W odwiedzinach
-Nie po prostu nie dostrzegam tego...
-I to jest błąd może Spiderman cię nauczy dostrzegać te dobre aspekty..
-Nie sądzę.
-Czemu?
-Bo trudno mnie czegoś nauczyć?
-To będzie cię uczył do skutku!
-Okej
-Pamiętaj zero wychodzenia pod moją nie obecność, ma trenować, masz go pilnować i wzajemnie się uczyć!
-Jak każesz piracie- powiedział i kiwnął posłusznie głową.
-Tak właśnie każe... -mruknął cicho.
-Nie zrobię ci więcej problemów do rozprawy.
-Wiem, ufam Ci...
-Chociaż ty jeden- rzekł.
-Niestety tylko ja Rada za nic się nie da przekupić...
-Wiem.
-Wybacz mi za to synu, że nie mogę ci pomóc w żaden sposób!
-Nie szkodzi tato - mruknął.
-Nie zobaczymy się więcej za niecałe pół miesiąca...
-Dlaczego? - zapytał niepewnie, a serce stanęło mu.
-Mówiłem ci chcą abyś stanął przed sądem i... -przełknął ślinę i popatrzył w podłogę.
-Rozumiem- mruknął cicho i spuścił wzrok na ziemie.
-Postaram się na audiencji u Rady co będzie od poniedziałku do czwartku ubłagać żeby cię zostawili w spokoju żeby cię nie dali na stracenie, bo nie zasługujesz na to...
-Nie prze mówisz im piracie - westchnął i przymknął powieki.
-Nie chce aby cię stąd zabierali.. -westchnął głośno.
-J-ja wiem- westchnął.
-Nie dość, że wysłuchiwałem się jak cię wyklinają i nic z tym nie mogłem zrobić to i teraz mam patrzeć jak zabierają cię tam skąd się nigdy nie wraca? Po to dają ci w jedzeniu serum aby cię szybko załatwili!
-Egh - westchnął- zabijając mordercę nie zmienia się ilość zabójców, bo jest taka sama tylko jest o jednego mniej człowieka.
-Dlatego chce im przemówić...
-Wiesz, że są bardziej zaślepieni niż wszyscy! Myślą, że pomagają, a tak naprawdę nic nie robią!
-Co ja mogę zrobić, próbuje im się nie przeciwstawiać, a gdybym to zrobił to nie tylko tracę uprawnienia do bycia szefem TARCZY, ale i także wylatuję helicarrieru, który jest moim domem, staram się jak najmniej im podpadać, ale wiecznie nie będę!
-To co ma być to będzie -powiedział- prędzej czy później i tak bym umarł - mruknął godząc się z losem.
-Nie umrzesz ani prędzej ani później -powiedział.
-Nie?
-Nie pozwolę na to.. -stwierdził Nick.
-Wtedy stracisz wszystko, więc się nie opłaca.
-A co zyskam?
-Będziesz dalej głową helicarriera!
-Stracę ciebie do odwołania i nawet cię przez kratki nie zobaczę!
-Egh
-Więc ja tak nie chce...
-Rozumiem- mruknął- ale i przeze mnie masz problemy!
-Nie przejmuj się tym, wiem że chcesz złapać tego, który przeprowadził na tobie te badania jak na króliku doświadczalnym, ale może byś jednak nieco zaprzestał z zleceniami, niektórymi sprawami niech zajmie się policja.
-Yhym - mruknął i kiwnął głową.
-Postaram się wszystkiego co w mojej mocy.. -powiedział cicho i wstał. - Muszę cię odprowadzić do celi, żeby później nie było, około w pół do 2 cię wezmę jest na razie 9 poleż lub cokolwiek tam chcesz sobie porób, ale nie bij się z agentami.. -westchnął.
-Ja nie bije się -rzekł - to mnie bito - stwierdził i kiwnął głową.
-Wiem o tym, więcej cię nie skrzywdzi.. -powiedział.
-Yhym - mruknął i ruszył za ojcem.
Szli w ciszy. Deadpool zastanawiał się dlaczego go tak zawzięcie chciał bronić przecież tyle złego robił.
-Jesteśmy.. -stwierdził Fury gdy byli przed klatką. Wade westchnął i stał przed wejściem.
-O 14 wychodzimy z helicarrieru, więc żeby nie było będzie pod moją opieką, musimy iść na ważne spotkanie.. -powiedział Nick do agenta aby nie wymyślał.
-Rozumiem Dyrektorze Fury - odparł Lukas.
Nick odprowadził Deadpool'a do celi.
Chłopak niechętnie wszedł do środka i od razu schował się pod pościelą.
Nicki westchnął i poszedł do siebie do gabinetu i przeglądał papiery, które miał zabrać w poniedziałek.
Wade uciął sobie drzemkę czując się koszmarnie zadając ból ojcu tym, że ma wyrok śmierci.
Petey od samego rana był na nogach, był zadowolony jak nigdy dotąd i pomagał cioci May w przygotowaniach, mimo że nie powinien zdradzać swojej tożsamości i nie powinien zaprzyjaźniać się z najemnikiem, czy inne nie potrzebne wymieniać by tu warianty, Petey w jakimś stopniu nie widział tego wszystkiego złego w Deadpool'u widział w nim dobrego towarzysza, kumpla. Wiedział oczywiście, że wszystkiego nie można mieć, ale chociaż chciał go bliżej poznać.
Ciocia May gotowała zupę i robiła zapiekankę z mięsem. Wraz z Pitem przygotowała dom na przyjęcie Nicka i jego syna.
-Nie będziemy przynajmniej sami dziś ciociu prawda? -powiedział uśmiechnięty.
-Oczywiście Piter- odpowiedziała.
-Fajnie jest spędzać niedzielę z innymi ludźmi, tak to jesteśmy sami.
-Wiem Peter powiedziała- dobrze, że znalazłeś sobie kogoś innego niż Harry i MJ.
-To tylko kolega, znajomy, ciociu, a Harry i MJ to przyjaciele..
-Znajomy czy nie dobrze masz więcej przyjaciół.
-A nie będzie ci przeszkadzało, że jest troszkę starszy ode mnie? -spytał cicho i podrapał się po karku.
-Piter nie musisz mieć przyjaciół w twoim wieku tylko -powiedziała- nawet lepiej, bo będzie Cię pilnować!
-Ciociu? -oburzył się. -Z czym będzie mnie pilnował umiem odrobić lekcje i się sam uczyć!
-Oczywiście - powiedziała- ale nie lubię gdy wychodzisz gdy jest ciemno!
-Nie mogę się oprzeć przyjemnemu rozgwieżdżonemu niebu i księżycowi, a spacer wtedy jest potrzebny żeby był lepszy sen...
-Wiem Pit wiem- odparła.
-No, a poza tym nie masz się o co martwić.. -pocałował ją w polik.
-Też wiem jesteś już dużym chłopcem wręcz mężczyzną!
-No właśnie ciociu to ja ciebie obronie.. -uśmiechnął się.
-Nie potrzebuje obrony skarbie - pocałowała go w głowę.
-Ale i tak będę cię chronił jak tylko potrafię.. -uśmiechnął się szeroko i przytulił się do niej delikatnie.
-Miło z twojej strony Pit.
-Dobra ciociu chodź dalej to przygotowywać.. -uśmiechnął się.
-Oczywiście Pit -powiedziała - ale musisz skoczyć do sklepu po sok!
-Skocze jak żabka! -zaśmiał się cicho.
-Hahahaha
Petey poszedł do pokoju po bluzkę i portfel zaś Ciocia wróciła do kuchni.
Zszedł na dół po schodach wpadł w buty ubrał szybko kurtkę.
-Ile tych soków?!
-Z dwa weź Pit!
-Dobrze ciociu zaraz będę z powrotem! -krzyknął.
-Okej, uważaj tylko!
Parker wybiegł szybko z domu i pobiegł do najbliższego dobrego sklepu, który znajdował się kilometr od jego domu. Ciocia may przyprawiała ostatnią przyprawą zupę gotując ją na małym ogniu.
Pajączek był po niecałych 10 minutach w sklepie i wybierał sok, nie mógł się zdecydować. Ciotka zaś sprzątała i przygotowała wszystko na stole
-Hmm ten, może ten a może te dwa? -uniósł brew i dumał w końcu wybrał dwa soki zapłacił i szedł powoli do domu. Kobieta za ten czas wszystko do kończyła. Pajączek po chwili był już w domu.
-Wybrałem takie soki ciociu, bo już sam nie wiedziałem jakie.
-Będą Pit - powiedziała- nie musiałeś aż tak bardzo wybierać.
-Dobrze no już mniejsza, która godzina? -spytał i odstawił soki na szafkę.
-Będzie 13:20 idź się w coś normalnego przebierz!
-Za Kapitana Amerykę? -spytał żartobliwie.
-Od razu za Czarną Wdowę - prychła- w coś czystego!
-Ciociu, ale ja wolę jednak się przebrać w męskie postacie bohaterów niż w baby poza tym Czarna Wdowa. Nie jest i nigdy nie będzie to stare babsko mi imponowało.. -stwierdził.
-To leć się przebierz!
-W kapitana Amerykę?! -spytał.
-W ciebie Pit! - odrzekła.
-No to w IronMana! Taaaaak! -z śmiechem wleciał na schody i pobiegł do góry.
-Od razu w Spider-Mana się przebierz!!!! - krzyknęła kręcąc głową na boki. Petey stanął na schodku o mało się o niego nie przewracając.
-Nie miałem okazji aby kupić sobie jego podobiznę!!! -krzyknął zmieszany i ulotnił się do pokoju.
-To ci kupie- zaśmiała się i poszła do siebie przegrać się w coś lepszego.
-Nie trzeba! -zamknął się w pokoju i podszedł do szafy otworzył ją i spojrzał na ubrania. -Jeansy i koszula w kratkę, tak będzie dobrze..
Ciotka weszła do pokoju i wyciągnęła czarne spodnie i beżową odświętną bluzę, która idealnie pasowała do jej tali. Pajączek ubrał się w czerwono niebieską w kratkę koszulę, ciemne obcisłe jeansy i założył maskę Kapitana Ameryki i zbiegł do kuchni cicho chichocząc i usiadł na blacie kuchennym czekając na ciocie, która po chwili wyszła z pokoju i ręce jej opadły.
-Pit naprawdę ?
-Jestem Kapitan Ameryka! -wziął talerz i stanął na blacie, a na plecach miał zawiazaną ścierkę. -Obronie cię ciociu May!
May wybuchła śmiechem.
-Dobrze już dobrze ściągaj tą maskę.
-Przygotowani do lotu.. -Petey odłożył talerz i ściągnął ścierkę.
-Haha Pit czasem zastanawiam się ile ty masz lat?
-Prawie 18 ! -krzyknął i szykował się do skoku.
-Zachowujesz się jak pięciolatek!
-Nikt nie widzi trzeba korzystać z wolnej chaty! -zaśmiał się i zrobił salto w tył.
-A gdzie nauczyłeś się robić tak bezbłędne salto? - zapytała.
-Eee w szkole baletowej? -popatrzył przestraszony na ciocie dobrze, że miał maskę.
-Pit ty nie chodzisz do szkoły baletowej - odparła i poszła do kuchni.
-Trzeba było kiedyś zacząć? -spytał niż odpowiedział.
-Po prostu pomyślę, że to nauczyłeś się na wf przecież macie tak wymagającego nauczyciela!
-O nie tylko nie wf! -uciekł do salonu.
-Już wiem czym cię przepędzić do spania - zaśmiała się.
-Nic nie słyszałem! -zaśmiał się przychodząc do cioci.
-Oczywiście!
Przytulił się do kobiety i cmoknął ją w polik.
-A teraz ściągaj maskę Kapitana Ameryki!
-Booo nie lubisz jak cię całuje? -zachichotał.
-Lubię, a teraz ściągaj, bo jeszcze pomyślę, że coś ukrywasz!
-To, że jestem Kapitanem Ameryką?
-Oczywiście ty i Kapitan Ameryka!
-Dlaczego nie? -spytał.
-Bo nie wychowuje cię z 100 lat!
-Haha dobrze dobrze.. -ściągnął maskę i poprawił swoje włosy.
-To kiedy z prowadzisz dziewczynę?
-Kogo?! -zakrztusił się powietrzem.
-No musisz mieć jakaś na oku- stwierdziła.
-Nikogo nie mam jestem wolnym strzelcem ciociu!
-Ale na pewno jakaś ci się podoba- mrugnęła do niego.
-Niee? Poza tym słyszałaś, że Harry chodzi z MJ?
-Nie nie słyszałam i pasują do siebie!
-No widzisz, zostałem sam i jakoś nie spieszy mi się poznawać dziewczynę na stałe...
-A jesteś w ogóle homo?
-Jestem hetero ciociu! -oburzył się. -Nie jestem gejem przecież..
-No ja nie wiem Pit dziś jest takie społeczeństwo.
-Tak wiem ciociu, ale jeszcze nie zmieniłem orientacji, jak tak będzie to cię powiadomię jako pierwszą.. -przewrócił oczami. -Ale to się nigdy nie stanie...
-Dobrze Pit, ale wiedz, że zaakceptuje wszystko- odparła.
-Wiem ciociu, ale u mnie w szkole, by tego nie zaakceptowali więc przystaje na byciu hetero i być samotnym..
-Rozumiem, ale wiesz, że serce nie sługa i tak ci kogoś znajdzie!
-Ha ha bardzo śmieszne, jak na razie siedzi zamknięte i zakopane pod moją klatką piersiową i kościami i mięsem i żeby je wyrwać oj musiałby być ktoś naprawdę warty mojej uwagi.
-Znajdziesz kogoś to jest pewne Pit to tylko kwestia czasu!
-Może, czasami, by się kogoś przydało, ale tylko czasami.
-Rozumiem.
-Czyli czekamy?
-Tak- odrzekła.
-Tego czego nie lubię.. -założył maskę Kapitana Ameryki i poszedł położyć się na kanapie w salonie.
-Dlaczego założyłeś maskę? -zapytała.
-Zdrzemnę się.. -powiedział i ziewnął. -Pół godziny jeszcze prawie zanim przyjdą..
-No niby racja- rzekła- obudzę cię jak coś!
-Dobrze ciociu..
-Śpij dobrze Pit!
-To tylko drzemka..
-Wiem Peter.
Chłopak ziewnął i przymknął oczy, a
Ciocia zajęła się swoimi sprawami.
Pajączek zasnął z maską kapitana Ameryki na nosie.
Nick w tym czasie już przebrany we wcześniej wybrane ciuchy szedł do celi po Wade'a. Który spał skulony w kulkę pod pościelą. Fury wszedł powoli do celi. Podszedł do najemnika i usiadł przed nim. Nie wiedział czy go budzić. Deadpool usłyszał, że ktoś wszedł, ale nie przebudził się.
-Wade czas wstawać.. -szepnął i lekko go potrząsnął za koc.
-Za pięć minut - mruknął i zwinął się jeszcze bardziej.
-Za pięć minut wychodzimy...
-Co?! - mruknął i jak poparzony wyszedł spod pościeli.
-Przebrany? Nie chcesz iść do Pająka?
-Idę idę- mruknął- i nie przebrany.
-No to jak, chodź -uśmiechnął się.
-Yhym- mruknął i rozciągnął się aż strzeliło mu w kościach.
-Eh Wade -mruknął kiwając głową na boki.
-Tak? - zapytał i popatrzył na ojca.
-No chodź śpiochu...
-Idę -mruknął- i nie jestem śpiochem- za marudził i ruszył za piratem.
-A kto śpiii?
-Spałem- mruknął w odpowiedzi - i nie jestem leniem!
-A trening rano był?
-Nie- powiedział i spuścił wzrok, ale nie mógł zrobić treningu przez obrażenia.
-A no właśnie -poklepał go po plecach. -Nie mogłeś śpiochu...
-Sam kazałeś mi odpocząć- odpowiedział.
-Wiem o tym Wade i dobrze, że odpoczołeś.
-Yhym- mruknął. Wyszli z celi spokojnie i szli do pokoju Deadpool'a.
Wade przecierał oczy po śnie i szedł za Fury'm chociaż i tak wiedział jak dojść.
-Później będziesz spał.. -stwierdził Nick.
-Wiem, wiem piracie- powiedział i uśmiechnął się.
-Mamy niecałe 20 minut abyśmy byli punktualnie.. -uprzedził leniucha.
-Spokojnie przebiorę się w minutę- odparł.
-Spokojnie, spokojnie..
-Czy ty się ze mną przedzeźniasz?
-Nie tylko mówię, że nie masz się co spieszyć.
-Okej piracie.
-Będzie na ciebie jak się spóźnimy.. -powiedział poważnie choć w głębi siebie śmiał się z tego.
-Eeej ja się tak nie bawię - powiedział.
-Pani May okrzyczy ciebie nie mnie, za niepunktualność, uwierz jest nie warto się spóźniać...
-Zwalę winę na ciebie- wystawił w jego stronę język.
-Wade nie jesteś pięcioletnim dzieckiem zachowuj się...
-Nooooo dobrze niech będzie tatusiuuu- zaśmiał się pod koniec.
-Syneczkuuu, ale ja cię bardzo proszę, nie chce zostać ochrzaniony w proguu domu twojego kolegi, pospiesz sięę.. -również się zaśmiał.
-Okejka - powiedział i wszedł do pokoju. Podszedł do łóżka i zaczął ściągać bluzę.
Nick czekał przed pokojem syna.
Ściągnął wszystko oprócz majtek i ubrał na siebie przygotowane ciuchy.
Fury sprawdzał godzinę i zastanawiał się jak się dostać na miejsce, byleby nikomu nie wadzić. Po chwili wade wyszedł z pokoju i zarzucił na siebie kaptur.
-Gotowy? -spytał.
-Tak - odparł.
-To idziemy?
-Si - Wade potwierdził i kiwnął głową.
-Jak się tam dostaniemy?
-Hmmm, a bo ja wiem - wzruszył ramionami - niech ktoś podrzuci nas odrzutowcem.
-Też o tym myślałem, sprawdzałem kto jest na zewnątrz wolny, tylko Czarna Wdowa, Clint jest na patrolu już..
Wade stanął w miejscu.
-Tylko o-ona? Przecież ona mnie nie nawidzi!
-Wiem, słyszałem, ale będziecie musieli się przetrawić przez 5 minut.
-Yhym - mruknął i schował dłonie w bluzie.
-Dasz radę synu wierze w ciebie -powiedział spokojnie.
-Jeśli mnie nie zabije po drodze to będzie święto- odparł.
-Będę na pokładzie razem z wami.
-Wiem.
-Nie będziecie się bili.
-Ja nie, ale ona nie wiadomo!
-Powiedziałem, że będzie spokój chodź leniu.
-Nie jestem, aż takim leniem- uśmiechnął się.
-No nie, ale pasuje to do ciebie...
-Dlaczego? - zapytał.
-Nie wiem, po prostu pasuje!
-Leń Wade -mruknął- nie nie pasuje piracie.
-Lepsze niż jakiś Kapitan Deadpool -kiwnął głową.
Wade wybuchnął śmiechem.
-Ja kapitan ?!
-No tak mówiłeś nie pamiętasz? -pokręcił głową.
-Hehe, ale to dawno - stwierdził.
-Wiem o tym..
-Teraz nie widzę tego kapitana.
-I dobrze, sam Deadpool jest wystarczający..
-No w końcu sam wybierałem ksywkę!
-Wiem Wade wiem... - na te słowa Wade uśmiechnął się zwycięsko
Podeszli razem pod odrzutowiec.
-Może wejdź pierwszy piracie- mruknął i schował się za plecami Nick'a.
-Boisz się? -pokręcił głową i wszedł na pokład gdzie Czarna Wdowa siedziała na fotelu i przeglądała różne raporty. -Witaj Czarna Wdowo podwieziesz nas w pewne miejsce? -spytał pirat.
Kobieta tylko popatrzyła na Nicka, a później zerknęła za niego.
-Ten gówniarz nie leci.. -stwierdziła.
-Wypraszam sobie nie jestem gówniarzem- mruknął Deadpool i wycofał się.
-Wade wróć się, a ty przestań go obrażać nic ci nie zrobił.. -powiedział spokojnie pirat.
-Nie pod wiozę go, ma siedzieć we więzieniu podobno.. -stwierdziła.
Deadpool w ciszy poparzył na pirata to na Wdowę.
-To po prostu pójdziemy na piechotę.. -przewrócił okiem i podszedł do Wade'a. Kobieta warknęła pod nosem.
-Ale ma siedzieć z dala ode mnie abym go nie widziała..
Wade popatrzył na ojca zdając się na jego decyzje.
-Jak ci pasuje Wade? -spytał Nick.
-Mogę siedzieć z tyłu - mruknął.
-Usiądę z tobą...
Wdowa tylko westchnęła przewróciła oczami schowała raporty i zamknęła klapę odrzutowca. Nick podszedł do niej powiedział gdzie ma ich wysadzić i usiadł na przeciwko Deadpool'a.
-Wiesz, że nie musisz siedzieć ze mną - mruknął Wade.
-Wolę z tobą -mruknął cicho.
Czarna Wdowa nawet nie przesłuchiwała się ich rozmowie tylko pilotowała.
-Dlaczego?
-Żebyś niczego nie wywinął...
-A co mam takiego zrobić??
-No nie wiem, można poprzestawiać ustawienia odrzutowca, hmm powyrywać metal, w twoim przypadku to jest wszystko możliwe!
-Nie mam zamiaru nic robić- rzekł- powiedziałem, że nie zrobię ci problemów do rozprawy i dotrzymam słowa.
-A po?
-Co po?
-A po rozprawie co zrobisz?
-Nie wiem- mruknął - mam małe szanse żeby przeżyć.
-Duże, nie histeryzuj...
-Zgnije w piekle! -warknęła Wdowa kiedy byli nad celem ich podróży.
-Egh- Wade westchnął i spuścił głowę w dół.
-Nie przejmuj się nią.. -poklepał go po ramieniu i wstał.
-Yhym- mruknął cicho i bez przekonania.
-Tu wysiadacie jak chcieliście, szkoda że nie mogę go zrzucić tak po prostu.. -warknęła do siebie kobieta mówiąc o najemniku.
-Wróć do helicarrieru i zacznij trening, bo jak wrócimy chce widzieć na kamerach, że biegałaś 150 kółek, bez odmów.. -powiedział Nick.
Wade zdziwił się, że ojciec postanowił zrobić taką karę Wdowie. Fury zszedł na dach na którym wysadziła ich Czarna Wdowa i czekał na Wade'a.
Wade od razu ruszył za Fury'm delikatnie się uśmiechając.
-Ty też chcesz karę? -uniósł brew i szedł do schodów pożarowych.
-Nie nie chce -powiedział- ale bieganie mi nie przeszkadza!
-Chodźmy pięć minut i się będziesz tłumaczył -zaśmiał się.
-Okej mogę się tłumaczyć- powiedział.
-Chodź chodź...
-Idę przecież - powiedział i zeskoczył z schodów pożarowych na sam dół.
-Wade! Zachowuj się- szepnął i normalnie zszedł ze schodów.
-Ale się zachowuje- odparł.
Fury po chwili był obok niego.
-Trzeba przejść jeszcze jedną przecznice...
-Okej prowadź piracie- odparł.
-Jak zwykle.. -pokiwał głową i szedł.
-A co ja mam prowadzić? Jak nie wiem dokąd!
-Dobrze, że nie wiesz.. -pirat rozgladał się.
-Rozumiem- mruknął. Szli w ciszy przed siebie i po chwili Nick skręcił w prawo i już byli pod drzwiami.
Ciocia May właśnie budziła Peter'a.
Jednak Petey obrócił się na drugi bok i wtulił się w kanapę nie chcąc jeszcze wstawać.
Fury niepewnie zapukał do drzwi.
-Pit wstawaj, bo goście przyszli! - powiedziała i ruszyła do drzwi.
-G-goście, co.. -ziewnął i usiadł.
Był zdezorientowany i nie wiedział co się dzieje.
-Wade chodź.. -szepnął chcąc aby najemnik stanął pierwszy.
-Nie chce pierwszy- mruknął- wolę za tobą - powiedział chłopak.
-Goście peter - rzekła ciotka będąc prawie pod drzwiami.
-No dobrze.. -powiedział Nick.
Spidey wstał i podszedł do cioci cały czas ziewając.
Otworzyła drzwi.
-Dzień dobry- powiedziała May.
-Dzień dobry pani May.. -powiedział niepewnie Fury.
-O pan Nick, dzień dobry! -pomachał mu Petey przez ramię cioci i przytulił się do kobiety zapominając o masce.
-Pit co mówiłam o masce- powiedziała May.
-Dzień dobry prze pani - powiedział Wade z tyłu Fury'ego - Hejka Pit.
-Jestem Kapitanem Ameryką ciociu! -cmoknął ją w polik. -Hej Wade..
Wade się zaśmiał.
-Zapraszam serdecznie - powiedziała ciocia i zrobiła miejsce aby weszli.
Nicki razem z Wade'm weszli do domu Pajączka. Sam Petey był nieco śpiący i ledwo kontaktował z światem.
Wade rozejrzał się z zainteresowaniem po przedpokoju.
-Rozbierzcie się - powiedziała May - i zapraszam do jadalni!
Parker popatrzył z uśmiechem na gości i czekał na nich chociaż było widać, że nie dawno wstał po roztrzepanej fryzurze.
Ciocia wycofała się do kuchni zostawiając bratanka z gośćmi.
-Śpioch wstał dopiero? - zapytał i zaśmiał się Wade.
-Nieew.. -ziewnął i się uśmiechnął.
-Dzisiejsza młodzież tylko, by spała popołudniami.. -stwierdził Nick.
-Sam kazałeś mi odpocząć- burknął Wade- widać Pitiś, że spałeś!
-Może spałem, jak ręka? -spytał i zaprowadził ich do jadalni.
-Lepiej- powiedział- niż reszta - dodał ciszej. - Bawisz się w mrożonkę?
-Niż reszta? -stanął i popatrzył na Wade'a.
-Co? - zapytał udając, że nic nie wie i nic nie powiedział.
-Uhh, jaka mrożonka? -przewrócił oczami.
-No kapitan mrożonka - powiedział i uśmiechnął się.
-Nie po prostu proponowałem cioci w co mogę się przebrać...
-W twój spandex - powiedział cicho i zaśmiał się.
-Shhhh, ciocia nie wie.. -spanikował.
-Zdaję sobie sprawę i dlatego mówię cicho.
-Taaa, już pokazałem dzisiaj na co mnie stać...
-Uuuu - uśmiechnął się- co zrobiłeś?
-Skończyłem z blatu z salutem i powiedziałem, że to figura baletowa.. -powiedział zażenowany.
-Pfffff hahaaha- wybuchnął śmiechem - figura baletowa!
-Cichoo.. -pstryknął go w ramię.
Wade skrzywił się, ale pokiwał głową.
-Poza tym powiedz o tym o czym wcześniej zacząłeś, proszę.. -mruknął cicho trochę zmartwiony.
-Nic się nie stało Pit - powiedział.
-No okej to powiedz...
-Co mam powiedzieć?
-Co się stało, że ręka wyszła lepiej niż reszta?
-Takie małe nic - stwierdził.
-Rozwiń...
-Muszę? - mruknął i popatrzył za Fury'm, ale go przy nim nie było.
-Jeśli aż tak poważnie to nie i mogłeś przy najmniej powiedzieć panu Nick'owi, że nie dacie rady.. -popatrzył w bok.
-Em - podrapał się po skroniach- mogłem mieć bliższe spotkanie z pewną góra mięśni bez mózgu?
-Bili cię? Pan Fury wie.. -popatrzył zmartwionym głosem na Wade'a.
-Wie- mruknął jeszcze ciszej. Na co Petey westchnął.
-Biedny Wade. Chodźmy do salonu -powiedział cicho.
-Nic mi nie jest jak na razie - odparł - ok prowadź przewodniku!
Jadalnia była połączona z salonem więc i tam się udali.
-Nie będziesz się ze mnie śmiał, bo wiem, że i tak będę musiał ściągnąć maskę.. -szepnął.
-Nie nie będę - odparł- na pewno wyglądasz lepiej ode mnie!
-Nie po nie do spaniu...
-Ja też nie do spany jestem, więc rozumiem!
Przydreptał do cioci i pomógł jej wszystko poukładać na stole.
Wade stanął przy stole.
-Czy w czymś pomóc? - zapytał grzecznie Wade.
-Nie trzeba usiądź sobie - powiedziała ciocia May. Petey zachichotał cicho i dalej chodził w maskę i rozkładał talerzyki. -A ty Piter ściągnij maskę- odparła. Wade tym razem się zaśmiał.
-Za chwilkę.. -wy marudził.
-No dobrze - powiedziała May.
Petey miał lekko podkrążone oczy, a jego włosy opadały na twarz gdy nie ta maska. Wade usiadł na krześle na przeciwko ojca.
Nick siedział i na razie nic się nie odzywał, bo mu przed chwilą May kazała siedzieć i być cicho.
Wade rozglądał się po otoczeniu czując tą rodzinna atmosferę.
Petey zostawił maskę na stole w kuchni i przeczesał trochę swoje włosy. Chłopak rozciągnął się w miejscu i zachowywał ciszę.
Wszedł do pomieszczenia za ciocią ze spuszczoną głową. Ciocia nioska naczynie w dłoniach z przyjemnie pachnącą zupą i parującą.
Petey usiadł obok Wade'a nie patrząc na niego dalej swoimi pewnymi oczkami. Wade zaciekawiony zerkał na Pita kontem oka.
May postawiła naczynie.
-Niech każdy sobie naleje tyle ile chce- odparła.
-Coś nie tak Wade? -spytał cicho Petey.
-Wszystko dobrze- odparł Wade.
-Coś mam na buzi?
-Nie - rzekł i uśmiechnął się do niego.
Petey popatrzył na niego nie pewnie i też się lekko uśmiechnął.
-No jeść chłopaki- powiedziała ciotka.
-Już -Parker popatrzył na ciocie z uśmiechem.
-Smacznego- powiedział Wade.
-Smacznego! -uśmiechnął się chłopak i wszyscy zaczęli powoli wszamać.
Wade dawno nie jadł tak dobrych rzeczy. Spidey trochę się bał, że Deadpool go może wyśmiewać za dziecinną twarz i że otworzył się przed nim aż za bardzo, ale nie pokazywał tego po sobie bo cały czas się uśmiechał.
Wade musiał przyznać, że bardzo dobrze wygląda jak na takiego małego dzieciaczka. Wszyscy jedli w ciszy, ale ta cisza była przyjemna. Nawet Wade nie spieszył się z jedzeniem.
Petey co chwila zerkał na wszystkich wokół, był zadowolony, że mogli spędzić razem czas.
Chłopak czuł na sobie od czasu do czasu wzrok pajączka. Po dłuższej chwili wszyscy zjedli i siedzieli przy stole. Pajączek tak bardzo chciał wyjść teraz na chwilę na zewnątrz i pochodzić wśród prawie pustych ulic.
-Dziękuję było bardzo pyszne- powiedział Wade, kończąc drugie danie.
-Taką panią to tylko chwalić za wszystko, dziękujemy również za zaproszenie pani May.. -powiedział Fury z delikatnym uśmiechem.
-Ciociuu.. -spytał cicho Petey.
-Dla mnie to przyjemność gotować - powiedziała z uśmiechem- tak Pit?
-Możemy się razem z Wade'm przejść? -spytał nadal cicho. -Wrócimy szybko.
-Tato? - zapytał Wade swojego.
-Co myślisz o tym panie Fury? - spytała ciotka May.
-Cóż, ale tylko chwilkę, za niedługo będziemy musieli się zbierać, nie chce żebyśmy naruszali zbyt dużo czasu państwu -powiedział spokojnie Nick.
-Nie na ruszacie - powiedziała May - Dobrze ktoś jest tu z nami dzisiejszego dnia.
-W sumie też nie mieliśmy żadnych planów na spędzanie tego dnia.. -Nick podrapał się po karku.
Petey wyciągnął po cichu Wade'a od stołu.
-Jak ładnie się to ułożyło- stwierdziła ciotka- przynajmniej nie będziecie się nudzić ani my.
Wade również cicho ruszył za Pitem.
-Ciociu tylko nie flirtujcie! Błagam! -krzyknął Petey ubierając buty.
-Nie mam zamiaru Peter - odpowiedziała ciocia May.
Zaś Wade cicho się chichrał. Natomiast Fury uniósł ręce w geście niewinności.
-No ja tam nie wiem, poza tym Wade to nie śmieszne chodź.. -pociągnął lekko chłopaka za sobą do wyjścia.
-Dla mnie śmieszne- odparł i ruszył za pajączkiem.
Wyszli z jego domu i Petey złapał Deadpool'a pod rękę.Wade nie opierał się i szedł za nim.
-Dokąd prowadzisz?
-Dokąd? Przed siebie, ale w sumie chętnie chciałbym teraz pochodzić po dachach niż po ścieżkach.. -uśmiechnął się do niego delikatnie.
-No tak dachy nie mają uszu- odparł i uśmiechnął się.
-Dachy nie biją ludzi.. -stwierdził Pajączek.
-Eeeeeeee - mruknął Wade i odwrócił głowę w bok.
-Nie chodzi mi o ciebie -wziął niepewny rękę od niego.
-Yhym- mruknął i spojrzał na pajączka.
-Idziemy się przejść do parku? -spytał.
-Możemy się przejść - odparł.
-Powiedz mi nie takiej twarzy się spodziewałeś po Spidermanie prawda?
-Może - rzekł- ale to nie ważne pajączku jak wyglądasz.
-To samo uważam o tobie.. -wskazał na swoją twarz i kreślił w zakresie ust, a później wskazał na jego twarz.
-Mam odsłonić swoją twarz?
4067 słów
Czy odsłoni twarz?
Co się wydarzy?
Czy pójdą do parku?
Serdecznie zapraszam do zostawienia po sobie śladu w komentarzu bądź gwiazdeczką, bo to motywuje do działania!
To jest najdłuższy rozdział ze wszystkich!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro