Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To nie twoja wina

-Potrafi marszczyć ten kinolek przy innym stwierdzeniu.

-Co? O czym ja nie wiem? Gadaj co to za tresura?

-Nope nie powiem.

-Tonyy, powiedz mii. Chce go zdenerwować albo spróbować na Rudim. A jego co tak krzywi żeby nos zmarszczył?

-Rhodney'a możesz denerwować słowem ptaszek - zachichotał.

-Ptaszek, co ma ptaszek do niego? -uniósł brew nie wiedząc o co chodzi.

-Lata F16 co się nazywa jastrząb. Nie lubi gdy nazywa się mu ptaszkiem jego cudeńka i niego.

-Ummmh. Rozumiem chyba -mruknął w zamyśleniu. -Coś jeszcze go krzywi?

-Hmm - zastanowił się przez chwilę - cóż ciężko wyprowadzić go z równowagi.

-Aż tak? Rozumiem. A ciebie Steve często wyprowadza z równowagi?

-Ne?

-Jejku szczerze, nie jestem taki głupi żeby zaraz iść do Rudiego i chodzić za nim ptasiu ptasiu ptasiu chodź tu ptasiu, umiem się opanować chyba. Więc za tobą też nie będzie chodził jak Stebie i nie będę marudził na przykład co on ta za głupoty pierdzieli Antoś. Antoś chodź Antoś zostań, Antoś kładź się. Po co? - Prychnął trochę zdenerwowany iż nazywa go tak, ale nie powiedział nic na słowa skierowane w jego stronę cicho i wręcz bezgłośnie zlewając. -To cię denerwuje co? Antosia cię denerwuje. Humm Antosia. -uśmiechnął się chytrze. -Antulko, Antoninko, Antoniniu.-dusił w sobie śmiech. -A-Antoś.

-Możesz przestać? - burknął stanowczo niezadowolony.

-Annntośś. -totalnie skisł i zaczął się śmiać. -T-Tony ja tylko.. Ahhahahah przeprasza..praszam! -wtulił go w siebie.

-Yhym - mruknął przewracając oczami.

-Brakuje mi Steve'a i tego jak on to mówił. Ogólnie brakuje mi go. -uspokoił się znacznie.

-Przepraszam, że zawiodłem. - westchnął czując iż jego sumienie nie daje mu i tak spokoju.

-Luz, to moja wina. Jestem największym winowajcą w tym wszystkim.

-Każdy zawinił.

-Najbardziej ja. -poklepał go po głowie. -Nie powinienem się tak do ciebie tulić, jeszcze dostałbym zjebę od twojego Kapitana z łokcia w nos, że cię przytulam heh.

-Możliwe - stwierdził zgadzając się z mężczyzną.

-Ale ktoś musiał przyjść do ciebie na dół i pogadać z tobą, bo reszta się kłóci nadal.

-Ehhh jak zwykle tylko się kłócą.

-Bo ja wiem że zawiniłem ale dla nich przeprosiny to jak o dupę rozbić bez znaczenia słowa. Bo jestem kim jestem i jestem potworem.

-Nie jesteś aż takim. W sumie nikt z nas nie jest bez winy i nikt nie jest bez krwi na rękach.

-Mam znacznie więcej ludzi skasowanych na koncie niż ty. Bez myślnie zabiłem twoich rodziców..ja. Ja o tym nie wiedziałem później się dowiedziałem, że ja to zrobiłem.

-Stevii mi to tłumaczył - powiedział - rozumiem że nie miałeś wtedy wyboru.

-Ale i tak traktowałaś mnie do tej pory jak najgorsze zło.

-Przepraszam.

-Nie, no to zrozumiałe.

-Hm?

-Rozumiem, że tak mnie traktowałeś i nie szkodzi, rozumiem też byłbym zły na siebie o takie rzeczy. -popatrzył w bok z westchnięciem.

-Zakopmy ten topór - rzekł - trzeba ogarnąć resztę - westchnął.

-Wreszcie dobrze mówisz, trzeba ogarnąć drużynę aby byli w całości. Chodź zrobimy grupowego..tulasa hehe.

-Tia - mruknął i wyswobodził się z jego ramion. Bucky wypuścił go i schował ręce do kieszeni spodni.
Tony ominął mężczyznę i ruszył do wyjścia z sali. Barnes ruszył za miliarderem w ciszy, ale w duchu się trochę cieszył, że wyciągnął Tony'ego ze swojej rozwalonej pracowni. Stark po chwili był w windzie i czekał na Bucky'ego aby zabrać go ze sobą. Po chwili James stał obok Athonego.

-Uzbieramy siły dla Steve'a i Wade'a? -zamknął oczy opierając się o ścianę w windzie.

-Nie jestem najlepszym przywódcą jednak nie powinniśmy ze sobą walczyć.

-Pokonamy Hydre? Chce Steve'a w całości widzieć jeszcze..

-Zabezpieczenia wszystkie są zrobione. Będę poszukiwać hydrę aby ją namierzyć bądź dostać się do ich informacji - oznajmił gdy jechali w górę.

-To dobrze. Pomogę ci podpowiedzieć parę miejsc w jakich mogli by być, ale czy tam będą nie wiem. -westchnął.

-Podwodny statek to raczej będzie trzeba szukać w wodzie - rzekł i westchnął.

-No, a co ja powiedziełem. -mruknął zamyślony. -Że pod powiem parę miejsc. Dasz mi mapę i ci pokaże gdzie dryfowali za moich Hydrowych czasów.

-Dobrze niech będzie - zgodził się z mężczyzną, a drzwi otworzyły się choć mężczyzna bał się to musiał przejąć kontrolę nad drużyną, a ci co kłócili się nadal to robili. - Spokój! - warknął. Za Stark'iem stanął Bucky, jako jego ochrona i gdyby ktoś chciał na niego naskoczyć on by go bronił.

-Co ten Zimowy Gnój zaczął cię przepraszać i mu wybaczyłeś? -warknął Clint.

-Clint nie denerwuj mnie! Macie się natychmiast uspokoić! Zachowujecie się jak dzieci! - powiedział poważnie - Macie przestać się kłócić! - Bucky poszedł do kuchni, a gdy wrócił podszedł do Bartona i zakleił go taśmą.

-Kto jeszcze. Rudolf, ty też się kłóciłeś? -szedł do niego z taśmą.

-Nie! Ja nie no co ty Bułko! - zaczął się bronić mężczyzna.

-Kłóciłeś ptaszku. -przyparł go do ściany.

-Tonyyyyyy - warknął delikatnie mówiąc wkurwiając się.

-Ja nic nie wiem - odparł mężczyzna.
Barnes zakleił usta Rhodneya taśmą i przerzucił go przez ramię.

-Co się denerwujesz ptaszyno, chłop nic nie wie próbuje wymyśleć jak odbić swojego przyszłego męża, a ty będziesz jeszcze na niego krzyczał. Wstydź się. Zaraz tu z tobą porządek zrobię, tylko pójdziemy do pokoju. -mówił to całkiem normalnie, chociaż w duchu aż umierał ze śmiechu. Rhodnes starał się pozbyć taśmy z ust i mamrotał bardzo złe słowa na temat wszystkiego.

-Nie kłócimy się tylko postarajmy wymyśleć jakiś plan odnośnie co możemy zrobić z zaistniałą sytuacją
-powiedział po chwili Tony.

-Zjemy Rudolfa i wszystko będzie jak tralala! -powiedział poważnie Zimowy Żołnierz i postawił czarnoskórego mężczyznę obok jego przyjaciela. -I nie kłócę się. -westchnął cicho i znów smutna mantra wpełzła w niego.

-Nie było do ciebie - rzekł i popatrzył się na siedzących ludzi. - Jarvis zwołaj wszystkich do salonu.

-Dobrze sir. -powiedziała sztuczna inteligencja i zaczęła zwoływać wszystkich, którzy siedzieli w swoich zakamarkach. -Panie Stark. Pan Parker nie chce wyjść, ale jest z nim Pani Romanoff i mówi, że później przyjdą, mam ich nadal tu zwołać?

-Nie trzeba niech przyjadą kiedy będą mogli - odpowiedział i przygryzł od wewnątrz wargę gdyż bał się tego co zdecydują jego przyjaciele.

-Dobra w miarę wszyscy się już po schodzili do tego salonu. To.. -Winter Soldier polizał dłoń i z soczystym zamachem założył klapsa Stark'owi w zad tak, że dosyć głośno siadło. -Proszę o uwagę! - Tony aż spisknął gdy otrzymał dość mocnego klapsa w dupę.

- Po co jesteśmy tu wszyscy? - spytał Falcon.

-Sorrki Tony miało iść w drugą stronę na Rudolfa. -zasłonił się rękami aby nie oberwać od Tony'ego. -Bo jest poważna sprawa do omówienia i wszyscy mają być. - Wszyscy siedzieli w milczeniu i patrzyli na Tony'ego to na Bucky'ego.

-Poczekamy na Wdowę i Peter'a - powiedział brunet z uszami i ogonem gdy wszyscy usiedli na kanapie i fotelach, ale został jeden dla Wdowy.

-Później Clint na spokojnie będzie miał na zadanie im wszystko przekazać. -mruknął brunet z metalową ręką. -Jeśli będziemy tylko na nich czekać to zaraz się po rozchodzą i znowu będzie chaos.

-No dobrze - westchnął i wszedł niepewnie na środek aby każdy go widział. -Steve'a nie ma wśród nas jednakże kłótniami nie zajdziemy daleko. Na pewno nie chciałby aby drużyna się podzieliła na części gdy musimy być wszyscy ze sobą zgodni. Nie jestem wzorem do naśladowania i wiem, że popełniam błędy jednakże ktoś musi przejąć kontrolę abyśmy wszyscy się tu nie pozabijali. Hydra wzrasta w siłę i nic nie możemy na razie z tym zrobić. Jednakże musimy czekać na odpowiedni moment aby nie zrobić jakiś błędów, które mogłyby kosztować nas jeszcze więcej.

-Pamiętaj Tony że nie ma go tu, ale jest żyje i walczy dla nas, on się tam nie podda. -James chciał wesprzeć przyjaciela Rudiego.-Ja przyznaje się do błędu, przepraszam wszystkich. Zawiniłem rozbiłem Avengersów, ale nikt bez winy nie jest. Musimy zebrać wszystkie osoby, które mogą nam pomóc, pamiętajcie że Hydra jest przeciwnikiem od którego naszym priorytetem będzie odbić Steve'a i Wade'a, a później tak odeprzeć atak aby zgładzić ich raz, a porządnie. Nie będę się rządził Stark, ty będziesz tu przywódcą, masz moje wsparcie, ja mogę was tylko nauczyć jak walczyć z Hydrą. Steve'a zostawicie mi, jeśli..jeśli go zmienią, nie dacie sobie z nim rady. -w ostatnim zdaniu głos mu się załamał.

-Damy sobie radę - Tony położył dłoń na jego barku. Wszyscy siedzieli cicho nikt nie wiedział co mógłby powiedzieć. Zrobiło im się głupio iż tak pochopnie się zachowali wobec reszty.

-Nie możemy się teraz kłócić, ani chlać, ani płakać. Musimy się wziąć w garść, zebrać siły i raz, a porządnie zatopić na planszy ostatni pionek wroga. -powiedział nieco spokojniej Buck chociaż trochę martwił się, że jeśli Steve będzie po stronie Hydry to nawet on sobie z nim rady nie da.

-Więc jaki mamy plan? - spytał Vision, który uważnie patrzył na mężczyzn.

-Trzeba to coś naprawić. -Zimowy Żołnierz wskazał na Tony'ego. -Reszta musi się nauczyć parę chwytów, ale najpierw dojść do siebie. -spojrzał w kierunku pokoi. -Chyba pójdę do nich, a ty sobie przekazuj co chcesz jeszcze.- Gdy pokazał na jego reaktor aż go zasłonił dłonią gdyż nie chciał poruszać tego tematu.

-W-więc treningi na pewno będzie trzeba ustalić - powiedział cicho pół kot.

-Nie zakrywaj, bo i tak ci z tym nie dam spokoju. -powiedział Barnes nie odwracając się w stronę Antosia i idąc do pokoju Pajączka.

-Nie ukrywam - mruknął cicho. Falcon rozkleił buzie Clint'a, który strasznie chciał coś powiedzieć, ale gdy tylko zaczął swój głośny monolog o wyzywanie Bucky'ego znowu został zaklejony.

-Czyli Stark co robimy dokładnie. -spytał Wilson.

-Myślę, że najlepiej będzie tak jak Bucky powiedział trenować. Podczas gdy ja zajmę się namierzaniem i śledzeniem hydry oraz rozpracowywaniem tego co zamierzają robić.

-Dobrze, więc mamy wszyscy się przygotować. -kiwnął głową na zrozumienie.

-Tony, a co z reaktorem? -szepnął Rhodney.

-Emmm - popatrzył się w swoje buty nie widząc jak odpowiedzieć.

-Tony.. -Fuknął James. -Masz powiedzieć co zrobiłeś w kierunku swojego zdrowia.

-Jak na razie nie wiele - odpowiedział bardzo niechętnie.

-Czemu? Wiesz, że twoje zdrowie jest ważne, martwię się przyjacielu.

-Nie jest to takie łatwe jak myślisz. Może i jestem geniuszem, ale nie wszystko da się z niczego zbudować.

-Spróbuj, ty potrafisz, jako jedyny potrafisz z niczego coś stworzyć.

-Może - mruknął.

-Więc wytłumaczysz Stark o co chodzi z tym reaktorem? - spytał Falcon.

-Może lepiej go nie męczyć takim pytaniem Sam? -westchnął War Machine.

-Niech wytłumaczy to im - rzekła Wanda.

-Od kiedy wiesz? - spytał się jej.

-Od jakiegoś czasu.

-Przecież ona powiedziała, że umierasz, a ci zaczęli się kłócić. Wszyscy wiedzą Tony, że wisisz na oprawki życia, więc bierz się w garść i ulecz swą dupę. -powiedział czarnoskóry przyjaciel Stark'a.

-Może wiszę, ale jest dobrze - odparł uśmiechając się nie pewnie.

-Naprawdę? - spytał Vision.

-Jest dobrze? -Wanda zerknęła na 'przywódcę' .-Nie jest dobrze, powiedz im co się dzieje, wytłumacz. Steve nie byłby zadowolony. - Rhodney pokiwał głową na boki.

-Steve nie popierał tego, że wam nie mówiłem o tym jednakże również nie chciał abyście się martwili - odpowiedział.

-Bo martwił się o ciebie za wszystkich i nadal zapewne martwi. -westchnęła zmęczona Wanda.

-Ehh - westchnął - co mam takiego powiedzieć?

-Prawdę, powiedz całą prawdę i tyle. -popatrzyła na niego błagająco.

-Ehhh. Mój reaktor nie jest tak bezpieczny jak ludzie twierdzą. Tworzy szkodliwe czynniki, które powoli niszczą mój organizm. - wytłumaczył ogólnikowo.

-I nikomu wcześniej tego nie powiedziałeś? Dlaczego! Czemu nie chciałeś pomocy od nas? -spytał Clint, który w końcu wydostał się z węzłów taśmy.

-Bo nie było według mnie sensu was martwić czymś czego praktycznie nie da się wyleczyć.

-Da się wyleczyć Tony. Tylko nie chcesz się wziąć w garść. -powiedziała osłabiona Wanda.

-Da jeśli znajdzie się odpowiedni pierwiastek. Próbowałem wszystkich.

-Znajdziesz go, w odpowiednim czasie się skapniesz, że to właściwy.

-Może - odparł Stark.

-Albo już znalazłeś i o tym nie wiesz? Załatw swoje zdrowie jak najszybciej potrzebujemy cię zdrowego. - powiedziała kobieta.

-Tak wiem wiem - kiwnął głową - jeśli się nie obrazicie idę odpocząć.

-Idź Tony idź, tylko uważaj na siebie musimy cię mieć w całości. - powiedziała zmartwiona Wanda i wtuliła się w Visiona. Stark kiwnął głową i wycofał się idąc w stronę pokojów, ale nie zatrzymał się przy swoim. Chciał zobaczyć jak trzyma się Peter. Pete siedział zwinięty pod kocem, a obok niego siedziała Natasha, a na ziemi siedział Bucky i rozmawiali o czymś cicho. Zapukał do jego pokoju w którym był z trzy razy tylko. Bez zezwolenia wszedł do środka.

-Nie miałeś przypadkiem dać dzieciom rozprawki? -spytał ukąśliwie Bucky. Peter jeszcze bardziej nie chciał wychodzić spod swojej kryjówki wiedząc, że jest więcej ludzi.

-Jak widać nie dałem - odparł Tony.

-P-przepraszam tato. -siąknął nosem cicho Petey.

-Nic się nie stało Pete to nie twoja wina - powiedział i podszedł do łóżka młodego.

-Stało się, to moja wina, że pan Steve nie wrócił razem z nami do Wieży. -powiedział cicho. Tony usiadł na skraju jego łóżka.

-Nie była to twoja wina.

-Była moja, gdybym nie wyszedł z Wieży na pewno pan by za mną nie poszedł, a tym bardziej pan Steve.

-Pete nic się nie stało każdy popełnia błędy - powiedział cicho i pogłaskał go po miejscu gdzie powinna być jego głowa.

-Ja wiem, ale i tak to była moja wina. -rozpłakał się znów.  Bucky wstał z ziemi i wszystkich w pokoju pociągnął do grupowego uścisku. Tony wtulił w siebie bardziej chłopaka, który był załamany.

-Chłopaki nie płaczą, ey wszystko jest w porządku. -szepnął Zimowy Żołnierz. -Peter, obiecuje ci, że zanim się obejrzysz Wade i Steve wrócą do Wieży. - Szloch jakby ucichł.

-Będzie dobrze Pete zrobimy coś z tym nie zostawimy tego tak - oznajmił Stark.

-Ja naprawdę nie chciałem aby to tak wyszło. -wytarł łzy.

-Nic się nie stało Pete.

-Stało. -pociągnął nosem.

-Oj no cicho już. Było, stało się i teraz musimy naprawić wspólnie. -rzekł Buck.

-Od bijemy ich nie martw się.

-N-no dobrze. -szepnął nadal winny tego wszystkiego.

-Nie jesteś niczemu winny Peter nikt nie był świadom, że tam będą.

-Ale zakazywaliście wychodzić, a ja uciekłem. -westchnął ciężko.

-Nie posłuchałeś się, ale nie ma nikt tego na złe do ciebie.

-A ty też nie masz? Nie jesteś zły?

-Nie jestem Peter - rzekł - nie na ciebie chłopaku.

-Tylko na kogo? -spytał.

-Na siebie.

-N-nje może pan na siebie być zły, bo to moja wina.

-Nie jest twoja wina chłopaku.

-Nikogo z was nie jest wina. Nie powinienem wspominać o Wade'zie, nie wiedziałem  że jesteście tak zżyci. -mruknął Bucky siedząc obok nich.

-Nie ciągnijmy tematu - stwierdził Tony.

-Tak Antosiu, nie będę nic ciągnął. No chyba, że mi pozwolisz Rudiego. -uśmiechnął się słabo, chcąc trochę chociaż rozbawić towarzystwo.

-Jesteś beznadziejny w po prawianu humoru.

-Ale. No dobra wiem, ciebie to tylko Steve rozbawi do granic czerwoności. -prychnął.

-No nie wiem.

-Czego nie wiesz? O swoich prywatnych romansach? Ha! To ja już o nich wiem. Nikt nie patrzy to Steve i Tony za rogiem mlasku mlasku mmm. -zaczął gestykulować na sobie przytulanie i ombacywanie. Nawet Peter wyjżał zza koca aby to zobaczyć, a później popatrzył na Stark'a.

-Tak jest tato?

-Ja nic nie wiem - mruknął i za czerwienił się delikatnie na policzkach.

-O o! Znowu nic nie wie! A kto się czerwony robi z zażenowania, bo tak jest? Hm? -uniósł brew.

-Nie ja?

-Ty jesteś tato czerwony jak mój strój. -uśmiechnął się Petey.

-Nie pomagasz Pete - mruknął chowając twarz.

-Przepraszam. -mruknął znowu chowając się pod kocem.

-Wybacz Pete.

-Eghy marudy! -Bucky położył ich, a później sam pomiędzy nimi się wepchał i patrzył w sufit. -Jaki jest Steve jako partner?

-A po co ci to wiedzieć Bucky?

-Z ciekawości, czy ma się na niego  o coś do narzekania.

-Raczej nie ma co narzekać. W końcu jak to ludzie mówią jest ideałem.

-Nie, ja chce wiedzieć jak to ty mówisz o nim nie to co reszta ludzi.

-Muszę?

-Tak chce wysłuchać. -przymknął oczy.

-Ehhh - westchnął cicho gdyż nie chciał mówić.

-Peter też słucha więc bez przekleństw grzecznie poproszę o rozwinięcie zdania.

-Na Steve'a nie miałem nigdy okazji narzekać bo był wyrozumiały w każdym aspekcie.

-Mm i co jeszcze mi o nim opowiesz? Jestem ciekaw. -uśmiechnął się lekko.

-Kochany, miły, opiekuńczy. Po prostu ludzki ideał.

-Przystojny, wrażliwy, z wyrzeźbioną klatą, klejucha, seksowny, ale nie rzuca sprośnymi żartami. Hmm nie może się powstrzymać aby cię nie pocałować. -mruknął brunet z długimi włosami i wyliczał w myślach.

-Jest niczym słońce oświetlające drogę wszystkim - powiedział.

-Taa, ideał godny na faceta każdej nastolatki która go nie zdobędzie bo jest jeden problem.

-Niby jaki? - nie zrozumiał zbytnio o co mu chodzi.

-Jest gejem, twoim? -prychnął rozbawiony.

-Nie określił się jako 100% gej.

-Alee nie ważne i tak żadna inna go nie dostanie bo jest twój, nie prawda?

-Prawda -odparł i popatrzył się w swoje ręce.

-A Waaade jaki jest? -popatrzył na Pajączka, który mocno się zarumienił i schował twarz w poduszce i nic nie odpowiedział.

-Właśnie. - poparł go Tony - Jakoś nie opowiadałeś jaki jest Wade.

-A-a dlaczego mam wam opowiadać jaki jest? Przecież go znacie lepiej ode mnie. -wy marudził w poduszkę.

-No mamy dzisiaj taki spowiedzi dzień o partnerach. -mruknął Barnes.

-Właściwie Peter nie znamy go - stwierdził Tony - ze słyszenia było różnych informacji, a chcemy dowiedzieć się od ciebie!

-No Tony, ja go znam mniej więcej jak się z nim pracowało wcześniej, ale podobno z deka się zmienił więc no ja jestem ciekawy. -Bucky nie odpuszczał.

-Nic wam nie będę mówił. - zaczerwieniony dalej siedział pod poduszką.

-No Pete nie daj się prosić skoro ja zostałem zmuszony do swoich przemyśleń.

-Ale ja po prostu nie chce powiedzieć, wstydzę się. -szepnął.

-Ja też się wstydzę, a jednak ktoś mnie zmusił.

-Al-ale tatooo, nie będę ci mówił o Wade'zie. Nie dzisiaj.

-To wrócimy do tego tematu kiedyś - odparł i uśmiechnął się delikatnie patrząc się na miejsce gdzie był schowany Peter.

-O nie nie nie, teraz dzisiaj się spowiadamy. -uśmiechnął się Zimowy Żołnierz.

-Ja nie będę naciskać na młodego.

-Naciskamy. A co to to, ja też powiem jak trzeba będzie.

-Ale kiedy ja się wstydzeee. -wy marudził młody.

-Czego się wstydzisz!

-Bo ja nie umiem opowiadać tak jak wy. Wstydzę się siebie. -popatrzył na nich.

-Nie masz się czego wstydzić.

-Umgh ddobrze powiem. -przełknął ślinę nie pewny. Pół kot nie odpowiedział aby bardziej nie stresować chłopaka. -Więc Wade. -Peter zaczął i przymknął oczy. -Wade chodź dla innych wygląda jak ostatnia katastrofa tego świata dla mnie jest naprawdę przystojny, ma w sobie coś czego w nikim tak naprawdę nie widzę, taki kochany, zabawny. Przede wszystkim jak przytula daje tyle ciepła od siebie, on tez jest chodzącym ideałem. Bardzo się o niego martwię.

-Uratujemy ich z rąk hydry nie martw się Pete - powiedział cicho mężczyzna chociaż sam bał się o swego kapitanka.

-Oczywiście, że ich uratujemy. A takie pytanie osobiste. -popatrzył na nich. -Spaliście na ich nagich klatkach piersiowych? -uniósł brew. Na owe pytanie Tony zarumienił się i przygryzł wargę od środka. Parker spalił większego buraka i już nie wychodził spod kołdry. -No ey pytam ciekawyyy.

-A ty? - powiedział cicho miliarder aby nie odpowiadać.

-Co ja? Czy spałem na nagim Stevie? Tak. Było wygodnie. Czy spałem na Wade'zie bez koszulki, w sumie to raczej on spał na mnie kiedy nas wrzucili w ciasną cele, ale no spało się.

-Co? - spytał nie dowierzając to co słyszy od Zimowego Żołnierza.

-Co co? -spytał nie rozumiejąc niedomagania Tony'ego. -Spałem, dawne czasy, jest co wspominać albo przed tym całym super Soldierowaniem kiedy Stevie był takim szczupłym małym chucherkiem, pozwalałem mu spać na mnie, wtulałem go w siebie aby go ogrzać, zmarzlucha, ciągle chorował na grypy czy to katarek to zaraz Buckyyyy przytul mniee. -zaśmiał się na to wspomnienie. -Takie małe dziecko.

-Teraz nie przypomina tego chłopaka co był kiedyś co nie?

-Trochę się zmienił. Nawet w sumie bardzo bym powiedział, ale drugiego takiego nigdzie nie znajdziesz.

-To to sam wiem, że nikt nie zastąpi Steve'a.

-Ciebie egoisto też nikt nie zastąpi, taka filantropijna dupa to tylko jedna na całym wszechświecie jest. -uśmiechnął się do Tony'ego.

-Cóż może, ale i tak ojciec był lepszy.

-Wiadome, że był od ciebie lepszy, mądry Howard. Ciekawe jak on tam teraz, czy był zły na mnie jak go.. Nie z mojej winy zabiłem. Był w porządku człowiekiem.

-Jeden pies wychodzi i tak zbytnio nie miałem z nim dobrych kontaktów.

-Ty nie, ale my ze Steve'm tak i trochę mnie to martwi, że jak mi nie wybaczy to my się później nie spotkamy więcej będę siedział w piekle za zabójstwa tylu ludzi..

-Nie rozmawiajmy o takich rzeczach przy młodym. Nie chce aby miał potem koszmary.

-Nie szkodzi tato, możecie sobie rozmawiać.

-To nie są tematy na ową godzinę - rzekł miliarder.

-Na czarną, rozumiem. -powiedział cicho Petey.

-Owa godzina wybiła, a my tak się lenimy jak kluski. -wy marudził Barnes. -Ale to łóżko i towarzystwo jest takie wygodne, że aż żal iść denerwować mi Rudolfa.

-Pewnie samotnie się czuje wśród innych. Może z Samem się bardziej dogada?

-Tak myślisz, czarny z czarnym się dogada? -mruknął zamyślony. -I czarne do czarnego, ptaszek do ptaszka się przyklei i zostawi takiego zimnego drania jak ja? -podrapał się po brodzie.

-Lepiej sprawdź czy twój ptaszek nie odleciał - zaśmiał się cicho Tony. Położył rękę na kroczu i uśmiechnął się szeroko

-Jest na swoim miejscu, nie odleci nie martw się.

-Nie chodziło mi o tego! - powiedział zażenowany.

-Nie? A o co twojego ptaszka? -już sięgał dłonią na krocze Tony'ego jednak odwinął rękę i zrobił mu "beep" w nos.

-Nie komentuję tego! - powiedział.

-Dobra, rozumiem że chcesz z synkiem zostać sam na sam, bo Nata uciekła wcześniej widząc takich głupków z nas. Hehe. Idę ptaszka pomacać. -poruszył brwiami w stronę Tony'ego.

-Idź idź, ale jak coś to nie ja - oparł.

-Z czym to nie ty? -uniósł brew.

-Nic!

-A no szybko odpowiadaj. -mruknął.

-Leć do Rhodney'a.

-Zaraz, najpierw powiedz o co chodzi że to nie ty..

-Że wysyłam cię do niego.

-No dobra nie ważne. -wstał z łóżka młodego i rozciągnął się, aż mu kości chrupły. -Ale ja stary już jestem.

-Nie widać.

-Tak mówisz, seksapil 20-letniej nastolatki? To idę w takim razie podrywać Rudiego. -zaśmiał się.

3584 słów

Czy poderwie Rudiego?
Co Tony powie Peter'owi?
Czy wszystko się ułoży?

Przepraszam za to że nie pojawił się o 11 ale nie byłam w stanie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro