W pracowni
-To będzie dobry pomysł, ale.. -zmarszczył brwi. -Kto z kim kogo łączy?
-Wystarczy napuścić ich na siebie niech trochę się poobijają, a zrobione korzystnie zdjęcia wyśle się Wdowie - zachichotał.
-Panie Stark, proszę być grzecznym. -uśmiechnął się lekko. -Nie będą z tego zadowoleni.
-No cóż to ich od uczy wtracącania się w nie swoje sprawy - uśmiechnął się niewinnie, a ogon radośnie pobujał się na boki.
-Nie jestem tego pewny, ale niech będzie. Zgadzam się. -złapał delikatnie w dłoń jego ogon.
-Ooo jakaś nowość - stwierdził i popatrzył na ogon w dłoni Steve'a.
-Dlaczego nowość? -głaskał jego ogon.
-Bo rzadko się zgadzałeś na moje pomysły- rzekł i zaczął mruczeć.
-Są nietypowe, ale mniej więcej zawsze się zgadzałem.
-No niby tak -uśmiechnął się delikatnie.
-No to wcale to nie jest nowość, Tony.
-No dobrze - mruknął i zerknął w stronę Peter'a. Pajączek siedział cicho po turecku i patrzył na nich z przechylonym lekko łebkiem. -Na co się patrzysz Pete?
-Na moich tatów. -uśmiechnął się szeroko. Cap patrzył w drugą jednak stronę i był cicho, ale dalej w dłoni głaskał ogon Tony'ego.
-Na nas, a to dlaczego? - zapytał i starał się opanować, ale ciche mruczenie wydobywało się z jego gardła.
-No, bo jesteście razem bardziej ciekawsi niż te hologramy.
-Nie jesteśmy ciekawi - mruknął cicho i popatrzył się w bok. Parker zszedł ze stołu i zaczął chodzić wokół nich. -D-dlaczego chodzisz wokoło nas? - spytał niepewnie. Steve chciał wyjść z tego obkrążanego okręgu, ale Pete nie pozwalał im.
-Czemu trzymacie się za ręce? -uśmiechnął się niewinnie.
-Jakie ręce? - spytał Tony i obserwował uważnie młodego. Pete wskazał ich przyklejone do siebie dłonie i zaczął się chichrać.
-Panie Stark co pan na uduszenie tego młodzieńca? W mocnym niedźwiedzim uścisku?
-Popieram panie Rogers - odparł i nie odsunął dłoni od dłoni Steve. Blondyn jedynie spróbował delikatnie się obrócić i złapał za drugą dłoń Stark'a, a pomiędzy nimi był Peter, który momentalnie został ściśnięty w uścisku, ale nadal się chichrał. -I z czego się śmiejesz młody? - spytał z uśmiechem Stark i patrzył na niego to na Steve'a.
-D-dusicie! -wyśmiał i dalej chichotał.
-Nie prawda cienki ten niedźwiadek. -Steve uśmiechał się do Tony'ego.
-Nie ściskamy cię aż tak bardzo - odparł i odwzajemnił uśmiech kapitana.
-Baaardzo mocno! -śmiał się cicho.
-Oj gdybym miał tylko wolną dłoń. To bym obu wam pokazał mocne ściśnięcie.
-Nie ja podziękuje za mocne ściśnięcie - stwierdził Antoś -ale jeśli chcesz to Petera ściśnij!
-Nieee Panie Stark ja się boję! -chichrał się i tulił się do nich.
-Obydwóch jak już coś!
-Hahahaha - zaśmiał się i oparł brodę o głowę Peter'a. Rogers uśmiechnął się i musnął usta Tony'ego kiedy obaj się śmiali. Ogon mężczyzny poruszył się na boki zaś on sam uśmiechnął się do Steve'a uroczo.
-No i co chichrołki co zrobicie? -Steve popatrzył na oby dwóch.
-Ja jak na razie nic nie zrobię w owym momencie.
-Niestety jesteś na nas skazany. -powiedział Kapitan z cichym śmiechem.
-Nie możecie uwolnić dłoni. -powiedział spokojnie Pete.
-Jak widać, ale- odparł - nie przeszkadza mi to. Możemy, ale gnieciemy cię!
-Nieee -znowu chłopak zaczął się śmiać.
-Od kiedy panu Stark'owi nie przeszkadza moja obecność? -uśmiechnął się Steve.
-Dobrze wiesz od kiedy - stwierdził i uśmiechnął się do niego.
-Nie wiem panie Stark. -Cap przygryzł wargi i uśmiechnął się do Tony'ego i przytulał Peter'a.
-Nie panie Rogers? - zachichotał i również tulił do siebie Peter'a.
-Nie panie Stark. -mruknął i znów przygryzł wargę i patrzył w jego oczy.
-Rozumiem - patrzył się w jego niebieskie tęczówki.
-Nie przypomni mi pan? -uniósł lekko jeden kącik ust do góry.
-Cóż nie przeszkadza mi od pewnego czasu - wyjaśnił.
-Mmm rozumiem to było to wtedy co ten tego no nie? -chciał się zaśmiać, ale utrzymywał poważną minę.
-Hm? - mruknął i podniósł brew w górę.
-No panie Stark, co było ten tamten ten -zaśmiał się cicho.
-Zaczynam powoli się w tym gubić - stwierdził i skrzywił usta w zamyśleniu.
-Specjalnie tak powiedziałem, żebyś przystanął na to, a młodego wyprowadzić z równowagi, ale nawet ty masz z tym problem. -chichrał się.
-Nie myślę już - odparł - i sam se ten tamten przypominaj.
-Oj Tonyś. No wybacz no, ale cieszę się że od wtedy ten tamten nie przeszkadza ci moja obecność. - Tony nie mogąc wytrzymać zaśmiał się cicho.
-Steviiś - zachichotał.
-Ale co to jest ten tamten? -Peter patrzył na nich w nie zrozumieniu.
-No ten tamten!
-Właśnie ten tamten to ten tamten - zachichotał Tony.
-Czyli. Pan Stark wybaczył Panu Rogers'owi po kilku buziakach? -uśmiechnął się szeroko i niewinnie.
Stark zaczął kaszleć i popatrzył z szokiem na Steve'a.
-Petey! Skąd ci się to wzięło w głowie! - mruknął zażenowany, a na jego policzkach pojawił się róż. Cap milczał nieco blady, ale również miał rumiane polika.
-Jak to skąd w pokoju. -zaczął wymieniać i odliczać na palcach. -Pod łóżkiem, w łazience, na kanapie w salonie, w drugim pokoju, we windzie, w pracowni, teraz, kiedy jeszcze zostawaliście sami? Hmm.. -zmyślił się. Mężczyzna nie mogąc się wysłowić popatrzył się na Steve'a szukając w jego oczach odpowiedzi na to co powiedział Peter, a jego poliki stały się soczyście czerwone.
-N-nie dajemy sobie buziaków wszędzie gdzie jesteśmy sami opanuj swoje pobudzone hormony Peter. -Kapitan spojrzał w bok i sam był dojrzale czerwony.
-Nie dajecie dlaczego nie? Tatoooooowieee dlaczego nie chcecie sobie dać buziiiii -popatrzył na nich do góry. Każdy był dorodnym pomidorkiem i patrzyli się w dwie inne strony.
-B-bo tak? Dlaczego mielibyśmy w ogóle coś takiego robić?
-Bo razem wam w tym do twarzy. -położył na ich policzkach dłoń.
-W czym do twarzy? - spytał Antoś cicho i popatrzył na Peter'a.
-Jak razem dajecie sobie buzi! -popatrzył na nich. -No dajcie sobie! - Cap jednak dalej nie odwracał twarzy w ich stronę, bo był cały zarumieniony.
-Peter - mruknął Tony i uciekł wzrokiem.
-Proooooszę! -patrzył na nich dużymi maślanymi oczkami.
-O co on prosi? -Steve spojrzał na nich. -Nie słuchałem twojego brzęczącego monologu.
-Ja tego nie powtórzę! - powiedział szybko -Nie będę niczego powtarzać! - rzekł Tony aby Peter go nie wrobił w powodzenie tego.
-Słyszałem tylko tyle, że ktoś chce dostać buziaka, ale nie wiem o kogo chodzi. Mam niestety jednego w zanadrzu. -prychnął cicho Kapitan.
-Tate tate, bo ja już mam komu zostawić buzie do całowania! -Peter zaczął się zakrywać.
-Co?! - Tony zrobił się jeszcze bardziej czerwony zaś jego ogon ruszał się niespokojne na boki.
-Tate? A może tate wycałuje Peterka hm? -dmuchnął mu w twarz.
-Nieee tego drugiego tate, bo potrzebuje tego!
-J-ja muszę wrócić do pracy! - powiedział delikatnie spanikowany i chciał się wycofać.
-Ty miałeś w ogóle robić inną pracę. -trzymał Tony'ego za dłonie. -Nie pójdziesz nigdzie, nie pozwolę ci nigdzie odejść.
-Robię to co powinienem - powiedział - egh niech ci będzie...
-A reaktor? -westchnął cicho blondyn.
-To jest na drugim planie - odparł.
-Dlaczego na drugim, Tony.
-Bo teraz zajmuje się bezpieczeństwem Steve.
-Rozumiem, ale twoje bezpieczeństwo też jest potrzebne.
-To na drugim miejscu.
-Powinno być na pierwszym. -ponownie westchnął.
-Jakbym wziął to na pierwsze miejsce to bym bez sensu siedział i nic nie wymyślał.
-Dobrze nie wtrącam się. -puścił jego dłoń i chciał wyswobodzić też drugą.
-Nie przeszkadza mi to, że się wtrącasz - powiedział i nie chętnie dał mu wziąć dłoń.
-Za dużo przeszkadzam. -popatrzył w bok.
-Wcale nie Stevii...
-Pytam o nie potrzebne rzeczy jak widać.
-Dobrze masz rację - westchnął - powinienem zacząć od reaktora, ale nie widząc w tym niczego zacząłem od bezpieczeństwa wieży.
-Chce żebyś był zdrowy Tony. Naprawdę wiele nie żądam.
-Ja również wiele nie żądam chce tylko abyście wszyscy byli bezpieczni.
-Jesteśmy bezpieczni ty nad nami czuwasz ty, ale ty też musisz być zdrowy żeby utrzymywać to bezpieczeństwo.
-Przyznaj mi choć raz rację odnośnie hydry... Są niebezpieczni, a ja nie chce aby wbili nam do wieży bądź zaczęli terroryzować miasto.
-Wiem, że są niebezpieczni Tony ja wiem o tym. Ale mi chodzi o to, że ty masz być zdrowy aby nam pomóc z nimi. -wtulił go w siebie gdy Peter uciekł od nich na krzesło. Antoś oparł głowę o jego tors cicho wzdychając.
-Dam sobie radę z tym Steve. Lecz choć mam przed sobą odpowiedź to nie jest łatwe by to zrobić, do tego potrzebuje czasu.
-Dobrze to też wiem, że dasz sobie radę, ale Tony ja chce pomóc.. -poklepał go delikatnie po plecach.
-Nie tylko ty mi to mówisz - stwierdził i wtulił się w niego, a ogon delikatnie się poruszał zaś uszy oklapły.
-Wiem o tym. -powiedział cicho ze smutkiem. -Naprawdę nie chce żeby coś ci się stało.
-Wiem Steve i nie stanie - odparł.
-Mam taką nadzieję. -schował twarz w jego czarnych włosach.
-Yhym - mruknął cicho.
-Czyli Happy ending? -spytał ich cicho Peter patrząc na nich.
-Młody - mruknął Stark i zerknął na niego kontem oka.
-Nie jednak.. -popatrzył w swoje nogi ze smutkiem.
-Hej wszystko okej - powiedział do niego widząc w jego oczach smutek.
-Wiem, że życie nie jest kolorowe, ale ja nie chce Wade'a spisywać na straty. -mruknął bardzo cicho. -Wiem, że do najlepszych nie należy, ale bardzo bardzo go nadal lubię.
-Chodź tu - powiedział i wystawił do niego dłoń aby potem go wtulić w siebie - na pewno gdziekolwiek jest teraz z pewnością nie chciałby abyś się obwiniał. Chłopak jest silny i da sobie radę!
-Wiem o tym panie Stark, ale im dłużej go nie ma, Hydra jest strasznie silna i wy się kłócicie. -popatrzył na nich i podszedł nie pewnie aby się wtulić w mentora.
-Nie kłócimy, zdaje ci się tylko. -powiedział cicho Cap i objął ich obu delikatnie. Tony zaczął głaskać Peter'a po plecach w uspokajający sposób.
-Nie poradzimy nic na to, że Hydra staje się silniejsza, ale i będziemy walczyć z nią...
-Dobrze, rozumiem, a nie jesteście na mnie źli? Za to, że wyszedłem z Wieży? J-ja.. -zaczął cicho. -Po prostu się o niego boje. -wtulił się w nich smutny.
-Nie jestem zły Peter - odparł Tony - wiem, że postąpił byś bardziej odpowiedzialnie gdyby twoje emocje nie wzięły, by góry nad rozumem.
-Tak racja panie Stark. -westchnął Pete.
-Też bym poszedł za Tony'm gdyby mu ktoś śrubki po przekręcał. -wy mruczał cicho blondyn wtulając obu mężczyzn w siebie i głaszcząc ich plecy.
-Więc rozumiemy to, ale musisz teraz być otwarty dla nas, bo jeśli będziesz kryć coś albo robić sam nie wiem czy zdążymy ci pomóc - westchnął cicho.
-I trzymamy się wszyscy razem, bo nie każdy ma oczy dookoła ciała i w ogóle. -powiedział Steve i zerknął na nich. -I pomagamy sobie wszyscy bez żadnych kłótni ani zbędnych rzeczy.
-Rozumiem was. - chłopak kiwnął głową smutny.
-Na pewno Wade gdziekolwiek teraz jest z pewnością wszystko z nim w porządku - powiedział - w końcu to Deadpool, Pete... Jego zabić się nie da!
-Wiem, ale i tak się o niego boje. -szepnął.
-Zobaczysz będzie dobrze - pocałował go w czółko.
-Niech będzie. A między wami? Też będzie dobrze? Nie będziecie się kłócić?-spytał cicho Pajączek, a Steve właśnie miał ugryźć kocie ucho Tony'ego, bo zaczęło go irytować, ale gdy tylko usłyszał pytanie odsunął zęby od swojej 'ofiary napadu'.
-Nie kłócimy się. Jest dobrze.
-Właśnie - poparł kapitana, a jego kocie uszy poruszyły się niespokojnie. -Nie kłócimy się już Pete. - Rogers zacisnął oczy, a później go mocno ugryzł w ucho i później delikatnie je żuł patrząc po bokach. Tony nie powstrzymał się na czas i miauknął z bólu gdy Steve pozwolił sobie na jedzenie jego ucha.
-Mmmmmh ja nie jadłem obiadu więc.. -zaczął dziubać jego uszko cicho mrucząc.
-To j-jazda i-iść jeść - powiedział ledwo przez ciche pomruki i zawahania.
-Ty jesteś pyszniejszy poza tym jem cię już na kolacje więc nium.. -mruknął dalej go żując.
-N-nie jestem do jedzenia - miauknął i zarumienił się, delikatnie zelżał jego uścisk na Peterze.
-Jesteś. -szepnął do jego ucha.
-Ne - mruknął i poruszył uchem.
-Mmmh nie ruszaj tym uchem. -mruknął z uśmiechem.
-Łatwo powiedzieć - wyszeptał i przymknął powieki.
-Tak zdecydowanie łatwo. -musnął go lekko w koci dodatek i położył brodę na jego ramieniu. Tony nie mogąc się powstrzymać zaczął cicho mruczeć.
-Peter patrz. -mruknął Steve i złapał delikatnie dłonią policzek Tony'ego. -Kotek Antoś. -uśmiechnął się szeroko.
-Nieee - wy mruczał nie potrafiąc opanować tego.
-Kotek Antoś. -zachichotał i polizał policzek Stark'a, a Peter patrząc na nich lekko się uśmiechnął. Antoś przymknął powieki i nadal mruczał, a jego ogon radośnie ruszał się na boki.
- Czemu mruczysz kotecku? -spytał blondyn i się wtulił w Tony'ego.
-Nie wiem - odparł cicho i zgodnie z prawdą gdyż nie wiedział dlaczego tak mruczy.
-Podoba mu się pan dlatego mruczy. -powiedział cicho Pajączek i przetarł oczy dłonią.
-Umm- mruknął i za czerwienił się bardziej, a jego kocie dodatki opadły.
-Nie, nie. Kocurkowi podobają się tylko ładne kotki, a nie takie marudne zapchlone psesły.. -kiwnął głową Steve i odwrócił twarz w drugą stronę.
-Nie interesują mnie kotki - mruknął cicho i zerknął na Steve'a.
-Interesują i przystańmy na to. -powiedział cicho z westchnięciem Cap, a Tony tylko wzruszył ramionami i również westchnął.
-Tooo w takim razie kto pana interesuje? -popatrzył na nich Peter i pokręcił głową na boki.
-Jeśli się nie myślę mieliśmy Peter pracować - szybko zmienił temat.
-No umh! Dobrze. -mruknął, a Steve nie chętnie się odsunął się od Tony'ego. Mężczyzna odetchnął gdy nie musiał odpowiadać na nie przyjemne pytanie. Spojrzał na Steve'a i zrobił słodkie oczka.
-Pracujcie na spokojnie. -uśmiechnął się lekko do nich Kapitan, ale do uśmiechu mu nie było.
-Wszystko w porządku? - spytał cicho.
-U mnie jak w najlepszym Tony, pójdę sprawdzić czy żyją u góry. Tak było miło. Pójdę. -mruknął.
-Nie chciałem cię zbyć - wyszeptał.
-Ale nie zbywasz, macie pracę do zrobienia, ja się na tym nie znam więc po prostu sobie pójdę, przecież nie chce niczego popsuć.
-Nigdy nic nie popsułeś Steve - stwierdził, ale kiwnął głową.
-Tego nie byłbym pewny. -mruknął cicho. Uśmiechnął się do nich i skierował się na schody.
-Jak zwykle schodami?
-Po drodze za haczę o salę treningową. -wzruszył tylko ramionami.
-Tylko nie przemęczaj ręki - rzekł.
-A będzie ci moja ręka do czegoś potrzebna, że się martwisz? -prychnął cicho i się zarumienił, ale nie odwrócił się w ich stronę. -Po prostu pa.
-Ma się leczyć, a nie uderzać w worek - powiedział za nim i westchnął cicho.
-Mam uderzać mocno w worek dobrze! -uśmiechnął się i wyszedł.
-Ugh źle zrozumiałeś - wymamrotał cicho miliarder.
-Pan też jest uparty. -stwierdził Peter gdy tylko Steve opuścił pomieszczenie.
-Ja to ja - odparł.
-A Steve to Steve. - dopowiedział.
-Racja....
-Dobrze zajmijmy się pracą.
-Racja - poparł i podszedł do hologramów - jak tam zabezpieczenia satelity i wyrywanie nowego oprogramowania?
-Wydaje być się wszystko w porządku. -powiedział Peter i lekko się uśmiechnął. -I całkiem ciekawe to nowe oprogramowanie, jest znacznie silniejsze od po przedniejszego.
-Tak jest silniejsze - odparł - trochę nad nim pracowałem, ale to nie jedno zabezpieczenie będzie, a kilka - wyjaśnił - o wiele trudniejsze do przebicia.
-To dobrze, że będzie takie składające się z kilku. Tym lepiej dla Avengers, że nikt nie proszony się nie wtargnie na ten teren.
-Raczej będzie bezpieczniej gdy będzie się chciało komuś włamać do systemów - stwierdził - i bezpieczeństwo również.
-Ale z tym jest wszystko załatwione? Czy trzeba coś jeszcze ulepszyć? - Tony podszedł do niego i sprawdził wszystko na hologramie.
-Wydaję się, że wszystko jest dobrze - stwierdził. Na co chłopak uśmiechnął się zadowolony, że wykonał dobrze swoje zadanie.
-To teraz pracujemy nad pana reaktorem?
-Jeszcze mam konfiguracje zbroi zrobić - rzekł - i dokończyć z wieżą ochronę.
-Dobrze no to dokończymy to.
-Niech ci będzie - powiedział i przeczesał włosy w tył.
-Ale później od razu weźmiemy się za pana wspomagacza. -mruknął cicho.
-Nie wiem czy coś z tego zrobimy - odparł - wydaję się to być proste, ale jest też cholernie trudne.
-Ale sobie poradzimy z tym, trzeba być dobrej myśli.
-Jutro też jest dzień z tym Peter - rzekł - jest praktycznie 18, a czas tu szybko leci.
-No dobrze, ale ze samego rana pójdziemy! -uśmiechnął się ciepło do mentora.
-Rano to śniadanie Peter! - rzekł i podszedł do małej lodówki - Chcesz coś do picia? - spytał i wyciągnął wodę, a sam sobie wziął specyfik, który pomagał mu z reaktorem przez jakiś czas nim dostał lek, który jednak zawiódł.
-Ale no po śniadaniu. -wy marudził. -Nie dziękuję.. -usiadł na krześle obrotowy i zaczął się kręcić.
-No dobrze, ale jeśli Steve się zgodzi - odparł i napił się proteinowego napoju, który koszmarnie smakował, ale pomagał złagodzić ból.
-Zgodzi się, musi się zgodzić, ja chce panu pomóc w tym całym reaktorze! Też chce żeby pan był zdrowy! -dalej się kręcił.
-Tak wiem wiem Peter - odparł i westchnął - zapomniałem jak to kurewsko źle smakuje - mruknął do siebie.
-Język proszę pana. -zachichotał i dalej się kręcił i powoli to jemu kręciło się w głowie. -Jak tak można mnie takich brzydkich słów uczyć? Może pan lekcji dobrego wychowania potrzebuje? Załatwię panu u takiego dobrego znajomego. -dalej chichotał.
-Nie potrzebuje lekcji dobrego wychowania i nie chce mieć nauczyciela w wersji Steve'a - powiedział i wypił wszystko krzywiąc się przy tym.
-Ale ja może miałem kogoś innego na myśli nie Steve'a. -zatrzymał się i popatrzył z szerokim uśmiechem na Tony'ego.
-A kto tu inny posługuje się poprawnym językiem?
-Tu? A ja może miałem na myśli moją ciocie May. -uśmiechał się niewinnie. -Ona też potrafi uczyć jak się poprawnie wymawia.
-Nie każ mi iść do swojej ciotki... Czasami mnie przeraża - rzekł.
-Wiem, ale jest kochana. Mogła by pana nauczyć, że nie wolno przeklinać i żeby pan dużo dawał sobie pomagać i inne tego typu rzeczy naprawdę.
-Tak wiem, wiem - powiedział - lecz ja tego nie potrzebuje - odparł i popił wodą musząc prze pukać gardło.
-A od Steve'a czego, by się pan nauczył skoro pan chciał od niego poprawny język.
-Zmieńmy temat i zajmijmy się tym co musimy - rzekł - o 19 kolacja więc musimy skończyć przed.
-Ale panie Stark! -zachichotał i wstać z krzesła i upadł, ale ponownie się podniósł.
-Nic ci nie jest? - spytał i pomógł mu ustać w miejscu.
-Mi nie. -zaczął chichotać, bo wszystko mu się kręciło wokół.
-I po co kręciłeś się w kółko? - pokręcił głową na boki
-Było zabawnie. -uśmiechnął się i stał już spokojnie.
-No dobrze - uśmiechnął się delikatnie do niego.
-Tooo.. -zaczął swoje prze komarzanki z pytaniami.
-Egh co Peter?
-Ile razy się całowaliście? -uśmiechnął się niewinnie. -No oprócz teraz nade mną, co nic nie widziałem.
-Co? Nie... Ja... Um... -zasłonił oczy dłonią.
-Było, niech pan nie kłamie słyszałem. -uśmiechał się.
-Muszę na to odpowiadać? - zawstydził się.
-Tak, a więc ile?
-Nie chce na to odpowiadać - mruknął i podszedł do hologramu zostawiając Peter'a pośrodku samego.
-Duuużo? -Pajączek podążył za Tony'm.
-Po co ci to? - spytał niepewnie.
-Bardzo potrzebne.
-Po co? To nie jest zbyt ważne - rzekł i popatrzył w hologram z statystykami.
-Nie, ale jednak jest ważne. Dla mojej wiedzy jest ważne!
-To niech twoja wiedza niech będzie zwyczajna.
-Nie będzie jeśli mi pan nie powie.
-Nie powiem niczego!
-Ale dlaaaaczeeeego? -zaczął marudzić.
-Peter nie marudź mi tu, bo cię siłą zaniosę na piętro mieszkalne.
-To przyjdę z powrotem, bo chce wiedzieć!
-Pytaj się Steve'a!
-A ja chce pana pytać.
-A ja nic ci nie odpowiem...
-Ale dlaaaaczeeeego, przecież wie to pan, że nikomu tego nie powiem.
-Po prostu nie powiem - powiedział cicho i zerknął na dzieciaka.
-Przynajmniej wiem, że to prawda. -westchnął.
-Co prawda?
-Nic nic..
-Um... No niech będzie? - rzekł niepewnie - Jarvis sprawdź to czy to się nadaje. - Po chwili na hologramie zaczęły pokazywać się wszystkie wyniki, które za rządał Stark. -Hmm - zamyślił się i zaczął poprawiać to co było niezbyt dobrze.
-Pomóc coś?
-Mógłby przestudiować ten algorytm - stwierdził i podrzucił mu go.
-Dobrze. -kiwnął głową i zaczął patrzeć na to co dał mu Tony. Zaś mężczyzna nadal poprawiał swoje błędy. Było cicho i spokojnie przez chwilę.
-Panie Stark za 10 minut 19 godzina - przypomniał Jarvis.
-Skończyłeś młody?
-Nie chce mi się iść na kolacje. -mruknął kończąc powoli.
-Trzeba Peter - rzekł - a raczej musisz jeśli chcesz aby wszystko z tobą było dobrze.
-A pan? Też musi jeść. -popatrzył na niego.
-Spokojnie Peter wiem, że muszę jeść i zjem, ale dopiero trochę później... Chyba, że pewien blondyn postanowi mnie siłą zaciągnąć.
-Do pokoju? Znaczy blondynów jest kilka? Więc pan też musi iść ze mną.
-Do kuchni -rzekł - mam jeszcze trochę roboty - stwierdził.
-To ja też tu zostaje. -wzruszył ramionami.
-Peter jak skończę to dojdę, a ty idziesz do góry - powiedział twardo nie chcąc żadnych sprzeciwów.
-Nie idę do góry sam, zaczekam, poza tym głodny bardzo jakoś nie jestem.
-Ughhhhhh - warknął - chodź idziemy do góry!
-Niech pan sobie to dokończy. -usiadł na krześle i nie miał zamiaru się z niego ruszyć.
-Do windy jazda, bo cię przerzucę przez ramię jak worek ziemniaków!
-Nie dokończył pan sprawdzać rzeczy i się stąd nie ruszam.
-Dobrze - powiedział i złapał go przerzucając go przez ramię - idziesz jeść!
-Ja nie będę nic jadł! -krzyknął zły, ale się nie rzucał.
-To kapitan będzie Cię karmić - rzekł i wszedł do windy.
-Nie! Nie będę w ogóle jadł. -prychnął. -Chce usiąść na ziemi.
-Nie ma! - powiedział - Będziesz jeść i będę cię trzymać aż będziemy na piętrze mieszkalnym.
-A bo dlaczego?! Jestem ciężki i chce sobie siedzieć na ziemi! I nie będę jadł.
-Nie jesteś ciężki - stwierdził - i będziesz jeść, bo jeśli nie to będziesz siedzieć z wujkami gdy ja będę w warsztacie!
-Ucieknę. -warknął przez zęby. -Nie będę jadł.
-Peter proszę cię nie rób problemów - powiedział i westchnął - wiem, że nie jestem dobrym opiekunem i dość słabym mentorem.
-Nie zrobię problemów, prędzej się problemów pozbędę. -cały czas patrzył w ścianę. -Jest pan dobrym mentorem po prostu wychowuje pan najwidoczniej nie właściwego dzieciaka.
-Nie jesteś nie właściwy Peter - rzekł - los nigdy się nie myli ani ja. Nie bez powodu cię wziąłem pod skrzydła, bo wiem, że stać cię naprawdę na wiele! Po prostu powinieneś bardziej patrzeć na drużynę teraz to ona jest ważna, bo każdy powinien się chronić nawzajem!
-Ale wszyscy ze sobą się kłócą. Nie chronią się. -powiedział cicho Peter.
-Peter to jest jak wielka rodzina. Choć są kłótnie i nieporozumienia to każdy stanąłby w obronie drugiego. Tak to już jest Peter mamy wiele różnych ludzi w jednym miejscu. Kiedyś wrogów, znajomych, od ludków bądź samotników lecz każdy chronił by się do końca.
-Mhm. Rozumiem. -mruknął bardzo cicho i westchnął. Patrzył w ziemię bezwładnie wisząc na ramieniu Tony'ego, chciał tylko pomagać, nawet nie oczekiwał nic w zamian, ale jak widać trafił do 'Rodziny Avengers' i musiał siedzieć na ich zasadach. Chociaż były sprzeczki i te całe nieporozumienia pomiędzy niektórymi osobnikami.
-Po prostu na niektóre sprzeczki nie masz żadnego wpływu tak samo jak i ja Petey... Rozumiem, że chcesz pomagać, ale cóż najpierw muszą się między sobą dogadać! - stwierdził - Mam nadzieję, że nie czujesz się przytłoczony tym wszystkim.
-Nikt nie ma wpływu i wiem o tym, ale tego nie zrobią, i znowu będzie wojna z podziałem na dwie drużyny ja nie chce tego. -powiedział cicho.
-Nie będzie dopilnujemy tego z Steve'm - rzekł - mam cię puścić? Ale masz wyjść grzecznie.
-Dlaczego z nim? Rozumiem, że jest Kapitanem, ale wszystko jest związane z nim, a pan ciągle zaprzecza jak padają o niego pytania. Tak wyjdę normalnie. - Postawił go obok siebie.
-Ponieważ to on dowodzi ja jestem tylko od bezpieczeństwa i broni - rzekł.
-Agr nie prawda pan też dowodzi na swój sposób. -usiadł na ziemi.
3785 słów?
Czy coś się wydarzy?
Czy wszyscy się zejdą?
Co zrobi Tony?
Wesołych Mikołajek!
Jak niektórzy wiedzą bądź nie w tym miesiącu wystawiam jak najwięcej rozdziałów z całego miesiąca. Więc na święta będzie maratonik!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro