha dalej spali, mimo że żywili do siebie nie za miłą anty sympatią to nieświadomie spali przyklejeni do siebie. Ciemny blondyn pilnował ich od czasu do czasu zerkając na nich. Długo spali zbierając regenerujące siły. Clint czekał spokojnie aż któreś się obudzi. Po jakimś czasie Nat zaczęła się powoli budzić gdy on był ciekaw jak zareaguje kobieta. Przetarła oczy i ziewała i spojrzała na Clint'a, a potem na swoją rzeczoną 'maskotkę'. Hawkeye zaczął się cicho pod śmiechiwać z miny Natashy czekając na to co ma do powiedzenia.
-Co to kurwa jest? -szepnęła.
-Jeśli się nie mylę to jest Tony.
-Widzę, ale co on tu robi! -dalej szeptała zła.
-Steve go ci upchał, bo chciał iść potrenować.
-Nie mógł tobie? -warknęła.
-Jak widać wykorzystał sytuacje - powiedział z wielkim uśmiechem.
-Mogę go zwalić?
-Musisz? - spytał - Daj mu jeszcze pospać.
-Śpi cały dzieeeeń.. -wy marudziła.
-Nie cały - odparł - dopiero kilka godzin.
-Kilkanaście.. -burknęła cicho.
-Jak wolisz - rzekł - obudź jeśli chcesz, ale nie chciałbym mieć do czynienia z Steve'm.
-Wstał by już leń.. -prychła nie chcąc kłótni.
-Nat on nie spał kilka dni - powiedział Clint broniąc śpiącego.
-Ja mu nie kazałam nie nie spać ..
-Wiem wiem - odparł i podrapał się po karku - ale miałaś zabawną minę gdy się obudziłaś.
-Zaraz ty będziesz miał wylatując stąd z hukiem!
-Hahahaha - zaśmiał się cicho - tylko najpierw wy dostań się z uścisku Stark'a.
-On też wyleci..
-Na prawdę?
-Tak, nikt nie ma prawa się do mnie przytulać, zwłaszcza ugh zabawki Steve'a! -warknęła cicho przez zęby.
-Zabawki Steve'a? - podniósł brew do góry - Nat, ale ty jesteś teraz przytulanką dla Tony'ego! Nie widzisz jak ładnie się do ciebie tuli?
-Denerwuj mnie dalej, Wieża jest wysoka..
-No wiem - powiedział - misio Tasia jak słodko to brzmi!
-Przegiąłeś! -fuknęła i zaczęła delikatnie wyswobadzać się z uścisku Tony'ego. Niestety jego uścisk był dość silny. Podczas gdy Clint zaczął się bardziej śmiać i powoli wycofywać z fotela. -Złapie cię gnido i kopnę cię w dupę! -powiedziała do Clint'a.
-Proszę bardzo misia Tasia jak się tylko grzecznie uwulni z rąciek Tonisia! - Nat nawpychała między nogi i ręce Tonego poduszek i stanęła przed Clint'em.
-Coś mówiłeś?
-Nie - odparł spokojnie i wtrymiga spierdolił na schody, ale Tasha ruszyła za nim. Gdy Clint przeskakiwał po barierce z piętra na piętro w dół lecz
Nat nie była mu dłużna i biegła za nim. Kierował się do sali treningowej gdzie jest Steve aby go ocalił od tulenia słodkiej Tasi. Cap nie miał humoru, i wyładowywał agresję, złość, smutek na workach treningowych je rozpruwając na strzępy. Bo kiedy wszedł na salę aby trochę poćwiczyć zadzwoniła do niego Sharon niszcząc mu jakiekolwiek z nią nadzieję, a w głowie dudniło mu cały czas "Wybacz mam kogoś innego od dawna", a zapytał tylko o jedno spotkanie.
Romanoff prawie dopadła Clint'a, ale na szczęście uciekł w ostatniej chwili przed pazurami Wdowy i wskoczył do sali treningowej jak poparzony.
-Steve!!! Ona ma wściekliznę!!!!! - krzyknął i szybko wdrapał się na linę jak najwyżej.
-Siedź tam jak zejdziesz to tak ci na kopie do dupy, że się nie po zbierasz! -stanęła pod liną i czekała na Hawkeye'a, ale Rogers tylko warknął i rozwalił kolejny worek.
-Daj spokój Tasha przecież żartowałem - powiedział - przecież tak słodko wyglądałaś gdy Stark się tulił do ciebie!
-Nie znoszę go, wal się.. -zaczęła targać linię na której siedział Clint i zerkała na Steve'a, lecz trzymał się jednak bardzo dobrze liny.
-Steve pooomóż!!
-Po co? -popatrzył na niego obojętnie gdy zakładał już osoby worek treningowy.
-Bo ładnie proszę? Co się stało tak w ogóle, że nawalasz w ten worek?
-Bo worki są po to aby wyładowywać na nich swoją siłę..
-Em oookej...
-Nie jest okey, Nat zostaw go i idźcie gdzieś indziej.
-Co się stało Steve? - spytał ponownie -Wyglądasz jakby ktoś cię wrzucił do kosza.
-Być może.. -powiedział i dalej psuł ciężkie worki z piaskiem.
-Chcesz porozmawiać? - zapytał i trzymał się jedną dłonią liny.
-Czuje się jedynie tak jakby ktoś wylał na mnie hektolitry zimnej wody, a później zaczął wiercić nożem dziurę w żołądku.. -po ziemi rozsypał się kolejny piach.
-Dlaczego kapitanie?
-W życie jest okrutne, staram się i nic mi nie wychodzi..
-Egh aż tak źle?
-Co byś powiedział jakbyś stracił żonę i dzieci, bo od dłuższego czasu spotykała się za twoimi plecami z jakimś innym facetem, bo może był bogatszy, przystojniejszy, a nawet jeśli nie to to lepszy w łóżku? Wybacz, ale nie mam ochoty patrzeć jak inni mają szczęście, a mnie spotyka pech.. - Clint patrzył się z góry na kapitana.
-Pewnie bym się załamał - powiedział cicho.
-A no właśnie. Przepraszam, że powiedziałem takie porównanie na pewno w twoim przypadku tak nie jest..
-Nie szkodzi -powiedział Clint.
-Sharon mnie rzuciła od tak przez telefon.. -powiedział cicho.
-O chłopie współczuję.
-Nie musisz widać, że jestem żałosny bo jestem tylko Kapitanem Ameryką. Stark nie śpi, że tu jesteście?
-Nie jesteś - powiedział Clint - eeee nie wiemy?
-Mieliście go pilnować ugh.. -spojrzał na nich. -A wy?
-Co my? Tak wiem mieliśmy, ale se przecież nic nie zrobi.
-Co się tak gonicie?
-No, bo nazwałem Tashe misia Tasia! - Nat zaczęła trząść liną aby łucznik z niej spadł.
-Denerwuje mnie.. -wy marudziła.
Steve pokręcił głową posprzątał rozwalone worki i czekał na nich przy drzwiach.
-Ja nie mam zamiaru stąd iść - powiedział Clint.
-Chodźcie bez bicia się.. -powiedział stanowczym głosem Cap. Mężczyzna niepewnie zaczął schodzić z liny gdy Wdowa podeszła do Rogers'a odpuszczając Clint'owi, który zeskoczył z liny i poszedł do Steve'a.
-Chodźcie banda dzieciarni.. -popatrzył na nich Cap.
-Nie jestem dzieckiem - oburzył się Clint.
-Jesteś założę przedszkole w wieży aby mi się nie nudziło.. Tasha, Clint, Tony na dobry początek wystarczy i może jeszcze Peter dołączy razem z Wade'm to już będę miał piątkę dzieci na głowie chyba, że jeszcze ktoś do nas wróci zza światów..
-Pan profesor Rogers - powiedział przez cichy śmiech.
-Nie po prostu będę waszą niańką czy tego chcecie czy nie i to co będę wam kazał robić macie się słuchać..
-Wystarczy, że ty dowodzisz na misjach Steve - rzekł Clint. Podczas gdy Tony'ego obudził kolejny koszmar i zakazał Jarvis'owi mówienia o jego pobudce. Siedział przy wysepce i pił energetyka.
-Nie ma na razie żadnej i na żadną się nie zanosi, więc mam nadzieję, że Tony mnie nie wyrzuci jak zrobię tu małą rewolucje.. -Cap wzruszył ramionami i otwarł windę.
-Hehehe on na ciebie?
-Co na mnie?
-Obrazić?
-Skąd mam wiedzieć, pewnego dnia kopnie mnie w dupę i każe wyjść to kwestia czasu..
-Kto to wie - wzruszył ramionami.
-To jest wiadome.. -przycisnął odpowiedni numer.
-Tony to Tony, ale nikogo nie wyrzuca.
-Zobaczymy.. -odetchnął głęboko.
-Mówię ci Steve Tony nikogo, by nie wyrzucił!
-Dzieci cicho.. -mruknął Cap, a drzwi windy w końcu się otworzyły. Tony siedział nadal w kuchni i pił energetyka najsilniejszego jakiego miał w lodówce. Steve podszedł od razu do Stark'a.
-Co dziecko pije?
-Nic? - powiedział cicho Tony.
-Energetyki? Pokaż.. -wyciągnął dłoń po puszkę. Tony podał mu do połowy pustą puszkę. Zaczął coś tam czytać, a później wypił do końca zgniatając puszkę w dłoni. -Nowe zasady dzieci nie będą piły takich rzeczy.. - brunet westchnął wstał i podszedł do lodówki wyciągając kolejnego energetyka. Rogers złapał Stark'a za nadgarstek i przyciągnął go do siebie.
-Nunu..
-Steve - burknął -powiedz mi chociaż dlaczego?
-Zakładam przedszkole..ty, Tasha i Clint będziecie dziećmi, a ja będę waszym opiekunem, ale chyba od jutra dopiero..
-I dlatego zmiażdżyłeś mi energetyka? - spytał spokojnie.
-Muszę was pilnować, a energetyki nie są dla dzieci, poza tym wypiłem zanim zgiotłem ci puszkę. -westchnął i wziął go, usiadł na krześle i usadowił sobie Stark'a na nogach. -Lepsza jest już kawa od tych świństw wierz mi..
-Ugh nie mam ochoty na kawę -odparł i nie przeszkadzało mu, że jest na kolanach Rogers'a.
-Dobra, a powiesz mi chociaż gdzie masz barek z whisky? -spytał go cicho na ucho.
-Nie powiem - powiedział- bo mi jeszcze wszystko wy walisz!
-To sam mi przynieś jedną butelkę, a jutro ci od kupię. Muszę..muszę trochę spróbować.. -westchnął w jego plecy.
-Steve przecież ty nie pijesz- powiedział - co się stało? Na pewno musiało się stać!
-I tak się nie upije, przez serum..
-Wiem - westchnął - co się stało?
-To przyniesiesz? Czy muszę sam iść do sklepu?
-Przyniosę -powiedział - a powiesz mi się stało?
-To nie jest potrzebne.. -popatrzył na ścianę.
-Egh okej - mruknął.
-Bo po co ci to wiedzieć, zaprzątać niepotrzebnie głowę takimi bzdetami..
-Nie wszystko to bzdety Stevii - powiedział.
-Może..
-Puścisz mnie? To ci dam te Whisky chyba, że wolisz bimber?
-Nie Tony wystarczy to pierwsze.. -wypuścił go z ręki.
-No dobrze - rzekł wstał ruszył z kuchni i stanął przy ścianie w miejscu jadalni. -Jarvis otwórz barek -SI nie odezwało się tylko grzecznie wykonał polecenia swojego pana. Z ściany wysunął się barek, a Tony wziął butelkę z Whisky i wrócił do Steve'a. Podczas gdy Wdowa poszła do siebie wcześniej zabierając ze sobą Clint'a aby im nie przeszkadzać. Rogers dalej siedział przy stole jak wcześniej.
Iron man postawił flaszkę na stole.
-Ty nie pijesz, tobie nie wolno.. -złapał za dłoń Stark'a chociaż dalej był wpatrzony w pustą ścianę.
-Powiesz mi co się stało? -zapytał i pogłaskał go kciukiem po zewnątrz dłoni.
-Chcesz tak naprawdę wiedzieć? -popatrzył na niego i wstał.
-Tak - odpowiedział, a blondyn zamknął go w uścisku.
-Jestem sam..
-Co dlaczego? -spytał przejęty.
-Mam ci dalej mówić, że Sharon zdradzała mnie z kimś od dawna za moimi plecami i jak to ona specjalnie mnie unikała? Po co ci to?
-Och Steve współczuję ci - powiedział i przytulił się do Rogersa - co za suka.
-Wyrażaj się.. -mruknął tylko. -Nie musisz mi współczuć, mówiłem że nie chce ci tego mówić..
-Dobrze będę się wyrażać, ale ja chciałem wiedzieć.
-Żeby teraz nie potrzebnie się mną przejmować hm?
-Steve - mruknął - dobrze wiesz, że o każdego się martwię!
-O mnie nie trzeba.. -zabrał ze stolika trunek procentowy i wypuścił go z ramion.
-Yhym- mruknął mało przekonany.
-Już jest późno nie patrz na mnie.. -pogłaskał go po włosach i podszedł do lodówki schował tam whisky i wyciągnął z zamrażarki pudełko lodów.
-Dzięki Steve - mruknął.
-Ty mi dziękujesz? -zachłysnął się powietrzem sięgając po łyżkę. -Za co?
-Za odpoczynek?
-To nic, przy pilnowałem cię tylko.. -wyciągnął dwie łyżeczki. -A teraz jesz ze mną i oglądamy II wojnę światową!
-No dobra niech ci będzie choć nie lubię takich zbytnio filmów.
-Dobra to horror niech będzie.. -fuknął.
-Nie, nie trzeba - rzekł - nie ma nic w nich interesującego.
-A co byś chciał oglądać? Pozwalam na wszystko dzisiaj.. -złapał go za dłoń i pociągnął do salonu.
-Mi to obojętne - stwierdził.
-Naprawdę na wszystko ci pozwalam..
-Ty coś wybierz -rzekł.
-Pierwsze lepsze okey.. -wzruszył ramionami i usiadł na kanapie i posadził sobie Tony'ego na kolana.
On tylko spojrzał na Rogersa, ale nic nie powiedział tylko rozłożył się o jego klatkę. -Weź pilot i przewijaj kanały, a ja ci powiem na którym masz zatrzymać.. -otworzył opakowanie lodów.
-Okej - kiwnął głowa i zaczął przyłączać kanały. Wbił dwie łyżki w trzy smakowy lód i zaczął trochę jeść i głaskać klatkę piersiową mężczyzny.
Tony przełączał programy i powstrzymywał się od mruczenia.
-Możesz zjeść trochę.. -powiedział Steve. -I możesz zatrzymać już.. -mruknął.
-Oke - zatrzymał, a w telewizji leciał jakiś film dokumentalny na faktach o wojnie. Cap spojrzał przez ramię Tony'emu.
-Jeszcze raz..
-Co jeszcze raz?
-No przewijaj, nudzi cię to więc trzeba znaleźć coś ciekawego..
-Rozumiem -powiedział i zaczął ponownie przewijać.
-Am mniam niam.. -mruknął w łyżkę jedząc połowę lodów truskawkowych.
Tony zaśmiał się cicho i uśmiechnął. -Już.. -mruknął.
-Oki -zatrzymał się na jakimś filmie fantazy.
-Dobra może nie będzie taki straszny. Jedz ze mną..
-Co cię wzięło w ogóle na lody Steviś?
-Nie wiem mam taki kaprys.. -wzruszył ramionami. -Zjedz tylko te czekoladowe, chyba że na waniliowe i truskawkowe też masz ochotę..
-Wolę czekoladę - stwierdził.
-To dobrze.. - Stark choć nie pokazywał po sobie martwił się o Steve'a. Wziął łyżeczkę i nabrał czekoladowych lodów. Cap jadł lody i patrzył w telewizor i wolną ręką dalej głaskał Stark'a przy reaktorze. Iron man jadł czekoladowe lody z zadowoleniem gdyż uwielbiał jeść lody jak i pić whisky. Oglądał z zaciekawieniem film i od czasu do czasu nie umiał powstrzymać się od cichego pomruku zadowolenia.
-Skończyło mi się.. -wy marudził cicho Steve do ucha Tony'ego.
-W zamrażarce powinny być jeszcze lody - stwierdził, a przez jego kręgosłup przeszedł dreszcz.
-Nie będę wyciągał na jutro sobie zostawię.. -powiedział patrząc w telewizor.
-Zawsze można dokupić Steve - rzekł - opakowanie w tą czy w tamtą brak różnicy.
-Wiem, że brak różnicy.. -zsunął go z nóg na obok siebie, a Tony spojrzał na niego kontem oka. -Jak już zjesz to mi powiedz.. -popatrzył przed siebie.
-Yhym - mruknął i jadł ochoczo lody
Z początku dla Steve'a film był nudny, ale później jakoś się przekonał do niego trochę. Kiedy Tony'ego wkręcił film, który najpierw zapowiadał się nudno. Po chwili zjadł lody i oblizał łyżeczkę.
-Juuuż? -popatrzył na niego.
-Yhym - kiwnął głową na tak i uśmiechnął się do niego, a on wziął pudełko zabrał mu łyżkę i wstał, by pójść do kuchni schować resztę lodu do zamrażarki i wyciągnąć z lodówki schłodzony alkohol i dwie szklanki i wrócił do Tony'ego na kanapę. -Podobno ja dziś nie piję - rzekł Stark.
-No, bo nie pijesz.. -popatrzył na niego.
-To po co ci dwie szklanki? - zapytał i przekrzywił głowę jak pies w bok patrząc się na niego z zapytaniem.
-Żeby tej jednej nie było smutno.. - Tony pokręcił głową na boki i wrócił go patrzenia w telewizor. -A chcesz trochę? -dalej na niego się patrzył.
-Miałem dziś nie pić, więc nie piję - rzekł z wielką determinacją.
-Trochę resztę zostaw mi do pociągnięcia.. -rozlał do szklanek.
-Steve - mruknął - n i e p i j e d z i ś - przeliterował mu to nawet, a on nachylił się nad nim i potarł nosem o jego nos.
-Połowę szklanki nic więcej.. -postawił przed Tony'm dla niego trunek, a dla siebie wziął większą część. Iron man patrzył się na Rogers'a.
-Najpierw zakazujesz teraz mnie raczysz - powiedział - co się stało z Stevisiem, który mówi stanowcze nie?
-Zrobił sobie wolne.. -pociągnął spory łyk i skrzywił się z ostrego i palącego smaku.
-A na jak długo ? - zapytał z uśmiechem i patrzył się na szklankę.
-Nie wiem, myślałem że ten dzień będzie um całkiem spokojny, jednak można, można tak chaniebnie wszystko zepsuć.. -znów się napił.
-Czasem życie jest do dupy - stwierdził i wziął szklankę z whisky.
-Moje totalnie do dupy. Nawet jeśli wypije 10 takich butelek to mi nic po tym nie będzie.. -zaczesał blond włosy do tyłu.
-Jak ja wypije tyle to będę mocno wstawiony i ledwo będę chodzić - rzekł - ale da się jeszcze w takim stanie pić dalej.
-U ciebie będzie zgon na miejscu! Ja mam głupie serum w sobie, które od razu niweluje każdy zły od czynnik. Tym samym się nie o pije.. -nalał sobie kolejną szklankę.
-E tam jaki zgon już tak piłem - powiedział zgodnie z prawdą.
-Nie powinieneś.. -potrzasnął głową.
-Niby taa, ale gdy chce się czegoś nie pamiętać to idealny sposób na zgonowanie w łóżku przez 2 dni.
-Nie będę cię namawiał do takich rzeczy..
- Nie dzięki - powiedział- mam do dokończenia pracę, ale jak dokończę to może wtedy.
-Nawet wtedy nie, bo po co? Tylko ty będziesz cierpiał, bo mi nic nie będzie.. -popatrzył na niego.
-E tam to tylko Alkohol!
-Jak pozwoliłem i masz okazję to pij, bo później ci zabiorę wszystko..
-Spróbuj opróżnić mi barek tylko Steve, a wezmę cię w zbroi na mały lot.
-Będę się cieszył, w końcu przelecę się dalej niż budynki.. -wzruszył ramionami i napił się.
-Tiaaa i polecisz w dół - stwierdził i napił się duży łyk whisky.
-Oo jeszcze ciekawiej brzmi, ciekawe czy została, by po mnie mokra plama..
-Przecież bym cię nie zabił! Nie mam serca aby cię ukatrupić!
-Masz reaktor, który chroni to serce.. -postukał delikatnie w niebieską poświatę pod jego koszulką. -Więc masz serce...
-Tiaaa i setkę odłamków, które pragną przebić te niby serce na wylot.
-Nic się takiego nie wydarzy.. - westchnął i dokończył drugą szklankę i odstawił na razie na stolik szklankę.
-Którz to wie - wzruszył ramionami. Szczerze mówiąc nikt nie znał prawdy o tym co przeżył na porwaniu przez 10 pierścieni gdyż zbytnio nie chciał o tym z nikim rozmawiać.
-Ja wiem o, ja wiem że nic ci nie będzie.. -wyłożył się na kanapie patrząc na telewizor. Tony nie skomentował tego tylko patrzył się w płynny lekko brązowy alkohol. Rozmyślał nad czymś choć nie był pewien nad czym -Wiesz co dziwie ci się..
-Dlaczego? - zapytał po chwili rozumiejąc że mówi do niego.
-Bo zamiast planować o przyszłości o rodzinie, siedzisz w tej nudnej pracowni, albo słuchasz takiego debila, bo zamiast regularnie odpoczywać jeść, to musiałeś być niańczony, i teraz mnie dalej słuchasz i nawet nie pójdziesz i nie wydrzesz się na mnie.
-Dlaczego mam się na ciebie wydzierać ? - zapytał ciągle patrząc się w szklankę - pracownia nie jest nudna robię to co lubię choć wiem, że niszczę organizm - rzekł wzruszając ramionami.
-To go nie niszcz tylko pracuj nad rodziną.. -patrzył w ekran telewizora. -Nudne to jednak..
-Pepper ma swoje zmartwienia i ciągle jakieś delegalizację - stwierdził i wzruszył ramionami.
-To zatrzymuj ją czasami i wyślij kogoś innego.. -wzruszył ramionami.
-Ona sama mogłaby kogoś wysłać, ale woli jeździć na te delegacje - stwierdził i napił się z szklanki.
-Okey rozumiem.. -popatrzył na niego.
-W sumie to jej życie - rzekł i spojrzał w szklankę.
-Ale ty jesteś jego częścią, więc nie całkiem jej.. -podniósł się na łokciach.
-Zaczynam powoli w to wątpić - powiedział cicho, a jego twarz nie pokazywała po sobie żadnych emocji.
3535 słów
Co się wydarzy?
Co chce powiedzieć Tony?
Co z spideypoolem?
Życzę wam mokrego lanego poniedziałku niech woda będzie z wami!
Niestety koniec maratoniku!
Mam nadzieję że były ciekawe święta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro