Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie uciekaj

-Jeśli musimy -westchnął cicho, wcale nie było mu spieszno do udawania spania, ale jeśli nie chcieli być przyłapani musieli coś zrobić tak żeby się nie czepiali ich. Steve ułożył się wygodnie na Tony'm i położył głowę na jego klatce piersiowej i przełknął na chwilę oczy. Natomiast miliarder mruknął cicho i przymknął powieki tak jakby wyglądał naprawdę, że spał.

-Wygraliśmy! - zaśmiał się Clint.

-Oszukiwaliście! - stwierdził War machine.

-Właśnie- poparła go Wanda.

-Ale raz my wygraliśmy! -powiedział Vision obejmując Wandę.

-My gramy zawsze uczciwie to wy nigdy nie potraficie się dobrze bawić -stwierdziła dumna Tasha.

-Ja już znienawidziłem tą grę. -wy marudził Peter. Bucky przez całą drogę szturchał Rudiego, bo już nawet sił nie miał na rozmowy.

-Hmm? - mruknął i popatrzył na bułę która go ciągle szturała.

-Dajcie spokój jest remis! - odparł Falcon.

-Właśnie poza tym jak chcecie to jutro zróbcie sobie powtórkę - stwierdził Bruce.

-Z oszustami nie ma co grać! -prychnął Vision.

-Sami jesteście oszusty! -mruknęła urażona Natasha.

-Idę do siebie! -powiedział Parker i po chwili nie było go przy grupce Avengersów.

-Kto pierwszy usiądzie na kanapie wygrywa? -Winter Soldier popatrzył na War Machine.

-Raczej odpada, bo ktoś na niej już raczej jest - stwierdził Rhodey.

-Graliśmy uczciwie to wy macie jakieś pretensje! - stwierdził Clint do Visiona.

-Dajcie spokój nie kłóćcie się o to! - próbował ich uspokoić Banner.

-Steve'a się zwali nie on jeden może na niej odpoczywać. -burknął Bucky.

-Sam masz o wszystko zawsze jakieś ale! -prychnął czerwony mężczyzna.

-Nie leży on raczej sam - zasugerował cicho James do drugiego James'a.

-Nie mam żadnych wątów! - prychnął Łucznik.

-Skąd ta pewność? -uniósł brew i uśmiechnął się do Rhodey'a.

-Masz! -warknął Vision.

-Leży za wysoko poza tym widać ogon - odparł.

-Nie mam i daj spokój chłopie wygraliśmy uczciwie jak zwykle! - stwierdził Clint.

-Jebane oszusty! -zmrużył oczy posiadacz kamienia.

-Jasne wasza uczciwość warta, że chocho. - War machine nie za bardzo był zadowolony z tego iż Tony z Steve'm zostali sam na sam.

-My nie mamy mocy więc nasza gra była uczciwa! - rzekł Clint chcąc bronić się i Natashe ponieważ wygrali uczciwie.

-Chodźmy im przeszkodzić! -powiedział mężczyzna z metalową ręką.

-Aha teraz nagle, że my mamy moce to jesteśmy gorsi?- prychnął Vision.

-Oczywiście! - odparł Rhodey.

-Nie jesteście gorsi, a macie lepsze umiejętności, bo możecie więcej od nas zwykłych ludzi! - nadal się kłócił z Visionem Clint. Gdy Bucky szedł po cichu do kanapy.

-No i trzeba na nas się wyżyć co nie Clint?

-Nie wyżywam się po prostu skończmy tą kłótnie! Uznajmy, że jest remis i tyle - rzekł Clint, a ciemnoskóry mężczyzna ruszył za metalo rękim.

-Dobra remis i koniec kłótni. -przewrócił oczami Vision. James nachylił się nad kanapą i delikatnie zaczął odkrywać koc.  Po ustaleniu remisu ci co zostali w salonie rozeszli się do pokojów.

-Zostawcie ich chłopaki niech śpią - powiedział Clint widząc co mają w planach, ale Barton odezwał się jakby po nie czasie gdy James'owie zaczęli swoje dokuczanie Kapitanowi i Ironmanowi. Co oczywiście nie spodobało się im w żaden sposób.

-Noooo wstajemy śpiące Królewny! - powiedział Rhodey.

-Oszusty pierdolone nie Królewny! -powiedział brunet w długich włosach. -Wstawać. -ściągnął całkiem z nich koc. -Ey, a czy Kapitan nie był ubrany w coś innego -poruszył brwiami.

-Ja nie wiem to twój przyjaciel ja mu na gacie nie patrzę - stwierdził James, Tony mruknął niezadowolony i schował twarz w zagięciu szyi Steve'a.

-Ey ja obserwuje każdego i wiem kto co i jak wygląda i kiedy. -prychnął. -Wrh patrz. -zaczął trącać podkulone nogi Tony'ego między którymi leżał zarumieniony Steve. -No wstawać i nie udawać, że śpicie!

-Stawać nie udawać! - powiedział Rhodey. -Stark pracownia ci się pali!

-Co? - mruknął Tony udając nie za bardzo o co chodzi.

-Pracownia gdzie tam przecież te jego dziwki sterczą i same się bawią z jego puszkami. Steve, a my se musimy poważnie porozmawiać! -warknął Bucky. Kapitan jednak przycisnął Stark'a bardziej do swoich bioder i opletł go dłońmi i nie chętnie powoli zaczął wstawać.

-Nie znoszę przyzwoitek.-szepnął do kociego ucha Tony'ego.

-Ja też - mruknął bardzo cicho Tony.

-No Rogers odklejaj się od Tony'ego! To nie jest twoja przytulanka do spania! - stwierdził Rhodey i przewrócił oczkami na słowa Bucky'ego. -Nie ma tam dziwek buła.

Jednak blondyn mozolnym krokiem wraz z milionerem w ramionach skierował się w stronę windy.
-Idziemy ogarnąć palącą się pracownie. -palnął Steve.

-A wy przyzwoitki sprawdźcie czy nie ma was w pokoju i nie mlaćkacie się tam w koncie - powiedział Tony i ziewnął cicho wtulając się bardziej w blondyna. War machine chciał jakoś odgryźć kapitanowi, ale gdy usłyszał to co mówi Tony uciekł wzrokiem w bok.

-C-co? -Bucky próbował wyglądać na poważnego, ale sprawa jaką powiedział egoistyczny milioner zbiła go z tropu.

-A właśnie skoro mowa o tym Tony. -powiedział Steve i obrócił twarz w stronę przyzwoitek. -Na nas nadajecie, że za dużo się kleimy, a wy co robicie jak nikt nie patrzy?

-Właśnie - wtrącił się Antoś - więc ładnie w podskokach do siebie albo nie wiem i dajcie nam spokój.

-My wcale! Um... - nie wiedział jak się bronić przed ich słowami Rhodey.

-Nie? Wcale? Przecież Bucky ma zdjęcia ode mnie. -powiedział Rogers. -Nie pochwaliłeś się kochankowi jakie macie seksowne fotki przyjacielu? - Barnes po prostu sterczał i przybierał kolorów na twarzy z zażenowania.

-Zdjęcia? - spytał Rhodey i poparzył na Bucky'ego -Czy wy nas stalkujecie?

- Nie ja bym tego nie określił bym w ten sposób - stwierdził Tony uśmiechając się niewinnie - to raczej było dochodzenie dlaczego tak bardzo chcecie abyśmy na nowo się nienawidzili.

-Przechodziliśmy obok i tylko tyle widzieliśmy więc -wzruszył ramionami blondyn. -Do chodziłeś? -Steve spytał cicho Tony'ego i uniósł brew zerkając na niego. Stark przygryzł wargę gdy zrozumiał jak dwuznacznie to musiało brzmieć.

-Dochodzenie śledztwo itp - powiedział cicho. Rogers poprawił go sobie lekko podnosząc do góry mężczyznę i z powrotem na swoje biodra.

-Dochodzenie śledztwa mmmmhmm niech ci będzie.

-Yhym - mruknął i nadał nerwowo przygryzał wargę.

-Nie znaczy to że możecie sobie podglądać ludzi - burknął cicho Rhodey.

-To wy nie dokuczajcie nam, nic złego wam nie robimy. -prychnął Steve i specjalnie mocno do siebie tulił Stark'a. Rhodes warknął na nich i ruszył w stronę pokojów. Natomiast Tony tulił się do mężczyzny. W końcu Bucky też odpuścił dalszą kłótnie i poszedł zaszyć się w swoim lokum.

-Chyba ich zgasiliśmy - stwierdził cicho Tony widząc jak idą do siebie.

-Oto chodziło. -uśmiechnął się i poszedł z nim w ramionach w stronę kuchni. -Robimy coś do jedzenia dla wszystkich?

-Jest już późno - stwierdził -nie sądzę aby teraz jedli Steve.

-Jak to późno? Przespaliśmy cały dzień? -ziewnął.

-Steve jedliśmy kolację niedawno - zachichotał - a nawet kilka godzin temu.

-To była kolacja, a nie śniadanie? -zmarszczył brwi.

-Tak kolacja Stevie - zachichotał. -Jarvis która godzina?

-Będzie około 3 nad ranem - odparł głos.

-Dobra nie, no nie było tematu -mruknął zażenowany i posadził mężczyznę na blacie kuchennym nie odsuwając się od jego bioder.

-Cóż pomylił ci się czas - stwierdził i uśmiechnął się delikatnie.

-Zatrzymał się specjalnie dla nas. -mruknął w jego szyję.

-Może - za mruczał.

-Może? -uniósł brew i musnął jego gardziel.

-Tak - odparł cicho.

-Czyli co skoro jest tak późna godzina idziesz spać?

-Hmmm nie wiem - odpowiedział.

-A masz plany jakieś, może przeszkodziłem i nic nie mówisz. -zerknął w jego oczy.

-Nie nie mam planów - odparł spokojnie chociaż powinien myśleć nad reaktorem.

-Wielki Tony Stark nie ma planów od kiedy?

-Od wtedy gdy olewam e-maile z robotą, którą nie ja powinienem robić.

-I dobrze, że to olewasz za dużo roboty.

-Cóż oberwię mi się za to z pewnością, ale nie mam czasu na taką robotę.

-Tak ważniejsze jest teraz twoje zdrowie.

-Raczej życie mieszkańców Ziemi.

-To też, ale twoje zdrowie Tony!

-Tak wiem - westchnął - pracuje nad tym.

-Pracujesz, ale miałeś to już skończyć..

-Wiem - westchnął ponownie - to nie jest takie proste, ale wiem już mniej więcej co robić.

-Martwię się o ciebie. -mruknął smutno.

-Nie musisz - odparł i przyłożył swoje czoło do czoła Steve'a.

-Będę. -spojrzał w jego oczy bardzo zmartwiony.

-Będzie dobrze Steve naprawdę.

-Ja mam taką nadzieję.

-Yhym - mruknął i uśmiechnął się do niego nie pewnie. Kapitan i tak, by się martwił o Ironmana nie tyle, że ze względu na to, że był z drużyny, ale na to że jego uczucia nie pozwalały mu nawet na odtrącenie miliardera.
Natomiast Tony martwił się o wszystkich, a najbardziej o tych którzy byli w jego sercu lecz często brakowało mu czasu na samego siebie czy swoje uczucia.

-A może jednak, pójdziesz dokończyć to co zacząłeś z reaktorem? -spytał cicho.

-Nie mam materiałów - stwierdził - muszę zamówić to co prawdopodobnie będzie mi potrzebne.

-Jeszcze tego nie uczyniłeś? -mruknął i styknął się z jego nosem.

-Nie, bo dziś nie kontaktowałem zbytnio po zerwanej nocy - mruknął.

-To trzeba było jej nie zrywać!

-Nie dało się spać - stwierdził cicho.

-Egh wybacz Tony. -westchnął smutny.

-Za co mnie przepraszasz? - spytał.

-To przeze mnie się nie wyspałeś.

-Tak czy siak i tak bym nie spał.

-Przy mnie byś spał nie byłoby mowy abyś nie spał.

-Przy tobie to z pewnością - odparł.

-Tak spał byś ze mną? -przechylił lekko głowę na bok i musnął jego wargi. Tony za mruczał, a jego ogon poruszył się na boki. Ponownie musnął jego namiętne usta i uśmiechnął się. Tym razem odwzajemnił i delikatnie pociągnął Steve'a do dłuższego pocałunku. Rogers uśmiechnął się i namiętnie go całował nie potrafił się opanować od jego ust. Również i Tony zaczął mieć z tym problemem aby oderwać się od ust blondyna. Obydwaj całowali się coraz bardziej zachłanniej i namiętniej, w końcu Steve włożył dłonie pod podkoszulkę Tony'ego i zataczał kółka na jego żebrach.

-Tato..wie.-powiedział Pete, ale po chwili obrócił się i zarumienił lekko. -Przepraszam -pisknął. Tony mruczał pomiędzy pocałunkami i gdy tylko Steve włożył mu dłonie pod podkoszulkę miauknął cicho. Lecz gdy usłyszał Peter'a aż odskoczył odrywając się od ust Steve'a. Zaś Cap schował twarz w szyi Tony'ego, a później na chwilę się odsunął.

-Wybacz poniosło mnie. -przełknął ślinę i zaczesał włosy do tyłu. -Co tam Peter?  - spytał, a Pajączek stał schowany za ścianą.

-Nic się nie stało - mruknął Tony - dlaczego nie śpisz młody? - zwrócił się do Peter'a wiedząc iż jest za ścianą.

-N-no właśnie nie mogę spać. -mruknął bardzo cicho i nie pewnie wyszedł zza ściany. -Martwię się o Wade'a.

-Chodź tu - powiedział spokojnie Tony zastanawiając się nad tym co mu powiedzieć. Parker podszedł do nich powoli. Steve zdjął Tony'ego z blatu usiadł na krześle posadził go na jednym kolanie i oparł się o stół łokciem. -Martwi cię to, że nie odpisuje ci i nie ma z nim kontaktu? - spytał spokojnie.

-Tak. -spuścił głowę w dół. -Nie ma z nim kontaktu i nic nie wiem.

-Może po prostu nie ma jak? - powiedział niepewnie - Gdziekolwiek jest na pewno myśli o tobie i również martwi się tak samo jak ty.

-N-nie sądzę, że mnie w ogóle pamięta, a o zamartwianiu nie ma mowy. -wziął sobie krzesło i przysiadł się do nich.

-Dlaczego? - spytał - Chcesz kakao? - zaproponował dzieciakowi.

-Ja wam zrobię. -zaproponował Steve i zsunął Tony'ego na krzesło.

-To powiesz co się stało? - zapytał miliarder- Bo bez powodu byś się teraz nie zadręczał.

-Znaczy nie, że coś się stało po prostu nie mam z nim kontaktu i no mi smutno martwię się  bo szczerze nie wiem gdzie jest i nie wiem co się z nim dzieje. -popatrzył na swoje nogi. -I nie mogę przez to spać.

-Rozumiem, że się martwisz o niego - rzekł - ale musisz być silny Pete. To jest Deadpool gdziekolwiek jest z pewnością przeżyje - powiedział bardzo niepewnie ostatnie zdanie, bo sam trochę martwił się o dzieciaka Fury'ego, który jest w Hydrze.

-Wiem, że to jest Deadpool i wiem też, że jest silny i nieśmiertelny i w ogóle wszystko, ale i tak się o niego martwię. Pan się nie martwił o pana Steve'a gdy dostawał misję i musiał gdzieś na długo wyjechać czy coś i nie martwił się pan? -popatrzył na niego dużymi oczami. Cap aż upuścił łyżkę na ziemię z kakao.

-Cóż wiem co czujesz młody i zrobimy wszystko aby znaleźć Wade'a, ale najpierw musimy skupić się na bezpieczeństwie naszego miasta i ludzi, którzy mieszkają w nim - rzekł i pogłaskał Peter'a po głowie - poza tym musimy wymyślić coś na twoją szkołę i ciocie.

-Ona mnie udusi za to, że mnie nie ma w domu -mruknął bardzo cicho. -Poza tym wiem, że najpierw bezpieczeństwo innych, a później dopiero o ważne osoby.

-Ciotką bym się nie martwił lecz tym, że masz szkołę i trzeba byłoby do niej chodzić - stwierdził Tony - w końcu oceny są ważne. Myślałeś nad tym czy lepiej nie byłoby powiedzieć ciotce o swojej drugiej tożsamości?

-Jak trzeba będzie to w sierpniu na urodzinach będę zdawał poprawki. -wzruszył ramionami. -A pan do szkoły chodził? Nie więc spokojnie dam se radę. Boje się, że ona ciągle będzie się martwiła o mnie i będzie chciała wiedzieć czy nie mam żadnych ran i tak dalej. - Steve położył trzy kubki ciepłego kakao.

-Nie chodziłeś na lekcje?

-Z pewnością dasz sobie radę i nawet wcześniej Ci załatwię zdawanie jeśli będziesz chciał. - rzekł Stark - Chodziłem w kratkę, ale chodziłem - stwierdził - a czy teraz się nie martwi?

-Spokojnie szkoła to teraz najmniejszy problem -machnął ręką. -Poinformowałem ciocie, że zostaje kilka dni w Wieży u pana ona napisała żebym tylko na siebie uważał i słuchał się pana, a tak to nic nie mówiła innego.

-W kratkę i widać jaki przykład dajesz dzieciakowi jako mentor. -rozczochrał go.

-To dobrze - kiwnął głową - Steve chodziłem do liceum i jeszcze studia dostałem między czasie, a byłem jeszcze gówniarzem więc chcąc czy nie musiałem wybierać gdzie chodzić aby zdać.

-Oj pogadamy sobie o szkole później. -pogroził mu palcem przed nosem. -A ty też naukę powinieneś zdawać, a nie chodzić w kratkę do szkoły. -kiwnął głową.

-Mam siedzieć podobno i nie wychodzić z Wieży prawda panie Stark?

-Mieliśmy się nie wychylać poza tym Hydra z pewnością zna tożsamość Peter'a więc nie wiem czy to dobry pomysł aby puszczać go do szkoły pełnej młodych ludzi.

-Dobra macie mnie to dobry argument. -przewrócił błękitnymi ślepiami.

-Czyli nie szkodzi, że nie wychodzę do szkoły i się nie uczę?

-Wiem, że nadrobisz to bądź po prostu umiesz to Peter - rzekł Stark - nie oszukujmy się jesteś mądrzejszy niż ci w szkole wszyscy wzięci.

-No muszę to po kimś mieć - uśmiechnął się uroczo.

-Dzieci wsuwać to kakao i do spanka. -mruknął Kapitan.

-Dobrze - mruknął Tony i wziął kubek z kakao.

-Dobrze tatusiu -mruknął Pajączek i wziął kubek by po chwili zatopić w nim buźkę, a Cap się uśmiechnął.
Tony uśmiechnął się również i pił smakowite kakao. Rogers rozczochrał chłopaka i mężczyznę i sam wziął swój kubek pysznego napoju i oparł się o blat kuchenny patrząc na nich.
Byli cicho, ale nikomu nie przeszkadzała ta cisza. Właśnie, że ta cisza była potrzebna tej trójce chociaż dwójka z nich chyba miała znacznie inne plany na ten wieczór, a raczej na koniec nocy, który dość powoli się zbliżał. Ale szczerze teraz nikogo nie obchodził czas, a towarzystwo. Choć między nimi panowała cisza to cieszyli się z tej wspólnej chwili. Cisza była ukojeniem tego dzisiejszego zwariowanego dnia.

-To dzieci idą kłaść się spać hm? -Rogers zerknął na pozostałą dwójkę ze szczerym uśmiechem.

-Możliwe - mruknął Tony w kubek i zerknął na Peter'a.

-Kiedy mi się nie chce i nie zasnę. -mruknął Peter oddając pusty kubek Kapitanowi na co ten się zdziwił, że ciepłe mleko z czekoladą nie usypia nastolatka.

-Hmmm - mruknął Tony myśląc nad tym jak zaciągać Peter'a do spania lecz z jego ust wydobyło się ciche ziewnięcie.

-Nie zostawiaj mnie samego Tony. -Cap popatrzył z dużymi niebieskimi oczkami na Starka.

-Ale ja pójdę do siebie i.. -zaczął Pajączek, ale przerwał mu palec Steve'a, który zaczął mu kiwać przed nosem, że nie ma mowy o ucieczce teraz.

-Nie zostawiam - mruknął - powinieneś spać Peter, a nie uciekać przed snem. Sen jest bardzo ważny.

-Kto to mówi. -wy marudził Spiderman. Steve jęknął zrezygnowany i złapał ich obu i przerzucił sobie mężczyznę i nastolatka na ramionach i szedł w stronę kanapy w salonie.

-Ja? - powiedział i miauknął gdy Steve przerzucił ich na swoje ramiona, bo nie spodziewał się czegoś takiego. Usadził ich na miękkiej kanapie i trochę ją rozsunął.

-Do spania obydwoje już. -powiedział stanowczo Kapitan.

-Nie chce mi się. -szepnął Pete. Antoś mruknął tylko cicho gdyż ciepłe mleko zaczęło działać na niego co raz bardziej usypiająco. Rogers również był zmęczony i trochę śpiący po dobrym kakao, ale musiał trochę przypilnować młodego żeby nie uciekł. Podszedł do kanapy i położył się na kraju. Światła zgasły w końcu w salonie jak i na całym piętrze. Jedynym źródłem światła były malutkie lampki przy ścianach. Tony wdrapał się na oparcie kanapy i ułożył w wygodnej pozie. Jednak Rogers nie długo dał leżeć tak Tony'emu, bo po cichej chwili podniósł się i wziął go na siebie rozkładając później koc na pół kota i trochę na Peter'a, który patrzył w sufit to czasami na nich. Mimowolnie Stark zaczął cicho mruczeć i wtulił się w Steve'a powoli odpływając. Choć jakaś jego część była czujna.

-Śpij dobranoc Peter. -włożył dłoń pod plecy chłopca i wtulił go w siebie i Tony'ego i po pewnej chwili sam odleciał.  Pajączek wtulając się nawet w swoich 'tatów' trochę się namęczył aby iść spać, ale zasnął. Gdy tylko w końcu każdy z nich zasnął zapanował spokój w całej wieży gdyż tylko oni funkcjonowali ponieważ cała reszta padła bardzo szybko po męczącej grze.

W Wieży był spokój jak również na statku Hydry czy też odległej galaktyce. Akurat teraz w Asgardzie jedynymi robiący hałas byli Thor i jego młodszy adoptowany i zmieniony w czarną futrzaną kulkę, brat Loki. Nudzili się i chodzili szukając sposobu jak zmienić lodowego olbrzyma czy nawet teraz nazwać go można było kota z powrotem w Asgardczyka. Loki był już znużony siedzeniem przy książce i czytaniu to co w niej było. Choć pomysł Thora był dobry to jednak zbyt niezbyt wykonalny przy tym iż Asgardczykowi ciężko szło czytanie run czy bardziej skomplikowanych ksiąg. Blondyn gdy zaczynał lub raczej próbował czytać dzikie dla niego znaki zawsze przychodziło mu czas na drzemkę tak też i teraz był zostawił brata w tych nudnych księgach i spał pod stosem papierów. Czarny niczym kot ziewnął i rozciągnął zastałe kości, otrzepując się przy okazji. Zerknął w stronę brata ale gdy zobaczył iż śpi mruknął niezadowolony, ale musiał przyznać, że słodko wyglądał. Po jakimś czasie Gromowładny szeroko ziewnął i przetarł zmęczone oczy i spojrzał na kota i uśmiechnął się nerwowo.

-Wybacz. Nudne te runy, ale za to wygodne?

~Zabawne - prychnął i wrócił do patrzenia w księgę.

-Umh. -złapał do siebie brata i wtulił twarz w jego koci grzbiet. -Zostaw to i tak tam nic nie ma.

~A może jest? - miauknął i za mruczał cicho.

-A może nie ma? -droczył się z nim.

~Sam już nie wiem - mruknął.

-A dziś w ogóle próbowałeś sam swoimi zaklęciami się przemienić?

~Tia - odparł po chwili ciszy gdyż próbował rano, ale iż już była taka, a nie inna godzina.

-To może teraz spróbuj? -ułożył go na grzbiecie wygodnie na papierach z runami, a sam położył głowę na jego brzuszku delikatnie.

~Nie mam jak na razie siły, aby próbować.

-Znaleźć ci siłę na próbowanie?

~W jakim sensie? - spytał cicho po kociemu choć on tak naprawdę nie słyszał tego iż tak mówi.

-Ugh. -mruknął pod nosem i wstał z krzesła na którym za nim w świecie nie było wygodnie i rozciągnął się trochę. -Przyniosę ci flaszkę.

~Flaszkę? - spytał i przechylił głowę w bok.

-Wódki chcesz? Idę powiedzieć mamie!

~Sam powiedziałeś tak!

-Idę się poskarżyć mamie! -prychnął.

~Yhym - mruknął rozciągając się na grzbiecie

-Lekceważysz mnie bracie? -skierował się w stronę drzwi. -Jak sobie życzysz.

~Nie lekceważę, ale jak chcesz mówić to mów.

Można było usłyszeć tylko zamknięcie drzwi do biblioteczki w której siedzieli i ciszę dudniącą po pomieszczeniu. Loki poniósł się do pionu gdyż Thor właśnie zamknął go w bibliotece bez możliwości wyjścia.
Czarny kot siedział dość długo sam pomiędzy księgami i narastającą i dzwoniącą w uszach ciszą. Czego z całego serca nienawidził. Wystarczająco się wy siedział w więzieniu w samotności i cieszy. Nagle drzwi do biblioteki otwarły się skrzypiąc, ale nikt przez nie nie przeszedł. Loki zaniepokojony skulił się między książkami na stole. Stół z drugiej strony zaczął się uginać lekko i skrzypieć od nieznajomego ciężaru, a ciężkie kroki wielkich łap stawiane na małym odcinku drewnianym były coraz bliżej kota. Nawet nie raczył się odzywać gdyż za bardzo się bał cokolwiek zrobić. Przed jego pyskiem wylądowała butelka z mlekiem, a po sekundzie po obu stronach Loki'ego były dwie jasne duże łapy. Gdy zobaczył łapy zaczął coś się domyślać, ale nie był w 100% pewnym.

~Pij to mleko w podskokach. Bo zaraz będę cię gonił. -wy warczał bardzo niski męski głos.

~Przestraszyłeś mnie - mruknął cicho. Jedyne co otrzymał to jedno głośne groźne szczeknięcie. Na co skulił się bardziej i popatrzył na niego swoimi przerażonymi oczkami.

~Pij mleko. -oblizał jego grzbiet.

~Co jeśli nie? - mruknął. Złapał za jego sierść zębami zaskoczył ze stołu na ziemię otworzył łapą drzwi i postawił czarnego kota na korytarzu.

~Masz trzy sekundy przewagi i cię gonie abyś miał energię.

~Dlaczego? Wiesz, że nie lubię uciekać przed tobą bo i tak mnie złapiesz!

~I wymemlam i pogryzę i czas ci się kończy właśnie.

Loki nie odpowiedział tylko zaczął spierdalać prosto przed siebie. Thor i tak jeszcze chwile siedział po czym zaczął sobie powoli truchtać za bratem. Kot nie lubił tej zabawy, ale nie mógł przecież tak zostać w miejscu. Skoczył na okno i wyskoczył na kolumnę trochę niżej. Jednak tuż za nim był szybko labrador i nie dał od tak uciec kotu. Dla Loki'ego skakanie i schodzenie po takich strukturach było łatwe, ale dla większego zwierzaka już nie, ale Thor sobie dawał doskonale radę. Zszedł na sam dół i zaczął biec w stronę kwiatów. Pies nie był dłużny kotu i zaraz za nim zaczął go ganiać po ogrodzie. Na co mniejszy ssak zaczął chować się po krzakach.

~Dalej nie czujesz się na siłach koteczku? -za szczekał ze śmiechem.

~Daj mi spokój - miauknął uciekając przed nim.

~Nie dam! -zaczął szybciej biec po niego.

~Thoooor - dobiegł do altanki i wdrapał się na jej dach. Jednak pies wysoko skoczył złapał zębami za ogon kociaka i ściągnął go na dół w swoje łapy. Loki miauknął gdyż poczuł aż za dobrze jego zęby na swym ogonie.
Zaczął go lizać i podgryzać jego łapki.
Kot starał się jakoś obronić więc skulił się jak tylko mógł, ale nic mu to nie dało bo pies bardziej go gryzł. ~Thor nie! - miauknął.

~Mniam. -żuł jego uszy na zmianę.

~Jestem cały z śliny - mruknął zdegustowany.

~Przestanę jak w końcu przemienisz się w człowieka -polizał go po szyi.

~Nie mogę - rzekł cicho.

~Więc masz problem. -dalej go dziubał.

3716 słów

Co się wydarzy?
Czy Bóg będzie Człowiekiem?
Co przygotowuje hydra?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro