Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kwiaty symbolem śmierci!

Clint tylko się uśmiechnął.
-Idę po młodego - rzekł - niech lepiej nie siedzi sam - stwierdził i wstał z kanapy.

-Idź idź, trochę tu pusto teraz.. -powiedziała rudowłosa nie bardzo wierząc synowi Odyna. Niestety Petera nie było w pokoju odkąd  usłyszał kłótnie między Steve'm, a Clint'em uciekł na dach i siedział tam chwile, a gdy zobaczył, że Cap wyszedł z wieży po pajączkował po ścianach za nim. Clint uśmiechnął się delikatnie i ruszył w stronę korytarzy.

-Hej Loki - przywitał się z nim, a Bóg kiwnął głową na przywitanie. Thor siedział spokojnie wpatrując się w ekran telewizora. Nat siedziała przy Bannerze i głaskała Antosia za uchem. Ogólnie było spokojnie, atmosfera się rozluźniła po kłótni. Clint wszedł do pokoju Peter'a po zapukaniu, ale go nie zobaczył. Wrócił szybko do salonu.

-Ktoś widział Petera? - spytał.

-Powinien być u siebie, nie ma go? -Romanoff popatrzyła na Clint'a, który pokręcił sprzecznie głową.

-I młody gdzieś nam zniknął Steve nas zabije - podsumował Banner

-I będzie kolejna kłótnia, bożeee.. -westchnęła i wstała z kanapy.

-Musimy do tego podejść na spokojnie - stwierdził Clint - chłopak to Spider-Man, a on potrafi wywinąć się każdemu.

-Zadzwonię do Steve'a i powiem mu po prostu..

-To chyba najbardziej racjonalnie dobry pomysł - stwierdził Bruce - przy okazji można powiedzieć, że Tony nie najlepiej się czuję - dodał.

-Żeby później nie było niedomówień i kłótni nie potrzebnych.. -wyciągnęła telefon i zaczęła szukać numeru Capsa.

-Tak to dobra decyzja- westchnął Clint i usiadł przy Wdowie.

-Czemu Loki się skrada? -wypaliła po chwili zerkając kątem oka na owego mężczyznę.

-Nie skradam się tylko cicho idę - powiedział niepewnie Loki.

-Stałeś i pod słuchiwałeś.. -znalazła numer do Rogers'a, zadzwoniła i włączyła na głośno mówiący. Kapitan akurat był w sklepie i czekał w kolejce za mięsem.

-Wcale nie - odparł - może troszkę - wzruszył ramionami.

-Dobra dobra spokój musimy pogadać z Steve'm, a nie kłócić się znowu - rzekł Clint.

-Stwierdziłam fakt.. -uśmiechnęła się Nat. Thor uciekł z pokoju do kuchni.
Cap odebrał.

-Co się stało Nat? Przy pomnieliście sobie o czymś? Akurat jestem jeszcze w sklepie więc mów.. -odparł ochrypłym głosem. Nat podała telefon Clint'owi.

-Hej Steve - powiedział niepewnie Clint biorąc telefon - chciałbym przeprosić za wcześniejszą kłótnie - westchnął - ale mamy malutki problem.- Steve słysząc Bartona miał ochotę wyrzucić telefon ale powstrzymał się i wziął głęboki wdech.

-Co to za problem?

-Peter zniknął - powiedział cicho - nie wiadomo nawet kiedy uciekł z wieży, a Jarvis nic nie mówił.

-Jest ze mną, przy pałętał się i pomoże mi w zakupach, jeszcze jest jakiś problem?- Wszyscy odetchneli z ulgą.

-To dobrze, że z tobą jest przynajmniej jeden problem z głowy - stwierdził Clint.

-Kolejny problem jaki jest? -mruknął najwyraźniej zniecierpliwiony.

-Musisz szybko przyjść z tych zakupów, bo Antoś nie najlepiej się czuje i nie wiadomo co mamy robić.. -powiedział Thor zza rogu kuchni.

-Właśnie - odezwał się Bruce - biedaczysko wymiotowało i nie wiadomo czy nie będzie nadal, ale teraz śpi - wypowiedział się naukowiec i pogłaskał kota po głowie.

-Nie jestem weterynarzem nie wiem dlaczego czuje się źle.. -westchnął. -Dałem mu lekarstwo tak jak zawsze i działało po chwili..

-Może organizm oddziaływuje na owe lekarstwo? - spytał choć bardziej stwierdził Hulk.

-Może - wtrącił się łucznik.

-Mam nadzieję, że nic mu po tym strasznego nie będzie, spróbuję być do 20 minut..

-Jak coś to go pilnuje Bruce - stwierdził Clint - więc nic mu nie szkodzi choć nie jest on weterynarzem!

-Dzięki, że to podsumowałeś Clint - pokręcił z niedowierzaniem głową na boki brunet.

-Rozumiem, nie miej jednak do 20 minut będę, za długa kolejka, a stoję po trochę mięsa do lodówki.. -warknął pod nosem.

-Na spokojnie Steve - powiedział.
-Bruce ma rację nie spiesz się zbytnio my postaramy się nim zająć - stwierdził Hawkeye.

-Dobrze. A jakiś jeszcze jest problem? Nie ma mnie tylko chwile, a są same problemy.. -przewrócił oczami.

-Nie ma więcej problemów Steve - oznajmił Bruce.

-No dobrze rozumiem, dziękuję za informacje..

-No to do zobaczenia za niedługo - rzekł Clint i podrapał się po karku.

-Tak. Jarvis włącz im bajkę pierwszą lepszą z kolekcji Tony'ego.. - powiedział Steve i się uśmiechnął lekko.

-Oczywiście panie Rogers- powiedział Jarvis.

-Nieeeee! - powiedział szybko Clint - Nie włączaj tego szajsu!

-Włącz. Do później.. -rozłączył się.

-Włączam bajkę - oznajmiła sztuczna inteligencja i wyłączył film włączając to co prosił Rogers.

-Jak miło z jego strony.. -stwierdziła Natasha zabierając swój telefon.

-Bardzo - westchnął Clint - będziemy oglądać bajeczki!

-Dajcie spokój - rzekł Bruce - to tylko bajka.

-Nie mam nic przeciwko może być ciekawie.. -wzruszyła ramionami kobieta.

-Ludzie - prychnął Loki przyglądając się im i ich kłótni.

-Bóg kłamstw.. -mruknęła Nat. -Too jak tam Lokiś? -uśmiechnęła się do niego. -Jak dużo usłyszałeś?

-Tyle ile trzeba było usłyszeć - stwierdził i ruszył w stronę kuchni.

-I tyle mi tylko powiesz? -uniosła brew.

-A co mam powiedzieć? Kłócicie się jak dzieci- stwierdził.

-Być może, ale to co, chodź lepiej tu powiedz jak było wieczorkiem..

-W jakim sensie wieczorkiem?

-No po imprezie.. -uśmiechnęła się idąc za nim.

-A co miało niby być?

-No wiesz takie przytulaski, buziaczki, no nie wiadomo co jeszcze było..

-Niczego nie było, a tym bardziej nie przypominam sobie aby w ogóle było!

-Hm nie? -wyciągnęła telefon, weszła na galerie i zaczęła mu pokazywać zdjęcia. Loki popatrzył z obojętnością na zdjęcia choć tak naprawdę w środku się gotował z zażenowana i złości. Asgardczyk wyminął brata i przyjaciółkę, którzy weszli do kuchni nie zwracając na nich uwagi. Loki tylko wzruszył ramionami na pokazane zdjęcia i popatrzył za bratem który go omijał. Na stole i ziemi były rozrzucone bordowe kwiatki sundaville, te same którym wcześniej przewracał blondyn między palcami przy stoliku gdy był sam w kuchni, a teraz uciekł do salonu.

-Dość dużo kwiatów - mruknął Loki do siebie i popatrzył na Wdowę.

-Jeszcze przed chwilą było tu czysto.. -Nat zmarszczyła brwi.

-Dziwne - mruknął i wziął jeden z kwiatów. Pstryknął palcami, a reszta zniknęła.

-Bardzo podejrzane.. -zajrzała przez ramię Loki'ego na roślinę, która zaczęła więdnąć w jego dłoni i zmieniać się w pył.

-Skądś kojarzę to - powiedział - ale nie pamiętam dokładnie co - dodał gdy kwiat zmienił się w pył.

-Ktoś ma ochotę na coś ciepłego będę chyba robić herbatę.. -powiedziała Nat w salonie obserwując każdego uważnie.

-Ja poproszę - powiedział Banner.

-Ja podziękuje - odmówił Clint.

-Nie dziękuję.. -mruknął nie wyraźnie Thor i patrzył w telewizor siedząc po drugiej stronie kanapy.

-A ty Loki chcesz?

-Poproszę - powiedział i zaczął przyglądać się bratu uważnie.

-Dobrze.. -kiwnęła głową i zniknęła przy kuchence. Odyson wiedział, że już się to zaczęło, ale żeby nie wychodzić nigdzie z pomieszczenia dla podejrzenia, po prostu siedział cicho i co jakiś czas drapał się po gardle. Już raz przeżywał tą chorobę i nie rozumiał czemu ponownie się pojawiła. Loki westchnął cicho. Przeczuwał coś odnośnie tego co tu robiły te kwiaty. Nie sądził jednak, że to możliwe. Musiał uważnie obserwować swego brata choć ciągłe drapanie po gardle go zdradzało. -Już jest herbatka.. -Nat przyniosła do salonu ciepły napój, a wtedy Thor skorzystał z nieuwagi innych i poszedł do siebie aby wypluć dławiące go kwiaty. Loki również przeniósł się do salonu i usiadł na fotelu. Przyglądnął się Stark'owi i rozejrzał się za bratem
-Przynajmniej odpoczywa i może regeneruje siły.. -powiedziała spokojnie Nat do Bruce'a widząc nadal śpiącego kotka.

-Tak - powiedział cicho - i chyba się uspokoiło, ale nie chce mówić za wcześnie tego aby nie pogorszyło się - rzekł.

-Rozumiem Cię przecież, wystarczy że spokojnie śpi i odpoczywa.. -uśmiechnęła się.

-Szczerze mówiąc strasznie słodko wygląda jako malutka kuleczka zwinięta - stwierdził Bruce.

-W ogóle jako kot fajnie wygląda, przynajmniej dużo nie mówi.. -wzruszyła ramionami.

-Racja - zaśmiał się cicho - ale brakuje trochę jego gadek.

-Może odrobinkę, wystarczy ględzenie tego bałwana, kłótni braci? - rozejrzała się wokoło. -No i gdzie te bracia jest jeden..

-Teraz się skapłaś? - spytał Loki - Gdzieś uciekł - Hulk tylko się uśmiechnął.

-Ale był tu sekundę temu.. -zmarszczyła brwi.

-Przyjedzie pewnie - stwierdził Clint.

-Aż takiej przestrzeni między sobą potrzebujecie? Trochę przesada.. -prychła.

-Ugh on jak zawsze nie rozumie słów - prychnął Loki.

-Może źle się wyraziłeś czy coś..

-Powiedziałem, że chce utrzymać między nami dystans, bo za bardzo mi się w wszystkim narzuca - mruknął - a on już, że nie chce go widzieć i jestem obrażony.

-Egh i kto tu się kłóci o dziecinne bzdety.. -przewróciła oczami.

-Ja się nie kłócę, ja wyrażam swoje zdanie - odparł spokojnie.

-To też kłótnia..

-Czyli mam nie wyrażać swego zdania?

-Masz możliwość wyrażania swojego zdania, ale może bardziej w prosty sposób. Wy faceci samych siebie czasami nie rozumiecie, a co dopiero nas kobiet i naszych skomplikowanych spraw..

-Dobra przyznaje rację iż czasem przeginam - przewrócił oczami i popatrzył w stronę korytarza.

-Mhm.. -mruknęła pod nosem i spojrzała tam gdzie Loki. -Może zaraz przyjdzie.. - Ale tak naprawdę nie zanosiło się aby Thor miał wracać do przyjaciół.

-Chyba - mruknął Bóg kłamstw i popatrzył na telewizor.

-Ile potraficie się na siebie gniewać?

-Zależy - wzruszył ramionami.

-Przejdzie Thorowi - stwierdził Bruce.

-Oto się nie martwię Bruce, on na nikogo nie potrafi się długo gniewać..

-Jak zwykle - odezwał się Loki i prze czesał swoje włosy.

-To raczej dobrze, że nie gniewa się długo.. -mruknęła Nat.

-To w końcu Thor on na nikogo nie jest głowie zły - Clint dołączył do wypowiedzi innych.

-No wiem właśnie, trzeba będzie po niego iść..

-Za chwilę się po niego przejdę - stwierdził cicho Loki.

-No w sumie jak chcesz, ale jak coś to ktoś z nas może się przejść..

-Pójdę, pójdę - rzekł Bóg.

-Rozumiem.. -powiedział Romanoff i była cicho. Natomiast Thor zamknął się w pokoju i próbował wykasłać kwiatki ze swojego organizmu, które łaskotały jego wnętrzności. Gdy Antoś przebudził się ze snu i mruknął cicho co zauważył i usłyszał Clint.

-Ktoś się obudził - stwierdził mężczyzna.

-Awww śpioszek.. -uśmiechnęła się Nat patrząc na kota. Tony niezbyt przytomnym wzrokiem popatrzył na Wdowę. Banner uważnie przyglądał się ruchom kotka. Kobieta tylko się uśmiechała delikatnie i patrzyła na przebudzającego się dopiero co Antosia, który czuł się jeszcze osłabiony, ale po dłuższym spaniu i oczyszczeniu organizmu czuł się trochę lepiej.

-Chyba wygląda na to, że jest lepiej, ale nadal jest niewyraźny. -stwierdził Bruce.

-Na spokojnie, odpocznie jeszcze troszkę i będzie żywy.. -stwierdziła kobieta.

-Możliwe - odparł mężczyzna.

-Trzeba czekać na Steve'a, mija pół godziny trochę im się przedłużyła ta kolejka.. -stwierdziła cicho.

-Czyli godzina od wymiotowania - stwierdził i uśmiechnął się do kotka.

-To dobry czas nawet.. -mruknęła Nat.

-Tak bardzo dobry - oznajmił i przytaknął Wdowie.

-Widzisz Tony trochę się wymęczyłeś, ale dałeś radę.. -po głaskała kotka za uchem. Kotek cicho za mruczał gdy Wdowa pogłaskała go za uchem. Cap napisał Romanoff, że będą do 10 minut w wieży.  Prawie wszyscy siedzieli w salonie i zwracali uwagę na kociaka. Loki widząc zainteresowanie kotem wziął swoją herbatę i ruszył do pokoju brata.
Tony jednak grzecznie leżał w ramionach Hulka.

Bóg piorunów wyrzucał dzikie kwiaty w zakamarki byle nie patrzeć na nie, a je schować. Próbował nawet wyrwać drzewko ze swoich płuc, ale wyrwał tylko trochę i od nowa i tak to urosło dusząc go jeszcze bardziej. Reszta Avengers opiekowała się Antosiem zwracali tylko na niego uwagę, bo się o niego bali. Loki zapukał do drzwi brata i wszedł do środka bez pozwolenia. Napił się z kubka herbaty i rozejrzał się po pokoju widząc gdzieniegdzie kwiaty.

-Mów co się dzieje, bo kwiaty nie są w cale normalnym zjawiskiem - stwierdził i pstryknął palcami, a wszystkie kwiaty z pokoju zniknęły.
Thor w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i pozbył się z ust kolejnej garstki ciemnych kwiatów.

-Wyjdź i nie zwracaj uwagi..

-Nie mogę nie zwracać uwagi gdy wszyscy się martwią o ciebie - powiedział z delikatną troską

-Nie potrzeba.. -zakrztusił się i ponownie wydusił z siebie kwiaty.
Loki westchnął i położył na stoliku kubek. Po patrzył na Thora i podszedł do niego. Jednak blondyn odsunął się i poszedł na drugą stronę pokoju.

-Thor do cholery przestań się odsuwać chce ci pomóc trochę uśmierzyć ból! - powiedział zdenerwowany, a jego dłonie zaczęły delikatnie przybierać kolor niebieski.

-Nie chce, patrz co robisz jak dotkniesz to cholerstwo.. -rzucił w niego garstką kwiatów która po zetknięciu z ciałem Loki'ego zmieniły się w pył! Wydusił z siebie to ledwo i znów próbował wyrwać drzewko z płuc. Loki wziął kilka głębszych oddechów i popatrzył na swoje niebieskie dłonie, które ponownie zaczęły być bardziej ludzkie.

-Czy to źle, że zmieniają się w pył? - spytał cicho starając się uspokoić.
Ponownie wyrwał wielki kawał gałęzi bez korzenia.

-Tak.. Ja wcale nie.. -wydusił z siebie tylko kwiatki. -Było wszystko okey.. -miał sine usta od tego powoli.

-Thor drzewko będzie rosnąć - westchnął ciężko - mogę je zahamować magią przez pewien czas, ale kwiaty i tak będziesz wypluwać - pierwszy raz powiedział coś szczerze bez maski obojętności i cynizmu, a za te emocję pojawiła się troska i współczucie.

-Nie, żadnej magii nie chce.. -syknął. -Nie rozumiem kwiatów, ja cię nie, chociaż one i tak są! -usiadł na ziemi i schował twarz w dłoniach.

-Egh - westchnął i usiadł niedaleko Thora również na ziemi - dlaczego nie chcesz pomocy? - spytał.

-Po co pomoc do czegoś takiego? -prychnął. -Było okey, naprawdę było, nie rozumiem dlaczego mnie to złapało.. -kaszlnął kwiatami. -Dobra wymiotowałem ostatnim czasem zbyt często, ale Hanahaki!

-Thor - powiedział cicho - dasz mi sobie pomóc albo wracamy na Asgard gdzie pozbędą się tego z ciebie.

-Nigdzie nie wracam i nie dam sobie pomóc. Nie chorowałeś na to, więc nie wiesz jakie są później wyniki usunięcia tego cholerstwa.. -westchnął głęboko, ale po chwili zwrócił kwiaty.

-Nie chorowałem, bo wszelakie wszystkie odczucia, uczucia itp trzymam na wodzy bracie - westchnął -dlaczego nie chcesz pomocy?

-I dobrze, że nie chorujesz, przynajmniej ty bądź zdrowy.. -złapał za gałązkę, która drapała go w gardło i wyciągnął ją urywając dając nowej możliwość na rośnięcie. Loki westchnął i popatrzył po pokoju. Był tu pierwszy raz, ale bardziej interesował się bratem niż wystrojem. W jego dłoniach pojawił się kubek z herbatą.

- Dlaczego aż tak bronisz się przed usunięciem tego?

-Nie chce później do ciebie żywić nienawiścią ani do Jane tym bardziej..

-Czyli twierdzisz, że jak usuniesz drzewko będziesz tylko nienawidził nas? Myślisz się Thor, bo tylko nie będziesz czuć tego co czułeś - stwierdził.

-Ale ja kocham Jane, a ty jesteś moim bratem, nigdzie nie idę tego wyrywać..

-To chociaż pozwól mi tylko zahamować działanie rośnięcia tego dziadostwa proszę Thor - powiedział cicho i patrzył się w kubek

-Po co? -wyciągnął z małej komody obok łóżka nożyk i wystawił dłoń w jego stronę. -Ja i tak się nie zgadzam na magię, wystarczy mi, że zamieniam się już w drzewo.. -naciął skórę ręki z której zaczęła wyrastać gałązka i czarne kwiaty. Loki nie wiedział jak mu pomóc przygryzł wargi i starał się panować nad emocjami, które były teraz bardzo trudne dla niego. -Gdy zakochałem się w Jane, może to głupie, ale od pierwszego zobaczenia jej. Miewałem powoli takie same objawy, wymioty, pojawienie się kwiatów, tyle że.. -wydusił z siebie garstkę roślin. -Te kwiaty nie były czarne, bordowe takie ciemne, były one takie piękne, niebieskie różowe żółte, naprawdę różnego koloru.. -westchnął. -Dowiedziałem się wtedy, że to jest Hanahaki i wcale nie jest to dobre, podobno się zaraziłem, ale nie jestem nosicielem aby to przekazywać. I gdy dowiedziałem się o sposobach jak się tego pozbyć, stwierdziłem co mi zaszkodzi pójść do niej po trochę długim czasie i wyznać jej to co czuje. Odwzajemniła, choroba znikła i..naprawdę myślałem, że to jest koniec, a ona powróciła.. -wyrzucił z siebie kwiaty sundaville na ziemię. -Olałem to, naginałem twoją prywatną przestrzeń i teraz mam za swoje..

-Czyli - powiedział ledwo opanowanym głosem - ch-hcesz mi powiedzieć, że to przeze mnie teraz chorujesz na ową chorobę? - czuł się koszmarnie iż to znowu on robi coś co kogoś rani. Jego zielone oczy zacisnęły się mocno, a oddech stał się nierówny.

-Nie! Nawet tak nie myśl! -warknął pod nosem. -To jest tylko i wyłącznie tylko moja wina! -chciał go przytulić i upewnić go, że nic złego nie zrobił, ale bał się, że będzie zbyt kruchy jak kwiaty w dłoni Loki'ego.

-Na pewno nie jest tto twoją winą - mruknął cicho i nie mógł zapanować nad ciałem, które zaczynało przybierać niebieskie kolory jak dla lodowego olbrzyma przypadało, a ciepła herbata zaczęła powoli zamarzać.

-Jest, bo olewałem to, zamiast temu zapobiedz.. -usiadł przed nim i z lekką obawą złapał jego dłonie. -To nie twoja wina Loki..

-Nie dotykaj mnie - powiedział i szybko się odsunął - nie chce cię zranić - wyjaśnił szybko - nie możesz mnie dotknąć gdy jestem w tej skórze! - zatrząsł się delikatnie

-Nie zranisz mnie, nic mi nie będzie.. -machnął ręką na jego słowa i przytulił go. -Gdybyś był nie wiadomo kim zawsze będziesz dla mnie braciszkiem, małym i trochę niesfornym.. -obdarował jego włosy kwiatami.

-Jestem niebezpieczny jako lodowy olbrzym - mruknął cicho i wtulił się w niego

-Nie musisz się przechwalać Loki doskonale o tym jestem przekonany.. -wyrwał dwie małe gałązki z dłoni i wpletł je we włosy Loki'ego jako różki. -Lejonek..- Loki nie wytrzymał i ukazał w końcu po raz pierwszy swoją słabość przy kimś. Wtulony w Thora zaczął płakać. -Ey, nie płacz cii Loki.. -mimo iż chłód zaczął dawać się we znaki na jego organiźmie on jednak nie odstępował od brata. -Będzie dobrze, tak? - Bóg kłamstw nic nie odpowiedział tylko płakał choć starał się z całych sił opanować się i ciało
Bóg piorunów westchnął głęboko, wykaszlał kwiaty i dalej wtulał się w chłodnego brata. -Bardzo chłodno tu jest.. - Loki jak na zawołanie odsunął się od Thora.

-Przepraszam- mruknął słabo i wytarł łzy z niebieskiej twarzy.

-Nie przepraszaj Loki.. -spojrzał wokoło nich gdzie podłoga była zamrznięta tak samo jak kwiaty obróciły się w lodowe kryształy. -Jest dobrze naprawdę, nic się nie dzieje złego..

-Dlatego nie okazuje emocji - powiedział cicho - nie umiem wtedy zapanować nad tym - westchnął i wtulił się w swoje nogi.

-Nic się nie stało.. -wyciągnął z buzi kolejną gałąź tym razem była to gałąź z kolcami róży, która zraniła jego gardło i dłonie, ale nie przejął tym się, kwiat był ciemno niebieski.
-Róże ble.. - Czarno włosy starał się odetchnąć i uspokoić. Po chwili niebieska skóra zaczęła znikać. -Już będzie dobrze mam nadzieję tak? - popatrzył na brata, który jak kameleon zmienił barwę.

-Chyba - mruknął słabo i patrzył się w nogi do których nadal się przytulał.

-Widzisz nie potrzebnie przychodziłeś i teraz jeszcze mi tu płaczesz..

-Nie płacze - szepnął i starał się unormować swoje emocje.

-Tak oczy ci się tylko pociły tak.. -pogłaskał go.

-Yhym - mruknął.

-Braciszku, naprawdę nic nie jest twoją winą, nie masz się czym przejmować..

-A tym, że masz w środku drzewko, które Cię zabija? Jesteś jedyną osobą, która mi tu została. I - przerwał - nie chce cię stracić - wyszeptał.

-Zabije drzewko, zabijesz ty, czy ktokolwiek inny nie widzę w tym różnicy.. -wyciągnął kilka kwiatów w buzi. -Masz moich przyjaciół przecież cię zaakceptowali, a ja wierzę, że będzie dobrze.. -kwiaty, które wydobywały się z jego płuc wcale nie były mokre, były żywe i na dodatek było ich coraz więcej.

-Cco chcesz powiedzieć przez zabicie drzewka? - spytał bardzo niepewnie i cicho

-No chodziło mi oto, że drzewko mnie zabija, chciałem podsumować twoją wypowiedź..

-Nie chce aby cokolwiek cię zabiło - ścisnął bardziej nogi.

-Pragnąłeś właśnie tego, pozbycia się mnie.

-Nie - mruknął - nie w ten sposób i teraz!

-Dasz radę. Cały czas sobie sam doskonale radziłeś ze wszystkim braciszku..

-Bo wiedziałem, że jesteś gdzieś niedaleko - szepnął.

-Nie zawsze byłem.

-Ale wiedziałem, że jesteś - mruknął.

-Dlaczego musisz się zawsze zamartwiać tym co nie trzeba.. -wziął go na nogi i wtulił się w niego. -Braciszku to nie ja tylko ty sam od siebie dawałem sobie radę..

-Jesteś moim bratem - mruknął - będę się martwił - westchnął cicho.

-Nie martwiłeś się wcześniej więc po co i teraz?

-Zawsze w jakimś stopniu się martwiłem...

-I wypierałeś się mnie jako brata.. -kaszlnął w dłonie w których pojawiły się kwiaty, zaczynał powoli ich nie znosić.

-Nie zaprzeczam- westchnął - ale to był błąd, którym winny był Odyn.

-Ale ja na ciebie się nie gniewam o takie rzeczy..

-Powinieneś - westchnął ponownie.

-Dlaczego powinienem, wytłumacz mi.. -złapał jego dłonie i dawał mu kwiaty.

-Tyle złego zrobiłem- mruknął i pozwalał na to co chciał Thor.

-Ja ci wszystko wybaczyłem przecież, jesteś moim braciszkiem.. -uśmiechnął się lekko, ale po chwili znów z jego gardła wyszły kwiaty.

-Egh - westchnął i przymknął oczy.

-Niestety, ja nie potrafię się na ciebie gniewać.. -pociągnął za gałęzie z gardła. -I wybacz mi, że znowu naruszam twoją przestrzeń.. -na ziemi było mnóstwo kwiatów wokół nich.

-Nie szkodzi Thor - mruknął cicho i oparł głowę o jego tors.

-Trochę męczą mnie te kwiaty, będę..będę chciał to skończyć.. -szepnął.

-Pozwól sobie pomóc Thor to tylko jedne zaklęcie, a ci ulży - wyszeptał.

-Kwiaty dalej będą Loki.. -pogłaskał go po głowie.

-Wiem, ale nie będzie to rosło - mruknął.

-Czy rośnie czy nie dalej to będzie.. -wypluł rośliny w bok razem z metalicznym posmakiem krwi.

-Thor może jednak wrócimy do Asgardu z pewnością ci pomogą z tym - westchnął.

-Nie wracam do Asgardu, nie chce. Nie mam czego żałować mam czyste sumienie..

-Pomyślałeś o tym co będzie z tronem? Jesteś następcą Thor.

-Najwidoczniej się nie nadaje.. -wzruszył lekko ramionami.

-Dlaczego tak sądzisz?

-Bo jestem rośliną, w każdej chwili mogę być drzewem pełnych kwiatów i po co taki król? Chory?

-Egh - spuścił głowę w dół.

-Nie smuć mi się tu znowu proszę, bo nie dość, że ledwo oddycham to serce mnie boli widząc ciebie smutnego..

-Nie mogę się cieszyć widząc iż cierpisz - westchnął cicho i pstryknął palcami, a kwiaty zniknęły.

-Nie cierpię braciszku.. -wy kaszlał kolejne kwiaty.

-Oczywiście - mruknął nie wierząc całkowicie w słowa Thora.

-Tak możesz być oto spokojny.. -złapał z cichym chwistem powietrze w płuca i krzywo się uśmiechnął. Loki wtulił się w Thora i przymknął oczy. Nie chciał zostać w tym świecie sam.
Gromowładny nie chciał aby Loki tak bardzo się nim przejmował i patrzył na to wszystko, jak wypluwa kwiaty, jak dusi się od ich nadmiaru. Miał go pilnować aby był grzeczny do końca procesu, nie miał pewności czy tyle da radę. Nawet sam Loki nie wiedział ile Thor będzie musiał się z tym męczyć. Czuł się winny tego wszystkiego i bezradny, że nic nie mógł zrobić ani w jakiś sposób pomóc bratu. -Herbata ci wystygła i nawet jej się nie napiłeś.. -powiedział cicho Thor chcąc jakoś wyprowadzić od złych myśli brata.

-Nie ostygła zamroziła się - mruknął cicho.

-To trzeba ją teraz odgrzać..

-Nie chce - odparł cicho.

-To rozmrozić może?

-Nie mam już ochoty na herbatę.

-A na co masz ochotę?

-Na nic.

-Umh Loki wiem, że straciłeś humor ale no, wiecznie przy mnie siedział nie będziesz..

-Nie?

-Nie, nie możesz.. -pogłaskał go.

-Dlaczego?


3655 słów!

Dlaczego Thor zachorował na chorobę?
Czy Thor umrze?
Co zrobią Avengers?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro