By cię złamać
-Ale mnie nie obchodzi, że jesteś dupkiem, ja w tobie wszystko lubię nawet najgorsze wady. -mówił spokojnie póki miał w sobie odwagę na takie rzeczy.
-Skoro tak to ja też lubię w tobie wszystko. Przynajmniej wiesz jak mnie uspokoić - powiedział cicho i delikatnie się zarumienił.
-U-uspokoić z czym? -zerknął na niego czując, że pewność siebie ucieka z niego drążąc temat o uczuciach.
-Z w-wszystkim... Koszmarami, gdy jest nie dobrze... Po prostu potrafisz mnie uspokoić - wyjaśnił nieśmiało.
-T-to jest drobiazg przecież.. -szepnął.
-Lecz jako jedyny potrafisz to zrobić - rzekł cicho.
-M-może jest więcej osób, które by to potrafiły zrobić przecież to nie jest trudne. -podrapał się po karku.
-Nie jeden próbował - wyjaśnił.
-Rozumiem, po prostu ja się o ciebie martwię nie chce aby stała ci się krzywda.
-Nic mi się nie stanie Steve... Przeżyłem już kawał czasu z tym - przełożył rękę do reaktora - że jestem przyzwyczajony.
-Jakbyś o siebie nie dbał na pewno byś nie przeżył.
-Może - zerknął w jego oczy - lecz tak czy siak nie cofnę skutków reaktora.
-Wiem o tym dobrze, że przynajmniej on jest. -również zerknął w jego oczy.
-Choć robi wiele szkód to trzyma mnie jednak przy życiu.
-Tak wiem. I mam nadzieję, że przeżyjesz jeszcze długo.
-Przekonamy się - odpowiedział.
-Żadne przekonamy się, masz żyć długo Tony.
-Jak pokonamy Hydrę i jak znajdę coś na reaktor to może..
-Tony żadne może, a na pewno!
-Nie jestem tego taki pewien jak ty...
-Ja też nie jestem pewny niektórych swoich słów, ale nie możesz tak mówić
-Stwierdziłam tylko fakt Steve... Mój -zawahał się- organizm się powoli po prostu wykańcza i tyle.
-Musi być na to jakieś lekarstwo ja nie chce cię stracić -szepnął bardzo smutny.
-Nie martw się, bo nie lubię gdy się obwiniasz - mruknął - muszę wrócić do pracowni...
-A po co tam teraz w takim stanie?
-Muszę dokończyć naprawdę zbroi i po prostu pomyśleć.
-Ja cię samego tam nie puszcze.. -mruknął cicho.
-Dlaczego? - spytał.
-Bo nie i koniec kropka ktoś musi cię ratować.
-Ratować? - zapytał nie rozumiejąc - Przecież nie mam zamiaru wyskakiwać z okna.
-Jakbyś znowu miał mdleć na mój widok.. -mruknął i popatrzył mu w oczy.
-Nie przypominam sobie abym mdlał na twój widok Kapitanku.
-Wpadłeś mi po prostu w ramiona i nosiłem po całej wieży jak księżniczkę. - Tony słysząc owe słowa zaczerwienił się bardzo mocno na policzkach i przygryzł wargę. -A na końcu położyłem do swojego łóżka i pilnowałem aż ktoś przyjdzie i wybudzi cię ze snu, ale nikomu się nie chciało cię ratować, hm może przez to, że broniłem cię jak ten jaszczur co zieje ogniem, a nie ważne w końcu sama się księż..znaczy sam się obudziłeś i ten..koniec?
-Jaszczur to smok, Steve - pokręcił głową na boki - i nie jestem księżniczką i skąd ci taki pomysł wpadł do głowy?
-To wina Bucky'ego. Wybacz. -schował twarz zażenowany. Słysząc słowo Bucky, wybuch śmiechem i kręcił głową nie mogąc uwierzyć.
-Jesteście nie możliwi.
-Ja jestem nie możliwy przecież to przez niego takie głupoty mi przychodzą do głowy.
-Nie możliwi - rzekł i wypuścił powietrze z płuc.
-Dobra mów jak sobie chcesz.
-I dobrze - odparł i uniósł się do siadu choć to trochę zabrało jego energii.
-Leż gdzie ci się tak spieszy nagle?
-Nie mogę tak leżeć nic nie robiąc... Trzeba namierzyć Hydrę, wymyślić plan, przewidzieć ich ruchy, porozmawiać z nieboszczykiem, poszukać rozwiązania na reaktor, ulepszyć systemy obronne...
-Za dużo tego na raz, nie mógłby ci ktoś w tym pomóc?
-Z Hydrą to tylko ja znam się na tyle aby włamać się do ich zabezpieczeń. Rozmowa z Piratem mnie nie ominie, tak samo reaktor i systemy obronne.
-Wiem, że tylko ty się wszędzie włamiesz, ale młody nie mógłby ci pomóc w tych zabezpieczeniach, a War Machine? Nie dadzą rady?
-James jest półkownikiem i nie zna się zbytnio, a jeśli Peter'a do tego wezmę to boję się, że wyruszy po Deadpool'a...
-Nikt nigdzie nie pójdzie, będę pilnował i ciebie i jego i całego przedszkola. Jak trzeba będzie wyruszyć to wszyscy razem.
-Peter martwi się o swego 'chłopaka' i zrobi wiele nawet ryzykując życie.
-Nie możesz wszystkiego brać na swoje barki daj sobie pomóc. Będziemy teraz ostrożniejsi i pilnować się bardziej.
-Nie biorę dużo na swoje barki, szczerze mówiąc nic nie zrobiłem pożytecznego - westchnął.
-Cały czas się troszczysz o wszystko i chcesz iść wszystko robić dlatego ja chce pomóc.
-Cóż... Może, ale nie sądzę i nie wiem czy w tym będziesz stanie mi pomóc.
-Nie ważne, że nie umiem, chce i tak pomóc.
-Może lepiej zostań przy władaniu nad innymi i rozpracowaniu planu. Ja sobie poradzę.
-Nikim nie władam chyba, że tobą zacznę, plan zawsze można pozmieniać, ale ja chce tobie pomóc.
-Wiem wiem Steve, ale nie chce abyś się trudził z czymś czego nie rozumiesz.
-To się będę starał nauczyć, dobra dzisiejsza technologia nie jest taka prosta, ale daje sobie radę bo mnie nauczyłeś tego czy tamtego.
-Mówił Ci ktoś, że jesteś uparty? - spytał i zaśmiał się cicho.
-Ty jesteś bardziej uparty! -prychnął cicho i uśmiechnął się po chwili.
-W sumie racja!
-Przyznałeś się i dobrze. -kiwnął głową.
-A mam kłamać? Chyba każdy wie, że jestem uparty...
-Nie, nie kłam.. -pokręcił głową na boki.
-Nie będę aż tak...
-A co to miało znaczyć? Że nie będziesz aż tak kłamał i to z czym?
-Niczym Steve - uśmiechnął się niepewnie - mogę już wstać?
-Leżeć i odpowiedzieć o co ci chodziło.
-O nic i chce się wziąć za prace.
-Za chwilę praca nie zając nie ucieknie.
-Ta to może uciec...
-Nie ucieknie musisz wrócić do sił.. -westchnął cicho.
-Jest ze mną już okej Steve - powiedział i usiadł po turecku.
-Siedzisz tu póki sam nie stwierdzę, że możesz sobie iść.
-A kiedy to będzie?
-Nie wiem.. -mruknął cicho. Tony przechylił głowę w bok a jego jedno kocie ucho opadło. -Musisz nabrać sił. -powiedział spokojnie i wyciągnął dłoń aby go podrapać za uchem.
-Ale czuję się na siłach - mruknął.
-Nie widzę. -zaczął go głaskać. Przymknął powieki i zaczął mruczeć cicho. Steve się uśmiechnął lekko i dalej go głaskał. Nie mógł Antoś zapanować nad tym i po prostu nie walczył z tym. -Widzisz jesteś bezsilny i musisz się poddać.
-W jakim sensie? - mruknął cicho.
-Musisz się położyć i poddać. - Antoś westchnął cicho i zerknął na niego. -Nie kocie oczka tylko kładź się. -powiedział jeszcze spokojnie. Tony mruknął i niechętnie się poddał kładąc się z powrotem na łóżko.
Blondyn podwinął trochę podkoszulek Tony'ego w górę i zaczął łaskotać jego brzuch ustami. Mężczyzna wgryzł się w język i przymknął powieki
-Huh? Nie będzie tak? Już nie lubisz? -mruknął cicho w jego brzuch.
-Nie, że nie lubię - mruknął cicho, ale nie chciał mówić mu, że jest zmęczony.
-Aleee? -muskał jego brzuch. Westchnął cicho i nie odpowiedział.
-Tony. -odsunął się od jego ciała patrząc na jego twarz. -No powiesz mi o co chodzi?
-Po prostu jestem zmęczony - westchnął cicho i uciekł wzrokiem.
-Do spania jeszcze, a nie żadne wymyślanie do pracy. -położył się obok niego.
-Naprawdę muszę zacząć pracować aby nadrobić wszystko...
-Naprawdę musisz spać ze mną, obok mnie aby nadrobić zmęczenie.
-To zdanie nie ma większego sensu - rzekł.
-Więc idziemy razem spać.
-Egh spałem już dziś za dużo...
-A mnie to nie obchodzi.
-Why?
-Spppaaaanko.. -szepnął mu do ucha i je przygryzł na co miauknął cicho.
-No dobrze - poddał się nie mając ochoty walczyć.
-A jak będziesz później grzeczny to się nad czymś zastanowię.
-Nad czym? - mruknął cicho z zainteresowaniem.
-Nad czymś -uśmiechnął się lekko.
-No dobrze - rzekł i wtulił się w Steve'a. Zaczął go głaskać po pleckach i uśmiechać się do niego. Tony zaczął cicho pomrukiwać gdyż Steve głaszcząc go bardziej usypiał jego.
Blondyn wtulił w siebie Antosia czuł jak bije od niego przyjemne ciepło i słyszał jak powoli usypia. Zmęczenie zwyciężyło, a Stark ponownie usnął w ramionach Rogers'a. W Wieży było spokojnie, bez kłótni nikt się nie sprzeciwiał takiemu systemowi no oprócz urażonego Zimowego Żołnierza, który już planował co zrobić aby spiknąć w końcu Tony'ego i Steve'a, nie wiedział jednak że między nimi się coś kręci potajemnie.
Nadchodzący wieczór zapowiadał się naprawdę spokojnie. Choć nie znaczy to, że gdzieś tam w odmętach słonej wody nie trwają przygotowania do wszystkiego, aby wielki plan Hydry w końcu się wykonał po wielu latach czekania. Dla jednych zapowiadał się spokojnie dla drugich była to kolejna godzina utrapienia i wysłuchiwania obelg, a dla innych jeszcze smutne błąkanie się między wierszami. W końcu tylko dwie osoby wiedziały o tym, że Fury wraz z kilkoma Agentami żyje, gdy Hydra świętowała choć i przygotowywała się do swych niecnych planów lecz najpierw sam Deadpool musiał się poddać.
To był ich główny cel bo nie mogli bez niego zaczynać kolejnej fazy, chłopak szkodził samemu sobie podpadając Goodmanowi.
Jednak chłopak podejmował się tego przyjmując każdy ból jaki mieli mu zadać. Nie chciał się poddać bez walki. Najpierw musieliby złamać jego i obietnicę, którą złożył piratowi.
Co wcale nie było takie łatwe, a Nick wierzył, że Wade da sobie rade z bandą popaprańców gdy tylko będzie miał więcej siły i, że ucieknie może w jakiś mniejszych procentach, ale że da rade, pirat ciągle był dobrych myśli.
Choć przy każdej z tortur Wade trącił nadzieję i chęć do życia to jednak nadal walczył... Nie chodziło tu już o niego. On mógł cierpieć i przyjmować ból, ale nie chciał ranić Spider-Mana i jego przyjaciół, a przecież szef Hydry od razu mu powiedział kto będzie jego celem na pierwszy rzut gdy go złamią. Więc dawało mu to więcej determinacji, by walczyć o życie bohaterów w końcu jego nie miało znaczenia. Gdy okaże się niepotrzebny to i tak go zabiją. Jednak musieli wziąć pod uwagę, że nie tak łatwo jest zabić Deadpool'a. Skoro jednak Tarcza znalazła sposób aby stał się śmiertelny to więc i oni planowali owy sposób znaleźć. Niby mieli wszystkie namiary na serum, które raz użyli na Wilsonie, ale nie byli co do tego pewni. Mogły, by wyjść większe komplikacje bądź to, że serum nie będzie działać. Dlatego musieli nad czymś innym pracować bardziej pewniejszym. Deadpool'owi odrosły kończyny choć ten proces nie bolał to i tak nie był zbyt przyjemny po długim czasie nieużywania tej umiejętności.
Gdy tylko odrosły mu kończyny przyszli po niego agenci Hydry. Nie walczył po prostu dał się prowadzić myśląc nad tym jaką kolejną karę da mu Goodmana. Szef prawie wychodził z siebie zły. Uspokoił sojuszników, ale został mu Wade. Spokojny i waleczny najemnik, który nie chciał ulec w żaden sposób.
Powoli brakowało mu na niego pomysłów jak inaczej można go ukarać, by się poddał. Wade dobrze znał większość kar i nie przepadał za żadną. Niektóre naprawdę były nie przyjemne. Hydra specjalizowała się tylko w karach. W bolesnych długich i cielesnych oraz psychicznych karach, które na długo zapadały w pamięć, ale tylko jedynie poprzez takie kary mogli mieć po swojej stronie więcej ludzi. Stwarzając z nich potworów. Deadpool przeżył dużo kar, kar które za młodu go podporządkowały i karały za niewykonane zadania, ale teraz nie chciał się dawać żadnej karze chciał walczyć przeciw nim.
Choćby musiał cierpieć katusze przez kary i tortury. Musiał to jakoś wytrzymać dla siebie i paru innych osób, które liczyły na to, że nie podda się i będzie walczyć do końca. I będzie po stronie dobra i razem pokonają raz na zawsze Hydrę. Choć tak bardzo chciał wierzyć w te myśli jednak miał gdzieś tam z tyłu głowy taką nić zwątpienia. Po raz kolejny stanął przed Goodman'em i Killerem, którzy chcieli wciągnąć chłopaka w jak największe bagno Hydry.
-Może złamie go zabawa z Wiktorem? - powiedział przy uchu szefa widząc, że nie zmieniło się zachowanie Deadpool'a.
-Miałem dzisiaj ochotę pobawić się w szalonego doktora, druty, prąd, krew, żrąca substancja, ale mówisz zabawa z Wiktorem. -zmyślił się.
-W końcu będzie musiał walczyć, a co nie złamie go bardziej niż walka?
-No niech będzie niech będzie.
-W końcu on obiecał nie walczyć, a jak to złamie to może i złamie się i on szefie...
-Nie możecie głośniej pierdolić? Słabo was słuchać! - powiedział Wade.
-Tak możecie go wziąć do Wiktora i dopilnować aby dojechał mu po całości, a i później przeprowadzić do mnie na te operacje i uciąć język niech się dławi.
-Ucinaj ile chcesz i tak odnośnie, a ja będę i tak cię obrażać! - warknął Deadpool - Nic nie warty chuju to Red Shull był bardziej szanowany od ciebie!
-Jak każesz na salę treningową ich umieścić? - spytał olewając słowa młodego.
-Tak sala treningowa będzie odpowiednia. -również olał wyzwiska w swoją stronę. -I ubrać mu te metalowe kajdany aby był bardziej bezradny.
-A obroże elektryczną? - spytał z uśmiechem.
-Również można założyć. Możecie iść!
-Nie jestem psem!!! - warknął głośno Deadpool i zaczął się szarpać.
-Za prowadźcie go do sali treningowej i ubierzcie w to co szef kazał wraz z obrożą! - Agenci wyciągnęli z gabinetu szefa Wade'a i zaczęli go szarpać na salę treningową na której miał się spotkać z Wiktorem. Sam Killer posłał po Wiktora aby znalazł się na sali treningowej. -Jego upór jest daremny - stwierdził do szefa.
-W końcu się podda, musi to zrobić, inaczej jest bezużytecznym śmieciem i go zabije, i sam się zajmę Avengersami i tym małym robakiem, wgniotę wszystkich w posadzkę nikt nie stanie mi na drodze!
-Jest szef pewny, że da radę przeciwko Avengersom sam? W końcu nie są łatwym przeciwnikiem... I czy idziemy popatrzeć na manto?
-Oczywiście, że nie pójdę sam na pewno mają pomoc, przeczuwam to, ale my mamy silniejszych. Możemy chwilę z niego się pośmiać.
-Racja szefie - kiwnął głową i ruszył ku wyścigu z gabinetu. -Będę w sali.
-Zaraz tam dołączę. -powiedział jeszcze na spokojnie. Killer wyszedł i skierował się do jedynej sali treningowej, która naprawdę była ogromna. Na samym środku czekał już Wiktor, który nie mógł doczekać się zabawy. W pokoju obok agencji starali ubrać na Deadpool'a ostatnią rzecz czyli elektryczną obroże. Z jednej strony ubieranie Wade'a w kajdany nie pozwalające ruch i obraża wydawały się proste nawet zbyt, a okazało się to nie małe utrapienie. Wiktor miał go urządzić i sprawić żeby uległ. Jednak Wade nie wiedział dlaczego muszą go w to ubierać i tak bez tego nie byłby w stanie nawet zabić w samoobronie i to w ogóle zabić. Nie chciał zabijać, bał się tego, że nie wytrzyma i zrobi większą krzywdę niż on zrobi jemu. Goodman miał nadzieję, że po tych kajdanach się złamie i że będzie walczył z Wiktorem, a jeśli by już zaczął się łamać włączył, by elektryczną obroże.
W końcu ubrali mu obroże zaciskając ją mocno pod szyją tak aby nie mógł do niej dostać. Po chwili wprowadzili go na sale gdzie na balkonie już dokładał wszystkiego Killer. Po chwili i sam Goodman zjawił się obok Killera i popatrzył w dół na salę z obojętnością. Agenci zostawili Wade na przeciwko Wiktora i ulotnili się.
-Widzę, że nie zdechłeś pod wodą - warknął Deadpool.
-Myślisz, że ty masz tylko super moce którymi się chwalisz? -powiedział spokojnie Wiktor.
-Cokolwiek byś miał to na pewno nie pomaga ci na mózg, którego nie masz!
-Mam i wiesz co te twoje gadki szmatki nic ci nie pomogą, a chciałbym w ogóle spytać jakbyś się czuł gdyby Hydra złapała twojego chłopaka i dostał by się pod moje ręce hm? -zaczął chodzić dookoła niego. Wade słysząc te słowa ścisnął ręce w pięści.
-Ja nie mam chłopaka... I gówno mnie ty obchodzisz. Nie złamiesz mnie, bo jesteś chodzącą tylko kupą sterydów!
-Nie masz, dobrze przekaże mu to później jak już z tobą się rozprawie, a mów sobie o mnie co tylko ci się podoba, tylko sobie kopiesz głębszy dół.
-Już dawno jestem w dole i nie z musisz mnie abym walczył - warknął.
-Tak zauważyłem to, że jesteś na samym dnie. Potrafisz tylko martwić się o swoją dupę, ale co tam Fury zdechł na marne, ten mały latający gnój i reszta debili w piżamach też zdechnie, bo czemu by nie i winowajcą będziesz ty sam jeśli nawet ich nie tkniesz, ich krew będzie na twoich rękach pamiętaj! - Deadpool zacisnął pięści mocniej.
-Jeśli myślisz, że tym mnie bardziej rozjuszysz próbuj dalej - wy warczał wściekle, ale stał ciężko w miejscu.
-Dobra jesteś do chuja nie podobny. -uderzył go w brzuch. -Nic z ciebie nie będzie!
Powinien się zgiąć po tym jak oberwał mocno w brzuch, ale tylko się zaśmiał czując ból. Wiktor zaczął ładować mu w brzuch serię mocnych ciosów. Jednak Deadpool nie ugiął się pod żadnym z nich. Agent podciął go tak że wywrócił najemnika na twarz a później zaczął go kopać. Chłopak ściskał mocno ręce i zęby aby powstrzymać się od walki. Mężczyzna wybił mu bark i miednice i wkurwił się gdy ten na to nawet nie zareagował. Gdy tylko Wiktor od niego się odsunął na chwilę. Nastawił sobie bark i przeturlał się w bok unikając kolejnego ataku. Jednak ten był szybszy i sprał mu twarz na kwaśne jabłko. Wade uderzył mocno pięścią w ziemię robiąc w niej w gniecie. Warknął głośno i podciął Agenta. Wiktor zaśmiał się szyderczo wstając i bijąc najemnika od nowa.
Nie mogąc już tego wytrzymać odrzucił od siebie mężczyznę na koniec sali i bez problemu pozbył się kajdan z rąk.
-Nareszcie rozmawiamy w tym samym języku! -zaśmiał się i wstał z ziemi podchodząc blisko niego. Z nóg również się pozbył problemu, który go tylko zwalniał i rzucił ciężkimi kajdanami w twarz przeciwnika.
Ten zanim dostał żelastwem w twarz złapał je w dłonie i ruszył na najemnika. Deadpool wyprostował się i dla utrudnienia schował ręce do kieszeni. Unikał wszystkich ataków, które zadawał Wiktor, ale sam nie atakował. Wiktor nawet spróbował przedziurawić rękę najemnika kajdanami i uciął mu tym samym rękę przy zagięciu i kopnął w kolano łamiąc mu kość. Wade nawet nie zaskomlał gdy to się stało. Wstał na równe nogi nie zwracając uwagi na złamaną kość.
-Co tak cienko? To już na helicarrierze nie biłeś jak baba - rzekł i kopnął go w jaja, a ręką którą mu nie odciął przyłożył mu w łeb.
-Aż tak ci mało? -warknął pod nosem i kopnął go w twarz z całym impetem. -Zniszczę cię śmieciu!
-Hahahahhaha - zaczął się śmiać - ty mnie? Wiesz kim jestem? Ty dla mnie jesteś nikim gdybym chciał to załatwiłbym cię jednym ruchem.
-To zrób to boisz się pobrudzić rączek? Do cholery rusz się! -warknął na niego gdy zaczął się śmiać.
-Co to za zabawa gdy się nie męczysz? Poza tym nie zabijam - rzekł twardym i stanowczym głosem -i nie mam zamiaru walczyć.
-Co to za zabawa gdy stoisz jak cipa na środku pomieszczenia i czekasz aż wszyscy będą cię dmuchać na prawo i lewo, bo tobie się nie chce zgiąć i walczyć. -wykpił z niego.
-Nie zaczynaj, bo nie będę walczyć! Jesteś gównem i tyle! Nie boję się ciebie, ani pseudo twojej mocy! - rzekł, a on zaczął się z niego śmiać.
-Ohom szmata się odezwała, lepiej połóż się i proś jak piesek, hau hau, a może chcesz za aportować rzucę ci twoją zgniłą rapą! - Wade prychnął i obszedł go ostrożnie oraz uważnie go obserwując.
-Może ja ci porzucam? - prychnął i wziął swoją rękę i przyłożył ją do kości, a dwie część zaczęły się regenerować wzajemnie. Jednak tak prosto nie było z Wiktorem nie dał mu zregenerować się całkiem. Chłopak w ostatniej chwili uniknął ataku na jego osobę. Był zmęczony ciągłym uciekaniem i ranami, które leczyły się... Zerknął w stronę balkonu gdzie stali i obserwowali jego. Chcieli aby Wiktor go zniszczył złamał jak na razie nic takiego nie miało nastąpić.
Wiedział, że ciężko będzie przeżyć tu i wiedział, że jak nie ulegnie to oni zajmą się sami Avengers, a on nie będzie mógł pomóc. Więc starał się walczyć, ale wiedział, że będzie musiał odpuścić w pewnym momencie i jeśli nie odpuści w odpowiednim momencie sam może zapomnieć o życiu. Musiał więc grać w grę z Wiktorem. Musiał on w końcu coś powiedzieć na tyle złego aby mógł rzucić się na niego z udawaną chęcią mordu. Lali się, lała się krew, łamały kości Goodman dalej pozostawał obojętnym na to, bo nie dostał tego czego chciał Wiktor pieprzył się zamiast złamać Deadpool'a, który padł w końcu zmęczony wypluł krew z ust i kaszlnął próbując złapać oddech.
-Jeśli masz chociaż procent mózgu nie wstawaj! -warknął na niego Wiktor. Chłopak wyczuł, że nie powinien już wstawać i po prostu schylił głowę w dół, ciężko dysząc. -Nauczyłeś się w końcu pod kogo masz nie podporządkować?! Teraz Hydra włada nie twój pojebany Fury, który nie potrafił cię uratować, bo zginął nie myśl se, że dane ci będzie szydzić z kogokolwiek jak nie przestaniesz pajacować. Hydra tak zrobi z ciebie pieska jakim byłeś dawniej!- Miał taką ochotę zabić go za te słowa, ale schylił się bardziej w dół. Musiał ulec aby żyć choćby musiał znowu grać i znowu zabijać niewinnych. Bo był w końcu pionkiem. - Każdego da się złamać ciebie również, a teraz masz wykonywać rozkazy Goodmana.
3407 słów
Czy Wade się poddał?
Czy Hydra zwyciężyła?
Co wydarzy się?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro